|
|
|
|
|
|
Sob Kwi 04 2020, 15:27 | | Sala Balowa Ogromne pomieszczenie sprawiające wrażenie lodowej jamy. Podłoga błyszczy, jakby była wykonana z najprawdziwszego lodu. Bogate kryształowe żyrandole w kształcie łodzi zwisające z sufitu odbijają promienie słoneczne, które wydają się odbijać od jasnoniebieskich „lodowych” ścian i podłogi. Okna od sufitu do podłogi skierowane na dolinę i górskie szczyty – niezapomniany widok. Tak bardzo niezapomniany, że nowocześni gospodarze wzbogacili się o taras ze szkła, na którym można wyjść nawet w najzimniejszy dzień, albowiem temperatura na nim wynosi zawsze tyle samo stopni, co w środku. Nie ma tu zbyt wiele mebli, można powiedzieć, że jest to jeden wielki parkiet. W kącie znajduje się podwyższenie – miejsce dla orkiestry, a dzięki ozdobnym kryształowym kinkietom echo nie odbija się od ścian. Sufit jest oczywiście zaczarowany, by przedstawiać niebo, dokładnie takie samo jak na zewnątrz. Podwójne drzwi są zwykle otwarte, a za nimi znajduje się imponujących rozmiarów jadalnia. |
| |
|
Sob Kwi 04 2020, 20:22 | | 1.01.1998 o 20:00 Sala balowa została należycie wyczyszczona przed przyjęciem, a w rogu na przygotowanym podeście orkiestra czekała na znak do rozpoczęcia zabawy. Nie musieli długo czekać. Równo o 20 pan domu postanowił przywitać zebranych i podziękować im za przybycie, jak na dobrego pana domu przystało. - Najmilsi - dłoń Kirilla Onegina, w której dzierżył kieliszek szampana, uniosła się nieco wyżej, a na sali zapanowała grobowa cisza. Siwowłosy mężczyzna w schludnym garniturze stał na podeście przed orkiestrą i uśmiechał się szeroko, trzymając w drugiej dłoni swoją maskę. Był gospodarzem, nie musiał się kryć przed swoimi gośćmi. Jego małżonka nie wychodziła już z tak optymistycznego założenia, bo ubrana na czerwono dama kryła całą twarz za złotą maską z czerwonym pióropuszem u góry. Nie widać było nawet czy posyła gościom uprzejmy uśmiech, czy już nawet nie sili się na takie grzeczności. Wystarczyło, że Kirill realizował się w roli gospodarza. - Niezmiernie mi miło, że tak licznie stawiliście się na nasze zaproszenie. Witajcie w naszych skromnych progach. Mam nadzieję, że ta noc będzie niezapomniana, pełna szampańskiej zabawy, a rok 1998 zostanie przywitany przez nas należycie. Nie przedłużając nadmiernie... bawmy się. Wasze zdrowie! - uniósł raz jeszcze kieliszek i zanim zdążył upić choćby łyka, orkiestra za jego plecami zaczęła grać radosne rytmy, które miały umilać gościom całonocną fiestę. Tace z trunkami lewitowały w powietrzu, a na okrągłych stołach zajmujących całą jadalnię postawiono złotą zastawę. Godnie i skromnie, jak na Oneginów przystało. Jedzenie czekało na każdego chętnego, wystarczyło powiedzieć do talerza, co się chce zjeść z menu, które to stało przy każdym zestawie sztućców. Alkohol można było znaleźć niemalże wszędzie, jeśli jednak ktoś potrzebował czegoś bardziej szalonego to barman piętro niżej, w Salonie Północnym, spełniał wszelkie zachcianki wysublimowanego towarzystwa. Gospodarze byli skłonni spełnić tego wieczoru każdą zachciankę swoich gości, więc... na co czekamy? Bawmy się, na koszt Oneginów! |
| |
Archangielsk, Rosja 29 lat błękitna majętny aktor |
Sob Kwi 04 2020, 20:54 | | Rok temu na balu u Oneginów byłem wystarczająco pijany, żeby umknęła mi duża część imprezy. Dzisiaj wszystko zapowiada się tak, jakby miało skończyć się podobnie – siedzę więc i czekam, aż dotrzemy na miejsce, na twarzy mając tę samą irracjonalnie głupią maskę, w tak samo świetnie skrojonym garniturze. Tym razem jednak mam ze sobą pieprzoną niańkę. Kogan nic nie mówi, gdy wysiadamy w końcu i stajemy przed kryształową twierdzą. Najwyraźniej wystarczy mu ta jedna konwersacja, którą odbyliśmy przed wszystkim – on uważa oczywiście, że nie powinienem pić, bo każdy kolejny skandal może stać się moim ostatnim. Bawi mnie to, bawi i może wkurwia jednocześnie, bo nie ma już Szury, nie będzie więc kontrowersji. Kogan, chociaż powinien uświadamiać to sobie jako pierwszy jako mój agent, chyba jeszcze nie wie, że bez Alexandra Mitrokhina jestem tylko żałosnym pijakiem, nikim przyciągającym uwagę tłumu na dłużej. Nie ma Ilyi Kuragina bez niego; każdy mój kolejny skandal będzie tylko nudnym wybrykiem dorosłego faceta, który nie potrafi pogodzić się z tym, że jest dorosły. Na sali balowej jest dziwnie duszno, a irytujący gwar rozmów dobiega mnie już przy wejściu. Domyślam się, kogo tu zastanę, te śmieszne maski nie robią przecież ze mnie debila, ale nie wiem, czy chcę rozmawiać z kimkolwiek. To właśnie problem wszystkich tych spotkań – że chociaż mają być zabawą, zmieniają się w niekończące się spotkanie towarzyskie. Ledwie zdołasz znaleźć sobie miejsce, może nawet uda ci się wymienić kilka zdań, które nie będą tak cholernie niezręczne i nudne, a już musisz zmienić grupkę, już dołącza do was ktoś nowy, już twój partner zaczyna spierdalać z tego układu, w którym próbujesz zatrzymać go na całą noc. Nienawidzę przyjęć. Nienawidzę tego, że Alexandr był jedyną osobą, która czyniła je chociaż odrobinę znośnymi. Po chuj właściwie przychodziłem? Dlaczego to takie ważne dla Kogana, żebym się tu pojawił? Bawi mnie ta jego gadka, że powinienem wychodzić z domu częściej, bo jest ze mną coraz gorzej – jak mam niby wychodzić do ludzi, skoro on nie pozwala mi pić? Cóż, przynajmniej mogę się najebać. Wzruszam ramionami jakby sam do siebie i ruszam w stronę najbliżej tacy z alkoholem. |
| |
Syrakuzy, Sycylia 31 lat medium błękitna bogaty celebrytka, skandalistka, klątwołamacz, astrolog, mecenas sztuki |
Nie Kwi 05 2020, 00:06 | | Rok temu na balu Oneginów nosiłam białą suknię projektu Evy, piękną, z cudownie wirującą spódnicą (on ubrany był cały na czarno, dopełnialiśmy się), i kolię, tę kolię. Jest jak żadna inna w mojej kolekcji. Najważniejsza, najdroższa, najpiękniejsza, bellissima. Ażurowa, misterna konstrukcja z diamentów, ciasno oplatająca się wokół mojej szyi, spływająca szeroko po dekolcie delikatną koronką brylantów. Jakby na mojej skórze rozpięto gwiazdy – iskrzy się, promienieje niemal. To biżuteria, która nie potrzebuje towarzystwa. Pamiętam, kiedy mi ją wręczył. Kazał mi stanąć przed lustrem i patrzeć, jak zapina mi ją delikatnie, z ostrożnością i czułością. Jeden z listopadowych, ciemnych wieczorów, to był chyba dziewięćdziesiąty piąty?, szósty?, daty mnie zawodzą, miesza mi się. Poprawiał mi loki, by były oprawą dla tej gwiazdy, chciał, by spływały równo po moich nagich ramionach. La Stella Polare, tak ją nazwał. Sam jej widok zabrał mi wtedy dech w piersiach. Dziwny był jej ciężar. Przypomina mi o tobie, powiedział mi. Najpiękniejsza i najdroższa w jego kolekcji. Hersilia, warta diamentów. Hersilia, gwiazda na własność. W mojej religii istnieje takie podanie. Hersilia, ta, po której nadano mi imię, najśliczniejsza i najszlachetniejsza z Sabinek, po śmierci swojego męża była tak zrozpaczona, że bogowie zlitowali się nad nią. Wiedząc, że nie może ona żyć bez Romulusa, zesłali na nią gwiazdę. Hersilia objęła ją i rozżarzyły się pukle jej miękkich włosów, i rozpromieniły się jej cudne oczy, i już nie sposób było poznać, co jest dzieckiem nieba, a co ziemi – i wzniosła się na nieboskłon, tam, gdzie czekał jej już utęskniony mąż. Nadano jej wówczas imię Hora i pod takim należy ją czcić, świętą boginię. Nie ma wiele więcej o niej historii, a jeżeli już, wszystkie łączą się z Romulusem. Ma więc sens, że nie mogła istnieć bez niego. Zabrakło elementu definiującego. Dziś jestem ja, jest La Stella Polare, jest biała suknia i odkryte ramiona, są równo podzielone loki. I nie ma jego. Jakie to jest wszystko bezwartościowe. Jak mi to wszystko brzydnie. Kryształowy Pałac jest zachwycający, jest cudowny, godny Junony, a jednak, gdy lawiruję wśród bajecznie ubranych gości, wśród kieliszków z rżniętego kryształu i nocnego nieba rozpościerającego się nad lodowym parkietem, nie czuję nic. Jestem pusta. Mam na sobie jeden z najdroższych naszyjników na sali, mam świat u stóp i jestem na najwspanialszym przyjęciu na świecie, a nie czuję nic. Czy to wszystko, co jest? To wszystko, co życie ma mi do zaoferowania? Pieniądze, klątwę, samotność i tytuł najpiękniejszej kobiety? Gwiazdę polarną pomniejszoną, by nieść ją na szyi? To już wszystko? Jeżeli tak, to równie dobrze może nie być nic. Wszystko mi jest już obojętne. Równie dobrze mogę pić i tańczyć. Opróżniam już czwarty kieliszek szampana ze srebrnej tacy. Bawmy się. Bawmy się! Jestem piękna i mój mąż nie żyje! Bawmy się! Podchodzi ktoś, mężczyzna, widzę to kątem oka, ale dopiero gdy odkładam któryś z kolei kryształ, obracam lekko w jego stronę głowę. — Pronto? — pytam odruchowo. Pronto. Bogowie. Nie wiem, co jest w tym takiego śmiesznego, ale bawi mnie to. Wybucham śmiechem, nagle, kładę dłoń na piersi, falującej szybko, rozbrzmiewającej tym głuchym dźwiękiem, śmieję się głupio i nie mogę przestać. Pronto! Prontoprontoprontopronto! Ty włoska szmato! — Przepraszam pana, pan po kieliszki? Niech się pan nie krępuje, niech pan pije, nic pana lepszego dziś tutaj nie spotka! I śmieję się znowu. Boże! Nieomal zginam się wpół ze śmiechu, robię kilka chwiejnych kroków w tył i znowu wprzód, do milczącego jegomościa, i śmieję się, śmieję, bawmy się, proszę pana, bawmy się! Za Alexandra! |
| |
Astrachań, Rosja 23 lata czysta zamożny klątwołamacz do wynajęcia, kolekcjonerka artefaktów |
Nie Kwi 05 2020, 11:25 | | I tak oto została częścią tej rodziny. Westchnęła cicho, wygładziła sukienkę - odpowiednio bogatą, odpowiednio czerwoną, odpowiednio podkreślającą wszystko, co powinna podkreślać elegancka sukienka - i spojrzała na Mishę kątem oka. To wciąż nie było oficjalne. Zaręczyny - tak, te owszem. Nazwisko wciąż jeszcze miała swoje. Czy ktoś się jednak łudził, że to długo potrwa? Ona już się nie łudziła. Ani trochę. Odkąd zamieszkali razem i wyznaczyli datę ślubu, zostały już tylko formalności. Czy jej to jednak tak naprawdę przeszkadzało? Nie była pewna. Bocząc się dla zasady nie miała czasu się zastanawiać. Gdyby jednak to zrobiła, gdyby pomyślała chwilę, to okazałoby się, że nie, że chyba jednak nie ma problemu. Z Mishą mieszkało się dobrze. Bardzo dobrze. Znacznie lepiej, niż zakładała, tak silnie przywiązana do swojej niezależności, że nie była zdolna sobie wyobrazić, by Onegin jej nie ograniczał. A on rzeczywiście tego nie robił. W każdym razie nie w takiej skali, w jakiej się tego bała. Nadal wracała, jak uważała za stosowne - i, niespodzianka, z własnej woli wracała wcześniej. Do łóżka Mishy dobrze się wracało, lepiej, niż do własnego. Nadal prowadziła swoje machlojki, nadal wychodziła z Idrizem, gdy potrzebowała coś załatwić i nadal była zapatrzona w swą kolekcję artefaktów jak cielę w malowane wrota, a Onegin... On po prostu był. Obok. Dla niej. Z nią. To nie było złe. To w zasadzie było całkiem przyjemne. Gderała na wyznaczoną datę ślubu - 14 marca, wskazała ją na chybił trafił wiedząc, że tym razem nie uda jej się odwlekać bardziej - ale z coraz mniejszym przekonaniem. Przy tym wszystkim zaś, nie ukrywajmy, szalenie przyjemnie było wsunąć drobną dłoń w dłoń Mikhaila i dać się wprowadzić na salę balową jak prawdziwa dama. Pokazywali się wcześniej razem, to jasne, nigdy jednak z takim przytupem. Zawsze udało jej się wymigać, wytłumaczyć wyjazdem, interesami niecierpiącymi zwłoki lub samopoczuciem nieodpowiednim do podobnych gali. Teraz nie próbowała się migać. - Jak myślisz, kiedy zaczną się skandale? - zapytała półgłosem, splatając swoje palce z palcami Mishy i prostując plecy. Gdy chciała, potrafiła zachowywać się godnie. Dumnie. Jak królowa, nie przymierzając. Teraz, o dziwo, chciała do tego stopnia, że matka musiała być z niej dumna. Bo, oczywiście, Tyanikovie tu byli. Musieli być. Nie mogli odpuścić podobnej okazji, prawda? - Z chęcią popatrzyłabym na jakieś grzeszki. Dla odmiany czyjeś, nie moje. - Uśmiechnęła się z rozbawieniem. Drobną twarzyczkę kryła zdobiona piórami maska w odcieni głębokiej czerwieni, idealnie pasująca do eleganckiej sukienki i wysokich szpilek. Spod niej strzelało zaś uważne, drapieżne spojrzenie, powoli łowiące kolejnych wchodzących gości. Ona z Mishą byli jednymi z pierwszych - musieli, w końcu to impreza Oneginów - teraz więc miała doskonałą okazję, by przeprowadzać stopniowo aktualizowaną inwentaryzację przybyłych. A to było ważne. Bardzo. Podobne spędy to woda na młyn środowiska plotkarskiego, a Elena lubiła być na bieżąco. |
| |
Syrakuzy, Sycylia 31 lat wieszczy błękitna bogaty jubiler |
Nie Kwi 05 2020, 14:13 | | Gdy pojawili się z Evą Zakharenko u bram Kryształowej Twierdzy, noc była jeszcze młoda. Hercules, nosząc zgodnie podarowany mu przez kobietę czerwony krawat, który dopasował do kupionego świeżo w Peterburgu garnituru, i tak samo czerwoną, dość skromnie ozdobioną maskę, cieszył się z tej wymiany prezentów i z obecności kobiety tuż obok. Nie przyszedłby sam – mimo kilku miesięcy, które spędził już w tym mieście, nadal czuł się obcy wśród rosyjskiej szlachty. Nie chodziło jednak tylko o to. Hercules wiedział, że wkraczał w świat Hersilii, wpychał się bezczelnie na jej teren, nie mówiąc o tym, że zaprosił jedną z jej najbliższych przyjaciółek, by ta mu towarzyszyła. Jego siostra musiała być wściekła, szczególnie że sytuacja między nimi zmieniała się dynamicznie. Bastardo impertinente, co? Ale wiedział też, że nie istniał inny sposób, by poznać Hersilię chociaż odrobinę, niż obejrzeć sobie jej życie z bliska. Robił to zawsze, tak, zawsze zagarniał sobie tę część jej życia, która mu się nie należała i czuł się z tym tak okropnie, ale trudno. To był konflikt tragiczny – cokolwiek by się nie stało, miał zostać tym złym. Dlatego dzisiaj Hercules obiecał sobie, że spróbuje się dobrze bawić. Eva była idealna, w dodatku doceniał jej gust i to, jak sprawnie obracała się w świecie mody. Lubił jej towarzystwo, polubił je już wtedy, gdy przyszła do jego salonu, żeby zaproponować współpracę. Nie chciał psuć wieczoru swoimi wątpliwościami, nie mówiąc już o tym, że sam znał tylko jedno lekarstwo na dręczące go problemy – uśmiechać się szeroko i śmiać się głośno. Uśmiechnął się więc do swojej towarzyszki, łapiąc jej wzrok. - Nie podziękowałem pani za ten krawat – rzucił miękko. – Jest świetny, idealnie dopasowany.Bał się trochę, że odstraszy ją forma zaproszenia; nawet mu wydała się może nieco zbyt impertynencka. Fakt, że mimo tego zgodziła się mu towarzyszyć, sprawiał tylko, że Hercules doceniał Evę bardziej. |
| |
Petersburg, Rosja 32 lata przyłożnik półkrwi zamożny pianista |
Nie Kwi 05 2020, 16:36 | | Maski na maskach - śmiech zerwał się, szarpiąc za struny duszy, ukrytej za ostygniętą taflą owianej mgłą perfum skóry, miażdżony uprzejmie skrojonym wyrazem twarzy, subtelnym, subtelnie też pewnym siebie. Dopasowany garnitur bez skazy objął sylwetkę, górna połowa oblicza stała się niewidoczna za wymaganym dodatkiem. Czuł lgnące, ciekawskie spojrzenia, jak ćmy błąkające się w dusznym od feerii zjawisk powietrzu. Dzisiaj, podobnie jak inni, zamieniał się w mniej albo bardziej zawiłą formę zagadki, z biegiem chwil poddawaną oszlifowaniu spostrzeżeń - dzięki nim można było rozpoznać znane imiona, nazwiska kłębiących się uczestników balu. Elegancja. Ideał. Mógł przecież być idealny, okryty czarem, zaciskającym się na percepcji każdego, kto znalazł się nieopodal. Mógł być dostojnym dziedzicem. Mógł, mógł, bogowie, mógł wszystko. Zanosił się śmiechem w myślach, przenikał swobodnie ze zgromadzeniem osób, które w niespiesznych krokach płynęły do kryształowej sali. Zmierzali wszyscy, którzy powinni przyjść oraz wszyscy, upatrujący okazji w kuszącej aurze niewiedzy. Ile balów, ile bankietów, ile przeróżnych spotkań, ile alkoholu, który przechodził z późniejszym pieczeniem w gardle. Ile wpatrzonych kobiet, które mógł zwodzić, bawiąc się ich ufnością jak zaślepiony bogactwem łupów drapieżnik. Ile kłamstw, które mógł wypowiedzieć. Ile schematów. Znużony magiczną elitą i pustką większości rozmów, pojawił się w towarzystwie Nadyi; odczuwał niezmierną wdzięczność, niegasnącą od chwili, gdy ostatecznie przystała na propozycję. Wiedział, że w obecności kobiety, spędzi wspaniale tę uroczystość ( oby ze wzajemnością). Mimowolnie, przyjemny posmak zwycięstwa niósł się po jego wnętrzu; dumy, że właśnie z nią wkracza w mur posiadłości, piękną, nieznaną krótkowzroczności niektórych arystokratów. - Uwielbiam tłumy - powiedział do niej dyskretnie; głos jego opadał ulotnym, ściszonym istnieniem w pobliżu ucha kobiety. Biada tym, którzy pragną uciekać, którzy drżą przed chaosem tłumu - jak wiele barwnych doświadczeń omija ich marazm życia (!). Cięciwa skandalów napina się, kiedyś pęknie. Wysłuchał powitalnej przemowy, unosząc smukłą, rozbłyskującą widowiskami refleksów szklaną figurę kieliszka. Szampan. Toast. Uśmiechnął się do kobiety. Bawmy się - wygłosił wcześniej gospodarz. Bawmy się.
Ostatnio zmieniony przez Lev Abramov dnia Pią Maj 29 2020, 00:20, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Kruzhylivka, Ukraina 28 lat brudna zamożny pisarka (ps. Kazimir Terekhov), właścicielka wydawnictwa "Tsaplya" |
Nie Kwi 05 2020, 18:54 | | Z początku stanowczo oporna wobec wizji spędzenia wieczoru w środowisku tak jej odległym i obcym, przepełnionym oślepiającym nienawykłe źrenice blichtrem, musiała wreszcie ulec – nie tylko Lvu, któremu istotnie trudno było odmawiać, ale też własnej rozbudzonej nagle ciekawości. Nie miała dotąd wprawdzie nigdy okazji pojawić się na wydarzeniu podobnej rangi; odmówić sobie skorzystania takiej okazji byłoby przejawem słabości w obliczu własnych, szarpiących duszę, niepewności, niepodważalnym symptomem zakrytego wymówkami tchórzostwa, którego nie potrafiłaby później sobie wybaczyć. Wychodząc więc zuchwale naprzeciw swoim obawom wynikającym z uporczywej świadomości własnych niedostatków, opierając się z ufnością na ramieniu Abramova, zanurzyła się w ogłuszającą entropię rozmów, perlistych śmiechów, brzęku kieliszków i rzucanych ponad nimi napastliwych spojrzeń. Muzyka, której tony drgały ponad tym wszystkim, czyniła ten zgiełk nie tylko znośnym, ale wkrótce, kiedy opadł pył pierwszego, nieuniknionego oszołomienia, także w dziwaczny, nieznany jej dotąd sposób, przyjemnym. Pokrzepiające towarzystwo Lva natomiast pozwoliło jej uniknąć zawahania, jakiego się obawiała, zachować pewność i grację kroku, umniejszyło również poczucie obcości i nieadekwatności. Czarna, cienka organza oblekającej jej ciało sukni w rozkoszny sposób drażniła jej skórę, wrażliwą i rozgrzaną od ekscytacji, do której Nadya nie ośmieliłaby się przyznać. Okrywała jej blade ramiona misterną, połyskującą siatką, odsłaniała natomiast głęboki dekolt, którego łagodne wgłębienie mieniło się subtelnie, z przekornym rozmysłem potraktowane rozświetlającym olejkiem. Lekkie warstwy eterycznego materiału, poddającego się z wdzięcznością liniom sylwetki, obciążone były misternym wzorem haftu z połyskującej ciemnej nici, w którego splotach błyskały ogniste zdobienia, żarzące się złotem i oranżem w czerni organzy niczym rozpalone karneole i drogie bursztyny, chwytając z lubieżnością refleksy światła i zaciekawione spojrzenia. Nadya, wysłuchawszy przemowy gospodarza, choć o wiele bardziej przejęta dyskretną obserwacją jego gości, uniosła spojrzenie rozszerzonych w dokładnie odmierzonej dawce podniecenia źrenic na ukrytą pod maską twarz Lva, wyginając pociągnięte wyrazistą szminką usta w bezwiednym uśmiechu. Jej czarna maska, ozdobiona w umiarze płomiennymi detalami odpowiadającymi tym łyskającym na sukni, poczynała dodawać jej nie tylko pewności siebie, ale też wyzwalającego poczucia swobody. W przeciwieństwie do niego, tłumy ledwo tolerowała - jednak nie dzisiejszego wieczoru. – Ja ich, jak się pewnie domyślasz, nie znoszę; ale nie ma to znaczenia, bo tej nocy nie ma żadnej Nadyi, żadnej nudnej Kozhukhovej. Tej nocy pokażesz mi, jak bawią się tacy jak wy i jaki smak ma wasza bogactwem szyta beztroska – rzuciła w tonie w pewien sposób wyzywającym, nie z przypadku stawiając przepaść między sobą a nim tak stanowczym ja i wy. – A ja, tylko tej nocy, udam, że wcale nie jest mi wstrętna.
Ostatnio zmieniony przez Nadya Kozhukhova dnia Nie Kwi 05 2020, 19:29, w całości zmieniany 2 razy |
| |
Archangielsk, Rosja 29 lat błękitna majętny aktor |
Nie Kwi 05 2020, 18:58 | | Pronto. Nigdy nie zapytałem Szury, dlaczego kupił sobie żonę; słyszałem jednak żarty, wszystkie te puste spojrzenia lśniące odbitym światłem świec, jakby w nich naprawdę nic nie było, jakby oni byli od razu dłońmi (bez stojącej im na drodze myśli). Pytania, zawsze doprawione tym samym ohydnym uśmieszkiem, gierki słowne z kapitałem i lokowaniem go w kobiecie, komentarze, wieczne komentarze i oceny tego, czy było warto, czy to w ogóle mu się opłacało, czy ona jest wystarczająca, czy jej wartość jako przedmiotu jest tak wysoka, że może zastąpić mu te jebane smocze jaja. Stałem, patrzyłem na nich i milczałem, gdy na moich oczach rozgrywała się licytacja tego, ile warte jest ludzkie życie. Szura nie wydawał się wcale tym oburzony. Enigmatyczny (żeby nie można było mu było zarzucić całkowitej bezwzględności) i pełen pobłażania dla ich niewinnych, męskich zabaw? Tak, to na pewno, sukinsyn. Ale potem, gdy zostawaliśmy już sami, z niego znikało to rozbawienie; nie było w nim śladu po tej zwierzęcej pustce, którą można było znaleźć na ich twarzach. I wiedziałem wtedy, że on nie kupił sobie żony, ale też jej nie uratował, wiedziałem, że to nie ma żadnego związku z tym, że Hersilia Caravaggio była prześliczna albo mogła mu zwrócić swój majątek. Jako człowiek była całkowicie bezwartościowa, przynajmniej dla niego. Nie kupił jej, nie zaopiekował się nią – wplótł ją w swoją historię, to zrobił. Zawsze wiedział wcześniej, czego będzie potrzebował. Wiem to, dopóki jestem trzeźwy, wiem, kto odgrywał jaką rolę w jego cholernym teatrze. I teraz też umiem się tym brzydzić, jebany sukinsyn. Oni nie rozumieli. I ja też nie rozumiem, gdy z dłonią już zaciśniętą na kieliszku szampana wpadam na zamaskowaną kobietę. Wystarczy, by się odezwała (chociaż coś szepcze mi już wcześniej, że przecież ją znam, znam tę sylwetkę, te oczy, tę smukłą szyję zawsze uzbrojoną w diamenty; znam Hersilię Mitrokhinę na pamięć, on mnie jej nauczył, a może to tchórz we mnie, który słuchał ich ohydnych, bezczelnych żartów), żebym ją rozpoznał. Hersilia Mitrokhina pijana jak świnia w kolii wyglądającej na wartą tyle, co cała biżuteria na tym przyjęciu zebrana razem. - Hersilia? – pytam niepewnie, słysząc twoją bełkotliwą gadkę. Coś jest nie tak. Ja pierdolę, wszystko jest nie tak. Łapię cię za ramię, ostrożnie, jakby mogło pęknąć pod moim dotykiem. Odruch, pieprzony odruch, zabieram palce niemal natychmiast, chociaż coś we mnie wciąż pamięta. Pronto. Mówiłaś tak do nich, smutna ofiara tego przedstawienia, niechroniona przez nic, nawet przez te drogie kreacje, przez biżuterię oddzielającą cię od ich wzroku. Widziałem cię wtedy; teraz to wspomnienie wypala we mnie dziurę, rzuca mnie na kolana i odbiera mi siłę. Nie umiem zdecydować, czy chronić się przed tobą, czy chronić cię przed nimi, Hersilia, ono sprawia, że nie potrafię. Powiedz, zdradź mi cokolwiek chociaż teraz, gdy widzę, jak pijana jesteś, czy ty w ogole potrafisz być prawdziwa? Czy widziałem wtedy nagą Hersilię Mitrokhinę, czy tylko zapomnianą już, mityczną Hersilię Caravaggio? - Wszystko dobrze? – głupie pytanie, zdradza mnie przed tobą w dziwny sposób, może taki, w jaki nigdy jeszcze się nie zdradziłem. Oto on, Ilya Kuragin, najbardziej obnażona osoba na sali. Widzieliście, jak spojrzał w ekran w swoim ostatnim filmie? On musi być prawdziwy. On na pewno jest prawdziwy, dokładnie taki, jakiego go sobie wyśniliśmy. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj coś jest nie tak. Patrzę na swój kieliszek z szampanem i nagle przechodzi mnie dreszcz obrzydzenia, powraca jakiś dziwny, dawno już zapomniany niepokój. Odstawiam naczynie na tacę. Muszę zapalić. Muszę stąd spierdalać. Ale stoję, patrzę i się nie ruszam – jak zawsze, teraz jednak robię to wbrew sobie. Pronto. Wyglądasz tak, jak tamtego dnia, gdy braliście ślub. Wszystko dobrze, Hersilia? |
| |
Petersburg, Rosja 20 lat cień czysta bogaty Królowa Avoski; córa ojca, fotografka |
Nie Kwi 05 2020, 19:34 | | Zawód rozprzestrzeniał się w meandrach żył. Milczenie dewastowało splądrowany przez ogrom myśli umysł. Miała jakby dosyć, a zarazem – wciąż było jej mało. Słowa spisane piórem Gavrila sprawiły, że wspomnienie odżyły, zaś serce zakołowało w piersi. Pamiętała wszak każdą wiadomość i pergamin dostarczony do mężczyzny, co mogło świadczyć o sentymentach jakie względem niego żywiła. Bolał ją jednak fakt, który odciskał się piętnem na krótkiej linii życia. Czy gdyby i on wiedział – kim rzeczywiście jest – zechciałby podarować jej czas, którego nie posiadał w nadmiarze? Serce zakołowało w piersi, kiedy przekroczyli próg sali balowej. Oddech spłycał się, a przytłoczenie spowodowane zbyt wielką ilością przepychu, powoli zaczęło wypalać w niej głębokie rany. Bała się, że nie zapanuje nad przeklętymi zdolnościami i na oczach najbardziej szanowanych i wpływowych ludzi odmieni się niekontrolowanie. Nie. Nie. Nie. Na Welesa!, nie mogła przecież pozwolić ziścić się straszliwym scenariuszom, które niewątpliwie stałyby się pożywką dla niezrozumienia zgromadzonych. - Powiedz mi, mój drogi, dlaczego właściwie wybrałeś mnie? – spytała z subtelną linią uśmiechu, która rozciągnęła skąpane w karminie wargi. Czerń sukni kontrastował z bladością skóry oraz intensywnym kolorem, którym muśnięte były usta Svetlany, co dodało jej nuty elegancji i powagi. Delikatny materiał opinał wątłą sylwetkę Lebedevy – podkreślając kobiecą krzywiznę ciała, mienił się w świetle, zaś maska bezsprzecznie ukryła tożsamość córki wybitnego mecenasa, który również zaszczycił swą obecnością Oneginów. Podążała tęczówkami za jego postacią, lecz bezsprzecznie skupiła się na Gavrilu, w którego wlepiała teraz jasny ocean spojrzenia. Niesforne loki odgarniała z czoła, wreszcie oplatając smukłymi palcami ramię Kuragina, by dał jej cień wsparcia, kiedy na tych cholernych obcasach próbowała iść - nie potykając się i upadając niczym spadająca gwiazda estrady. - Chciałabym zadać ci wiele pytań, ale obawiam się, że zabrakłoby nam wieczoru. Prozaicznie zatem… Opowiedz mi, co u ciebie wydarzyło się przez ten czas – delikatna nuta głosu rozbrzmiała w najbliższym otoczeniu, zaś ona pozostawała nieodgadnioną towarzyszką, która tego jednego wieczora mogła stać pożądaną zagadką ciekawskich. Nieustępliwie zaciskała dłoń na przegubie arystokraty, ściągając na siebie pełnię jego atencji. Robiła to w sposób egoistyczny, chcąc się nim nacieszyć, jak gdyby mając wrażenie, że w niedalekiej przyszłości zdoła odczuwać feerię skomplikowanych uczuć, które zdewastują pozorność spokoju, jaki obecnie przejął nad nią kontrolę. |
| |
Moskwa, Rosja 27 lat błękitna majętny przedsiębiorca w rodzinnym biznesie, lichwa |
Nie Kwi 05 2020, 20:53 | | Semyon nie potrafiłby się do tego przyznać, ale kiedy zobaczył tłum ludzi, którzy zdecydowali się przybyć na bal u Oneginów, zdecydowanie docenił to, że jego maska zasłaniała większość twarzy. Była czarna wszędzie poza krawędziami, które świeciły się dzięki szczodrej ilości złotego brokatu i odrobinie magii. Odsłaniała tylko oczy i dolną połowę twarzy, poniżej nosa, a po bokach twarzy zbiegała nieco niżej, prawie do linii szczęki. Projekt był prosty, minimalistyczny, męski. A skoro już tak bardzo się postarał, czy nie wypadało, żeby został na dłużej? Przemówienie Kirilla było… jak większość przemówień. Nikt nie przybył tam w końcu, aby słuchać nestora, mimo że to na jego koszt mogli pić, jeść i bawić się do rana – niekoniecznie w tej kolejności. Semyon ogarnął wzrokiem swoje otoczenie i podjął decyzję, żeby wycofać się z centralnej części sali, zanim ktoś wciągnąłby go do pierwszego tańca. Zamiast tego chwycił kieliszek szampana i wychylił go jednym haustem. Z przykrością jednak odkrył, że nawet nie poczuł, jak trunek spłynął po jego gardle. Na pewno na dole mieli coś mocniejszego. Na przykład whisky. Niektórzy wzięli sobie słowo „maskarada” do serca i Semyon nie mógł rozpoznać ludzi, którzy wirowali w tańcu, chociaż nie powstrzymało go to od zgadywania. Czy ktoś rozpozna mnie?, zastanawiał się i skrzywił na tę myśl. Liczył, że taka przykrość go nie spotka i pozostanie nieznajomym, którego niektórzy zapamiętają z wspólnego tańca, a inni z niezobowiązującej rozmowy. Poza tym, jeśli popełniłby jakieś faux pas w rozmowie, nikt poza nim nie wiedziałby, że tak się stało. Mógłby zniknąć po następnym słowie i uniknąć przykrych konsekwencji. Tak, to wydawało się kuszące. Przybycie bez pary na taki bal mogłoby być może zostać odebrane dość dziwnie, ale maska chroniła go i przed tym. Maska dawała mu wolność. Więc dlaczego nie miałby skorzystać z takiej okazji? Druga na pewno nie natrafi się szybko. Zrezygnował na razie z poszukiwań silnych trunków i zadowolił się kieliszkiem białego wina, którego zawartość przetrwała w połowie pierwszy łyk. Planował pokierować swoje kroki w stronę jadalni, gdzie, jak widział, zebrała się grupa mężczyzn żywo o czymś dyskutujących, ale na drodze jego wzroku stanęła pięknie ubrana nieznajoma. Dlaczego nie ma partnera?, pomyślał, próbując ocenić jej wiek. Nie uważał, żeby wypadało tak młodej kobiecie iść samej na bal. Nie wydawała się być starsza niż Daria. Dlaczego więc nikt jej nie towarzyszył? Dlaczego nikt nie zaprosił jej do tańca? Już wiedział, że musiał chociaż porozmawiać z tą kobietą. Może nie musiał całą noc radzić sobie bez partnerki? Przechylił kieliszek, wypił resztę obrzydliwie słodkiego wina i podszedł bliżej, wreszcie krzyżując spojrzenia z nieznajomą. – Czy mogę porwać cię do tańca? – zapytał, starając się uśmiechać uwodzicielsko, ale przy tak małej ilości alkoholu we krwi efekt nie był nawet w połowie tak dobry. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Nie Kwi 05 2020, 22:24 | | To nie ma znaczenia – tylko ta nachalna myśl obijała się o ostre kąty umysłu, kiedy Grisha przypatrywał się swemu odbiciu w zwierciadle. Wybije północ taka sama jak trzysta sześćdziesiąt cztery przed nią i trzysta sześćdziesiąt cztery po niej. Przerzucona w międzyczasie karta kalendarza nie ma żadnego znaczenia. Nieskazitelna biel koszuli sprawiała, że skóra Mitrokhina wyglądała choro, szaro jak popiół. Przyjemnie sztywny materiał nie ustępował niecierpliwym ruchom, kiedy szarpał za drobne biżuteryjne guziki. To nie ma znaczenia. Bal u Oneginów, jak co roku, był po prostu kolejną okazją do hucznej zabawy, kolejnym siedliskiem krwiożerczej plotki, która wybudzała się na tę jedną noc z zimowego letargu. Kiedy Grisha zaczął się przygotowywać, słońce zachodziło za kaukaskie góry, nie dał sobie wiele czasu. Wygładził klapy marynarki, granatowe podobnie jak zawiązana pod szyją mucha. Ubierał się szybko, mechanicznymi ruchami. Bale noworoczne należały do codzienności, spowszedniały mu już dawno. Przestał zaprzątać sobie głowę konwenansami pokroju braku partnerki, nie tracił czasu na wybór masek rzekomo mających zapewniać anonimowość. Nie wkładałby maski, gdyby nie był to wieloletni zwyczaj, a że u Oneginów wypadało się pokazać – nie miał wyboru. Włożył prostą czarną maskę kryjącą okolicę oczu, a resztę jego twarzy pokrywał teatralny makijaż. Czoło, policzki, brodę i szyję miał pomalowane na biało, zaś odcieniami szarości i czernią odcinały się na tej podstawie zarysy kości jarzmowych, nosa, żuchwy. Usta niemal zniknęły z jego twarzy, ledwie muśnięte cieniem. Włosy, zaczesane gładko do tyłu , również pokrywała biel. Zamrugał kilkukrotnie, zmęczony. Poznają go, Dimitry, Lisa, z pewnością także kilkoro innych, a może i wszyscy – nie dbał o to. Nie dostrzegał w noszeniu maski obłaskawienia występków, obietnicy wolności zakrawającej na perwersję. Jak co roku, szedł patrzeć, jak inni porzucają samokontrolę. Pić zaczął od wejścia, wiedząc, że nic lepszego od zimnej wódki nie spotka go na tym balu. Pił więc i czekał, obserwując czujnie strzeliste sylwetki mężczyzn, strojne w kilometry materiału i tony diamentów ciała kobiet. Szybko zaczął skupiać się na diamentach bardziej niż na dekoltach, które zdobiły. Skromnie oprawne rubiny, szafiry o eleganckiej poświacie, wszechobecne złoto, tysiące, miliony rubli, a to wszystko wirujące w takt muzyki. Grisha pił dalej. Aż w końcu zobaczył, poznał, tę samą co przed rokiem sieć brylantów skrzącą się pysznie w świetle żyrandoli. Dwa miliony czterysta tysięcy rubli, piękna misterna robota. Pamiętał dzień, w którym na prośbę Szury znalazł i kupił ten naszyjnik. Dzień, w którym zobaczył go na niej po raz pierwszy, choć tylko oczyma wyobraźni. Tylko jedna kobieta na świecie może nosić na szyi całe niebo z diamentów i wciąż przyćmiewać je swym własnym blaskiem. Grisha uśmiechnął się słabo. Patrzył na nią długo, póki nie zgubiła się w tłumie. Wypił jeszcze, potem uznał, że powinien z którąś zatańczyć. |
| |
Petersburg, Rosja 27 lat czysta bogaty za dnia właścicielka domu mody, w nocy zaś okultystka |
Nie Kwi 05 2020, 23:58 | | Na dzisiejszy wieczór jak zapewne sporo pań poszła w czerwony kolor. Chciała mieć jednak wyjątkową sukienkę, dlatego przyszła w kreacji, która miała wejść do sprzedaży dopiero za parę miesięcy. Skąd to wiedziała? Otóż ją zaprojektowała. Dół sukienki był niesymetryczny - prawa strona zakrywała całą nogę, nie licząc stopy (w końcu nie chciała jej przydeptać), a im dalej materiał szedł na lewo, tym bardziej było widać że dąży do odsłonięcia jej łydki aż do połowy kolana. Przód i część dołu na talii obszyła lekką koronką, tylko tyle, by ozdabiała i nie zostawiała złudnego wrażenia, że sukienka jest nad wyraz sztywna i szorstka. Prócz tego miała lekko błyszczące się szpilki z paskami sięgającymi kostki i czerwoną maskę zasłaniającą pół twarzy, dopasowaną do szpilek. Z niej wychodziły z lewej strony dwa białe piórka, pasujące kolorystycznie do otrzymanych od jej dzisiejszego towarzysza kolczyków z białego złota. Caravaggio w pierwszym momencie mógł jej nie rozpoznać na miejscu ich zbiórki, bo na czas balu dla niepoznaki wróciła do naturalnego koloru włosów - ciemnego blondu przypominającego momentami bardzo jasny brąz - jednakże założyła maskę dopiero, gdy ktoś mógł ich rozpoznać przed salą balową. Mieli w końcu pozostać anonimowi. Dopiero wtedy włożyła na siebie nakrycie twarzy i poprawiła włosy, które układała na prawym ramieniu, by spływały swobodnie. - Nieprzyzwoicie pan przystojny dzisiaj, panie Caravaggio - skomplementowała go. Naprawdę się cieszyła, że ją zaprosił. Trochę się bała, że nikt jej nie zaprosi, że nikogo nawet taka młoda, ale jednak wdowa nie zainteresuje - szczególnie przy Hersilii, która bywała i umiała przede wszystkim bywać na świeczniku. Ciekawe czy się z nią rozpozna? - Nie ma za co. Cieszę się, że panu służy - posłała mu piękny uśmiech. Lubiła, kiedy doceniano jej pracę, a ten krawat jednak był jej autorskim projektem. Wchodząc wzięła ze sobą szampana na aperitif i z uwagą wysłuchała krótkiej przemowy. Para obok wdała się w dyskusję na temat wyborów i uznając, że to może jakiś pretekst sama postanowiła iść w podobny temat. By sobie odpuściła, ale cóż, wybory tuż-tuż. - Wiem, że nie powinno się podejmować tematu polityki, ale słyszę, że ludzie zaczynają dyskusje od tego zamiast od tańców, więc może dobrze, by pan rozważył na kogo głosuje? Nawet by móc odpowiedzieć coś dla świętego spokoju - podprowadziła ich do stołu z jedzeniem uznając, że najlepiej się rozmawia przy przekąskach. - Jeśli pana interesują wybory, a mam nadzieję, że tak polecam partię Sabatu. Wiele osób uważa, że to zimni konserwatyści, ale myślę, że w porównaniu do socjalistów z Rodiny nie biorą się za projekty, na które ich nie stać, a do tego nie są ksenofobiczni jak Separatyści - patrzyła na jego reakcję czy zechce dowiedzieć się więcej, czy będzie miał dość, a może się przekona do jedynego słusznego wyboru?
Ostatnio zmieniony przez Eva Zakharenko dnia Sro Cze 10 2020, 15:09, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Archangielsk, Rosja 35 lat błękitna majętny amnezjator i klątwołamacz w Ministerstwie Magii |
Pon Kwi 06 2020, 01:41 | | Przepych i krasa posiadłości Oneginów nie zaskakiwały go. Znał i, jak dotąd, bezsprzecznie pogardzał owym pretensjonalnym naśladownictwem kształtów wielkiego bogactwa, bez poważnej próby jakiejkolwiek aranżacji, zupełnie jakby skrząca, zwierciadlana podłoga, wykładane diamentami żyrandole i przeszkolone tarasy miały być jedynie wymuszonym dowodem ich prosperującej chwały, próbą odgrodzenia się od przeszłości, której daleko było do rewerencji, pomyślności czy choćby zbrukanego uznania ze strony Kuraginów. Blichtr bez treści, szych bez stylu - Kryształowa Twierdza Kirilla Onegina. Kroczył dumnie i z powagą, u boku Svetelany, której długa, czarna suknia z eleganckim rozcięciem po prawej stronie podkreślała szczupłą, drobną sylwetkę, eksponując jasny dekolt i pełnię kobiecej figury. Gdyby mógł - darowałby sobie niewygodną, czarno-czerwoną maskę, przysłaniającą twarz, udekorowaną pojedynczymi, ciemnymi piórami, które irydowały blado, mieniąc się odblaskami niecodziennego kolorytu pośród świateł kryształowych lamp i lśniących ścian lodowej posiadłości. - Brakowało mi naszych rozmów. - odparł cicho, przebijając się niskim barytonem przez gwar rozmów i echo wybrzmiewającej w tle muzyki. Podczas gdy Svetlana brzmiała tak, jak gdyby dopiero co wyrwano ją z eterycznej drzemki, w jego głosie słychać było miliony wypalonych papierosów, tysiące wypitych kieliszków i setki bezsennych nocy, zbiegających się w jeden, silny nurt poważnego tonu, który nawet w przyjemnych rozmowach towarzyskich trącał oschłą etykietą i surową kurtuazyjnością charakteru. - Bankiet nie jest być może najlepszą okazją do wyjaśniania starych niedomówień i insynuacji, których nie chciałbym z resztą dzisiaj narzucać. Cenię sobie twoje towarzystwo.Uniósł głowę wyżej, obejmując spojrzeniem salę balową, próbując doszukać się w tłumie zaufanych twarzy, dostrzegając jednak tylko kolorowe pozory, znajome, a jednak całkiem obce sylwetki, poruszające się onirycznie pośród jasnych świateł i wykładanych drogocennymi kamieniami ścian ogromnej posiadłości. Domysły, choć obecne, pozostawiały go bezsilnego wobec sytuacji, która rozgrywała się na sali, odwrócił się więc z uprzejmym uśmiechem w stronę kobiety, wysuwając dłoń, pozwalając jej podeprzeć się na swoim ramieniu. Obecność Lebedevy w pewien przewrotny, niezrozumiały spokój wyzwalała w nim zaskakujący spokój, wymuszając ścisłość powinności i polemicznego, nieprzychylnego toru myśli, niesprzyjających pijanym gościom i przesadnej wystawności Oneginów. - Nie chcę zanudzać cię polityką, ostatnio w Rosji, a więc także w moim życiu, dzieje się niewiele więcej poza nią. - uśmiechnął się krótko, pozwalając sobie na cień dawnej poufałości, która zdawała się ostatnio rozmyć i zblednąć, zatraciwszy dawne rysy, przezornie wystrugane kształty starej znajomości. - Czego się napijesz? |
| |
Moskwa, Rosja 31 lat błękitna majętny sędzia Magicznego Sądu ws. karnych, teoretyk i filozof prawa, przedsiębiorca |
Pon Kwi 06 2020, 03:08 | | Wiele spodziewano się po dzieciach nestora Aristovów, a dziś, przede wszystkim, spodziewano się ich obecności w Jekaterynburgu. To był jeden z tych balów, na którym należało być: jedno z największych wydarzeń towarzyskich roku, tradycyjnie wyprawiane w Kryształowym Pałacu, tradycyjnie z wymogiem założenia masek. Pojawić się miało towarzyskie crème de la crème, jak co roku; wybuchnąć miały skandale, jak co roku; ktoś miał się skompromitować, wypić za dużo, pomylić osoby, zatańczyć o jeden walczyk za dużo z tą samą partnerką, wyzwać kogoś na pojedynek – jak co roku. I jak co roku: nie miała to być Stanislava. W ogóle nie przyjeżdżałaby do Jekaterynburga, nie po to, by patrzeć na żenujące porażki pijanych gości, gdyby nie to, że jako arystokratkę wiązały ją pewne towarzyskie zobowiązania. Szlachta na przyjęciach miała bywać – nie godziło się, by pomijać te największe, zwłaszcza z tak długą tradycją. Toteż Stana, choć noworoczny wieczór spędziłaby najchętniej w domu, nad dokumentami lub z książką, słuchając, jak w prawie pustym pałacu wybrzmiewa Czajkowski, była u Oneginów. Jej kreacja nie miała być na językach gości. Strój prosty, ale gustowny: śnieżnobiały, dobrze skrojony, trzyczęściowy garnitur ze złotymi i czarnymi akcentami. Zgodnie z (irytującym) obyczajem, jasna, minimalistyczna maska, skrywająca zaledwie połowę jej twarzy (po co się ukrywać – jeżeli nie zdradziły jej spodnie, to na pewno zdradziłby ją chód, postawa, sposób mowy). Włosy puszczone wolno na plecy. Na palcu pierścionek, który dostała na święta od brata, ten z salonu Caravaggio. Bez zbędnych ekstrawagancji. Nie lubiła wyglądać jak cyrkowy klaun, wystrojona w pióra, diamenty i pomadę – wyróżnianie się pozostawiała innym, lepszym od niej w zabawianiu tłumu sztuczkami. Sączyła leniwie kieliszek szampana. Przemowy nestora Oneginów słuchała tylko jednym uchem, nie przykładając zbytniej wagi do jego słów. Monitorowała spojrzeniem tłum, szukała znajomych sylwetek, krewnych, partnerów biznesowych, znajomych z pracy (dobrze wiedzieć, kogo unikać), aż wreszcie jedna, strzelista postać rzuciła się jej w oczy, nawet w tym śmiesznym stroju nie do pomylenia z żadną inną. Znała ją już za dobrze. Aristova odłożyła pusty kryształ na przelatującą obok tacę i, utkwiwszy uparte spojrzenie w mężczyźnie, przecięła szybkimi, energicznymi krokami salę. Grisha rozglądał się, szukał, zapewne, panny, którą poprosić mógłby na parkiet – zamierzała wybawić go od tego przykrego obowiązku. Stanęła przed nim pewnie, wyprostowana sztywno. — Znalazłeś partnerkę do tańca. — Nie pytała. Oznajmiała. |
| |
Syrakuzy, Sycylia 31 lat wieszczy błękitna bogaty jubiler |
Wto Kwi 07 2020, 12:48 | | - Jeśli ja jestem nieprzyzwoicie przystojny, to jak pięknie pani wygląda tej nocy, powinno być nielegalne, pani Zakharenko – rzucił z uśmiechem. Lubił jej kreatywność – to było coś, co doceniał w każdym spotkanym człowieku. Hercules wiedział, że praca wykonana własnoręcznie nabierała szczególnej wartości; dlatego sam uwielbiał wiedzieć, z kim miał do czynienia, dla kogo wybierał prezent i na jaką okazję, gdy przyjmował kogoś w swoim salonie. Piękno było uniwersalne, nie znało bólu, nie znało strachu, po prostu było. Właśnie z tego powodu tak często się nim otaczał, nawet jeśli to wydawało się płytkie. Chwycił kieliszek szampana, podążając za swoją partnerką. Podczas przemowy rozglądał się po sali, próbując znaleźć niską sylwetkę siostry, ale nic nie przykuło jego uwagi. Trudno, towarzystwo Evy wcale mu nie przeszkadzało. Był niemal zaskoczony tym, że przyjęła jego zaproszenie – nie chodziło już o jego impertynencką formę, ale o to, że sam sobie nie wydawał się najlepszą partią, przynajmniej tutaj, w Rosji, gdzie jeszcze był obcy i nie wszedł w świat tej szlachty do końca. Spodziewał się, że nawet mimo tego, że była wdową, otrzymała już jakieś zaproszenie. Tylko z tyłu głowy coś szeptało mu, że świat arystokracji potrafił być okrutny, szczególnie dla kobiet. Cóż, może to dobrze – dlatego on mógł przyjść z nią. - Hm – rzucił, zaskoczony jej pytaniem. – Wybory to bardzo... lokalna sprawa. Jeśli mam być szczery, wciąż nie jestem pewien, jak długo zostanę, więc nie zastanawiałem się jeszcze zbyt intensywnie – oznajmił, ale zaraz dodał. – To nieco głupie, że mówię to wszystko, chociaż złożyłem już wniosek o obywatelstwo.Nie mógł głosować i nie ubolewał nad tym szczególnie. To też wydawało mu się nie w porządku wobec Hersilii, ale też Petersburga samego w sobie. Nie miał prawa zagarniać sobie decyzji tych ludzi, ich polityki i wpływać na ich świat, skoro nie był jego częścią. Mimo to mógł dyskutować, dlatego napił się trochę szampana (jak dawno już nie pił alkoholu na przyjęciu tego typu! To wydawało mu się niepojęte) i wsłuchał w słowa swojej partnerki. Dobrze było wiedzieć, prawda? - Z tego, co słyszałem, Sabat prawdopodobnie najbardziej by mi pasował. Nie jestem pewien, co do Rodiny, ale słyszałem o tych nieprzyjemnych zajściach z Separatystami. Miały miejsce niedawno, chyba w grudniu, otoczyli kilka ważnych osób i zrobiło się nieciekawie? – rzucił, nie do końca pewny swoich słow. – To na pewno nie są metody, które bym popierał. |
| |
Syrakuzy, Sycylia 31 lat medium błękitna bogaty celebrytka, skandalistka, klątwołamacz, astrolog, mecenas sztuki |
Wto Kwi 07 2020, 20:03 | | Ilya. Śmiech zamiera mi w gardle, ale uśmiech nie gaśnie. Przykleił mi się do twarzy. Niewiele się za nim kryje, obawiam się – tylko stara, zgorzkniała wdowa, w dodatku obrzydliwie pijana w ledwie dziesięć minut po rozpoczęciu przyjęcia. Bogowie, co za w s t y d. Nie jesteś zniesmaczony, Ilya? Może widzisz w tym swoją szansę, Kuragin? Myślisz, że nie wiem, jak przyjaciele Sandro – gdy cię poznałam, jeszcze zaliczałeś się do ich grona – mówili o mnie, gdy siedzieli w tym swoim uroczym, męskim gronie, wlewając sobie w gardła zimną wódkę? Myślisz, że jestem na tyle głupia, aby przez osiem lat nie poznać, jak naprawdę myśli towarzystwo mojego męża? Znam mężczyzn, wiem, jak wyrażają się o kobietach, znam te wszystkie ich niewybredne żarciki i komentarze, wypowiadane głośno nawet przez tak zwanych dżentelmenów, gdy procenty uwalniają ich już od ciężaru przyzwoitości. Jak mówiliście o mnie na moim ślubie? Zastanawia mnie to. Gdy siedzieliście w męskiej palarni, zauważyłeś, jakie mam ładne biodra? Jaki mam biust? Może nic nie mówiłeś, Ilya. Ty nigdy nic nie mówisz. Tylko patrzysz i słuchasz, i milcząco zgadzasz się na wszystko. Jesteś taki jak oni, tylko nie masz dość jaj, żeby się do tego przyznać. Może nawet twój spór z Sandro nie był prawdziwy. Nic nie jest prawdziwe. Jesteś aktorem. Okrutnym byłoby dać mi wierzyć, że nie zawsze. Gdy łapie mnie za ramię, na chwilę, tylko na moment, ciepły, mocny dotyk, robi mi się przykro. Chciałabym móc uwierzyć mu, że ten Ilya Kuragin, Ilya, którego widziałam w ciszy, Ilya, który ścisnął moją rękę, Ilya, który teraz pyta mnie, czy wszystko w porządku, to szczera osoba, ktoś z krwi i kości, nie tylko gra luster i dymu. Ale to niemożliwe. Na pewno. Nie rób mi tego. Nie. Zgarniam jeszcze jeden kieliszek z tacy. — Przepraszam pana — mówię cicho, z tym samym, nieobecnym uśmiechem, i odchodzę lekkim krokiem w tłum. Uśmiecham się, wszyscy tańczą, noc jest piękna, alkohol chłodny – Kuragin się nie liczy. Już nie. Nigdy nie może się liczyć. Jest pięknie. Krążę po sali, pijąc i przysłuchując się cudzym rozmowom. Oglądam rozłożyste spódnice, długie treny, koronki, fałdowania, jedwabie, szyfony; diamenty, cytryny, szafiry, tanzanity, rubiny, szmaragdy. Cały mój świat mieści się dziś w Jekaterynburgu. Blichtr – to wszystko, co jest. Wszystko, co mogę dostać. Cudowne i puste. Patrzę na tych ludzi, wszystkich takich idealnych, takich ślicznych, uważających na to, by nie popełnić żadnego fałszywego kroku. Wszystko takie perfekcyjnie zaplanowane, wszyscy tacy poprawni. Bogowie, mam wrażenie, że mnie widzą – tak jak widzieli mnie wtedy, na moim debiucie towarzyskim, na moim ślubie, że widzą, jak coś jest ze mną nie tak. Nie myślę tak, jak powinnam myśleć, źle mówię, źle czuję. Jestem zepsuta, poznają to po mnie od razu. Kurwa, niech widzą. Kurwa. Niech widzą! Chcą atrakcji? Ja dam im atrakcję, ja, ulubiona rozrywka całej Rosji. Niech mają tę swoją piękną, zalaną wdowę w bieli. Od tego tu jestem. Niech patrzą! Jednym uchem słyszę coś o Sabacie, coś o wyborach, polityka, polityka. Polityka mnie nuży, ale Rosjanie potrafią mówić tylko o niej nawet na tym swoim cudownym przyjęciu. W ich życiu nie dzieje się nic poza nią. Więc niech będzie, kurwa, polityka. Biorę drugi kieliszek w drugą dłoń. Nie wiem, co robię, a może właśnie wiem doskonale, kiedy – gdy muzyka cichnie na chwilę, parę sekund przerwy między jednym utworem a drugim, wspinam się po schodach na podest. Widzę, że muzycy zerkają na mnie zaskoczeni, patrzą po sobie. Dyrygent odwraca się i spogląda na mnie. Nie powinno mnie tu być, prawda? — Tylko minutka — mówię pośpiesznie do niego i staję na samym środku. Wyciągam dłoń, tę z prawie pustym kryształem i upuszczam go. Roztrzaskuje się z głośnym brzękiem, który ucina rozmowy jak nóż. — Przepraszam państwa bardzo, nie miałam widelca — tłumaczę z uśmiechem. — Na szczęście kieliszków dziś nie zabraknie dzięki dobrodziejstwu Oneginów.Bogowie, jest jeszcze za wcześnie na skandal. Minęło dopiero dwadzieścia minut. A mimo to już tu jestem, więc mówię dalej, zanim ktoś spróbuje mnie ściągnąć z podestu. — Szukałam przed chwilą ciekawej konwersacji, jednak nawet dziś jedyny przedmiot rozmów to polityka. Okropnie nudny temat, jeżeli miałabym oceniać. I jakże paskudny na językach takich ślicznych ludzi — przetaczam spojrzeniem po zebranych — jednak skoro już tutaj weszłam… Wznieśmy toast — wznoszę kieliszek — za Sabat.Wznoszę kieliszek i upijam łyk, a potem zerkam na dyrygenta, który unosi brwi i wbija we mnie spojrzenie. — Och, tak. Już idę. Miłej zabawy.I schodzę pośpiesznie z podwyższenia. Dobre na początek, sztywniacy? |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Wto Kwi 07 2020, 21:14 | | Znudzony, Grisha przyglądał się pewnej parze długich szafirowych kolczyków. Lśniące klejnociki muskały odznaczające się pod jasną skórą obojczyki. Ich harmonijne linie tańczyły na granicy świateł i cieni z każdym ruchem ramion. Kobieta miała drobne dłonie skryte pod długimi satynowymi rękawiczkami. Na lewym nadgarstku bransoletka z pereł, skromny, lecz ładny dodatek. Zupełnie jak gdyby jej właścicielka wiedziała, że będzie na tym balu brylantowe niebo i nie warto nawet stawać z nim w zawody. Dłoń w satynowej rękawiczce uniosła się, by przysłonić ciemno umalowane usta, kiedy kobieta się roześmiała. Tylko te kształtne usta były widoczne spod biało-czarnej maski; Grisha uznał, że to wystarczy. Uznał, że zainteresowała go i doprawdy wolałby już usłyszeć muzykę. Dotychczas jego uszy wypełniał szum rozmów pełnych nazwisk, których Mitrokhin miał już serdecznie dość. Wszystko zapowiadało, że przedostatni rok dwudziestego wieku zacznie się od rozczarowania. W takiej sytuacji wszystko byłoby jasne, Grisha wiedziałby, na co się nastawić. Los przewidział jednak dla niego jeszcze jedną niespodziankę; niespodziankę chodzącą pewnym krokiem, zachwycającą doskonale głęboką czernią włosów (zawsze, kiedy Stanislava nosiła je luzem, patrzył jak urzeczony), niespodziankę, która oznajmiała. Roześmiał się, jak rzadko, ze szczerej radości. Miał niebywałe w życiu szczęście do wyjątkowych kobiet, tak. Tylko jedna na świecie mogła zapleść sobie gwiazdy wokół szyi i tylko jedna mogła przyjść na najwspanialszy bal Europy Wschodniej w spodniach. Anonimowość zapewniana przez maski poniosła klęskę w starciu z oszlifowanym przez czas przyzwyczajeniem do wszystkiego w osobie Stany. Rozpoznawał charakterystyczną inżynierską precyzję ruchów, sposób, w jaki mówiła, a nade wszystko – nieznoszące nakazów upodobania co do garderoby. - Znalazłem. – skoro nie pytała, mógł nie odpowiadać. Szkoda byłoby jednak ryzykować, że jeśli otworzy do kogoś usta na tym balu, będzie zmuszony mówić tylko o polityce. – Dobrze cię widzieć. Tym bardziej, że nie spodziewałem się, że przyjdziesz. Nagła zmiana planów?Obecność bratniej duszy napawała zmęczony umysł Grishy ulgą, choć ostatecznie potrafił już znosić takie okazje bez towarzystwa Stanislavy, Vasilisy, krótko mówiąc – kogoś, z kim rozmowa nie stanowiłaby synonimu męczarni. On musiał przychodzić – młody, kawaler, aspirujący polityk – bez wizerunku publicznego kroku nie zrobi na arenie. I pogodził się z tym, jak również z faktem, że podobne zobowiązania nie dotyczą jego bliskich. Pił spokojnie w oczekiwaniu na muzykę – wódkę zmienił na szampana, mając już z kim wznosić symboliczne toasty – kiedy nastąpiła niespodziewana uwertura. Poruszenie na scenie przykuło jego uwagę, a widok jedynej w swoim rodzaju brylantowej kolii zaciążył mu w żołądku ołowiem. Westchnął ciężko, z trudem słuchając bełkotliwej mowy i doskonale znanego mu głosu. Milczał, choć czuł, że powinien coś powiedzieć, jakoś ją wytłumaczyć. Gdyby była kolejną z wielu pijanych kobiet, przymknąłby oko na podobnie żenujący występ, jednak kiedy to ona stawała na oczach gości Oneginów jak przed sądem, nie mógł tego zignorować. Poczuł palący wstyd, uczucie, którego nienawidził z całą mocą. Wytępił je ze swego życia – a przynajmniej rozpaczliwie próbował tego dokonać – jak walczy się ze złym nawykiem tylko po to, by powróciło w najmniej odpowiedniej chwili i nawałem, obciążając go niemiłosiernie. Dużo już się za jej sprawą nadźwigał w ciągu ostatnich kilku lat. Za dużo? |
| |
Archangielsk, Rosja 29 lat błękitna majętny aktor |
Wto Kwi 07 2020, 22:53 | | Znam to. Pamiętam tamą niefortunną imprezę, świętowanie ukończonego filmu, które miało zapewnić im tylko kasę na kolejne, jasne światła i dużo, dużo alkoholu, a potem jeszcze te wszystkie kobiety, które patrzyły na mnie ze współczuciem, tych mężczyzn, którzy podchodzili i mówili, że przykro im z powodu matki, dłonie, dużo, dużo dłoni, żarty, że nawet najebany wciąż wyglądam tak, że jakaś nieznajoma mi ona chciałaby robić ze mną w sypialni różne rzeczy. Potem głos, Boże, ten głos, on zawsze miał taki głos, jakby miał zadać ci ostateczne pytanie, jednocześnie śpiewając kołysankę. Szura wiedział, że z nim pójdę, że pozwolę przełożyć moje ramię nad jego i zaciągnąć się do wyjścia. Wiedział, że jeśli powie coś o mojej matce, pęknę i zbuduję mu historię, o której marzył. Wszyscy byliśmy wtedy tacy prawdziwi. Nie myślałem, że człowiek pęka tak samo jak kość jarzmowa pod naciskiem pięści, nie myślałem, że można rozumieć coś, kiedy w głowie szumi ci ból i alkohol. Ale potem patrzyłem na Hersilię Mitrokhinę ranną przeze mnie i czułem się prawdziwszy niż kiedykolwiek; i wtedy chciałem, żeby i ona taka była. Ale teraz cię o to błagam, Hersilia. Daj mi tylko znak, jedno słówko, że jesteś prawdziwa, że jesteś inna niż on. Nic więcej nie potrzebuję; proszę, uniosę kieliszek, proszę, powiem, co tylko będziesz chciała, pójdę za tobą w tłum pełen obcych, podejdę i zabiorę cię stąd. Nie potrzebuję nic więcej poza zapewnieniem, że nie będziesz taka jak on, że nie zrobisz mi tego samego. Wiem, że to najgorsze, co mogę zrobić, wiem, że skazuję cię na ból, ale pieprzyć to, Boże, ja naprawdę nie mam już siły. Mam dość bycia sam, a ty jesteś tutaj, chociaż chcesz ukryć się za kolią i szampanem, za tym szalonym śmiechem. Ty jutro będziesz się wstydzić, a ja się boję, ja się tak, kurwa, boję, że nie wiem, czy wytrzymam do jutra. Bo widzisz, jestem teraz na krawędzi i coś mnie pali w środku, gdy tak na ciebie patrzę, gdy przykuwam do ciebie spojrzenie jak szpilkę. Jestem jak pomnik – nie umiem mieć ciała z ludzkiego mięsa, a co dopiero z kamienia, ale dla ciebie zamieniam się w marmur, prostuję plecy i patrzę. Zawsze patrzę, to wszystko, co umie zrobić pieprzony Ilya Kuragin? Gapił się jak debil, gdy Magdalina wyjeżdżała i gdy oni się z niej śmiali, potem umiał tylko gapić się na jego narzeczoną pieprzoną Szurę, a jak już odzywa się w nim jakaś siła i w końcu załaduje komuś w mordę, to nie umie nawet zrobić tego dobrze, nie umie nawet zajebać skurwysyna bez ranienia postronnych kobiet. Ciekawe, czy stałabyś tutaj teraz, gdybym wtedy go zajebał? Czy nadal teraz krzyczałabyś brednie, czy byłabyś taka? Znam to. Twoje upokorzenie, twoje pragnienie, żeby coś zniszczyć, najlepiej siebie, jakby on nadal w nas był, co? Powiedz mi, błagam, to jest to? Dlatego taka jesteś? Bo on zrobił ci to samo? Kurwa, Hersilia. Nie umiem się odezwać. Nie umiem odwrócić wzroku, unieść kieliszka, świętować z tobą. Pieprzę politykę, nie obchodzi mnie ona; ciebie też, prawda? Milczę i patrzę. A potem coś we mnie pęka i idę do przodu, sam nie wiem gdzie, idę, idę, aż drogę przecina mi kelner z tacą pełną kieliszków. Chwytam jeden, wypijam duszkiem i staję. Kurwa, Hersilia, tak strasznie się boję. To jeden krok, a może nawet nie – może tylko uniesienie łokcia, żebym przegrał, bo gdy tak stoję i patrzę, jak schodzisz ze sceny, jak sala wokół się budzi, jak przemawia nagle tysiącem emocji, wstydem, rozbawieniem, pobłażaniem, nawet gniewem, ja stoję tutaj i jestem pusty, jeszcze pusty. Boję się, co mogę za chwilę zrobić z tą pustką. Jedno słówko i przegram. Nieważne już, kto je wypowie. |
| |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Sro Kwi 08 2020, 07:59 | | Do Kryształowej Twierdzy przybył już dwa dni wcześniej. Nie to, żeby lubił te przeklęte bale, jakie co roku wyprawiał jego cholerny wuj Kiril. Tak naprawdę nigdy nie był ich fanem, od przesadnych tłumów preferował zwyczajną intymność. Jedyna dobra rzecz, jaką za sobą niosły to możliwość nacieszenia oczu. Kobiety, wszędzie kobiety. Diamenty, bogato zdobione suknie, odkryte szyje, zapachy piżma i wanilii, róż na policzkach, loki, gęsto opadające na ramiona... Ale nie dziś. Dziś stojąc u szczytu schodów prowadzących do sali balowej i opierając się łokciem o barierkę szukał jej. Niewysokiej postaci, której czerń włosów idealnie kontrastowała z alabastrową skórą. Szukał wśród twarzy przykrytych maskami, szukał wśród ust, których kąciki unosiły się w sztucznych uśmiechach. Ale jej nie było. Widział jej siostrę. Chyba, a przynajmniej tak mu się zdawało. Nigdzie jednak nie dostrzegał sylwetki Antoniny, która przecież obiecała, że tu będzie. Którą miał ochotę porwać do tańca i całować do czasu, aż zostaną na parkiecie tylko sami. Widział Lva. Ta przystojna bestia nie omieszkała nie odpowiedzieć na wysłane przez niego zaproszenie. Onegin byłby wręcz zdziwiony, gdyby nie dostrzegł w tłumie Abramova, w dodatku u boku jakiejś kobiety (dziewczyny?). Widział Grishę. Znudzone spojrzenie schowane za balową maską nie umknęło Borisowi, ani nie umknął mu też fakt, w kogo Mitrokhin ów spojrzenie właśnie wlepiał. Też widział Hersilię. Królowa skandalu, przemierzała właśnie całą długość sali balowej, zbliżając się do orkiestry. Z uśmiechem obserwował jej przemówienie, podyktowane nie tyle alkoholem, co naturą drogiej Hersi. Uwielbiał tę kobietę. W życiu by z nią nie wytrzymał. Gdy postanowił zejść w końcu na sam dół, ubrany w ten Oneginowy smoking, z muszką nie pozwalającą mu oddychać, porwał jeden z kieliszków, niesionych przez kelnera i na raz wyzerować całą jego zawartość. Tyle twarzy. Tyle masek. Tyle głosów, rozmów już nie o polityce, a o występku Hersilii. Tyle spojrzeń rzucanych z ukrycia. Tych powłóczystych i tych oburzonych. Misha zabawiający swoją narzeczoną. Leon zabawiający jakąś kobietę przy stoliku z przekąskami. Kuzyni i kuzynki Oneginowie, wyróżniający się śnieżną bielą tych przeklętych włosów... I ani śladu Bukhariny. Chyba oszalał. Po co w ogóle jej szukał? Dookoła było tyle innych, pięknych kobiet. Dlaczego uparł się na tę jedną? Stojąc przy schodach, czekał na drugą rundę kelnera, a gdy ten tylko do niego dotarł, Boris przestał bawić się w półśrodki. Wziął dwa kieliszki, zamiast jednego. Pierwszy przechył od razu, drugi natomiast zostawił, by mieć czym zająć jedną z rąk. Nie przetrwa tego balu na trzeźwo. Nie musiał tego robić. |
| |
Petersburg, Rosja 20 lat cień czysta bogaty Królowa Avoski; córa ojca, fotografka |
Sro Kwi 08 2020, 20:16 | | Gdyby nie towarzystwo dawnego przyjaciela – zapewne wcale nie byłoby jej tutaj. Cały splendor, w którym się obecnie obracali, przypominał o sytuacjach, których nienawidziła, jak gdyby nie odnajdując się w ferworze błyszczących lamp i przepychu. Towarzyszenie jednakże osobie Gavrila, stało się dla niej cudacznym wyzwaniem, którego podejmowała się z przyjemnością, kiedy to udawało im się przedrzeć przez kolejne korytarze. Przyglądała się z ciekawości ludziom, próbując odgadnąć kogokolwiek, lecz nie to miało teraz wartość najwyższą. Przestała się frasować obecnością ojca czy też matki, a nawet samego pianisty, nad którym Vasily dzierżył władzę. Nie spisał dla niej kilku słów na pergaminie, tym samym odpychając ją od siebie i czyniąc zeń dziewczynę przepełnioną nutą smutku. Smutku, który obecnie nie zaprzątał ścian czaszki, w których to dudniło echo myśli dwojakich. Nieoczywistych i tych bardziej jawnych. Tęczówki utkwione były w twarzy Kuragina, na którego spoglądała z dozą sentymentu, pragnąc rozniecić dawne wizje, w których to ufała mu niezwykle, ale… Czy życie nie ulega zmianom? Nic nie jest stałe, a już szczególnie przyszłość, która spisana na kartach egzystencji – pozostaje odległa dla śmiałków, próbujących zgłębić zakorzenione w głębi sekrety. - Kawa również byłaby odpowiednim zaproszeniem – poprawiła go. Bale miały to do siebie, że ściągały tłumy wyzbyte ze swojego rodzaju dystansu i pokory. Persony z wysokiego szczebla rozkochały się wszakże w blasku reflektorów, a to przecież takie spędy – dawały największe możliwości, ku spełnieniu własnych, hedonistycznych zachcianek. Wargi rozciągnęły się w subtelnym uśmiechu, którym obdarzyła Gavrila. - Nie wracajmy do tego co było – zaproponowała, odtwarzając ten jeden frazes w pamięci. Brzydził się cieniami, a przecież ona – właśnie teraz – w feerii narastających emocji, mogła ulec przekleństwu. Wystarczył jeden nieostrożny ruch i nieuwaga, by cała misterność utkanego w oniryczności planu – upadła, rujnując niemalże całą siateczkę koligacji i zaufania. Wypuściła powietrze ze świstem, skupiając się na wypowiadanych przez nieznajomą słowach. Wywróciła nawet oczami, nie pojmując chęci zwrócenia na siebie uwagi, jakby sama nigdy nie miała takiej odwagi, by publicznie zabierać głos. Spojrzenie osiadło raz jeszcze na twarzy rozmówcy, wyłapując wreszcie pytanie. - A co mi zaproponujesz? Chciałabym, żebyś spróbował mnie zaskoczyć – stwierdziła, a nuta przekorności rozbrzmiała w tonie głosu. Perlisty śmiech Svetlany rozległ się w najbliższej okolicy, zaś oni mogli swobodnie cieszyć się pozorem swego towarzystwa. - Dzisiejszy wieczór spędzimy bez zmartwień, o ile oczywiście… Dotrzymasz mi kroku – ton wybrzmiewał naturalną, dziewczęcą melodią. Było to przyjemne dla ucha, nie narzucając swą iluzoryczną siły – zdania, którego nie dało się podważyć. Gavril Kuragin – niejednokrotnie już to uczynił.
Ostatnio zmieniony przez Svetlana Lebedeva dnia Czw Kwi 09 2020, 08:28, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Petersburg, Rosja 20 lat tęsknica nieznana przeciętny florystka w Edenie, aktorka dramatyczna w Dziwnym Teatrze, morderczyni szukająca szczęścia |
Czw Kwi 09 2020, 01:15 | | Miała wątpliwości, czy się wemknie do środka na bal dla zdecydowanie bogaczy, ale o dziwo łatwo poszło. Weszła razem z jedną parą, kryjąc się za jej plecami, a zakochańce patrząc sobie w oczy nie zwrócili uwagi na jej działania, a możliwe że świata poza sobą nie widząc nawet jej nie zauważyli. Granatową maskę mieniącą się srebrnym brokatem i równie granatową sukienkę, która była obsypana złotym brokatem od góry aż do pasa, gdzie jego ilość od talii zdecydowanie się zmniejszała znikając przed końcem kreacji pożyczyła z garderoby Dziwnego Teatru udając, że potrzebuje na spotkanie ze znajomymi. A że współpraca jednak przebiegała dobrze to zarządca teatru jej zaufał i się zgodził. Strój miał ramiączka i sięgał jej nad kolana, ciężko więc było nazwać to ubranie szczególnie wymyślnym, choć na pewno było eleganckie. Jednakże na tle innych pań Rada mogła zdawać się słabiej zauważalna. Nie, żeby planowała narzekać, to jednak mogło wyjść na jej korzyść, szczególnie, że ciężko by ktoś ją rozpoznał i lepiej, żeby tak zostało. Długo nie kręciła się sama, oczywiście nie licząc towarzystwa kieliszka szampana. Zainteresował się nią ubrany w czarną maskę mężczyzna i w duchu nawet się ucieszyła. Znajomy kolor pogrzebów i jej nastroju. Sama miała się ubrać na czarno, ale uznała, że za często na co dzień się jednak tak nosi, by to mogło być bezpieczne. Obróciła się na jasnych butach na podwyższeniu w stronę nieznajomego, uśmiechnęła wdzięcznie (ileż razy ćwiczyła ten uśmiech na scenie!) i odstawiła kieliszek na lewitującą tacę. Nie zwracała uwagi na to, że miał lekko zachrypnięty głos, jakby był chory, zaziębiony albo dużo w swoim życiu pił. W końcu dziś nikt nikogo nie powinien oceniać, nie po to zakładali maski. - Z przyjemnością - dała się zaprowadzić na parkiet zastanawiając się jak odciągnąć go potem na bok, by dyskretnie go pocałować. Wydawało jej się, że najlepiej będzie w okolice alkoholu, coby mogła udać pijaną. Zaraz jednak jedna pijana niewiasta, cała na biało, przerwała ich taniec po jednej piosence. Nie wiedziała jak go dobrze skomentować, więc Mironova ostatecznie postanowiła wykreować się na pospolitą idiotkę. - Może my też powinniśmy się napić? Muszą mieć tu dobre trunki, skoro ludzie są pijani już po dwudziestu minutach od rozpoczęcia - zachichotała. |
| |
Moskwa, Rosja 27 lat błękitna majętny przedsiębiorca w rodzinnym biznesie, lichwa |
Czw Kwi 09 2020, 18:37 | | Nie rozpoznał głosu tej kobiety, chociaż to nie musiało znaczyć, że jej nie znał. Coś jednak podpowiadało mu, że nigdy wcześniej się nie spotkali i być może nie mieli się spotkać już nigdy później – anonimowość balu maskowego rzeczywiście zaczęła kreować w życiu Semyona ciekawą sytuację. Kusiło go, żeby od razu zapytać ją o imię, nazwisko, ród, cokolwiek. Opanował się jednak. Jaki sens miałaby cała ta maskarada, gdyby nie dreszcz niewiedzy? To właśnie było najbardziej interesujące w samotnej nieznajomej. Tak samo jak on rzuciła się w wir zabawy bez partnera, a więc chciała bawić się bez konsekwencji, nieobarczona konwenansami, być może z pogardą dla dobrego gustu – cokolwiek on naprawdę oznaczał. Zdążyli zatańczyć tylko jeden taniec, zanim dźwięk tłukącego się kryształu przerwał zabawę i kazał wszystkim oczom zwrócić się w jednym kierunku. W przeciwieństwie do głosu nieznajomej, ten brzmiał nieporównywalnie bardziej charakterystycznie i Semyon po kilku słowach przypomniał sobie o Hersilii Mitrokhinie. Nie znał jej osobiście, chociaż dzięki plotkom, obok których nie można było przejść obojętnie w arystokratycznym środowisku, wydawało się, że znał ją aż z b y t dobrze. Wiedział też, że nazwisko tej wdowy gościło na stronach kobiecych gazet równie często, co słowo „kawaler”. Mimo to, a może właśnie dlatego, pożałował, że nikt nie dołączył do jej toastu – on również. Muszę się napić, pomyślał nie po raz pierwszy i nie ostatni tego wieczoru. Propozycja nieznajomej przypadła mu niezmiernie do gustu, zupełnie jakby potrafiła czytać mu w myślach. Uśmiechnął się na sugestię, że Hersilia była już pijana. Jego zdaniem kobiety jak ona zasmakowały już w wywoływaniu skandali i każda kropla alkoholu tylko pieczętowała ich los. Najpierw stawały się pośmiewiskiem salonów przypadkiem, a potem przekuwały ten przypadek w broń, dzięki której mogły cokolwiek znaczyć. Nie chciał jednak dyskutować na ten temat ze swoją partnerką – co jeśli uznałaby go za okrutnego? Kobiety nie wydawały o sobie nawzajem takich osądów publicznie, a Semyon nie był gotowy jeszcze rozstać się z nieznajomą. Wziął ją pod rękę i razem zeszli z parkietu. – Jeżeli chcesz, mogę przynieść nam coś bardziej wyrafinowanego – szepnął do niej, mierząc średnio przychylnym wzrokiem lewitującą tacę, win i musującego szampana. Liczył w duchu, że zgodzi się na jego ofertę i znajdzie coś mocniejszego, w sam raz dla siebie. I oczywiście coś ładnego i zapewne owocowego dla niej. – Wrócę za moment.Był jeszcze inny powód, którego naturalnie Semyon nie mógł wyjawić nikomu, nawet kobiecie, której miał prawdopodobnie nie spotkać nigdy więcej. Nie uszło jego uwadze, że oprócz wielu dam w zniewalająco szykownych kreacjach na bal przybyło nie mniej zabójczo przystojnych mężczyzn. Gdyby nie maski, gdyby nie bezpieczeństwo, jakie zapewniał Semyonowi czarny materiał przyozdobiony brokatem… Teraz miał niepowtarzalną okazję spróbować odkryć tę zepchniętą w odmęty podświadomości część siebie. Mężczyzna, którego dostrzegł już na samym początku balu, nosił czerwoną maskę i pasujący do niej krawat – i nie mógłby wyglądać w nich bardziej dostojnie. Wyglądało na to, że był w dobrym humorze, ponieważ rozmawiał z kimś, kogo Semyon nie widział zza jego pleców, i ciągle szeroko się uśmiechał. Nie miał szczególnych oczekiwań, to miała być próba, zaledwie kęs. Kiedy jednak się zbliżył, dostrzegł, że mężczyzna w czerwonej masce rozmawiał z kobietą – i wydawało się, że nie spotkał jej dopiero tutaj. W pierwszej chwili Semyon chciał zawrócić na pierwotnie wytyczoną trasę ku barowi piętro niżej, ale nie dał się odstraszyć. Nie mógł dać się odstraszyć. Przecież ostatecznie chciał tylko porozmawiać na balu – czy było to coś dziwnego? Czy to było nachalne? Zdecydowanie nie. – Przepraszam, ale usłyszałem, że rozmawiają państwo o grudniowym zajściu na Placu Odrodzenia. – Nawet mówiąc „państwo”, patrzył tylko na niego. Jego partnerka mogłaby równie dobrze eksplodować, a on otrzepałby tylko garnitur z jej resztek. – Miałem wątpliwą przyjemność być świadkiem tego zajścia. Z pewnością ciężko bronić tak brutalnych metod. Ale bardziej bezcelowe wydaje mi się toczenie sporów politycznych podczas balu, nie sądzą państwo? – urwał na moment, czekając na odpowiedź mężczyzny. Coś w jego głosie wydawało się znajome, ale nie potrafił tego jeszcze umieścić. Miał taki obcy akcent, zupełnie jakby… – Słyszałem, że na dole podają nieziemskie drinki. Czy pozwoli pani, że pani partner uda się po nie ze mną? |
| |
Petersburg, Rosja 32 lata przyłożnik półkrwi zamożny pianista |
Czw Kwi 09 2020, 20:38 | | Głosy - unoszące się z korytarzy niepoliczonych gardeł - kotłowały się, wrzały w połyskującym kryształem sercu balowej sali. Ich dźwięczna masa, owijała się szczelnie z każdym, stawianym krokiem; bogactwo strzępków, pochlebstw i pustych, rzucanych pytań, polityka-rodzina, dzieci, interes, pieniądze, pozłacany od fałszu żywot arystokratów. Nie był ich częścią. Był obok, przyglądał się, czarujący artysta, z subtelnym łukiem uśmiechu, pod którym skrzętnie ukrywał całą swą pobłażliwość, jaką zwykł żywić do tego rodzaju spędów. Mimo czystej krwi, oficjalnie przyznanej, unoszącej nad pospolitość w społecznych szczeblach hierarchii, znał doskonale prawdę, a prawda, zarazem, rozcięła mu wszelkie więzy. Cały bal, był dla niego stworzonym z chwiejnej substancji chaosu spektaklem. Przyglądał się, zawieszony w błogiej, ogarniającej go niczym woal niewiedzy postronnych osób. - Nie słyszałem o żadnej nudnej Kozhukhovej - zwieńczył wypowiedź ściszonym, krótko trwającym śmiechem. Nie patrzył nigdy na ludzi przez pryzmat ich pochodzenia i noszonego nazwiska; własny, trzymany za ścianą niedopowiedzeń brud, rozszerzał mu horyzonty myśli, hamował przed wygłaszaniem pochopnych, wprost idiotycznych ocen. Nadya, była w istocie, bardzo absorbująca - w przeciwnym razie, nie byłby równie zawzięty w swej propozycji, powtarzanej cierpliwie, mimo otarcia się o przeszkody z początku towarzyszącej jej niepewności. Chwilę, rozerwał nagle dźwięk tłuczonego naczynia, którego wydany w agonii zderzenia odgłos, zwrócił natychmiast, zgodnie, spojrzenia wszystkich, obecnych na balu osób. Hersilia - pomyślał, jak pomyśleli inni; tłum wzburzył się, połyskiwał iskrami, wybuchał od zniesmaczenia. - Pamiętaj o moich słowach - zaznaczył szeptem. - Dlatego uwielbiam tłumy - przyznał, gdy wytoczono arsenał żywionych uwag. Cieszył się, dalej, pozycją obserwatora - nie czuł potrzeby oceniać, ani jednej strony, ani tym bardziej drugiej. Niech mówią, niech zazgrzytają skandale, niech bulwersują się, winowajcy i święci, to wszystko jest takie barwne, to wszystko jest tak ciekawe, to wszystko jest tak zabawne. - Zatańczmy - oznajmił później, łagodnie, lecz zdaniem obdartym z wątpliwości pytania; nie widział przebiegu balu bez ich wspólnego tańca. |
| |
Archangielsk, Rosja 42 lata błękitna majętny polityk Sabatu, pamiętnikarz-amator |
Czw Kwi 09 2020, 23:48 | | Zjawiłem się o czasie, naprawdę, a mimo to zanim przekroczyłem próg sali balowej, Kirill Onegin zdążył wznieść kieliszek i wznieść toast. Spóźnianie się nie przystoi nikomu, szczególnie arystokratom, ale nie mogłem nic poradzić na ten drobny incydent. Nikt przynajmniej nie zwrócił uwagi na moje pojawienie się w drzwiach – muzyka rozbrzmiała od razu, a wraz z nią zaczął się pierwszy taniec. Gdyby była ze mną Rumiana, bylibyśmy tam, wśród innych błyszczących par wirujących po parkiecie. Skoro jednak nie mogła się pojawić, musiałem iść sam. Wypadało pokazywać się w towarzystwie, szczególnie w krytycznym miesiącu przed wyborami. Poza tym… komu kiedykolwiek zaszkodziła rozsądna zabawa? Z tego powodu założyłem maskę, która zakrywała tylko jedną połowę twarzy. Nadal była to maska, więc nie złamałem reguł maskarady, a jednocześnie kto tylko podszedł na odpowiednią odległość, mógł mnie rozpoznać. Inaczej nie byłoby powodu tu przychodzić. Chciałem, żeby ktoś rozpoznał mnie w tłumie, zaprosił do rozmowy (o polityce, najpewniej) i przedstawił mi swoją wizję. Nie wszyscy tutaj popierali Sabat, to było oczywiste. Chciałem trafić właśnie na kogoś takiego, kto nie ukryłby przede mną swoich wątpliwości co do naszej platformy. Nie było potrzeby przekonywać sympatyków, lecz uspokoić wątpiących. Zauważyłem, że przy drzwiach jadalni zebrało się kilku mężczyzn. Gdzie indziej mogłem spotkać najbardziej bezkompromisowe opinie, jeśli nie tam? Chwyciłem kieliszek szampana po drodze i zdążyłem przemknąć przez pół długości sali, zanim muzyka ucichła, a szum rozmów uciszył dźwięk rozbitego kryształu. Odwróciłem się w stronę podestu dla muzyków, gdzie stanęła ubrana w biel dama. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że znałem tę postać, ale dopóki nie otworzyła ust, nie byłem pewien. Zdecydowanie zdradził ją akcent. Nie tylko przede mną – wydawało się, że wszyscy bez cienia zaskoczenia rozpoznali Hersilię Mitrokhinę. To nie było sprawiedliwe. Już któryś raz z kolei stawała się źródłem kontrowersji, a oni się śmiali i gardzili nią. Ciężko byłoby znaleźć choćby jedną współczującą twarz. A mnie było po prostu żal. Hersilia musiała zdawać sobie sprawę, co robiła. Była jak konferansjerka, która tak oczarowała publiczność, że zapomnieli o tym, iż kurtyna jeszcze nie poszła w górę, a potem klasnęli w ręce i opuścili swoje komfortowe loże. Koniec przedstawienia – tylko że nikt go właściwie nie zobaczył. Mnie także nie pozwolono zajrzeć za kurtynę, ale wiedziałem swoje: nie była tylko obłąkaną wdową rozpaczającą po stracie swojej drugiej połówki. Matka nauczyła mnie, że Mitrokhinowie nie byli popychadłami świata. Dlatego kiedy zaprosiła rozweselonym od alkoholu głosem do toastu za Sabat, ja także uniosłem swój kieliszek. – Za Sabat – powtórzyłem po niej, przyciągając kilka spojrzeń wokół siebie. Nie przeszkadzało mi to, w końcu po to się tam zjawiłem. Jednym haustem wlałem w siebie szampana (nie najlepszy trunek, jeśli mam być szczery) i odprowadziłem wzrokiem odzianego w biel ducha Hersilii. Tym była – duchem dawnej siebie. Czy nikt nie widział, że coś jej odebrano? Nikt nie urodził się złamany, a więc jak można sądzić, że to było normalne? Może nikt nie chciał jej pomóc, bo nie rozumieli czegoś takiego jak stracić część siebie. Jeśli mam być szczery, to sam nie wiem, czy pojmowałem w tamtej chwili jej uczucia. Rumiana zawsze lepiej radziła sobie z ludźmi, po części dlatego stanowimy tak zgraną parę. Skład grupy mężczyzn w drzwiach jadalni uległ zmianie, a ja nie czułem się już taki odważny jak wcześniej. Potrafiłem unieść kieliszek ku czci swojej partii, a obawiałem się spojrzeć w oczy tej, która wzniosła ów toast. Co z tego, że okryła się hańbą? Hańba w oczach tłumu nie wydawała się robić na niej żadnego wrażenia. Ciekawe, że nie potrafiłem spojrzeć na nią pod złym kątem. Nie cisnął mi się na usta kpiący uśmiech, nie wzbierał we mnie chichot, nie paliło mnie zażenowanie. Żałowałem, że nie poznałem jej lepiej za życia jej męża… Nie poznałem jej naprawdę. Chociaż, co by to zmieniło? Może rzeczywiście wypadało po prostu odsunąć się i robić swoje. Nie mogłem jednak tego zrobić. Nie tylko dlatego, że potem mój pamiętnik musiałby cierpieć podwójnie za moje wyrzuty sumienia. Pod sceną stał ktoś, kto nie umiał za wszystkie świętości oderwać wzroku od Hersilii; kto z niezdrowym zapałem wlał w siebie zawartość pierwszego lepszego kieliszka, który przeleciał przed jego nosem; kto pewnie marzył o tym, żeby ulecieć stąd jak dym papierosa (a przecież nie mógł im się oprzeć). Czyżby Hersilia była dzisiejszą partnerką Ilyi? Nie umiałem wykluczyć tej możliwości. Nie mogłem też oprzeć się wrażeniu, że – z czysto zawodowych powodów – agent nie powinien był mojemu kuzynowi na to pozwolić. Na balach mężczyzna nie może mieć pustych rąk: albo trzyma w nich swoją partnerkę, albo kieliszek. Tak działają wszystkie uroczystości. Chwyciłem więc kolejną porcję szampana (wzdrygnąłem się na wspomnienie jego smaku) i powoli zacząłem przeciskać się w stronę Ilyi. Co z moim postanowieniem, aby rozmawiać o polityce i rozwiewać wątpliwości potencjalnych wyborców? Cóż, pomysł utknął na razie w martwym punkcie. Swoją drogą nie było to takie niezwykłe w życiu politycznym. Ile razy odkładano sprawę na drugie albo trzecie tory! Stał tyłem do mnie, gdy wreszcie odnalazłem go w tłumie. Chociaż odnalazłem to złe słowo – nie ruszył się ze swojego miejsca dalej niż na krok. – Co taki przystojny młody mężczyzna robi sam na balu? – zagadnąłem, uśmiechając się przyjaźnie. Nie stroiłem sobie żartów, ale… po prostu chciałem, żeby nie uznał mnie za intruza i nie uciekł. Nie do końca wyszło. – Masz ochotę zapalić? – zaproponowałem, próbując zmyć z siebie winę. Trochę nieporadne, ale to był jedyny wspólny mianownik między naszymi światami. Przynajmniej do czasu, aż nie upewnię się, że nie ucieknie, kiedy wspomnę o czymkolwiek innym. Na przykład o niej i Alexandrze. Rozmowa z ludźmi potrafi być trudniejsza niż złapanie uciekającego zwierzęcia – je przynajmniej można zagonić w róg. |
| |
| | |
| |
|