Hercules Caravaggio
Hercules Caravaggio
Hercules Caravaggio
teraz mówię sercu, aby sercem było
Syrakuzy, Sycylia
31 lat
wieszczy
błękitna
bogaty
jubiler
https://magicznarosja.forumpolish.com/t602-hercules-caravaggiohttps://magicznarosja.forumpolish.com/t609-hercules-caravaggiohttps://magicznarosja.forumpolish.com/t613-hercules-caravaggiohttps://magicznarosja.forumpolish.com/t612-sliskihttps://magicznarosja.forumpolish.com/t611-hercules

Wto Paź 08 2019, 19:40
Меня зовут
HERCULES CARAVAGGIO



DATA URODZENIA: 5.08.1966 / NAZWISKO MATKI: Sforza / WIEK: 31 lat
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Petersburg, Rosja / STATUS KRWI: błękitna
STATUS MAJĄTKOWY: bogaty / ZAWÓD: jubiler / KORGORUSZ: kanarek


ALCHEMIA: 8 / FAUNA I FLORA: 8 / MAGOMEDYCYNA: 6  
MAGIA KREATYWNA: 33 / CZARNA MAGIA: 0 / OKULTYZM: 30  
TRANSMUTACJA: 15 / ZAKLĘCIA I UROKI: 17 / WIEDZA OGÓLNA: 15
SIŁA FIZYCZNA: 17 / SIŁA WOLI: 13/ WYTRZYMAŁOŚĆ: 15 / SZCZĘŚCIE: 10


Spensierato – prychała jego matka, gdy uśmiechał się promiennie i zbywał jej zmartwienia machnięciem dłoni. Zbyt beztroski, o to jej chodziło, bo słowo to wymawiała zawsze jak obelgę.
Mimo tego nadal się uśmiechał. Promienie słońca przyjemnie ślizgały się po jego skórze, włosy opadały na czoło i skręcały się niechlujnie, co matka zdążyła skomentować już kilka razy. Rzadko się odzywała, czasem tylko wyrwało jej się kilka zabarwionych żalem słów na temat jego zachowania. Beztroski, lekkomyślny i tak bardzo sfacciato, że aż nie mogła na niego patrzeć! A jednak robiła to często, zerkała w bok, by upewnić się, że nadal siedział obok.
Gałąź kilka metrów dalej uginała się od smakowicie czerwonych, niemal już dojrzałych pomarańczy. Przyglądał im się, nim znowu przeniósł wzrok na matkę – długie, smukłe palce, które zawsze kojarzyły mu się z odnóżami pająka (Constanza Caravaggio na pewno poczułaby się urażona tym porównaniem, ale on był na tyle sfacciato, by się tym nie przejmować) trzymała na blacie okrągłego stołu, który ich rozdzielał. Wyprostowane plecy, noga założona na nogę, nawet liźnięta sycylijskim słońcem skóra, łagodnie brązowa i lśniąca – matka wyglądała, jakby zaklęto ją w pomnik. Promienie przemykały pomiędzy liśćmi wzrastającego nad tym cichym zakątkiem drzewa, znacząc skórę dziesiątkami cieni. Miejsca, w które padało światło, lśniły teraz jak najpiękniejsze klejnoty – podobne widział wśród biżuterii wuja Umberto. Hercules, gdy tak na nią zerkał, doszedł do wniosku, że tylko twarz miała z człowieka i coś w tym widoku przeszywało go na wskroś. Nie myślał, że Sycylijka może mieć matowy wzrok – ona jednak miała oczy tak bardzo pozbawione blasku, że wręcz odczuwał ból. Skóra pod rzęsami była posiniała, cienie tkały na jej twarzy zmarszczki i niepewność. To nie była ta Constanza Caravaggio, która onieśmielała, atakowała, przywodziła; widział wtedy kobietę słabą, pozbawioną wszystkiego.
Nie spodobało mu się to. Odwrócił wzrok, obejmując spojrzeniem wybrukowaną białymi kamieniami ścieżkę oraz cały ogród wzrastający wokół niej. Uwielbiał kolory, uwielbiał słońce wypalające z jego krwi troski. W końcu był spensierato – chłonął więc przyjemne, miękkie doświadczenie, jakim było siedzenie na plecionym na zamówienie krześle obok jego matki. Jako trzynastoletni obibok, prawdziwy, urodzony spensierato nie chciał pojmować prawdy wiążącej się z tym spotkaniem – Constanza wołała go tylko wtedy, gdy była zmartwiona. Nie lubił matki, która się stresowała; nie znosił wręcz tego, że na świecie byli ludzie, którzy nie wzrastali wraz ze słońcem, zapachem czerwonych pomarańczy i przyjemnym chłodem ogrodu.
Mamma – wyrwało mu się. Odwróciła się w jego stronę w taki sposób, jakby wyrwał ją z bardzo głębokiego snu. – Kocham cię, mamma. No, nie smuć się już.
Pokręciła głową, jakby nie mogła uwierzyć w jego dziecinne, beztroskie nastawienie. Uśmiechnął się szeroko – zawsze tak robiła, a jednak on wiedział, że to było jej potrzebne. Czasem nie rozumiał ludzi, ale jakie to miało znaczenie – wystarczyło, że ofiarował im wszystko, co miał w sobie. To zazwyczaj wystarczało. Był w końcu spensie…
Zadrżał, gdy nieprzyjemne zimno zakradło się i objęło całe jego ciało. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem czuł taki chłód, ale wiedział, że to był zwiastun smutku – pojął to nagle, wręcz instynktownie. Spojrzał na matkę, żeby przekazać jej jak najszybciej – coś jest nie tak, mamma. Nie zdołał jednak nawet się odwrócić, jego żołądek nagle ścisnął się, a Herculesa ogarnęły mdłości tak gwałtowne, jakby miał zaraz dostać torsji. Przełknął ślinę, zacisnął mocno swoje małe, dziecięce palce na blacie stołu – ona przecież robiła to samo, czy nie byli obok siebie?
Chwilę później Constanza zniknęła. Wyparował tez ogród, roztapiając się pod  wzrokiem Herculesa, stopniowo wypaczając własne kolory. Gdy zamrugał, stał w pomieszczeniu całkiem ciemnym i chłodnym tak, że drżał na całym ciele. Zamknął oczy, chcąc odgonić to, co miał przed sobą. Nie znikało jednak; Hercules poczuł, jak miękną mu kolana. Strach skutecznie pozbawiał go jakichkolwiek rozsądnych myśli, wciskając łzy pod powieki, obejmując kręgosłup lodowatą obręczą. Czuł, że powinien biec, ale dokąd? Jak? Był sam w tej ciemności, pozbawiony pomocy, może zamknięty, może wolny, może czekał właśnie na swojego oprawcę, a może już w ogóle umarł? Skąd miał wiedzieć, on, mały, chłopiec spensierato, który…! Zamknął oczy, gdy myśl urwała się gwałtownie, a potem nakazał sobie spokój. Nie udało mu się to oczywiście, więc wykonał serię wdechów i wydechów, skupiając się na tej czynności.
Dopiero po chwili zaczął wyróżniać kontury przedmiotów i nagle zaczęło mu się wydawać, że znajduje się w jakiejś sali z równo poustawianymi łóżkami. Przeszedł go dreszcz. Szpital? Kostnica? Zmusił nogi do ruchu – musiał w końcu przecież coś zrobić. Dłonią drżącą tak bardzo, że miał problem z pochwyceniem czegoś w palce, odciągnął nakrycie z pierwszego łóżka i zamarł.
Pod białym prześcieradłem, nieruchomo, zimno jak pomnik leżał człowiek całkiem pozbawiony rysów twarzy. Przypominał raczej przepiękną lalkę, której jeszcze nie dokończono, nie namalowano jej ust, nosa, zmarszczek, przebarwień, znamion, a jednak… Jednak Hercules w sekundę pojął, że znał tego człowieka. Że znał ich wszystkich i wszyscy, bez wyjątku, byli martwi. Przerażająco zimni, zamknięci w niepotrzebnych ciałach, otruci dotykiem, otruci spojrzeniem, słowami i pragnieniami tego spensierato chłopca.

Allegro – miał w zwyczaju powtarzać Tiziano Esposito, wymawiając to słowo cicho i z delikatną ironią. A ty jak zwykle wesoły, Hercules. Widzę, że wesołość cię nie opuszcza, Hercules. Czasem tylko zdarzało mu się zaśmiać szczerze, swoim niknącym szybko chichotem opowiedzieć Herculesowi historię o tym, jak to naprawdę doceniał jego obecność.
Ale teraz Tiziano już nie było. Pusty pleciony fotel w ogrodzie porażał chłodem; Hercules bał się zbliżać do tego miejsca, bał się pamiętać, myśleć o tym. Matka nie miała dla niego czasu lub nie potrafiła poradzić sobie z tym, że przestał się do niej uśmiechać, wzruszać ramionami na jej troski i denerwować ją spokojem. Nie miał jej tego za złe – on sam nie rozumiał tego Herculesa, który nie był łagodny, ciepły i uroczy, który nie był allegro.
Westchnął, przeczesując dłonią włosy. Teraz ścinał je krócej, schludniej, bo jako szesnastolatek nie mógł pozwolić sobie na tę uroczą aparycję chłopca, który potrafił ze wszystkiego wydostać się bez kłopotów. W jego sypialni było duszno, rolety miał szczelnie zaciągnięte, więc tylko delikatna poświata odkrywała przed nim sekrety pokoju, który znał na pamięć.
Nie wiedział, co dotykało go tak bardzo w śmierci Tiziano – brak jedynej osoby na całym świecie, która poznała go naprawdę, otrzymała jego szacunek, przyjaźń i głębokie, silne zaufanie? A może fakt… że Hercules to przewidział?
Nie chciał tego wspominać, ale taka była prawda – gdy był tym allegro chłopcem, gdy rozmawiał swobodnie z Tiziano na jednym z tych niepotrzebnych przyjęć dla bogaczy, zniknęły nagle bogactwo, przepych i tłumy, a on sam znalazł się w zimnym, ciasnym pomieszczeniu sam na sam z bladym, słabym i wyziębionym przyjacielem. Wtedy jasne stało się – Tiziano umierał. Hercules miewał inne wizje, niektóre rozumiał, innych nie, ale żadna nie była tak dosłowna, tak boleśnie wyraźna.
Ten allegro  chłopak, który miał w zwyczaju rozśmieszać zawsze poważnego, pogrążonego w zadumie Esposito, syna rodu mniej wpływowego od Caravaggiów, ale utrzymującego dobre stosunki z rodziną Herculesa… cóż, wtedy jeszcze nie wierzył, wtedy jeszcze miał nadzieję. A teraz, kilka dni po śmierci Tiziano, dokładnie tak, jak sam przewidział, siedział sam w dusznej sypialni i myślał o tym, że to była prawda. Że tamta jego pierwsza wizja była prawdziwa i to na pewno nie będzie koniec.
Spojrzał na leżącą na łóżku, solidną walizkę, do której miał wkrótce się spakować. Wuj Umberto zabierał go ze sobą w podróż, by uczyć go sztuki tworzenia biżuterii i chociaż jeszcze miesiąc temu Hercules cieszył się, to teraz poczuł się nagle tak, jakby miał brudne dłonie. Przesycone trucizną. Zwiastun śmierci i końca tego, co dla niego ważne, który objawił mu się wtedy, tamtego dnia w ogrodzie, nie zdołał go złamać i zmienić tego radosnego człowieka w kogoś innego. Ale teraz był pewien, że jeśli kiedykolwiek zdąży powrócić do siebie, to na pewno nie będzie już ten allegro Hercules. Wiedział, bo trzy dni wcześniej objawiło mu się także to, w jaki sposób zakończy się ich podróż.
Będzie szczęśliwa – to wiedział. Beztroska, wesoła, pełna kolorów, słońca i piękna. Powinien być zadowolony, ale z jakiegoś powodu Hercules mógł być już tylko znużony.

Affettuoso – wzdychała Daniela z uśmiechem, patrząc na niego bez tej oschłości jego matki. Mogła odnieść wrażenie, że był czuły, to prawda. Lubił ją, nie miał więc nic przeciwko okazywaniu jej uczuć. Była szczera, młodzieńczo, beztrosko piękna, a on lubił się do niej uśmiechać, lubił dotykać aksamitnej, rozgrzanej słońcem skóry arystokratki. Podobało mu się to, jak jego biżuteria wyglądała na jej smukłej szyi, jak brylantowe kolczyki podrygiwały w rytm spokojnych, ostrożnych kroków. Ciemne włosy zawsze schludnie upinała nad karkiem, by eksponować drogie kamienie. Przyjmował to z satysfakcją.
A jednak chyba się myliła. Wynikało to z tego, że nie był wobec niej szczery – nie zdradzał jej nic aż do samego końca. Zresztą – jak mógłby wyjaśnić jej to, czego sam nie zdołał pojąć? A jednak teraz… teraz, gdy nie było jej w jego życiu, czuł pod palcami pustkę. Brakowało mu uśmiechu, który wywoływał w nim wyrzuty sumienia. Brakowało mu ciepła, które leczyło opanowujący go chłód i mówiło mu, że może tym razem, może teraz…
Ale nie. Łudził się niepotrzebnie. I niepotrzebnie unikał wywoływania wizji, skoro nadeszły do niego same, podobnie porażające, zimne, niosące zgubę. Rok wcześniej otrzymał odpowiedź na pytanie, którego nie chciał nigdy zadawać – czy Danielę także straci jak Tiziano, jak każde ich dziecko?
Westchnął, w ich wspólnej sypialni było duszno, ale rolety odsłonił. Gdyby zamknął się tam w podobny sposób jak po śmierci Tiziano, mocniej czułby to oczywiste powiązanie. Mimo tego wciąż myślał, że to nie może być przypadkowe – Hercules był już dorosłym człowiekiem, nie potrafił się oszukiwać. Ciążyło nad nim, być może nad nimi wszystkimi, coś bardzo, bardzo złego – klątwa, która wiązała się z tajemnicami ich domu. Były bowiem tematy, których pod żadnym pozorem nie można było poruszać i nawet ten uśmiechnięty chłopiec z burzą ciemnych loków nie odważył się zapytać „Gdzie jest tata, mamma?”. Ale teraz dorosły i nie miał już nikogo, kto mógłby się na niego zdenerwować.
Uśmiechnął się do siebie swobodnie, dokończył wino, które ostrożnie krążyły między ściankami jego kryształowego kieliszka. Na stoliku przed nim stała fiolka Wieszczych Snów, pobłyskująca za każdym razem, gdy zwabiła promienie słońca w stronę wystawnego, pięknie zdobionego flakonu. Zaraz obok niej, uderzająco wyraźny na tle ciemnego blatu leżał papieros z gotowymi zapałkami. Tradycja, święty wręcz zwyczaj Herculesa – wizję należało skwitować papierosowym dymem, inaczej nieszczęść było więcej.
Przechylił głowę, przyglądając się eliksirowi. Nie robił tego, nie wymuszał wizji, przez jakiś czas; przestał mniej więcej wtedy, gdy odrobinę przywiązał się do Danieli i postanowił, że tego sobie nie zepsuje. W rodzinne strony wrócił jako zdolny jubiler, może nie finezyjny artysta, ale sumienny, staranny rzemieślnik. Wszystkie salony, w których ród Caravaggio oferował swoje wyroby, stanęły przed nim otworem, mógł zacząć pracować i być godnym swojego nazwiska. To była dobra myśl, myśl bezpieczna.
Z podróży wrócił w takim stanie, jakiego się spodziewał – przepracował śmierć Tiziano, nie żałował już tego, co się stało. A jednak pozostawał w dziwny sposób oderwany – spędził wiele lat bez szczególnych wewnętrznych przeżyć. Odwiedzał salony Caravaggiów, uczył się tworzenia czegoś bezapelacyjnie, obiektywnie pięknego, obserwował miejsca, które powinny poruszyć go swoją energią, harmonią albo niesamowitą historią – ta podróż powinna być podróżą jego życia. A jednak wiedział, że w końcu się skończy i zdawał sobie sprawę, w jaki sposób. Dlatego nawet nie starał się poświęcać tym wszystkim rzeczom uwagi – jaki to miało sens? Nie było w nim napięcia, nie było w nim ekscytacji, emocji nie dodawało pytanie „co będzie wtedy?”. Mógłby spędzić tak jeszcze wiele, wiele czasu, ale wuj Umberto nagle poczuł się źle. Hercules wrócił z nim do jego domu, a potem wyjechał – bez emocji, bez smutku. Przecież wiedział, że to się stanie. Przecież w każdym nowym miejscu wprawiał się w stan, w którym nadchodziły wizje, by dowiedzieć się – może to już? Może nie tym razem? Wizje jednak były zgodne – Hercules miał stracić tę „szansę” na posmakowanie życia.
Gdy wrócił i oznajmiono mu, że Daniela Leoncavallo to jego przyszła żona, przyjął to spokojnie, chociaż z lekką irytacją. Lubił kobiety – były piękne, przynosiły mu chwilowe uniesienie, ale ich relacje były krótkie. Tymczasem ktoś zmuszał go do spędzania z jedną z nich czasu, zakładania rodziny… Było mu żal, że akurat na niego trafiła.
Daniela była zwykłą, łagodną kobietą. Piękną, chociaż niezbyt przebojową. Okazywał jej uczucie, dotykał jej twarzy o delikatnych rysach, przeczesywał dłonią ciemne włosy, a czasami nawet odpowiadał „Ja ciebie też” na jej wyznanie. Jego doświadczenia z nią były jak kałuża – woda sięgała do połowy buta, ale nie mógł przecież w tym zatonąć, nie mógł upaść głębiej i głębiej. Piękna Sycylijka i piękny Sycylijczyk – tym byli.
Do pewnego momentu, bo potem nagle zrozumiał, że są na siebie skazani. Wcześniej próbował dostrzec ich przyszłość, zawsze z pytaniem – może coś się zmieniło? Może tym razem fatum nie miało nad nimi władzy i będzie mógł ją pokochać? Nigdy jednak nie udało mu się sięgnąć aż do ich końca, przychodziły krótkie, niedalekie wydarzenia. Powoli zaczynał wierzyć, że zakończenie ich historii było tak odległe, że być może spędzą ze sobą całe życie. Wtedy prawdopodobnie naprawdę stał się dla niej affettuoso  kochankiem, nie w niej zakochanym, ale po prostu… bliskim jej. To było ciepłe i przyjemne. Oczywiście dopóki nie zobaczył tej wizji, dopóki nie naszła ich w czasie wspólnej nocy. Powinien był to przewidzieć – żadne z ich dzieci nie zdołało przyjść na świat żywe, więc oczywistym było, że klątwa nadal nad nimi ciążyła. Ale łudził się…
To Daniela jako pierwsza zapytała, dlaczego jego siostra jest gdzieś daleko, chociaż Hercules był już wszędzie. To ona zachęcała go, żeby uczył się rosyjskiego – na wszelki wypadek, tak po prostu. Dziwnie się czuł z tym, że jego żony już nie było, ale była ta myśl. Była Hersilia.
– Hercules, synu? – rozległo się w pomieszczeniu. Zaraz potem nadeszły dwa głuche, ale mocne uderzenia w drzwi.
Niemal z trudem rozpoznał głos matki. Constanza brzmiała pewnie, niemal sucho, gdy tak się do niego zwracała. A jednak wiedział, że skoro przyszła pod jego drzwi sama, to był najwyższy wyraz zmartwienia. Ona też się bała. Ona też bała się tego, co stanie się z nim po śmierci Danieli. Ale co mogło się stać? Co jeszcze zostało? Miłość w Herculesie umierała i rodziła się na nowo jak greckie bóstwo – i chociaż w tym wszystkim był Edypem, tym razem naprawdę chciał spróbować. Należało mu się chociaż zrozumienie.
– Wszystko w porządku, mamma – odparł.
Wsłuchiwał się w milknący odgłos jej kroków. Sycylijskie, duszne powietrze zawsze niosło wszystkie dźwięki w tym pustym domu. Hercules westchnął.
Nim sięgnął po eliksir, skończył się pakować. Walizka była większa niż tamta, którą zabierał ze sobą w podróż po Europie. Teraz chciał się przygotować, zabrać narzędzia, ubrania, eliksiry, wszystko, co tylko może się przydać, a nie opuszczać dom jak obrażone dziecko – w pośpiechu i w atmosferze niepowodzenia. Rosja brzmiała jak miejsce, w którym nie było wyrozumiałości dla nieprzygotowanych. Jeszcze raz sprawdził swoje bagaże, a potem odwrócił się do Wieszczych Snów.
Spensierato, allegro, affettuoso – kolekcjonował te określenia, dowody więzi od ludzi, których naprawdę kochał, ale opuścił, lub którzy opuścili go. W końcu nie miał już nawet matki, oddalił się od niej wiele, wiele lat wcześniej. Teraz zamierzał zobaczyć swoją siostrę i zastanawiał się – czy i ona ofiaruje mu jedno określenie. Mimo tego nie był nieszczęśliwy – raczej spokojny, ostrożny i ciekawy. Coś się w końcu musiało zmienić, a on teraz zamierzał sprawdzić, czy powinien się angażować. Jeszcze raz spojrzał na Wieszcze Sny, nim wyciągnął dłoń po eliksir.
On sam mógł dodać coś dłuższego do tych wszystkich krótkich słówek – Ragazzo, che non puó affogare. Chłopiec, który nie potrafi utonąć. Westchnął.

Mistrz Gry
Mistrz Gry
Hercules Caravaggio Xfrk63Q
https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/

Wto Paź 08 2019, 21:10
Здравствуйте

Życie Cię nie rozpieszczało, po kolei traciłeś wszystko to, co było dla Ciebie najcenniejsze, jednak, przyznaj szczerze, czy dzięki tym stratom i świadomości, co jeszcze Cię czeka, nie stawałeś się z każdym dniem coraz silniejszy, coraz pewniejszy swoich celów? Podobno poradzić można sobie z każdym smutkiem, jeśli uczyni się z niego opowieść. Opowiedz mi więc coś. Opowiedz mi więcej niż dotychczas. O swoich planach, o troskach i radościach. Opowiedz swoją historię słowiańskim bogom, może okażą się łaskawsi.

 
Bonusy za kartę postaci

 
+5
Okultyzm (genetyka)
+5
Transmutacja
+5
Wiedza ogólna


Jako prezent otrzymujesz ode mnie laskę z rączką w kształcie kanarka, która nie tylko sprawia, że wyglądasz jeszcze bardziej elegancko i pomaga stawiać pierwsze kroki na obcej ziemi, ale kiedy stukniesz nią trzykrotnie w ziemię, na dwie minuty tworzy wokół Ciebie niewidoczną i niemożliwą do magicznego namierzenia barierę chroniącą przed atakami: tymi czarodziejskimi, jak również czysto fizycznymi. Dostaniesz jednak też wygaszacz myśli. Wygląda jak… wygaszacz – to wykonana z niebywałym kunsztem zapalniczka, na której dość ironicznie wygrawerowano słońce. Nie zabiera jednak światła, ale bardzo skutecznie wycisza myśli, dzięki czemu Twoje wizje nie przebiegają gwałtownie. A kiedy uda Ci się go użyć w trakcie wieszczenia (rzucając kością k6 musi wypaść 1), wizja natychmiast ustaje.

Na zakończenie

Stworzona przez Ciebie karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz na start 800 punktów fabularnych do wykorzystania w punkcie Mistrza Gry. Możesz już bez przeszkód zacząć rozgrywkę na forum, lecz przed rozpoczęciem fabularnych przygód Twojej postaci prosimy o skrupulatne uzupełnienie pól w profilu. Warto również wnikliwie zapoznać się z tematami zamieszczonymi w dziale fabularnym. W razie jakichkolwiek wątpliwości, problemów lub sugestii odnośnie rozwoju naszej magicznej społeczności, zachęcamy do kontaktowania się z administracją forum. Życzymy ciekawych rozgrywek w grze i przyjemnego spędzania z nami czasu!


Skocz do: