|
|
|
|
|
|
Pią Gru 13 2019, 15:55 | | Tor wyścigowy Tor wyścigowy, który oficjalnie należy do rodziny Goncharovów, jest przystosowany zarówno do wyścigów stworzeń lądowych, takich jak konie czy nosorożce, jak i latających, szczególnie gryfów czy smoków. Ma cztery główne hipodromy, każdy przygotowany pod inny gatunek zwierzęcia. Siedzenia na trybunach są miękkie, choć niektóre są już trochę zużyte i nie siedzi się na nich zbyt wygodnie. Chętni mogą w zakładach bukmacherskich stawiać zakłady, czasami na monstrualne kwoty. Po kupieniu biletu za symboliczną kwotę, tuż przy wejściu na trybuny oznaczone odpowiednią literką, dostaje się ulotkę z najważniejszymi informacjami odnośnie tego, kto startuje, o której godzinie i z jakiego toru. Jest zaczarowana, więc dla zaktualizowania treści wystarczy stuknąć w nią różdżką. |
| |
|
Czw Sty 02 2020, 18:56 | | 20.11.1997 Nadszedł wreszcie dzień, na który wszyscy uczestnicy czekali. Oficjalna Gonitwa. Konie rasy czystej krwi tatarskiej – każdy o innym umaszczeniu – zostały odpowiednio przygotowane i posłusznie stały trzymane przez stajennych, oczekując na swoich tegorocznych dżokejów. Pierwsi wierni widzowie wyścigów konnych już się zbierali tłumnie na trybunach, zatapiali w miękkich siedzeniach i z zainteresowaniem przeglądali broszurkę informacyjną przygotowaną na tę okazję. Wystarczyło delikatnie stuknąć w nią różdżkę, by zobaczyć wszystko to, co istotne na temat Gonitwy – od numerów, kolor strojów, wszak każdy strój jeździecki również musiał się wyróżniać czymś innym niż numerem, czy po informacje na temat zawodników Gonitwy. Wśród głównych uczestników można było wyróżnić: Antona Gorodeckiego (nr 1; kolor czarny), Stanislavę Aristovą (nr 2; kolor złoty), Grishę Mitrokhina (nr 3; kolor czerwony), Darię Aristovą (nr 4; kolor fioletowy), Artemiego Kuragina (nr 5; kolor zielony), Envera Mihalache (nr 6; kolor pomarańczowy), Borisa Onegina (nr 7; kolor szary), Dezső Gárdonyia (nr 8; kolor brązowy), Rodiona Morozova (nr 9; kolor żółty), a także Antoninę Bukharinę (nr 10; kolor różowy). Wyścig oficjalnie miał się niedługo rozpocząć. Kiedy organizatorzy upewnili się, że każdy dżokej jest już na miejscu, odsyłali go do jednej z szatni, żeńskiej lub męskiej, aby mógł się odpowiednio przygotować. Potem był wedle zasad ważony – aby wyrównać szanse upewniano się na wszelki wypadek, że każdy koń będzie dźwigał podobną wagę. Nie była to żadna niezwykła praktyka, za pomocą drobnych sztuczek magicznych czasami utrudniano lub wyrównywano możliwości w ten sposób. Trybuny wypełniły się po brzegi fanami Gonitwy, co oznaczało, że wreszcie nadszedł odpowiedni moment. Uczestnicy wyścigów konnych byli gotowi, przez co zostało im wsiąść na konie, dać się wprowadzić do boksów startowych i czekać na otwarcie przygotowanych bramek na charakterystyczny dźwięk dzwonka. Niektóre konie, czując co się święci, trochę się stresowały, ale bardziej doświadczeni jeźdźcy z pewnością potrafili je uspokoić. Już za moment wszyscy ruszą do galopu. Gonitwę pora rozpocząć. Wszystkich uczestników wyścigów konnych, podobnie jak tych, którzy są na trybunach, prosimy o napisanie pierwszego posta do niedzieli do godziny 14. Ci, którzy zamierzają skorzystać z przedmiotów dodających punkty do siły fizycznej lub szczęścia, muszą je uwzględnić na samym początku. |
| |
Moskwa, Rosja 23 lata błękitna majętny studentka kursu bezpieczeństwa (II rok) |
Czw Sty 02 2020, 20:13 | | Daria była zestresowana. Wypoczęta, może nawet odrobinę szczęśliwa, ale zestresowana. Chciałabym mieć spokój Stasi – jej odwagę, jej pewność w tym, co robiła. Nadal pamiętała dziecięcą konsternację i zmieszanie, gdy dziesięć lat temu najstarsza Aristova pierwszy raz startowała w Gonitwie. Była wtedy jedynie rok młodsza od Darii teraz i szybko zaczęto zastanawiać się, czy miała prawo zgłaszać się do tak ważnego konkursu. Dwunastoletniej Darii to wydawało się bez sensu; i nie chodziło jej wcale o obyczaje, tak dziwnie restrykcyjne dla kobiet, ale o to, że ktokolwiek chciał zabronić Stasi czegokolwiek. Teraz, gdy to ona stała przed swoją pierwszą Gonitwą, wydawało jej się, że siostra w tej chwili nigdy nie panikowałaby tak bardzo – Stasia była zbyt silna, żeby czuć serce w piersi obijające się o żebra z taką mocą, żeby ręce drżały jej, gdy dotykiem muskała gładką szyję konia, żeby wszystko wydawało się jej zbyt niezgrabne, niewygodne i nieodpowiednie. Daria jeździła na koniu całe życie, uczyła się w końcu od najlepszych, w dodatku teraz miała na sobie naszyjnik z bursztynem od babki Vankeevy, który podobno przynosił szczęście, ale okazywało się, że w obliczu tego trawiącego ją od środka strachu nawet to nie miało znaczenia, wciąż była zbyt słaba. I wciąż marzyła o tym, żeby znaleźć się teraz gdzieś indziej, w miejscu przyjemnej anonimowości, bez presji i bez oczekiwań, które miała sama do siebie. Ale wtedy nigdy nie pokazałaby Stasi, że jest zdolna do czegokolwiek. Wtedy nigdy nie udowodniłaby tego samej siebie. Nie powinna była tak do tego podchodzić. Do niczego nie powinna podchodzić tak, jak podchodziła, bo tylko robiła sobie krzywdę. Daria to wiedziała. — Oddychaj, trzymaj lejce, rób swoje i nie rozpraszaj się. Robiłaś to tysiące razy. Dasz radę, jeżeli zachowasz skupienie — powtórzyła pod nosem słowa Stasi, jakby one mogły teraz pomóc jej ze ściśniętym gardłem. Ale nic nie miało pomóc. Była po prostu sama ze sobą, ona i jej strach, znowu i znowu, teraz tylko w jednej scenerii. Znała rozwiązanie, ale to rozwiązanie tylko robiło jej krzywdę — wyglądało na to, że ten jeden raz będzie musiała zachować się jak dorosła i po prostu zmierzyć się z tym, co ją przerażało. Wzięła głęboki wdech i wspięła się na grzbiet swojego konia. Przy sobie: naszyjnik z bursztynem (+2 do szczęścia) |
| |
Moskwa, Rosja 31 lat błękitna majętny sędzia Magicznego Sądu ws. karnych, teoretyk i filozof prawa, przedsiębiorca |
Czw Sty 02 2020, 23:32 | | Ten czas przed Gonitwą był najgorszy. W szatni Stana cierpliwie zaplatała ciasny warkocz, zapinała białe guziki złotej marynarki, naciągała bryczesy, przecierała skórzane oficerki. Każda czynność miała wymiar rytuału. Skupienie się na wszystkich szczegółach pomagało rozwiać niewyraźne widmo stresu, które migotało na krawędzi świadomości i przepełniało mięśnie nerwową elektrycznością. Aristova startowała w Gonitwie wielokrotnie, ale zawsze, tuż przed, czuła lekki niepokój. Nie wiedziała, co w niej go budzi. Może tylko niepewność przebiegu wydarzenia (rodzinna historia – jak myślisz, czy twoja matka przeczuwała cokolwiek, gdy wsiadała na konia tamtego dnia?). Przecież nie widownia – lata życia zahartowały córkę nestora na oceniające spojrzenia. Ostatecznie jednak jej uczucia nie były zbyt ważne. Nigdy nie były. Emocje były jak drobne zakłócenia – trzeba je usunąć albo zignorować i wykonać swoje obowiązki. Nie widać było więc po niej stresu, gdy ważono ją i nie widać go było, gdy wsiadała na konia i dała się prowadzić do boksu startowego. Była wyprostowana, skupiona, spokojna. Oddychała równo. Wyglądała podobnie dziesięć lat temu, była może tylko bledsza, palce zaciskała bardziej nerwowo na lejcach. Pamiętała, jak mocno biło jej serce wtedy (dlatego, choć Daria udawała, że się nie boi, siostra rano dała jej krótką radę i klepnęła ją pokrzepiająco po ramieniu, dasz sobie radę, Dasha, Stanislava wiedziała, że sobie da) – dziś biło raczej zwolnionym tempem. Nawet jej koń nie wydawał się stresować. Podobno wierzchowce czuły nastrój jeźdźca.
Ostatnio zmieniony przez Stanislava Aristova dnia Czw Mar 19 2020, 17:37, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Pią Sty 03 2020, 00:09 | | Była dzisiaj pewna siebie, choć gdzieś w środku wiedziała, że w gruncie rzeczy to niedorzeczne, bo przecież i tak nie wygra. Zamierzała jednak przede wszystkim dobrze się bawić. I być na mecie szybciej niż ten fiut. Poza tym nie miała większych oczekiwań co do tego dnia. Wystroiła się już pięknie w strój jeździecki i była gotowa dosiąść konia jak najszybciej. Ta wielka gonitwa nigdy nie była jej największym marzeniem, ale niezaprzeczalnie wolała po stokroć ryzykować utratą zdrowia i urody niż siedzieć odstrojona jak szczur na otwarcie kanału i cmokać z aprobatą, kiedy jeździec, na którego postawiło się kilka rubli, wybija się na prowadzenie. Zdecydowanie bardziej wolała być tym jeźdźcem. Wylosowała kolor różowy. Jednym stuknięciem różdżki jej strój jeździecki zamienił się w kolor pudroworóżowy. Landrynka. Cudownie. Naprawdę! Ucieszyła się bardzo, nawet klasnęła w dłonie z tej radości. Wielka 10 pojawiła się również na jej plecach, a dłonie mocniej zacisnęły się na trzymanym pacacie, kiedy już stała, czekając na ważenie. Jak każda przejmująca się nadmiernie swoim wyglądem nastolatka, miała jedynie nadzieję, że wskazówka pokaże jak najmniej. Oczywiście pokazała, a dociążanie nie było najprzyjemniejsze, było za to... dziwne i niestety- konieczne. Bez większych obaw podeszła do białego wierzchowca i pogłaskała go czule po głowie. - Piękny jesteś - wymruczała z uśmiechem. Uwielbiała konie. W dzieciństwie mogłaby spędzać w stajni całe dnie. Doceniała ich piękno, majestatyczność i delikatność. Choć tak pozornie potężne w środku bywały kruche i wrażliwe. Jej rumak nie wydawał się być jednak najwrażliwszy, a określenie zadziorny zdecydowanie bardziej do niego pasowało. I dobrze. Ona też była zadziorna. Wskoczyła na niego jednak z drobną pomocą obsługi, bo była zwyczajnie za niska. Trzymała jednak pewnie lejce i dała się poprowadzić do boksu. - Dawaj maleńki, pokażmy im wszystkim - wyszeptała do swojego konika, poklepała go jeszcze delikatnie i już była gotowa do startu. Przy sobie: strój dżokeja (+2 do sprawności fizycznej) |
| |
Archangielsk, Rosja 31 lat cień błękitna majętny magomedyk sądowy w szeregach Białej Gwardii, koroner |
Pią Sty 03 2020, 14:16 | | Wtulam w twarz w szorstką sierść wierzchowca, po raz ostatni poklepując go po szyi. Poprawiam siodło, wygładzam zielony strój dżokeja i chwytam za lejce wychodząc na tor. Gonitwa zawsze była czystą przyjemnością, wiatrem we włosach, cichym śmiechem, gdy nachylając się coraz bardziej do przodu, niemal przylepiając się do szyi zwierzęcia wypatrywałem końca, mety. A od paru lat także i czekającego tam na mnie Jurija, który stał gdzieś w tłumie, niby przypadkiem posyłając w moją stronę szeroki uśmiech. Nie liczyła się wygrana, przy moim wzroście moje szanse i tak wydawały się żałośnie małe, nigdy nie byłem najlepszy w rywalizacji. Tyle razy już przegrywałem. Względy ojca, względy matki, wciąż pozostawałem po środku. Tutaj przynajmniej nikt nie oceniał mnie z perspektywy nazwiska - liczyła się zabawa, a przynajmniej w to pragnąłem głęboko wierzyć. Dzisiaj jednak nikt na mnie nie czeka w tłumie, nikt nie obdarzy mnie ledwo stłumionym uśmiechem. Wzdycham lekko, silniej chwytając lejce i uzbrajając się w cierpliwość, czekając na moment, w którym jeden z pomocników podprowadzi mojego wierzchowca do odpowiedniego boksu. Posyłam w stronę Stanisławy żołnierski salut, krzywo uśmiechając się pod nosem, choć moje spojrzenie jest szczere, w końcu ona jako jedna z niewielu zna p r a w d ę. Po raz kolejny poprawiam się w siodle, jakby bezwiednie, może powodowany lekkim stresem, choć przecież naprawdę nie liczę na wygraną. Przy sobie bransoletka Chorzycy + 1 do szczęścia |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Pią Sty 03 2020, 17:17 | | Do Gonitwy Grisha dostał ordynarnie cyrkowej barwy strój. Wolałby standardowy czarno-biały zestaw, ale kimże był, by kwestionować decyzję gospodarzy wyścigu? W szatni napotkał kilku mężczyzn, których widoku nigdy by się nie spodziewał. Według wyobrażeń Mitrokhina choćby ten Gorodecki, lekarz, z którym poznali się przypadkowo jakiś czas temu, wsiadał na koń chyba tylko po to, by spaść z jego grzbietu jeszcze przed startem. Lata patrzenia na ojca, Szurę i Nikitę zaowocowały u Grishy przeświadczeniem, że do jeździectwa trzeba mieć pewną prezencję, wciąż jest to sport, w którym widoczna pozostaje predyspozycja ludzi o pewnej pozycji społecznej, tradycjach rodzinnych, wreszcie – sytuacji majątkowej. Bądź co bądź, uczestnicy Gonitwy w większości pochodzili jednak z dobrych rodzin; i nic dziwnego, wszak Goncharovowie nie dopuściliby do swoich koni pierwszej lepszej znajdy. Zadowolony z wniosku, jaki osiągnął, Grisha wyszedł na tor w swoim krzykliwym czerwonym stroju. Na Mitrokhina czekał rosły, potężny przedstawiciel tutejszej rasy o pięknym bułanym umaszczeniu. Grisha stanął przy wierzchowcu, pogładził mocny kark zwierzęcia. Odwrócił głowę w jedną stronę – i jego oczy napotkały marmurowy profil Stanislavy. Spojrzał w drugą – i dostrzegł jego nieco delikatniej zarysowaną kopię, twarz Darii Aristovy, zwanej przez niego w myślach „małą Staną”. Wszyscy oni byli do siebie równie podobni jak rodzeństwo Mitrokhinów, ale gdyby Grisha miał być szczery – tylko imię Stanislavy wydało mu się warte zapamiętania na przestrzeni całego czasu, przez który znał się z rodziną Aristov. Kiedy dano do tego sygnał, Grisha dosiadł konia, ułożył się w siodle wygodnie. Jak starsi bracia przed nim (a po nim także Vasilisa), od dzieciństwa uczył się jazdy, chociaż gabaryty ma nieodpowiednie po temu; zawsze był za wysoki i za ciężki, by być naprawdę dobrym dżokejem. Wobec tego w dorosłym życiu rzadko jeździł, ale tego chyba się nie zapomina; być może jednak będzie miało znaczenie dla jego pozycji w wyścigu. Może i dobrze się składa, że na trybunach nie było jego młodszej siostry. |
| |
Petersburg, Rosja 32 lata przyłożnik półkrwi zamożny pianista |
Pią Sty 03 2020, 22:08 | | Obiecał. Przyszedł. Z początku, złożył to przekonanie wyłącznie przed samym sobą. Gonitwa, oczekujące konie, oczekujący jeźdźcy, wszystkie sercowe mięśnie, złączone oczekującym rytmem. Oczekujące zakłady; przewidywania, mające zetknąć się z samą prawdą. Dopiero później, powtórzył, przypieczętował los podczas krótkiej wymiany zdań z Lebedevą. Będzie. Pojawi się na trybunach, obejrzy rywalizację. Trybuny są pełne rozmów, głośniejszych, ściszonych, przedzierających się wprost do uszu w formie niejasnych strzępków. Nie chciał się na nich skupiać, gdy zmierzał w grono obserwatorów, znajdując dogodne miejsce. Nie zdążył wyłuskać dziewczęcej sylwetki z tłumu - co zresztą nie wybudziło zdziwienia. (Mogła być z matką. Mogło jej jeszcze nie być. Jest czas, trochę czasu, gęstych niezwykle sekund, liczonych skrzętnie przez wielu. Nie mógł wymagać jej obecności, zwłaszcza, gdy rodzicielka będzie jej pilnie strzegła u swego boku. Nie wiedział, czego tu oczekiwał. Może niczego. Może jedynie się łudził). Przez moment popadł w zastanowienie; ciekawe, na którym miejscu znajdzie się Boris Onegin. Wspomniał o przyjacielu z lekkim, odruchowym uśmiechem, mimowolnym zadrganiem kącików ust. Z całą pewnością mógł liczyć na głos od fanek, chociaż nie on mógł odegrać tutaj znaczenie. Abramov nie znał się na tajnikach jeździectwa i nigdy nie chciał przełamać swojej niewiedzy. Śledził, pełen nieświadomości, bez choćby drobnych domysłów, kto może odnieść zwycięstwo. Wolał poddać się samej spontaniczności. Postawić przed dokonanym faktem. Myśli zmieniły orbitę. Spojrzenie dyskretnie pomknęło pośród sylwetek, wśród mozaiki twarzy. Na święto przyjechał samotnie, jakby w te kilka dni rozpaczliwie zapragnął odmiany. Odmiany wraz z pogłębianiem palącej go fascynacji. Lebedeva. Gdzie znajduje się Lebedeva? Pytania go prześladują. Jak deszcz, uderzają, są pełne stukotu, zlewają się kaskadami. Są liczne, a on nie umie im sprostać. Zjawi się? Nie pojawi? Podejdzie czy pozostanie odległa i niedostępna? |
| |
Soczi, Rosja 31 lat czysta zamożny magomedyk ogólny na Oddziale Pierwszej Pomocy i niespełniony pisarz |
Pią Sty 03 2020, 22:21 | | Odliczanie do najważniejszej części Gonitwy minęło ci zaskakująco szybko, tym bardziej że całe tegoroczne przedsięwzięcie było dla ciebie niezwykle rzadko spotykaną okazją do pogłębienia swoich rodzinnych więzi nie tylko z młodszą siostrą, ale i dalszą częścią rodziny pochodzącej od strony Goncharovów. Przywitali cię tu niezwykle serdecznie i ciepło, już kompletnie zapomniałeś, jak to jest czuć się zwyczajnie swobodnie pośród Tatarów, toteż nie chciałeś, by wasze tradycyjne święto skończyło się zbyt szybko. Nie było więc w tym przypadku innego wyjścia, jak należycie uczcić ten szczególny dzień i po długich namowach ze strony wujostwa wziąć udział w wyścigach konnych. Zdarzyło ci się w nich uczestniczyć kilkakrotnie w czasach Koldovstoretz, a parę lat temu niespodziewanie zająłeś jakieś miejsce na podium, jednak w tym roku nie liczysz na to, że uda ci się cokolwiek większego osiągnąć. Co najwyżej pierwsze od końca, ale i to cię zadowoli, nie jesteś szczególnie wybredny. Konkurencja między zawodnikami z roku na rok była coraz większa i bardziej zażarta, a ty nie masz już tyle czasu na jeździectwo co kiedyś, nie mówiąc o twojej kondycji na żałośnie niskim poziomie. Więcej papierosów i alkoholu, panie doktorze, a na pewno zdrowie się poprawi. Wylosowałeś numer jeden, kolor czarny jak najbardziej ci odpowiadał – był w końcu jednym z twoich ulubionych. Strój dżokeja ubrałeś bardzo szybko w męskiej szatni, a potem tylko zostało dosiąść ci przeznaczonego dla ciebie konia, błyskawicznie przebrnąć przez tak podstawowe czynności jak ważenie, by wreszcie wraz z innymi zawodnikami udać się na tor wyścigowy i ustawić się na swoim miejscu. Nie mogłeś nie zauważyć znajomych ci twarzy, choć udawałeś, że nie widzisz Envera. W końcu nie podobało ci się to, że bierze udział w tegorocznej Gonitwie. Po co? Czyżby tylko po to, żeby celowo utrzeć ci nosa i impertynencko pokazać, że jest od ciebie zdecydowanie lepszy? Jak początkowo brak w tobie było chęci do rywalizacji, tak na jego widok momentalnie zaostrzył ci się tylko apetyt na wygraną. Nie czujesz żadnego stresu, pozostało ci tylko cierpliwie odliczać do oficjalnego startu, by wraz z nim pokazać swoje jeździeckie umiejętności. Płynie wszak w tobie gorąca krew Goncharovów, więc nie mogłeś ich zapomnieć. Nie dzisiaj. Zaraz mu pokażesz, jak wygrywa się Gonitwę.
Ostatnio zmieniony przez Anton Gorodecki dnia Sob Sty 04 2020, 04:18, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Petersburg, Rosja 20 lat cień czysta bogaty Królowa Avoski; córa ojca, fotografka |
Pią Sty 03 2020, 22:57 | | Dłonie powoli przemieszczały się przyjemnym grzbiecie pegaza, a uśmiech pojawiał się na delikatnych wargach Svetlany. Wspomnienie krótkiego spotkania i podarku, który obecnie był w jej rękach sprawiało dziewczęciu niebywały uśmiech. Rozkoszowała się bowiem w obecności nowego przyjaciela, toteż łapała te chwile, nie chcąc opuszczać pokoju. Byli jednak umówieni. Tak chciała myśleć. Tak pragnęła sądzić. Cóż mogło stanąć na przeszkodzie? - Jesteś gotowa? – nagły głos matki przypomniał jej o obecności, która nie była wskazana. Oczekiwała swobody, którym mogła się chełpić. Podświadomie marzyła o powrocie do mieszkania Abramova, gdzie to skryłby ją w pościeli, ofiarowując dotyk miękkich opuszków palców. Pocałunków składanych na łabędziej szyi. D o ś ć. To niewłaściwe. Karygodne. Wolnym krokiem dotarły na tor wyścigów, a kiedy kobieta udała się w stronę przyjaciółek, młoda Lebedeva poszukiwała wzrokiem postaci pianisty. Podejmowała się próby, aż wreszcie z rozkosznym uśmiechem zbliżyła się ku niemu. Nie mógł jej dostrzec, była zbyt daleka – znajdowała się za nim. Władza dawała pozorną szansę elementu zaskoczenia, dlatego też nie spieszyła się w swych gestach. Z lekkością dotknęła spoczywające wzdłuż ciała męskiej ręki, splatając z nim na moment dłoń. - Pańska nieuwaga mnie tu przygnała – wypowiedziała te słowa miękko, a wyczuwalny śmiech roznosił się w tembrze. Przygryzła dolną wargę, dopiero po kilku sekundach przechodząc obok, by nie wzbudzać podejrzeń. Osądzający wzrok mógł zrodzić kolejne problemy. - Jak obiecałam – tak jestem. Wierzę, że moje towarzystwo nie jest uciążliwe? spytała z przekorą. Ona sama nie skupiała się jeszcze na koniach, nieustannie wlepiając naiwne spojrzenie w oblicze Lva. |
| |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Sob Sty 04 2020, 01:00 | | Boris nie krył zniecierpliwienia. Odpowiednio przygotowany, zważony (ah, panie Onegin, jakiś pan przystojny, jaki wytworny, a ten szary strój jak idealnie na panu leży, jak opina pierś, a ta sprytna skrytka na różdżkę, a ten kołnierz jak misternie wykończony, pan, panie Onegin na pewno nie musi obawiać się konkurencji, tu nikt nie jest od pana lepszy, ja będę trzymała kciuki za pana, tak przystojna twarz na pewno ten wyścig wygra), siedząc na swoim czystokrwistym rumaku, mimowolnie głaskał go po karku. Lustrował też wzrokiem wszystkich zebranych. Gorodecki w jego mniemaniu nie miał w tym wyścigu żadnych szans. Żadnych. Jeszcze mniejsze miał zajmujący sąsiedni boks Mihalache, który na koniu wyglądał jak szczur na świni. Nie, żeby Onegin miał co do nich jakiekolwiek uprzedzenia, o nie. To była po prostu jego subiektywna opinia, oparta na JEGO spostrzeżeniach, JEGO intuicji, oraz JEGO wyobrażeniach. A ten szczur na świni to po prostu takie skojarzenie. Bez urazy, powiedział w myślach, choć Enver nie miał przecież możliwości, by je jakkolwiek usłyszeć. Kiwnął w stronę Grishy, któremu szczerze życzył powodzenia. Tak samo pewnie kibicowałby Lvowi, gdyby ten zdecydował się w końcu ruszyć swoje szanowne cztery litery i wziąć udział w wyścigu. Potem rzucił przelotne spojrzenie w stronę sióstr, z których młodsza — Daria, wyglądała na nieco zdenerwowaną. Dopiero na końcu odważył się spojrzeć na sam koniec, na miejsce, w którym w całej swojej różowej okazałości stała ONA. Antonina Bukharina. Jego przekleństwo, o którym nie mógł przestać myśleć od dłuższego czasu. Może da jej wygrać? A może specjalnie zostawi ją w tyle? Z jednej strony nie zależało mu wcale na wygranej, z drugiej jednak miał cichą nadzieję, że siódemka, którą otrzymał, okaże się siódemką szczęśliwą. Co prawda nie czuł się mistrzem jeździectwa, ale Oneginowie zawsze dbali o odpowiednie wychowanie swoich latorośli, które obejmowało również nauki jazdy na koniu. Boris po prostu przyszedł się rozerwać, robił to co roku, ale jeśli przy okazji może zyskać kilka punktów u swojego ojca i wuja Kirilla, którzy w ostatnim czasie musieli naprawiać jego błędy, tym lepiej. Odetchnął głęboko. Czekał w napięciu na znak rozpoczynający gonitwę i nie mógł się doczekać, kiedy im wszystkim pokaże. Szczególnie tej małej Bukharinie. |
| |
Gjirokastra, Albania 32 lata półkrwi przeciętny samozwańczy król Albanii, pan świata, podróżnik, kartograf |
Sob Sty 04 2020, 11:13 | | Powietrze było chłodne i rześkie, zaskakująco łagodny, listopadowy wicher przedzierał się przez cały Kazań, wciskając się w dziury krzywo zawiązanych szalików i szastając po policzkach, które czerwieniły się od zimna. Enver wzbił butem w górę niewielki obłok brązowego pyłu, po czym oparł się o balustradę, przyglądając się stojącym w boksach zwierzętom, niespokojnie przestępującym z nogi na nogę, rżącym cicho, udeptującym twardą ziemię, nerwowo lub z niecierpliwości. Kiedy stał już na torze, ubrany w pomarańczową kamizelkę i krzywo zawieszony na głowie kaszkiet, rozejrzał się uważnie, pozwalając by na przypalone słońcem lico wpłynął blady uśmiech, w agrestowej tęczówce odbił się krótki refleks wzburzonych emocji, charakterystyczny błysk entuzjastycznego zaaferowania. Wówczas dopiero, wychodząc z szatni, nieostrożne spojrzenie zatrzymało się na znajomej twarzy i chociaż uśmiechnął się szeroko na widok Antona, nie mógł powiedzieć z pełną szczerością, że cieszył się z tego spotkania. Niewiele rzeczy krępowało jego naturalną swobodę zachowania, lecz po ostatniej rozmowie czuł się przy nim w pewnym stopniu nieswojo. Potrzebował chwili, żeby przełknąć łaskoczący w gardło wstyd i wyciągnąć rękę, która nieopatrznie musnęła zaledwie jego bark. Z grzeczności wypadałoby się chociaż pozdrowić, więc pomimo, że Rosjanin nie obejrzał się za siebie, Enver rzucił w jego stronę krótkie, pogodne słowa pomyślności. Na torach rozległ się pierwszy gwizd, Mihalache, choć wybity z wcześniejszego rytmu, stanął u boku przypisanego mu zwierzęcia i przeczesał palcami grzywę karej klaczy, po czym, chwytając za wodzę, podparł się lewą nogą o strzemię i wskoczył na koński grzbiet. Kiedy mieszkał jeszcze wśród bałkańskich pagórków i gęstej frygany, często przemierzał kilometry w siodle, niezniechęcony przez wyboiste ścieżki, drogi ciągnące się wśród pogrążonych w słońcu szlaków i ciepły, wilgotny wiatr, który wypełniał Albanię żarem zwrotnikowych temperatur; w Rosji dużo częściej podróżował za pomocą magicznego dywanu, sceptyczny wobec zimnych, błotnistych scenerii - lecz kim by był gdyby podobny, nieznaczny ubytek w doświadczeniu odwiódł go od podjętej decyzji? Niezrażony towarzystwem, wśród których, wybrzmiewających dumnie, rodowych nazwisk, prezentował się nie lepiej niż przypadkowy, stochastyczny kuglarz, służący zabawianiu magicznej publiczności, Enver poprawił się w skórzanym siodle i złapał mocniej za zwisające bezwładnie lejce, niezaprzeczalnie gotowy do startu. |
| |
Budapeszt, Węgry 32 lata czysta bogaty tropicielstwo (oswajanie lub wyłapywanie niebezpiecznych istot magicznych) |
Sob Sty 04 2020, 18:48 | | +1 do szczęścia z magicznej niebieskiej wstążki Werwa i upór to te z aspektów, które prawie nigdy go nie opuszczają. Są jak plaster miodu – wiązane nie woskiem, a determinacją trzymają się na osi temperamentu wyjątkowo silnie. Spajają poszczególne komórki mózgu, dając miejsce w budulcu dla cech mniej nadrzędnych, choć równie jednoznacznie wyodrębnionych w charakterze, takich jak dynamizm, stanowczość, asertywność, czy męskość. Co więcej, to właśnie ostatniej z wymienionych zawdzięcza wpisaną w samczy gen potrzebę akcji i działania i jako nadworny reprezentant płci dziś skłania się ku biologicznemu chciejstwu. A jego „chcę” i jego „mogę” krzyczy o to, by spełniać się w rywalizacji. Po to więc ta cała szopka z zapisami na Gonitwę, wyścig na torze w planie dnia i poświęcenie w postaci ciasno upiętego (jak na jego standardy) stroju dżokeja. Po to też związane szczelnie w kitkę włosy, których nigdy wcześniej i prawdopodobnie nigdy później nie ukarze podobnym, zabijającym swobodę ruchu kosmykom, rytuałem. Z początku nie wydaje się specjalnie przejęty przebiegiem konkursu, staje w naturalnie aroganckiej dla siebie pozie, tuż obok wierzchowca, z większym zainteresowaniem skierowanym ku zwierzęciu, niżeli ku kierunkowi rozwijania się całej tej sytuacji. Gładzi delikatnie pysk parzystokopytnego, mrucząc do niego niezrozumiałe dla innych frazesy. Łatwo oskarżyć go o ciche podżeganie do walki lub umiejętne zaklinanie. Prawda leży jednak bliżej przeciętności – to zwykłe poczucie nudy skłania go ku rozmowie z rasowym przedstawicielem konia wyścigowego. Podobnie działa chwilę wcześniej, gdy między palcami miętosi niebieską wstążkę. Ponoć dającą szczęście. Ponoć skuteczną. Ponoć. Wszystko okaże się w międzyczasie. Jeśli miałby oceniać jeszcze przed startem, bardziej niż na szczęściu, polega na sile. A ile z niej przyda mu się dziś? Tego nie wiedzą nawet bogowie słowiańscy. Jedno, co jest wiadome, to czas rozpoczęcia Gonitwy. — Enver, powodzenia! — tyle zdąża powiedzieć do jednego z rywali, kiedy jego uszu dociera dźwięk dzwonka, zachęcającego do przygotowań. Uśmiecha się pod nosem ostatni raz, wsuwając głęboko na dno oficerek magiczną tasiemkę, której nie chciałby zgubić. Choć stanowcza większość uczestników wybiera do jazdy konnej sztyblety i czapsy on znacznie lepiej czuje się w sztywnych oficerkach, co nadaje mu wyjątkowego mniej nadrzędnych, choć równie jednoznacznie wyodrębnionych w mocno eksponowanym wizerunku aktywisty. W przestrzeniach na płaszczyźnie psychicznej znajdują się więc takie znamiona charakteru jak dynamizm, stanowczość, asertywność, czy stereotypowo pojmowana męskość. To właśnie ona – ostatnia z wymienionych – sprawia, że pod koniec dnia, pchany przez społecznie określoną samczą potrzebę akcji i działania, żąda nie odpoczynku, a ruchu i posunięcia. Progresu na linii prosto pojmowanej aktywności. Dokładnie TO określa jako wartość w deficycie. Gdy inni gonią za potrzebą komfortu, on charakteru, ale też pokazuje pewną skłonność do prostoty. Buty te nie wymuszają na nim nakładania kilku elementów, idealnie trzymają go w strzemionach i zapewniają pewien komfort. To wystarczy, by kupiły go po całości. W nich właśnie wzbija kurz tuż przed wejściem na rumaka, z ich pomocą łapie się w pałąki zawieszone pod siodłem i z nimi kieruje w stronę boksu, dając się zamknąć między jeszcze nieotwartą bramką, a tyłem dżokejowskiej „klatki”.
Ostatnio zmieniony przez Dezső Gárdonyi dnia Nie Sty 05 2020, 19:10, w całości zmieniany 3 razy |
| |
Priobie na Syberii, Rosja 32 lata ¾ przeciętny poszukiwacz przygód; rosyjski Indiana Jones; były pracownik ubezpieczycielni |
Nie Sty 05 2020, 10:12 | | Rodya miał od rana dobry humor. Już nie mógł się doczekać tego dreszczyku emocji, marzeń, że ktoś na niego postawił (w końcu nie wiedział, że i owszem, ktoś dawał mu szansę na zwycięstwo), ekscytacji z jazdy, której dawno nie uprawiał i ścigania się na zasadzie "kto pierwszy, ten lepszy". Musiał przyznać, że tęsknił za tym szczerze. Niby miał wyprawę na początku miesiąca, ale jednak to nie do końca to samo. Strój miał żółty, co mu się nie podobało. Patrząc na siebie w lustrze z szatni miał wrażenie, że wygląda jak błazen. Aż przypomniało mu się, jak w jakiejś książce stwierdzili, że żółty w średniowieczu był kolorem błaznów i prostytutek. A pierwszym nie chciał być, drugie za to mógł spotkać, choć wątpił by skorzystał z usług. Schował swoją szczęśliwą monetę w kieszeń stroju czując, że dziś szczęście mu się przyda. Potem wyszedł na zewnątrz, spojrzał na zbierający się tłum i pomachał, jakby był ulubieńcem tłumów. Raczej tym ulubieńcem nie był, no ale kogo to obchodziło? Korzystał z okazji by doświadczyć tego uczucia i tyle. Gdy parobkowie czy ktokolwiek to robił zapewne dociążyli jego wierzchowca (chyba, że o czymś nie wiedział i był najcięższym zawodnikiem) Rodion wsiadł na niego i dał się zaprowadzić do boksu startowego. Pomachał też do wszystkich znanych mu twarzy. - Powodzenia! - życzył. Rodiuszka ma przy sobie szczęśliwą monetę dającą czasem szczęście, którą rzuci w kolejnym poście. |
| |
|
Nie Sty 05 2020, 21:34 | | W przewodniku przygotowanym dla ludzi zebranych wokół hipodromu, by kibicować dżokejom można znaleźć kilka szczegółów dotyczących samej Gonitwy. Wyścig odbędzie się na murawie, najpopularniejszej w Europie powierzchni do wyścigów konnych, na dystansie dziesięciu furlongów, co daje w przybliżeniu dwa kilometry i dwieście metrów. Równa się to dokładnie trzem okrążeniom kazańskiego toru; według prowadzonych w poprzednich latach statystyk przewodnik szacuje, że gonitwa potrwa około trzech minut. Punktualnie z wybiciem godziny dwunastej, wszystkie konie znalazły się już w boksach startowych. Chwilę później wśród widzów rozległy się gromkie oklaski, co mogło oznaczać tylko jedno – na trybunach znalazł się już gospodarz tegorocznej Gonitwy, Petro Goncharov z gościem honorowym, czyli Dumą Rosji. Panowie zaraz potem zajęli miejsca najbardziej dogodne do oglądania tegorocznego wyścigu, mniej więcej w połowie trybuny północnej przy długim boku owalnego toru. Petro Goncharov nie wygłosił jednak żadnej przemowy; nie lubił strzępić języka na darmo, a jasnym było, że tysiące widzów nie były tu po to, by znowu go wysłuchiwać – przyszli spragnieni sportowych emocji. Nestor rodu Goncharov wstał więc tylko na krótko, po chwili, której potrzebowała publika, by się uciszyć. Ukłonił się, pomachał widzom w najbliższych mu sektorach. Wreszcie zszedł do pierwszego rzędu i tam z najwyższym ceremoniałem potrząsnął charakterystycznym dzwonem, dając sygnał do startu wyścigu. Okrzyk, którym gospodarz chciał dodać dżokejom zapału utonął w burzy oklasków, która rozległa się na hipodromie, gdy konie ruszyły. Kto zostanie tegorocznym zwycięzcom zawodów organizowanych przez Goncharovów i zgarnie główną nagrodę, to okaże się już wkrótce. Pewne było jedne: rywalizacja między zawodnikami będzie zażarta i będzie trwała do samego końca, dlatego też wszystkim uczestnikom i tym, którzy postawili zakłady bukmacherskie i dziś są na trybunach, życzymy wygranej. Gonitwa trwa trzy tury, co równa się jednocześnie trzem okrążeniom wokół hipodromu. W każdej z nich uczestnik ma obowiązek rzucić kostką k50, do której dodaje się siłę fizyczną i szczęście – wraz z uwzględnieniem danych bonusów od przedmiotów. Gonitwę wygrywa ten, który po trzech rundach zdobędzie największą ilość punktów. Prosimy przy tym, by pod spodem wypisywać ostateczny, zsumowany wynik. Termin na odpis w I rundzie mija z kolei 8 stycznia o godzinie 22.
Ostatnio zmieniony przez Weles dnia Nie Sty 05 2020, 22:47, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Moskwa, Rosja 31 lat błękitna majętny sędzia Magicznego Sądu ws. karnych, teoretyk i filozof prawa, przedsiębiorca |
Nie Sty 05 2020, 21:48 | | Oklaski alarmują ją o przybyciu starego Goncharova na trybuny. Wie, że nestor nie będzie tracił niepotrzebnie czasu na jałowe przemowy. Stana ceni sobie ludzi, którzy szczędzą słowa, nie rozwlekają się flegmatycznie, nie czarują pięknymi słówkami, w których gubi się ich znaczenie. Może dlatego nigdy nie miała ambicji politycznych. Brakuje jej cierpliwości. Wierzchowiec porusza się niespokojnie, wykazując pierwsze oznaki zdenerwowania. Aristova, przed chwilą jeszcze pozdrawiająca skinieniem głowy Artemiego (rozbawia ją jego salut, ale zapomina się uśmiechnąć), pochyla się spokojnie w siodle, gładzi ciepłą szyję konia, ściska mocniej lejce. Jej twarz jest jak wykuta w marmurze, jakby emocje nie mogły zaburzyć impulsem działania jej umysłu, skonstruowanego z większą dbałością niż wnętrze szwajcarskiego zegarka. Krew szybciej krąży jej w żyłach, oddech lekko przyśpiesza. Tylko to istnieje, monotonny rytm jej organizmu, oczekiwanie na czysty dźwięk dzwonu jak piorun. Nie ma już Artemiego i Grishy w sąsiednich boksach, wątłej Darii niedaleko, Zhenyi na trybunach. Jest tor przed nią, lejce w palcach, stopy w strzemionach. Start. Bramka uchyla się, a Stanislava wypada z boksu jak burza, wściekła i zacięta, w pełni skoncentrowana na wytrzymałych mięśniach poruszających się pod nią. Tętent kopyt wybija rytm jej serca, raz, dwa, trzy. Choć słyszy wiwaty, wydają się być szumem w tle. Istnieje tylko to, co tutaj, blisko: wiatr bijący w twarz, siła nóg, czerwone i pomarańczowe plamy przed nią, które zamierza przegonić. siła fizyczna: 20 szczęście: 5 kostka: 23 wynik: 48
Ostatnio zmieniony przez Stanislava Aristova dnia Wto Sty 07 2020, 18:33, w całości zmieniany 3 razy |
| |
|
Nie Sty 05 2020, 21:48 | | The member ' Stanislava Aristova' has done the following action : Kostki
'k50' : 23 |
| |
Moskwa, Rosja 23 lata błękitna majętny studentka kursu bezpieczeństwa (II rok) |
Nie Sty 05 2020, 21:53 | | Koń wyczuwał jej zdenerwowanie. Petro Goncharov machał widowni, a ona miała wrażenie, że ich oklaski wybijają jej rytm w żyłach – raz, dwa, raz, dwa, za szybko, zbyt chaotycznie. Wydawało jej się, że oddech uciekł jej z piersi gdzieś daleko, próbowała więc wziąć kolejny, ale on nie wystarczył, był zbyt skąpy. Daria znała to uczucie, to była panika; rozejrzała się po ludziach, którzy tak jak oni siedzieli już na koniach. Twarze, różne, starsze i obce, teraz dla niej niemal nierozpoznawalne – mignął jej tylko Mitrokhin, kolejna niedostępna osoba z pobliża Stasi, której twarzy nauczyła się tylko dlatego, gdyby musiała się przed nim bronić. Gdzieś w tej ciasnej, nieprzyjemnej masie nowych myśli i doznań pojawiła się jeszcze myśl, że był z nimi też Artemi, jego niewyraźną postać pamiętała ze wszystkich spotkań rodzinnych, ale z nim zdążyła się oswoić odrobinę bardziej. Kim byli dzisiaj? Wrogami czy współzawodnikami? Daria trzymała lejce i czuła, że pociły jej się dłonie. Czy takimi dłońmi mogłaby w ogóle chwycić różdżkę? Gdyby teraz musiała, naprawdę by się obroniła? A przed czym miała się bronić teraz, gdy Stasia była w pobliżu? Daria przełknęła ślinę, wzięła znowu niesycący, niewystarczający oddech. Serce dudniło jej w piersi tak głośno, że gdy na chwilę przycichły oklaski, wydawało jej się, że teraz wszyscy ją słyszą, wszyscy ją widzą, słabiutką ofiarę własnej głowy, głupią, żałosną Aristovę przy Stanislavie, chodzącym pomniku. W gardle jej zaschło, mimo to spróbowała przełknąć ślinę. A potem wbiła wzrok przed siebie. Welesie, tutaj nie było nic pomiędzy, wygrywała to albo przegrywała i nie chodziło wcale o rzeczywiste zwycięstwo. Chciała, żeby Stasia była dumna. Stasia musiała być dumna. Krzyk, potem oklaski, ale te zupełnie inne, te dudniły jej pod skórą. Daria zacisnęła nogi na siodle i ciężkie, ciepłe ciało konia pod nią zaczęło się poruszać. Przez chwilę pędziła tak bardzo, że wydawało jej się, że nie miała w dłoniach żadnej siły, lejce zdawały jej się wyślizgiwać z palców zbyt słabych i śliskich. Pęd wybił jej całe powietrze z płuc i modliła się, żeby wytrzymała na tym półoddechu do końca, chociaż koniec brzmiał jak coś nieosiągalnego i niemożliwego, gdy ledwo trzymała się na grzbiecie konia, gdy lejce jej się wysuwały z dłoni i ziemia migała pod nogami. W uszach jej szumiało przez chwilę, aż w końcu zaczął do niej docierać miarowy, ciężki tętent kopyt, jakby ziemia uginała się pod ciężarem jeźdźca i uczestnika; nagle Daria zrozumiała, że jej place tkwiły zaciśnięte na lejcach, jakby zesztywniały. Zaraz po tym uświadomiła sobie, że owszem, jednak miała jakąś siłę w ramionach, ta siła oddała jej sprawność, którą sekundę wcześniej sama odebrała sobie tym żałosnym roztrzęsieniem. Przycisnęła się do szorstkiej sierści. Przecież wiesz, co robić, idiotko.Uderzenia kopyt zaczęły przypominać melodię. Daria nie miała czasu, żeby się rozejrzeć, ale teraz nie miało to już znaczenia. Po prostu jechała przed siebie. siła fizyczna: 12 kostki: 47 szczęście: 2 wynik: 61
Ostatnio zmieniony przez Daria Aristova dnia Pon Sty 06 2020, 00:03, w całości zmieniany 3 razy |
| |
|
Nie Sty 05 2020, 21:53 | | The member ' Daria Aristova' has done the following action : Kostki
'k50' : 47 |
| |
Soczi, Rosja 31 lat czysta zamożny magomedyk ogólny na Oddziale Pierwszej Pomocy i niespełniony pisarz |
Nie Sty 05 2020, 22:01 | | Petro Goncharov wreszcie pojawił się na trybunach wraz z Dumą Rosji, co automatycznie przykuło twoją uwagę w przerwie od niezdrowego obserwowania Envera. Nie do końca podobała ci się jego obecność, nie wspominając już o tym, że przedwczoraj miałeś okazję się na niego natknąć przy stoisku z wystawami i nie potrafiłeś jak dorosły człowiek zrobić w tyłu zwrot i przegapić konfrontację z Mihalache. Po co ci to wszystko, Anton? Nie lepiej byłoby się zdystansować i pozwolić mu żyć, skoro wrócił do Petersburga i najwyraźniej próbuje robić wszystko, by tu zostać? Nie masz więc innego wyjścia, jak zaakceptować ten fakt, choć ciężko ci z tym, że znowu jest gdzieś w twoim życiu. Z intensywnych rozważań nad Enverem niespodziewanie wyrywał cię charakterystyczny dźwięk dzwonka jednoznacznie sygnalizujący rozpoczęcie Gonitwy, ale przez bezsensowne wpatrywanie się w Mihalache i nieoczekiwany natłok myśli, który w tamtym momencie cię nawiedził i wybił z rytmu, wystartowałeś zbyt późno. Skomentowałeś to tylko siarczystym przekleństwem, to nie może tak być, że będziesz dzisiaj ostatni, dlatego szybko bierzesz w dłonie lejce i włączasz się do zabawy. Do boju, Anton! Choć to nie była twoja pierwsza Gonitwa, bo bierzesz w niej udział każdego roku, to jeszcze nigdy nie zdarzyło ci się wystartować z ostatniego miejsca. Niemniej jednak, jako baczny i wieloletni obserwator wyścigów konnych, dobrze wiesz, że pierwsza runda tak naprawdę jeszcze niczego nie przekreślała. Co prawda nie miałeś szans, by dogonić Mihalache, przynajmniej nie teraz, ale były jeszcze dwa okrążenia, które mogłeś nadrobić przy odrobinie szczęścia. Wiele mogło się zdarzyć w ciągu tych trzech minut – bo tyle zazwyczaj średnio trwała oficjalna Gonitwa. Tymczasem na twym celowniku był Artemi, a tuż za nim Boris. Skup się, Anton, jeszcze trochę, a uda ci się ich dogonić, dużo ci nie brakuje, by ich prześcignąć. Wcale przecież nie jesteś tak kiepskim jeźdźcem, jakby mogło się wydawać; udowodnij więc wszystkim, a przede wszystkim sobie, że płynie w tobie prawdziwa tatarska krew, która doprowadzi cię do zwycięstwa. A przynajmniej do miejsca przed Enverem. Bo musisz być lepszy. siła fizyczna: 10 szczęście: 5 kostka: 2 wynik: 17
Ostatnio zmieniony przez Anton Gorodecki dnia Pon Sty 06 2020, 03:25, w całości zmieniany 9 razy |
| |
|
Nie Sty 05 2020, 22:01 | | The member ' Anton Gorodecki' has done the following action : Kostki
'k50' : 2 |
| |
Gjirokastra, Albania 32 lata półkrwi przeciętny samozwańczy król Albanii, pan świata, podróżnik, kartograf |
Nie Sty 05 2020, 22:03 | | Petro Goncharov pojawił się na trybunach przy akompaniamencie gromkich oklasków i pojedynczych, choć nieśmiałych jeszcze, wiwatów. Atmosfera gonitwy, nagle podsycona obecnością nestora rodu, zawrzała, odbijając się nie tylko na koniach, spośród których niektóre rżały cicho, przestępując z nogi na nogę i poruszając na boki uwiązanymi w wędzidła pyskami, ale przede wszystkim startujących, na których to, pobladłych twarzach zaczęły pojawiać się pojedyncze zmarszczki podenerwowania. Enver, nie tracąc werwy, znów poprawił się na siodle, przecinając linię spojrzenia z Dezső i również wykrzykując w jego stronę słowa powodzenia, te jednak zaginęły w gwarze i hałasie kazańskiego toru, który naraz, wraz z dźwiękiem startowego dzwonu, wybuchł rykiem publiczności, podjudzanym przez gromkie okrzyki i świszczące w powietrzu wiwaty. Żelazna bramka natychmiast uchyliła się, wpuszczając na orbitę dziesięciu jeźdźców, za którymi wzbił się tuman spiżowego pyłu. Kara klacz ruszyła do przodu, pozostawiając część osób w tyle i zrównując się z Mitroshkinem, gnając po torze w ślad za Węgrem, którego koń pędził po twardym podłożu, wpisując rytm dudniących kopyt we wzbudzaną aplauzem melodię wyścigu. Nie pierwszy raz startował w gonitwie Goncharovów i chociaż w tym roku wydarzeniu towarzyszyła całkiem odmienna atmosfera, w pędzie przesączonej przez żyły adrenaliny, nie zdołał jeszcze dostrzec różnicy, z bladym, pełnym triumfu uśmiechem pociągając za lewe wędzidło na pierwszym zakręcie. Nie planował wygranej, a jednak nagła przewaga nad Antonem pozwoliła garściami zebrać nową pewność siebie - będąc w dobrej kondycji musiałby wspiąć się na wyżyny swoich zdolności, by mieć jakiekolwiek, wciąż marne w oczach konkurencji, widoki na zwycięstwo, a jednak wizja zajęcia podium przejęła go, wypełniając serce nagłą dufnością, wiarą w umiejętności, których, patrząc prawdzie w oczy, nie posiadał. Czas spowalniał, jakby powstrzymywany biegiem myśli, starających się nadążyć za wydarzeniami. Momentalnie przeszło mu przez myśl, by obejrzeć się za siebie, jak Orfeusz za Eurydyką, nęcony nagłym brakiem wiary w swoje krótkotrwałe sukcesy, zignorował jednak absurdalne pobudki - pochylił się do przodu, nieznacznie unosząc się w siodle, pozwalając by powietrze szastało go po policzkach, zmuszając do przymrużenia oczu. siła fizyczna: 12 szczęście: 20 kostka: 22 wynik: 54
Ostatnio zmieniony przez Enver Mihalache dnia Pon Sty 06 2020, 18:02, w całości zmieniany 2 razy |
| |
|
Nie Sty 05 2020, 22:03 | | The member ' Enver Mihalache' has done the following action : Kostki
'k50' : 22 |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Nie Sty 05 2020, 22:08 | | Grisha niecierpliwie czekał na start, a jego koń - o zdecydowanie bardziej narowistym usposobieniu niż wybrany dla niego dżokej - wyczuwał napięcie wkradające się w wyprostowaną w siodle sylwetkę Mitrokhina. Parskał często i targał grzywą - on także chciał mieć już wyścig za sobą. Grisha był realistą i ważył swoje szanse na zwycięstwo z równą precyzją, co wagi, na których stawali uczestnicy Gonitwy przed dociążaniem wierzchowców. Na torze czekało co najmniej kilkoro wytrawnych wręcz jeźdźców, z którymi amator nie miałby najmniejszych szans, o ile nie dopisze mu szczęście zarezerwowane, według przysłowia, dla głupich. Grisha zaś nie zaliczał się do tej kategorii. W końcu przybył na miejsce gospodarz imprezy. Mitrokhin zerknął tam, gdzie w tej samej chwili spojrzeli wszyscy i dostrzegł starego Goncharova (który nie był w istocie jeszcze wiekowy; Grisha przywykł jednak by w ten sposób, z pewną dozą poufałości, na którą nie zawsze mógł sobie pozwolić w rozmowach, nazywać w myślach nestorów magicznych dynastii). Był nad wyraz wdzięczny za skłonność gospodarza do zwięzłości. Widząc, jak schodzi do pierwszego rzędu, zacisnął ręce mocniej na uprzęży konia i nachylił się do przodu. Kątem oka widział, że zawodnicy w sąsiednich boksach przyjmowali podobne pozycje. Wtedy wybrzmiał dzwon, sygnał do startu, boksy otworzyły się z trzaskiem. Grisha popędził konia do galopu. Widział, jak kilkoro jeźdźców wyrwało do przodu, szybko stali się tylko rozmazanymi kształtami na obrzeżach pola widzenia, znacznie ograniczonego przez prędkość. Udało mu się zostawić w tyle Stanę (chociaż znając zawzięcie Aristovej, ta jeszcze go przegoni nim wybrzmi dzwonek znaczący ostatnie okrążenie, choćby jej koń padł i to ona musiała go ponieść), a także Gorodeckiego. Jego przypuszczenia co do predyspozycji jeździeckich uzdrowiciela najwyraźniej się sprawdziły. Nikogo więcej nie rozpoznawał w zgiełku gonitwy; nie słyszał nic prócz tętentu końskich kopyt o podłoże i przyspieszonego bicia własnego serca. wynik: 54
Ostatnio zmieniony przez Grisha Mitrokhin dnia Sro Sty 08 2020, 23:01, w całości zmieniany 2 razy |
| |
|
Nie Sty 05 2020, 22:08 | | The member ' Grisha Mitrokhin' has done the following action : Kostki
'k50' : 39 |
| |
| | |
| |
|