Mistrz Gry
Mistrz Gry
Rusałcze Jezioro Xfrk63Q
https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/

Nie Lip 07 2019, 21:43
Rusałcze Jezioro

Nie bez powodu nosi taką nazwę, gdyż głębiny lodowatych wód zamieszkują rusałki. Nie przypominają jednak tych słynnych pięknych kobiet o jasnych włosach z ludowych opowieści Słowian. Wręcz przeciwnie – są demonicznymi, okropnie wychudzonymi i niemal przypominającymi szkielety stworzeniami magicznymi. Od zarania dziejów za to lojalnie chronią murów Pałacu Sprawiedliwości od strony jeziora, w zamian za coroczne obchodzenie niezwykle ważnego święta, jakim jest rusałczy tydzień, podczas którego składa się im ofiarę i urządza huczne uczty. Sam zbiornik wodny jest niezwykle duży i mieści się tuż nieopodal ogrodów pałacowych. Gdzieniegdzie w okolicy jeziora znajdują się także figury słowiańskich bogów.

Weles
Weles
Rusałcze Jezioro 3qhn7GC
https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/

Wto Lip 07 2020, 20:12

26.02.1998

Wybór miejsca na rozpalenie sporych ognisk wydawał się rozsądny – bliskość Rusałczego Jeziora mogła w razie czego ugasić ogień, gdyby ktoś zechciał go rozprószyć. Płomienie były niezwykle wysokie i podsycane przez ożywione do tego celu figury przedstawiające słowiańską mitologię, które gotowe były pilnować porządku przez ten jeden dzień z pomocą. Teren wokół nie pokazywał jednak jeszcze całego swojego piękna – śnieg dopiero częściowo stopniał, a soczyście zielona trawa powoli zaczynała się przebijać przez ziemię. Iglaste krzaki pozwalały się za to skryć tym, którzy chcieli poczekać na mniejszy tłum, by wrzucić swoje złe wspomnienia zapisane na pergaminie i umieszczone w niewielkim woreczku, aby dobrze zacząć nowy rok. Większość czarodziejów, tuż po obejrzeniu zaprzysiężenia Yelizavety Kovalchuk, postanowiła od razu udać się w kierunku galerii fontann, czując potrzebę kultywować coroczną tradycję, jakby palenie wspomnień miało na nich wyjątkowo terapeutyczny wpływ. Nic dziwnego, że przy niektórych miejscach z ogniem było zbyt wielu ludzi. Oficjalne rozpoczęcie było niejako przy okazji symbolicznym wejściem w nową erę polityki – polityki prowadzonej przez kobietę, niezależną kandydatkę, która nie miała swoich ludzi w Starszyźnie. Niektórzy tutaj zgromadzeni zastanawiali się: jak to się skończy? Zapewne wkrótce każdy z nich się przekona.
W pewnym momencie w okolicy jeziora pojawiła się ona, sama Yelizaveta Kovalchuk, wraz z pochodem, gdy oficjalnie otrzymała insygnia władzy, rozpoczynając przy tym dzisiejsze święto. Czarodzieje na własne oczy mogli się przekonać, że w rzeczywistości nie zamierzała odrzucać słowiańskich tradycji, lecz je kultywować. W końcu złośliwi powiadali, że nie wiadomo, czego się po niej spodziewać. Jasnowłosa kobieta bez zastanowienia wrzuciła swoje złe wspomnienia do lekko buchającego ognia, by spłonęły, a popiół został rozdmuchany przez wiatr. Wszyscy zgromadzeni obserwowali ją z zainteresowaniem, lecz nikomu nie udało się dostrzec, co tam zapisała – chociaż kawałki pergaminu były ukryte w małym kawałku płótna, kobieta i tak wrzucała je i tak z niezwykłą ostrożnością, jakby ktoś mógł dojrzeć cokolwiek poprzez materiał. Później udała się w stronę innych atrakcji.

Zgodnie z tradycjami słowiańskimi czarodzieje palą swoje złe wspomnienia z ostatniego rok, wrzucając je do małego woreczka, który można odebrać przy stoiskach. Aby udział w Nowoleciu został zaliczony, należy opisać trzy złe wspomnienia w trzech postach lub trzy w jednym, ale za to długim poście (500 słów).

Koniec eventu: 17.07., 24.00.
Ovdei Kuragin
Ovdei Kuragin
Archangielsk, Rosja
42 lata
błękitna
majętny
polityk Sabatu, pamiętnikarz-amator
https://magicznarosja.forumpolish.com/t1126-ovdei-kuraginhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1129-ovdei-kuragin#5137https://magicznarosja.forumpolish.com/t1131-ovdei-kuragin#5139https://magicznarosja.forumpolish.com/t1128-pheidippideshttps://magicznarosja.forumpolish.com/f151-posiadlosc-ovdeia-i-rumiany-kuraginow

Sro Lip 08 2020, 09:51
Jezioro wyglądało pięknie, gdy płonęły nad nim wysokie ogniska. Wokół nich śnieg stopniał już całkowicie, ukazując soczyście zieloną trawę pod spodem. Ludzie gromadzili się tłumnie wokół każdego z osobna, aby rzucić swój woreczek na strawę płomieniom. Gdybym miał kiedyś wyjaśnić, dlaczego święta słowiańskie były ważne i dlaczego były też piękne, musiałbym pokazać ten obrazek. Ale ponieważ nie urodziłem się malarzem, tylko co najwyżej pamiętnikarzem, musiałbym spróbować opisać ten widok, a to już nie to samo. Szczerze mówiąc, jeśli ktoś w czarodziejskiej społeczności nie doceniał magii świąt, to żaden opis albo fotografia nie mogłyby zmienić jego zdania. Musiałby zobaczyć to wszystko osobiście, w pełnej krasie. A jeśli ktoś, jak ja, doceniał wagę tradycji, które przekazali nam przodkowie, nie potrzebował więcej dowodów ponad to, co widzieliśmy wszyscy. Ot, taka prawda.
Palenie wspomnień miało w sobie także pewną powagę, której na pierwszy rzut oka nie powinno się spodziewać w Nowoleciu – czasie radości z przyjścia nowego roku. Słyszałem historie (choć za ich prawdziwość odpowiada tylko moja wiara) ludzi, którzy naprawdę głęboko przeżywali ten obrzęd. Po spaleniu wspomnień podejmowali – mniej lub bardziej trwałe – decyzje o zmianie swojego życia. Niektórzy godzili się z dawno niewidzianą rodziną; inni wybaczali zwady trwające wiele lat, których coroczne spalanie stawało się już wysiłkiem nie do zniesienia dla niespokojnego sumienia; jeszcze inni starali się zapomnieć o czymś, co paliło dziurę w ich sercu. Ten prosty rytuał niósł ze sobą dokładnie tyle znaczenia, ile ktoś chciał mu przypisać. Ja zawsze przypisywałem mu go wiele.
Kiedy pomyślałem o tym, jakie wspomnienia powinienem zapisać na swoim pergaminie, do głowy przychodziła mi tylko jedna myśl: jak rzadko miałem czas dla rodziny. W przedwyborczej pogoni za sukcesem swojej partii, chcąc nie chcąc nie było mnie w domu tak często, jak bym chciał. Ruma taktownie nie przypominała mi o tym, ponieważ wiedziała, że moja praca wymagała ode mnie takiego poświęcenia, ale dzieci znacznie gorzej radziły sobie z taktownym milczeniem – i chwała im za to. Nie powinienem szukać usprawiedliwień, ale doba czasem miała po prostu za mało godzin, aby pogodzić wszystko. Jeżeli coś mogło mnie usprawiedliwić, to tylko to. I dlatego to złe wspomnienie zapisałem jako pierwsze.
Drugim był Konstantin. Nie dlatego, że kiedyś był mężem mojej żony – to było już tak dawno, że łatwo było o tym zapomnieć, jeśli nie myślałem o tym zbyt mocno. Jednak nasza rozmowa na balu nadal wydawała mi się jakimś okropnym zwiastunem. Wydawało się, jakbyśmy mimowolnie oddalili się od siebie. Żal było mi patrzeć na to, że coraz ciężej było rozmawiać nam o czymś innym niż Rumiana, a nawet wtedy Konstantin zdawał się zagłębiać we wspomnienia, których przecież nie powinien dla swojego zdrowia roztrząsać. I może była w tym także moja wina. Może powinienem był już dawno zacząć sprowadzać nasze rozmowy na inne tory, a może wręcz przeciwnie – zmniejszyć ilość kontaktu. Pierwsze wydawało się już dawno przesądzone, a drugie zbyt brutalne, żebym mógł sobie na to pozwolić. Dlatego jako drugie złe wspomnienie napisałem po prostu „Konstantin”.
Trzecie ciężko było mi wymyślić, dopóki nie zobaczyłem, jak Yelizaveta Kovalchuk zbliża się do ogniska i wrzuca do niego swój woreczek. Tak, nie mogłem zacząć dobrze nowego roku i nowej kadencji Dumy bez rozliczenia się z porażką Karamazova. Chociaż od niedawna moje emocje w tej sprawie drastycznie osłabły, to nie dało się ukryć, że zdarzało mi się chodzić bez celu po domu (co raz przechodząc obok zegara z kurantem) z powyborczym wydaniu „Vremyi” w dłoni. Musiałem w końcu pogodzić się z faktami i przestać ciągle wracać do przeszłości. Wiedziałem, że bogowie oczekiwali ode mnie wrzucenia tego wspomnienia w ogień. Idź naprzód, zdawały się syczeć płomienie pobliskiego ogniska. Więc obiecałem sobie, że od tej chwili bez uzasadnionego powodu nie zamierzałem poważać wyników wyborów. Napisałem ładną czcionką: „Yelizaveta Kovalchuk”.
Zauważyłem, że Niki patrzył na mnie niemrawym wzrokiem. Pewnie musiałem wyglądać na przygnębionego, kiedy myślałem nad złymi wspomnieniami z mijającego roku – bo rzeczywiście było to przygnębiające zajęcie. Ale z czasem miało mi przynieść ukojenie, czułem to głęboko.
Widzisz, Niki, tata musi spalić swoje złe wspomnienia, żeby być dzisiaj cały dzień szczęśliwy. Nie chcesz spróbować? – zapytałem, wyciągając do niego kawałek pergaminu. Przyjął go razem z piórem, chociaż zupełnie nie potrafił pisać. Weles przyjmował jednak ofiary od każdego, nieważne czy zapisane poprawną ruszczyzną, czy zakodowane w bazgrołach dziecka.
Wrzuciłem swój woreczek do ognia z całą swoją rodziną – tylko tak ceremonia mogła być pełna. Nie wypadało ucałować Rumy na oczach takiego tłumu, więc tylko splotłem palce naszych dłoni. Cokolwiek spaliła przed chwilą w ognisku, oby dało jej spokój. A tymczasem czekała na nas weselsza część świętowania.
Chodźmy zobaczyć, co jeszcze przygotowali w tym roku – rzuciłem z uśmiechem na twarzy.
Rumiana Kuragina
Rumiana Kuragina
and here is to the girls who play wife
Humań, Ukraina
35 lat
czysta
majętny
była śpiewaczka operowa, działaczka charytatywna, dama na salonach, matka, żona polityka
https://magicznarosja.forumpolish.com/t1285-rumiana-wislawa-kuragina-zd-potockahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1461-rumiana-wislawa-kuragina-zd-potocka#8669https://magicznarosja.forumpolish.com/t1462-rumiana-wislawa-kuragina#8672https://magicznarosja.forumpolish.com/t1463-rossini#8673https://magicznarosja.forumpolish.com/f151-posiadlosc-ovdeia-i-rumiany-kuraginow

Sob Lip 11 2020, 02:24
Pięknie jest tutaj, gdy zbliża się wiosna. Klara zawsze lubiła ten widok. Pamiętam, jak pierwszy raz poszłyśmy razem na Nowolecie, Irka była wtedy jeszcze w szkole. Zobaczyła te ogniska, wysokie do nieba, topniejący śnieg, zieleń wyzierającą spod bieli – i zachwycała się tym wszystkim z młodzieńczą radością.
Lubiła te święta.
To oczywiste, co złego wydarzyło się w tym roku. Mojej siostry już nie ma. Powinnyśmy być zawsze razem, ja powinnam być dla niej – ale jej nie ma. Nie zachwyci się już tym, jak wyglądają ogniska na Nowoleciu, nie napisze mi, jak ładnie zakwitły jej kwiaty w ogrodzie, nie pochwali się nowymi sukniami na cieplejszą pogodę i nową biżuterią, którą dał jej Gavril. Klara zniknęła na zawsze.
Myślę o jej śmierci często, częściej, niż chcę przyznać komukolwiek. Przeglądając swoje naszyjniki katuję się czasem myślą, jak musiała się czuć w ostatnich chwilach, samotna i pogrążona w rozpaczy, jakiej nie mogę sobie wyobrazić. Wyobrażam sobie, jak zapina kolię i wyciska jej to oddech z piersi. Wyobrażam sobie, jak zaciska palce na diamentach, może chcąc je zerwać w bezwarunkowym odruchu. Wyobrażam sobie jej strach i jej ból. To jej ręce przyciskam do własnej szyi, gdy otulam ją perłami, jej patrzę w oczy, gdy spoglądam w lustro. Wszyscy mówili, że wyglądamy podobnie: jasnookie blondynki, to po mamie. Gdy byłam młodsza, złościłam się na to podobieństwo, uważając, że Klara, ładniejsza, zabiera sobie całą uwagę. Teraz te oczy, te włosy – niewiele więcej mi po niej zostało, prawda?  
Nie wiem, czy mogę to zapisać – czy to będzie uczciwe. Te wspomnienia wrzuca się w ogień, żeby o nich zapomnieć, a ja nie chcę zapomnieć o Klarze. Ona na to nie zasługuje, a mnie nie wolno. Jest moją siostrą. Jak można napisać coś takiego i pozwolić temu spłonąć? Jak można?
Potockie miały być zawsze razem. Dlaczego Klara jest teraz tylko złym wspomnieniem, które mam napisać na kawałku pergaminu? To nie jest sprawiedliwe.
Zawieszam w wahaniu pióro nad płótnem. Zastanawiam się tak długo, że Niki zwraca na mnie uwagę. Próbuje wspiąć się na moje kolana.
— Co piszesz, mama? — pyta cicho.
Patrzę na niego, na błękitne, duże oczy okolone długimi rzęsami, na mały, zmarszczony nosek, na miękkie, brązowe włosy. Zanurzam w nich rękę i uśmiecham się czule.
Jeszcze nie wiem, skarbie — odpowiadam szeptem.
Łapię przelotnie zmartwiony wzrok Ovdeia i usiłuję utrzymać łagodny uśmiech.
Nie. Nie napiszę Klary. Nie będzie tylko słowem na pergaminie. Nie chcę.
Przy tym wydarzeniu wszystkie inne złe wspomnienia tego roku bledną, wydają się szare i słabe, do przeżycia. Chyba takie powinno się palić. Więc piszę, jak Nastya zaczęła ząbkować i ciągle płakała. Myślałam, że serce złamał mi Verdi, ale płacz dziecka mi je wyrwał – zawsze wyrywa, a ono tylko odrasta. Nie mogłam znieść jej bólu.
Ovdei miał wtedy kampanię wyborczą i mało było go w domu. Wiem, że to ważne, wiem – zależy nam obojgu, więc umiem milczeć, nie robić wyrzutów, umiem czekać cierpliwie w domu. Ale czułam się wtedy taka samotna, zamknięta w ogromnej posiadłości z kapryśną, pogrążoną w bólu dziewczynką i Nikim, który nie rozumiał, co się dzieje i bał się. Moje dzieci mnie wtedy potrzebowały, mnie – żadna służąca nie mogła mi z tym pomóc. Gdy Niki i Nastya zasypiali, siadałam zmęczona w cichym saloniku i przeglądałam gazety, usiłując być wciąż na bieżąco ze światem. Zegar tykał cicho. Czytałam je, aż mój mąż nie wrócił.
Życie żony i matki potrafi być czasem dziwnie samotne. To piszę.
Trzecie: wygrana Kovalchuk, tylko dlatego, że przygnębiła Ovdyę. Nie lubię go takim oglądać. Gdy on jest smutny, ja też – dom wycisza się ponuro, nie ma anegdotek nad obiadem i jego żartów, kiedy są tak potrzebne. Myślę czasem, że może za bardzo angażuje się emocjonalnie w politykę. Kovalchuk na stanowisku Dumy to nie koniec świata. To praca – ważna, bardzo ważna, ale ostatecznie nie powinna mieć wstępu do domu. To martwi dzieci, które jeszcze nawet nie rozumieją, kto to jest Duma i co to ta cała Starszyzna.
To wszystko zapisuję. Nie Klarę.
Wrzucamy razem woreczki do ognia, Ovdei ściska moją dłoń. Uśmiecham się do niego z czułością – wydaje się szczęśliwy. Dobrze. Ceni sobie te święta; niech będzie szczęśliwy.
Gładzę delikatnie jego policzek (na ten mały gest zażyłości chyba możemy sobie pozwolić, prawda?), a potem opieram się na jego ramieniu pewniej i wyciągam w stronę Nikiego rękę.
Kochanie, idziemy. Złap mnie, nie chcę, żebyś się zgubił. — Nikolai posłusznie podskakuje do mnie i zaciska silnie rączkę na moich palcach. Idziemy powolnym, dostosowanym do drobnego kroku trzylatka, tempem.

Rumiana i Ovdei z tematu do Koła Fortuny
Bistra Potocka
Bistra Potocka
Rusałcze Jezioro Yqt7qiM
Humań, Ukraina
32 lata
czysta
przeciętny
uczona, magibotanik, wykładowczyni uniwersytecka (zielarstwo)
https://magicznarosja.forumpolish.com/t1282-bistra-irena-potockahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1451-irka-potockahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1450-bistra-irena-potockahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1449-demeterhttps://magicznarosja.forumpolish.com/

Sob Lip 11 2020, 14:37
Jest pięknie.
Po prostu — pięknie. Niewiele mam do powiedzenia, jeszcze mniej zgryźliwych komentarzy mogę wymyślić teraz. Myślę, że w ogóle niewiele takich istnieje, bo dlaczego by miały? Jest pięknie, spokojnie i cicho. Spędzam kilkanaście minut krążąc niemal nad brzegiem, słuchając przyniesionego przez wiatr echa głosów wszystkich tych, którzy ze swoją przeszłością lubią rozprawiać się szybko.
Ja taka nie jestem. Nie ma Irki Potockiej bez tych wszystkich lat w Koldo i w Paryżu, dlatego daję sobie trochę czasu, chociaż mróz szczypie mnie w policzki, wchodzi w płuca razem z dymem papierosowym. Strzepuję popiół i przyglądam się roślinom, które walczą teraz zaciekle z topniejącym śniegiem. Niedługo będzie tu jeszcze piękniej; na razie są tylko słabe łodygi i chroniące się w ziemi nasiona. To jeszcze nie ten czas, ale i tak spędzam trochę czasu na rozpoznaniu tego, co może tu wyrosnąć.
Jestem sama, ale tym razem jest mi dobrze.
Wyrzucam papierosa i wracam na ścieżkę, znowu do ludzi i niosącego się łagodnie przez cały teren gwaru głosów. Nie śpieszy mi się; nie zastanowiłam się nawet jeszcze, co dokładnie chciałabym spalić tej nocy.
Wielu rzeczy w życiu żałuję, ale niewiele mam złych wspomnień. Okresy, w których czułam się najgorzej, zamieniają się w długie, ciągnące się zbite masy; wtedy każdy dzień jest taki sam, niebo zawsze tak samo szare, mieszkanie tak samo zagracone, a ja cały czas tak samo napięta i zirytowana. Nie zmieniam się nigdy za dużo, ale w takich momentach ten brak zmiany doskwiera mi najbardziej.
Minął już ponad rok, szkoda — gdybym mogła, zapisałabym tamtą jedną rozmowę, która przesądziła o moim małżeństwie. Ona gryzie mnie wciąż mocno, nie daje zapomnieć o chwilach, gdy wydaje mi się, że może zasługuję na trochę spokoju. Najwyraźniej nie.
Nie chcę zapisywać Klary. Czuję to w tym, jak mocno zacisnęłam palce na piórze. Nie chcę — bo ja w ogóle nie chcę wierzyć, że jej już nie ma.
To boli inaczej, kiedy wiesz, że siostry nie odebrał ci żaden człowiek, żadna siła, ale ona sama. Zawsze denerwuję się tak szybko, ale teraz nie umiem być zła — przynajmniej na początku nie miałam na kogo i to bolało najbardziej. Pamiętam, jakie to było uczucie usłyszeć od Rumy takie słowa, jak wydawało mi się, że jednocześnie stało się wszystko i nic, bo przecież to nie mogła być prawda, to nie mogło się dziać, prawda? Pamiętam, jak nie mogłam wykrztusić słowa, jak rzuciłam do Wisi czyste, śmiesznie brzmiące pieprzysz i wyszłam, żeby zamknąć się w mieszkaniu na następne trzy dni. Pamiętam, jak stałam w samej bieliźnie na balkonie o piątej rano i myślałam nad tym, że to niemożliwe, żeby moja siostra się zabiła.
Ale tego nie zapiszę. To jest moje i tego nie mogę się pozbyć — to tak, jakbym wybaczyła oprawcom Klary za nią.
Piszę za to ostatnia kłótnia z Klarą. Głupia, jedna z tysiąca — ja byłam rozdrażniona i zirytowana, jej skończyła się cierpliwość i zwróciła mi uwagę, tylko uwagę. A ja się wściekłam jeszcze bardziej. To działo się tysiące razy wcześniej; może dobrze, że to była nasza ostatnia interakcja, idealnie podsumowuje to, jaką byłam siostrą.
Wzdycham.
Dwunasty grudnia, dodaję z gorzkim uśmiechem. Kolejna kłótnia, tym razem na PUMie. To nic specjalnego, szczególnie dla mnie; wiem przecież, że potrafię być najgorszym koszmarem studentów, jeśli tylko chcę. Oni też, dlatego tak chętnie się na mnie denerwują, gdy oblewam ich na egzaminach. Dwunastego grudnia usłyszałam po prostu za dużo, zbyt wiele gorzkich, trafiających w sedno obelg o tym, jaką jestem suką. I już. Ale boli, to znaczy — czasami.
Ogień wznosi się w niebo. Wbijam na chwilę wzrok w ten widok, dziwnie poruszona albo po prostu zafascynowana. Lubię Nowolecie na tyle, na ile potrafię lubić rzeczy. Lubię, kiedy wspomnienia, których nienawidzę, płoną. Szkoda tylko że w tym roku trudno mi je znaleźć.
W tłumie miga mi gdzieś sylwetka Wisi, a gdy się skupiam, dostrzegam zaraz obok kroczącego obok niej Ovdeia. Wisia trzyma za rękę syna, wyglądają spokojnie, jeśli mogę to powiedzieć o czyichś plecach; spokojnie i rodzinnie, tak jak powinni. Wzdycham.
Czasami, rzadko, naprawdę rzadko, zazdroszczę im tego, że nawet gdyby cały świat zniknął, oni wciąż mieliby siebie. Ja jestem tutaj sama i właśnie to dopisuję — samotność — myśląc o tym jednym wieczorze w tym tygodniu, który spędziłam na nogach, nie mogąc usiedzieć z gryzącego uczucia znudzenia, samotności i gniewu. To nic szczególnego, mam takich wspomnień wiele, ale teraz czuję, że to mogę spalić. Czasem tęsknię za mężem w domu. Czasem, naprawdę tylko czasem.
Woreczek płonie szybko, ale nie czekam, aż zniknie. Odwracam się po prostu i idę powoli przed siebie, nie wiem jeszcze gdzie.

Bistra z tematu do Koła Fortuny.
Rafael Castello
Rafael Castello
Rusałcze Jezioro Giphy
Alicante, Hiszpania
27 lat
półkrwi
zamożny
właściciel zakładu pogrzebowego Eden
https://magicznarosja.forumpolish.com/t610-rafael-castellohttps://magicznarosja.forumpolish.com/t643-rafael-castellohttps://magicznarosja.forumpolish.com/t640-rafael-castellohttps://magicznarosja.forumpolish.com/t642-josehttps://magicznarosja.forumpolish.com/t732-mieszkanie

Czw Lip 16 2020, 19:32
Dziwne to było uczucie – iść spokojnie błoniami, słyszeć oddalający się gwar głosów, po obu stronach mieć ludzi, których obecność nie wywoływała w nim potrzeby jak najszybszej ucieczki. Jakby wszystko było normalne. Jakby on sam był normalny.
W odruchu, którego nie próbował powstrzymywać, unosił wolną dłoń, przez materiał płaszcza drapiąc przedramię obejmujące wygraną w loterii księgę, próbując nie myśleć o tym, że ręka Artemiego była na tyle blisko, by zacisnąć na niej palce. Kto by pomyślał, że to będzie takie trudne? Może gdyby Rada odeszła w kierunku innych atrakcji. Może.
Jakiekolwiek rozmowy toczyli po drodze, ucichły one, gdy dotarli w okolice Rusałczego Jeziora, gdzie wcale nie zebrało się tak wiele osób. Z łatwością znaleźli miejsce dla siebie, nie przeszkadzając nikomu.
W milczeniu miął w palcach skórzany woreczek, do którego miał wsunąć karteczki symbolizujące wspomnienia, o jakich wolałby zapomnieć, ale próbując się skupić, napotykał w głowie uciążliwą pustkę. Ze zmarszczką coraz głębiej przecinającą czoło, wpatrywał się w igrające płomienie, zamiast buchającego od nich ciepła coraz wyraźniej czując zimno chwytające za końce palców i kark. Czym się tak przejmował? To tylko głupia tradycja, jeśli nie napisze niczego, świat się nie zawali. Problem w tym, że chciał, może aż za bardzo, wychynąć wreszcie ze swojej kryjówki, spomiędzy swoich trupów i chociaż przez chwilę poczuć się częścią większej całości.
Przypadkiem złowił wzrok Rady nad płomieniami – a może to ta cholerna aura tęsknicy tak mieszała mu w głowie? Nie miał jeszcze dość obcowania z nią we własnym zakładzie?
Pierwsze wspomnienie warte zapomnienia pojawiło się w jego głowie nagle, a słowa same zdały pojawić się na kawałku pergaminu. Chociaż nikt nie zaglądał mu przez ramię, pisał po hiszpańsku, dla pewności, że tylko on zrozumie – utonięcie dziecka.
Było lato, zadziwiająco ciepłe jak na Rosję, a dzień pełen słońca, kiedy państwo Sokolov przyszli zamawiać pogrzeb swojego jedynego syna. Ledwie sześciolatka, takiego uśmiechniętego, błyskotliwego, miał przed sobą całe życie, tak mówili. Pokazali mu zdjęcia pełne pyzatej buzi, rączek rozrzuconych na boki w zabawie i chociaż zwykle potrafił zachować zimną krew w obliczu śmierci, czuł, jak drżały mu ręce, a myśli dostrajają się do rozpaczliwego, emocjonalnego tonu rodziców w żałobie. Ledwo przeprowadził ich przez cały proces, a kiedy zszedł na dół przygotować drobne ciałko, które leżało zbyt długo w wodzie i niewiele przypominało już postać pełną życia, którą widział na zdjęciach, najzwyczajniej się rozpłakał. Stał tam, wmurowany w miejsce, próbując opanować gwałtowne łkanie, do którego nie wiedział, że był zdolny.
Maria. Wiedział, że jego matka miała słabe serce, ale nie spodziewał się dostania listu z Hotynki – a już na pewno nie takiego, w którym przypadkowy magomedyk insynuował, że powinien przyjść się z nią pożegnać, bo długo już nie pożyje. Na miejscu zderzył się ze ścianą medycznego żargonu, tłumaczeń niewiele rozjaśniających mechanizmów, a koniec końców okazało się, że komuś za mało było podniet w życiu i rozdmuchał objawy Marii poza skalę. Prawie złamał mu nos – prawie, bo zszokowany włożył w cios zbyt mało siły. Nikt nie wyciągnął z tego powodu konsekwencji.
Wsuwając drugi kawałek pergaminu do woreczka, Rafael pozwolił spojrzeniu błądzić – w ślad za trzaskającymi płomieniami, za żarem sypiącym się w powietrze. Po sylwetce Rady skupionej na wypisywaniu swoich wspomnień, wzdłuż profilu pochylonego Artemiego, linii jego szczęki i ust.
Wszyscy mężczyźni, których nie kochałem. Zlepek imion zacierających się w czasie, urwanych chwil i satysfakcji wydzieranej, kiedy nikt nie patrzył. Równie dobrze mogli być jednym, powtarzającym się wspomnieniem – mężowie ukrywający się przed żonami, zagubieni w sobie kawalerowie, fałszywie pewni siebie artyści, udający, że nie czują tej samej wzgardy, co cała reszta, że w ich sercach nie zalągł się czarny rak zgorzknienia i braku nadziei. Wykorzystywał ich tak samo, jak oni wykorzystywali jego, nie zatrzymywał się, by pomyśleć o uczuciach, bo prowadziły one donikąd – tak samo jak niechybnie zaprowadzić miał zalążek tego bliżej nienazwanego czegoś, co poruszało się we wnętrzu klatki piersiowej, kiedy Artemi był blisko. Najrozsądniej, by odszedł tak samo, jak wszyscy poprzedni.
Nieco zbyt gwałtownie wrzucił w płomienie woreczek zawierający trzy skrawki pergaminu, w napięciu obserwując, jak płonął. Może to atmosfera związana z tradycją inspirującą nieprzyjemne myśli. Może dusząca aura tęsknicy.
Nie wiedział.
Lev Abramov
Lev Abramov
Rusałcze Jezioro AWbnbQb
Petersburg, Rosja
32 lata
przyłożnik
półkrwi
zamożny
pianista
https://magicznarosja.forumpolish.com/t654-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t672-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t673-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t674-zrzedahttps://magicznarosja.forumpolish.com/f90-mieszkanie-lva-abramova

Czw Lip 16 2020, 23:53
Zaprzysiężenie Kovalchuk stanowiło preludium do zbliżających się obrządków Nowolecia, pielęgnujących wśród zgromadzonych ducha słowiańskich tradycji. Kroki, posłusznie uszczuplały oddzielający dystans od Rusałczego Jeziora, gdzie miało się wkrótce odbyć palenie wspomnień - krótki, choć nieprzyjemny obrządek, wbijany pod warstwę skóry jak drzazga owocująca wzniesieniem przewrażliwionej opuchlizny - przynajmniej w przypadku Abramova, dla którego już sama nazwa akwenu wiązała się z gorzką mieszanką nieprzyjemności, pulsującą złowieszczo w zaciszu przędzonych myśli. Obecność Miny - łączącej w sobie naiwność i nieuchwytność, jakiej nawet on nie mógł sprostać - sprawiała wrażenie najlepszej rekompensaty - Miny, jaką zuchwale mianował towarzyszką rozgrywających się ceremonii - tutaj spoczywał paradoks, znajdowała się obok, już trzeci raz, pojawiała się w nakreślonych listach i równocześnie pozostawała odległa.
Od Rusałczego Jeziora zdecydował się zachowywać stanowiącą gwarant bezpieczeństwa odległość; gdyby Aralica próbowała się dostać bliżej wodnego zwierciadła, pochwyciłby drobną dłoń, bez konieczności słów nakazując jej zostać. Wolał nie ryzykować wściekłości magicznych istot, nawet, jeśli pozostawały ukryte w ciemnościach wód, głęboko pod marszczoną zrywami wiatru tkaniną jeziornej tafli. Spośród wszystkich sekretów, ten jeden nie mógł być jawny, nie mógł rozsiać paniki, przy sielankowo bawiących się zwyczajami ludziach. Rusałki nienawidziły przyłożników - nie wiedział, czy mogły wyczuwać aurę, jaką bezwolnie roztaczał i nie miał najmniejszych zamiarów się przekonywać o ewentualnych, ryzykownych zrywach wściekłości. Pnące się w stronę nieba, pokaźne grzywy płomieni, oprócz roznoszonego ciepła, zapewniały mu pewne - najpewniej złudne - poczucie bezpieczeństwa.  
Niechętnie - postanowił, podobnie jak inni, wziąć udział w teraźniejszej atrakcji. Odebrał ze stoiska woreczek, do którego miał wrzucić spisane wydarzenia, napawające go negatywną aurą, aurą żalu, smutku, zawodu - o ironio, przede wszystkim to on krzywdził innych.
Nie umiem wierzyć – mruknął jedynie, nie wiedząc, z jakiej przyczyny Aralica wydobywała z niego dotąd - zdaje się - obcą szczerość, niewinność, zupełnie, jakby przy niej istniał Lev Abramov, utkany wyłącznie z ludzkiej krwi oraz kości. Później, ponownie powrócił do twierdzy milczenia - wydarzenie, było w jego odczuciu intensywnie prywatne, o jakim nie powinno się dyskutować. Przyjdzie czas na kolejne, o wiele bardziej przepełnione swobodą.
Nie umiał wierzyć - a jednak, posłusznie wpisywał się w schemat działania innych postaci. Niech będzie; przeszłość zostanie nadal, nawet, gdy symbolicznie ją spisze na marnym, wkrótce zwęglonym skrawku, przeszłość - lepka i brudna, wiernie wczepiona w abstrakcję pojęcia duszy.
Grudniowa rozmowa z bratem. Pierwsze ze wspomnień dotyczyło młodszego brata; idealnego, poważnego magomedyka Mikhaila. Chciał spalić moment, w którym rozważał, że nigdy nie będą w stanie żyć w zgodzie; że nawet mu nie zależy; że jedyne, czego potrzebuje, to zachowanie cholernego nazwiska Abramov - i właśnie z tego powodu, wyrusza na bolesną pielgrzymkę do kamienicy, gdzie znajduje się młodszy brat, topiący ostatnią rozpacz w coraz kolejnych butelkach alkoholowych trunków.
Kłótnia w szpitalu. Drugie ze wspomnień, wiązało się z jego nie-ojcem, człowiekiem, który każdą cząsteczką istnienia wbijał się niczym cierń w jego życie - z ponurą wzajemnością. Zniszczył ideał rodziny, za co miał płacić pogardą - Nikifor Abramov, czując natrętność aury, jaką roztaczał, podsycał jedynie szał. Wydarzenie dotyczyło niespełnionych, mimo obietnic odwiedzin w Hotynce. Nie chciał go widzieć. Mówili, że musi go widzieć. Jego nie-ojciec umierał, a on sam nie czuł nic.
Spotkanie przy Łuku Triumfalnym. Wreszcie, ostatnie ze wspomnień, dotyczyło Svetlany Lebedevy, którą spróbował zmanipulować, której naiwność nadwyrężał na każdej z możliwych płaszczyzn. Pragnął zapomnieć o egoizmie, z jakim podchodził do niej przy łuku triumfalnym, próbując przyłożniczym podstępem zwabić do swej sypialni i zaspokoić oszustwem głód cielesnych doznań - jego tendencje nie znały pojęcia cierpliwości.
Bez żadnych, nieistotnych komentarzy, rzucił woreczek na pożarcie harcującym, jaskrawym piórom płomieni. Zmrużył oczy; przez chwilę wsłuchał się w ciche trzaski pochodni. To koniec.


Ostatnio zmieniony przez Lev Abramov dnia Nie Wrz 06 2020, 00:01, w całości zmieniany 1 raz
Mina Aralica
Mina Aralica
Rusałcze Jezioro 3aAIJUN
Bujan, Jugosławia
27 lat
czysta
przeciętny
muzyk/twórca magicznych instrumentów
https://magicznarosja.forumpolish.com/t1255-zaklina-aralica#6918https://magicznarosja.forumpolish.com/t1257-zaklina-aralica#6943https://magicznarosja.forumpolish.com/t1258-zaklina-aralica#6946https://magicznarosja.forumpolish.com/t1256-velvet#6929https://magicznarosja.forumpolish.com/

Sob Lip 18 2020, 15:17
Jej pojawienie się na ceremonii w Pałacu Sprawiedliwości nie było planowane. W zasadzie myśląc o tym wydarzeniu ogarniała ją tak głęboka i niejasna zarazem niechęć, że mogła z niej utkać całą wieczorową kreację osłaniającą całe ciało i głowę - dlaczego? Przebywając w miejscach takich jak to najsilniej i najboleśniej tłukł się w niej ten wewnętrzny konflikt pomiędzy rzeczywistością, a marzeniami. Zawsze pragnęła przebywać w tak pięknych warunkach, zachwycać się nieprzerwanie urokiem zakamarków niezwykłej Galerii Fontann, podziwiać historyczne arcydzieła sztuki zamknięte bezpieczne w głębi trzewi pałacu - jednocześnie nie umiała odrzucić poczucia zniesmaczenia tymi samymi zakamarkami, tymi samymi dziełami, odgrodzonymi magicznie od plebsu żyjącego w Rosji, któremu pozwalano brudzić podłogę swoimi tanimi butami jedynie przy podniosłych okazjach.
Obserwowała zaprzysiężenie z poczuciem obowiązku bycia świadkiem tego historycznego przecież wydarzenia. Pierwszy raz kobieta obejmowałą stanowisko Dumy Rosji i choć był to powód do radości, szczególnie dla tak zapalonej aktywistki jak ona sama, to jednak nie umiała powstrzymać w głowie pewnego poczucia zwątpienia. Doświadczyłą i dostrzegła w codzienności życia magicznego psołeczeństwa tyle chorych nieprawidłowości, że nie umiała wyprzeć się powątpiewania co do sukcesu, umiejętności i prawdziwości tego, co teraz działo się na politycznej scenie. Gotowa była odejść, postawić kołnierz mający osłonić jej chudy kark przed wieczornym wiatrem i równie anonimowo co przyszła wyjść i zniknąć, tak daleko od blichtru i bogactwa jak zawsze, z łkającym tęsknotą sercem, spojrzeniem ciężkim od powstrzymywanych łez.
Znajomy głos wyrwał ją, choć bardziej podobne było to z miękkiego wyślizgnięcia się ryby z wody niż rzeczywistego poczucia oderwania, z tego zamyślenia niezręcznego, a ona głupia niby zahipnotyzowany przez flecistę szczur ujęła jego wyciągniętą w zachęcie dłoń przyjmując niewysłowioną propozycję partnerstwa i szła naiwnie tam, gdzie ją prowadził. Dlaczego do niej wracał? Czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Była pchłą na tyłku magicznego świata, mogła jedynie przyglądać się codzienności takich osobistości, wypisanej i sfotografowanej na łamach najdroższych i najznamienitszych gazet. A teraz? Trzymała go za rękę.
Dziś.
Trzymała go za rękę.
Było w wodzie coś kojącego, jakaś pradawna magia natury sprawiająca, że spoglądanie na leniwie falujące lustro wody przynosiło spokój. Omijając głębiny szerokim łukiem mrużyła oczy przed odlegle trzaskającym ogniem. Ona też miała swoje małe grzechy spisane na niewielkim pergaminie, podszyte głębokim wstydem wyznania i wspomnienia, które obiecała sobie rzucić w ogień z postanowieniem, by nigdy ich nie powtórzyć.
- Myślę, że potrafisz. - powiedziała z lekkim uśmiechem- Jak mówił rzymski poeta, najłatwiej wierzy się w to, czego się pragnie. - otrzymała na stanowisku niewielką materiałową torebeczkę na swój pergamin i podniosła na Abramova spojrzenie. Znajdowała rację w słowach Owidiusza, choć był to cytat tak łatwy do dowolnej interpretacji, że trudno było mu narzucić jednoznaczą formę. Wierzyć przecież można było we wszystko, niekoniecznie w boga. Aralica wierzyła w ludzi.
Na skrawku pergaminu zapisała swoim pochyłym, wąskim pismem kilka płytkich wspomnień z zeszłego roku, spotkanie ze starszym bratem po latach milczenia, ich głęboką kłótnie o nic przecież. Zapisała w co był ubrany, jego twarz ostrą, w pamięci miała obraz niezadowolenia jaki prezentował wypalony jak na drewnie, prosiła więc starych bogów, by zabrali w ogniu te twarz i to wspomnienie. Drugim wstydem była miłość, choć matka zawsze powtarzała, by miłości się nie wstydzić i za miłość nie przepraszać. Wciąż pielęgnowała w pamięci wspomnienie jednej twarzy widzianej wiele lat temu w rodzinnej wiosce. Co roku próbowała to wspomnienie spalić i co roku pozostawało równie gorące, równie żywe i splecione równie ciasno z głęboką tęsknotą. Trzecim, co zapisała na pergaminie była porażka - coś, do czego przyznać sie jest najtrudniej. Porażka na płaszczyźnie codzienności, pogodzenie pragnień z możliwościami, pogodzenie serca i moralności, odwieczna walka dwóch wilków i dwóch Żaklin w jej głowie. Porażka była jedyną stałą, bo niezależnie od tego, czy któraś wygra, przegra, czy obie odniosą sukces - każdy wynik był porażką.
Wrzuciła saszetkę w płomienie i odwróciła od nich wzrok godząc się z przeszłością. Wzrokiem chwytając nieobecne spojrzenie Abramova zmrużyła jedno oko.
- I jak, lżej na duchu? - uśmiechnęła się. Kątem oka dostrzegła w dalszej części ogrodów rozstawione koło fortuny. Nic nie mówiąc wskazała je palcem i chwyciwszy materiał jego odzienia nazbyt delikatnie w dwa palce pociągnęła lekko sugerując, że tam włąśnie teraz mieli zmierzać.

2 x zt
Zlata Potocka
Zlata Potocka
Rusałcze Jezioro GranularAppropriateBlueandgoldmackaw-max-1mb
Petersburg, Rosja
20 lat
czysta
zamożny
studentka inżynierii magicznej (I rok), rzeźbiarka
https://magicznarosja.forumpolish.com/t1432-zlata-potocka#8050https://magicznarosja.forumpolish.com/t1460-zlata-jagoda-potocka#8587https://magicznarosja.forumpolish.com/t1458-zlata-j-potocka#8560https://magicznarosja.forumpolish.com/t1457-pierog-ruski#8549https://magicznarosja.forumpolish.com/

Sob Lip 18 2020, 21:44
Przyszły tutaj wesołe, z nagrodami zdobytymi na Kole Fortuny, po jej przekąszeniu ciast przy bufecie i właśnie w okolicach jeziora Jagoda poczuła, jak atmosfera gęstnieje. Ludzie myśląc nad swoimi smutnymi wspomnieniami popadali w zadumę, melancholię, czasem nostalgię. Nie wyobrażała sobie sytuacji, w których ktoś mógłby udawać, że coś wpisuje, a tak naprawdę wrzucić puste kartki. Choć rytuał był dla pogan, nie ich bóstw, to jednak mogłoby rozgniewać bogów. Ktoś śmiał się w końcu w takiej sytuacji z ich łaski.
Zlata z wdzięcznością przyjęła woreczek, kawałek pergaminu i pióro, po czym za porozumieniem oddzieliła się od Tosi, by napisać, co ją boli. W porównaniu do sióstr nie zawahała się i wpisała Śmierć Klary. Przecież tu nie chodziło o to, że o niej zapomni albo że żałuje, że ją poznała. Ona dalej miała żyć w jej sercu, duszy oraz głowie, miała być wręcz żywa, tyle że w jej pamięci. Jedynym bólem mogło być to, że miała mało wspomnień z siostrą. Nie mogła jednak obecnie już nic na to poradzić, co najwyżej skupić się na żywych i pomagać umarłym z okazji specjalnie ustanowionych dla nich świąt przechodzić na drugą stronę. Miała przy okazji nadzieję, że nie ujrzy Klarci wśród takich dusz. Wystarczyło jej sobie przypomnieć informację o jej domniemanym samobójstwie, płacz ich wszystkich i matkę, która choć również płakała zachowała względny spokój.
I tu dziewczyna zaczęła rozważać jak zapisać drugie wspomnienie. Wiedziała, że mama je oszukała nie informując o przyszłości, którą znała. Owszem, organizowała więcej spotkań rodzinnych, starała się o kontakt z najstarszą córką, ogólnie zachowywała jakby przewidziała coś radosnego i czekała na ogłoszenie nowiny albo... Złych wieści. Czy chciała, żeby w ten sposób się pożegnały, a zarazem nie zmieniały najlepszej wersji przyszłości? O co by nie chodziło w pewnym sensie złamało to Potockiej serce. Chciała wierzyć w dobre intencje Zenobii, a zarazem zrzucić na nią całą winę. Nic dziwnego, że postanowiła to wrzucić do ognia. Po zastanowieniu dorzuciła do woreczka Milczenie matki.
Patrząc na te wspomnienia zapisane w skrócie zaczęła myśleć czy nie żałuje czegoś, co sama uczyniła. Błędem byłoby myśleć przecież, że nie żałuje żadnego ze swoich uczynków. Każdy czegoś żałował i jak nie szukał też problemów w sobie to nie miał szans się rozwijać. Pod wpływem wewnętrznego rozerwania wpisała wreszcie Bycie niedoskonałą córką. Oczywiście nie brała tego dosłownie, nikt nie mógł być idealny, ale ona, szukając sobie kogoś poza małżeństwem i marząc czasami o innym życiu miała wrażenie, że zdradza swoich rodziców. Prawdziwych rodziców. A przecież nie chciała ich zawieść, ba! Uważała ich pomysł na jej życie za całkiem dobrą drogę życia. Mimo wszystko przecież każdy wybór miał swoją cenę. Ten też.
Włożyła ostatni fragment pergaminu do materiałowego woreczka i poczekała, aż przyjaciółka również skończy pisać i podejdzie. Potem razem zbliżyły się do ognia, aby pozwolić, by płomienie symbolicznie spaliły ich złe wspomnienia. Jagoda nie umiała stwierdzić czy poczuła szczególną ulgą, ale ten moment katharsis pozytywnie na nią wpłynął, czuła to. - Idziemy? - spytała, nie chcąc poganiać Bukhariny, jeśli ta chciała postać przy ogniu chwilę dłużej. To był ważny moment dla duchowości wierzącego czarodzieja, nie należało go przerywać pośpiechem.
Yulia Sharapova
Yulia Sharapova
Rusałcze Jezioro 211a3d4b3e36a88bcf767ede2d34af23c1431173r1-245-145_128
Petersburg, Rosja
26 lat
czysta
zamożny
asesor sądowy
https://magicznarosja.forumpolish.com/t1354-yulia-sharapovahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1362-yulia-sharapovahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1360-yulia-sharapova#7370https://magicznarosja.forumpolish.com/t1361-colt#7373https://magicznarosja.forumpolish.com/

Sob Lip 18 2020, 22:38
Nie zdziwiło jej wcale to, że tradycyjne palenie złych wspomnień odbędzie się akurat nad rusałczym jeziorem. Rozsądna decyzja – w razie, gdyby ogień wymknął się spod kontroli, można było szybko zareagować i okiełznać niesforne płomienie. Przy okazji można było również podziwiać przepiękne widoki, jak i szereg słowiańskich figur, które nadto zostały ożywione na czas obchodów Nowolecia. Cieszyła się, że tutaj zawędrowała, nawet mimo tego, że początkowo wcale nie zamierzała. Nigdy nie wierzyła przecież w skuteczność tych śmiesznych woreczków. Czy taki drobny symbol rzeczywiście pozwalał ludziom łatwiej oswoić się z przeszłością? Nawet teraz, spoglądając na tłumy czarodziejów wrzucających swoje bohomazy do ogniska, pozostawała sceptycznie nastawiona do tego rodzaju praktyki. Póki co stanęła na uboczu, zastanawiając się, cóż takiego mogła napisać na swym kawałku pergaminu sama Yelizaveta Kovalchuk. Wyglądała na twardą kobietę, więc niewykluczone, że wiele w życiu przeżyła. Skoro i ona postanowiła wziąć udział w tym całym paleniu wspomnień, to może jednak warto spróbować? Przez krótką chwilę biła się z myślami, ale ostatecznie stwierdziła, że przecież nic to nie kosztuje. Sięgnęła więc po niewielki zwój pergaminu, próbując sięgnąć pamięcią do tych wydarzeń, do których w innych okolicznościach najchętniej wolałaby nie sięgać.
Pierwsze z nich nasuwało się samo, a była to rocznica śmierci jej brata. Wydawało jej się, że pogodziła się już z jego odejściem, ale jak zawsze, tego nieszczęsnego dnia uświadamiała sobie, że już nigdy nie przytuli się do jego ramienia i nigdy więcej nie usłyszy jego ciepłego głosu. Paląc to wspomnienie, nie chciała jednak pogrzebać pamięci o Kirilu. Pragnęła pozbyć się tego uczucia bezsilności i smutku, które towarzyszyło jej co roku, kiedy tylko kalendarz wskazywał tę konkretną datę – dzień, w którym młody jeszcze chłopak wyzionął ducha w szpitalnej sali w Hotynce.
Kolejne wspomnienia przyprawiły jej nieco więcej kłopotów. W ostatnim roku w jej życiu nie wydarzyło się nic tak skrajnie nieszczęśliwego jak śmierć bliskiej osoby, a niełatwo było wybrać spośród wszystkich innych mniej lub bardziej przykrych wspomnień właśnie te, które uderzyły ją najmocniej. Wreszcie ścisnęła jednak mocniej pióro, zapisując na pergaminie „choroba Ivana”. Do dziś pamiętała przecież jak chłopak rozchorował się na smoczą ospę, a magomedycy wypruwali sobie żyły, by zniweczyć poważne powikłania po chorobie. Jej przyjaciel przeżył, ale przez kilka dni w nerwach oczekiwała na wyniki jego badań na szpitalnym korytarzu.
Kłótnia z ojcem. Trzecie wspomnienie zwizualizowało się samo. Na szczęście zdołała naprawić swój błąd, ale jeszcze kilka miesięcy temu w złości wykrzyczała swojemu rodzicowi wiele niemiłych, brutalnych słów, których nie tylko nie powinna do niego kierować, a raczej wyrzucić ze swojego słownika. Z Nazarem nigdy nie nadawali na tych samych falach, ale jednak mężczyzna był jej tatą i pomimo różnicy zdań na pewno wspierał ją na tyle, na ile potrafił i na ile pozwalał mu jego światopogląd. Po tej ostrej wymianie zdań nie odzywali się praktycznie do ostatnich wakacji, a nią samą często targały wyrzuty sumienia. Poprzysięgła sobie, że już nigdy więcej nie dopuści do podobnej sytuacji. Chciała również zapomnieć o tęsknocie za rodzinną atmosferą, która wówczas dobitnie dała o sobie znać, jak i poczuciu winy.
Spojrzała jeszcze raz na to, co zapisała na pergaminie, zastanawiając się czy nie pominęła jakiegoś istotnego zdarzenia. W końcu stwierdziła, że pierwsza myśl jest pewnie tą najlepszą, więc zwinęła pergamin w rulon i włożyła go do woreczka, a następnie wrzuciła zawiniątko do ognia. Szczerze wątpiła, by ten jeden gest odjął cały jej ból, choć musiała przyznać, że jakoś było jej na sercu lżej, dzięki czemu odeszła od ogniska z subtelnym uśmiechem.

| zt.
Antonina Bukharina
Antonina Bukharina
I wanna be your endgame
Astrachań, Rosja
19 lat
wieszczy
błękitna
bogaty
studentka kursu klątwołamaczy (I rok)
https://magicznarosja.forumpolish.com/t825-antonina-bukharina#2401https://magicznarosja.forumpolish.com/t862-antonia-bukharina#2539https://magicznarosja.forumpolish.com/t863-antonia-bukharina#2540https://magicznarosja.forumpolish.com/t871-korespondencja-panny-antoniny#2606https://magicznarosja.forumpolish.com/f102-posiadlosc-bukharinow

Nie Lip 19 2020, 00:48
Z każdym kolejnym krokiem w kierunku Rusałczego Jeziora atmosfera gęstniała coraz bardziej. Można było z łatwością wyczuć napiętą atmosferę, kiedy każdy z czarodziei uzupełniał swoje własne karteczki pergaminu, aby później wrzucić je ostrożnie do ognia. Tak naprawdę nie lubiła tej części celebracji Nowolecia. Czy można się było jej dziwić? Była raczej optymistyczną osobą, starającą się dostrzegać plusy w każdej sytuacji. Nie lubiła pamiętać wszystkich błędów i porażek. Wolała po prostu zapamiętać morał z danej historii, a te niezbyt korzystne dla niej fakty upchnąć w pamięci tak, żeby do nich nie wracać bez potrzeby. Wiedziała jednak, że Zlata chce spalić swoje wspomnienia, a skoro były tutaj razem to razem powinny też puścić z dymem całe zło ostatniego roku.
Odebrała swój woreczek i pergaminy z ciepłym uśmiechem na twarzy i ruszyła na bok, by dać sobie odrobinę przestrzeni na rozpamiętywanie swoich niepowodzeń z ubiegłego roku.
Boris - zapisała niemalże od razu, bo niewątpliwie cała ta relacja zaliczała się nie tylko do porażek ubiegłego roku, ale całego tysiąclecia. Mogłaby to zrzucać na niego, na to, że on był, jaki był i że ją podstępnie uwiódł, ale prawda była zgoła inna. To ona zainicjowała to wszystko. To ona go pocałowała, ona poszła do niego do mieszkania i ona obiecała sekretny romans. Nikt nie mówił o zaangażowaniu, a jednak się zaangażowała. Romans z Oneginem to też masa plotek, masa domysłów i masa niepotrzebnych komentarzy odnośnie jej stylu prowadzenia się. Prowadziła się wszakże bardzo dobrze. Dawała dupy tylko jednemu arystokracie- szkoda tylko, że nie temu, z którym widziałaby ją matka.
Relacje z rodziną. Kiedyś była najdroższą siostrą starszego brata, dumą rodziców i oczkiem w głowie ciotki. Teraz miała wrażenie, że wszystko to osłabło, a ona oddzieliła się od nich kłamstwami, w których nie była mistrzynią. Walczyła za pomocą półprawd tak bardzo, jak tylko umiała. Wymykała się z domu, nie respektowała tradycji przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Pozwalała, aby najzwyklejszy w świecie szmatławiec, jakim była Avoska, wziął ją na swój radar i w sposób niewybredny komentował jej życie, przynosząc tym samym zarówno jej, jak i jej rodowi hańbę. Nie potrafiła dogadać się z matką, która najwyraźniej miała wobec niej inne plany niż Antonina sama wobec siebie. Nie potrafiła wybaczyć bratu wyjazdu do Afryki. Nie potrafiła w pełni pogodzić się z tym, co stało się z Maaką w lustrze.
Relacje ze Svetlaną. Miała wrażenie, że oddala się od przyjaciółki coraz bardziej. Miała wrażenie, że ją zawiodła, choć tak naprawdę nie mogła nic zrobić, aby jej pomóc. Czuła się w tej relacji niepotrzebna, a jednocześnie mocno niezrozumiana. Svetlana zdawała się żyć swoim świecie, a Antonina w swoim, a ich wspólny świat rozmywał się coraz bardziej. Już nie były dziećmi i chyba to najbardziej nadwyrężyło ich relację. I ten artykuł. Widząc, jak ukrywana przez złotowłosą relacja wypływa na światło dzienne w tak niekorzystny i wulgarny sposób, czuła jak pęka jej serce. Przecież nie tak miało być. Nie wiedziała, jak to się stało, że ten szmatławiec ma tak czujny radar, ale coraz bardziej miała wrażenie, że nic się przed nimi nie ukryje i jeśli ma się dobre nazwisko, to nie ma się prawa do prywatności. Dlatego zamierzała wciąż poświęcać czas na spotkania z Hersillą Mitrokhiną, bo ona jak mało kto wie, jak utwardzić sobie dupę na tyle, by mieć w tej dupie wszystkie złe i niepochlebne słowa skierowane pod jej adresem. Była przecież sobą i miała w nosie całą resztę świata. Tak trzeba żyć.
Po wypisaniu wspomnień podeszła do ognia i pośpiesznie wrzuciła swoje wspomnienia.
- Chodźmy, tutaj już nie czeka nas nic dobrego - powiedziała cichutko do swojej towarzyszki i wyciągnęła zgięte ramię w jej kierunku, aby ta mogła je ująć. Chwilę później obie odeszły w kierunku pałacu sprawdzić, czy jeszcze są jakieś godne uwagi ciasta na stole.

[Zlata i Tosia z/t]
Rada Mironova
Rada Mironova
Szczęście to przyjemność, której się nie żałuje
Petersburg, Rosja
20 lat
tęsknica
nieznana
przeciętny
florystka w Edenie, aktorka dramatyczna w Dziwnym Teatrze, morderczyni szukająca szczęścia
https://magicznarosja.forumpolish.com/t798-rada-mironova#2304https://magicznarosja.forumpolish.com/t842-rada-igorevna-mironova#2465https://magicznarosja.forumpolish.com/t820-rada-i-mironova#2392https://magicznarosja.forumpolish.com/t834-szczesciarz#2433https://magicznarosja.forumpolish.com/t840-twoj-koszmar-senny#2457

Nie Lip 19 2020, 10:53
Szli razem, nawet trochę rozmawiali, choć nie czuli się ze sobą swobodnie - choć tak naprawdę chodziło o nią i Artemiego. Wisiało między nimi dziwne napięcie. Gdyby byli puzzlami to ona mogła by być ułożona z Rafaelem, on z Kuraginem, ale ani we trójkę, ani bez Castello nie pasowali do siebie w takiej układance. Jak góry Uralu i Sahara czy coś podobnie absurdalnego.
Na szczęście nie doszli do momentu, gdy rozmowa była sztuczna, bo rozdzielili się na czas wypisywania wspomnień. Mironova bez wahania wzięła kawałki pergaminu, pióro i woreczek, po czym przysiadła w oddaleniu od mężczyzn, aby spisać te złe wspomnienia, które jej wpadną do głowy. Szukając inspiracji przez ogień zobaczyła Hiszpana, jednak nie zainspirował jej do niczego. Wreszcie, tknięta napisała: Śmierć matki.
Pelagya Mironova była kochającą i czułą kobietą, która nigdy jej nie rozumiała. Zresztą z wzajemnością. Nie spowodowało to jednak, że się nienawidziły, bo w pewnym sensie miały tylko siebie. Rada z pewnością nie życzyła jej śmierci i mogła ją nazwać bliską osobą. To właśnie Pelagya ją wychowała, wykarmiła, nauczyła większości rzeczy, które umie do tej pory i które okazały się przydatne w jej życiu. To ona jej zostawiła na start mieszkanie i niewielkie oszczędności, choć mogła o tym nie myśleć popełniając samobójstwo. I choć kobieta nie miała z tego powodu wyrzutów sumienia to jednak czasem zastanawiała się czy przyczyniła się do jej śmierci. W końcu niekoniecznie musiało chodzić o nią. Nie tylko o nią. Wiedziała, że czasami ludzie nie mogli jej zdzierżyć i ją zwalniali ze względu na aurę, a z takową ciężko znaleźć pracę. Rada odczuła to w końcu na własnej skórze. Podziwiała ją zarazem i uważała za słabą, trochę żałosną istotę, która za bardzo chciała być dobra, pomocna i uczynna. A tacy ludzie źle kończyli - także przez osoby pokroju jej, Rady.
Na drugim skrawku napisała Śmierć Jurija. Nie wpisała tego dlatego, że żałowała, iż przyczyniła się do jego zgonu, ale przede wszystkim dlatego, że umarł inaczej niż chciała. Nie mówiąc już o wpędzeniu jej w potencjalne kłopoty - był popularny, a ona głupia chcąc uczynić go nieszczęśliwym nie pomyślała o prostym fakcie, że ktoś może zainteresować się jego losem. No cóż, miała nauczkę na przyszłość. Wiedziała już, że najlepiej brać się za samotników. Inna sprawa, że takich było najciężej wyhaczyć, często ginęli w tłumie niemal jak ona.
Nad trzecim złym wspomnieniem zastanawiała się najdłużej. Ogólnie mało czego w życiu żałowała, ale żeby nie zawieść samej siebie w kłamaniu musiała coś wymyślić. Po zastanowieniu wpisała Nieutrzymywanie się tylko z teatru. To nie tak, że nawet nie polubiła pracy w Edenie. Jednakże to nie było dalej to, czego pragnęła. A z drugiej strony, pewnie musiałaby iść do lepszego teatru, by móc się utrzymać z pracy aktorki, a wtedy mogłaby mieć sporego pecha, gdyby ktoś ją zauważył. Nie chciała specjalnej sławy, co najwyżej maleńkiej, żeby zachwyceni nią pojedynczy ludzie wpadali w jej pułapkę.
Po wszystkim wrzuciła w płomienie płócienny woreczek i podeszła do towarzyszących jej mężczyzn. - Chciałam jeszcze spróbować zdążyć na jedną atrakcję. Jeśli to nie problem będę się zbierać. Do zobaczenia - powiedziała, nie widząc zaprzeczeń, po czym ruszyła w swoją stronę.

Rada z tematu do Parku Angielskiego
Riel Vankeeva
Riel Vankeeva
Tobolsk, Rosja
31 lat
wilkołak
błękitna
przeciętny
superhero wonderwoman genetyczno-magicznie wyklętych istnień
https://magicznarosja.forumpolish.com/t1141-geriel-vankeevahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1143-riel-vankeevahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1144-riel-vankeevahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1145-arkahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1147-riel-vankeeva

Nie Lip 19 2020, 13:00
Fiolki uwarzonych eliksirów pobrzękiwały tajemniczo w kieszeniach szaty podszytej ciepłym, fabrykatorsko zaczarowanym materiałem, a jeden z kotków-cyklopków, którego udało ci się w trakcie charytatywnej loterii wyswobodzić spod perspektywy życia spędzonego wyłącznie za wąskim horyzontem żeliwnych kratek, ufnie trzymał się twoich nóg, urządzając sobie ryzykowny slalom pomiędzy nimi, zwłaszcza w momentach, kiedy spuszczałaś z niego ostrzegawcze spojrzenie. Był jednym z mniejszych osobników, prawdopodobnie jeszcze oseskiem, którego walory w pełnej krasie zaczniesz podziwiać za kilka, kilkanaście tygodni. Zostanie – o tym jesteś przekonana – jednym z tych wspomnień z obecnego roku, które nakładać będziesz na skołatane serce i myśli jak balsam.
Kucnąwszy przed jednym z ognisk, którego płomienie zachłannymi jęzorami sięgają w górę ku ciemnej otchłani nieba z tego miejsca – tak jasno oświetlonego płomiennymi stosami, skąpanego w poświecie lampionów unoszących się leniwie nad terenem ogrodów – pozbawionego miriadów ślepi dotychczas łypiących czujnie na świętujących, w dłoniach zaciskasz trzy woreczki. Uszyte samodzielnie, jak co roku; jak co roku zbyt dosłownie traktując tradycję spalania wspomnień, które, uwiezione najpierw na cienkich bibułkach, dla pewności chowasz jeszcze w materiał bezpośrednio łączący się z danym wspomnieniem.
Nie skłamałabyś jednak, twierdząc że nie posiadasz złych wspomnień – nic, co wydarzyło się w przeciągu ostatniego roku, w przeciągu czasu od ostatniego Nowolecia, nie nazwałabyś złym. Doświadczenie nie może być złe – życie nie może być złe, w przeciwnym razie powinnaś zostać posądzona o bluźnierstwo. Wszystko, co sprowadziła na ciebie w minionym roku Dola, co przygotowały dla ciebie Rodzanice, wplatając wydarzenia rozciągnięte na wąskiej wstędze czasu między marcem tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego, a lutym tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego w pasmo twojego życia było wartościowe, było pouczające – niekiedy straszne, nieraz sprawiające, że krew gotowała ci się w żyłach, a gniew wzbierał, jak wody po niemających końca opadach – ale daleko stało od złego. A mimo to z otchłani pamięci bez problemu wyłuskałaś trzy wydarzenia, którym pozwolisz za mgnienie chwili rozwiać się na wietrze jak myśl.
Pierwszy woreczek skrywa Pożar w domu towarowym – najświeższe, masz potworne wrażenie, że wciąż woniejące swędem palonych ciał zdarzenie. To z nim chcesz rozstać się najszybciej, najprędzej pragniesz podarować wspomnieniem o nim bóstwom, z pęczniejącą nadzieją, że ogień oczyści twój umysł, że wypali z niego resztki koszmarnych obrazów, które ochoczo witają się z tobą każdego dnia, jakby sam fakt przebywania w hali domu towarowego sprawił, że magiczne siły w równie magiczny sposób utrwaliły na siatkówce każdą chwilę tych potwornych wydarzeń; jakby uczyniły z ciebie strażnika pamięci o każdym istnieniu, które spoczęło pod zbiorową mogiłą betonu, drutu, krwi i łez. Jakbyś wciąż niedostatecznie wiele nosiła w sobie obcych historii, wypierających miejsce na zapisanie twojej własnej opowieści.
Vremya i cykl artykułów o czarodziejach dotkniętych genetycznymi schorzeniami, zamknięta jest w drugim woreczku. Pozornie niewiele znaczące publikacje, sprawiły, że wśród magicznej społeczności na nowo, z większym zacięciem rozgorzała dyskusja o genetykach, a coraz bardziej absurdalne, niepotwierdzone żadnymi sprawdzonymi źródłami informacje sprawiały, że wraz z kolejnymi ukazującymi się w gazecie artykułami niechęć i strach społeczeństwa rosły i rosły, piętnując wszystkich tych, którzy w jakikolwiek sposób odbiegali od normy. Transformacja tego strachu w nienawiść była wyłącznie kwestią czasu, a tragedia wisiała na włosku, łamiąc serca wszystkich, którzy zaangażowani są w walkę o równość każdego czarodzieja.
Śmierć Kolyi to naturalne następstwo jednego z artykułów we Vremyi. Gdy zamkniesz oczy, nadal, po ponad pół roku od zdarzenia, jesteś w stanie z paraliżującą dokładnością ujrzeć każdą zmianę na jego ciele – nie było na nim fragmentu, który nie mieniłby się kolorami tęczy: cały składał się na jeden wielki siniec tylko dlatego, że w przypływie godnej bohaterów walki z odmiennością grupa napastników nie wpadła na to, by w pierwszej kolejności w pokojowy sposób wyjaśnić nieoczekiwaną zmianę wyglądu przechodnia; przez myśli nie przemknął im pomysł, że może właśnie zakończyło się działanie mikstury Janusa; że wcale na swojej drodze nie napotkali cienia. Nie pomyśleli, z kim mają do czynienia – a później i tak nikt nic nie zrobił z faktem, że Nikolai Byrkovuc, oficer Białej Gwardii, wracał właśnie z zakończonego zwiadu.
Ostatni z woreczków został objęty czułym uściskiem płomieni, a skwierczące polana wygrały ostatnią pożegnalną symfonię ku chwale poległego gwardzisty, kiedy ty, ponaglając kotka-cyklopka, z szybciej bijącym sercem ruszyłaś przez znów chwycone późnowieczornym mrozem błonia Pałacu Sprawiedliwości. Do następnego roku.

Riel z tematu


Ostatnio zmieniony przez Riel Vankeeva dnia Sro Wrz 02 2020, 21:20, w całości zmieniany 4 razy
Artemi Kuragin
Artemi Kuragin
Rusałcze Jezioro Tumblr_osk884fhcC1qal0zgo1_250
Archangielsk, Rosja
31 lat
cień
błękitna
majętny
magomedyk sądowy w szeregach Białej Gwardii, koroner
https://magicznarosja.forumpolish.com/t736-artemi-kuraginhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t761-artemi-kuraginhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t737-artemi-kuragin#1837https://magicznarosja.forumpolish.com/t763-baronhttps://magicznarosja.forumpolish.com/f116-mieszkanie-artemiego-kuragina

Nie Lip 19 2020, 18:45
Choć sam specjalnie nie przepadam za przebywaniem w tłumie - zawsze mam wrażenie, że tracę w nim oddech, jakby sam fakt, że wokół znajduje się tyle ludzi miał zmniejszyć ilość wdychanego do płuc powietrza, a od czasu wydarzeń w domu towarowym w podobnych ludzkich skupiskach na moim karku pojawiają się mimowolnie drobne kropelki potu - to zdaję sobie jednak sprawę, że to w nim najłatwiej się ukryć. Można przemykać zupełnie niezauważone, a stykające się w tym gąszczu ludzkich ciał dłonie, czy splecione ze sobą place łatwiej umykają uwadze innych, którzy w razie czego uznają je za zupełny przypadek. Coś, co na co dzień spotkałoby się z karcącym spojrzeniem, tutaj po prostu wszystkim umyka, a nawet jeśli wzrok prześlizgnie się po tym podejrzanym obrazie, zaraz odwraca się w drugą strony rozproszony jakimś innym mirażem, dłonią chwytającą za ramię, czy krzykiem dobiegającym gdzieś od strony tłoczącej się wokół jakiejś atrakcji grupki ludzi.
Pozwalam sobie więc jeszcze na jeden taki gest, gdy przeciskamy się przez tłum opuszczając Ogród Główny, jakby nie wystarczyło mi wcześniejsze oficjalne powitanie, gdy zetknęły się nasze ręce, wplatam na moment palce w dłoń Rafaela. Silny, krótki uścisk, jakbym chciał mu przekazać jak bardzo pragnąłbym robić to na co dzień. Czuję jednak nagłą zmianę atmosfery, gdy docieramy do Rusałczego Jeziora, aby odprawić coroczny rytuał palenia wspomnień. Mimowolnie każde z nas znajduje dla siebie jakieś odosobnione miejsce. To całkiem zrozumiałe, podobne obrządki nie potrzebują świadków.
Śmierć Jurija. To pierwsze, co nieco drżącą dłonią piszę na lekko wymiętej kartce, którą wkładam następnie do skórzanego woreczka. Wciąż z trudem przychodzi mi wypowiedzenie na głos jego imienia, głoś drży mi lekko, dziwne uczucie pustki drapie w gardle. Może właśnie dlatego tak rzadko to robię. Wciąż mam złamane serce, a wyrzuty sumienia palą mnie od środka – dlatego, że niczego nie zauważyłem, nawet nie dostrzegłem, że coś takiego nadchodzi i dlatego, że mam gryzące moje sumienie poczucie, że tak łatwo pozwoliłem sobie zapomnieć, choć przecież cały czas doskonale pamiętam wszystkie chwile spędzone razem, a gdy zamknę oczy i bezdźwięcznie wypowiadając jego imię potrafię przywołać do siebie jego twarz. Idealny obraz, jakby naprawdę stał tuż przede mną. On też otwiera usta, coś mówi, ale wcale go nie słyszę. Może po prostu nie jestem w stanie zrozumieć, co chce mi przekazać.
Wszystko, co niewypowiedziane. Wszystkie te słowa, których nie zdążyłem mu powiedzieć. Wszystko o czym zapomniałem, co pominąłem, zbyt skupiony na pracy i na sobie, żeby dostrzec, że coś się w naszej realizacji zmieniło. Oddalaliśmy się od siebie, a między nami niepostrzeżenie zaczął wyrastać mur. Może gdybyśmy porozmawiali, na poważnie, niczego nie ukrywając, wypowiadając na głos słowa, które nosiliśmy w sobie od dawna, to wszystko skończyłoby się inaczej? Nie odszedłby tak nagle, w tak drastyczny sposób znikając z mojego życia. Pozostawiając po sobie pustkę, którą boje się zapełnić, jakbym potrzebował jego zgody, aby zza grobu udzielił mi czegoś w rodzaju błogosławieństwa. Możesz żyć dalej, Artemi. Jednak nadal mam wrażenie, że to wcale nie jest zamknięty rozdział, że w jego śmierci czaił się jakiś dziwny, podejrzany cień. Instynkt podpowiada mi, że powinienem za nim podążyć, po prostu upewnić się, że na pewno był to jedynie przypadek, śmierć zupełnie naturalna, pozbawiona podejrzanych okoliczności. Ale jeszcze nie jestem gotowy, aby zanim ruszyć, aby coś z tym zrobić. Czy wrzucenie w ogień wypisanych na pergaminie wspomnień naprawdę może przynieść jakieś ukojenie? Bardzo w to wątpię.
Wydarzenia w domu towarowym. Wciąż pamiętam tamten niepokój, zżerający mnie od środka strach. W snach powracają do mnie tamte krzyki, migotliwy chaos tamtych chwil, swąd spalonych ciał i te żałosne próby odzyskania oddechu, gdy popiół osiadł mi na strunach głosowych. Nie chcę, nie chcę o tym pamiętać. Z innych złych wspomnień przynajmniej mogę wyciągnąć jakąś lekcję, mieszają się z nimi przyjemne obrazy, których wcale nie chciałbym wymazać z pamięci. Ale przy tym jednym jest inaczej. Nic dobrego nie nie kryło się w tamtych wydarzeniach. Fakt, że przeżyłem wcale nie sprawia, że potrafię podejść do niego w bardziej zdystansowany sposób. Wręcz przeciwnie wciąż nie potrafię zrozumieć, dlaczego mi się udało, a tak wiele osób straciło w wybuchu życie czy bliskich. Kuraginowie się wywinęli, oni to mieli szczęście. A co z tymi wszystkimi twarzami pozbawionymi w mojej głowie imion? Czy oni sobie na to zasłużyli?
Ciskam w ogień woreczek, kleszcze rozgoryczenia zaciskają się na moim gardle. Gdyby ktoś odezwał się do mnie właśnie w tym momencie, usłyszałby mój drżący, zachrypnięty od tłumionych emocji głos. Próbuję znowu normalnie oddychać, uśmiechnąć się do Rady, gdy decyduje się odejść w kierunku jakiejś innej atrakcji. Liczę w głowie do piętnastu zanim dochodzę do wniosku, że jeśli teraz się odezwę, to mój głos zabrzmi całkiem normalnie.
- To bardzo osobliwa dziewczyna - mówię, wskazując w kierunku, w którym odeszła Rada. - Nie uważasz, że powinni organizować również taki odwrotny rytuał? Wiesz, coś przeciwnego do palenia złych wspomnień. W stylu posłania w przestrzeń także tych dobrych obrazów z przeszłości. Dobrymi momentami chyba też powinniśmy dzielić się ze światem? - Chyba zawsze byłem tak żenująco sentymentalny, choć zawsze starałem się to ukrywać.
Eva Zakharenko
Eva Zakharenko
Bogatym przybywa złota, a biednym - dzieci
Petersburg, Rosja
27 lat
czysta
bogaty
za dnia właścicielka domu mody, w nocy zaś okultystka
https://magicznarosja.forumpolish.com/t697-eva-zakharenko#1392https://magicznarosja.forumpolish.com/t721-eva-sviatoslavovna-zakharenko#1554https://magicznarosja.forumpolish.com/t718-eva-s-zakharenko#1538https://magicznarosja.forumpolish.com/t719-hera-aka-lilith#1545https://magicznarosja.forumpolish.com/t720-w-dzien-projektantka-mody-w-nocy-zas-plugawa#1552

Nie Lip 19 2020, 22:24
Może i nie powinna tutaj przychodzić - w końcu zmieniła wiarę, w wierze w bogów greckich też były wychowywane jej córki - ale pod płaszczykiem nauki szacunku do innych religii Eva postanowiła to przyprowadzić swoje złotowłose bliźniaczki, aby oswajały się ze słowiańską kulturą i obyczajami. Nie chciała pozwolić, aby pozostały w tej rodzinie na zawsze, bo była pewna, że takie wpływy na pewno im zaszkodzą, a pokazanie piękna pogańskich świąt mogło jej sporo ułatwić. Tym bardziej, że one naprawdę potrafiły zachwycać i gdyby nie miłość do Narcyza to kobieta pozostałaby przy rodzimowierstwie.
Fojbe i Hilajra umiały już pisać, dlatego również dostały wszystkie potrzebne przybory, by móc uczestniczyć w najważniejszym punkcie programu Nowolecia. Potem odeszły na bok, aby oddzielnie rozważyć, co je w minionym roku najbardziej bolało. Eva wiedziała, że śmierci Narcyza na pewno nie wpisze, a na wpisanie małżeństwa było już za późno. Po zastanowieniu wpisała jednak Naiwność w małżeństwie. Była w końcu naiwna i zaślepiona uczuciem, które nakazywało jej wierzyć, że jej mąż jest czysty jak łza i nie ma niecnych zamiarów. Teraz wiedziała, że to było kłamstwo, ale ciągle miała wrażenie, że gdyby była uważniejsza to uniknęłaby wielu zawodów w tym związku... A tak po prawdzie też samego związku.
Drugim wspomnieniem, którego żałowała było zmarnowanie takiej ilości czasu, podczas którego nie wymyśliła planu jak oderwać córki od toksycznej rodziny. Marnowanie czasu - te słowa z karteczki ją drażniły, a zarazem prowokowały, by po święcie zrobić coś już, natychmiast, ale przecież wiedziała, że to niemożliwe. Nie mogła działać bezmyślnie. Nie, gdy chodziło o jej dzieci - bo gdy o nią chodziło mogła ryzykować całą sobą, ale nie córeczkami. Musiała im zapewnić normalne życie, musiała.
Nad trzecim myślała długo. Nie chodziło przecież o niespełnienie marzeń czy pragnienia, których nie mogła spełnić, tylko złe wspomnienia. Spośród nich ciężko jednak było wypisać wszystkie pomniejsze. Wreszcie wpisała Kradzież tkanin. Strasznie się czuła z tym, gdy w marcu tamtego roku tkaniny z jej domu mody zostały ukradzione, tak samo jak nowe modele jej strojów. Biała Gwardia spisała je na straty po dłuższych poszukiwaniach i chociaż dostała pieniądze z ubezpieczalni to jednak całe zdarzenie mocno ją zestresowało i uniemożliwiło prace na kilka tygodni. Skomplementowanie różnorakich bel materiału wcale nie jest tak proste, jak się wydaje, nie mówiąc o straconym czasie, gdy musiała na nowo szyć i przerabiać modele, jeśli coś źle zapamiętała mimo wcześniejszego wzięcia miary.
Powoli zginała na pół kawałki pergaminu i chowała je do płóciennego woreczka. Potem upewniła się, że Hilajra nie zgubiła żadnego skrawka. Zawiązała również na kokardkę woreczek Fojbe, która czuła irracjonalny lęk, że jej wspomnienia odlecą z wiatrem i nie poczuje się od nich wolna. Mimo to Zakharenko aż uśmiechnęła się w duchu. Chciałaby mieć takie problemy. Potem wzięła dziewczynki za ręce i wróciła z nimi do domu.
Podeszły razem i Eva pierwsza wrzuciła swoje zapiski patrząc z wręcz szaloną radością w oczach, jak ogień je trawi. Dawało jej to jakąś radość. Potem pozwoliła to samo zrobić swoim córeczkom, które wrzuciły je na trzy cztery, pilnowała jednak, by przy tej czynności za bardzo nie nachyliły się do ognia.

Eva z tematu


Ostatnio zmieniony przez Eva Zakharenko dnia Wto Lip 21 2020, 21:47, w całości zmieniany 1 raz
Anton Gorodecki
Anton Gorodecki
Rusałcze Jezioro C7EpUIM
Soczi, Rosja
31 lat
czysta
zamożny
magomedyk ogólny na Oddziale Pierwszej Pomocy i niespełniony pisarz
https://magicznarosja.forumpolish.com/t543-anton-gorodeckihttps://magicznarosja.forumpolish.com/t551-anton-gorodeckihttps://magicznarosja.forumpolish.com/t552-anton-gorodecki]https://magicznarosja.forumpolish.com/t555-machaczkalahttps://magicznarosja.forumpolish.com/f98-mieszkanie-antona-i-grushy-gorodeckich

Pon Lip 20 2020, 22:25
aha

Anton z tematu
Rafael Castello
Rafael Castello
Rusałcze Jezioro Giphy
Alicante, Hiszpania
27 lat
półkrwi
zamożny
właściciel zakładu pogrzebowego Eden
https://magicznarosja.forumpolish.com/t610-rafael-castellohttps://magicznarosja.forumpolish.com/t643-rafael-castellohttps://magicznarosja.forumpolish.com/t640-rafael-castellohttps://magicznarosja.forumpolish.com/t642-josehttps://magicznarosja.forumpolish.com/t732-mieszkanie

Nie Sie 02 2020, 13:38
Łatwo było zapatrzeć się w ogień. Gonić wzrokiem sypiący się żar, wbijać spojrzenie w płomienie, od gorąca których drgało powietrze. Kiedy mrugnął, ściągnięty na ziemię głosem Rady, widział przed oczami białe plamy. Kiwnął tylko głową, nie próbując nawet się uśmiechać – wiedział, że zdawała sobie sprawę z wpływu, jaki miała na ludzi i liczył, że nie uzna tego za afront. Zwykle się starał, nawet kiedy nie pił wcześniej eliksiru na poprawę nastroju, ale teraz zwyczajnie nie miał siły, cieszył się wręcz z jej odejścia. Niech szła i zabierała tą duszącą aurę z dala od nich.
Bogowie, nie powinien tak myśleć.
Uniósł rękę, z cichym westchnieniem pocierając pulsującą skroń.
- Mhm – mruknął tylko, przymykając na moment oczy, kiedy Artemi skrócił dzielący ich dystans. - To prawda – dodał, nie zastanawiając się nad tym szczególnie. Nie zamierzał wydawać sekretu Rady, szczególnie takiego, który mógłby ściągnąć ku niej niechęć, czy agresję za sam fakt, że miała czelność żyć. Ludziom zawsze nie odpowiadali ci inni, nieważne czego się to akurat tyczyło. Komentarz na jej temat był po prostu stwierdzenie faktu – robiła to świadomie czy nie, Mironova odstawała od reszty tłumu. Jej aura już na starcie ustawiła ją na gorszej pozycji, niż większość obywateli magicznego świata.
Opuszczając dłoń, zerknął na Kuragina, przysłuchując się jego słowom i może nieco naiwnej sugestii stworzenia lustrzanego odbicia rytuału, którego właśnie dopełnili.
- Myślę, że nie byłby tak popularny, jak ten. Ludzie to z natury marudne stworzenia, łatwiej im przypominać sobie to, co było złe – rzucił, przekrzywiając nieco głowę. - Ale uważam, że to dobry pomysł. Gdyby kosmos dla odmiany nasiąknął tym co dobre, może coś zmieniłoby się na lepsze. Nie wiem, świat złapałby równowagę, czy coś w tym stylu – dodał, parskając nagle cichym śmiechem. - Chociaż osobiście wolę zachować swoje dobre wspomnienia, zamiast wypuszczać je w eter. Przypominają, że czasem warto się przemęczyć.
Odetchnął, stojąc jeszcze chwilę w bezruchu, po czym lekko szturchnął Artemiego w ramię, pytająco wskazując dalszy kierunek.

[z/t Artemi i Rafael]
Sponsored content


Skocz do: