|
|
|
|
|
|
Pon Gru 16 2019, 02:30 | | First topic message reminder :Sala główna Duże, przestronne pomieszczenie utrzymane w ciepłej, brązowo-czerwonej kolorystyce ze lśniącą, kremową, marmurową posadzką. Z wysokiego sufitu zwiesza się wspaniały, kryształowy żyrandol, dość duży, by oświetlić dobrze cały salon. Ściany wyłożone są mahoniowymi panelami, misternie ozdobionymi: elementy płaskorzeźbione przedstawiają symbole nawiązujące do antyku, a w nie sprytnie wpleciono herb rodu Caravaggio. Na niektórych ze ścian zawieszono lustra, które optycznie powiększają pokój i nadają mu lekkości. Można przyrzec, że w powietrzu unosi się zapach luksusu i prestiżu: salon wprawia w zachwyt swoim bogactwem, przepychem i kunsztem, z jakim wykonano każdy szczegół jego wystroju, a przebywanie w nim każdym kliencie potrafi obudzić poczucie elitarności i wyjątkowości. Biżuteria, prawdziwa gwiazda salonu, lśni na czerwonych poduszkach w dobrze zabezpieczonych zaklęciami gablotach, piękna i idealnie komponująca się z wnętrzem, które wydaje się być dla niej tylko niezwykłą oprawą. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 23 lata czysta bogaty żona |
Pią Cze 19 2020, 19:01 | | Słyszę rozczarowanie w głosie Herculesa, gorzką nutę w jego obojętności wobec piękna, które go otacza. Dziwi mnie, jak do czegoś takiego można się przyzwyczaić. Myślę przecież, że to wszystko, te rzeźbione panele, ten jasny, kryształowy żyrandol – ktoś musiał je wykonać, ktoś musiał je zaprojektować specjalnie dla tego miejsca. Może nawet są stare i mają swoją historię, a to trzeba szanować. Wydaje mi się, że bogaci ludzie cenią sobie antyki, lubią je posiadać – to, na co patrzę, może mieć równie dobrze kilkaset lat, a jeżeli ma, kryje w sobie sekrety setek ludzi, opowieści, tradycje. Zachwyca mnie potencjał, jaki może tkwić w każdym szczególe tego salonu. Zastanawiam się, co może sprawić, by człowiek przestał zachwycać się pięknem. Naprawdę można zobojętnieć na to? Naprawdę wystarczy tylko czas? — Z biżuterią — podejmuję temat; nie jestem pewna, jako kto tutaj pracuje pan Caravaggio, ale ostrożnie zakładam, że pewnie, jako właściciel, też sam tworzy wszystko, co leży w gablotkach — też tak jest?Jak można pracować z pięknem – i nie czuć nic? — Rzadko tu przyjeżdżam, to za daleko — potwierdzam. — Mieszkam w Kisłowodzku, właściwie pod Kisłowodzkiem. — Wioski, które leżą rozsypane po górach, często nie mają imion. Gdyby spojrzeć na nas na mapie, pod miasteczkiem byłyby tylko domy, parę dróg, żadnych liter. Po chwili orientuję się, że obcokrajowiec może nie wiedzieć, gdzie leży Kisłowodzk, więc śpieszę z pomocą: — To na Kaukazie, Mitrokhini mają te ziemie.Spoglądam na mężczyznę z łagodnym uśmiechem. Nurtuje mnie to pytanie od czasu naszego pierwszego spotkania. — A pan skąd jest?Bo pachnie pan słońcem. |
| |
Syrakuzy, Sycylia 31 lat wieszczy błękitna bogaty jubiler |
Pią Cze 19 2020, 19:38 | | Znał ciężkie od pyłu, gorące i dumne piękno Sycylii i Magicznych Włoch — rzeźby, zdobienia, kolumny, wszystko zaciskające się wokół odwiedzającego tak, że wnętrza wydawały się duszne od wciąż jeszcze niedokończonej, niezapomnianej, żywej historii. Gdy wchodził do salonu, zawsze przypominał sobie tamte uczucia, ale tutaj to nie było już takie przejmujące. Petersburg, sam w sobie, ze swoim własnym pięknem, też nudził go w dziwny sposób, zamykając powieki senną, przygaszoną pieśnią. Wciąz jednak potrafił się tym ekscytować; uciekał jeszcze przed znudzeniem. Piękno, gdziekolwiek by nie był, pod jakąkolwiek śmieszną maską by się nie ukryło, pozostawało jednak zawsze takie samo — przynajmniej dla niego. Dlatego tak szybko się nudził. I dlatego tutaj nie do końca chodziło o nie. — To zależy — zaczął powoli i nagle poczuł, że miał tyle do powiedzenia. Dziwne, bo chociaż piękno już dawno temu mu zbrzydło, a może po prostu coraz krócej go cieszyło, Hercules nie pozbył się jeszcze tej starej, śmiesznej fascynacji. Skręcił teraz w bok i otworzył drzwi od pracowni, pozwalając jej zajrzeć do środka. Tam, gdzie na ścianach porozwieszane były wszystkie jego projekty, przygotowane szkielety nowych prac, gdzie panował nieład i trochę nieporządku, łatwiej było mu dokładnie wyjaśnić, o co chodziło.— Jest biżuteria, którą robię i czuję się tak, jakbym miał odrysować kształt z kartki, rozumiesz? Mogę użyć wszystkiego i to będzie ładne, ale będzie nudne. To jest po prostu... Myślę, wydaje mi się, że tak, bizuteria szybko się nudzi, łatwo się do niej przyzwyczaić. Dlatego chyba nie może chodzić do końca o biżuterię, tylko o osobę, dla której ją robisz. Jeśli jest tworzona dla kogoś, nie dla samej siebie, to nigdy nie będzie nudna. Bo ludzie ciągle się zmieniają. Nie wszyscy, oczywiście. On na przykład popełniał cały czas te same błędy. — Przepraszam — stwierdził zaraz, czując się trochę głupio. — Rozgadałem się. — Wciąż jeszcze stojąc głupio pomiędzy pracownią a wnętrzem salonu, skupił na dziewczynie całą swoją uwagę. — Nie mam pojęcia, gdzie to jest —stwierdził zaraz głupio, uśmiechając się szeroko, jakby był dumny z własnej ignorancji. — Kaukaz znam oczywiście, ale nie kojarzę wiele więcej. Ale to dobrze, możesz mi o tym opowiedzieć, a ja nie będę uprzedzony — dodał zaraz, zakładając ramiona na piersi i patrząc na nią z uwagą. Byli teraz w salonie świecącym się od drogich kamieni szlachetnych, od kolorowego złota, srebra, od wypolerowanych idealnie szklanych gablot, mimo to Herculesowi Tanya wydawała się najciekawszym elementem tego miejsca. Nie spotkał jeszcze nigdy nikogo z Kisłowodzka. Uśmiechnął się zaraz już bez tej energii. — Z Syrakuz. To na Sycylii. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 23 lata czysta bogaty żona |
Czw Cze 25 2020, 02:48 | | — Nie, proszę mówić — oponuję szybko. Uśmiecham się serdecznie do mężczyzny. — Lubię słuchać. Nie przeszkadza mi to. Na Kaukazie trzeba dużo słuchać, dlatego lepiej się tego nauczyć. Często siadam z babcią, ja na podłodze, ona na stołku, kładę ostrożnie głowę na jej kolanach – i słucham, a ona opowiada, przeczesując palcami moje włosy. Czasem tylko wtrącam pytania, choć zadaję ich mniej, niż ich mam. Nie mam odwagi przerywać ciągu opowieści, jakby każde moje słowo mogło wytrącić babcię z jej rytmu. — To zabrzmi może głupio, to, co teraz powiem — zaczynam trochę nieśmiało. Splatam ręce za plecami i zerkam na Herculesa z błyskiem w oku — ale wydaje mi się, że o to chyba chodzi we wszystkim. O ludzi. Tak naprawdę nie mamy wiele więcej niż ludzie, prawda? — Błądzę spojrzeniem gdzieś po ścianach pracowni; próbuję w słabym świetle rozpoznać szkice zawieszone na ścianach. — Muszę uczciwie przyznać, że nie lubię pieniędzy. Nie mam ich i nie znam się na nich. — Śmieję się krótko; mój ojciec wysuwa przeciw mnie ten zarzut zbyt często. — Ale zawsze myślałam, że to wszystko — ruchem głowy wskazuję na biżuterię w gablotkach — tak naprawdę ma tylko taką wartość, jaką chcemy temu nadać. Pieniądze to tylko… praktyczny wyznacznik. Tak naprawdę… we wszystkim chodzi o ludzi. O historie i charaktery, które stoją za cennymi rzeczami. To czyni je pięknymi.Czuję się trochę głupio, chyba się nawet rumienię. Prawdopodobnie to, co mówię, nie jest nawet spójne – swoimi myślami zwykle dzielę się tylko z Niką, babcią, rzadziej Soso. Mama, gdy zaczynam filozofować, tylko uśmiecha się i kręci głową, i zaczyna „aj, Tanyushka, Tanyushka” – nie bardzo mnie rozumie. Papa za to nie lubi tego słuchać: już dawno nauczyłam się, żeby przy nim nie odpływać myślami zbyt daleko, tylko trzymać się ziemi. Przy rodzinie nie staram się budować ładnie zdań, nie wiem nawet, czy tak umiem, a oni tego nie oceniają. Przy Herculesie jestem jednak trochę skrępowana. Poprawiam odruchowo włosy i śmieję się wesoło. — Teraz ja się rozgadałam. Chodzi mi tylko o to, że wydaje mi się, że masz rację. — Macham ręką. Robię kilka kroków w tył, wycofując się z pracowni mężczyzny. Wolę przebywać tam, gdzie jest jeszcze kilkoro pracowników, zamiast zostawać z obcym sam na sam. — Kisłowodzk… — Zamyślam się na chwilę. — Wydaje się ogromny, bo wszędzie są góry. Są takie stare, ciche i spokojne, i monumentalne, ale też dlatego wystarczy przejść kilometr, żeby odkryć zupełnie nowy widok. Zdaje się, że Kaukaz jest nieskończony, w pewnym sensie. — W zastanowieniu, prawie nie zdając sobie z tego sprawy, obracam guzik przy mankiecie. — Zimą jest ciężko. Jest strasznie zimno, zimniej niż tutaj. Świat wydaje się prawie martwy. To dziwne uczucie. — Czasami przybijająco samotne. Ale tego lepiej mu nie mówić. — Ale wiosną albo latem jest pięknie. Wszędzie jest zielono, wszystko ożywa. Robi się głośno od życia. Rozumiesz, o czym mówię? — Spoglądam na niego, niepewna, czy słyszał kiedyś, jak natura może być głośna. To nie jest ludzki hałas miasta, muzyka głosów i kroków, ale symfonia na rzeki, wiatry, skrzydła owadów, gardła ptaków. — I wszystko tam jest pełne historii. — Uśmiecham się przekornie. — To naprawdę cudowne miejsce.Naraz czuję tęsknotę za domem. Cieszę się, że jutro wracam. — Oj, to trochę dalej niż Kisłowodzk. Nie dojeżdżasz chyba codziennie? — Śmieję się. Nigdy nie byłam w Syrakuzach i wątpię, że kiedykolwiek będę. Że poznam jeszcze kogoś z Sycylii i będę miała okazję z nim pomówić – też mi się nie wydaje. Teraz, gdy o tym myślę, przypomina mi się, że żona pana Alexandra Mitrokhina jest z tych okolic – ale nigdy jej nawet nie widziałam, tylko słyszałam to i owo od ludzi. — Jak tam jest? — pytam nienachalnie zaciekawiona. Ja opowiedziałam o swoim domu – chętnie usłyszę o jego. |
| |
Syrakuzy, Sycylia 31 lat wieszczy błękitna bogaty jubiler |
Czw Cze 25 2020, 12:55 | | Hercules uśmiechnął się do Tanyi, zakładając ramiona na piersi i opierając się o ścianę za sobą. Jaka dziwna była ta sytuacja — stali tutaj teraz, zupełnie inni, wychowani, jak mu się zdawało, w miejscach skrajnie od siebie różnych, mimo to zrozumiał zaraz, że zamierzał się z nią zgodzić. — Nie, mów, mów — zachęcił ją niemal natychmiast z wyraźnie brzmiącym w głosie zaintrygowaniem. Chciał słuchać. — W takim razie ja też ci się przyznam — ja też nie lubię pieniędzy, chociaż chyba nie wypada mi mówić, kochana mamma by mnie zabiła. Ale zawsze zawsze boli mnie fakt, że biżuterię należy wycenić, wiesz? Nie wydaje mi się, żeby piękno można było wycenić tym, jaki rodzaj materiałów został użyty, by je stworzyć — stwierdził spokojnie. — To oczywiście okropne mówić to, gdy ma się tyle pieniędzy. Ale chyba mogę ci zaufać, co? — rzucił wesoło, z błyskiem w oku, mrugając do Tanyi. Cieszył się, że mogli prowadzić tę rozmowę; już dawno nie czuł się tak zaciekawiony. Nie mógł mówić o zaangażowaniu — bo ono Herculesowi zazwyczaj było obce, ale czuł tez, że uczucia, które właśnie w sobie miał, były mu bliskie. Westchnął. Zauważył tylko kątem oka, że Tanya wycofała się z pracowni. Sam wystąpił trochę, by znów wrócili do głównej sali, nie rozumiejąc wprawdzie, dlaczego podjęła taką decyzję, ale nie przejmując się tym szczególnie. — Napijesz się kawy? — rzucił miękko, zaraz jednak skupiając się na jej słowach. — Chciałbym zobaczyć twój Kaukaz — stwierdził cicho. — Widziałem mnóstwo gór w swoim życiu. W ogóle wiele rzeczy już widziałem. Miałem... taki okres w życiu, gdy zwiedziłem prawie cały świat, wiesz? Ale gdy jesteś sam, znudzony i smutny, to wszystko wygląda tak samo — oznajmił spokojnie, wracając nagle myślami do tych wszystkich chwil. Nie znał takiego zachwytu, wrażenia, że dom jest nieskończony i niezniszalny. Dla niego wszystko prędzej czy później miało swój koniec, nic nie mogło pomieścić Hercules Caravaggio. — Co prowadzi nas tylko do tego, że rzeczywiście chodzi tu o ludzi, prawda? Może, gdyby to ktoś przedstawiał mi tamte miejsca, nie byłyby takie nudne i powtarzalne. A może po prostu za szybko się nudzę — rzucił lekko, z uśmiechem, chociaż w gardle miał gorzki posmak. Przez chwilę, słuchając tego, z jaką pasją mówiła, Hercules naprawdę zatęsknił za domem. — Cóż, praca poza miejscem zamieszkania z pewnością jest trudna, ale jeśli wstanę odpowiednio rano, jestem tutaj niemal przed czasem — odpowiedział, dołączając do jej śmiechu. — W Syrakuzach jest... sam nie wiem, tak duszno. W domu zawsze jest chłodno, ale domy wydają się takie puste i nie na miejscu, gdy na zewnątrz z nieba leje się żar. Mamy przed domem ogród, w którym rosną drzewa pomarańczowe i gdy jeszcze tam byłem, uwielbiałem z mamą przesiadywać pod nimi, zawsze rzucały cień, który wyglądał jak klejnoty i wiesz, dopiero chyba wtedy czuło się, że chroni się przed słońcem, bo wtedy naprawdę je widzisz. Bardziej w mieście w powietrzu ciągle jest pył, jest głośno, tłoczno i to wcale nie jest taki tłok, który ci przeszkadza, to znajomy hałas, przyjemny. Wiesz, tam też wszystko jest takie pełne historii, a w Nowym Rzymie już szczególnie, masz wrażenie, że nie żyjesz we współczesnym świecie, ale gdzieś pomiędzy. Dziwne uczucie. Brzmi zupełnie inaczej niż twój dom. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 23 lata czysta bogaty żona |
Czw Cze 25 2020, 18:54 | | Śmieję się z ulgą, że moje słowa nie zostały źle przyjęte. Stres i skrępowanie, które zawsze towarzyszą w takich sytuacjach – w końcu, jak by na to nie spojrzeć, dyskutuję teraz na temat piękna z osobą zupełnie nieznajomą, starszą i prawdopodobnie postawioną ode mnie wyżej w drabinie społecznej – topnieją nagle i pojawia się ta dziwna, zaskoczona radość, kiedy odkrywasz w jednym momencie, że doskonale rozumiesz się z tym nieznajomym i chcesz z nim dalej rozmawiać, chcesz usłyszeć, co ma do powiedzenia. To cenna chwila. Zawsze trudno odbudować jej nastrój przy następnym spotkaniu. Nie wiem, czy takie kiedykolwiek nastąpi, ale nie chcę o tym myśleć. To byłoby przykre – niepotrzebnie zepsułabym sobie tę rozmowę świadomością, że możemy się już nie zobaczyć. Cieszę się, że dyskutujemy teraz. Nie będę myśleć o tym, co potem. — A wyglądam na godną zaufania? — pytam zaczepnie, na parę sekund przybierając swoją najbardziej poważną minę. Przynajmniej próbuję, nie idzie mi zbyt dobrze: uśmiech pojawia się jak pęknięcie na mojej fasadzie, ciśnie się na usta i nie mogę nic z tym zrobić. — Rozumiem koncept pieniędzy — przyznaję po chwili. — W nim samym jest coś eleganckiego. To bardzo harmonijny system. Podziwiam osoby, które go rozumieją. — Kiwam głową. — Ale sam pomysł jest dziwny, jeżeli się nad nim długo zastanawiać, prawda? Kiedy obcuje się z czymś naprawdę pięknym, wycenianie tego wydaje się… prostackie.Jak dotąd, wszystkie najpiękniejsze rzeczy w życiu dostałam za darmo. Urodziłam się na Kaukazie, w jednym z najcudowniejszych miejsc na ziemi, wraz z osobami, które kocham i bez których nie umiałabym żyć. Nawet ta rozmowa nic mnie nie kosztuje. Po prostu się toczy, kolejne śliczne wspomnienie w pamięci. Jak można byłoby przy tym wszystkim mówić o pieniądzach? — Nie, dziękuję — odmawiam grzecznie. Lepiej nie pić u obcych. — Może przyjedź kiedyś? Ugościmy cię u nas. Zjesz dobry ser, najlepszy w całej Rosji — zachęcam go ze śmiechem. Zaraz jednak wsłuchuję się w to, co ma mi do powiedzenia. A więc podróżował. Tak czułam. W niektórych ludziach po prostu czuć wiatr. Coś innego jednak przykuwa moją uwagę w jego wypowiedzi; coś, czego może, z grzeczności, nie powinnam usłyszeć, udać, że minęło mnie mimo uszu i dalej utrzymać naszą rozmowę w żartobliwym tonie. Marszczę delikatnie brew i przyglądam się mężczyźnie z troskliwą uwagą. — Proszę mi wybaczyć — zaczynam nieśmiało, wiedząc, że następnym pytaniem mogę zaraz przekroczyć granicę. — Uważasz, że jesteś smutnym człowiekiem?Zabrzmiało to tak, jakby był samotny. Samotność – tego boję się w życiu najbardziej. Lubię być sama w nieskończoności kaukaskich gór, ale samotność to najgorsze, najbardziej przytłaczające uczucie na świecie. Miasto czasem sprawia, że je odczuwam: tyle ludzi, a wszyscy jakby za grubym szkłem. Oglądam ich tak, jak ogląda się wystawy sklepowe: kolorowe i fascynujące, ale odległe. Można popukać w szkło, ale nie będzie żadnej odpowiedzi. — W niektórych aspektach brzmią podobnie — zauważam. — Ale to, co mówisz… brzmi pięknie. Ciekawie. — Próbuję sobie wyobrazić żar z nieba, pył w powietrzu, szum morza, leniwe i głośne popołudnia w miasteczkach z antycznych okruchów o doskonałości skończonej rzeźby, zapach pomarańczy. Spoglądam na klejnoty ułożone na poduszeczkach w gablotach. Nieśmiało – trochę boję się patrzeć, jakby piękno mogło wypalić mi wzrok niby sycylijskie słońce. — Wyobrażam sobie — podejmuję cicho — że światło… w tym ogrodzie pomarańczowym… musi wyglądać trochę jak to. Przepraszam, nie wiem, co to jest za klejnot.Wskazuję palcem na pierścień: w złotej koronie tkwi kamień, przejrzysty, lśniący wszystkimi odcieniami żółci. Im dłużej się mu przyglądam, tym silniejsze odnoszę wrażenie, że zamyka w sobie nieskończoność barw: czerwone zachody słońca, blade świty, rozgrzane piaski, pomarańczowe południa. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Biorę drżący oddech. — U nas — odruchowo zniżam głos do szeptu — światło jest inne. Szczyty gór są śnieżne, więc gdy słońce pada na nie, promienie odbijają się jak srebro. Rzadko są zupełnie złote. Czasami to jest coś pomiędzy. Moja babcia wtedy mówi, że to Dażbóg plecie warkocze ze srebra i złota, a nam rzuca nitki. |
| |
Syrakuzy, Sycylia 31 lat wieszczy błękitna bogaty jubiler |
Wto Lip 07 2020, 16:13 | | Uśmiechnął się szeroko po raz kolejny. Byli w jego salonie, otoczeni przez biżuterię wartą tak wiele, że Hercules nie chciał nawet o tym myśleć; mimo to najcenniejsza wydała mu się ta swoboda, z którą mógł rozmawiać z dziewczyną. Wiedział — to trochę naiwne. Ale na razie jeszcze sobie na to pozwalał. — Jeszcze nie zdecydowałem — odparł w podobnym tonie, rzucając jej rozbawione spojrzenie. Westchnąl zaraz, jeszcze raz rozglądając się po salonie. Wiedział, że nic nie może być tak proste; że pieniądze nigdy nie były dobre albo złe, nie wypełniały i nie zostawiały w tobie dziury. Hercules był niewdzięczny, wyrażając się w ten sposób o czymś, na co cała jego rodzina pracowała ciężko od wieków. — Wiesz, myślę, że to pewien luksus, mówić, że nie rozumie się pieniedzy — stwierdził po chwili namysłu i zaraz poczuł się dziwnie, bo chociaż wydawalo mu się, że rozumieli się wystarczająco, nie znał dziewczyny tak naprawdę i nie wiedział, czy nie urazi jej swoimi rozważaniami. Kochał, gdy ludzie byli na niego wściekli; ale teraz nie miał zamairu wywoływać złości, a taka była najgorsza. — To znaczy, że ma się coś ważniejszego. Ale sam nie wiem — dodał zaraz i poczuł, że trochę się zgubił. — Bo pieniądze to nie jest cecha, to tylko dekoracja. Z pieniędzmi pięknie się umiera — stwierdził cicho, czując, jak do głosu zakrada mu się dziwne zimno, zimno klątwy. — Ale śmierć jest, właściwie, zawsze taka sama. Jeśli nie masz dla czego albo dla kogo umrzeć, to jest tak samo smutne. Nie lubię patrzeć ludzi przez pryzmat tego. Tego, jak wiele smutnego piękna sobie przytargali.Zamilkł znowu, czując, że zabrzmiał co najmniej naiwnie. Hercules miał przywilej — nie musiał martwić się o przetrwanie i wiedział o tym, oczywiście, starał się to doceniać. Ale to było trudne. — Mógłbym — odparł spokojnie, uniósł głowę i miał przez chwilę wrażenie, że nawet Tanya nie może wywołać w nim znowu tego szerokiego uśmiechu. Mógłby, ale wątpił, by to miało miejsce kiedykolwiek. Nie radził sobie dobrze z powtórnymi spotkaniami, lepiej byłoby dla wszystkich, gdyby więcej się już nie spotkali. Te myśli sprawiły, że Hercules był ciężki; tylko przez jedną sekundę, zanim poczuł w sobie znowu tamto sycyliskie światło. — Ale obawiam się, że jedynie narobiłbym sobie wstydu. Nie zasługuję na najlepszy w Rosji ser.Smutny? To było dziwne słowo, jedno z tych, które mu uciekały, kiedykolwiek się na nich skupiał. Piękni ludzie nie mogli być smutni, prawda? Jedynie znudzeni. I Hercules nie był taki, to znaczy — ciężki od żaru, zmęczony, samotny (zawsze z własnej winy). Teraz, gdy Tanya zadała to pytanie, musiał zmierzyć się z własnym smutkiem poważnie i nie był pewien, co mógłby odpowiedzieć. — Tak — powiedział w końcu powoli, niemal ostrożnie, jakby to samego siebie nie chciał spłoszyć. I znów, na kilka nieprzyjemnych sekund, Hercules był ciężki i przytłoczony, dusił się i uginał kark. Ale zaraz wrócił uśmiech, on jeden zawsze wracał; zawadiacki i wesoły, pokolorowany tylko błyskiem w oku. — Ale nie mów nikomu. Mam reputację idioty.Zaśmiał się zaraz, żeby przegonić tamte uczucia. Nie było na nie miejsca w tym życiu, w tej chwili, dlatego posłusznie podążył za słowami Tanyi, potem za jej spojrzeniem. Rozumiał, o czym mówiła. — To cytryn. I masz rację, wygląda właśnie tak, jak światło pod drzewami. Zawsze o tym myślę, gdy robię bizuterię — przytaknął wesoło. Potem stopy zaprowadziły go jakby same w stronę Tanyi. Chciał zobaczyć miejsce, które opisywała. Chciał je poznać jej oczami, jakby mogła namalować mu je tym niepewnym, baśniowym szeptem. — Nie mam jeszcze takiej biżuterii. Ale to brzmi pięknie. Dzażbóg musi być wspaniałym artystą, o wiele lepszym ode mnie. |
| |
| | |
| |
|