|
|
|
|
|
|
Pią Gru 13 2019, 15:56 | | Stoisko wystaw Między rozłożystymi drzewami posadzonymi w równej odległości po dwóch stronach alejki ustawili się wystawcy z całej Słowiańszczyzny – głównie magiczni rzemieślnicy i artyści. Większość z nich przyjechała tutaj, by promować wyjątkową kulturę tatarską ze względu na święto Goncharovów. Zdarzają się również pojedyncze osoby rysujące piękne, ruchome obrazki albo wprost przeciwnie – krzykliwe karykatury zainteresowanych ich umiejętnościami osób. Można się tu obkupić w tradycyjne stroje i inne wyroby, a nawet spostrzec galerię sztuki lokalnych artystów rozwieszoną na drzewach. W tym temacie nieobowiązkowo można rzucić kością k6. 1 – jeden z artystów proponuje, że za pół darmo narysuje Twoją karykaturę. Zgodzisz się czy nie chcesz się dać ośmieszyć przed swoim towarzystwem? 2 – masz okazję kupić magiczną, tatarską wstążkę. Wydaj 15 punktów w aktualizacji danych postaci, by ją otrzymać. Dodaje +1 do siły (czerwona), wytrzymałości (żółta) lub szczęścia (niebieska). 3 – odnosisz wrażenie, że w tłumie osób wypatrzyłeś twarz z listu gończego (krótki wątek z Welesem). 4 – wpadłeś w szał zakupowy i kupujesz okazyjnie dziesięć drewnianych gwizdków w kształcie kolorowych kogucików. W kolejnych wątkach podaruj je swoim najbliższym, każdej osobie maksymalnie po jednym, a otrzymasz +1 do siły woli. 5 – zaczepia Cię dziecko, które płacze, że nie może znaleźć mamy. Zdecydujesz się mu pomóc? 6 – znajdujesz na ziemi pieniądze, którymi nikt się nie interesuje. Dostajesz 10 punktów fabularnych do wykorzystania. |
| |
Budapeszt, Węgry 32 lata czysta bogaty tropicielstwo (oswajanie lub wyłapywanie niebezpiecznych istot magicznych) |
Nie Gru 15 2019, 16:43 | | Ramiona, głowy i płaszcze. W oczach miga mu więcej niż mnoga ich ilość, gdy w cieniu rozłożystych koron drzew przemierza szeroką, wystawną aleję, pełną zainteresowanych kupnem czegoś przybyszy. Z początku odchodzi od typowego dla tego dnia wizerunku potencjalnego nabywcy – bardziej niż nad wyrobami rzemieślników, czy dziełami artystów, pochyla się bowiem nad jednolitą formą przestrzeni, w jakiej przyszło mu tkwić. Pnie, dzielone płaszczem wydeptanego przez ludzi piasku, wykwitają w równych odległościach od siebie. Z obu stron tworzą granicę ścieżki i wraz z obwieszonymi bujnie na koronach drzew obrazami, burzą naturalny porządek przyrody, której to największym atutem jest nieprzychylność wobec powtarzalności. Na stoisku słowiańskim w porównaniu do łona natury jest wręcz odwrotnie, wszystko zdaje się do znudzenia przewidywalne. Łącznie z podniesionymi wysoko głowami szlacheckimi. Zwyczajem dumnych, błękitnokrwistych gąsek przemierzają drogę w absolutnym poczuciu dominacji. Nie wini ich za to. Sam też często działa podobnie, choć z nieco innych pobudek, niż z samego tylko poczucia dobrego urodzenia. Zwykle zadowolony z nabytych doświadczeń, daje ich świadectwo w postawie. Schemat ten łamie dopiero w momencie, gdy stając przed jednym ze stoisk, chowa nieco ramiona, pochylając się nad kolorowymi wstążkami, wyłożonymi na deskach drewnianego koziołka. Gdy jedni szczęście wpisane w kawałku materiału uznają za głupi przesąd, on widzi w tym trzon ludzkich tradycji, dlatego właśnie, kłaniając się kulturze tatarskiej, sięga po błękitny pasek, przyglądając mu się przez chwilę. Na stole pozostawia wykwitającą zachęcająco czerwień i żółć. Nie jest nimi zainteresowany z kilku względów. Po pierwsze, ani siła, ani wytrzymałość, wpisane w magiczną zdolność wstążek, nie są tym, czego szuka – obie te cechy u siebie utrzymuje na przyzwoitym poziomie; po drugie, kolory te zdają mu się dziwną wariacją wokół symboliki tasiemek. Jedyne słuszne, jakie kojarzy z kultury, to te dające szczęście lub odganiające złe moce. Z dwojga wymienionych w zasięgu jego ręki pozostaje jedna, i to właśnie nią jest zainteresowany. Sięga po nią, uśmiechając się kurtuazyjnie do wystawcy, by następnie uiścić u niego odpowiednią zapłatę za wyrób. Ma nadzieję, że nie przepłaca, kawałek niebieskiego materiału chowając w kieszeń. aktualizacja danych: -15 za kupno wstążki
Ostatnio zmieniony przez Dezső Gárdonyi dnia Pon Gru 30 2019, 18:17, w całości zmieniany 2 razy |
| |
|
Nie Gru 15 2019, 16:43 | | The member ' Dezső Gárdonyi' has done the following action : Kostki
'k6' : 2 |
| |
Petersburg, Rosja 32 lata przyłożnik półkrwi zamożny pianista |
Pon Gru 16 2019, 19:13 | | 19.11.1997 Musiał ją znaleźć. Wir kolejnego tłumu otoczył go ramionami. Kolejne barwy, kolejne uderzające dźwięki, kolejne, zajmujące stoiska - pochłaniał wiernie tę dynamiczną całość. Trzymany w klatce, miniaturowy pegaz, poruszył się, obejmując ślepiami tak liczne, płynące sylwetki. Wizerunki przechodniów stawały się wnet nieostre, tak długo, jak przyjmowały rysy nienależące do niej. Czujne spojrzenie przeczesywało mozaikę zakrawającą na nieład, nieszkodliwy i jakby wpisany w naturę miejsca. Wprawne ręce artystów uzupełniały membrany płócien spontanicznością często prześmiewczych portretów. Ich dzieła zaskarbiały uwagę, choć sam Abramov miał znacznie ważniejszy powód dla którego przemieszczał się przez alejki. Svetlanę Lebedevę dostrzegł na samym otwarciu uroczystości. Zjawiła się w towarzystwie matki, która (o zgrozo) co rusz nachylała się z szeptem uwag. Dostrzegał malujące się na dziewczęcym licu chmurne rozczarowanie. Niedługo później zniknęła już całkiem z oczu, zaś matka, pogrążyła się w odnawianiu swych znajomości, wymianie serdecznych zdań i uśmiechów. Wiedział, że skupisko form sztuki, może być miejscem, gdzie córka mecenasa skieruje natychmiast kroki. Liczył, że ją odnajdzie. Powinien. Zanim wypełnił plany, wpadł w sidła transu zakupów. Pod wpływem szeptów kaprysu, nabył aż dziesięć ozdobnych, drewnianych gwizdków. Nie wiedział, co z nimi zrobi - cóż, najwyraźniej, posłużą za drobny prezent. Kotłując w głowie to wszystko, nareszcie odnalazł Svetlanę; na uboczu, pośród mniej popularnych stoisk. Zbliżył się do niej w milczeniu, pozwalał, aby sama odkryła jego obecność, aby błysk zaskoczenia pojawił się na jej oczach. Była wściekła? Nie chciała go wcale widzieć? Nie mogła jak on, wyrzucić z czaszki tych określonych wspomnień? Bez zbędnych słów, opuszczających wargi, jedynie uniósł klatkę z urokliwym stworzeniem, gwarancją poprawy nastroju. - Kiedy go zobaczyłem, od razu pomyślałem o pani - powiedział z lekkim uśmiechem. Jest twój, Svetlano. Dobrze o niego zadbaj.
Ostatnio zmieniony przez Lev Abramov dnia Pią Lut 14 2020, 22:14, w całości zmieniany 2 razy |
| |
|
Pon Gru 16 2019, 19:13 | | The member ' Lev Abramov' has done the following action : Kostki
'k6' : 4 |
| |
Priobie na Syberii, Rosja 32 lata ¾ przeciętny poszukiwacz przygód; rosyjski Indiana Jones; były pracownik ubezpieczycielni |
Pon Gru 16 2019, 19:44 | | 18.11.1997 Jak tak pomyślał spotkanie się tu z Enverem było bardzo ryzykowne. Nie dlatego, że był tłum ludzi, to akurat na plus, ale dlatego, że mogli się nie odnaleźć. Na szczęście pomyśleli o tym wcześniej, więc żeby mieć pewność iż się znajdą umówili się na kolorowe elementy strojów. Rodion akurat miał jaskrawozieloną czapkę z pomponikiem i trzydniowy zarost. Mieli szczęście, że takowej nie miał nikt inny. Ale Rosjanie to smutny naród, nic dziwnego, że tak chętnie się ubierają w ciemne kolory jakby przechodzili wieczną żałobę. Kiedy już się upewnili, że tak, dane się zgadzają, mężczyzna zdjął tę czapkę i schował do kieszeni uznając, że syn się ucieszy z takiej. A nawet jeśli nie to przynajmniej nie będzie w niej wyglądać tak głupio jak on. - Rodya - przedstawił się, bardziej dla zasady, choć przy okazji przypominał również Albańczykowi swoje imię. - Można powiedzieć, że małą podróż właśnie odbywamy, jak prawdziwy Klub Podróżników - zaśmiał się lekko. Powinien raczej rzucić jakimś sucharem, ale nie znał żadnego adekwatnego do okazji. Miał własnie zacząć gadkę o tym, jak widzi koło, jak Mihalache je widzi, ustalić szczegóły, ale mignęła mu jakaś znajoma morda. Tylko skąd... Tknęło go, że z listu gończego. Czyżby jakiś groźny przestępcza był tu, w tym tłumie i zagrażał ich bezpieczeństwu. - Poznajesz? Mam wrażenie, że znam tę osobę z listu gończego - wskazał ją szybko, tak by w razie czego podejrzany tego nie zauważył, ale w międzyczasie doszedł im kolejny problem. A dokładniej dziecko. Które z pewnością nie było jego synem. - Twój? - spytał ogłupiały.
Ostatnio zmieniony przez Rodion Morozov dnia Czw Gru 26 2019, 11:19, w całości zmieniany 3 razy |
| |
|
Pon Gru 16 2019, 19:44 | | The member ' Rodion Morozov' has done the following action : Kostki
'k6' : 3 |
| |
Gjirokastra, Albania 32 lata półkrwi przeciętny samozwańczy król Albanii, pan świata, podróżnik, kartograf |
Pon Gru 16 2019, 19:47 | | Tętniący feerią kuriozalnych barw, Enver wyróżniał się spośród szarego, rosyjskiego motłochu, tłumu zgarbionych ludzi o pochylonych głowach, ze skruchą i nadmierną ostrożnością poruszających się pomiędzy stoiskami, krążących jak gołębie wokół wyrysowanego na chodniku muralu. W przenikliwych, jasnych oczach tlił się żar ogrodu, strój - płaszcz oblepiony łuskami lazuru, połyskujący w słońcu od metalicznych elementów papuziej zieleni - nadawał mu pewnej egzotycznej natury, nadekspresji charakterystycznej dla krajów bałkańskich. Nie potrzebował wiele czasu, aby dostrzec Rodiona i w trzech, sprawnych susach znaleźć się u jego boku, z szerokim, rozhybotanym uśmiechem, wymalowanym na śniadej fakturze przyjaznego lica. - Enver. - był pewien, że nie musiał przypominać swojego imienia, lecz odpowiedział odruchowo, zapraszając do rozmowy sekretnym mrugnięciem, żywo artykułowanym gestem, wyraźnie przymrużonym perskim okiem, krzyżując ręce na piersi i opierając się o niezaprzężoną w konie dorożkę pobliskiego straganu. Niedługo dane mu było jednak odpoczywać, bo pobudzony nagłym zrywem Rosjanina, wyprostował się, rozglądając dookoła i w końcu zatrzymując wzrok na wskazanej twarzy, której charakterystyczne, dobrze zaznaczone rysy przypominały jeden z wizerunków zamieszczonych niedawno w gazecie i rozwieszonych na ścianach budynków w całym Petersburgu. - Taak... - zaczął i już miał rzucić się do przodu, zanim postać zniknie wśród tłumu zakupowiczów, gdy coś wpadło na niego z impetem, oplatając swoje ręce wokół bioder i zanosząc się głośnym płaczem. Enver drgnął, zaskoczony, spoglądając w dół na chłopca, na oko ośmioletniego, kurczowo zaciskającego palce na materiale długiego płaszcza, wtulającego zakatarzoną twarz w miękką fakturę swetra. Mihalache lubił dzieci, choć nigdy nie miał do nich cierpliwości, słysząc więc pytanie Rodiona, uniósł wzrok i posłał mężczyźnie karcące spojrzenie, przez chwilę jeszcze z rozdrażnieniem rozglądając się za dostrzeżoną wcześniej postacią, po czym z bezwolną pokorą, przenosząc wzrok na rozdygotaną postać, kurczowo uchwyconą do niego w pasie. - Gdzie jest twój dorosły? - spytał spokojnie, robiąc ostrożny krok do tyłu i wyswobodzając się z dziecięcego uścisku. Kucnął, jakby zapobiegawczo, zerkając to na chłopca, który teraz kiwał się zawstydzony w tę i z powrotem, to na Rodię, nachylonego nad nimi w niemej konsternacji.
Ostatnio zmieniony przez Enver Mihalache dnia Sro Lip 15 2020, 21:31, w całości zmieniany 8 razy |
| |
|
Pon Gru 16 2019, 19:47 | | The member ' Enver Mihalache' has done the following action : Kostki
'k6' : 5 |
| |
Soczi, Rosja 31 lat czysta zamożny magomedyk ogólny na Oddziale Pierwszej Pomocy i niespełniony pisarz |
Pon Gru 16 2019, 19:50 | | Choć był to dopiero początek Gonitwy, to już nie brakowało tłumów czarodziejów, którzy przybyli tu nie tylko z Rosji, ale i całej Słowiańszczyzny. Goncharovowie wszak słynęli ze swojej niebywałej gościnności i uprzejmości, dokładając przy tym za każdym razem starań, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Nic więc dziwnego, że ludzie tak tłumnie przybywali co roku do Kazania. Ty nie miałeś z kolei okazji wziąć udziału w listopadowych przygotowaniach, ale za to specjalnie z okazji Gonitwy wziąłeś wolne w pracy, coby móc uczestniczyć w rodzinnym święcie. A to przecież nieczęsto się zdarza. Po udanych zakupach postanowiłeś udać się w kierunku alejek z wystawami, gdzie prezentowano dzieła najlepszych artystów i rzemieślników z całej Rosji. Grushy w dalszym ciągu nie mogłeś nigdzie znaleźć, przez co podejrzewałeś, że najpewniej wpadła w niekontrolowany szał zakupów, dlatego też wolny czas zdecydowałeś poświęcić sztuce. Ta w wykonaniu Tatarów była niewątpliwie osobliwa i pełna muzułmańskiej symboliki, przez co dla przeciętnego odbiorcy mogła być zwyczajnie niejasna, a co za tym idzie – dziwna. Ale ty od zawsze uwielbiałeś choćby marynistyczne wpływy Ivan Aivazovskyego, które dało się zauważyć tutaj niemal na każdym kroku. Może kupisz sobie jeden z obrazów? Przydałoby ci się w końcu coś nowego do kuchni, by choć trochę ożywić tę część mieszkania. Ale zamiast tego dajesz sobie wcisnąć okazyjnie dziesięć drewnianych gwizdków w kształcie kogucików. Nie masz pojęcia po co ci to, ale to chyba potrzeba umniejszenia zawartości portfela. W pewnym momencie nieoczekiwanie twoją uwagę przykuwa znajoma i stojąca nieopodal sylwetka Morozova, który – ku zaskoczeniu – był w towarzystwie nieszczęsnego Envera. Nie wiesz, jak to się stało, że ci dwaj się znają; czy coś cię ominęło, czy może to tylko przypadkowe spotkanie, ale już sama obecność Mihalache sprawiła, że twoja mina automatycznie zrzedła, jakbyś po raz kolejny zobaczył ducha. Byłoby tak, gdybyś nie spotkał go miesiąc temu. Nie masz absolutnie najmniejszej ochoty wchodzić z nim w jakiekolwiek interakcje, ale w tej samej chwili, w której postanawiasz odejść, wasze spojrzenia się spotykają. Mógłbyś udawać, że go nie widzisz, ale zamiast tego tylko bezsensownie spoglądasz w jego stronę, ostentacyjnie zapalając papierosa wśród tłumu ludzi i cierpliwie czekając. Tylko na co? Chyba nie na to, że do ciebie podejdzie? Po co ci kolejne problemy, Anton?
Ostatnio zmieniony przez Anton Gorodecki dnia Czw Gru 19 2019, 23:36, w całości zmieniany 6 razy |
| |
|
Pon Gru 16 2019, 19:50 | | The member ' Anton Gorodecki' has done the following action : Kostki
'k6' : 4 |
| |
Petersburg, Rosja 20 lat cień czysta bogaty Królowa Avoski; córa ojca, fotografka |
Wto Gru 24 2019, 09:16 | | Nie garb się. Nie spoglądaj na ludzi. Przestań najlepiej oddychać. To tylko kilka ze słów, które padły, gdy wychodziły z domostwa, mając zaszczycić swą obecnością zebranych ludzi. Serce kołowało w jej piersi, podobnie jak oddech spłycał się za każdym razem, gdy obdarzana była serdecznością ze strony przyjaciół matki, zaś sama nie mogła zareagować zbytnią zuchwałością. On złamałby te zasady.Wspomnienie tamtego wieczoru, nagła ucieczka i zatopienie się pośród meandrów własnego życia. Nie chciała pamiętać dotyku, tak subtelnego, słodkości pocałunku, a nawet zespolenia sylwetek, które wiły się w miękkości pościeli. Każda myśl sprowadzająca się do tamtego dnia, odbijała się cierniem na umyśle Svetlany, wszak doskonale wiedziała, że zawiodła ojca, jednocześnie pragnąc ponownej ucieczki w ramiona Lva, który uczynił ją swoją. Karcący wzrok kobiety osiadł na obliczu blondwłosej istoty. Nie chcąc być ciężarem, postanowiła się oddalić, uciec z gęstniejącego tłumu. Wiedziała, że spojrzenie matki nie mogło natknąć się na nią, gdy będzie rozmawiać z kimkolwiek, wszak fala pytań zaleje dziewczęcą podświadomość. Być może dlatego nie rozglądała się dookoła, skupiając się na obrazach, które malowały się w tle, a do których podążała. Uśmiech mimowolnie zagościł na jej twarzy, widząc znamienite kreski pełniące ledwie element spójny każdego z dzieł, lecz z rozmyślań wyrwał ją głos. Głos nader znajomy, za którym tęskniła. Strach sparaliżował wątłą sylwetkę, kiedy to ich wzrok skrzyżował się, a ona na nowo popełniała błąd grzechu i uległości, jakim go obdarzała za każdym razem, kiedy był blisko. - Pan Abramov – wyszeptała cicho, robiąc krok w tył. Musiał liczyć się z osądami, które mogły na nich spłynąć, gdyby popełnili choć jeden błąd, a oni dopuścili się ich setki, jak nie tysiące. Uśmiech Lebedevy nadal pozostawał rozkoszny, ale ten oddawała tylko jemu. Jasne tęczówki uciekły jednak w bok, gdy nieśmiałość na nowo zaczęła przyćmiewać zdrowy rozsądek. Dopiero po słowach, które pojęła, pozwoliła ciekawości zaspokoić się. Mało stworzenie było czarujące, słodkie, doskonałe dla niej samej, wreszcie otrzymując możliwość dbania o kogoś. - Ja… Ja… Nie wiem, co powiedzieć – powiedziała spokojnie, zaraz potem wyciągając w stronę pegaza dłoń. - Zrobił mi, pan, niebywałą niespodziankę – stwierdziła, lekko opuszkami muskając grzywę miniaturowego zwierzęcia. Zapomniała o strachu, podobnie jak porzuciła wstyd przed matką. W zapomnienie odeszła także ucieczka, która otulała drobną postać, teraz czyniąc zeń marionetkę własnych przekonań. - Moglibyśmy o-odejść? Ja nie powinnam… – tak, próbowała mu zasugerować, że konsekwencje dopuszczanych czynów dudniły echem za ich plecami, gdy sylwetkę owiewał oddech przyzwoitości. Ona chciała mieć w opiece ich oboje. |
| |
|
Wto Gru 24 2019, 16:05 | | Wcale ci się źle nie zdawało, Rodya. Twoje bystre oko niespodziewanie dostrzegło jednego z uciekinierów z Chatangi, którego rysopis mogłeś ostatnio zobaczyć na liście gończym w magicznych mediach. Pomimo tego że była tu Biała Gwardia, to i tak ciężko było kontrolować swobodny przepływ ludzi. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, widzisz go gdzieś w oddali na horyzoncie, więc teraz pozostaje kluczowe pytanie: co z tym wszystkim zrobisz, Rodya? Krzykniesz bohatersko, wywołasz panikę wśród czarodziejów, a może zostawisz Envera z płaczącym dzieckiem i spróbujesz w ekspresowym tempie podążyć jego śladami? Niewiele ci czasu zostało, to decyzja na zasadzie być albo nie być, bo zaraz zniknie ci z oczu. A przecież mógłbyś zostać bohaterem, gdyby tylko udało ci się go schwytać. Tylko czy myślisz, że miałbyś jakiekolwiek szanse z groźnym przestępcą? Gdybyś tylko miał więcej czasu, to zapewne przekalkulowałbyś to na chłodno, rozważyłbyś wszystkie za i przeciw, ale w rzeczywistości nie ma tak dobrze. Piękny Stiopa nie będzie czekał na twoje decyzje. Już ledwo widzisz go, jak przedziera się przez tłum – w czarnym kożuchu i typowej dla Rosjan czapce uszance. Nie wyróżnia się niczym, wygląda jak wszyscy i jak nikt, ale tylko tobie udało się go rozpoznać. A ty, Mihalache? Chorobliwie uciekając od poczucia odpowiedzialności, pechowo natrafiłeś na płaczące dziecko, z którym masz więcej wspólnego, niż mogłoby ci się wydawać. Nie widzisz w nim przypadkiem siebie? Tylko spójrz na niego. Jasnowłosy chłopczyk jest zagubiony i rozdarty, nie do końca wie, co ze sobą zrobić; miota się w tę i we w tę, zupełnie jak ty i twoje ostatnio podejmowane w życiu decyzje. Pytasz go, gdzie są jego rodzice, a on nie potrafi ci na to pytanie odpowiedzieć, mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem. Nie wiem. Chyba tylko tyle udało ci się od niego usłyszeć. Młody tymczasem nerwowo rozgląda się tylko po okolicy pełnej nieznajomych mu ludzi, ale widzi tylko same przerażające i obce mu twarze. Żadna z nich nie należy ani do jego mamy, ani do taty. Co w takiej sytuacji zrobisz? Zostawisz go na pastwę losu i pójdziesz przed siebie? W tym chyba jesteś dobry. |
| |
Priobie na Syberii, Rosja 32 lata ¾ przeciętny poszukiwacz przygód; rosyjski Indiana Jones; były pracownik ubezpieczycielni |
Sro Gru 25 2019, 21:18 | | Enver zdecydowanie się wyróżniał, więc obawy Rodyushki o rozpoznanie się nie miały żadnej racji bytu. Albańczyk był jak światełka na choince albo pożar w stodole - nie dało się ich nie zauważyć, zbyt zwracały na siebie swoją uwagę swym blaskiem, choć akurat Mihalache nie błyszczał, po prostu był kolorowy. Jak było wiadomo z poprzedniego postu, po przedstawieniu nie zdążyli się rozkręcić z dyskusją, gdyż jeden nagle zauważył nagle przemykającego Pięknego Stiopę, a do drugiego przykleiło się dziecko. Rodion nie miał za wiele czasu na myślenie, a słysząc formę pytania mężczyzny podniósł brew do góry, choć głównie z rozbawienia. A skoro Albańczyk był zajęty nieletnim on postanowił zostać... Może nie bohaterem, ale po prostu zrobić to, co do niego należało. Na alarmowanie Gwardii czasu nie było, paniki wzbudzać nie chciał, więc rzucił do Envera: - Przepraszam na moment! - i ruszył w pościg za niczego niespodziewającym się uciekinierem z Chatangi. Przepychając się przez tłum przepraszał wszystkich, tylko do Antona rzucił: - Hej! Jak się masz? - nim pobiegł dalej. Liczył, że widząc całą sytuację tłum zwróci na nich uwagę Białej Gwardii, a wtedy Stiopa wróci do kicia, a on zostanie nagrodzony za obywatelską postawę... Choć patrząc na to jak mu wychodziło życie pewnie prędzej go przestępca poturbuje albo tłum nie rozpozna zakazanej mordy z listów gończych. Ale nie ma co się demotywować, dlatego podróżnik rozważał, co zrobi z nagrodą za pomoc w ujęciu. Rozważał miotłę dla syna, ale jeśli dostanie za mało rubli postanowił po prostu kupić sobie jedzenie. Nie chciał oszczędzać na zabawkach skoro mógł jeść odżywcze kanapeczki. I nie, nie czuł się złym ojcem, i tak już co miesiąc płacił na Gerasima alimenty, a czasami się zajmował. Z rzadka nawet dwa dni pod rząd! W każdym razie, jeśli Morozov miał szansę dobiec i jeszcze coś zrobić, to rzucił się na Pięknego Stiopę licząc, że tłum nie zostawi go na pastwę przestępcy, a wezwie służby porządkowe albo rozpoznając jego twarz pomoże w jego ujęciu. |
| |
Gjirokastra, Albania 32 lata półkrwi przeciętny samozwańczy król Albanii, pan świata, podróżnik, kartograf |
Pią Gru 27 2019, 18:42 | | Na początku w ogóle go nie zauważył. Stał w tłumie, naprzeciwko dziecka, które co i raz pociągało nosem, ocierając rękawem spływające po policzkach łzy; obok Rodiona, który, wpatrzony w miejsce ówcześnie wskazane palcem, zastygł w jakiejś chwilowej konsternacji, znajdując się na wyciągnięcie ręki od ryzyka, które tak ochoczo pochwycił - dopiero wtedy się zorientował. Przygwożdżony wzrokiem, spojrzał na Antona, bez zbędnej nieśmiałości łamiąc linię spojrzenia. Być może niesforny wybryk umysłu lub biaława chmurka papierosowego dymu, która na moment przysłoniła znajome lico sprawiły, że przez chwilę wydało się, iż dostrzegł na twarzy Rosjanina jakiś zgaszony zmartwieniem grymas, błysk złości w odmętach bursztynowego spojrzenia i cofnął się o krok na samą myśl, że ktokolwiek mógłby go jeszcze dzisiaj zaskoczyć. Poruszony, odwrócił wzrok dopiero kiedy chłopiec znów się odezwał, nieśmiało pochylając głowę i kiwając się na stopach w przód i w tył, zawstydzony. - Nie wiesz... - Enver wymruczał w zamyśleniu, rozglądając się dookoła i próbując zlokalizować Rodię, który zniknął mu z oczu, przeciskając się pomiędzy tłoczącym się na stoiskach motłochem, ginąc wśród kakofonii głosów, śpiewających zabawek i strzelających co i raz fajerwerków, które rozświetlały zachmurzone niebo feerią barw. Podenerwowany, zacisnął palce na rękawach płaszcza, unosząc się na palcach i mrużąc oczy, rozważał bieg w ślad za Morozovem, w ślad za sensacją, której dotąd z takim zapałem poszukiwał - zaraz jednak westchnął cicho, stanął twardo na ziemi i przeniósł wzrok na ośmiolatka. - Nie szkodzi - odparł, wciąż zmieszany, niepewny, co powinien zrobić, z niezamierzoną hardością w głosie, którą zaraz złagodził, kucając i wyciągając dłoń w stronę chłopca - Jak wyglądał? - Świadomość własnej śmieszności napadała go zawsze w takich chwilach, w tych porywach komicznej troski, kiedy było już za późno by opanować się i wycofać bez szwanku na dumie. Przełknął ślinę, kiedy dziecko popatrzyło na niego ostrożnie, drgnął, czując na sobie nie tylko jego przenikliwy wzrok, ale także uważne, pełne sceptycyzmu spojrzenie Antona; usilnie próbował pozbyć się rozgoryczenia, żałując, że od razu się nie wycofał, że wrócił do Petersburga, rozdrapał stare rany, zatrzymał się w miejscu - i gdzieś pośród tego żalu, odnalazł w sobie ziarna frustracji, że nikt nie potrafił tego zrozumieć. |
| |
Petersburg, Rosja 32 lata przyłożnik półkrwi zamożny pianista |
Pią Gru 27 2019, 23:02 | | Jest blisko, jest obok - snuje natrętną wizję, że przecież może ją dotknąć. Jej wątła postać maluje się na tle gwaru, na tle dynamicznych sylwetek, stworzona przez artystyczną dłoń losu. Jak zawsze, wydaje się materialna i nieobecna. Czuje - mogłaby uciec. Mógłby tak łatwo ją stracić, a jednak, widzi ją, mówi obecnie do niej, przystaje obok, zaburza jej równowagę, porządek, plan dnia. (Całe życie?) Szczęście nie opuszczało go w tym przypadku, uśmiechnął się, prężył wargi. Cieszył się, że ją widział. Nic nie musiała już mówić, bynajmniej nie w tym przypadku. Istota, której została dziś właścicielką, patrzyła się na nią ufnie, z rodzącą się w niej sympatią - bezpiecznym, kojącym odczuciem, że znajdzie się w dobrych rękach. - Powinna pani przyjąć ode mnie prezent - poprawił natychmiast Svetlanę, nie pozwalając dokończyć; spłycał celowo dialog. Przechodnie, stąpający w pobliżu, mogliby uznać, że sprawa rozchodzi się o drobnego pegaza, wyłącznie niego, nic więcej. Jego podarek był wykładnikiem dobrej woli, zmieszanej z najczystszą chęcią rozpogodzenia jej twarzy, szarej, zastygłej od chmary myśli. Nie musiał jej imponować, nie musiał jej też przekupić. Nie należała do kobiet, których prawdziwa, szczera, płomienna miłość splata się z materialną korzyścią. Większość kochanek była wymagająca. (Nie była zaś jedną z nich). Spełnił jej prośbę. Ruszyli, bez skazy pośpiechu, w mniej zagęszczone miejsce; pozostawiając za sobą stłumione nieznacznie głosy, pokrzykiwania, zachęty. Samotność w obrębie święta dynastii Goncharov była nieosiągalna. - Myślałem o tobie - szepnął, kiedy był pewien, że jego głos nie rozgniecie głos tłumu, nie zmiażdży jak niewielkiego insekta. W słowach tych chwycił wszystko, swój zawód dawnym odejściem (czyżby?), swój brak nasycenia. Potrzebę kontynuacji. |
| |
Petersburg, Rosja 20 lat cień czysta bogaty Królowa Avoski; córa ojca, fotografka |
Sob Gru 28 2019, 17:14 | | Nie wiedziała, czy powinni rozmawiać, wymieniać choć kilka słów, którymi skąpane były wspólne sekrety. Myśli niejednokrotnie gnały ku niemu, lecz rozsądek odbijał echem protesty, by porzuciła świadomość jego jestestwa. Powracał nieustannie. Dopuszczał się czynów, które ona winna odpierać, jednakże wewnętrzne pragnienia coraz intensywniej domagały się ukojenia. Chwilowe dysputy, wypowiedziane sentencje nie oznaczały bowiem nic; nikt nie powinien osądzać przypadkowego spotkania. - Owszem, powinnam, ale proszę pamiętać, że nie trzeba było – powiedziała nieco pewniej, zaraz potem spoglądając na pegaza. Rozkoszna istota o spokojnym uosobieniu domagała się uwagi. Smukłe palce Svetlany subtelnie pogładziły grzywę oraz pyszczek, by chwilę później znaleźć się w zaciszu zgromadzenia. Nie przykuwali spojrzeń, dzięki czemu była w stanie ofiarować mu niewiele czasu, tak bardzo zaspokajającego – niewymiernego do duszy, która łaknęła więcej. Tęczówki osiadły na obliczu Abramova, a serce rozpoczęła szaleńczy taniec, który swą siłą dewastował spokój. Rumieniec pojawił się na twarzy, zaś wzrok powoli przemykał po gościach, który chcieli świętować. Czy i oni po to przybyli tutaj? - Ja również – przytaknęła speszona, robiąc krok w tył. Próbowała wtopić się w ściany zasłaniające pogląd na tę część rejonów, jak gdyby łudząc się, że w ten sposób ucieknie. – Tylko, że to wszystko jest nieodpowiednie i dobrze o tym wiesz, Lvie – powiedziała, choć sama wątpiła w sens fraz. Doskonale pamiętała smak pocałunków i delikatność dotyku, którym obdarzył jej ciało. Odebrał niewinność, którą należało trzymać do ślubu. – Tak nie można. |
| |
Soczi, Rosja 31 lat czysta zamożny magomedyk ogólny na Oddziale Pierwszej Pomocy i niespełniony pisarz |
Pon Gru 30 2019, 15:17 | | Rodya niespodziewanie ucieka od Mihalache, co tylko wzbudza twoje zainteresowanie jego dziwnym zachowaniem. Ruszył w pościg, jakby kogoś znienacka zauważył i chciał go złapać, ale w rzeczywistości nie masz pojęcia kogo; czyżby to był jakiś stary znajomy, z którym chciał koniecznie porozmawiać? Nie odpowiadasz nawet na jego pytanie, bo nie masz pewności, czy w ogóle by ją usłyszał; ostatecznie kręcisz tylko głową, gdyż nie chcesz niepotrzebnie zakrzątać sobie tym głowy, po czym bezmyślnie decydujesz się podejść do stojącego nieopodal Envera. Coś ci nieustannie podpowiada, by tego nie robić; że lepiej byłoby go zostawić w spokoju i pójść szukać Grushy krzątającej się gdzieś po targach magicznych, ale nie potrafisz się powstrzymać. Dopalasz papierosa do końca, by zaraz potem niedbale rzucić peta na ziemię i mocno przygnieść go butem, choć panu doktorowi nie wypada śmiecić, po czym automatycznie kierujesz się w stronę Mihalache sprężystym krokiem, zgrabnie wymijając ludzi po drodze. Kątem oka jeszcze zerkasz w kierunku, w którym zaledwie przed chwilą biegł Morozov, ale nigdzie go nie dostrzegasz. Wracasz więc wzrokiem do Envera, a potem na dziecko, które obok stało i płakało, aż w końcu jesteś na tyle blisko, by odezwać się: - To twoje? – zagadujesz głupio i bez namysłu, a w twoim lekko zachrypniętym głosie nie brakuje nutki złośliwości. W końcu kto wie, co tak naprawdę wydarzyło się w ostatnim czasie w życiu Mihalache. Zaraz jednak zdajesz sobie sprawę, że to przecież nie minęło osiem lat od jego niespodziewanej ucieczki, ale tylko kilkanaście miesięcy – chociaż nigdy nie wiadomo, co Enver robił na boku. Sam już nie wiesz, co tak naprawdę jest prawdą a co kłamstwem; wszystko, co was kiedykolwiek łączyło, zdążyłeś wielokrotnie zakwestionować. W międzyczasie dziecko dalej rzewnie płacze, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem, a ty tylko wzdychasz ostentacyjnie, a następnie automatycznie kucasz przy zagubionym chłopczyku, by uważnie mu się przyjrzeć i go uspokoić. Nie sądzisz w końcu, by Enver był mu w stanie pomóc, tym bardziej że nie przepadał za dziećmi. – Co się stało? Już spokojnie. Zaraz jakoś temu zaradzimy. – Uśmiechasz się nieznacznie do niego, łapiąc go za rękę i przyglądając się jego twarz. Zaraz potem tylko patrzysz na Envera i czekasz na odpowiedź. Podejrzewasz, że pewnie się zgubił, a o to wcale nie było łatwo, biorąc pod uwagę ilość ludzi.
Ostatnio zmieniony przez Anton Gorodecki dnia Pon Gru 30 2019, 22:37, w całości zmieniany 1 raz |
| |
|
Pon Gru 30 2019, 16:53 | | Ja bardzo bym chciał ci dać odznakę ruskiego superbohatera, bo widzę w tobie te nieskończone chęci niesienia dobra i pragnienie pojawienia się w centrum zainteresowania magicznych mediów, ale co najwyżej to ty dzisiaj możesz w mordę dostać, Rodya. I tak też się stało – Piękny Stiopa nie patyczkował się z nikim, najpierw rzucił krótkie zaklęcie, którym na kilka minut zamknął ci usta tak, byś na wszelki wypadek nie mógł krzyczeć, a potem z całej siły przywalił ci w nos. Zorientował się przecież, że został częściowo zdemaskowany – inaczej w ogóle byś nie próbował do niego lekkomyślnie podchodzić. Chwila twojej nieuwagi z powodu ciosu wymierzonego od złoczyńcy wystarczyła, by Stiopa zniknął w tłumie. Ktoś cię niespodziewanie złapał, zauważając, że z nosa cieknie ci strużka krwi, ale ty nie mogłeś w żaden sposób zareagować – w końcu dalej nie mogłeś się odezwać. Nawet jeśli zerwałbyś się do pościgu, to twoja szansa w postaci uciekiniera z Chatangi przepadła jak kamień w wodę. Nie dostrzeżesz go już w tym tłumie, który nagle się zacieśnił niczym wnyki, więc przepychanie się nie miało w tym przypadku żadnego sensu. Wszyscy wszak byli zaaferowani wystawami, a ze sceny głównej rozbrzmiewała muzyka, która mieszała się z głośnymi rozmowami. Cóż, to akurat nie jest twój szczęśliwy dzień, Rodya, wygrałeś co najwyżej rozkwaszony nos. - Tata ma rude włosy. – Co za skaranie boskie, do czynienia masz z rodziną rudzielców, ale przynajmniej dzieciak ci wreszcie odpowiedział w zrozumiały sposób. Miał jednak to niebywałe szczęście, że nie odziedziczył po ojcu tego samego koloru włosów, inaczej w Akademii Koldovstoretz zapewne miałby ciężkie życie. Potem wreszcie się uspokoił – trochę za sprawą pojawienia się Gorodeckiego, a trochę przez to, że chyba już się wystarczająco napłakał. Rozejrzycie się więc uważnie po okolicach, zwłaszcza ty Enver, nie zaszkodzi ci przez moment poczuć się za kogoś odpowiedzialnym. Co prawda wciąż niewiele wiecie, oprócz szczątkowej informacji o kolorze jego włosów – to jednak z pewnością częściowo zawęzi poszukiwania wśród uczestników tegorocznej Gonitwy. Nie ma na co czekać, rodzice na pewno już martwią się o swoją pociechę, która nagle gdzieś zniknęła. Enver rzuca kością k50 na szczęście. W przypadku sukcesu, tj. wyniku od 1-20, nieoczekiwanie dostrzega w tłumie ludzi osobę o rudym kolorze włosów. |
| |
Petersburg, Rosja 32 lata przyłożnik półkrwi zamożny pianista |
Pon Gru 30 2019, 17:30 | | Miał silny zmysł intuicji, obecny głęboko w czaszce - przepływał między konstelacjami rozważań. Uczył się z biegiem chwil Lebedevy, poznawał każdy jej zwyczaj, nieśmiałość opływającą postać. Wiedział, że pegaz odgoni chmarę jej obaw. Wiedział, że jego przyjście rozpęta chaos, naruszy taflę spokoju. To nie jest koniec, nie, to zaledwie początek, oplatający relację. Smukłe, dziewczęce palce gładziły miękką sierść niewielkiego zwierzęcia. Nie musiał a jednak chciał; na własne życzenie wplątał się w gęste sieci uzależnienia. Wiele dróg myśli wiodło wprost do niej. Obsesja jak żrąca maź paliła go swym dotykiem, przylgnięciem szczelnym do zawiłości duszy. Nie czuł zaspokojenia. Potrzebował jej, więcej, bardziej i silniej. - Dlaczego? - zapytał, dał popis swej arogancji. Jak małe dziecko, jak dziecko pełne niewiedzy. Pamiętał, co wydarzyło się tamtej nocy. Kształt wspomnień był niebywale ostry, rozgrzany podobnie jak ciała wijące się wśród pościeli. Obrazy wspomnień rozpływały się, gdy próbował ich dotknąć, dlatego tak pragnął więcej. Dlatego nie mógł jej stracić. Oprzytomniał, nagle, spoważniał. Nie miał wyrzutów sumienia, pogrzebał sumienie już dawno, zatańczył na jego grobie. Niekiedy dążyło, aby odchylić choć wieko trumny, zawołać żałosnym głosem. Ona - najwyraźniej żywiła różne obawy. Ścigały ją. Tak nie można. Nie mogli czekać. Nie mogli postąpić w inny, pozornie właściwy sposób. W imię jak wielkich zasad należy wyciszać siebie? Czy płytkie, wiążące ich w obyczajach reguły, powinny stanowić w istocie nadrzędną wartość? - Nie chcę, byś żałowała - wyszeptał. On nie żałował. Nie mówił to niewłaściwe, przestańmy. Gdzieś z tyłu głowy odezwał się cicho głos, ty idioto, Abramov, mogłeś zalecać się każdej, każdej tylko nie jej. Ona jest córką mecenasa, Abramov, jedyną kochaną córką, ty nie zapewnisz jej stabilności. Dusił ten głos jak najszybciej. Nie żałował. Nie chciał odmieniać zdarzeń. |
| |
Budapeszt, Węgry 32 lata czysta bogaty tropicielstwo (oswajanie lub wyłapywanie niebezpiecznych istot magicznych) |
Wto Gru 31 2019, 05:19 | | Przekonany o (prawie) niezachwianej potędze swojej woli wie, że poza niebieską, niewinnie wyglądającą wstążeczką, wystającą zadziornie z kieszeni płaszcza, nic więcej dziś nie kupi. Nie w głowie mu otaczanie się naręczem przedmiotów, których nigdy potem nie użyje, dziwi się więc niektórym ludziom, krzątającym się nerwowo wzdłuż linii drzew. Ci bowiem w szaleńczym zrywie zakupoholików błąkają się między stoiskami wystawców, jak te osły targając ze sobą lub za sobą pakunki, czy pakuneczki różnych kształtów i rozmiarów. To należy przyznać otwarcie: konsumpcjonizm sięga swymi mackami daleko, nawet do czarodziejskiego przytułku, co jest o tyle smutne, iż czasami nie wiadomo, czy chcąc komuś zaimponować lepiej opierać się na sile magii, czy sile pieniądza. Obserwując przestrzeń wokół Dezső dochodzi do przykrego wniosku, że druga z opcji wygrywa w starciu z rzeczywistością. Szczególną jego dezaprobatę budzą czarodzieje, którzy zdają się zapominać o swoich korzeniach i zdrowym rozsądku, okupując się nie tyle w magicznych gadżetach, a w czymś zupełnie bezużytecznym, na przykład otaczając się nieprzyzwoitą ilością wisiorków, breloczków, czy – jak w przypadku znajdującego się na odległość wzroku mężczyzny, którego nie kojarzył z imienia – drewnianymi gwizdkami o zwierzęcym motywie. Patrząc na niego ma cichą nadzieję na to, że zaopatrzenie się w armię sztywnych kogucików to nie objaw ukrytej choroby psychicznej, a zwykła ludzka słabość do dziecka, które właśnie trzyma za rękę. Absurdu sytuacji dodaje fakt, iż tuż obok nich, jak grzyb po deszczu, wyrasta Enver. Żyje, to dobrze. Po ostatnim spotkaniu w lesie Dezső ma wątpliwości co do jego umiejętności przetrwania w świecie. Tak oto, zainteresowany kwestią gwizdków i żywotności kolegi, nie wiedząc kiedy od stoiska z tasiemkami przechodzi do męskich nianiek, kłaniając się im lekko na powitanie. — Enver, witaj. Miło, że nie toniesz dzisiaj w błocie... — mimo nieco zaczepnej uwagi skierowanej do Michalache w gruncie rzeczy wita się grzecznie jak na niego, obdarzając nawet śladowym skinieniem głowy nieznajomego. — To twoje? Z zerową świadomością tego, jak bardzo powtarzalny jest w swojej wypowiedzi, Dezső staje naprzeciw mężczyzn, przykładem Gorodeckiego zagadując w jeden z najgłupszych sposobów, jaki jest możliwy. Jedyną różnicę stanowi to, iż w przeciwieństwie do niego nie wplątuje między słowa nitek złośliwości, ani nie analizuje w głowie wiążących go z kimkolwiek historii. Ma bardzo prosty cel: znaleźć sobie rozmówców i zabić nieco czasu przed Turami. |
| |
Petersburg, Rosja 20 lat cień czysta bogaty Królowa Avoski; córa ojca, fotografka |
Wto Gru 31 2019, 15:55 | | Wiedział, znał ją pozornie i liczył się z pewnością z wyrzutami sumienia, które raz po raz dawały o sobie znać, gdy przypominała sobie, co czynił z jej drobnym ciałem. Ucisk w podbrzuszu zapętlił się, gdy myśli pognały w tamtą stronę, a uśmiech mimowolnie wygiął spierzchnięte wargi. Rumieniec oblewał ją za każdym razem, bowiem niczego nie wstydziła się jak swojej poufałości, gdy raz po raz chciała przejąć kontrolę, następnie ulegając męskiej woli. Svetlana Lebedeva nie tylko stała się wtedy kobietą. Zmieniło się w niej wszystko, co do tej pory nadawało dziewczęcą aurę. - Czy nie zapomnieliśmy, jakie przypisano nam role? – spytała cicho, dopiero po chwili unosząc na niego jasne tęczówki. – Owszem, ale ileż dałabym za jeszcze jeden raz… – Nie wiedziała, czemu to mówi. Otwierała się niczym księga, z której mógł wyczytywać najdrobniejsze znaki spisane atramentem na zniszczonym pergaminie. Ukształtowała się, poddała złudnej chwili, zapominając nawet o pegazie, byle przez parę sekund znajdować się blisko Abramova. Pragnęła poczuć zapach perfum, ciepło od niego bijące, równorzędnie – desperacko poszukując matki, która przecież mogła tkwić gdzieś za rogiem i wymierzać w nią wulgarne uwagi. Była dla niej bezużyteczna, nic nie warta. Wiedziała, że ta żałowała, iż się urodziła. - Uważasz, że tak jest? – zdziwiła się, bo każde łapczywe zaczerpnięcie powietrza czy próba zespolenia ich warg – świadczyły o czymś innym. Musiał nabrać jedynie pewności, że dziewczę przegrało walkę z własnym umysłem, który sugerował… Nakazywał wręcz, by zaprzestała czynienia zła. |
| |
Petersburg, Rosja 32 lata przyłożnik półkrwi zamożny pianista |
Czw Sty 02 2020, 18:30 | | Wrażliwa, dziewczęca aura nie rozproszyła się w nicość; nie w jego silnym odczuciu, biegnącym z galopem myśli. Sumienie smagało, wgryzało się w zakamarki tajemnic. Było wściekłe i wrzało od środka jak wulkan. To niepotrzebne. Moralność jest zawsze względna. Jasność uśmiechu tańczyła na jego twarzy. Pytanie, uchwycone z wysiłkiem i wyostrzeniem zmysłów, prędko zostało rzucone na nieuchronną porażkę z tętniącym od dźwięków tłumem. - Lubię być panem losu, na ile tylko potrafię - odpowiedział jej z niegasnącą pewnością. Nie respektował odgórnych podziałów roli, zasad, wszystkiego, co krępowało ruchy. Całe, zewnętrzne życie wśród społeczeństwa traktował jak grę pozorów. Chłodny niepokój zapewniał, że prędzej czy później (prędzej niż później?) źle skończy. Nigdy nie był ascetą. Nie znosił się powstrzymywać, pokusy były zbyt silne, pełne obietnic zbyt pięknych, aby próbować się oprzeć. - Nie wiem - stwierdził jedynie. Zbyt wiele razy błagała jego o trzeźwość; niezmiennie, wiecznie odmawiał. Nachylił się lekko w jej stronę. - Chcę się przekonać. Nie widzimy się po raz ostatni. Nawet nie przedostatni - pewność, cholerna pewność, bezczelność z jaką on przędzie nić słów. Odwiedzi ją. Oszaleje, jeśli do niej nie przyjdzie, jeśli nie zamknie drzwi, każdym ze swoich czynów śmiejąc się z nakreślonych zasad. Wizje pomknęły w kierunku ich dwóch postaci, uwolnionych z dzielących ich centymetrów. Wyprostował się. Zmienił celowo temat. - Wybrała pani zwycięzcę tegorocznej Gonitwy? - wygłosił już oficjalnie. Sam zjawił się przede wszystkim z zaciekawienia, być może odcięcia rutyny. Osadził się w roli obserwatora; nie chciał być uczestnikiem. Miał delikatne ręce, przystosowane do bezbłędnej podróży po śnieżnobiałych i czarnych klawiszach. Nie pamiętał już nawet, kiedy ostatnio wdał się w groźniejszą bójkę albo dosiadał miotły. Widmo kontuzji tkwiło w nim z silnym lękiem. Zbyt silnym. |
| |
Petersburg, Rosja 20 lat cień czysta bogaty Królowa Avoski; córa ojca, fotografka |
Czw Sty 02 2020, 22:34 | | Naiwna w swej nieskomplikowanej strukturze. Przypominała bowiem osobę, która nie ma w sobie za grosz sekretów, tajemnic. Czy on zatem je widział? Chowała w sobie ogrom myśli, emocji, bojąc się ich uzewnętrznić. Spontaniczność nie zawsze górowała w jej życiu, toteż wyrzuty sumienia zalewały umysł Svetlany, gdy wracała do wspomnienia wspólnej nocy. - Ja nie mogę, nie powinnam… – Znów te słowa pozostały na wargach Lebedevy. Obawiała się, że jest to coś nierealnego, dlatego z takim trudem przełamywała się w kolejnych, trudnych decyzjach. Nie chciała bowiem zawieść ojca ani znaleźć się pod osądzającym wzrokiem matki. Doskonale zdawała sobie sprawę, ze zawodziła ukochanego rodziciela, toteż im dalej to brnęło – tym bardziej myślała o ucieczce, mimo iż pragnienia otępiały umysł. - Skąd wiesz, że nie? Może niebawem zniknę i już mnie nie odnajdziesz? – Tembr głosu utkany był z obaw i lęków. Od zawsze wyjeżdżała bowiem z Vasylem, który ukrywał ją przed światem. Przekleństwo daru, jakim była skażona – zagrażał nie tylko dziewczęciu, ale także całej rodzinie, wszak ludzie bali się, takich jak ona. Przerażała i budziła niechęć, wstręt, dlatego też nie zamierzała rozwijać bliskości z Abramovem… Gdyby to on wypowiedział podobne słowa, być może nigdy nie odważyłaby się spojrzeć na kogokolwiek z taką ufnością. Podobnie jak teraz – nie miała odwagi, by skraść pocałunek. - Niestety nie znam się na tym, przychodzę na Gonitwę tylko przez to, by móc obserwować konie – wyjaśniła pospiesznie. Prawda była jednak nieznacznie inna; matka traktowała ją jak żywą maskotkę, którą należy się chwalić, w domu wymierzając kolejny cios, gdyby zachowała się niewłaściwie. Chowała pod materiałem sukni ogrom siniaków, przez co dotyk nie sprawiał szczególnej przyjemności – przy nim było inaczej. – A pan? |
| |
Petersburg, Rosja 32 lata przyłożnik półkrwi zamożny pianista |
Czw Sty 02 2020, 23:51 | | Nie mogła uciec. Śmiech powędrował w powietrzu, prowokował ją krótkim, ściszonym, lecz ewidentnym istnieniem. (Nie masz innego wyjścia). Dzisiaj ponownie czuł władzę, piękną, wspaniałą, z oddaniem dzierżoną w dłoniach. Pogrążał się w przekonaniu, że może wszystko. Szeptem sugestii będzie dyktować ruchy. Zaborczą, czujną wciąż obecnością złączy ich ścieżki, zgodnie ze swoim planem. Dobrze, że nie zniknęła. Wyjazd Vasyla ułatwił im przełamanie dystansu, był sprzyjającym mrugnięciem, spełnieniem nawiedzających od dawna wizji. - Twoja wiara, że na to pozwolę, może cię prędko zgubić - odpowiedział dyskretnie, kiedy zew rozbawienia zdołał już całkiem opuścić głosowe struny. Nadal był w wyśmienitym nastroju - który, zresztą, zostawiał go tylko w części samotnie spędzanych chwil. Tych, kiedy musiał zmierzyć się z hordą sczerniałych, buntujących się myśli, własnych obaw i mdłego poczucia bezsensu. Dziś czuł się pewnie. Aż nazbyt pewnie. Balansował na pograniczu między powagą a żartem. Nie należał do zwolenników typowania zwycięzcy. Powód, podany przez Lebedevę wydawał się adekwatny; zdążył zobaczyć, jak żywi słabość do rozmaitych istot. Niewielki pegaz znalazł się w dobrych rękach. Gonitwa stanowiła najistotniejszy punkt święta, choć Abramova zdecydowanie bardziej intrygowały stragany czy dzieła przybyłych licznie artystów. Był świadomy, że przegapienie wyścigu będzie olbrzymim nietaktem - ponadto, po raz pierwszy od dawna stanie się jawną okazją do pozostania śledzącym spojrzeniem w tłumie. Całą uwagę mieli skraść uczestnicy. - Wziąłem udział w zakładach. - Wzruszył ramionami, podkreślił tym swój stosunek. - Zwyczajny kaprys - dodał. Kaprys, na całe szczęście, jego chwiejnej osobie brakowało jeszcze utraty majątku. Na spadek ze strony ojca nie liczył. Od lat utrzymywał się sam. Ofiarowany im moment nie mógł jednak trwać długo. Większość przechodniów miała wścibską naturę - nawet, jeśli przywyknął już do pogłosek, starał się ich unikać. - Przyjdę obejrzeć wyścig. Do zobaczenia później, panno Lebedevo - oznajmił na pożegnanie i wkrótce potem rozpłynął się wśród pozostałych postaci. Lev z tematu |
| |
| | |
| |
|