Przestrogi przed ołtarzem (O. Kuragin & L. Onegin, czerwiec 1993)
Ovdei Kuragin
Ovdei Kuragin
Archangielsk, Rosja
42 lata
błękitna
majętny
polityk Sabatu, pamiętnikarz-amator
https://magicznarosja.forumpolish.com/t1126-ovdei-kuraginhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1129-ovdei-kuragin#5137https://magicznarosja.forumpolish.com/t1131-ovdei-kuragin#5139https://magicznarosja.forumpolish.com/t1128-pheidippideshttps://magicznarosja.forumpolish.com/f151-posiadlosc-ovdeia-i-rumiany-kuraginow

Wto Wrz 22 2020, 21:27
Dziwne, wydawałoby się, sądząc choćby z opowieści innych ludzi, że człowiek w miarę zbliżania się daty własnego ślubu powinien stawać się bardziej nerwowy niż zwykle, czasem wręcz odchodzić od zmysłów. Jednak nie zauważyłem u siebie ani Rumiany nic takiego, żaden drobny objaw nie zdradzał nadmiernego podenerwowania. Owszem, w obliczu zbliżającego się „wielkiego dnia” (chyba nie jest przesadą nazywać go tak?) zdarzało nam się być bardziej zaprzątniętymi bieżącymi sprawami i czas zdawał się czasem przeciekać nam przez palce, ale ponieważ nie całe brzemię organizacji uroczystości spadało na nas, nie był to tak straszny okres. Właściwie oczekiwanie było całkiem przyjemne, czego nie mówi się raczej często.
Chociaż moglibyśmy poczekać jeszcze kilka tygodni, rozesłaliśmy zaproszenia przy pierwszej sposobności, licząc, że wcześniejsze powiadomienie gości zapobiegnie dużej ilości odmów i pozwoli krewnym Rumy zaaranżować podróż do Rosji. Z uwagi na liczność naszych gości nie byłoby to teoretycznie stratą, gdyby nawet dwadzieścia procent nie stawiło się na naszym ślubie, jednak z osobistego punktu widzenia (całkowicie oderwanego od liczb i kalkulacji) chciałem, żeby w miarę możliwości wszyscy zaproszeni się zjawili. Nie było wśród nich nikogo szczerze przykrego w obejściu, więc nie miałem żadnego powodu stronić od nich i życzyć sobie ich nieobecności. Rumiana także zarzekała się, że cieszyłaby się, widząc każdego z naszych gości z osobna.
Dzisiaj otrzymałem jednak list, który zastanowił mnie i jednocześnie zepsuł wesoły humor. Nie unikało wątpliwości, że narzeczony Bistry wywodzący się z dynastii Oneginów nie żywił do mnie najcieplejszych uczuć ze względu na negatywne stosunki naszych rodów. Zawsze wydawało mi się, że mimo chłodnych relacji rodowych Lavrenty, choćby przez wzgląd na Rumę, starał się pozostawać ze mną na neutralnej stopie, a może nawet nieco przyjacielskiej. Dzisiejszy krótki list, a właściwie zawiadomienie, które dostarczyła mi Atena, rzucało cień na moje wcześniejsze domysły. Ze swojej strony nie miałem mu niczego za złe i nie oponowałem nawet miną, kiedy wysyłaliśmy mu zaproszenie na ślub. Jak widać nie odwzajemniał w pełni moich sentymentów.
Ledwo zdążyłem ubrać się stosownie do okazji (to znaczy na przyjęcie w domu przyjaciela rodziny, którym był przez wzgląd na Rumę), służąca oznajmiła mi, że przybył. Wybrał doskonałą okazję – czy przypadkiem, czy niekoniecznie, ciężko było ocenić – ponieważ mojej narzeczonej nie było w Petersburgu. Wiedziałem tylko, że chciał ze mną porozmawiać, było to napisane w liście nadto wyraźnie, ale nie potrafiłem zgadnąć, w jakim celu fatygował się do mojej posiadłości ani dlaczego ta sprawa nie cierpiała zwłoki. Starałem się nie kreować żadnych wyobrażeń, szczególnie tych mniej przychylnych, na które trudno mi było coś poradzić. Chociaż bardzo się starałem, uprzedzenia do Oneginów wpojone w dzieciństwie nie dawały się łatwo wyplenić.
Z drugiej strony nie miałem żadnego prawdziwego powodu do obaw, czyż nie? Niezależnie od jego poczucia dworskiej etykiety, odwiedzał mnie we własnym domu, a więc przyjmował na siebie obowiązki i ograniczenia, jakie przystoją gościom. Nie mogłem sobie nawet wyobrazić, żeby chciał zdziałać cokolwiek przemocą, a każde złe słowo mogłem puścić mimo uszu. Nie powinienem w ogóle obawiać się tej wizyty. Więc dlaczego tak właściwie ciężko mi było oddychać i cały sztywny z nerwów oczekiwałem wejścia Lavrentego? Chyba tylko przez to, żeby nasza sprzeczka (do której absolutnie nie zamierzałem go prowokować, wręcz przeciwnie) nie rzuciła się cieniem na jego relację z Rumą lub, co gorsza, na moją relację z narzeczoną. Zawsze ceniła sobie przyjaciół bardzo wysoko.
Dla niej ostatecznie postanowiłem przybrać szeroki uśmiech, aby to on pierwszy powitał gościa w mojej posiadłości. Służąca wprowadziła go do holu na moje skinienie i oto nie było już odwrotu – musiałem wreszcie stawić czoła temu nadzwyczajnemu spotkaniu, którego celu nie potrafiłem nadal rozgryźć. Może to właśnie tak mnie denerwowało? W kontaktach politycznych każde spotkanie miało swój cel, a każda osoba swoją agendę i tylko dzięki przenikliwości udawało się domyślić tych prawdziwych intencji. Przenikliwość jednak nie była po tylu latach pracy potrzebna, bo zastępowało ją doświadczenie. Świat polityki obracał się jednak pomiędzy zaledwie kilkoma tematami i wartościami, Lavrenty zaś był zagadką.
Chyba jeszcze nie osiadłem na laurach i potrafiłem poradzić sobie z jednym człowiekiem?
Witaj, Lavrenty! – powitałem go entuzjastycznie, co nie było całkiem nieszczere. – Co sprowadza cię tak nagle w moje progi? Może napijesz się czegoś i omówimy to przy herbacie? Chyba że wolisz coś mocniejszego, na to też znajdzie się rada – zaproponowałem, nie pokazując po sobie, że jego odwiedziny mogłyby być mi nie na rękę. Był gościem po pierwsze, Oneginem dopiero po drugie.
Lavrenty Onegin
Lavrenty Onegin
Przestrogi przed ołtarzem (O. Kuragin & L. Onegin, czerwiec 1993) Tumblr_ozfle23h281va14p3o2_250
Jekaterynburg, Rosja
33 lata
żywiciel
błękitna
majętny
prokurator
https://magicznarosja.forumpolish.com/t1623-lavrenty-oneginhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1630-lavrenty-oneginhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1631-lavrenty-oneginhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1632-atenahttps://magicznarosja.forumpolish.com/

Sro Wrz 30 2020, 23:46
Kuragin. Ovdei Kuragin.
Wciągam głęboko powietrze, stojąc przed drzwiami do Leśnej Cytadeli. Nie po raz pierwszy, odkąd posłałem Atenę z listem, odnoszę wrażenie, że umówienie się na spotkanie w  t y m  domu, z  t y m  człowiekiem, nie było najlepszym pomysłem, jaki mi przyszedł w życiu do głowy. Nienawidzę Kuraginów, odkąd ojciec – ten jeden raz wyjątkowo wylewny – opowiedział mi historię naszego rodu, a co za tym idzie, zniewolenia. To, że minęło już wiele lat, odkąd jesteśmy niezależni, nie ma dla mnie znaczenia. Oni mają w genach zło i chęć władzy, choćby dlatego zostają politykami.
Próbowałem walczyć z moją niechęcią do Kuraginów – i polityków, których uważam za żądnych władzy manipulatorów – aby nie narazić się mojej ulubienicy, Rumianie. Jej pomysł, by wziąć ślub z jednym z nich, kompletnie do mnie nie przemawia. Wiem, że jej poprzednie małżeństwo nie było udane i sprawiło jej wiele bólu, przez co teraz koniecznie potrzebuje stabilności i poczucia bezpieczeństwa, ale Ovdei? Już wolałbym na jej miejscu żyć w trójkącie ze mną i Bistrą, choć sam do łatwych w obyciu nie należę. Przynajmniej dostarczylibyśmy jej trochę rozrywki.
Dobro Rumiany szczególnie leży mi na sercu, nie tylko dlatego, że jest siostrą mojej ukochanej narzeczonej, ale też z powodu głębokiej więzi, jaka nas łączy. Nie mam rodzeństwa, ale nigdy mi to bardzo przeszkadzało. Dopóki nie miałem sojusznika, który stanąłby w mojej obronie lub pomógł wyleczyć już zadane rany, nie wiedziałem, jak wiele tracę. Nawet się nie zorientowałem, gdy Ruma stała się osobą, bez której nie potrafię normalnie funkcjonować. Bistra jest miłością mojego życia i to się nigdy nie zmieni, jednak jej siostra zdecydowanie lepiej mnie rozumie i podnosi na duchu, choć nawet nie wie, kim naprawdę jestem. Po prostu ma dar – pomoże każdemu, kto tego potrzebuje i zrobi jeszcze więcej, chociażby nakarmi dobrym ciastem. Za to jej wybranek jest dla mnie zagadką. Nie pasuje do mojej wizji standardowego Kuragina – jest zdecydowanie zbyt grzeczny i wyważony. Być może to jakiś błąd w genach – albo naprawdę nie jest z tego rodu, bo jego matka zaszalała na jakimś balu – a może to świetnie stworzona maska. Mam nadzieję, że dzisiaj będę już wiedział, co z nim nie tak.
Początkowo mój plan na to spotkanie był nieco inny. Gdy tylko otrzymałem zaproszenie na ślub, chciałem wpaść do Leśnej Cytadeli i złamać nos temu parszywemu… Nieważne. W każdym razie stwierdziłem, że jestem porządnym arystokratą przestrzegającym zasad etykiety – przynajmniej tego nauczyli mnie rodzice… bycia grzecznym na salonach – i nie mogę uszkodzić nikogo na miesiąc przed jego ślubem, bez względu na to, jak bardzo bym nim gardził. Muszę się wziąć w garść i dzisiaj powiedzieć mu wszystko, co o nim myślę, żeby nie zdarzył mi się publiczny wybuch – niestety, nie ufam sobie do końca. A myślę, że mojej przyszłej teściowej nie spodobałoby się, gdyby krew Ovdeia zabarwiła zupę podczas niedzielnego obiadu.
W drzwiach rezydencji staje służąca i zaprasza mnie do środka. Podążam za nią, podziwiając wystrój. Jestem przyzwyczajony do luksusu, jednak, co przyznaję z niechęcią, Leśna Cytadela robi wrażenie. Dlaczego w tak pięknym miejscu mieszkają tak straszni ludzie? Szybko widok się pogarsza, bo przed oczami staje mi gospodarz. Uśmiech polityka, tak? Zobaczymy, jak szybko zejdzie ci z twarzy.
- Ovdei, jak miło cię widzieć – odwzajemniam nieszczery uśmiech, choć nie do końca mam na to ochotę. Na widok Kuragina od razu nóż mi się w kieszeni otwiera. Chociaż… chyba wyjątkowo nie mam przy sobie noża – Nie piję przed szesnastą, chyba że na bankietach. Ale nasze przyjacielskie spotkanie nie jest aż takim oficjalnym wydarzeniem. Zresztą, dobrze, że wasz ślub się zbliża, dawno nie byłem na żadnym przyjęciuZnowu odlatujesz. Przyszedłeś tu w konkretnym celuMyślę, że herbata wystarczy, chociaż pewnie nie zabawię tu zbyt długo.
To może być kłamstwo. Kto wie, ile argumentów przyjdzie mi do głowy, gdy będę opowiadał Ovdeiowi, dlaczego powinien albo traktować Rumę jak księżniczkę, albo sobie odpuścić. Tym razem go nie pobiję, ale za każdą łzę Potockiej złamię mu jedną kość. W rękawiczkach, żebym przypadkiem sam nie musiał się leczyć, już wystarczająco wiele razy byłem połamany.
- Dziękuję za zaproszenie na ślub, na pewno się zjawię. Jak mógłbym opuścić uroczystość kobiety, która jest dla mnie jak siostra? – Czy podkreślanie, co łączy mnie i Rumianę, ma w ogóle sens? On jest świadomy tego, jak blisko ze sobą jesteśmy, może dlatego w ogóle zgodził się na to spotkanie i jeszcze tak idiotycznie się uśmiecha. Przecież psując nasze relacje, już i tak niezbyt ciepłe, pogarsza opinię nas obu w oczach swojej przyszłej żony - Powiedz mi, jak idą przygotowania? Już jesteś gotowy na to, by wżenić się w rodzinę, której i ja stanę się niedługo częścią?
Owszem, mogłem nie zaczynać od razu od konkretów, tylko udawać dyplomatę. Ale gdzie tu zabawa.

Skocz do: