|
|
|
|
|
Pon Lip 13 2020, 21:46 | | Oranżeria Średniej wielkości oranżeria stoi w sercu ogrodu. Wygląda dość oryginalnie: i ściany, i dach budynku to barwne witraże, przedstawiające widoki z Archangielska, rośliny, magiczne stworzenia. Czasami można zauważyć, jak poruszają się nieznacznie, zmieniają swoją pozycję na szkle. Gdy słońce uderza w pomarańczarnię, zalewa się ona milionem kolorów. W środku zimą zawsze jest ciepło, latem – przyjemnie chłodno. Unosi się tu zapach egzotycznych owoców i roślin, ustawionych w dużych donicach między wygodnymi sofami i fotelami. Ustawiono tu też rzeźbiony stolik, przy którym można zjeść albo wypić herbatę w miłym otoczeniu. |
| |
Humań, Ukraina 35 lat czysta majętny była śpiewaczka operowa, działaczka charytatywna, dama na salonach, matka, żona polityka |
Wto Lip 21 2020, 01:04 | | 14.03.1998 Dzięki bogom, że Ovdei nie zagląda do kuchni. Gdyby zaglądał, wszystko bardzo prędko by się wydało. Wczoraj Ovdya był w Ministerstwie Magii na obradach Starszyzny. Nie było go w domu przed wyborami, nie ma go w domu po wyborach. Takie życie polityka, jak zgaduję. W Rosji zawsze są pilne sprawy do załatwienia. Wrócił, gdy dzieci już spały, zjadł późną kolację w jadalni. Potem poszedł spać – i nie zajrzał do kuchni. Nie miał żadnego powodu. Ocaliło to niespodziankę (choć jak niespodziewane może być przyjęcie urodzinowe w dzień urodzin?). Wczoraj upiekłam tort. Tort jest bezowy, z kremem truskawkowym i bitą śmietaną, przystrojony bogato owocami z oranżerii i płatkami wczesnowiosennych kwiatów z naszego ogrodu. Obłożyłam go zaklęciami, by rano wciąż był świeży, i zostawiłam w kuchni, przykryty porcelanową pokrywką dla niepoznaki. Dziś, gdy dopiero świtało, wysunęłam się ostrożnie z łóżka (Ovdei poruszył się niespokojnie, ale udało mi się wymknąć bez zbudzenia go), wypiłam kawę na pobudzenie, potem przyszykowałam się (mam na sobie dziś jego ulubioną sukienkę, tę niebieską, jedwabną, w kropki, mam nadzieję, że mu się spodoba). Nakarmiłam dzieci, a gdy rozbudziły się, z pomocą służących ubrałam je także, nieco ładniej i odświętniej, niż zazwyczaj ubieram je na zwykły dzień w domu (szybko wszystko brudzą). Niki ma nawet koszulę. Marudził, ale ostatecznie zgodził się na nią i wygląda jak prawdziwy dżentelmen. Wtajemniczyłam go w mój plan; wydaje się, że wszystko zrozumiał, ale przekonamy się o tym jeszcze. Następnie zeszliśmy do ogrodu, do oranżerii, gdzie kazałam nakryć do śniadania. I wyłożyć ciasto, oczywiście. — Masha, sprowadź, proszę, pana Ovdeia do oranżerii. Dziś zjemy tutaj — mówię do służącej, poprawiając tort na kryształowej paterze. — Pewnie jeszcze śpi. Zrób co w swojej mocy, żeby wyciągnąć go z łóżka — dodaję żartobliwie. Masha uśmiecha się rozbawiona. Dobrze, pani Rumiano – dyga i rusza w stronę domu. Widzę kątem oka, jak sfrustrowana Nastya wyciąga pulchne rączki w stronę ciasta. Wygląda przy tym tak uroczo, tak nieporadnie, że daję jej buziaka w czubek głowy i zapewniam ją, że zaraz też zje (przynajmniej owoce z przybrania, może kęs tortu, trochę kremu – nie chcę przekarmić jej słodyczami, będzie ją potem bolał brzuch). Oddalam się na krok, przyglądam się uważnie ciastu, oceniam. Przekrzywiam głowę. Świeczka jest chyba trochę krzywo. Poprawiam ją ostrożnie i podpalam różdżką. Dostrzegam jakieś poruszenie na ścieżce. W pośpiechu biorę Nastyę na ramiona i daję znak Nikiemu. Nasz synek podekscytowany ześlizguje się z krzesła i staje przy zwykłym siedzeniu taty, trochę chowając się za oparciem, ale wyglądając zza niego co i rusz. Gdy tylko Ovdya staje w wejściu, głosy moje i Nikolaia wybuchają w nieco nierównym sto lat. Śpiewamy wspólnie, ja nadając tempo śpiewowi trzylatka, zmuszona nieco je spowolnić, by Niki nadążył. Nastya zdziwiona patrzy to na nas, to na tatę, nuci coś po swojemu, klaszcze rączkami szczęśliwa. — Wszystkiego najlepszego, kochanie! — wykrzykuję, na co nasz synek reaguje entuzjastycznym „jej!”. Brzmi to tak niewinnie i uroczo, że śmieję się mimowolnie – szczery, czysty śmiech. Wszystkiego najlepszego, kochanie. To twoje czterdzieste drugie urodziny. |
| |
Archangielsk, Rosja 42 lata błękitna majętny polityk Sabatu, pamiętnikarz-amator |
Czw Lip 23 2020, 18:29 | | Obudziłem się głodny. Nie pamiętałem nawet, czy zjadłem kolację poprzedniego wieczora, gdy wróciłem z obrad Starszyzny, ale Ruma chyba nie pozwoliłaby mi położyć się spać na pusty żołądek. Zamiast kolacji pamiętałem wyraźnie każdy punkt obrad, każdą przemowę – mógłbym pewnie wyrecytować z pamięci kolejność, w jakiej zabierali głos inni członkowie rady. Ciężko byłoby mi znaleźć usprawiedliwienie dla tej obsesyjnej nadgorliwości (może wynikało to z ambicji wypełnienia wyborczych postanowień, a może z czegoś zupełnie innego i bardziej osobistego), ale nie wybaczyłbym sobie, gdybym podchodził do spraw państwowych lekko. Jeżeli magiczna Rosja miała wygrzebać się ze swojej aktualnej sytuacji, musiałem być zmotywowany i gotowy do działania, dokładnie tak, jak oczekiwałbym tego od pozostałych. I jako wyborca, i jako polityk. Nie tylko ssanie w żołądku wyrwało mnie dzisiaj z łóżka. Zrobiła to także Masha, która, zapukawszy stanowczo w drzwi naszej sypialni, weszła i powitała mnie niemożliwym do odrzucenia zaproszeniem do zjedzenia w oranżerii. Domyślałem się, że to Ruma musiała wydać polecenie, żeby mnie obudzić – kto to słyszał, żeby pracujący człowiek spał do tak późna w dzień, nawet jeśli była dziś sobota. W tamtym momencie nie myślałem, co mogło skusić ją do jedzenia na zewnątrz. W moim wieku zdarza się zapominać o własnych urodzinach, zwłaszcza jeżeli miałem kogoś, kto zwykle pamiętał o nich za mnie. Tyle ich już było (dokładnie czterdzieści jeden), że jedne nie zmieniłyby właściwie niczego, gdyby o nich zapomnieć. – Dziękuję, Masha. Zejdę do nich za piętnaście minut – odprawiłem ją. Skłoniła głowę i zamknęła za sobą drzwi, zostawiając mnie sam na sam z szafą, łazienką i piętnastoma minutami. Dopiero ubierając się, zacząłem myśleć o tym, skąd mogła wziąć się inicjatywa mojej żony. Czasem rzeczywiście nie wymagało to okazji, zwłaszcza gdy nadchodziły cieplejsze dni i wiosenna odwilż ujawniała prawdziwe piękno naszego dworku. Jednak do tego czasu został jeszcze co najmniej miesiąc. Wtedy uderzył mnie bardzo oczywisty wniosek – a przynajmniej byłby oczywisty, gdyby na ścianie sypialni wisiał kalendarz. Ruma zapewne planowała jakoś uczcić moje urodziny i wybrała do tego miejsce poza domem, żebym nie obudził się przypadkiem, zanim wszystko było dopięte na ostatni guzik. Moja żona łączyła w sobie talent do planowania, perfekcjonizm i szczyptę sprytu i dzisiaj rzeczywiście dałem się jej oszukać. Nie żebym miał zamiar psuć jej niespodziankę, to byłoby okrutne. Nie dało się ukryć moich kroków na żwirowej ścieżce, dlatego wiedziałem, że słyszeli moje nadchodzenie z daleka, na długo zanim mogłem ich zobaczyć. Skorzystałem z ostatniej okazji, żeby przetrzeć zaspane oczy i odgonić resztki zmęczenia trzymające się mnie od pobudki – w dziesięć minut nie zdążyłbym nawet wypić kawy bez doznania rozległych oparzeń. Nie chciałem jednak zmuszać ich do czekania dłużej, niż było trzeba, bo kto wie, ile czasu zajęły dzisiaj przygotowania, zanim Masha zapukała do sypialni. Pewnie dość długo, oceniłem, nie poświęcając tej myśli więcej uwagi. Stanąłem w wejściu, słuchając urodzinowej piosenki z uśmiechem na twarzy i od razu poczułem się rześki jak nigdy dotąd. – Dziękuję, kochani! – wykrzyknąłem w odpowiedzi, przejmując entuzjazm od mojej rodziny. Podszedłem bliżej, żeby ucałować ich wszystkich po kolei. W międzyczasie mrugnąłem kilka razy, żeby odgonić łzy, które nabiegały mi do oczu. To w takich chwilach mówi się, że płacze się ze szczęścia – i choć starałem się tego nie zrobić z uwagi na dzieci, naprawdę dotknęło mnie, że nawet one chciały pomóc Rumie przygotować dla mnie niespodziankę. Większość na pewno poczyniła moja żona, w końcu dzieci nie umieją piec jadalnych ciast. Dlatego ucałowałem ją jeszcze raz, przytulając Nastyę, którą trzymała w ramionach. Nastya zachichotała i wyciągnęła do mnie rączki, więc siłą rzeczy musiałem teraz ją trochę ponosić. Absolutnie mi to nie przeszkadzało – dzisiaj nic nie mogło mi przeszkadzać. – Wygląda przepysznie! – skomentowałem tort, znów kierując wdzięczne spojrzenie w stronę Rumy. Wydawało się, jakby wiosna przybyła wcześniej specjalnie dla mnie, żeby ozdobić bitą śmietanę płatkami jeszcze nienarodzonych kwiatów. Oczywiście nie mogło się obyć bez życzenia, zanim zdmuchnąłem świeczkę. Ale czego mógłby życzyć sobie człowiek, którego przywitała uśmiechnięta żona i dzieci; który cieszył się poważaniem i który odnosił sukcesy (przynajmniej przeważnie)? Powierzyłem więc magii urodzinowej świeczki jedno życzenie, to samo, co rok temu: żebyśmy za rok spotkali się znów jako rodzina i mogli znów świętować w takim szczęściu jak dziś. Chociaż była to dość złożona prośba, nie mogłem wyrazić jej inaczej – świeczka na pewno zrozumiała ją mimo to. Zdmuchnąłem ją więc i ostrożnie wyjąłem z tortu, nie zdejmując z twarzy uśmiechu. – Może sprawdzimy razem, czy smakuje tak dobrze, jak wygląda? – rzuciłem do dzieci, które zapaliły się do tego pomysłu jakby zostały potraktowane żywym ogniem. – Pierwszy kawałek dla ciebie, kochanie – powiedziałem do Rumy, wbijając nóż w tort. |
| |
| | |
| |
|