Mistrz Gry
Mistrz Gry
Studio tatuażu Xfrk63Q
https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/

Czw Maj 21 2020, 20:14
Studio tatuażu

To zdecydowanie największe pomieszczenie lokalu. Szalenie wręcz sterylne, nie ma nic wspólnego z umiarkowaną obskurnością nadgryzionej zębem czasu fasady zewnętrznej budynku. Utrzymane w jasnej kolorystyce, oślepia czystością i, gdy przyjrzeć się bliżej, fachowością wyposażenia. Każdy mebel ustawiony pod jedną czy drugą ścianą, każdy fotel, blat, każdy stoliczek i kanapa – wszystko z daleka krzyczy, że wybierane było przez kogoś, kto zna się na rzeczy. Ma być wygodnie, komfortowo, ale też czysto i bezpiecznie. Ściany pomieszczenia zdobią oprawione w szkło rysunki autorstwa Andreia – przykładowe wzory tatuaży, które wykonał lub może wykonać, ale też dzieła, które szukają nowych domów jako obrazy czy plakaty. Jedną ze ścian zajmują w całości półki zastawione kolorowymi barwnikami, natomiast ustawiona w kącie szafka kryje zestaw tradycyjnych, mugolskich igieł, gdyby któryś z klientów zażyczył sobie też tatuaż niemagiczny.

Vanda Chekhova
Vanda Chekhova
Putting out fire with gasoline
Moskwa, Rosja
22 lata
charłak
brudna
zamożny
Dziennikarka gazety "Izvestiya" i dorywczo kelnerka w barze "Lel i Polel"
https://magicznarosja.forumpolish.com/t1413-vanda-chekhovahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1422-vanda-chekhovahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1423-vanda-chekhovahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1424-kropkahttps://magicznarosja.forumpolish.com/f147-mieszkanie-vandy-chekhovej

Wto Wrz 01 2020, 10:49
02.04.1998

Twój ojciec jest łachudrą, Vando. Zarabia na cudzej krzywdzie.
Ta myśl odbijała się po głowie młodej Chekhovej częściej niż powinna, bo chociaż uciekała od bierzma cwaniactwa, w kierunku uczciwej pracy, czuła, że od krwawych pieniędzy się nie uwolni. Fakt rzucenia się w ramiona dziennikarskich zagrywek wcale nie pomagał. Tutaj w końcu nawet najwierniejszej towarzyszce w boju wyrywało się informacje podstępnymi pazurami.
Byle chociaż trochę się wybić i byle chociaż trochę na tym zarobić.
Dziennikarze też najwięcej zarabiali na krzywdzie. Pisząc szokujące, czasami pełne kłamstw artykuły, które podcinały nogi reputacyjnych krzesełek ludzi bardziej istotnych, byle zmusić ich do zachowania równowagi na niższym poziomie lub kompletnego wywrócenia się na twarz.
Niczym nie różniła się od swojej rodziny, od której czasami umykała.
Właściwie, chociaż czasami mogła wstydzić się przedstawiać swoim nazwiskiem, ryzykując że ktoś rozpozna je mniej lub bardziej, tak cieszyła się, że jej rodzina budowała dużą wspólnotę. No i że do tej wspólnoty czasami dopuszczają córkę outsidera, która spijała z tej okazji korzystne strony bycia częścią rodzinnej mafii.
Wracając jednak do rzeczy istotnych, a nie przedstawiania historyjek niczym w Powieściach Tysiąca i Jednej Nocy - jako, że ojciec dosyłał jej czasami (czasami częściej, czasami rzadziej) gotówkę, widocznie chcąc uspokoić bardziej swoje i tak zwichrzone sumienie, niż zapewnić córkę godny byt - Vanda mogła te pieniądze odkładać lub wydawać tak, jak on by to widział - na godne życie i fatałaszki.
A już na pewno nie pozwoliłby na to, by jedyna córka pozwoliła nabazgrać na swoim ciele jakieś bandyckie, więźniarskie czy marynarskie wzory. W końcu tak nazywali to wychowani w innych warunkach rodzice. Tatuowanie się, odrażające.
I co, może jeszcze sama nałożysz sobie na dłonie kajdanki? Tak bardzo pasowane do tego typu cielesnych ozdobników? - sugerował głos w głowie, będący chyba metafizycznym ucieleśnieniem głosu wrednych ciotek Chekhovych.
Bardzo chętnie. Wszystko byle dać się obmacać milicjantom - odpowiedziała im, a raczej odpowiedziałaby, gdyby były bytem cielesnym.
Pociągnęła drzwi prowadzące do lokalu, do którego zdecydowanie przypadkiem nie trafiła. Z pewnym trudem, bo wiosenny silny wiatr zarówno roztrzepywał jej jasne kłaki, jak i nacierał swoją siłą na te magiczne wrota Wilczej Jamy.
Gdy więc Vanda pojawiła się już za nimi, mogła odetchnąć z pewną ulgą, już od drzwi poprawiając gęste łąki blond pukli, byle tylko nie wyglądać jak skończone czupiradło.
- Dzień dobry - powiedziała tylko głośno i bez zawahania od drzwi, nie podnosząc jeszcze wzroku ze swoich palców, z których to odganiającym gestem strąciła kilka wypadniętych włosków. A gdy już fryzura nie stanowiła centrum jej zainteresowania, podniosła wzrok na obecnego na korytarzu właściciela.
- Paranoja - zaśmiała się do siebie. Zawsze. Zawsze spotykała niespodziewanie poznanych w innych miejscach ludzi. Aż przed oczami pojawiły się jej wizje nieprzyjemne, związane z potyczkami, krwią i bliznami. Oraz mroczki, bo przypadkowe spotkania zawsze budziły w jej młodym umyśle ten “efekt specjalny”. - Co za spotkanie! Jesteś klientem?
Daj Bóg!
Chociaż głos Chekhovej wydawał się zadowolony, sama nie wiedziała skąd ten ton jej się wziął.
Andrei Asen
Andrei Asen
Studio tatuażu HsLNwfx
Wielkie Tyrnowo, Bułgaria
27 lat
wilkołak
¾
przeciętny
człowiek renesansu, nadworny lowelas, laureat orderu męczydupy miesiąca
https://magicznarosja.forumpolish.com/t607-andrei-asenhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t625-andrei-asen#998https://magicznarosja.forumpolish.com/t626-andrei-asen#999https://magicznarosja.forumpolish.com/t628-peso#1001https://magicznarosja.forumpolish.com/t627-andrei-asen#1000

Sob Wrz 05 2020, 11:08
Kilka złotych rad wujka Niko, dużo własnego wysiłku i jeszcze więcej samozaparcia - determinacji? desperacji? - sprawiło, że Andrei mógł wreszcie powiedzieć, że ma coś swojego. Całkiem sporo, zdaniem Asena, choć zdaniem jego rodziny z pewnością nie było to wiele. I z pewnością nie było to coś, co powinien posiadać jako Asen.
Andrei jednak był dumny. Z siebie, z tego, co wypracował i - może przede wszystkim - z tego, że w ogóle się na podobną odpowiedzialność zdobył. Własny lokal, własny biznes - to w końcu była odpowiedzialność. Dorosłość. To było to wszystko, czego Andrei tak długo, bardzo długo unikał. To już nie były radosne występy na ulicy ani niezobowiązujące przysługi z doskoku w czyimś lokalu. Nie, teraz Asen działał sam i to było... Odświeżające. I niewątpliwie szalenie satysfakcjonujące.
Co zabawne, wciąż nie do końca się przyzwyczaił. Było tak, jakby nie do końca jeszcze docierało do niego, że to wszystko - Wilcza Jama, mieszkanie nad nią i powoli gromadzona klientela - że to wszystko jest jego. Niby z jednej strony wiedział, niby rozumiało się samo przez się, że nie może być nikogo innego - czasem budził się jednak i potrzebował chwili, by pozbyć się wrażenia, że znów jest na wynajętym, a wszystko, co będzie robił przez cały dzień, będzie robił dla kogoś.
Nie. Już nie. Teraz był dla siebie i robił rzeczy dla siebie.
Kręcił się po studiu od godziny i od godziny jego myśli krążyły mniej więcej tym samym torem. Wirując z mopem i po otwartych przestrzeniach lokalu - niby mógł sprzątać zaklęciem, ale bardziej tradycyjne rajdy z mokrą ścierą były dla niego w jakiś sposób uspokajające - myślał o tym, co było i co zadziało się aż do tej chwili. A działo się wiele.
Gdzieś po drodze gubił czasem koncentrację, gdy uderzało go gorąco a dłonie zaczynały go świerzbić. Do pełni było jeszcze daleko, ale Asen wiedział, że to nie chodziło o pełnię. To po prostu tak było. Jego mały, futerkowy problem i małe, futerkowe mankamenty. Zdążył się już przyzwyczaić.
Gdy drzwi do salonu otworzyły się, Andrei urwał w pół tonu nucenie piosenki, która akurat chodziła mu po głowie, uniósł wzrok znad pojemniczków z tuszami, które właśnie zamierzał poukładać i uśmiechnął się szeroko, gdy ledwie chwilę później rozpoznał, kogo widzi.
Od niefortunnego spotkania na trzęsawiskach minęło już trochę czasu, ale o przybyłej Andrei wciąż wiedział tylko, jak ma na imię, jak wygląda i jak pachnie. To nie było za wiele, nie?
- Cześć! - rzucił lekko, z entuzjazmem znacznie większym niż wtedy, na bagnach. Większa beztroska była jednak zrozumiała - teraz nic nie próbowało go zeżreć.
Na pytanie Vandy wyszczerzył się szerzej. A więc nie wiedziała, do kogo przychodzi. To w sumie nie było zaskakujące, nie porozmawiali wtedy za dużo, nie opowiadali o sobie nazbyt wiele, a potem nie widzieli się już po raz kolejny. Nie było okazji, by dowiedziała się o Jamie.
- Nie bardzo - wyprowadził dziewczynę z błędu i gestem zaprosił ją dalej. Odstawionego niedbale pod ścianę mopa odesłał zaklęciem do schowka, pudełko z tuszami odłożył na bok, by zająć się nimi później. - Jestem panem i władcą - rozpostarł ręce w teatralnym geście wskazania całej przestrzeni. Potem roześmiał się i lekko przechylił głowę na bok, w ten sposób, w który zwykle czyniły to zaciekawione zwierzęta. - Jakoś tak wyszło, że to moje - wyjaśnił bardziej jednoznacznie z lekkim uśmiechem, w kolejnej chwili dając wyraz swej ciekawości. - Przyszłaś po tatuaż czy na planszówki? - spytał lekko. Ostatecznie w Jamie oferował jedno i drugie, niekoniecznie zawsze w pakiecie.
Vanda Chekhova
Vanda Chekhova
Putting out fire with gasoline
Moskwa, Rosja
22 lata
charłak
brudna
zamożny
Dziennikarka gazety "Izvestiya" i dorywczo kelnerka w barze "Lel i Polel"
https://magicznarosja.forumpolish.com/t1413-vanda-chekhovahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1422-vanda-chekhovahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1423-vanda-chekhovahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1424-kropkahttps://magicznarosja.forumpolish.com/f147-mieszkanie-vandy-chekhovej

Pon Wrz 07 2020, 10:20
Widocznie blondynka trochę inaczej traktowała wspomnienia o tamtym zdarzeniu.
Rany po szponach demona goiły się naprawdę marnie, a ona bez swoich magicznych zdolności – mogła ulżyć sobie tylko lekami przeciwbólowymi i alkoholem. Ganiła się za to jak szalona, odbierając cztery wolne w pracy byle tylko móc regenerować się i nie pokazywać swojej zapitej mordy światu przez jakiś krótszy czy dłuższy czas.
W końcu po dolewaniu hektolitrów wódki i piwa klienteli, Vandę mdliło już na samą myśl o wlewaniu tego jeszcze do własnych ust. I upadlaniu się tak, jak czynili to goście Lela i Polela, kończący czasem pod stolikiem lub na noszach, gdy porwał ich ten zdradziecki wiatr wiary w swoje zdolności bitewne.
Na szczęście już wszystko było dobrze. Oczywiście poza bliznami na plecach i bliznami na duszy.
Skoro jednak Andrei poradził sobie jakoś z tymi traumatycznymi wspomnieniami, ona nie mogła być gorsza od jakiegoś pieprzonego mężczyzny! Kobiety miały wielką siłę i nie mogły obnażać nawet niewielkich słabości przed byle jakim Bułgarem!
Zganiła się w głowie. Chojractwo, no proszę. Ostatnio gdy byłaś pewna swoich zdolności, ledwie uszłaś z życiem.
- Jakie zasady panują w twoim królestwie? Znudziła mnie już nowa Duma, chętnie rozważę twoje rządy – powiedziała, chociaż słowa te mogły zaprzeczać jej wcześniejszemu wewnętrznemu przekrzykiwaniu. Może chciała kupić sobie po prostu czas na zastanowienie czy jednak nie chce stąd wyjść, a może chciała po prostu związać z Andreiem jakieś milsze wspomnienie, na przykład przyjemnej rozmowy.
W końcu kojarzenie się tylko z atakiem rusałek naprawdę nie było dobrą reklamą.
- Przyszłam oddać się jako płótno pod twój pędzel, jak zakładam – uśmiechnęła się, podążając za Asenem tam, gdzie ten jej tylko wskazał. - Ale wiem, że pewnie nie będzie to smyranie końskim włosiem, tylko wbijanie igieł. No trudno.
Stresowała się. Początkowo stwierdziła przecież, że gangsterska rodzina powinna uodpornić ją na ból tatuowania. Dlaczego wiec czuła lęk?
- Pierwszy raz jest zawsze najtrudniejszy – pocieszała siebie sama. Wbiła spojrzenie w Andreia, jakby oczekując jego potwierdzenia. W głowie już zastanawiała się czy Asen potrafił sam sobie wyrysować coś na skórze. Czy potrafił zadać sobie ból, by przyozdobić własne ciało?
Póki co słowa te nie wyrwały się jej z gardła, pozostały gdzieś na dnie umysłu, przygniatane butem, tak samo jak przygniatane były te naturalne zdolności Vandy do bycia gadatliwą dziewką.
Nie mogła zasypać Andreia słowami, jeżeli mieli spędzić razem na pewno... Kilka godzin.
- Chciałabym byś wytatuował mi coś w mniej widocznym miejscu, najlepiej na żebrach, na boku ciała. Gdyby zupełnie przypadkiem milicja czy Straż złapała mnie na jakimś niecnym uczynku - zaśmiała się na to określenie. - Może nie zdążą tego zauważyć nim im umknę.
Główka pracuje.
Andrei Asen
Andrei Asen
Studio tatuażu HsLNwfx
Wielkie Tyrnowo, Bułgaria
27 lat
wilkołak
¾
przeciętny
człowiek renesansu, nadworny lowelas, laureat orderu męczydupy miesiąca
https://magicznarosja.forumpolish.com/t607-andrei-asenhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t625-andrei-asen#998https://magicznarosja.forumpolish.com/t626-andrei-asen#999https://magicznarosja.forumpolish.com/t628-peso#1001https://magicznarosja.forumpolish.com/t627-andrei-asen#1000

Nie Wrz 13 2020, 13:09
To, że Andrei teraz sobie radził wynikało chyba po prostu z podejścia do pojęcia traumatyczne. Nie mogło być takie coś, co dzieje się w jego życiu często. To znaczy, jasne, starcia z rusałkami akurat nie były na porządku dziennym, ale już sam ból odniesionych ran, samo zagrożenie zdrowia i życia - tak. Wpadanie w tarapaty było nieodłącznym elementem bycia Andreiem. Kolekcja siniaków, zadrapań i bardziej paskudnych obrażeń zebranych w ciągu życia Asena była dosyć solidna i godna podziwu. Teraz zaś skutkowało to tym, że, cóż, przyzwyczaił się. Tak po prostu. To raczej nie było dobre przyzwyczajenie, ale było i trudno było z nim dyskutować.
Nie znaczyło to jednak, że zapomniał przez co przeszli i w jakich okolicznościach się poznali. Nie był głupi - nie aż tak, jak często go oceniano! - i zdawał sobie sprawę, że po nim może to wszystko spłynęło, ale po nikim normalnym na pewno nie. A Vanda była normalna, nie? Bardziej niż on, na pewno. Teraz, gdy przyszła, przyglądał się jej więc nieco bardziej uważnie, może nieco zbyt nachalnie i wyjątkowo nie w ten nieprzyzwoicie pełen podtekstów sposób... A przynajmniej nie tylko w ten. Bo jednak nie byłby sobą, gdyby był inny, a podteksty były równie nieodłącznym elementem bycia Andreiem co pakowanie się w kłopoty.
- Wódka i wino bez limitów dla każdego, kto umie się potem zachowywać cywilizowanie i nie przynosić wstydu - rzucił teraz radośnie w odpowiedzi na pytanie dziewczyny, bo to, że się przyglądał, to jedno, ale poruszanie tematów niefortunnej wyprawy na trzęsawiska - to drugie. Nie czuł się upoważniony do pytań w stylu jak się trzymasz? i wszystko u ciebie w porządku? Nie znali się na tyle, by podobna troska była naturalna. To znaczy, dla Andreia była - on był empatyczny, był troskliwy i znacznie bardziej sympatyczny, niż niektórzy podejrzewali - ale jednak społeczeństwo narzucało jakieś ramy, jakieś wymogi które należało spełnić, zanim można było sobie pozwolić na podobną bliskość. A Asen był świadom, że jeszcze ich nie spełnił.
Jeszcze. Bo chyba chciał. Tak mu się wydawało. Ale jemu się w ogóle często wydawało, więc nie był pewien - było za wcześnie, żeby był.
Gdy jasnym stało się, co sprowadziło Vandę w progi Wilczej Jamy, Andrei zaprosił ją gestem dalej, wskazując krzesełko przy jednym z łóżek do tatuażu. Sam wygrzebał z szuflady album gotowych wzorów, ale też rulony czystego pergaminu, gotów na bieżąco stworzyć coś, co odpowiadałoby dziewczynie. Posiadanie na swych usługach magii było w tym momencie wygodne i znacznie przyspieszało pracę, pozwalając na szybsze tworzenie wzorów i tatuowanie niemalże od ręki.
Na rozważania Vandy roześmiał się cicho. Nawet, gdyby nie powiedziała, że przychodzi po raz pierwszy, wywnioskowałby to z poziomu jej analiz. Podobne przemyślenia i słowotoki zawsze towarzyszą pierwszym wizytom, kiedy nie wiadomo jeszcze, czego się spodziewał. Doskonale wiedział, jak to jest, podobnie dyskutował przy swoim pierwszym tatuażu.
- Z użyciem magii nie boli aż tak bardzo - uspokoił z uśmiechem, nie planując jednak szafować stwierdzeniem, że nie boli w ogóle. Pracując magicznie nie musiał używać igieł, co niewątpliwie poprawiało sytuację, wciąż jednak trwale modyfikował ciało, więc nie mogło nie boleć tak zupełnie. - Poza tym mam taki fajniutki spray, chłodzi, znieczula, w ogóle robi cuda, tak, żeby było jednak bliżej smyraniu końskim włosiem. - Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
Przekrzywiając lekko głowę, wysłuchał życzeń Vandy z uwagą, korzystając jednak z chwili, by przy okazji po prostu popatrzeć. Bo on lubił patrzeć, a Vanda była atrakcyjna. Poza tym to jeszcze... Jeszcze chyba tak najzwyczajniej w świecie się cieszył, że widzi ją znowu, tym razem w bardziej sprzyjających okolicznościach. Bo wydawała się być sympatyczna. Warta poznania i uwagi. Bo, pomijając oczywiste niedogodności ich pierwszego spotkania, było mu w jej towarzystwie całkiem przyjemnie.
- No tak, faktycznie. Na pewno wyszła z kryminału - parsknął z rozbawieniem, przywołując typowy tekst towarzyszący nierzadko wytatuowanym osobom. Ileż razy słyszał podobne kierowane do kogoś, kogo znał, albo nawet do niego samego? Często. To w końcu był jeden z silniej zakorzenionych stereotypów. - Czyli żebra albo bok, co? Odważnie jak na początek, bo to jednak trochę boli - powiedział, nie po to, by ją straszyć, co po to, by wiedziała. Wybór miejsca i tatuażu musiał być świadomą decyzją, bo nawet uwzględniając możliwości magicznego usunięcia obrazka, który przestał się podobać, to i stworzenie ilustracji, i wywabienie jej było ingerencją w ciało, a przez to - nie było obojętne.
- Myślałaś o czymś konkretnym? - rzucił lekko, jednocześnie podsuwając jej przygotowany album. - Tu mam jakieś takie różne gotowe, jeśli chciałabyś obejrzeć albo... - znacząco uniósł pióro i pomachał pergaminem - ...możemy coś wykombinować na specjalne życzenie. - Uśmiechnął się szeroko.
Vanda Chekhova
Vanda Chekhova
Putting out fire with gasoline
Moskwa, Rosja
22 lata
charłak
brudna
zamożny
Dziennikarka gazety "Izvestiya" i dorywczo kelnerka w barze "Lel i Polel"
https://magicznarosja.forumpolish.com/t1413-vanda-chekhovahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1422-vanda-chekhovahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1423-vanda-chekhovahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1424-kropkahttps://magicznarosja.forumpolish.com/f147-mieszkanie-vandy-chekhovej

Wto Wrz 22 2020, 09:43
Spoglądanie ku jej osobie nie umknęło uwadze Chekhovej. W końcu ciężko było nie zauważyć, że rozmówca oferuje ci wręcz całą swoją uwagę, bo i zresztą w pomieszczeniu nie mając innych istot na które mógłby te zainteresowanie rozdzielić. Było to może krępujące w sytuacjach, gdy nie byli sobie równi – gdyby to on faktycznie był władcą wódki i wina, panem w koronie – kimś kto pochyla się nad podległym ludem i akurat skupił swoją uwagę na nic nieznaczącej Vandzie... Ale teraz wydawali się jacyś podobni. Asen daleko miał, przynajmniej w jej przekonaniu, do dystyngowanego chłoptasia z wielkim majątkiem ale słomą w butach. Wydawał się być człowiekiem z krwi i kości, jak widać – artystą, co pewnie uniemożliwiało nazwanie go twardo stąpającym po ziemi... Ale na pewno nie był oderwany od szarej rzeczywistości. Cholera, gdyby był – nie sprzątałby po sobie sam, jak to robił przed momentem. Musiał być Normalny.
Albo to blondynka była szybka w swoich osądach co do osób zupełnie sobie nieznanych i szybko pożałuje pewności, z jaką rzucała sobie te myśli. Póki co jednak wszystko wskazywało na to, że miała rację.
- Uważaj komu to mówisz, pracuję w barze i nie spotkałam jeszcze nikogo, kto pijąc za darmo potrafi przestać w odpowiednim momencie – uśmiechnęła się półgębkiem. - Nierozważny byłby z ciebie władca. Albo z garstką ludzi do władania.
Teraz już się wyszczerzyła. Dzięki słowom Andreia czuła się już nieco pewniej. Mniej myślała o tym, że mogła ośmieszyć się przed Bułgarem. Nie dał jej poznać, że jakiekolwiek jej zachowanie z tego feralnego dnia zdegradowało ją do rangi bezwartościowej dziewczyny, która nie potrafiła nawet czarować jak Bóg przykazał i Ludzie, a co za tym idzie – zatroszczyć się o tyłki ich dwójki. A zatem może nie była taką ofiarą losu za jaką się wtedy uważała...
- Pijany lud łatwiej kontrolować, to dlatego Rosja tyle lat utrzymywała carat – zaśmiała się. Właściwie – wątek ten mogli już skończyć, bo i na horyzoncie pojawił się nowy, bardziej rzeczywisty i aktualny.
Zasiadła na wyznaczonym przez wilkołaka miejscu.
Gdy to zderzyła się swoim zielonkawym oczkiem ze spojrzeniem Andreia, naturalnie „bitwę na oczy” przegrała, spuszczając wzrok nieco głupio na klaser pełen rysunków, jaki jej podano. Wpatrywała się w okładkę przez moment, układając na niej dłonie i wysłuchiwała ze spokojem słów mężczyzny.
- Ostatnio gdy się spotkaliśmy na pewno bolało mocniej niż będzie boleć dziś – próbowała się pocieszyć, zagrawszy paznokciami na albumie, który po chwili odsunęła na bok, widocznie mając w głowie już gotowy zamysł malunku. - Wiem, że to może trochę zająć i może nie uda nam się zacząć dziś ale... Przygotowałam coś. I chciałabym żebyś spróbował coś wycisnąć z mojego pomysłu. I już na starcie mówię – nie jestem najzdolniejsza plastycznie, możesz się śmiać, guzik mnie to obchodzi – próbowałam. Rwałam, darłam, bazgrałam – mam nadzieję, że chociaż domyślisz się co to może być... – ukorzyła się nieco, by potem zagrzebać w skórzanej torbie, dotychczas uwieszonej na ramieniu i wydobyć z niej białą, papierową teczkę. Przerzuciła kilka zabazgranych ściśniętym pismem kartek, by wydobyć tą jedyną, wyjątkowo pokrytą szkaradnym dość rysunkiem.
Rysunkiem przedstawiającym matrioszkę, największą chyba z całego kompletu. Dziewczę miało odkręconą głowę, położoną jakby niechlujnie u „stóp” zabawki. Zabawki, z którego ciała wystawały rosyjskie ruble o wysokim nominale. A przynajmniej tego domyślić się mógł Andrei, jeżeli odnalazł się w tych trochę dziecinnych kreskach, stawianych przez niewprawioną w sztuce Vandę. Z jednej strony znalazł się natomiast wykonany cyrklem półokrąg, na którym umieszczono zapisany rosyjską cyrylicą - „Nic tak ludzi nie dzieli, jak pieniądze”.
- Nie... Nie wykonuj tylko tego, co ja narysowałam. Po prostu... Chciałam przelać na papier to co miałam w głowie, ale w głowie wszystko wyglądało jakoś lepiej. Nie umiem rysować, dobra? Zrób to po prostu po swojemu, ale... Może uznaj to za inspirację? – wstydziła się trochę tego co przyniosła. Właściwie to podała mu jeszcze matowe zdjęcie, na którym widocznie wzorowała się wykonując bohomaz. Rosyjska babuszka, nieco obdrapana, z odkręconą głową i wypełniona kasą.
- Oczekiwania kontra rzeczywistość... – prychnęła nieco. - Wiem, że to śmiałe... ale dobrze widzieć, że wyszedłeś z tego wszystkiego jako-tako. Przyrzekam, że nie wiedziałam, że trafię do twojego zakładu. Dziwne to zrządzenie losu, przyznam, ale powiedz... Wierzysz w przypadki?
Wysypała się. No trudno, najwyżej tego pożałuje.
Sponsored content


Skocz do: