Opuszczone więzienie
Idź do strony : Previous  1, 2
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Opuszczone więzienie - Page 2 Xfrk63Q
https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/

Wto Cze 25 2019, 11:02
First topic message reminder :

Opuszczone więzienie

Więzienie zbudowano na początku XX wieku, które po upadku caratu przeszło w ręce władz komunistycznych. Jednak bez względu na to, kto rządził w kraju, przetrzymywano w nim zarówno zwykłych kryminalistów, jak i więźniów politycznych. Zostało ono ostatecznie zamknięte w latach siedemdziesiątych. Od tamtej pory budynek stoi pusty, coraz bardziej niszczejąc. Przez wybite szyby wpadają podmuchy wiatru, tworząc w korytarzach przeciągi. Więzienie dzieli się na trzy części. Pierwsza, przeznaczona dla więźniów, składa się z kilkudziesięciu cel. Środkowa część ma charakter użytkowy – znajduje się w niej kuchnia, stołówka, łazienka z prysznicami, świetlica. Tutaj też umieszczono zejście do podziemnych pomieszczeń, w których zazwyczaj wykonywano wyroki śmierci. W ostatniej części mieści się biuro naczelnika, pokoje strażników i archiwum. Miejscowi opowiadają, że po zapadnięciu mroku w budynku dochodzi do dziwnych zdarzeń – w oknach pojawiają się światełka, słychać trzaski i szepty. Powszechnie wierzy się, że dają o sobie znać niespokojne duchy więźniów, dlatego też większość ludzi omija szerokim łukiem okolice więzienia.

Andrei Asen
Andrei Asen
Opuszczone więzienie - Page 2 HsLNwfx
Wielkie Tyrnowo, Bułgaria
27 lat
wilkołak
¾
przeciętny
człowiek renesansu, nadworny lowelas, laureat orderu męczydupy miesiąca
https://magicznarosja.forumpolish.com/t607-andrei-asenhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t625-andrei-asen#998https://magicznarosja.forumpolish.com/t626-andrei-asen#999https://magicznarosja.forumpolish.com/t628-peso#1001https://magicznarosja.forumpolish.com/t627-andrei-asen#1000

Nie Lip 12 2020, 12:17
Ryknął głucho, po raz pierwszy wydając z siebie jakiś dźwięk inny od ciężkiego oddech, co było tyleż samo manifestacją posiadanej siły, którą zaczął odczuwać bardziej wyraźnie, co również złości. Złości, że człowiek zaczął atakować. Złości, że podejmował jakieś próby - próby, które, gdyby się powiodły, byłyby co najmniej nieprzyjemne w skutkach. Zatopienie kłów w miękkim, ciepłym ciele tylko częściowo wynagrodziło mu niemal trafiony atak mężczyzny na jego ślepia.
To, że udało mu się już posmakować krwi nie znaczyło jednak, że Andrei gotów był odejść. Nie był. Puścił człowieka tylko po to, by oblizać pysk z posoki i zaatakować po raz kolejny, mierząc... Nie, właściwie już nie mierząc. Męska sylwetka przestała mieć dla niego miejsca lepsze czy gorsze. Każdy skrawek ciała wart był tyle samo, tak samo kusił, by po raz wtóry zatopić w nim zęby, by wyszarpać ochłap ludzkiego mięsa.
Andrei ani przez chwilę nie pomyślał o konsekwencjach swojego postępowania. Ani przez moment nie przeszło mu przez myśl, że wbicie kłów w ciało mężczyzny jest niemal równoznaczne z zakażeniem go likantropią. Miał o tym pomyśleć, oczywiście, ale później, po powrocie do ludzkiego ciała. Teraz, niemal do reszty pozbawiony cywilizowanych instynktów i ludzkiego rozsądku, Bułgar nie zdawał sobie sprawy, co właśnie zrobił.
Liczyła się ofiara. Mięso. Głód.
Nie planował puścić mężczyzny z życiem. Nie była to przy tym jakaś świadoma myśl - Andrei nie zastanawiał się nad tym, co się stanie czy co może się stać. To było intuicyjne, oczywiste, że skoro był na polowaniu, to zamierzał to polowanie zakończyć - w sposób jedyny słuszny, jedyny akceptowalny dla drapieżnika.
Rzucił się ponownie na mężczyznę, tym razem warcząc głucho, z głębi trzewi. W ślepiach płonął mu ogień, podobnie wrzała krew tętniąca w żyłach.
Nie myślał już o obronie lub, jeśliby się uprzeć, rozumiał ją już tylko w sposób najlepszą obroną jest atak. Nie zamierzał odskakiwać. Nie zamierzał krążyć i czaić się.
Chciał krwi.


Ostatnio zmieniony przez Andrei Asen dnia Nie Lip 12 2020, 12:18, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Opuszczone więzienie - Page 2 Xfrk63Q
https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/

Nie Lip 12 2020, 12:17
The member 'Andrei Asen' has done the following action : Kostki


'k50' : 50
Idriz Sheha
Idriz Sheha
Tirana, Albania
46 lat
wilkołak
brudna
bogaty
pan od brudnej roboty
https://magicznarosja.forumpolish.com/t992-idriz-shehahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1107-idriz-sheha#4874https://magicznarosja.forumpolish.com/t1109-idriz-sheha#4876https://magicznarosja.forumpolish.com/t1110-bourbon#4877

Nie Lip 19 2020, 14:42
Jeszcze nie docierało do niego, że nakazanie Elenie ucieczki, a samemu pozostanie na placu boju było pomysłem ze wszechmiar durnym. Dopiero później, kiedy adrenalina opadła, a ciało płonęło już tylko bólem rozerwanych mięśni, miał pojąć, jak bardzo bez sensu było inicjowanie tej walki – nie mógł w niej zyskać absolutnie nic. Nic poza nakarmieniem pierwotnego instynktu okazania się silniejszym.
Prawdę powiedziawszy, ten wilkołak miał wszelkie prawo rozedrzeć go na strzępy, pożreć, albo wysrać się na jego szczątki w ramach demonstracji, kto wyszedł z tej sytuacji zwycięsko i Idriz nie mógłby zająknąć się słowem sprzeciwu. Sam go zachęcił nie uciekając z Eleną i teraz musiał ponieść konsekwencje. Bolesne konsekwencje.
Przez krótki moment odczuł zdziwienie, kiedy nacisk szczęk wilkołaka zelżał, a ten cofnął się, uwalniając jego pokiereszowane ramię tylko po to, by oblizać pysk. To chyba właśnie ten gest, ta nonszalancja niemal w uwolnieniu ofiary, wyczuwalna pewność, że już wygrał, a on nie ucieknie, na nowo roznieciła wściekłość Idriza. Zamrowiła w opuszkach palców (a może to tylko upływ krwi?), wyrwała mu z gardła warkot. Coś się tej kupie futra pomyliło, jeśli sądziła, że raz ugryziony będzie teraz stał potulnie w miejscu, czy nadstawi głowę do ścięcia.
Widząc, że pokraczna sylwetka spina się znowu do skoku, próbował rzucić pierwsze zaklęcia, które przychodziły mu do głowy:
- Spazamsa, Usonora, Vorsed!
Albo gwiazdy ułożyły się w odpowiedniej konfiguracji, albo jakieś nienazwane bóstwo uznało, że oszczędzi dziś Idriza, bo oto blokowana wcześniej magia popłynęła przez niego strumieniem, uderzając w wilkołaka. Nie z pełną siłą i na pewno nie tak, jak zwykle wyglądały efekty tych zaklęć, ale wystarczyło jej na odrzucenie jego ciała do tyłu i chwilowe ogłuszenie.
- Kurwa – warknął już tylko, dysząc ciężko. Zaczynało czuć postępujące drętwienie w ugryzionej ręce, starczyło mu jednak rozsądku i siły, by deportować się z więzienia. Nie trafił co prawda pod swoje drzwi, a gdzieś w pobliski zaułek, ale wystarczyło.

[z/t Idriz i Andrei]
Andrei Asen
Andrei Asen
Opuszczone więzienie - Page 2 HsLNwfx
Wielkie Tyrnowo, Bułgaria
27 lat
wilkołak
¾
przeciętny
człowiek renesansu, nadworny lowelas, laureat orderu męczydupy miesiąca
https://magicznarosja.forumpolish.com/t607-andrei-asenhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t625-andrei-asen#998https://magicznarosja.forumpolish.com/t626-andrei-asen#999https://magicznarosja.forumpolish.com/t628-peso#1001https://magicznarosja.forumpolish.com/t627-andrei-asen#1000

Wto Sie 11 2020, 20:00
13 III 1998 r.

Gdyby twierdził, że potrzebował czasu, byłby parszywym kłamcą, bo prawda była zupełnie inna. Czas, owszem, był potrzebny, jak najbardziej. Ale nie jemu. On, Andrei Asen, bułgarski pies, niecierpliwił się. Od minionej, lutowej pełni w zasadzie z trudem silił się na to, by czekać. Wyrzuty sumienia gryzły go jak wygłodniałe, hehe, wilki, poczucie winy dławiło go w gardle, jednocześnie jednak zmuszając, by coś zrobić. A niewiele przecież wtedy mógł. Przyszedł, tak, przyniósł żarcie - odpowiednio krwawe, wiedział przecież, czego potrzebuje się zaraz po zarażeniu - próbował nawet coś wyjaśnić i jakoś pokracznie przeprosić. Próbował się dogadać. Ale poza tym - musiał czekać.
Idriz Sheha miał co przetrawić, do czego się przyzwyczaić, z czym się oswoić.
Teraz jednak minął miesiąc i znów była pełnia. Jego, Andreia - któraś z kolei. Idriza - pierwsza. Pierwsza w takiej formie. Bułgar nie zamierzał zostawić go samego, nie mógł. Sheha mógł sobie życzyć towarzystwa lub nie, Andrei miał to w nosie.
Od miesiąca Albańczyk był jego cholerną odpowiedzialnością.
Asen nie próbował jakoś specjalnie się ukrywać, gdy od kilku dni obserwował Idriza. Nie podchodził, nie witał się, ale był. Obserwował, mrużąc ślepia i węsząc. Nadchodzący pełny księżyc sprawiał, że krew wrzała mu w żyłach - Shehę musiała wręcz wypalać. To znaczy, Andrei nie był pewien. Nie wiedział, czy wszystkie wilkołaki przechodzą likantropię tak samo. Pamiętał jednak, jak przechodził ją on i postanowił bezpiecznie założyć, że z Idrizem będzie przynajmniej podobnie, jeśli nie tak samo. Zostawiał też margines błędu, cicho brzmiące w uszach może być też gorzej. Rzeczywiście, mogło. Dlatego tym bardziej nie zamierzał pozwolić, by Sheha był sam.
Pomijając nawet samego Shehę, chodziło też o Petersburg. To było jego miasto. Andrei nie zamierzał dać go skrzywdzić.
Jasny blask pełnej księżycowej tarczy objął go za miastem, ale Andrei pozostał poza zabudowaniami tylko przez chwilę. Gdy tylko ludzkie cięło wygięło się, wypaczyło, gdy znów, jak co miesiąc, rozrósł się i spojrzał na świat drapieżnymi ślepiami - wrócił. Idriza nietrudno było znaleźć. Był szczenięciem. W ludzkiej rzeczywistości - doświadczony, silny i pewien siebie teraz, w zwierzęcym świecie, był znacznie bardziej nieporadny. Nie wszystko jeszcze umiał. Wiele musiał się nauczyć.
Andrei nie wątpił, że Sheha nigdy w życiu się do tego nie przyzna. Nie od tak. Niedoświadczenie było przecież słabością, tak wielu rozumowało. Idriz pewnie też.
Bułgar nawet się nie zdziwił, gdy trop Albańczyka doprowadził go do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Widząc z daleka znajome mury, Anrei prychnął cicho. Świetnie.
Podążał za Idrizem tak długo, aż nabrał pewności, że nikogo poza nimi tu nie ma. Nie chciał powtórki z rozrywki. Nie mógł mieć powtórki z rozrywki, do cholery.
Dalej, w głębi więziennych murów, wyszedł w końcu z cienia i pozwolił, by Idriz go zobaczył. W zasadzie - zmusił go, by go zobaczył. Stanął mu na drodze, kilka długich kroków przed nim i czekał, świdrując nowego wilkołaka uważnym spojrzeniem zimnych ślepii.
Czekał, ale tym razem raczej nie będzie musiał robić tego zbyt długo.
Idriz Sheha
Idriz Sheha
Tirana, Albania
46 lat
wilkołak
brudna
bogaty
pan od brudnej roboty
https://magicznarosja.forumpolish.com/t992-idriz-shehahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1107-idriz-sheha#4874https://magicznarosja.forumpolish.com/t1109-idriz-sheha#4876https://magicznarosja.forumpolish.com/t1110-bourbon#4877

Sro Sie 12 2020, 19:29
Idriz nigdy nie był człowiekiem wielu słów i nie zmieniłby swojego podejścia do życia nawet zapytany o doświadczenia związane z wilkołactwem. Wilkołak, cholera jasna, wciąż to do niego do końca nie docierało. Logicznie wiedział, co się z nim stało, co stawać się będzie w trakcie każdej kolejnej pełni, że srebro będzie parzyć, ale nie podejrzewał, że wszystko będzie aż TAK. Że świat nagle stanie się BARDZIEJ. Ciężko byłoby to opisać słowami nawet komuś, kto używał ich często i intensywnie, a dla kogoś takiego jak Sheha stawało się to zadaniem niemożliwym.
Pierwsze kilka dni po ugryzieniu minęły jak za mgłą powodowaną przytępiającym efektem ubocznym środków przeciwbólowych. Mocnych, takich, które byłyby w stanie powalić konia, bo tylko takie przynosiły jakiś efekt. Ręka na szczęście doszła do siebie i on też. Z czasem.
Tylko ślady zwierzęcej krwi w zlewie przypominały, że wizyta (czyjaś) następnego ranka nie była częścią tej mgły i snu. Pamiętał Sarnai rzucającą naprędce zaklęcia, jego... Bo to był on. Chyba. Już średnio. Coś mamrotał, coś przepraszał?
Tak czy siak, Idriz nie roztrząsał, próbując wrócić do normalności – czy raczej przyzwyczaić się do nowej jej wersji. Tej z każdym dniem robiącej się coraz wyraźniejszej, ostrzejszej w konturach, pachnącej tak intensywnie, że musiał czasem przystanąć i rękawem osłonić nos, choć w ogólnym rozrachunku niewiele to dawało. Wbrew woli nagle wiedział, że sąsiad dwa piętra wyżej już umarł, że kontrahent pod grubym swetrem ukrywał kiepsko zabandażowaną, ropiejącą ranę, a kobieta, którą mijał na ulicy, przed ledwie chwilą uprawiała seks. Nie potrzebował tego wszystkiego wiedzieć, nie potrzebował tych darów idących w parze z przekleństwem, ale mogło mu to kiedyś uratować życie – a przynajmniej tak sobie ten fakt tłumaczył, czując narastający gniew, gdy obie jego suki, do tej pory tak wierne i chętne, by przebywać obok, nagle zaczęły szukać jak najdalszych kątów, czmychać, jeśli się zbliżał. To, że musiał poprosić Sarnai, by się nimi tymczasowo zaopiekowała, frustrowało go bardziej niż powinno. Bardziej niż jąkanie informatora, to że prawie się ostatnio zrzygał ze smrodu, idąc na skróty zaułkiem, w którym odlewali się bezdomni i bardziej niż narastające, uporczywe palenie pod skórą, jakby został otruty. W pierwszym odruchu wygrzebał z kufra pełnego różności uniwersalną odtrutkę, wypił ją duszkiem (smakowała bardziej jak kozie szczyny, niż zwykle) i czekał. Dopiero Barga (znowu Barga, cholera, nie był pierdolonym dzieckiem) zwróciła mu uwagę na zbliżającą się pełnię. No tak. Powinien zacząć się interesować ruchami jebanych ciał niebieskich.
Napisał jej, dokąd idzie. Tak na wszelki wypadek. Miał nadzieję, że nie będzie tak głupia, by próbować za nim iść. Chyba pierwszy raz w życiu bał się sam siebie, kiedy odurzony przez narastający P O Ż A R płynący mu w żyłach jak magma w wulkanicznych korytarzach, jakimś cudem dotarł tam, gdzie dotrzeć chciał. Do opuszczonego więzienia, dziury z dala od cywilizacji, gdzie to wszystko się zaczęło. Może to instynkt, a może jego wola była silniejsza, niż zdawał sobie z tego sprawę. A może to jaśniejąca coraz odważniej tarcza księżyca odebrała Albańczykowi resztki rozsądku.
Powłóczył nogami, stawiając kolejne kroki, choć nie miał przed sobą określonego celu, opierał drżące dłonie o ściany, szukając punktu podparcia, kiedy ogień rozlewał mu się po wnętrznościach. Paliło, paliło, TAK CHOLERNIE PALIŁO, KOŚCI PĘKAŁY OD TEGO ŻARU. Zwalił się nagle na kolana z rykiem pełnym bólu, gotów zdzierać z grzbietu własną skórę, byle PRZESTAŁO, nie wykręcało go jak marionetki, nie łamało i nie składało od nowa, żeby to się już SKOŃCZYŁO.
Księżyc świecił, niewzruszony tym, co jego blask robił Idrizowi.
Świat był jak wyciosany w kamieniu. Ostry, o prostych liniach. Śmierdział kurzem, starą krwią i futrem posklejanym od potu. Jego i kogoś jeszcze.
Stał tam, jakby nigdy nic, jakby miał prawo, jakby to był jego teren. Nie był. Już nie. Obnażył kły z głuchym warknięciem, czując napływającą do pyska ślinę. Jakaś półprzytomna, ludzka część świadomości kojarzyła ten zapach i postawę.
Skoczył na niego bez żadnego ostrzeżenia.
Andrei Asen
Andrei Asen
Opuszczone więzienie - Page 2 HsLNwfx
Wielkie Tyrnowo, Bułgaria
27 lat
wilkołak
¾
przeciętny
człowiek renesansu, nadworny lowelas, laureat orderu męczydupy miesiąca
https://magicznarosja.forumpolish.com/t607-andrei-asenhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t625-andrei-asen#998https://magicznarosja.forumpolish.com/t626-andrei-asen#999https://magicznarosja.forumpolish.com/t628-peso#1001https://magicznarosja.forumpolish.com/t627-andrei-asen#1000

Sro Sie 12 2020, 19:46
Andrei chyba rzeczywiście miał prawo. Tak uważał, żył z takim przekonaniem od dziesięciu lat. No, może krócej, biorąc pod uwagę, że na początku też to przerabiał - wiek szczenięcy, nauki, oswajanie się. Pewność siebie przyszła z czasem, jakieś pragnienia, ambicje rodziły się powoli i stopniowo nabierały znaczenia. Teraz, po dekadzie, Asen twierdził, że ma prawo. Prawo do tego miasta, tych ulic, tego więzienia - i do Idriza. Jakoś tak wyszło.
Bułgar nie był dumny z tego, co zrobił, ale skoro już zrobił - niech będzie. Nie unikał odpowiedzialności. Nie wzbraniał się przed konsekwencjami swoich czynów. Niewiele mógł w tym momencie naprawić, ale mógł zadbać, by nie było gorzej - i taki miał cel. Nie pogarszać sytuacji. Nie tworzyć jeszcze większego gówna.
Chodziło po części o Albańczyka, po części jednak także o niego samego, Andreia.
Stał i czekał, i tylko delikatne drganie wilczych nozdrzy zdradzało czujność. Bułgar pozwalał, by przeróżne wonie napływały do niego, by wypełniały go miksem zapachów i smaków. Kiedyś to mu przeszkadzało. Kiedyś, na początku, też rzygał jak kot na szczególnie obrzydliwe wonie - których nagle był aż nadto świadomy, gdy przestała chronić go ludzka ułomność zmysłów - i też sobie nie radził. Nagle wszystkiego było za dużo. Zbyt wiele bodźców, zbyt wiele świata. Rzeczywistość - jednego dnia rozumiana, doskonale znana, postrzegana w sposób jedyny, jaki był w ludzkim zasięgu - nagle rozrastała się, urastała do kolosalnych rozmiarów, dostrzeganych dopiero zwierzęcymi zmysłami. A ludzkie ciało - cóż, ono było słabe. Nie było w stanie tego udźwignąć, potrzebowało czasu, by się dostosować, nagiąć, przyzwyczaić do przeładowania.
Spoglądał na Idriza i mógł sobie mniej więcej wyobrazić, co czuje Albańczyk. Mógł domyślać się problemów, z jakimi teraz zmagał się mężczyzna i... Cóż, chyba wściekłości. Sheha miał do niej prawo. Miał prawo chcieć się mścić, szukać w Andreiu winnego - bo rzeczywiście nim był, winnym wszystkiego, co miało teraz Idriza czekać - egzekwować jakieś wyrównanie rachunków.
Tak chyba musiało być.
Nie cofnął się, gdy Albańczyk postanowił zaatakować. Stanął tylko pewniej na łapach, całym ciężarem zaparł się na szorstkiej, betonowej podłodze i zmrużył ślepia, przyjmując spodziewaną ofensywę. To było... Chyba naturalne. Chyba - całkiem normalne. Ta złość. Ten atak. Ta szarpanina podczas pierwszej pełni.
Andrei nie pamiętał, czy zachowywał się podobnie wobec Yordanki. Był pewien, że towarzyszyła mu podczas pierwszej pełni, nie wiedział jednak, co robił. Może się na nią rzucił. Może był spragniony jej krwi. Nie mógł tego wiedzieć. Z tamtej nocy pamiętał tylko ból.
Chciał coś powiedzieć, zrezygnował z tego jednak jeszcze zanim zdążył złożyć wstępnie jakieś pierwsze słowa. To nie był czas na rozmowę, nie teraz. Jeszcze nie.
Przyjął atak Idriza, zderzył się z nim z głuchym sapnięciem, w kolejnej chwili odpowiadając własną ofensywą, własnymi pazurami wyciągniętymi bez konkretnego celu, ot, po prostu w kierunku ciała oponenta. Andrei nie chciał go zranić, nie tak... Nie tak całkiem. Nie tak, jakby mógł.
Sheha był szczenięciem. Nie zasługiwał na to, by stała mu się krzywda.
Bułgar wiedział jednak, że musi polać się krew. Idriza, bo tak ustala się hierarchię, i jego własna, Andreia - bo Albańczyk miał do niej prawo. Kilka karmazynowych kropli na białym wilczym futrze, nie mógł tego Idrizowi odmówić. Choć rozum podpowiadał, że wręcz przeciwnie, powinien się bronić - ledwie parę dni temu jego ciało rozdarły przecież rusałki, bok wciąż rwał w miejscu, w którym rany dopiero się zabliźniały - serce kategorycznie tego zabraniało.
Idriz był szczenięciem, do cholery.
Idriz Sheha
Idriz Sheha
Tirana, Albania
46 lat
wilkołak
brudna
bogaty
pan od brudnej roboty
https://magicznarosja.forumpolish.com/t992-idriz-shehahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1107-idriz-sheha#4874https://magicznarosja.forumpolish.com/t1109-idriz-sheha#4876https://magicznarosja.forumpolish.com/t1110-bourbon#4877

Sob Sie 15 2020, 15:02
Świat chował się za czerwoną mgłą wściekłości – nie było w nim miejsca na świadomą myśl lub słowo, liczyło się tylko palenie w mięśniach, ich skurcze, nienaturalne wygięcie kręgosłupa i warkot wydobywający się z głębi gardła. Idriz zawsze polegał na swoim instynkcie, zwykł mówić, że uratował mu skórę w wielu momentach życia, ale nigdy nie przypuszczał, że zwierzęca część jego mózgu potrafiłaby zdominować ludzki rozsądek. Preferował korzystanie z brutalnej siły, ustanawianie w ten sposób hierarchii i miejsca każdej osoby, ale nie tak. Nie tego się spodziewał. Dotąd był przecież tylko człowiekiem.
Runął na drugiego wilkołaka z całym impetem i siłą, jaką potrafił wykrzesać z płonących mięśni, warcząc głucho, gdy przeciwnik nie został powalony, a przyjął cios. Zapach jego potu i futra oszałamiał, nie pozwalając na wyczucie czegokolwiek innego. Ciało Idriza szarpnęło się w uniku przed atakiem, który ledwie musnął wydłużony pysk – jak śmiał? Albańczyk cofnął się ledwie o krok, z wyciem przypuszczając kolejny atak wykrzywionych, ostrych pazurów. Pech Andreia chciał, że wycelowany został akurat w jego zraniony bok, na nowo otwierając świeżą ranę. Zapach krwi przebił się przez cierpką woń potu, do czerwoności rozpalając zmysły młodego wilkołaka. Pchnął, napierając na pierś Asena, a gdy ten nie dał się tak łatwo powalić, szarpnął łbem do przodu, obnażając kły, chcąc zatopić je w napiętym ciele. Rozerwałby go na strzępy, gdyby tylko mógł.
Nie liczyło się nic – ani to, że pod futrem znajdował się przecież człowiek, który rano wróci do społeczeństwa, ani to (przede wszystkim nie to), że wilkołak na którego się rzucił, był jego stworzycielem. Nie czuł do niego ani odrobiny szacunku czy poddaństwa, nie uznawał go za swojego ojca ani mistrza. Był kupą mięśni i futra, powodem całej tej chujowej sytuacji i pożaru pod skórą Idriza. Zasługiwał, by po dwukroć, trzykroć oddać mu bólem za jego ból.
Andrei Asen
Andrei Asen
Opuszczone więzienie - Page 2 HsLNwfx
Wielkie Tyrnowo, Bułgaria
27 lat
wilkołak
¾
przeciętny
człowiek renesansu, nadworny lowelas, laureat orderu męczydupy miesiąca
https://magicznarosja.forumpolish.com/t607-andrei-asenhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t625-andrei-asen#998https://magicznarosja.forumpolish.com/t626-andrei-asen#999https://magicznarosja.forumpolish.com/t628-peso#1001https://magicznarosja.forumpolish.com/t627-andrei-asen#1000

Sob Sie 22 2020, 09:50
Instynkty - prawidłowe. Refleks - bez zarzutu. Siła... Andrei sapnął i zatoczył się, cofając, gdy - jakby na rzecz jego analitycznych, suchych rozważań - atak Idriza nie tylko się powiódł, ale jednocześnie dotknął miejsca, które ledwie parę dni temu zostało solidnie naruszone. Przed wilczymi ślepiami na chwilę pojawiły się oślepiające iskry bólu, a sam Asen gwałtowniej złapał powietrze. Potrząsając łbem, jakby w ten sposób mógł szybciej pozbyć się nieprzyjemnych wrażeń, zganił sam siebie.
Tak, przemiana Shehy zdecydowanie przebiegła prawidłowo. Tak, masz przed sobą stuprocentowego, w pełni sprawnego wilkołaka. A teraz przestań się, kurwa, zastanawiać.
Wrócił do równowagi szybko, bo taka była zaleta likantropii - i adrenaliny, którą jego ciało pompowało do krwiobiegu z entuzjazmem małego dziecka pochylającego się nad nową zabawką. Ból, oczywiście, wróci - a wtedy Andrei wróci pewnie do Rafaela. To jednak potem. Teraz...
Teraz chyba musiał dać Idrizowi w mordę trochę bardziej, niż planował.
Pozwolił Albańczykowi myśleć, że osłabł. Że ponowne rozdarcie świeżo zabliźnionego ciała pozbawiło go tchu i zdolności do przejęcia inicjatywy. W lekko przykurczonych łapach pozwolił widzieć słabość, w zamglonym wzroku - niepewność. Grał. W graniu akurat Andrei był dobry i nie miało znaczenia, w jakiej postaci aktualnie się znajdował.
Wyrwał do przodu nagle, bez ostrzeżenia - bez sztywnego kołysania ogonem, bez szczerzenia zęby, bez warkotu zdradzającego zamiary. Gdy robiło się poważnie, Bułgar był cichy. Nie pozwolił sobie też na żaden dobitny pokaz satysfakcji i samozadowolenia, gdy pazurami przeorał ciało Idriza gdzieś nad barkiem, plamiąc beton więzienia już nie tylko swoją krwią, ale też krwią oponenta. To już nie było muśnięcie. Nadal nie zamierzał Idriza zabić ani też, na przykład, permanentnie okulawić, ale, na Welesa, musieli coś ustalić.
Znowu musiał coś ustalić, cholera. Coś udowodnić.
- To moje miasto - wymruczał gardłowo, nie w słowach już, lecz w sposób zwierzęcy, zrozumiały dla każdego drapieżnika. - I ty jesteś mój. - To nie były przechwałki, w których tak gustował Andrei. Teraz chodziło o proste stwierdzenie faktu, podobnie, jak w przypadku kolejnych słów: - Jesteś szczeniakiem, Sheha. Nie porywaj się na zbyt wiele.
Idriz Sheha
Idriz Sheha
Tirana, Albania
46 lat
wilkołak
brudna
bogaty
pan od brudnej roboty
https://magicznarosja.forumpolish.com/t992-idriz-shehahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1107-idriz-sheha#4874https://magicznarosja.forumpolish.com/t1109-idriz-sheha#4876https://magicznarosja.forumpolish.com/t1110-bourbon#4877

Pon Sie 31 2020, 12:29
Gdyby był bardziej przytomny, zdolny do składniejszej, cywilizowanej myśli wychodzącej poza nieodpartą, duszącą potrzebę zatopienia kłów w cudzym ciele, Idriz zaśmiałby się Andreiowi w twarz. Parsknąłby, szczerząc zęby zalane krwią z rozciętej wargi, a potem splunąłby mu prosto pod nogi w akcie pogardy dla całego jego zachowania. Powstrzymywał się i Sheha to czuł. Jego szał nie był traktowany poważnie, coś powstrzymywało drugiego wilkołaka przed spotkaniem się z nim pośrodku, przed wymianą prawdziwych ciosów i upuszczeniem krwi tak, jak powinna zostać upuszczona.
Chciał go zmiażdżyć, rozerwać, rozwlec jego cuchnące wnętrzności po całym więzieniu. Chciał walki, a nie worka do bicia, nie dającego żadnej satysfakcji.
Traktuj mnie, kurwa, poważnie.
Alarmowe dzwonki instynktu rozwyły się gdzieś pod czaszką, ale nastąpiło to o ułamek sekundy zbyt późno – Andrei zmienił się w rozmazaną, jasną plamę wyskakując do przodu. Przyjął jego ciężar na siebie, nie ustępując mu kroku, warcząc odruchowo, gdy pazury przeorały mu ciało – już nie ostrzegawczo, z mniejszym zawahaniem. Wreszcie. Teraz mogli walczyć na serio, teraz... Sheha postawił uszy, gdy zwierzęcy pomruk Andreia poniósł się echem w pustych przestrzeniach więzienia, jakby z drwiną podkreślając znaczenie słów, które chciał przekazać. Twoje miasto? Szczeniak? Nie wiedział, z kim miał do czynienia.
Warkot wibrował mu w gardle, zmierzając ku niskim, głuchym tonom wypaczającym każde możliwe znaczenie, które miało nieść się w odpowiedzi. Tego właśnie chciał Asen? Podsycać w nim wściekłość i chęć mordu? Bo nie sądził chyba, że wystarczy jedno draśnięcie, a Idriz położy uszy i odsłoni przed nim gardło? Nigdy.
Naparł, pchnął, wyciągnął pazury, próbował chwycić kłami ciało drugiego wilkołaka, splatając się z nim w morderczym tańcu odskoków, warkotu i krwi plamiącej pokrytą kurzem kostkę. Nie zamierzał odpuścić. Mógł tak całą noc.
Andrei Asen
Andrei Asen
Opuszczone więzienie - Page 2 HsLNwfx
Wielkie Tyrnowo, Bułgaria
27 lat
wilkołak
¾
przeciętny
człowiek renesansu, nadworny lowelas, laureat orderu męczydupy miesiąca
https://magicznarosja.forumpolish.com/t607-andrei-asenhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t625-andrei-asen#998https://magicznarosja.forumpolish.com/t626-andrei-asen#999https://magicznarosja.forumpolish.com/t628-peso#1001https://magicznarosja.forumpolish.com/t627-andrei-asen#1000

Sob Wrz 05 2020, 10:37
Powietrze uciekło mu z płuc nieoczekiwanie, gdy do Idriza uśmiechnęło się szczęście. To znaczy, sam atak nie był wynikiem farta, to jasne - Andrei bronił się przed niedocenianiem przeciwnika, bo choć wilkołaczo młody, jako człowiek był... Cóż, rywalem, na którego Asen by się nie porywał, gdyby nie musiał. Na pierwszy rzut oka widać było paskudne, brudne doświadczenie Shehy i brak skrupułów. Nie, sama ofensywa nie była przypadkiem. To jednak, jak bardzo się udała, już tak.
Oczywiście, to nie było rozsądne, by podejmować walkę zaraz po poprzedniej, Andrei jednak nieszczególnie miał wyjście. Niby mógł pozwolić Idrizowi włóczyć się samotnie, niby mógł go olać tak, jak wielu likantropicznych rodziców olewa swe szczeniaki - ale Asen tak nie potrafił. Po prostu nie umiał. I teraz - teraz, tej pamiętnej potem nocy - znalazł się w sytuacji, która miała się na nim odbić kolejnego wieczora, następnego i jeszcze później. Wylizanie ran może i przychodziło mu łatwiej, ale nie aż tak łatwo.
Warknął głucho, gdy ledwo co zabliźnione ciało otworzyło się na nowo, cieknąc gorącą krwią. Z błyskiem narastającej, znacznie bardziej zwierzęcej i mniej kontrolowanej furii sczepił się z Albańczykiem w ciasnym, brutalnym uścisku, szarpiąc, gryząc i drapiąc ciało rywala. Na zmęczenie przyjdzie czas, w pewnym momencie opadną z sił obaj - i Idriz, i on. Ale nie teraz. Teraz krew wrzała i dopóki nie ostygnie, dopóki żaden z nich nie odpuści. Żaden z nich nie mógł.

Świt przyszedł nagle, w pół ruchu zatrzymując wszystko wokół. Andrei dyszał już, gdy pierwsze promienie słońca rozpędziły nocne ciemności, a mięśnie drżały mu z wysiłku. Krew rozmazana na podłodze więzienia - jego własna i ta Idriza - tworzyła abstrakcyjne konfiguracje, zasychając na betonie brzydkim brązem.
Gdy ludzkie ciało na kolejny miesiąc zastąpiło to wilcze, Asen czuł się wyczerpany.
- To - zaczął po dłuższej chwili, gdy wreszcie złapał oddech. Nie mógł teraz odejść nie tylko dlatego, że po prostu nie miał na to siły, ale też dlatego, że... Po prostu nie mógł. Idriz był jego, musiał wziąć odpowiedzialność.
- To po prostu tak wyszło - powiedział jednak teraz średnio odpowiedzialnie, bo dobieranie słów nie przychodziło mu łatwo. Trudno było składać myśli tak ciasno oplecione mgłą bólu. Ciało paliło go zarówno wskutek transformacji, jak i przez odniesione rany. Gdzieś pojawiły się już strupy, gdzieś indziej wciąż sączyła się krew.
A Idriz wcale nie wyglądał lepiej.
- Ktoś ci pomógł - zwrócił teraz uwagę po kolejnej chwili. Rozkładając się na zimnym, brudnym betonie, oddychał ciężko, kątem oka spoglądając na Shehę. - Jesteś w dobrym stanie jak na pierwszą pełnię, rzadko kiedy to tak wygląda - zauważył, nie bardzo wiedząc, czy w zasadzie oczekiwał odpowiedzi. Chyba nie.
On sam przyniósł Idrizowi mięso. Wtedy, po minionej pełni, wytropił Albańczyka po zapachu, wszedł mu do mieszkania, nakarmił krwawą surowizną i spędził z nim pierwszą noc. To nie mogło jednak wystarczyć. Sheha musiał mieć kogoś jeszcze. Ktoś opatrzył mu rany, ktoś zadbał, by mężczyzna się wygoił i pewnie dał mu coś na wzmocnienie.
Andrei chyba jednak nie musiał tego wiedzieć. Nie potrzebował. Każdy ma własne życie i niewiele to zmieniało.
Sponsored content


Skocz do: