|
|
|
Grosza daj wiedźmie | Elena Tyanikova, Idriz Sheha | |
Astrachań, Rosja 23 lata czysta zamożny klątwołamacz do wynajęcia, kolekcjonerka artefaktów |
Pią Lut 14 2020, 19:29 | | 19 V 1997 r., godziny wieczorne Pub "Matrioszka" - Zupełnie nie wiem, dlaczego akurat tam - rzuciła niepytana, mówiąc raczej po to, by przerwać dziwnie niekomfortową ciszę niż faktycznie pragnąc odpowiedzi. - Przesiaduje tam jednak co tydzień, więc... - Wzruszyła ramionami. - Tak będzie najłatwiej. Najszybciej. I w ogóle.Dziwnie się czuła. Obok Idriza jej pewność siebie jakby topniała, ustępując miejsca wątpliwościom i... Słabości? Och, na pewno nie. Elena nie była słaba. To musiał być sam fakt zatrudnienia bodyguarda, to on musiał tak na nią wpływać. Tak, że nagle czuła się jak księżniczka. Jak porcelanowa lala potrzebująca ochrony. I trochę jak szefowa, jak vip. Generalnie jednak - jak ktoś niepełnowartościowy. To było głupie. Totalnie bez sensu. Nie miała pojęcia, kim jest Sheha. To znaczy, inaczej. Zatrudniła go, tak. Poznała go przez wujka Feliksa i zgodziła się płacić mu grube pieniądze za to, by załatwiał dla niej sprawy, których sama nie mogła - lub nie chciała - załatwić. Takich spraw było ostatnimi czasy coraz więcej. To był, co jasne, wyznacznik wzrostu marki, znaczenia Eleny w petersburskim - czy w ogóle rosyjskim - półświatku i tak dalej, i tak dalej. Tak sobie to tłumaczyła. Nijak nie zmieniało to jednak faktu, że było to uciążliwe. Tyanikova nie lubiła sobie brudzić rąk. Nie lubiła krzywdzić ludzi - nie osobiście. To ją w jakiś sposób... To raniło jej dumę. Jej godność. Sprowadzało do poziomu tak niskiego, na jakim nigdy nie chciała być. Ona była przecież osobą kulturalną. Pyskatą, ale jednak dobrze wychowaną. Wolała dyplomację. I w ogóle. A jednak wielu rzeczy nie dało się tak załatwić. Cywilizowanie. Bez brudzenia rąk. Idriz był więc jej najemnikiem. Jej ochroniarzem - nie lubiła go tak nazywać - i jej człowiekiem od brudnej roboty. Bo on, zdaniem wujka Feliksa, nie miał problemu z ciężką, fizyczną pracą. Zresztą, patrząc na niego widać było, że nie miał. Oczywiście, że nie. Elena nie była jednak pewna, czy jest wart pieniędzy, które mu płaciła. Dotąd nie było okazji, by to sprawdzić, a Tyanikova, zgodnie ze swym zwyczajem, na wszystko patrzyła z góry. I na wszystkich. Na Shehę też. Mógł być starszy, mógł mieć ciekawą przeszłość, ale to jakby nic nie znaczyło. Elena parskała. Elena uśmiechała się półgębkiem. I pomiatała, na prawo i lewo. - Załatwmy to szybko - rzuciła po raz kolejny, gdy już docierali na miejsce. Elegantsze niż na co dzień ciuchy uwierały ją, podobnie jak brak większego arsenału poza różdżką. Zwykle chodziła też z nożem. Teraz jednak wiedziała, że to nie zagra. Yegor nie da się na to nabrać, za dobrze ją zna. No i wisi jej hajs, a to z pewnością wzmogło jego czujność. - Zaczekasz tutaj, nie? - gadała więc dalej, kątem oka tylko spoglądając na Idriza. - Bez urazy, ale z daleka widać, że nie masz dobrych zamiarów. Przyprowadzę typa, zrobisz swoje i wrócimy do domu z moimi pieniędzmi - nie panowała nad protekcjonalnym, dyktatorskim tonem. Czy raczej - używała go w pełni świadomie. Jak zawsze, jak w każdych kontaktach z klientami. Nie odnajdywała się jeszcze w relacji z Idrizem. Od spotkania u Feliksa i drugiego, podczas którego oficjalnie Shehę zatrudniła, niewiele mieli ze sobą do czynienia. Niemal zupełnie nic. |
| |
Tirana, Albania 46 lat wilkołak brudna bogaty pan od brudnej roboty |
Sob Lut 15 2020, 20:04 | | Elena za dużo gadała. Powtarzała te same informacje, za każdym razem ubierając je w nieco inne słowa, rozwlekała i przerywała ciszę, gdy ta przerwaną być nie musiała. Idriz był profesjonalistą i nie kazał jej zamknąć mordy – jeszcze. Średnio... Wróć, wcale go nie obchodziło, czy młoda Tyanikova w jakiś spokój koiła tak własne nerwy. Dłużnik pierwszy raz nie chciał oddać jej pieniędzy? Na tyle na ile się orientował po rozmowach z Feliksem, Elena hobbystycznie handlowała artefaktami, którymi w teorii handlować się nie powinno i to w związku z tą działalnością mogła czasem potrzebować wsparcia. Silnego ramienia, karzącej pięści i paskudnej gęby, która wzbudzałaby drżenie w sercach tych, którzy w jakiś sposób chcieliby ją puścić w kanał. Mogła sobie poszukać bezpieczniejszego hobby – ratowało ją tylko to, że miała pieniądze, a te, ho! Te otwierały wszystkie wrota, jeśli tylko wiedziało się, czyje ręce posmarować. Marszcząc się jak zwykle, Idriz puszczał gadanie Eleny mimo uszu, żałując, że zostawił psy w domu, one przynajmniej nie zadawały durnych pytań. Oczywiście, kurwa, że poczeka, jeśli tak chciała to załatwić, to ona w końcu płaciła. Gorodecki wspominał co prawda o jakiejś zapłacie za pilnowanie, by dziewczynie włos z głowy nie spadł, ale jeszcze nie dopięli szczegółów, nie czuł się więc zobowiązany do tego, by wyrywać się przed szereg. Poza tym, jeśli miała się zahartować – a wiele jej jeszcze brakowało, jeśli miałby oceniać to po swojemu – musiała się trochę posiniaczyć, upaść więcej niż raz, zedrzeć skórę z tych kościstych kolan. Odrobina bólu może nauczyłaby ją pokory, bo póki co w ogóle nie podobał się Idrizowi protekcjonalny ton, z jakim ta dwukrotnie młodsza smarkula się do niego zwracała. Nie miałby skrupułów odmówić kolejnemu zleceniu – Elena płaciła dobrze, ale nie aż tak, by chciał potulnie znosić jej gówniarskie zachowanie. Zgrzytnął zębami, wwiercając się w dziewczynę ostrym spojrzeniem ciemnych oczu. - Upewnij się, że wlezie w zaułek. Nie chcesz mieć na głowie patrolu gwardii – rzucił, nie rozwodząc się za wiele nad szczegółowym planem, bo choć Elena starała się sprawiać wrażenie, że plan posiada, to prawda była taka, że cała ta akcja miała stać się jedną wielką improwizacją. Nie czekając na odpowiedź – bo o czym tu było jeszcze dyskutować? - Sheha skierował się ku wspomnianemu wąskiemu przejściu między budynkami, gdzie nie docierało wiele światła. Gdy przylgnął plecami do ściany, jego ciemne ubranie sprawiło, że zlał się z nim niemal całkowicie. Teraz mógł tylko czekać na popis szefowej. |
| |
Astrachań, Rosja 23 lata czysta zamożny klątwołamacz do wynajęcia, kolekcjonerka artefaktów |
Nie Lut 23 2020, 10:33 | | Ależ był z niego rozmowny typ, nie ma co! Problem Eleny polegał na tym, że nie do końca sprawdziła, z kim ma do czynienia. Zaufała aparycji Idriza, jego odpowiednio mrocznej postawie i temu, że poznała go u wujka Feliksa. I że wujek Feliks polecał. A wujek Feliks nie wrobiłby jej w kogoś nieprzydatnego, nie? Był trochę jak taki znak jakości i skoro Sheha bywał u niego w domu, skoro przy czymś razem pracowali, no to sami rozumiecie. Elena nie mogła nie zaufać. Mimo tego mogła jednak zrobić mały wywiad. Gdyby zrobiła, teraz byłoby o wiele... No, lepiej. I bez takiego bezsensownego gadulstwa. Gdyby zawczasu Idriza sprawdziła, wiedziałaby już, że, cholera, Albańczyk jest specjalistą na którego po prostu niemożliwe, żeby było ją stać (co z kolei może podsunęłoby jej pewne podejrzenia, że nie zatrudniła go dla siebie sama, że mężczyzna dostaje jeszcze pieniądze z bogatej, wujkowej kiesy i że, poza byciem jej kolesiem na posyłki, jest tak naprawdę także jej bodyguardem). Wiedziałaby też, że te kilka opowieści, które usłyszała na potwierdzenie jego fachowości, choć pozornie abstrakcyjne, wcale nie mijają się z prawdą. Że Sheha rzeczywiście jest w stanie mordować gołymi rękami i że jest wystarczająco lojalny wobec odpowiednio dobrze płacącego pracodawcy, by móc się przy nim czuć bezpiecznie. Wiedziałaby też, że Idriza nie powinno się drażnić, bo obok pieniędzy niczego nie ceni bardziej, jak samego siebie. I że, w tym jednym przypadku, naprawdę powinna gryźć się w język za każdym razem, gdy chce pyskować, bo nie ma żadnych, absolutnie żadnych powodów, by patrzeć na Shehę z góry. Mógł dla niej pracować, ale to o niczym nie świadczyło. Elena jednak nie sprawdziła, a jak nie sprawdziła, to i nie wiedziała. W efekcie paplała bez sensu, spoglądała na Idriza jak na byle szeregowego najemnika, którego mogłaby znaleźć na petersburskiej ulicy i nie widziała w tym nic niestosownego. Siedząc na wyżynach swego wybujałego ego, Tyanikovej przez myśl nie przeszło, jak wiele mogła teraz ryzykować, i że to wcale nie jej pieniądze gwarantują jej towarzystwo Idriza. - Tak, tato - parsknęła teraz, spoglądając na Shehę z rozbawieniem. Nie była głupia, naprawdę. Tak mogła wyglądać, ale nie była. Oczywiście, że nie chciała mieć gwardii na karku. Za dużo miała w ich towarzystwie do stracenia. - Zaraz będę - rzuciła potem, gdy dotarli do celu i już w kolejnej chwili zniknęła w lokalu. Nie chciała tracić czasu. Był dla niej zbyt cenny, by mogła go marnować. Wywabienie Yegora nie było proste, ale nie należało też do nie wiadomo jakich wyzwań. Wystarczyło udawać zalaną w trupa, by mężczyzna nieopatrznie uwierzył, że tego wieczora szczęście mu sprzyja. Wystarczyło chwiać się na nogach, śmiać trochę zbyt piskliwie, mówić zbyt bełkotliwie i zbyt głośno, by jej dłużnik uznał, że może dziś pozbyć się jednego ze swych problemów, raz a dobrze unieważni dług. Gdy po kilku dłuższych chwilach opuszczała chwiejnie lokal - a chwiejność umiała udawać doskonale, zresztą, Elena w ogóle była dobrym kłamcą - Yegor poszedł za nią. I trafił prosto w objęcia Idriza. No, nie dosłownie, ostatecznie bowiem Tyanikova i tak zamierzała dać mu szansę polubownego załatwienia sprawy. - Pieniądze - rzuciła więc najpierw kulturalnie, spokojnie i aż nadto przytomnie, by Yegor wciąż mógł się łudzić, że Elena nie wie, co się z nią dzieje. - Zdaje się, że minął już... trzeci? Czwarty termin? Zaczynam się nudzić. |
| |
Tirana, Albania 46 lat wilkołak brudna bogaty pan od brudnej roboty |
Sob Mar 21 2020, 12:20 | | Z jednej strony robota była prosta, ale Idriz nigdy nie lubił czekać. Nudził się, wyczekując w śmierdzącym uryną zaułku, do którego nie chciały zajrzeć nawet bezpańskie koty w poszukiwaniu zdatnych do zjedzenia śmieci, czekając aż wystawi mu się cel, który miał zastraszyć. Tyle zwykle wystarczyło do odebrania zaległego długu, ale jeśli delikwent okazywał się wyjątkowo uparty, Sheha nie widział problemu, by pieniądze uzyskać ze sprzedaży jego części na mugolskim czarnym rynku, a nieprzydatnej reszcie znaleźć jakiś przytulny dół. Tak czy inaczej, ruble zawsze wracały do prawowitego właściciela. Głos Eleny, całkiem udolnie modulowany na piskliwszy, zdecydowanie zalany, przecinał nocne powietrze jak bicz, nieprzyjemnie wwiercając się w idrizowe uszy, gdy dziewczyna zbliżała się z powrotem do zaułka, prowadząc ze sobą kogoś jeszcze. Jeśli sądzić tylko po dźwięku kroków, ciężkiego albo upitego mężczyznę. Albo jedno i drugie. W oszczędnym świetle wpadającym do zaułka z pobliskiej latarni Idriz przesunął się, zastawiając sobą jedyne wyjście. Szybkie obrzuceniem spojrzeniem potwierdziło jego wcześniejszą teorię – dłużnik Eleny był szeroki w barach, a kiedy odwrócił się gwałtownie słysząc za sobą ruch, bez zadzierania głowy patrzył Idrizowi w twarz. Mężczyzna parsknął, obcinając Albańczyka od stóp do głów. - W co ty pogrywasz, Tyanikova, hę? Teraz potrzebujesz goryli, żeby załatwiali twoje sprawy?Ile mu kurwa zapłaciłaś, co? Opłacało ci się dla tych kilku marnych rubli? A ty... – wyciągnął paluch jednej ręki w kierunku Shehy, drugą kierując ku kieszeni, w której zapewne trzymał różdżkę – pozwalasz takiej głupie ci...Yegor nie dokończył zdania, nie zdążył nawet sięgnąć po różdżkę, kiedy Idriz bez ostrzeżenia szarpnął się do przodu, wyżynając głową prosto w jego nos. Mężczyzna z impetem zwalił się na ziemię, prosto w kałużę, rozbryzgując jej podejrzaną zawartość i zawył, zalewając się krwią ze złamanego nosa. - Chuju jeden! Zajebię wam, wy...!Kopniak ciężkim butem wymierzony pod żebra skutecznie uciął tyradę, zanim się na dobre rozpoczęła, a ukryte w skórzanych rękawiczkach dłonie Idriza pochwyciły przód kurtki Yegora, podrywając go z ziemi z taką łatwością, jakby był piórkiem, a nie kawałem nabitego mięśniami mięsa. - Pieniądze – powiedział spokojnie Sheha, przytrzymując sobie mężczyznę przy ścianie w miejscu, gdzie plama światła idealnie padała mu na twarz. Nie był to ładny widok, już i tak kartoflowaty nos wygiął się pod dziwnym kątem, a niemal czarna w tym świetle krew błyszczała na przestrzeni od nosa aż po brodę, kapała na kurtkę. - To twój ostatni termin. |
| |
Astrachań, Rosja 23 lata czysta zamożny klątwołamacz do wynajęcia, kolekcjonerka artefaktów |
Czw Mar 26 2020, 12:46 | | Lubiła patrzeć na mężczyzn przy pracy, szczególnie, gdy ci na swojej robocie się znali. A gdy przy tym jeszcze pracowali dla niej, wtedy Elena była już zupełnie wniebowzięta, czuła się jak dama na najlepszym spektaklu. Takie też miała plany na dziś. Ogląda i zachwycać. Się i sobą, bo w końcu uważała się za królową ulicy. Taką, wiecie, samozwańczą panią na petersburskich włościach. To był jedyny typ królewny, który lubiła. Taki, który sam w sobie ma moc, i ma jej wystarczająco dużo, by nie musieć jej używać. Bo ma od tego ludzi. Oczywiście, Idriza nie była pewna. Jedyną swoistą gwarancją było polecenie go przez wujka Feliksa, ale to dla niezwykle samodzielnej i niezależnej Eleny nie było wystarczające. Musiała sprawdzić sama. Musiała zobaczyć, co kupiła i czy to faktycznie jest warte swojej ceny. To głównie po to było to dzisiejsze wyjście. Sprawa długu była, oczywiście, ważna, ale jej załatwienie miało być tylko dodatkowym profitem. Tym mniej istotnym. Odegrała więc swoją scenkę, odegrała całkiem ładnie, bo akurat udawanie zalanej w trupa nie było dla niej niczym trudnym. Przerabiała ten stan znacznie więcej razy, niż wypadało młodej damie z dobrego rodu, miała więc solidne podstawy. Matka niewątpliwie dostałaby apopleksji widząc ten chwiejny krok, ojciec z niedowierzaniem słuchałby piskliwie wyrzucanych z młodego gardziołka słów, bełkotliwych i zwyczajnie żałosnych - ale Elena wiedziała swoje. Takie umiejętności też się w życiu przydawały. Dotarcie do wybranego zaułka nie było trudne, podobnie jak zwabienie ofiary. Tyanikova prowadziła mężczyznę jak psa na smyczy i, szczerze mówiąc, ta łatwość była nawet odrobinę rozczarowująca. Sheha za to nie rozczarowywał. W ogóle. - No - rzuciła jednak najpierw radośnie, zanim jeszcze dane jej było się zachwycić. - Potrzebuję - przytaknęła beztrosko, zupełnie nieskrępowana. Mówiła nagle zupełnie zrozumiale, stała nagle całkiem pewnie i uśmiechała się, uśmiechała się szeroko i słodko. - Doszłam do wniosku, że, wiesz, mam za drogie ciuchy, żeby ryzykować, że je pobrudzę. - Wzruszyła lekko ramionami. - Nie lubię brudzić ładnych rzecz, a krew się źle spiera. - Prosta sprawa, codzienne problemy, wszyscy je znali. Była gotowa coś jeszcze powiedzieć. Przyzwyczajona była do dłuższych monologów, bawienia się słowem, perorowania jakby była, nie przymierzając, politykiem. Już nawet nabierała powietrza, by coś jeszcze odpyskować, rzucić coś przesłodzonym tonem, coś odpowiednio wulgarnego, bo, wiadomo, z pewnym sortem ludzi inaczej się nie rozmawia - ale nagle okazało się, że nie ma co mówić. W sensie, że nie ma do kogo. Jej odbiorca był zbyt zaaferowany, by jej słuchać. Powstrzymała szczerze zdumione o kurwa, no bo jakby to wyglądało, gdyby dziwiły ją poczynania jej własnego człowieka? Nie, nie mogła pokazać zaskoczenia. To by źle wpłynęło na jej markę. Przyprowadziła Shehę, był jej gorylem, oczywiste więc, że wiedziała, jak wszystko będzie przebiegało. Nie wiedziała. Nie protestowała. Nie wcinała się, gdy popłynęła krew, jedna, druga, gdy dłużnik przeszorował ziemię, ścianę, gdy został wstępnie sponiewierany. Nic nie mówiła, za to powoli uśmiechnęła się. Leniwie. Słodko. Tak, jak mógł uśmiechać się inwestor patrząc na swoje procentujące pieniądze. Wyćwiczonym, teatralnym krokiem zbliżyła się do przyduszonego mężczyzny. Zatrzymała się nieco z boku Idriza, nie wchodząc mu w kompetencje, ale jednak zamierzając wtrącić swoje trzy grosze. - Pieniądze, kochanie - rzuciła radośnie do niewyglądającego teraz zbyt wyjściowo mężczyzny. - Poważnie. Uganianie się za tobą jak bura suka to jednak średnia rozrywka, mam lepsze. Pieniądze.Mężczyzna milczał dłuższą chwilę, wreszcie uśmiechnął się krzywo i splunął - w założeniu na nią, ale wyszło tak, że i na nią, i na Idriza. - Pierdol się.Elena westchnęła cicho i cofnęła się o krok, zaplatając dłonie za plecami w geście zupełnie niewinnej uczennicy. |
| |
Tirana, Albania 46 lat wilkołak brudna bogaty pan od brudnej roboty |
Pią Mar 27 2020, 18:47 | | Pewne sprawy nie były warte poświęcania im więcej czasu niż przewidywało niezbędne minimum. Sheha potrafił być cierpliwy – tygodniami dyskretnie podążał za wskazanym mu celem, zatrudniał się u ludzi, których finalnie miał za zadania okraść lub zabić, znajdował kreatywne sposoby na przewożenie nielegalnych przedmiotów tam, gdzie oferowano za nie najwięcej. Odbiór długu kojarzył mu się raczej z rutynowym wyjściem, szczególnie gdy nie musiał uporać się najpierw z obstawą delikwenta, a wpadał on prosto w jego oczekujące dłonie, jak muszka niebacznie przyklejająca się do rozciągniętej sieci. W takiej niewymagającej wiele skupienia pracy było też jednak coś odprężającego, może i nawet nostalgicznego – przypominało mu, gdzie zaczynał. Prosty wpierdol niósł ze sobą wartości niemal terapeutyczne. Gdy podnosił, a potem trzymał Yegora przy ścianie, mięśnie w szerokich ramionach Idriza drgały wyczekująco, były jak swędzenie, którego nie sposób podrapać – jak łatwo byłoby złamać temu mężczyźnie szczękę, żebra, nogę, aż wyłby do nieobecnego księżyca jak skamlące zwierzę. Może nawet wzywałby drogą mamę ze łzami rozmazanymi na policzkach. Nawet najtwardsi w końcu zaczynali płakać, trzeba było tylko wiedzieć, jak do nich podejść – Sheha miał dla takich odmienny rodzaj szacunku. - Słyszałeś – burknął z nutą odrazy, której nawet nie próbował maskować. Raz pochwycony, dłużnik nie próbował się wyswobodzić, łypał tylko spojrzeniem z Albańczyka na Elenę i tak z powrotem, kalkulując w głowie jakiś plan niemożliwy do wykonania w jego położeniu. Przypominał Idrizowi szczura zapędzonego w kanał. Odrażające. Ani drgnął, gdy cel dzisiejszej eskapady splunął przed siebie w akcie jakiegoś źle rozumianego heroizmu czy pielęgnowanej pieczałowicie dumy. Oj szczurku, szczurku... Sheha przekręcił nieco głowę, ignorując wilgoć na szczecinowatym policzku, zerkając na stojącą parę kroków za nim Elenę i zapytał krótko: - Będzie ci jeszcze potrzebny? Niedbały, przeczący ruch jasnej główki przypieczętował los Yegora, bo raz wydanej zgody Idriz nie zamierzał podważać. Mięśnie zadrgały w radosnym oczekiwaniu na ruch, na zderzenie, trzask, gruchot, ale dzisiaj nie mógł sobie na to pozwolić. Został przecież zatrudniony po to, by odzyskać pieniądze Tyanikovej, a jeśli dłużnik nie zamierzał wręczać ich jej dobrowolnie, pozostawało mądrze go spieniężyć. Na części. - Sanaletio – wymamrotał, patrząc w nagle rozszerzające się oczy mężczyzny, a ten po prostu osunął się, oklapł w uścisku rąk wciąż trzymających go przy murze. Sheha pociągnął go najpierw ku sobie, a potem w cień zaułka ku stercie starych kartonów i innych śmieci. Pozwolił uśpionemu ciału osunąć się między nie, po czym niemal troskliwie ukrył parę wystających nóg pod porzuconą paletą. - Postaw mi wódkę. Najdalej za dwa, trzy dni będziesz miała swoje pieniądze – zwrócił się do Eleny, otrzepując rękawiczki. |
| |
Astrachań, Rosja 23 lata czysta zamożny klątwołamacz do wynajęcia, kolekcjonerka artefaktów |
Sob Mar 28 2020, 21:57 | | Wszystko potoczyło się szybko, tak szybko, że za szybko nawet jak na nią. To znaczy, nie to, że nie zdążyła zauważyć, co się stało - zdążyła, zdążyła aż za bardzo. Tylko, tak jakby, nie spodziewała się będzie aż tak. AŻ TAK. Wiedziała, że zatrudniła typa od brudnej roboty, wiadomo. Wiedziała też, czym jest ta brudna robota, no więc siłą rzeczy wiedziała też, że będzie ona... No, brudna, kurwa. Ale nie, że AŻ TAK. Z drugiej strony, był skuteczny, nie? No był. Więc powinna być zadowolona. I była. Tylko, że była też trochę w szoku. Miała prawo. W końcu nigdy przedtem nie miała typa od brudnej roboty. Nie widziała na własne oczy, jak działa pełna skuteczność. Spodziewała się, że dłużnik jednak pozostanie dłużnikiem. Oni to mieli jednak we krwi, po prostu nie byli w stanie nie być dłużnikami. Zdaniem Eleny było tak, że oni po prostu nie mogli oddawać pieniędzy. Mieli jakieś biologiczne opory, jakieś fizjologiczne mechanizmy obronne, które po prostu zabraniały im sięgnięcie do kieszeni i rzucenie sakwą pełną monet. Nie mogli, no nie mogli i już. Elena to nawet rozumiała, niektórzy tak po prostu mieli. Co nie zmieniało faktu, że Tyanikova chciała odzyskać swoje pieniądze. To, że gatunek dłużnika był trudny w obyciu, to zupełnie nie zmieniało jej planów. Wypełniła swoją część umowy, zapracowała na zapłatę, proste. Ale żeby od razu tak z organów? Żeby tak hajs z nerek, wątroby i płuc? Oczywiście, że zrozumiała, co Idriz miał na myśli, nie była głupia. Nie dowierzała, ale rozumiała. Jak typ splunął, jak stawiał opór, to Elena już wiedziała, że to się nie skończy dobrze. Umówmy się, podobne porachunki generalnie nigdy nie kończyły się dobrze, nie trzeba było więc być szczególnie błyskotliwym, by przewidzieć, jak będzie wyglądał dzisiejszy wieczór. No, ale Elena jednak nie przewidziała. Nie przewidziała, że AŻ TAK. - Tak - wyrzuciła wreszcie, krótko, zwięźle, rzeczowo. - Tak. No. - Spojrzała na dłużnika pieczołowicie ukrytego pod kartonami i paletami, potem na Idriza. - Tak. Postawię. Też chyba muszę się napić. No. Na pewno muszę. Chodźmy.Nie wnikała. Nie drążyła tematu. Nie zamierzała zajmować się aspektami przetwórstwa materiału ludzkiego. Chciała swoich pieniędzy, nieważne jak. Sheha miał je załatwić i jak to zrobi, to już jego broszka. Byle był skuteczny. Ale teraz musiała przede wszystkim się napić. Nie oglądając się na Idriza ruszyła szybkim, nieudawanym już, pewnym krokiem z powrotem do lokalu. |
| |
Tirana, Albania 46 lat wilkołak brudna bogaty pan od brudnej roboty |
Sob Kwi 04 2020, 17:22 | | Gdyby nie był profesjonalistą, Idriz uśmiechnąłby się krzywo w odpowiedzi na szok malujący się na drobnej, bladej twarzy Eleny, może nawet parsknąłby w sposób, który nijak nie mógł się kojarzyć z dobrodusznością. Pokazałby tej dziewczynce, jak bardzo była naiwna na własne życzenie wchodząc do świata, w którym nie istniało coś takiego jak litość, a liczył się jedynie własny interes. Świata, w którym jeśli nie zasłużyło się na szacunek, to nikt ci go nie okazywał. Jeśli miał sądzić tylko po reakcji, jaką wywołał, skazując Yegora na wieczny sen, a w konsekwencji na recykling u mugolskiego handlarza organami, Elena pierwszy raz miała do czynienia z podobną skutecznością. Okrucieństwem, jak zapewne nazwałby to ktoś z miększym kręgosłupem. To nic, przyzwyczai się, albo będzie musiała się wycofać, jeśli nie zamierzała przedwcześnie wąchać kwiatków od spodu. - Świetnie – skomentował krótko, gestem popędzając pannę Tyanikovą, gdy ta nie ruszyła od razu z powrotem do pubu, z którego jeszcze moment temu wyprowadziła swojego dłużnika. Dalej, dalej, dziewczynko, alkohol sam się nie poleje. Spokojnie szedł kilka kroków za nią, samemu do siebie parskając na widok tego, jak jej krok stał się sztywny, w pewnym sensie nieporadny i miał wrażenie, że gdyby otworzyła usta, wylałaby się z nich cuchnąca zawartość rynsztoka. W progu Matrioszki przystanął blisko ściany, rozglądając się powoli po sali, jakby w poszukiwaniu wolnego stolika – żadna z grupek obecnych w przytulnym wnętrzu nie zdradzała oznak wzburzenia czy nerwowości, wywnioskował więc, że Yegor był sam i nikt teraz na niego nie czekał. Nie sądził, by Elena szukała go w prywatnych lożach na tyle, zajęłoby to jej więcej czasu, by pojawić się z powrotem w okolicy zaułka. Teraz jednak ściskała w dłoni cudownie zmrożoną butelkę wódki i dwie literatki, a w takich sytuacjach Sheha nie pozwalał na siebie czekać. Tak na wszelkie wypadek zajrzał tylko pierwszy do loży, którą wybrała Tyanikova, wyglądała jednak na całkowicie pustą – a nawet jeśli nie, wystarczyło jedno słowo z jego ust, by potencjalny nieproszony gość pożałował najście. - Rozluźnij się, wyglądasz, jakbyś połknęła kij – rzucił do Eleny z tą charakterystyczną, marudną nutą, zajmując miejsce i rozlewając im obojgu wódki. - Z daleka widać, że coś przeskrobałaś. |
| |
Astrachań, Rosja 23 lata czysta zamożny klątwołamacz do wynajęcia, kolekcjonerka artefaktów |
Nie Kwi 05 2020, 19:35 | | Liczyła kroki, raz, dwa, trzy, cztery. Liczyła je dokładnie, w pełnym skupieniu, tak, że nim dotarli do prywatnej loży, była w stanie powiedzieć już jakie odległości dzielą ciemny zaułek od drzwi Matrioszki, wejście lokalu od lady barowej i ile schodów trzeba pokonać, by wreszcie posadzić tyłek w wygodnym fotelu. Słyszała za sobą kroki Idriza, ale chwilowo nie poświęcała im uwagi. Nie mogła. Musiała się zastanowić. Nie była nowicjuszką w branży. Gdyby ktoś ją tak określił, ofuknęłaby się, zjeżyła i prawdopodobnie napyskowała stosownie do skali urazy, jaką byłyby dla niej podobne słowa. Tyanikova uważała, że na swojej robocie zna się całkiem nieźle, że poruszanie się na marginesie społecznym przychodzi jej w zasadzie bez większego trudu, i że naprawdę wiele trzeba, by wytrącić ją z równowagi. Dziś okazało się, że chyba jednak nie aż tak dużo. To nie tak, że Elena bała się przemocy, że nie znała jej czy po nią nie sięgała. Rozwiązania twardej ręki nie były jej obce, bo gdyby były, to najpewniej nie radziłaby sobie w życiu tak, jak radziła. Nie, skoro wybrała sobie taką a nie inną działkę zawodową. No więc nie, Tyanikova nie była lękliwa, nieobce były jej też dyskusje siłowe. Chodziło o skalę. Nigdy dotąd nie zetknęła się jeszcze z tak pierwotną formą siły. Tak prostą, tak nieskalaną sumieniem. Najwyraźniej ona sama wciąż miała jakieś opory, których Idriz już nie miał. Odezwała się dopiero w loży, gdy umościła się już w fotelu jak kura na grzędzie i gdy wlała w gardło pierwszy kieliszek wódki. Na rozgrzewkę. I dla odprężenia głowy. - Nieprawda - rzuciła krótko, nawet jednak bez szczególnego uporu. Ot, protest dla zasady, bo tak naprawdę wiedziała, jak wygląda. Wiedziała, że Sheha miał rację. Czy była z tego powodu zła? Może trochę. Nie lubiła być brana z zaskoczenia. Odetchnęła cicho i rozprostowała plecy. Rozparta w fotelu jak księżna udzielna, przyglądała się Idrizowi przez chwilę. - Robiłeś kiedyś w życiu cokolwiek innego? - wypaliła nagle, prosto z mostu, świdrując Albańczyka uważnym spojrzeniem. - Coś poza dawaniem w mordę i szlachtowaniem na mięso mniej lub bardziej winnych? - Uśmiechnęła się przelotnie. Niby wiedziała, że Albania w zasadzie w genach daje swoim dzieciom skłonność do przemocy - a przynajmniej tak się mówiło - i niby spodziewała się, że Idriz raczej dokładnie tym zajmuje się całe życie, ale chciała wiedzieć. Od niego. Z ciekawości. Sheha nie wyglądał jak ktoś, kto kiedykolwiek parał się czystszą robotą. |
| |
Tirana, Albania 46 lat wilkołak brudna bogaty pan od brudnej roboty |
Pon Kwi 13 2020, 19:20 | | Jeśli wszystkie sprawy zlecane mu przez Elenę miały być równie proste w rozwiązaniu, nie wymagające większego przygotowania, Idriz zapewne szybko by się znudził i powiedział Feliksowi, że pieniądze pieniędzmi, ale on się na jego chrześniaczkę zwyczajnie wyrzyga z tego nieróbstwa. Co to jest pogrozić trochę pięścią i rzucić jedno zaklęcie? Musiał mieć w życiu trochę podniet innych niż seks z młodymi kobietami łasymi na pieniądze - które zresztą chętnie im dawał, jeśli wykazywały się odpowiednią lojalnością i entuzjazmem. Od momentu, w którym pierwszy raz zobaczył Elenę, Sheha nieustannie ją oceniał – nawet teraz, gdy na ten wieczór wszystko było już załatwione i mogła się zrelaksować, zadowolona że goryl którego najęła, okazał się skuteczny. Nie miał złudzeń, że tak właśnie na niego patrzyła. Nie obrażał się, wiedział, kim był. Jej gniew za to... Och, jej gniew na komentarz, który rzucił niemal nonszalancko, mimochodem. Gdyby pokryta była miękkim futerkiem, Elena Tyanikova byłaby nastroszona od nosa aż po sam czubek puchatego ogonka. Choć musiał jej to oddać, zdawała się nie pielęgnować uraz, a odsuwać je raczej na bok, gdy zaczynał ją interesować jakiś inny temat. Gdyby został zapytany, powiedziałby że to dobra cecha. Teraz jednak skupiał się na znajomym pożarze w tyle gardła, po tylu już latach zaprawy przyjemnie rozlewającym się po przełyku i żołądku, jak dotyk starej przyjaciółki, na której mógł polegać. Nie dbał o to, ile planowała, czy fizycznie mogła wypić Tyanikova, on planował zobaczyć dziś zobaczyć dno butelki, którą kupiła. Należało mu się, choć kompania mogłaby być nieco lepsza. Zapytany o doświadczenie na innym stanowisku, Idriz rzucił Elenie przelotne spojrzenie, niespiesznie wypełniając swoją literatkę, a jej dolewając. - A co, piszesz moją biografię? – rzucił krótko i choć same słowa mogły mieć zgryźliwy wydźwięk, to w głosie Albańczyka nie przebrzmiała nawet jedna ostrzegawcza nuta. Nie słyszał podobnego pytania po raz pierwszy, choć niespecjalnie rozumiał, czemu najmujący jego usługi tak się tym interesowali. Wielokrotnie kłamał dla własnej rozrywki, wmawiając zdumionym pracodawcom, że no tak, kiedyś pracował w księgarni, ale gówniarze podpaliły mu lokal, albo że próbował swoich sił w karierze piekarza, ale ciągle mylił mąkę z solą. Elena była jednak kimś od Feliksa i chociaż młoda, ze zbyt ostrym języczkiem, ale płosząca się jeszcze, może miała przed sobą przyszłość w tej branży. Idriz lubił panny z charakterkiem. - Kiedyś łapałem tych, którzy szlachtowali – zaczął po chwili namysłu, parskając śmiechem na widok niedowierzania przebiegającego przez twarz panny Tyanikovej. - Miałem nawet ambicje, żeby wzięli mnie do Batalionu Specjalnego, ale Gwardia najwyraźniej nie lubi skuteczności. Nic dziwnego, że mają tyle problemów. Po tylu latach od czasu wydalenia na tle dyscyplinarnym w jego głosie w końcu nie było już cienia goryczy, który tak długo nie chciał dać się wyplenić. Uniósł literatkę w niemym toaście za nic, wypił krzywiąc się już tylko trochę, a potem odruchowo postukał szkłem w stolik. - No, a ty? – odbił pytanie jak dziecięcą, kauczukową piłeczkę, przekrzywiając nieco głowę i świdrując siedzącą naprzeciw Elenę uważnym spojrzeniem ciemnych, prawie czarnych w kiepskim oświetleniu oczu. - Zawsze chciałaś być księżniczką półświatka?Kącik ust Shehy uniósł się niemal kpiąco. |
| |
Astrachań, Rosja 23 lata czysta zamożny klątwołamacz do wynajęcia, kolekcjonerka artefaktów |
Pią Maj 01 2020, 14:09 | | Piszesz moją biografię?- Nie, nekrolog - burknęła bez zastanowienia, dopiero po chwili reflektując się, że wciąż nie wie, na ile może sobie pozwolić z Idrizem, nie ryzykując jeszcze nieprzyjemnego zaostrzenia kontaktów. Sprawdzanie tego akurat w taki sposób, typowymi dla siebie pyskówkami, raczej nie było najrozsądniejszym rozwiązaniem. Z drugiej strony - co miała zrobić? Podobne zachowanie było w niej zakorzenione tak silne, że nie do końca je kontrolowała. Nie potrafiła od tak, na kiwnięcie palcem, stać się nagle bardziej opanowaną, bardziej świadomą i mniej pyskatą. To po prostu nie było możliwe. Pozostawało mieć nadzieję, że dla Idriza podobne odzywki to raczej środek do budowania szacunku niż powód do rękoczynów. Tego, co usłyszała potem, zupełnie się nie spodziewała. Spoglądała najpierw na Shehę z niedowierzaniem, wreszcie, po kolejnym wypitym szybko kieliszku, parsknęła śmiechem. - Byłeś gwardzistą? Serio? - Nie kryła rozbawienia. Rozpierając się wygodniej w fotelu uśmiechnęła się szeroko. - Muszą mieć mocno dziurawe sito rekrutacyjne, że cię przyjęli - rzuciła z nutę drwiny, potem parskając raz jeszcze i kręcąc głową z niedowierzaniem. Jedno wspólne wyjście, jedna robota wystarczyła jej, by ocenić Idriza jako kogoś szalenie skutecznego - i szalenie niebezpiecznego. Ktoś taki nigdy nie powinien znaleźć się w Gwardii, przynajmniej w założeniu. Skuteczność to jedno, ale służby bezpieczeństwa miały być też gwarantem... No, właśnie. Bezpieczeństwa. A z Shehą trudno byłoby je zapewnić, był nieprzewidywalny, a jego lojalność była zapewne raczej wątpliwa. Tego Elena jeszcze nie wiedziała, ale tak podejrzewała. Z nimi zawsze przecież tak było, z tymi wszystkimi najemnymi. Lojalni tylko wobec pieniędzy, niczego i nikogo więcej. Idriz nie mógł być gwardzistą, po prostu nie mógł. Oni powinni mieć jednak jakieś ideały, jakieś... Jakąś dobroć. Tyanikova nie była pewna, czy Sheha miał choćby okruchy tej ostatniej. Na pytanie Idriza parsknęła cicho. Wyczuwała drwinę, ale nie zareagowała na nią. - Nie - odpowiedziała za to szczerze. - W ogóle nie myślałam w tym kierunku. Po prostu chciałam zbierać rzeczy. Dopiero z czasem okazało się, że nie da się być kolekcjonerem bez bycia księżniczką - parsknęła cicho. Lubiła to określenie. Księżniczka półświatka. Lubiła się za taką uważać. Nie za królową - ta kojarzyłaby się ze starą, pomarszczoną i zgorzkniałą - ale właśnie księżniczką. Drobnym stworzeniem z pazurkami. Chodzącą gracją o ostrym języku. Taka rola bardzo jej odpowiadała. - To przez wujka - dodała jeszcze, wzruszając lekko ramionami. Wujek Feliks nie był chodzącym złem i nikt też nie nazywał go czarną owcą rodziny, trzeba było jednak przyznać, że zainteresowania i podejście do życia potrafił mieć niekonwencjonalne. Moralnie dyskusyjne. - Opowiadał mi o świecie, o skarbach i o przygodach, a ja słuchałam - parsknęła cicho. - Wujek Feliks - bajarz, podróżnik i niepoprawny pasjonata. To przez niego. Albo dzięki niemu. Nie do końca tak było, fascynacja klątwami, historią i kulturami świata urodziła się w Elenie w dużym stopniu sama, wykiełkowała z czytanych książek i odwiedzanych muzeów, ale rola Feliksa też była ważna. Wujek zawsze podsycał to, co w Elenie dopiero raczkowało. I nigdy nie gasił jej ambicji, nie podcinał skrzydeł. Nie był nią rozczarowany, jak bywali jej rodzice, gdy wolała bawić się w archeologa niż w księżniczkę. |
| |
Tirana, Albania 46 lat wilkołak brudna bogaty pan od brudnej roboty |
Sob Maj 02 2020, 12:06 | | Nekrolog, a to ci dopiero! Elena jeszcze nie wiedziała, że tacy jak on nie miewali nekrologów. Ich życie zwykle kończyło się nagle, w ciemnych zaułkach, do których uczciwi ludzie bali się zapuszczać po zmroku. Rodziny? Rodziny tylko cię spowalniały, dawały ci powód, by bardziej bać się o swoje bezpieczeństwo, niż o wykonanie roboty. Nie miewali ich. On też jej nie miał, nikt nie napisałby kilku słów do gazety, by powiadomić, że pogrzeb odbędzie się dnia X - jeśli w ogóle miałby jakiś pogrzeb, a nie zginąłby rozerwany jakimś potężnym zaklęciem. - Kurewsko dziurawe – przytaknął w kontekście rozważań na temat procesu rekrutacyjnego Gwardii, z obecnego punktu widzenia również uważając za zabawne, że kiedykolwiek przyjęto go w jej szeregi. Musiał być wtedy trochę inny, jeszcze zależało mu na tym, by wyjść na kogoś porządnego – czy raczej zależało Pelagyi, a on był zbyt zaślepiony, żeby już wtedy przyznać, że to się absolutnie nie uda. Bo i jak miało? Ona była delikatna, dobra, martwiła się czy w piekarni starczy bułek – była kwintesencją normalności. On kątem oka łowił dłonie nieznajomych wsuwające się do cudzych kieszeni i instynktownie wiedział, gdzie uderzyć, by pozbawić człowieka tchu. - Ale pracowałem z takim stadem niedojd, że włos się kurwa jeży. Lepiej sama ucz się odpowiednich zaklęć i nigdy nie licz na gwardzistę.Uważał za pewnik, że wsiąkając w takie a nie inne towarzystwo, Elena na pewno znała przynajmniej podstawy magii określanej powszechnie jako złą i zakazaną – a jeśli było inaczej, lepiej żeby mu się nie przyznawała i szybko nadrobiła zaległości. - Zawsze mogłaś zbierać pieprzone matrioszki – to była jego kolej na parsknięcie, choć doskonale rozumiał, co kryło się tuż obok wspominanej potrzeby kolekcjonowania. Adrenalina, bycie ponad zasadami ustanowionymi dla przeciętnych. Nie powinien był się dziwić, że dziewczyna na którą tak duży wpływ miał Gorodecki, nie przejmie choć odrobiny jego zainteresowań i spojrzenia na świat. Feliks był jedną z tych niewielu osób, które Idriz tolerował, szanował i zapraszał na wspólne pogaduszki przy wódce. Zdawało mu się, że w oczach Eleny zaczął dostrzegać podobny błysk - lub jego zalążek. Uśmiechnął się półgębkiem, unosząc szkło: - Za tego skurwysyna Feliksa.[koniec] |
| |
| | |
| |
|