|
|
|
Studnia nr 1 (G. Mitrokhin & T. Aguzarova) |
|
|
Pią Gru 13 2019, 15:53 | | Studnia nr 1 Goncharovowie wierzą w świętość i wielką moc miłości. Do swojej ziemi, do swoich koni, do rodzin. Przygotowali więc dla swoich gości swaty zaaranżowane w formie zabawy. Każda z par wylosowanych przez najstarszą w Kazaniu wróżkę, znawczynię starej tatarskiej magii, zostanie posłana do jednej ze studni w okolicznych wioskach. Być może pomogą samotnikom połączyć się zanim lód zetnie w nich wodę. Do swatów zostały wybrane studnie w wioskach: Usady, Bogorodskoye, Zvanka i Vysokaia Gora. Pierwsza z nich mieści się na uboczu pośród opustoszałego terenu niegdyś zajmowanego przez osadę ceglarzy. Stoi za ostatnią utrzymującą się w pionie szopą, przy ścieżce, u której skraju świstoklik pozostawi jedną z par. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Sro Gru 25 2019, 23:56 | | 19.11.1997 W życiu Grishy – jak i każdego Mitrokhina – pewną była tylko jedna rzecz. Jeden jedyny cel i jedna powinność nadawały sens życiu całych pokoleń opiekunów smoków. Mieli trzymać się razem. Lojalność wobec rodziny miała umocnić ich pozycję w społeczeństwie, pomóc stawić czoła przeciwnościom losu i ludzi zawistnych. Grisha tymczasem coraz bliższy był wyprowadzenia z własnych doświadczeń wniosku, że oddanie rodzinie i tyle z braterskiej miłości, na ile sobie w swym powściągliwym sercu pozwolił prędzej niż do chwały i sławy doprowadzą go do grobu. Vasilisa wierciła mu w brzuchu dziurę od tygodni, gdy tylko wymsknęło mu się w rozmowie, że planuje wziąć udział w wyścigu konnym w Kazaniu. Słowo „swaty” nie schodziło jej z ust po tamtej feralnej pogawędce, aż wreszcie Grisha dla świętego spokoju stawił się w przeddzień Gonitwy w miejscu, gdzie przygotowano świstokliki dla rzekomo zrozpaczonych samotników, szukających nadziei w magii Goncharovów. Wylądował w samym środku przygnębiającej pustki, nieopodal studni, o której wiedział tylko tyle, że ma coś wspólnego ze swatami. Prymitywny element zaopatrzenia higienicznego typowy dla małych, zacofanych osad nie kojarzył się Mitrokhinowi z romantycznymi okazjami. Wychował się w środowisku, gdzie mężczyźni okazywali kobietom uczucia poprzez kosztowne podarki. Tego samego środka używali z lubością również zabiegając o względy upatrzonej sobie panny. Swaty w wyobraźni Mitrokhina pozostawały domeną kurtuazji, subtelnych kombinacji słów, eleganckich miejsc i czarownych drobiazgów. Zupełnie stracił więc rezon stojąc pośrodku opustoszałej wioseczki. Nie oddalał się od studni zbytnio, czekając aż coś się wydarzy, lecz w zasięgu wzroku nie było nikogo. Resztkę nadziei pomogła mu zachować świadomość, że czeka go chwila gimnastyki umysłowej. W studni czekała nań jakaś zagadka i z trudem powstrzymywał się od zajrzenia w jej głąb. Skoro mieli go tu z kimś swatać, zapewne nie chodzi o to, by zaczynał sam zastanawiać się nad sytuacją, w której się znalazł. A może, zaglądnąwszy mu w serce, stara tatarska wróżka przysłała go do studni samemu, by – jako przypadek beznadziejny – rzucił się w czerń wody? |
| |
Kisłowodzk, Rosja 23 lata czysta bogaty żona |
Czw Gru 26 2019, 03:23 | | Jestem młoda i mam prawo wierzyć w miłość. Nie mogę powiedzieć, że widzę ją w każdym elemencie przyrody – to byłoby z mojej strony dość zuchwałe. Zuchwałe, bo nie wiem, czym jest miłość, więc nie mogę jej zaobserwować. Ja ją tylko przeczuwam i dlatego powinnam w nią wierzyć, mam obowiązek w nią wierzyć. W obliczu przyrody przeczucia to jedyne, w co człowiek może się uzbroić: kim jestem, by je podważać? Czasami, wydaje mi się, miłość jest jak gruby, szorstki sznur, raniący dłonie, ale dość wytrzymały, by związać razem całą rodzinę. Ściska nas zbitą masą pod jednym dachem: nie da się go przerwać, nie da się spod niego wycisnąć, a węzła, zawiązanego doświadczonymi, starymi dłońmi babci, nie umiemy rozwiązać. Czasami, gdy patrzę na Khasana, całuję jego czoło (jest już dużym chłopcem i coraz częściej wyrywa się całusom siostry, ale wciąż udaje mi się jakiegoś mu skraść), trzymam go za malutką dłoń – miłość przybiera delikatniejszą, nieuchwytną formę. Jest jak dźwięk jego śmiechu, rodzi się i umiera w tym samym momencie, rodzi się i umiera miliardy razy na sekundę. Jest taka krucha, ale nie da rady zmieść jej porywisty wiatr, trwa tak uparcie jak górski masyw. Nie wyciska mi z piersi oddechu jak uderzenie, ale wsuwa się pod żebra i ściska serce nieobwarowane murami i wałami obronnymi. Czasami miłość przychodzi do mnie przy robocie na krośnie. Jest drobna i cienka jak nić, okupiona wysiłkiem pleców wygiętych w łuk, nadgarstka monotonnym ruchem dyrygującego magią, oczu wytężonych w rozproszonym świetle dnia. Wymaga cierpliwości. Bywa nudna. Frustrująca. Czasami miłość przeczuwam w oddechu zamienionym w obłok pary. W metalicznym, zimowym poranku uzbrojonym w ostrza mrozu, które przypomnieć mi mają, że świat nie został stworzony dla człowieka, a jednak wciąż w nim żyję. W wodnym jedwabie sukienki. W igłach wełnianego swetra. Bywała: w gorących wargach. W szepcie w ciemności. W rozczulonym, rozgorączkowanym spojrzeniu przecinającym bezbłędnie przestrzeń. Nie wiem, czy miłość jest wszędzie i nie ośmieszę się naiwnym stwierdzeniem, że miłość spaja każdą cząsteczkę świata. Nie wiem tego. Nic nie wiem na pewno. Wiem tylko, co ja czuję, a czuję miłość do wszystkiego, więc dla mnie miłość jest we wszystkim. Może to magia Goncharovów, gorąca, tatarska krew, zmieszana już z osetyjską i gruzińską, ale wlana we mnie przez prababkę, każe mi tak myśleć i każe mi brać udział w swatach (tak poznali się mój pradziadek i moja prababka, a później: mój ojciec i moja matka). Wierzę w pamięć pokoleń i wierzę w tradycje, dlatego nie śmiem zakłócić porządku świata i nie zgłosić się w tym roku. Mam dobre przeczucia. Warto za nimi podążyć. Ja podążam ostrożnie ścieżką, na której, w miękkiej, delikatnie rozmokłej ziemi, widzę świeże ślady butów. Mijam ledwo utrzymującą się w pionie szopę, zapewne zbitą zaklęciami tak dawno, że powoli tracą moc, mijam gruzy osady, w okresie swojej świetności pewnie wyglądającej solidniej niż teraz, zawieszone w rzadkiej mgle. To nie wydaje mi się ponury widok. Jest pewne dziwne piękno w takim niszczeniu. Mnie przypomina, że nie ma przypadków beznadziejnych. Biorę głęboki wdech. To mój ulubiony moment swat: ta przepełniona elektrycznym oczekiwaniem chwila tajemnicy, zanim zobaczę, kto stoi przy studni. To może być ktokolwiek. Nowy przyjaciel. Stary przyjaciel. Prawdziwa miłość. Miłe popołudnie. Dusza taka jak ja. Dusza zupełnie różna od mojej – lód do ognia. Każdy. Na razie widzę tylko potężne plecy pochylone nad kamienną studnią (podobną mamy w osadzie niedaleko) i powiedzieć mogę jedynie, że to, prawdopodobnie, mężczyzna wysoki i, prawie na pewno, elegancko ubrany. Nie widzę jego twarzy, nie domyślam się jego imienia, akcentu, głosu. Staję bezszelestnie obok niego (tak blisko, że czuję ciepło jego ramienia) i również pochylam się ostrożnie. Uśmiecham się do czarnej toni, w której dostrzegam rozdygotany, oddalony zarys męskiej twarzy. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Czw Gru 26 2019, 23:25 | | W co wierzy Grisha Mitrokhin? Najprościej byłoby powiedzieć, że w fakty. Byłaby to szczera prawda, odpowiedź jasna i rzeczowa. Każdy ceni takie odpowiedzi, co jasno tłumaczą, czy pod nogami grunt jest pewien, czy z każdym krokiem należy uważać. Mitrokhin idzie przez życie już dwudziesty dziewiąty rok i nie potknął się ani razu, wiedząc, jak zadawać właściwe pytania i zdobywać zadowalające odpowiedzi. Wiara nie wystarczy, kiedy istnieje sposobność zyskania pewności. Faktem zaś było, że taka studnia ma do miłości tyle, co piernik do wiatraka, chociaż nie ma co kryć, że Grisha – o ile w innych sprawach zorientowany bywał wcale nieźle – nie jest ekspertem w dziedzinie. Niezależnie od tego, kto miał znaleźć się przy nim w opuszczonej osadzie, zamierzał postąpić według ściśle ustalonego planu, któremu poświęcił tego ranka około pół godziny przykrych rozmyślań. Czekał, aż przy studni zjawi się jakaś kobieta. Czekał, żywiąc wielkie nadzieje, że jeśli już stara wróżbitka dojrzy przez mgłę niewykorzystanych szans i zakrętów na ścieżkach, którymi nikt nie podąża, kogoś gotowego, by w swym sercu zrobić miejsce na jego bez mała dwumetrową postać, to przynajmniej będzie to kobieta. W Kisłowodzku nie byli jeszcze tak postępowi, by puścić mimo uszu swaty syna nestora rodu z jakowymś młodzieńcem. Czekał bez niepokoju, trzymając nerwy mocno na wodzy. Ludzie przestają przerażać, kiedy się już stanęło twarzą w twarz ze smokiem, mogą jednak pozostać męczący, uciążliwi, nudni. Z tymi przywarami rodzaju ludzkiego Grisha jednak od lat uczył się obcować, miał więc w zanadrzu lekki, lecz wciąż oficjalny ton, nienaganne maniery wyniesione z domu (zawsze posługiwał się nimi lepiej niż ciężkim orężem, a być może nawet lepiej niż różdżką), a także zaufanie do czarowności, jaką może mieć w sobie cisza, jeśli tylko odpowiednio ją uformować. Czekał i przygotowywał się, jak zwierzę spinające po kolei wszystkie mięśnie przed skokiem na upatrzoną z dala ofiarę. Zaskoczyła go. Zobaczył dopiero jej niewyraźne odbicie, przedtem nie słysząc nic prócz własnego oddechu i cichego szumu wody. Wiatr gwizdał lekceważąco przez prześwity między deskami najbliższej im ruiny, maskując leciutkie kroki. Grisha zawsze był zdania, że woda to najbardziej zdradliwy z żywiołów. Kiedy oderwał wzrok od ciemnej tafli wody i skierował go na towarzyszkę zesłaną mu przez wróżbę Tatarki, po raz kolejny utwierdził się w słuszności swego przekonania. Obejrzał dziewczynę dokładnie, bez większego skrępowania, a zębatki zainstalowane w jego umyśle zerwały się, by czynić pierwsze obliczenia względem obcej mu osoby. Nie udało mu się wysupłać zbyt wiele. Była ładna jak ładne bywają dziewczęta młode i niefrasobliwe, piękno mieszało się w niej z czystą, niekłamaną radością tak, że nie sposób było oddzielić jej urody od bijącego z jej sylwetki pragnienia mitycznego szczęścia. Grisha szybko dostrzegł, jaki rodzaj piękna kryje się w stojącej przy nim dziewczynie (blisko, z kolejnym podmuchem wiatru wyczuł jak pachnie, a długie pasma jej włosów musnęły wierzch dłoni), lecz nigdy nie było mu dane go zrozumieć. Zawsze tylko podziwiał z daleka. Wiedziony odruchem, cofnął się o pół kroku, by stanąć wprost naprzeciw młodej kobiety. Ukłonił się płytko, a dobrze wyćwiczone mięśnie twarzy ułożył w przyjazny uśmiech, nieobejmujący jednak czujnych oczu. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 23 lata czysta bogaty żona |
Pią Sty 03 2020, 20:18 | | Nie rozmyślałam nad tym, jak powinno przebiec dzisiejsze spotkanie. Nie wydaje mi się, żebym była na tyle obyta, by umieć zaplanować sobie kontakt z nieznajomym. Ludzie to mają do siebie, że lubią zaskakiwać – i choć można przygotować się najskrupulatniej na rozmowę, człowiek jednym pytaniem, opowieścią, porywem emocji może wybić z rytmu. Iść w góry i myśleć, że przewidziałeś każdą ewentualność: to byłoby głupstwo. Dlaczego więc uważać, że ludzie są mniej nieprzewidywalni niż sama natura? Są przecież jej częścią. Przychodzę uzbrojona tylko w uśmiech, szczerość i życzliwość, gotowa przyjąć wszystko, co dostanę od losu. Wydaje mi się, że łapię sekundę zaskoczenia, coś, co wydaje mi się dla nieznajomego nienaturalne, choć nie umiem jeszcze zrozumieć, dlaczego rodzi się we mnie to przeczucie. Może tylko to sobie wyobrażam: wrażenie mija szybciej, niż potrafię zacisnąć na nim palce. Mężczyzna przygląda mi się uważnie, a spojrzenie ma tak skupione i chłodne, jakbym ja sama była zagadką kazańskiej studni, którą powinien przeanalizować. I ja na niego patrzę, z niegasnącym uśmiechem, szczerym, tym, który obejmuje spojrzenie i umie topić pierwsze lody znajomości. Jednak zamiast pierwszych opinii na temat zeswatanego ze mną młodzieńca, na myśl przychodzi mi nazwisko, zaskakujące, ale bez wątpienia należące do nie-tak-znowu-nieznajomego. Tej twarzy nie spodziewam się zobaczyć w Kazaniu, a już na pewno nie w takiej sytuacji, nie sam na sam. Nigdy właściwie nie myślałam o tym, że mogłabym znaleźć się w centrum uwagi takiego człowieka, zawsze przewijająca się w tle, gdy rozmawiał z Aslanem i moim ojcem, za młoda, by zrozumieć, o czym mówiono. Obserwowałam ich z oddalenia, donosiłam im niewidzialnie czaj, milcząc tak, jak milczeć powinny dobrze wychowane Osetyjki, gdy mówią mężczyźni. Przypominali mi poważne, dostojne smoki przycupnięte na skałach: on z nich najzimniejszy, dziwny, zdystansowany, o strukturze kostnej jakby zbudowanej z ostrych kryształów, tylko dla pozoru ucywilizowania przykrytych cienką skórą. Mówiłam: ludzie potrafią zaskakiwać, a na swatach spotkać można każdego. Grigory Leonidovich Mitrokhin. Początkowo jestem tak oszłomiona, że nie reaguję, gdy schyla się przede mną płytko, ale szybko się reflektuję. Przed panami Kaukazu każdy w Kisłowodzku umie się elegancko ukłonić: to jedna z tych umiejętności, których uczy się dzieci. Nawet Khasan umie już oddać szacunek Mitrokhinowi. Skłoniłby się niezgrabnie, nawet gdyby w środku dziecięcej, dzikiej zabawy postawić go przed dziedzicem. Nie śmiałby zapomnieć, że przed panami należy ugiąć karku. Ujmuję w palce rąbki spódnicy i dygam wyćwiczenie. — Pan Mitrokhin. Tatiana Asmatovna Aguzarova — przedstawiam się formalnie i ta formalność tak mnie bawi, że nie umiem się powstrzymać, żeby nie dodać z nutą śmiechu w głosie: — Po prostu Tanya, jeżeli pan pozwoli. Zakładam nieujarzmiony kosmyk loków za ucho, ale wiatr zaraz znowu go wyrywa w stronę mężczyzny. |
| |
|
Pon Sty 06 2020, 02:04 | | Usady to była niewielka wioska, do której nie docierały już dźwięki z polany świętego Gonchara. Festyn trwał w najlepsze, gromadząc ludzi nie tylko z całej Rosji, ale także i Słowiańszczyzny. Święto Goncharovów było znane choćby z przyjaznej atmosfery, która przyciągała rodziny, czy z licznych atrakcji. Jedną z nich były coroczne Swaty – zawsze odbywały się w połowie festynu, przyciągając najczęściej młode osoby, które poszukiwały partnerów życiowych lub po prostu miały nadzieję poznać kogoś nowego. Nic dziwnego, Goncharovowie wierzyli w siłę prawdziwej miłości, wielu z nich w dawnych czasach podczas tego dnia łączyło się w związki, które – zgodnie z przewidywaniami tatarskich wróżek – trwały do końca życia, jeśli tylko udało im się ukończyć wspólne zadanie w ciągu jednego dnia. Obecnie Swaty nie miały już takiej formy i wartości, co kiedyś; dziś były tylko symbolicznym dniem, a nawet zabawą, zawartą w harmonogramie Gonitwy. Niektórzy jednak dalej wierzyli w ich magię, przez co tatarska wróżka o imieniu Ayzere nie mogła odpędzić się od zainteresowanych. Nie wszyscy ostatecznie mogli wziąć w nich udział, co nie oznaczało, że nie mieli szans na miłość. Pary były jednak dobierane do siebie według specjalnych kryteriów i przekonań wróżki. Jakich? Tego już się nie dowiecie, ale z jakiś przyczyn Azyere postanowiła skrzyżować wasze drogi. Zdawałoby się, że cisza, przerywana jedynie silniejszymi podmuchami wiatru, będzie trwała w nieskończoność. W pobliżu nie było nikogo – wyznaczona przez wieszczkę studnia mieściła się w okolicy osady ceglarzy, którą już kilkanaście lat temu przestano odwiedzać. Moglibyście więc pojedynkować się tutaj, kto będzie dłużej milczał, aż w końcu ty, piękna Tanyo, nabrałaś odwagi i przedstawiłaś się pierwsza Grishy, który najwyraźniej zapomniał języka w gębie i nie potrafił zrobić pierwszego kroku, co źle o nim świadczyło. Nie było jednak dłużej sensu tracić czasu, pora na wykonanie zadania, skoro los chciał was ze sobą połączyć w ten wyjątkowy dzień. Nim Mitrokhin zdążył się przedstawić, o ile w ogóle to zrobił, mogliście usłyszeć dochodzące ze studni dziwne dźwięki, które przypominały stłumiony krzyk. Gruba lina poruszyła się gwałtownie – wiadro było na dnie studzienki. To chyba znak, by je wyciągnąć. Zajmiesz się tym, Grisho, czy pozwolisz przejąć stery Tanyi? Grisha rzuca kością k50, by wyjąć ze studni stare wiadro, które utknęło na jej dnie. Próg to suma siły fizycznej i wytrzymałości, co w jego przypadku daje wynik 37 (sukces oznacza rzut poniżej progu). W przypadku niepowodzenia ponawia się rzut w następnej rundzie lub Tanya może też spróbować Grishy pomóc, rzucając k50.
Ostatnio zmieniony przez Weles dnia Pon Sty 13 2020, 20:41, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Pon Sty 06 2020, 21:49 | | To, że mężczyzna się kłania kobiecie, nie jest wcale dziwne, a przynajmniej nie powinno. Ale żeby kobieta się odkłaniała, i to całkiem na serio? To nie była zbyt dobra wróżba. Podobnie jak to, że (tylko pozornie, jak się okazuje) obca osoba zwraca się do niego po nazwisku z niezachwianą pewnością, jakby znała go od lat. - Słucham? – tak, jak rzadko Grisha Mitrokhin bywa skołowany – teraz był, bez dwóch zdań. Nie przywykł do bycia znanym; to Alexandr z lubością pełnił tę funkcję, był jedynym Mitrokhinem, który czuł się dobrze w blasku reflektorów, zostawiając dwóch pozostałych braci w komforcie cienia. - Hm. Tak. – rzeczywiście, dużo było w dziewczynie znajomych drobiazgów. Mówiła z charakterystycznym dla rodzimego regionu Mitrokhinów akcentem, a z tego, co o jej rodzinie pamiętał, miała oczy po ojcu – mądre, bardzo ciemne. I uśmiechała się identycznie jak Aslan. Z najstarszym synem Aguzarova Grisha zaś rozmawiał nieraz, jako nastoletni chłopcy szwendali się czasami razem po Kisłowodzku i okolicznych wioskach. Od braci oddzielał Grishę mur, a do biedniejszej miejscowej ludności coś go zawsze ciągnęło. - Tatiana. Wyrosłaś. – dodał po chwili namysłu, próbując ułożyć sobie w pamięci jakiś jej obraz z przeszłości. Nie udało mu się odtworzyć nic ponad mgliste wyobrażenie radosnego dziewczątka, które poza wesołą buzią wychylającą się zza drzewa lub drzwi domu podczas jego wizyty niczym nie zwróciło jego uwagi. A może trzeba było próbować zapamiętać więcej. Powinien zapytać, co u niej. Jak chowają się młodsi bracia, jak ojciec radzi sobie z owcami. Tak postępuje pan ziemski. I chociaż Grisha blado wypada w tej roli, woli mieszać się z ludnością udając swojego, w tak prywatnych okolicznościach silnie poczuł, że to jego obowiązek wobec dziewczyny z jego okolic. - U ojca wszystko dobrze? - wydusił więc z siebie, w ostatniej chwili myśląc, że niedobrze poruszać temat rodzinnych stron i przykrości kryjących się wokół domowego ogniska, skoro Tanya przyszła tu na swaty, zapewne z nadzieją spotkania miłego chłopca, który zobaczy w niej tylko ją, bez wianuszka czwórki rodzeństwa i pięćdziesięciu sześciu owiec. Spotkała jednak tylko Mitrokhina, ponuraka i niemotę przebranego za czarującego szlachcica. Byłby tak dalej milczał, tłumok, gdyby nie usłyszał dochodzącego z głębi studni dźwięku. Był przytłumiony i krótkotrwały, ale z pewnością nie przypadkowy; tak przynajmniej chciał myśleć Grisha, wypatrujący czegokolwiek, co wyratuje go od skrępowania, w które sam się wpakował, na dodatek myśląc, że to w dobrej wierze. Odetchnął niemal z ulgą, widząc drganie sznura opadającego aż na dno studni. Zadanie zdawało się dość proste, wymagało wytężenia mięśni, nie rozumu. Grisha częściej ćwiczył się w tej drugiej dziedzinie, ale z wiadrem chyba ostatecznie też sobie poradzi. - Pozwolisz, że spróbuję coś stamtąd wyciągnąć. – oznajmił tylko Tanyi zanim chwycił za sznur obiema rękami i mocno pociągnął do siebie. |
| |
|
Pon Sty 06 2020, 21:49 | | The member ' Grisha Mitrokhin' has done the following action : Kostki
'k50' : 23 |
| |
Kisłowodzk, Rosja 23 lata czysta bogaty żona |
Sro Mar 18 2020, 01:06 | | Nie za dobrze kojarzyć swojej partnerki z dzieckiem, którym była kiedyś i pytać o jej ojca na swatach, panie Mitrokhin. Trochę głupio, przyznam. Ale to nic. Zastanawiam się, czy jest zestresowany? Pamiętam go, co prawda, jako trochę sztywnego, ale nie mógł mieć kija w dupie (przepraszam!) zbyt głęboko, skoro zadawał się z Aslanem. Ale nigdy się nie wie ze szlachcicami. I mężczyznami. Tak czy siak, na pewno jest uroczy, tylko trochę… niezręczny. Dlatego, mimo tego mało intymnego pytania, uśmiecham się promiennie i pokrzepiająco (nie denerwuj się! To ja powinnam być zdenerwowana!). I szczerze, trochę jestem. Więc jeżeli pan się stresuje, to jest nas dwoje. — Dobrze — odpowiadam prosto, szczerze, nie ciągnąc tematu na tyle długo, by zupełnie zabić klimat opowieściami o góralskich trudnościach. Życie na kaukaskiej prowincji nie jest lekkie – jest piękne, ale nigdy lekkie. Zastanawiam się czasem, na ile jego trudności znają Mitrokhini. Na pewno doświadczają blasków i cieni życia w górach inaczej w swoim pięknym zamku, śpiąc na luksusowych materacach, niż miejscowi w chatach leżący na sienniku. Nie myślę o tym, w żadnym razie, złośliwie. Nie marnuję energii na zazdrość o takie błahostki. Jestem po prostu ciekawa ich doświadczeń: wydają mi się zupełnie oderwane od przyziemnego życia. Mam teraz okazję o nie wypytać, ale to byłoby dziwne. Dlatego ja też, trochę niezręcznie, kończę wypowiedź, nie odbijając w stronę mężczyzny piłeczki w postaci pytania zwrotnego. Nie wiem, co mam powiedzieć. Przychodzi mi na myśl tylko pytanie o samopoczucie w żałobie, ale, na Chuycau, to dopiero zabiłoby nastrój! Jest pan bardzo przystojny. Swoją drogą, wszystko dobrze po śmierci pana starszego brata? Jak pana matka, bardzo rozpacza, biedulka? Czy te mięśnie są od dźwigania ciężarów? Randka wszechczasów. Więc milczę i uśmiecham się jak niemota. Na szczęście coś ze studni ratuje nas oboje od skrępowania. Z dna wydobywa się dziwny, przeciągły dźwięk, coś jakby krzyk, ale dziwny, przytłumiony. Pan Grigory natychmiast (i jak grzecznie) oferuje, że wyciągnie wiadro. — A bardzo proszę — zachęcam. Jestem gotowa mu pomóc, ale mężczyzna radzi sobie bez większego trudu, więc jedynie opieram się o studnię i patrzę. Nie na niego, choć korci, ale to byłoby nieuprzejme. Zamiast tego lokuję spojrzenie w czarnej przepaści. Bębnię lekko palcami o kamień. Matko, on pewnie myśli już, że jestem jakaś dziwna. Czuję, że muszę coś powiedzieć, bo cisza między nami nie należy do tych z kategorii wygodnych. — Więc… co pana… cię? — spoglądam trochę nerwowo w jego stronę, szukając aprobaty — skłoniło, by zgłosić się na swaty? Nie spodziewałam się spotkać tu kogoś z rodzinnych stron.Kłamstwo. Spodziewałam się spotkać sąsiada, ale nie Mitrokhina. |
| |
|
Sro Mar 25 2020, 21:08 | | Co pana skłoniło, by zgłosić się na tegoroczne Swaty, to nie było w tym momencie szczególnie ważne pytanie, tym bardziej że młodemu czarodziejowi udało się wyciągnąć ze studni zardzewiałe wiadro z takim impetem, że wylał na siebie pół lodowatej wody, co o tej porze roku nie było zbyt przyjemnym doświadczeniem, co najwyżej – przyjemnym widokiem. Ale oto specjalnie dla ciebie, Tanyo, mister mokrego podkoszulka, Grisha Mitrokhin. Tylko popatrz na jego wysportowane ciało, pewnie na pastwisku pełnym owiec nie ma takich widoków. Dobrze by było jednak, gdybyś użyła teraz jakiegoś zaklęcia użytkowego i pomogła mu się wysuszyć – chyba nie chcesz, aby twój przystojny towarzysz przypadkiem się przeziębił? Przez ten cały rozgardiasz nawet nie zauważyliście, w którym momencie przed wami zmaterializował się duch mężczyzny, jakby uwięziony w wiadrze, które upadło gdzieś nieopodal na ziemię, gdy Grisha oblał się wodą, tracąc przy tym równowagę. Na pierwszy moment nieznajomy nie wyglądał na zbyt zadowolonego, dopiero po chwili się uspokoił i spojrzał na was zasmuconym wzrokiem. Nie tego się spodziewał. Miał nadzieję, że to ona. Gdzie była jego ukochana, z którą chciał spędzić resztę życia? A może… A może oni mogli mu pomóc w poszukiwaniach? Nie wiedział, ile czasu już minęło, czy przypadkiem nie jest za późno. Musiał jednak spróbować. - Kim jesteście i co tutaj robicie? – zapytał na spokojnie, lecz nie zamierzał czekać na ich odpowiedź zbyt długo. Zaraz po tym dodał: – Nieważne, nie znam was, ale musicie mi w czymś pomóc. Szukam mojej ukochanej Vesny, nie widzieliście jej nigdzie? Mieliśmy być razem, mieliśmy się pobrać, ale… Agafya, jej siostra, nie chciała do tego dopuścić. Oszukała mnie. Nie mogła znieść myśli, że kochałem tylko Vesnę… – Stefan przeczuwał najgorsze. Skoro z czasem postanowiła się pozbyć i jego, to zapewne to samo zrobiła z Vesną. Nie mógł jednak odejść z tego świata bez żadnej pamiątki. – Czuję, że już niedługo będę musiał stąd odejść, dlatego chciałbym prosić, abyście udali się do mojego domu… Gdzieś w nim powinien znajdować się medalik z naszym wspólnym zdjęciem. Czy moglibyście to dla mnie zrobić? – upewnił się z nadzieją w głosie. Wyglądało na to, że byliście w tym momencie jego jedyną szansą, by mógł w spokoju dotrzeć do zaświatów. Czy podejmiecie się tego zadania? Jeśli tak, to Stefan zaraz wytłumaczy wam, gdzie mieszkał. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Czw Mar 26 2020, 20:35 | | Mówili o Grishy, że jest spokojny. Flegmatyczny wręcz. Na ogół była to prawda i Mitrokhin nie krzywdował sobie z tego powodu, przeciwnie, było mu z tym bardzo… spokojnie. - Moja siostra. Uznała, że najwyższy czas, żebym znalazł sobie kogoś. Będzie przeszczęśliwa słysząc, że spotkałem tu ciebie. To znaczy… kogoś z Kisłowodzka.Czuł się obserwowany. Przywykł do tego, dobrze znał ciężar czyjegoś wzroku na swoich dłoniach. Brał w ręce najcenniejsze rzeczy w całym mieście, a może i całej Rosji, a nadzwyczaj troskliwy właściciel skarbu patrzył zazdrośnie jak Grisha wykonuje swoją pracę. Niby przywykł, a jednak każdy patrzy inaczej, jedne spojrzenia palą, inne ziębią aż do kości. Są też takie, które mieszają myśli, sprawiają, że ma się wrażenie, jakby całe ciało oblepiło coś paskudnego. Nie potrafił ocenić, jak patrzyło to skromne dziewczę, do którego odwrócił się tyłem, by wydobyć wiadro ze studni. Może dlatego, że nie patrzyło wprost na niego. Grisha nie lubił tej pokory, czasem widzianej wśród mieszkańców Kisłowodzka, zwłaszcza obrzeży miasta i terenów uprawnych. Zwykle nie miał nic przeciwko formalnościom, wolał je stokroć bardziej od lekceważącego tonu, jakim traktował go Dima, a nieraz także i ojciec, czuł jednak podskórnie, że ciche, cokolwiek ponure, ale jakże spokojne okolice tej studni to nie jest dla nich odpowiednie miejsce. Już chciał zachęcać swą towarzyszkę, by powiedziała coś więcej o tym, jak trzyma się ich hodowla, zupełnie nie przywiązując uwagi do sznura zaciśniętego w dłoni. Pociągnął zań z mocą raz i drugi aż w końcu opór nagle znikł, a wiadro poszybowało w górę, jego zawartość zaś wprost na Grishę. Zaklął szpetnie, w pierwszej kolejności z zimna obejmującego większość jego sylwetki, zaraz potem także z zażenowania. Przejmujące zimno objęło go w całości, już po chwili szczękały mu zęby, ale szybko zmieszało się z nim gorąco dziwacznego wstydu. Ośmieszył się jak młody. Ociekał. Ociekał publicznie, w obecności obcej kobiety kapała z niego woda, obciążając każdy fragment ubrania i obnażając wszystkie kanciastości jego sylwetki. - Szlag by to… przepraszam – wymamrotał, szperając w kieszeni, by wydobyć różdżkę, ale nim zdążył cokolwiek zrobić zmaterializowała się przed nimi jakaś zjawa. Grisha wstrzymał oddech, znieruchomiał, zamilkł i przez krótką chwilę nie reagował na słowa młodzieńca. Nie cierpiał duchów. - Czego chcesz? – zapytał bez ogródek, wiedząc, że odmówić nie mogą, bo taka asertywność może skończyć się tragicznie. Nie zamierzał jednak także okazywać – w swej nędznie przemoczonej postaci – żadnego lęku, choć odczuwał go całkiem sporo. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 23 lata czysta bogaty żona |
Nie Mar 29 2020, 16:51 | | O. Podnoszę głowę, zaalarmowana donośnym brzękiem stalowego wiadra, głośnym chluśnięciem, brzydkim przekleństwem wymskniętym z ust takiego dżentelmena – i mój wzrok pada na… Cóż, nie jest to widok nie do zniesienia. Śmieję się jednak, odruchowo, z zaskoczenia, śmieję się wesoło i głośno, jak zawsze. Po chwili milknę, a przynajmniej próbuję: zasłaniam usta, usiłując zdusić rozbawienie, ale marnie mi to idzie. Chuycau, nie spodziewałam się takich atrakcji. Gdyby Swaty zawsze tak wyglądały i zawsze miałabym przy sobie takiego przystojnego chłopca… dla mnie mogłyby być codziennie. Proszę mnie zapisać. Niemal słyszę głos ojca: Tanya, ty jesteś niepoważna. Tanya, tak nie można żyć.Reflektuję się i sięgam po różdżkę (aż szkoda go suszyć, ale jest zimno – nie chcę przecież, żeby się przeziębił), jednak w tym momencie przed nami materializuje się… ktoś. Drgam lekko z przestrachu; wyrywa mi się krótkie, zszokowane „och”. Rzadko widzę duchy, właściwie tylko na Dziadach, i zawsze… budzą we mnie pewien niepokój. Nie wiem, czy istnieje ktoś, kto może powiedzieć o zjawach inaczej. W końcu to są ludzie, ale nie ludzie, ktoś z tej drugiej strony, bez ciała i nadziei na przyszłość. Przypominają o tym, że ty też kiedyś taki będziesz. Dziwne. Przygnębiające. Nigdy nie wiem, jak się zachować wobec zmarłych. To jest trochę tak, jakbyś spotkał osobę chorą. Niby nie powinno być ci głupio, ale jednak trochę czujesz wyrzuty sumienia, że ty jesteś zdrowy, a on nie. I próbujesz nie dać tego po sobie poznać, ale… no. Ale ten mężczyzna jest całkiem uprzejmy. Trochę znerwicowany (ja też bym była, gdybym była martwa), ale nie wydaje się mieć złych intencji. Jest chyba po prostu smutny. Podchodzę jednak najpierw do Grishy i osuszam go krótkim zaklęciem (wykorzystuję tę okazję, żeby uśmiechnąć się do niego pokrzepiająco, odwrócona tyłem do zjawy. Spoglądam mu w oczy na sekundę albo dwie. Ma ładne oczy, takie ciemne i mądre), nim oglądam się znów na zmarłego kochanka. Bardzo kochał tę Vesnę. Romantyczna historia, ale jaka przykra. Żal mi go. Zwyczajnie mi go żal. Mam słabość do takich opowieści. — Gdzie pan mieszka? — pytam łagodnie. Podejmuję decyzję za nas oboje, Grigory. |
| |
|
Czw Kwi 02 2020, 21:32 | | Stefan rozejrzał się dookoła. Dopiero teraz zauważył, że Usady niewiele się zmieniły w przeciągu ostatnich kilkunastu lat – były w końcu niewielką wioską częściowo odciętą od cywilizacji, pomimo tego że Kazań znajdował się wcale nie tak daleko. Ci z kolei nie wyglądali na tutejszych – mężczyzna mógł to stwierdzić po strojach, które w jego mniemaniu były co najmniej dziwaczne. Nie wiedział, ile już lat minęło od momentu, w którym utknął w studni przez Agafyę, ale to nie miało teraz najmniejszego znaczenia. Musiał przekonać ich, by mu pomogli – w innym przypadku nie będzie mógł zaznać spokoju, a wiedział, że zbliża się jego czas. To była jedyna szansa, by mógł zobaczyć Vesnę. Spojrzał uważnie na Grishę, który początkowo nie zareagował na jego słowa. Wyczuwał przy tym od niego dziwną aurę, jakby był do niego z góry niechętnie nastawiony. Stefan westchnął cicho pod nosem, postanawiając nie odpowiadać na słowa mężczyzny, gdyż wcześniej wszystko pokrótce wyjaśnił. W końcu uśmiechnął się, gdy Tanya zdecydowała się odezwać i podjąć się wykonania tego zadania. Nie powinno być ciężko, nie prosił ich wszak o coś niemożliwego, przynajmniej tak mu się wydawało. Uniósł swoją rękę, po czym dokładnie wskazał kierunek, w który mieliście się zaraz udać. - Usady to niewielka wioska, więc na pewno uda wam się znaleźć mój dom – zaczął spokojnie, z nadzieją w oczach spoglądając to na Tanyę, to na Grishę, który wydawał się niezadowolony z jego obecności. – Na końcu wioski znajduje się kościół, a tuż obok niego – niewielki, ceglany budynek. Jeśli nie będziecie potrafili go znaleźć, zapytajcie miejscowych o Stefana. Na pewno mnie znają! Tam mieszkam. Mieszkałem. Nie pamiętam tylko, gdzie dokładnie znajduje się medalik… – wyznał bez wahania jasnowłosy mężczyzna, mając nadzieję, że to ich nie zniechęci. Całe szczęście, nie odpuścili, tylko od razu udali się na poszukiwania. Na sam koniec postanowił jeszcze dodać: – Proszę, tylko wróćcie przed zachodem słońca. Bo inaczej może mnie tutaj już nie być. Jesteście moją ostatnią szansą! – Tatarska wróżka o imieniu Ayzere musiała o tym wiedzieć, gdy łączyła was w parę. Teraz mieliście więc okazję się przekonać, czy podjęła słuszną decyzję. Czy uda wam się wykonać to pozornie proste zadanie? Oby. W końcu nie pozostało wiele czasu, dlatego Stefan pożegnał was z nadzieją w głosie, a wy ruszyliście w stronę głównej części osady. Usady to opuszczona od kilkunastu lat wioska, choć niegdyś była tętniącą życiem osadą ceglarzy. Większość domów stoi w ruinie, a te, które pozostały, wyglądają niemal tak samo. Aby dotrzeć do kościoła, Grisha i Tanya obowiązkowo rzucają kością k6. 1, 2 – błądzicie nieustannie pośród ceglanych budowli, nie zauważając nigdzie kluczowego punktu, do którego mieliście się udać. 3, 4 – na drodze zauważacie starca, który nieruchomo siedzi na ławeczce przed swoim domem i patrzy w dal. 5, 6 – dostrzegacie kościół, toteż kierujecie się w jego stronę. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Czw Kwi 02 2020, 21:52 | | Znał i lubił małe wioski. Z lubością zapuszczał się tam, gdzie świat postępował wolniej, bo dobrze mu było w kształcie obranym nawet sto lat temu. Słuchał opowieści, które Petersburg włożyłby między bajki, potępił jako stratę czasu. Tam, gdzie czas umiał się zatrzymać, duchom było lepiej. Grisha wspomniał ciężkie chwile, gdy podczas tegorocznych Dziadów musiał zmierzyć się z cieniem zmarłego Alexandra, człowieka, który potrafił wziąć do ręki cały świat, a z dnia na dzień został po nim tylko blady cień. Tanya rozumiała ten drugi świat, należała do niego naprawdę, a Grisha był tylko intruzem, obcym, który przyglądał się z ciekawością, lecz pozostawał ostrożny. Dlatego ta młoda dziewczyna pierwsza odezwała się do Stefana, a Grisha poczuł ukłucie gdzieś w klatce piersiowej. To on powinien był to zrobić, powinien był wykazać się jakoś. Ten duch był zupełnie inny od Alexandra, spokojny, pokorny. Pamiętał inne rzeczy z życia, ale Grisha nadal nie mógł zdobyć się na uwierzenie mu tak po prostu. Wysłuchał cierpliwie jego próśb, zapamiętał wskazówki, jak dojść do domu młodzieńca. - Zaczekaj. – poprosił, nie chcąc po raz kolejny zwracać się do niego ostro, wydawać mu poleceń. Bał się, wciąż się bał. Z ulgą oderwał wzrok od twarzy Stefana, spoglądając na Tatianę. - Pójdziemy? – zapytał i gdy dziewczyna ruszyła wzdłuż ścieżki między rzadko poustawiane domki ceglarzy, on także zrobił pierwszy krok. Szybko zrównał się ze swą towarzyszką stawiając długie kroki. Rozglądał się po identycznych pustych uliczkach, próbując wypatrzyć kościelną wieżę. Chciał powiedzieć coś do Tanyi, zapytać, czemu wyrwała się do pomocy nie zadając żadnych pytań. Chciał, samemu sobie się dziwiąc, dowiedzieć się, jak to jest żyć i pewnych rzeczy w życiu nie kwestionować, od razu kierować się intuicją, bez wahania wstępować na grząskie podłoże przeczuć. - Widzisz gdzieś ten kościół, Tanyu? – zamiast interesujących go kwestii, wydobył z siebie jednak tylko przyziemne pytanie. Nie udało mu się odnaleźć punktu, na który mieli się kierować, a ostatecznie chciał tylko pozbyć się problemu z duchem ze studni.
Ostatnio zmieniony przez Grisha Mitrokhin dnia Pon Kwi 06 2020, 00:14, w całości zmieniany 1 raz |
| |
|
Czw Kwi 02 2020, 21:52 | | The member ' Grisha Mitrokhin' has done the following action : Kostki
'k6' : 2 |
| |
Kisłowodzk, Rosja 23 lata czysta bogaty żona |
Pon Kwi 06 2020, 02:08 | | Jest dla mnie oczywiste, że pomożemy mężczyźnie. Choć jego dziwne, szare, niematerialne ciało napawa mnie pewnym niepokojem, to człowiek ten (co z tego, że martwy) potrzebuje życzliwości – grzechem byłoby mu jej odmówić, zwłaszcza, że prosi o tak niewiele. Gdy Grisha pyta, czy pójdziemy, ja już ruszam ścieżką wśród zmarnowanych domów, zdeterminowana, by znaleźć ten kościół i wyświadczyć Stefanowi przysługę (z Mitrokhinem czy bez). Oglądam się na mojego towarzysza, który, na szczęście, zaraz dogania mnie mimo początkowego zawahania (to było zawahanie?). Zastanawia mnie on. Nie bardzo wiem, jak się przy nim zachowywać: nie znam zasad, które rządzą jego światem i boję się trochę, że coś powiem nie tak, nie pochylę głowy w odpowiednim momencie, uśmiechnę się, trącę go ramieniem – i on uzna to za obrazę. Skąd mam wiedzieć, jak to jest u nich? Arystokraci to jak odrębny gatunek. Próbuję zachowywać się grzecznie, bardziej niż zazwyczaj zwracam uwagę na to, co robię, ale czuję się dziwnie nawet nazywając go po imieniu, choć to przecież taka normalna sprawa. Grisha nie wydaje się być aż tak nadęty, jak przypuszczałabym, że są szlachcice – nie może być, skoro utrzymuje znajomość z Aslanem – lecz wciąż wyczuwam w nim coś dziwnego. Wygląda jak mechaniczny książę z sercem z zegarka: plecy wyprostowane, powaga i godność w mimice, ruchy precyzyjne, każdy jakby je planował. Wskazówki odmierzają uczucia. Wszystko działa perfekcyjnie (no, prawie – zapomnijmy o tej niefortunnej wpadce z wiadrem) i, przyznam, jest to widok fascynujący. Grisha jest piękny i nigdy nie spotkałam jeszcze takiego mężczyzny. Ale jest dziwny. Onieśmielający. I, prawdę powiedziawszy, działania podejmuje zbyt wolno. Wciąż zastanawiam się, czy to stres. Poza tą uporczywą świadomością, że jestem tutaj z członkiem dynastii, czuję się całkiem swobodnie. Po prostu idę. Wypatruję kościoła, mając nadzieję, że znajdziemy go szybko: nie chcę zawieść Stefana, który czeka na naszą pomoc. Dał nam do zrozumienia, że jesteśmy jego ostatnią szansą, więc zamierzam się postarać, żeby odnaleźć ten jego medalik. Pytanie Grishy dociera moich uszu w momencie, w którym dostrzegam w pewnym oddaleniu staruszka na ławce. Dziwi mnie to początkowo, bo myślałam, że wioska jest opuszczona, ale widocznie nie. Nie kwestionuję tego dalej. — Nie — odpowiadam — ale widzę człowieka.Znowu to ja idę pierwsza. Po kilkunastu minutach starania się, by nie zrobić niczego, co moim zdaniem mogłoby wypaść głupio przed szlachcicem, zaczyna mnie to nudzić, dlatego podbiegam zamiast godnie podejść do starca. Nie ma czasu do stracenia. Jak się Grisha obrazi, to już trudno. Jest po prostu jakiś za wolny. Ja tam nie wiem. Zatrzymawszy się, uśmiecham się przyjaźnie do starego mężczyzny. — Dzień dobry, proszę pana — witam się grzecznie. — Przepraszamy, że przeszkadzamy, ale nie wie pan może, gdzie jest… albo był… kościół? Albo… albo dom Stefana?
Ostatnio zmieniony przez Tanya Aguzarova dnia Sob Kwi 11 2020, 00:33, w całości zmieniany 1 raz |
| |
|
Pon Kwi 06 2020, 02:08 | | The member ' Tanya Aguzarova' has done the following action : Kostki
'k6' : 4 |
| |
|
Pon Kwi 13 2020, 15:20 | | Wioska, mimo że niewielka, zdawała się nie kończyć – może to przez to, że ceglane domki w większości wyglądały bardzo podobnie. Jedne były bardziej zniszczone i nadszarpnięte zębem czasu, drugie mniej, zachowując swój dawny kształt; nigdzie jednak w pobliżu nie było widać poszukiwanego kościoła. W pewnym momencie za to udało wam się dostrzec starego człowieka, który siedział z zamkniętymi oczami na drewnianej ławeczce i spoglądał przez siebie. Co tutaj robił? Mieszkał czy może przyjechał do Kazania powspominać stare czasy z okazji Gonitwy? W momencie, w którym podeszliście w jego stronę, nie zwrócił na was w ogóle uwagi – dopiero wraz z pierwszym zdaniem Tanyi odchylił lekko głowę, jakby chciał wytężyć swój słuch. Przesłyszał się? Czy oni powiedzieli, że szukają domu Stefana? Mężczyzna w podeszłym wieku jak na zawołanie zainteresował się słowami ciemnowłosej młódki, które przeszkodziły mu w kontemplacji. Kiedyś w tej wiosce mieszkał pewien chłopak o wdzięcznym imieniu Stefan, lecz słuch o nim niespodziewanie zaginął wieki temu. Dlaczego więc ktokolwiek o niego wypytał? Starzec podniósł się ze swojego miejsca z pomocą rzeźbionej laski, po czym niezwykle uważnie przyjrzał się obcym ludziom, którzy z pewnością nie wyglądali na tutejszych. - Stefana? – powtórzył jego imię ze stoickim spokojem, jakby chciał się upewnić, czy na pewno o nim mówili. – Dlaczego go szukacie? On już dawno nie żyje. – Głos w pewnym momencie mu się załamał. Tak dawno o nim nie wspominał na głos, choć w jego głowie wciąż był obecny. Gestem wskazał im, by ruszyli za nim – zamierzał wskazać im poszukiwany budynek, z którego w rzeczywistości niewiele zostało. Z czasem pamięć o Stefanie niejako go ożywiła – nostalgia zniknęła z jego twarzy, a w zamian pojawił się uśmiech. – Był moim najlepszym przyjacielem, ale… Musicie pewnie wiedzieć, co się stało ze Stefanem i Vesną. Na domiar złego w tym samym czasie ktoś zatruł wodę we wszystkich studniach w okolicy… Po tym wszystkim ludzie masowo zaczęli wyprowadzać się z naszej wioski do Kazania. Uważali, że to klątwa, a Usady z dnia na dzień nagle upadły. – Nikifor, bo tak miał na imię staruszek, dobrze wiedział, jak było naprawdę. To Agafya wszystko ukartowała. Z żalu postanowiła zemścić się na mieszkańcach wioski. Kiedy w końcu po kilkunastu minutach dotarliście pod kościół, mogliście zobaczyć tylko zgliszcza dawnego domu Stefana. Czy uda wam się odnaleźć wśród gruzów medalion? Nie zostało wszak zbyt wiele czasu do zachodu słońca… Grisha i Tanya obowiązkowo rzucają kością k6. 1, 2 – szukajcie dalej, poszukiwania są bezowocne. 3, 4 – Nikifor zauważa w gruzach coś błyszczącego, co świeci mu w oczy. 5, 6 – jak na razie znaleźliście tylko stare zdjęcia Stefana i Vesny. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Wto Kwi 14 2020, 17:32 | | Grisha rozmyślał, stawiając kroki na ścieżce, tylko część uwagi poświęcając przy tym szukaniu kościoła. Zastanawiał się nad przypadkami, które stawiały przed nim najróżniejszych ludzi, a raczej – najróżniejsze kobiety. Z mężczyznami jakoś lepiej umiał sobie radzić, ich zapamiętywał mniej. Uśmiechnął się, zaskoczony inicjatywą Tatiany; uśmiechnął się, bo nie wiedział, co zrobić innego. W końcu nie mógł jej strofować, nie w takiej sytuacji; w żadnej zresztą nie uznałby, że ma takie prawo, chociaż istotnie, nie nadążał. Przywykł w odpowiednim czasie, by kobieta czekała, aż on powie lub zrobi właściwą rzecz. Szczególnie kobieta młoda, właściwie dziewczyna, której nie wychowano w sposób zwyczajny dla dobrze sytuowanych, starych rodzin. Wkrótce potem, kiedy zbliżył się do Tanyi rozmawiającej ze starcem, w głowie Grishy powstał kolejny dysonans, który spowodował u niego nieznośny dyskomfort, jak gdyby coś dotknęło go prosto do serca. On już dawno nie żyje.Duch chłopaka ze studni wyglądał tak młodo, Grisha powiedziałby pewnie, że nadaje się jeszcze na ucznia Akademii. Stefan naprawdę był ofiarą, a pojęcie śmierci – dotychczas nierozpatrywane przez Grishę pod kątem rzeczy, która i jemu się przydarzy – przybrało postać przerażającego bezruchu. Świat wokół niego nie zatrzymał się, skazując Stefana na patrzenie, jak mija wszystko, co znał. Zmroziło Grishę, gdy pomyślał o Alexandrze. Zrozumiał, że o ile nie przestanie wcześniej chodzić na Dziady, to nawet za pięćdziesiąt lat, kiedy on z myślą o śmierci już się oswoi, zobaczy wciąż tak samo zrozpaczonego nieszczęśnika, który nie dożył czterdziestki. Nie żałował brata przedtem zbytnio, chociaż jego nagła śmierć była swego rodzaju szokiem. Usprawiedliwiał swój brak żalu tłumaczeniem utraty brata przez jego własną głupotę i udawało mu się żyć spokojnie, ale kontakt z duchem Stefana wzbudził w nim więcej uczuć, niż Mitrokhin się spodziewał. - Vesną? – zapytał, czując się znacznie bardziej swobodnie odkąd zyskali materialnego przewodnika po Usadach. Po chwili przypomniał sobie, że chodziło o ukochaną chłopaka; jej imię strach musiał wyprzeć z myśli Mitrokhina. – Przepraszam. Niech nam pan opowie coś jeszcze. Co się im właściwie przytrafiło?Porzucone, zrujnowane przez upływ czasu domy tworzyły wyjątkowo ponury obraz, który mimo wszystko nie poruszyłby Grishy gdyby nie ciężka od emocji otoczka całego wydarzenia. Spodziewał się, że wyślą go wraz z przypadkową wybranką na spacer i oto szli razem w tym samym kierunku, ale żaden inny element sytuacji nie znalazł drogi do jego wyobraźni. Wszedł do opuszczonego domu, chyląc głowę w progu. Rozejrzał się, szukając wśród kupy gruzu i brudu miejsca, które mogło skrywać ważną pamiątkę, jak można się domyślać – bezskutecznie. Mimo to, wiedząc, czego mieli szukać, Grisha uklęknął w kącie, gdzie zalegały jakieś papiery i zaczął w nich grzebać, cierpliwie obracając w dłoniach każdą kartkę. Napotykał na niewyraźne zapiski, wyblakłe fotografie. Na kilku z nich widniały zarysy postaci, raczej niewyraźne. Odnalazł jednak jedno zdjęcie, na którym roześmiany młodzieniec (nie wyglądał identycznie, ale to musiał być Stefan) obejmował równie radosną dziewczynę z długim warkoczem. Grisha westchnął i wstał, by zbliżyć się do Tanyi i Nikifora. - To oni, prawda?
Ostatnio zmieniony przez Grisha Mitrokhin dnia Wto Kwi 14 2020, 20:32, w całości zmieniany 1 raz |
| |
|
Wto Kwi 14 2020, 17:32 | | The member ' Grisha Mitrokhin' has done the following action : Kostki
'k6' : 5 |
| |
Kisłowodzk, Rosja 23 lata czysta bogaty żona |
Wto Kwi 14 2020, 20:39 | | On już dawno nie żyje. Dziwne uczucie, słyszeć te słowa o osobie, z którą przed chwilą się rozmawiało, tak młodą – nie wiem, ile lat może (mógł) mieć Stefan, ale na pewno nie tyle, by móc uznać, że przeżył już wszystko, co przeżyć mógł, świat przestał mieć mu cokolwiek do zaoferowania i odszedł spokojnie. Młoda śmierć budzi intensywne emocje. Gdy umarł Alexandr, wtedy, we wrześniu, moja matka usiadła na ganku i długo płakała – nie znała go, ale tak ją poruszyła tragedia Mitrokhinów. Wiele się zmieniło przez lata, wydaje mi się, że w mieście już się tak tego nie odczuwa, ale u nas ta rodzina to wciąż ideał, odlegli i dobrzy opiekunowie, ci, których słuchają smoki – a więc należą im się łzy. Należy im się szacunek. Bardziej starszemu pokoleniu niż młodszemu (ojciec nigdy nie powie złego słowa na nestora, ale zdarzało mu się krzywić, słysząc o jakichkolwiek odstępstwach od tradycji dokonywanych przez jego dzieci), ale wciąż. Tamtego dnia nad Kaukazem wisiało ciężkie, nierozgonione widmo śmierci. Nasi sąsiedzi mieszkają w pewnym oddaleniu, lecz i tak czuło się, że tej nocy nikt pod Kisłowodzkiem nie będzie spał spokojnie. Babka zarządziła wieczorem, żebyśmy się wszyscy pomodlili za jego duszę, złożyliśmy nawet drobną ofiarę dla bogów. To było smutne. W takim świecie trzeba się pogodzić z tym, że śmierć może przyjść wcześnie. Życie jest dziwne i niezwykłe, rzadko sprawiedliwe, ale wierzę, że jest w nim jakaś harmonia. Jeżeli ja miałabym teraz umrzeć… Nie chciałabym, bardzo bym nie chciała, ale cokolwiek ma się stać, stanie się – można tylko żyć z dnia na dzień, tak myślę. Siły, które rządzą światem, są od nas mądrzejsze: im próbuję zaufać i nie bać się przyszłości. Tak się lepiej śpi. To wciąż straszna myśl, ale nic się na to nie poradzi. Stefanowi można jeszcze pomóc – zamierzam zrobić wszystko, żeby to zrobić. Po prostu mi go żal. Jest coś niewyobrażalnie smutnego w okruchach historii, które słyszę i próbuję złożyć w całość. Jest mi przykro, tak zwyczajnie przykro, szarpie mnie serce, zwłaszcza, gdy już dochodzimy do zniszczałych ruin domu tego chłopca. Wszystko, co zna, przeminęło: ot, tyle zostaje. Jakie to kruche. Grzebię między odłamkami cegieł, szukając intensywnie medaliku. Słyszę, jak Grisha o coś pyta – obracam się i zerkam na zdjęcie, które przynosi. Och, wyglądali na takich szczęśliwych. Wzdycham cicho, wpatrując się w ich uśmiechy. Fotografia wydaje się być taka stara. Bogowie, ale mi smutno. — Słyszeliśmy też coś o Agafyi — dodaję łagodnie. Wracam zaraz do szukania, cierpliwie przerzucając gruzy.
Ostatnio zmieniony przez Tanya Aguzarova dnia Sob Kwi 18 2020, 19:42, w całości zmieniany 1 raz |
| |
|
Wto Kwi 14 2020, 20:39 | | The member ' Tanya Aguzarova' has done the following action : Kostki
'k6' : 2 |
| |
|
Nie Kwi 19 2020, 16:50 | | - To była historia, która wstrząsnęła całą wioską – wyznał Nikifor, gdy dotarli już na miejsce. Zatrzymał się, po czym oparł się o rozłożyste drzewo, rozpoczynając swoją opowieść: – Vesna i Agafya były siostrami, choć w niczym ich nie przypominały. Pewnego razu poznały Stefana, który przeprowadził się do Usad, które kiedyś były wioską ceglarzy. Był moim najlepszym przyjacielem. – Staruszek westchnął z rozrzewnieniem na jego myśl, wciąż nie mogąc uwierzyć, że nie było go już na tym świecie, mimo że od jego śmierci minęło ponad pięćdziesiąt lat. – Obie się w nim zakochały do szaleństwa, lecz serce Stefana od samego początku należało wyłącznie do Vesny. Agafya nie mogła tego zrozumieć, nie potrafiła uwierzyć w to, że została odrzucona. Próbowała wszystkiego, aż wreszcie postradała zmysły. Pewnego dnia zwabiła Vesnę w zasadzkę i zabiła ją z zimną krwią. Myślała, że to pozwoli być jej ze Stefanem już na zawsze, ale on nigdy do niej nic nie czuł, dlatego zabiła go w złości… Agafya uciekła i nigdy jej nie znaleziono. – Nie opowiedział o tym, że w ramach zemsty na cały świat zatruła wodę w okolicznych studniach, a mieszkańcy zaczęli masowo się wyprowadzać z wioski, doprowadzając ją do upadku. To jednak nie było ważne; liczyła się w tym momencie pamięć o tych, którzy niegdyś zostali pozbawieni życia. Zastanawiało go jednak, dlaczego nieznajomi ludzie nagle próbowali odszukać dom Stefana po tylu latach. Postanowił ich więc o to dokładnie wypytać, a słysząc odpowiedź Tanyi i Grishy, której się absolutnie nie spodziewał, tylko się wzruszył. Dziś prawdziwa miłość miała szansę zwyciężyć. Oznaczało to tym samym, że miał szansę zobaczyć swojego dawnego przyjaciela, jeśli tylko uda im się odnaleźć medalik i wrócić na czas do studni. Choć poszukiwania początkowo w ruinach domu wydawały się bezowocne, to z czasem mężczyźnie udało się dostrzec to, czego szukali – a przynajmniej tak mu się wydawało. Nie był do końca pewien, dlatego wskazał drewnianą laską miejsce Grishy. Spójrzcie, może udało wam się znaleźć coś więcej niż tylko czarno-białe fotografie Vesny i Stefana. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Nie Kwi 19 2020, 23:21 | | Dziewczyna na zdjęciu była śliczna. Wszystko w jej postaci się śmiało, nawet na wyblakłej fotografii. Grisha nie umiał powiedzieć dokładnie, czy miała piękne oczy, pełne usta, gładkie włosy – wszystkie jej cechy zlewały się po prostu w nierozerwalną całość, która jakimś cudem urzekała nawet jego, człowieka, który wszystko potrafił rozłożyć na czynniki pierwsze. Trudno było uwierzyć, że spotkało ją coś tak strasznego. Ukradkiem popatrzył na Tanyę, udając, że wciąż przygląda się fotografii. Była za młoda, żeby o tym słuchać, patrzeć na wszystko, co bezprawnie porzucono, przeżywać stratę. Lisa także była za młoda, kiedy przyszło jej żegnać ukochanego brata, a jednak ten ciężar spadł na nią nie zapytawszy o zgodę nikogo. Grisha wniósłby sprzeciw, wiedząc, że katastrofa nadchodzi, wydarłby losowi rozpacz, jaka czekała ich siostrę i nosiłby z sobą tak długo, ile zechciałaby zostać z nimi. Gdyby świat polegał tylko na zachowaniu równowagi cen i usług, byłoby łatwiej. Ktoś umiera, ktoś musi cierpieć – proste. Grisha wymknął się temu równaniu, usunął w cień jak zawsze, a tam nie dosięga go nic. Vasilisa stała, jak zawsze, w samym środku swojego życia, nieosłonięta i dostała prosto w serce. Nie mógł zrobić z tym nic prócz czekania, aż jej ból zelżeje. Stefan czekał na to już pół wieku, nawet śmierć nie uleczyła jego cierpień. Nie dawało to Grishy prognoz, które rozpaczliwie chciał skądś otrzymać. Nie pocieszyło, że już niedługo kolejna rzecz w świecie, który wielkim wysiłkiem jakoś sobie ułożył, znów będzie jak dawniej. Po jaką cholerę tu był?Brnął w poszukiwania medalika bez wartości, w brudzie i pośpiechu. Zniósłby to bez większych trudności, gdyby nie nękające go poczucie bezcelowości. Ten starzec sam przed chwilą powiedział, a jego słowa nie mogły opuścić pamięci Grishy – Stefan już dawno nie żył. Co mu teraz po pordzewiałym łańcuszku? Może powinni wezwać do niego jakieś medium i dać sobie spokój z przeszłością maleńkiej wioseczki. Grisha miał na głowie inne rzeczy, ważne rzeczy. Dopiero, kiedy staruszek zapytał ich, skąd się wzięli, a Tanya – oczywiście – jako pierwsza wyrwała się do tłumaczenia ich spotkania z duchem, Grisha pomyślał o ich sytuacji łaskawiej. Tęsknota człowieka, któremu nie zostało wiele z życia i jakże osiągalna szansa, by jeszcze dać mu coś, czego potrzebował – to umiał zrozumieć i docenić. Dlatego też posłusznie przejrzał miejsce, które wskazał mu Nikifor, by spod stosiku rozmokłych kartek wydobyć lśniący jeszcze łańcuszek z medalikiem. Podniósł go wysoko przed siebie, samemu dziwiąc się satysfakcji, jaką dało mu odnalezienie zguby Stefana. - Chodźcie. – upomniał ostro Tanyę i Nikifora, wskazując na słońce, wiszące coraz niżej nad linią horyzontu. - Nie mamy wiele czasu. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 23 lata czysta bogaty żona |
Pią Kwi 24 2020, 00:02 | | Uświadamiam sobie, jak mało jeszcze wiem i jak niewiele jeszcze przeżyłam. Ojciec mówi mi ciągle: nie znasz życia, Tanya. Choć zdarza mi się go nie słuchać, to wiem, że ostatecznie ma rację. Znam trud mieszkania na Kaukazie, wiem, jak zwodniczo spokojnie brzmią góry, gdy wokół na kilometry nie ma nikogo, wiem, gdzie stawiać stopy, gdy wspinam się po stromym zboczu, żeby nie sturlać się w dół. Wiem, jak to jest płakać ze szczęścia i z powodu złamanego serca, ale nie wiem, czy to są już prawdziwe łzy, czy kiedyś uświadomię sobie, jak puste i nieważne były. Wciąż nie znam straty, nie tak naprawdę – a o obowiązkach, których wymaga ode mnie rzeczywistość, wolę nie myśleć, o konkretach, o pieniądzach, o transakcjach, o bezwzględności zasad stworzonych nie przez naturę, a ludzi, które istnieją i będą domagać się mojej uwagi coraz silniej z każdym rokiem. O dorosłości, bo to o nią zawsze ojcu chodzi. Papa świat zna od podszewki, papa wie, jak przeżyć, jak uczciwie pracować na to, żeby wyjść z długów, jak wykarmić rodzinę. Papa stąpa twardo po ziemi – zmartwieniem jest córka, która unosi się nad nią. Przede wszystkim jednak, nie znam ludzi. Czasami tylko wydaje mi się, że ich znam, ale tak naprawdę nie wiem nic; wszystkiego mam się jeszcze dowiedzieć. Historia, którą opowiada starzec, nie mieści mi się w głowie. Teraz, gdy rozglądam się po zrujnowanej wiosce, kraje mi się serce: wyobrażam sobie dziesiątki tych osób, które kochały, nienawidziły, kłóciły się z sąsiadem przez płot, wieszały pranie i wyszywały kwiaty na poduszkach, dziesiątki, które z dnia na dzień musiały porzucić to wszystko, by niszczało – i dwoje zakochanych, których miłość doprowadziła do śmierci, a nawet po niej muszą cierpieć. To ból, którego nigdy nie poczułam, którego sobie nie wyobrażam. Nawet cierpienie tego staruszka jest mi obce: on to przeżył, on został, gdy już nie było niczego, co znał. Jak pogodzić się z tym, że świat czasami się kończy – i nie zawsze szczęśliwie? Nie wiem tego jeszcze. Nie wiem, czy kiedykolwiek można się dowiedzieć. Spoglądam ukradkiem na Grishę – czy on, po śmierci brata, on, starszy i taki poważny, wie? Tak czy siak, nie zamierzam zawieść Stefana i pozwolić mu cierpieć na zawsze. Szukam cierpliwie medalika, zaniepokojona kontrolując pozycję słońca na niebie. Ta jedna historia nie może skończyć się zupełnie źle. Tak nie powinno być. Tak nie byłoby sprawiedliwie. Nagle nadchodzi przełom. Starzec wskazuje laską jakieś miejsce, Grisha pierwszy podchodzi, by je zbadać – i po chwili wyciąga łańcuszek. Przyglądam mu się przez chwilę, nagle rozpalona nadzieją (tym razem będzie d o b r z e – może tym razem, po tylu dekadach, to koniec cierpień dla Stefana, tym razem n a p r a w d ę?). Chodźcie. Nie trzeba mi powtarzać – pierwsza wyrywam się w stronę studni, mając nadzieję narzucić żwawe tempo, któremu Mitrokhin podoła. W końcu nie mamy wiele czasu. Tym razem będzie dobrze. Będzie dobrze. |
| |
| | |
| |
|