Kozlov Jazz Club (K)
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Kozlov Jazz Club (K) Xfrk63Q
https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/

Pon Cze 24 2019, 21:59
Kozlov Jazz Club (K)

Kozlov Jazz Club to jedno z tych kultowych miejsc, gdzie rozkwitał rosyjski jazz, choć w czasach ZSRR był on raczej niemile widziany. Niemniej jednak lokal utrzymał się do dnia dzisiejszego, pomimo że zdążył zmienić kilkukrotnie właścicieli. Mieści się w jednej z piwnic w starej kamienicy w ścisłym centrum Petersburga. Pomimo że urządzony jest wyjątkowo skromnie, to nie można mu odmówić klasy dzięki licznym pozłacanym elementom czy obrazom najsłynniejszych jazzmanów, które idealnie wpasowują się w klimat klubu. Niemal codziennie, z wyjątkiem poniedziałków, odbywają się tu koncerty na żywo przyciągające liczną widownię.

W tym temacie nieobowiązkowo możesz rzucić kością k6. 1, 2 – w spokoju słuchasz jazzowego koncertu, kiedy nagle konferansjer zbliża się do Ciebie i dyskretnie prosi o opuszczenie lokalu, który dzisiaj został zarezerwowany na prywatną imprezę. Możesz posłusznie wyjść albo spróbować wkręcić się na wydarzenie. 3, 4 – już po pierwszym zagranym utworze zdajesz sobie sprawę, że gwiazda dzisiejszego wieczoru jest pijana w sztok. Sam zdecyduj, czy warto słuchać jej kompromitacji. 5, 6 – dostajesz darmowy kieliszek wódki i śledzia w oleju.


Ilya Kuragin
Ilya Kuragin
And the ghost of your memory is like thistle in the kiss
Archangielsk, Rosja
29 lat
błękitna
majętny
aktor
https://magicznarosja.forumpolish.com/t570-ilya-kuraginhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t591-ilya-kuragin#899https://magicznarosja.forumpolish.com/t592-ilya-kuraginhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t595-korgan#903https://magicznarosja.forumpolish.com/f86-rezydencja-ilyi-kuragina

Nie Mar 22 2020, 21:47

20.12.1997

Tej nocy mam zamiar się najebać i nie obchodzi mnie,  czy oni znowu będą o tym plotkować.
Zoryn cię wydziedziczy, Ilya. W końcu wyjebie cię z tej rodziny i zapomni o tym, że w ogóle istniałeś; i tak zniknąłeś dla niego w dniu śmierci matki. Jakie to ma znaczenie? No jakie to ma, kurwa, znaczenie? Może zależałoby mi na byciu Kuraginem, gdyby to niosło ze sobą jakiekolwiek bezpieczeństwo, ale nie jestem nim już od dawna, spójrzmy prawdziwe w oczy, może nigdy nim nie byłem. Grałem tylko Ilyę Kuragina przed przyjaciółmi waszych rodzin, przed waszymi przyjaciółmi.
Boże, jestem w tak paskudnym humorze. Myślę o tym, że oklamałem wszystkich, mówiąc, że święta spędzę na planie i to tylko uświadamia mi, że jestem chujowym bratem, jestem po prostu w tym beznadziejny i chociaż to Zoryn sprawił, że zostałem tak zupełnie sam, to Artemi, on przecież wcale nie chciałby mnie odepchnąć, on pewnie byłby smutny, że nie udało mi się dotrzeć do nich na święta.
Dlaczego muszę taki być? Dlaczego oni są tacy? Wiem przecież, że to Szura wychował mnie sobie jak pieska, nauczył mnie, jak nie wiedzieć, co robić, gdy ktoś wyciąga do mnie rękę; wiem to, ale wciąz wiem też, że go już nie ma, a ja nadal jestem tutaj, sadzam swoją załośnie zapijaczoną dupę w takim miejscu i znowu umiem tylko się najebać. Jestem żałosny.
Jestem smutny. Avoska nazywa mnie autentycznym w swoim kolejnym bzdurnym artykuliku, ale ja nie jestem autentyczny, jestem po prostu do bólu załamany tym, że nie umiem byc kimś innym. Gdy teleportowałem się tutaj dzisiaj, jakaś dziewczyna zaczepiła mnie i poprosiła o podpis na gazecie, którą akurat miąła pod ręką. Wydawała się całkowicie, bezkreśnie przerażona tym, że stanęła twarzą w twarz ze mną, chociaż potem wrócimy do podobnych mieszkań, chociaż pewnie robiliśmy i będziemy robić to samo w swoich życiach, ja po prostu mam twarz, którą z jakiegoś powodu chciano uczynić rozpoznawalną.
Szura to rozumiał. Ja nie rozumiem, jak odnaleźć się w tym świecie, ale gdy to odpycham, gdy mówię, że sława mnie brzydzi, oni uznają to za dowód, że na nią zasługuję i przygniatają mnie tylko bardziej tym, jak bardzo mnie kochają. Jestem zmęczony. Jestem smutny. Chciałbym, żeby Szura tu był i powiedział mi, co mam robić, bo nie mam siły decydować, nie mam siły walczyć z  tym, że to on mnie stworzył, jestem jego produktem i kończy mi się termin zdatności do użycia.
Tej nocy mam zamiar się najebać, nieważne, czy oni mnie za to pokochają, czy w końcu postanowią mnie znienawidzić.
Dimitry Mitrokhin
Dimitry Mitrokhin
Kozlov Jazz Club (K) 5QNwaOK
Kisłowodzk, Rosja
33 lata
błękitna
bogaty
magizoolog, badacz naukowy i zarządca rezerwatu białogonów kaukaskich
https://magicznarosja.forumpolish.com/t1026-dimitry-mitrokhinhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1028-dimitry-mitrokhin#4170https://magicznarosja.forumpolish.com/t1029-dimitry-mitrokhin#4173https://magicznarosja.forumpolish.com/t1030-roma#4176https://magicznarosja.forumpolish.com/t1031-dimitry-mitrokhin#4177

Sro Mar 25 2020, 21:42
Grudzień nigdy mu się nie kojarzył dobrze. Może dlatego, że w związku z końcem roku zawsze wszyscy wkoło próbowali natrętnie rozliczać się ze swoimi rzekomymi sukcesami, a Dmitry nie lubił tego robić (bo nie miał czym się chwalić?), zwłaszcza odkąd jego życie niespodziewanie legło w gruzach. Nie było w nim Marishy i Konstantina, choć zabiegał o uwagę swojego syna – nie mogli jednak dojść do konsensusu, który byłby satysfakcjonujący dla obu stron. Jego była żona po raz kolejny dała mu wyraźnie do zrozumienia, że nie miał co liczyć na opiekę nad Kostą w najbliższym czasie. Kłótnie z Marishą doprowadzały go więc do permanentnego szału, ale nic nie mógł w tej kwestii zrobić, jeśli nie chciał pogarszać sytuacji, która i tak już była wyjątkowo skomplikowana i – jakby nie patrzeć – delikatna. Zaraz po zajęciach, które do późna prowadził dzisiaj na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym, postanowił wyjść na miasto. Nie zamierzał z nikim się umawiać, sam do końca jeszcze nie wiedział, czy na jakiekolwiek towarzystwo miał tego wieczoru ochotę; chciał się jednak napić. To jedyne, co jeszcze utrzymywało go przy życiu i pozwalało zapomnieć o nawarstwiających się problemach życiowych. W Kozlov Jazz Club wcześniej nie był – mimo to, postanowił wejść ze względu na szyld, który go zaciekawił. Nie mógł w końcu pokazywać się ciągle w tych samych miejscach. Tutaj żadnej z parszywych i dobrze mu znanych mord początkowo nie zauważył, dlatego rozsiadł się wygodnie przy barze, po czym na dobry początek zamówił drinka. Nie spodziewał się jednak, że po chwil ujrzy Ilyę, przyjaciela Shury, który siedział sam po drugiej stronie baru.
- Kurwa – przeklął siarczyście pod nosem, w nieudolny sposób próbując odwrócić wzrok od napotkanego znajomego, ale ten w międzyczasie już go zauważył. Niezręcznie było się w tym momencie wycofać. Poza tym, Dimitry zdążył zamówić alkohol, więc tym bardziej nie mógł się zwyczajnie ulotnić. Choć w rzeczywistości nigdy nic do Kuragina nie miał, to niewiele potrafił o nim powiedzieć. Może prócz tego, że nie był w jego mniemaniu najlepszym aktorem – żaden z filmów z udziałem Ilyi nie przypadł mu do gustu. W końcu jednak postanowił wziąć się w garść, podniósł się ze swego miejsca i wraz ze szklanką koniaku podszedł do Kuragina. – Wolne? – zapytał retorycznie, bo nie wyglądał, jakby na kogoś czekał, po czym i tak się przysiadł. Tacy jak oni wyczuwali się na kilometr. – Dawno cię nie widziałem. – Chyba nie trzeba wspominać, kiedy ostatnio mieli okazję się spotkać. Pierdolony Shura. Dlaczego, choć go już tu nie ma, wszystko musi się do niego sprowadzać? Dimitry zastanawiał się, czy kiedykolwiek uda mi się od niego uwolnić. Jak dotąd – marne szanse.
Ilya Kuragin
Ilya Kuragin
And the ghost of your memory is like thistle in the kiss
Archangielsk, Rosja
29 lat
błękitna
majętny
aktor
https://magicznarosja.forumpolish.com/t570-ilya-kuraginhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t591-ilya-kuragin#899https://magicznarosja.forumpolish.com/t592-ilya-kuraginhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t595-korgan#903https://magicznarosja.forumpolish.com/f86-rezydencja-ilyi-kuragina

Sob Mar 28 2020, 12:46
Nienawidzę grudnia. Jest zimny, ciemny i obcy; szczególnie teraz, gdy wszystko znowu się zmienia. Może i chrześcijański Bóg naprawdę się w nim rodzi, ale ja mam wrażenie, jakbym miał w nim umrzeć. Kolejny rok, kolejne postaci, którymi będę musiał stać się w tych wszystkich filmach, które zabiorę do domu i które będą mnie dręczyć.
Matvei Adrianovich Kosarev odzywa się we mnie teraz, gdy tak siedzę, zupełnie sam. Wiem, że to była moja najpopularniejsza rola; gdyby nie on, może w ogóle nie znalazłbym się teraz w tym miejscu. Lubiłem tego sukinsyna, lubiłem szalony błysk w jego oku, który widziałem na ekranie podczas premiery, jak jego głos się załamywał i znowu wpadał w ten obłąkańczy ton, kiedy mówił o tym, dlaczego brzydzi się społeczeństwem i światem, dlaczego chce wszystko zniszczyć i zacząć od nowa. Pamiętam miarowe uderzenia butów na posadzce, zawsze chodził jak żołnierz i śmiał się jak szaleniec. Ale jednocześnie przerażała mnie nienawiść, którą miał w sobie; otępiająca, wręcz zabójcza samotność, z którą ścierał się, gdy wracał do pustego moskiewskiego mieszkania. Tam zastawał tylko tysiące planów zniszczenia tego miasta i chociaż nie każdy to wiedział, ja czułem od samego początku, że wszystko to tylko dlatego, że oni go odrzucili. Mówiłem sobie wtedy, gdy go grałem, że muszę zrobić wszystko, żeby nie stać sie Matveiem Kosarevem. Teraz widzę, że nie jestem jak on; jestem słabszy. O wiele, wiele słabszy. Nie umiem walczyć. Mogę tylko pić, mając nadzieję, że kiedyś zapiję się na śmierć.
Uśmiecham się do siebie niemrawo, gdy gdzieś w półmroku salonu miga mi znajoma twarz. Zbyt znajoma, mógłbym powiedzieć. Boże, to musi być jakiś wyjątkowo ponury, niesmaczny żart albo rzeczywiście dajesz mi znak, że powinienem ogarnąć dupę.
Nie widziałem Dimitryego Mitrokhina już od lat, nie wiem,  czy kiedykolwiek dłużej z nim rozmawiałem, a może po prostu nie chcę pamiętać. Teraz jednak jestem zbyt powolny, zamroczony przez piąte piwo, patrzę więc na niego tak długo, aż wyraz jego twarzy ulega zmianie i orientuję się, że rusza w moją stronę. Świetnie, nie potrzebuję niczego bardziej niż towarzystwa brata Szury.
Staje przy moim stoliku jak cień pieprzonego Alexandra, jego słowa niemal uciekają mi w jazzowym zgiełku. Sam nie wiem, czy kiwam głową po tym, jak on już siada, czy wcześniej, może to nieważne. Kto przejmowałby się jebanym Ilyą Kuraginem? Jestem ludziom potrzebny jako twarz do gazet, sensacja na przyjęciu albo ładne oczy na ekranie. Wątpię, żeby chcieli poznać mnie naprawdę.
- Nie było okazji – stwierdzam głupio, zmuszam zesztywniały język do wypowiadania słow, chociaż dawno nie pamiętam już, jak to się robi. Zastanawiam się, co mógłbym powiedzieć jeszcze, ale słowa mi uciekają. Pierdolony Szura. Pierdolony, cholerny Szura. Bez niego byłoby łatwiej.
Dimitry Mitrokhin
Dimitry Mitrokhin
Kozlov Jazz Club (K) 5QNwaOK
Kisłowodzk, Rosja
33 lata
błękitna
bogaty
magizoolog, badacz naukowy i zarządca rezerwatu białogonów kaukaskich
https://magicznarosja.forumpolish.com/t1026-dimitry-mitrokhinhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1028-dimitry-mitrokhin#4170https://magicznarosja.forumpolish.com/t1029-dimitry-mitrokhin#4173https://magicznarosja.forumpolish.com/t1030-roma#4176https://magicznarosja.forumpolish.com/t1031-dimitry-mitrokhin#4177

Pon Mar 30 2020, 16:53
Nie było okazji. Dimitry miał wrażenie, że od śmierci Alexandra każdy na swój sposób próbował poradzić sobie z tym, co się wydarzyło. Młodszy Mitrokhin nie potrafił się pogodzić się z konsekwencjami, które pociągnęło za sobą odejście Shury z tego świata. Przez pierwsze tygodnie wcale nie myślał o tym, że będzie musiał zarządzać rezerwatem białogonów kaukaskich, a w przyszłości – zająć miejsce brata i stać się Nestorem Mitrokhinów. Dopiero jego ojciec, Leonid, wszystko mu uświadomił. Dimitry nie był gotowy, by dźwigać ten nieprawdopodobny ciężar na swoich barkach, nie mając wsparcia niemal w nikim. Zamiast przebywać w rodzinnym Kisłowodzku, zaszywał się w swoim mieszkaniu w Petersburgu i rzadko wychodził do ludzi – nie licząc okazjonalnych wizyt na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym czy w rezerwacie smoków. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, w końcu nie chciał wysłuchiwać niekończących się kondolencji na każdym kroku, nie mówiąc już o żałosnym współczuciu z powodu rozwodu z Marishą, o którym wszyscy plotkowali. Tego było już za wiele, dlatego coraz częściej sięgał po alkohol, mimo że nie chciał się do tego nikomu przyznać. Coś mu jednak dzisiaj podpowiadało, by – skoro przypadkiem nadarzyła się taka okazja – odezwać się do siedzącego nieopodal Ilyi, nawet jeśli nigdy nie mieli ze sobą zbyt wiele wspólnego. A może mieli, tylko o tym jeszcze nie wiedzieli? Dimitry był jednak przekonany, że prędzej znajdzie wspólny język z Kuraginem, niż z tą włoską szmatą, która nadal bezprawnie używała ich rodowego nazwiska.
- Nie było okazji – powtórzył zgodnie za pijanym Ilyą, po czym w przyjacielskim geście wzniósł toast. Zaraz potem poprosił, aby barman dolał mu więcej koniaku do szklanki, która zaskakująco szybko zaczęła się robić pusta. Chwilę wcześniej rozpoczął się na głównej scenie jakiś jazzowy koncert, na który Dimitry dopiero teraz zwrócił uwagę. Westchnął ciężko pod nosem, po czym kątem oka zerknął na Kuragina. – Jak sobie radzisz, stary? Widzę, że nie tylko ja nie jestem w nastroju.Pierdolony Shura. Pierdolony Leonid. Pierdolony Grisha. Pierdolona Marisha. Wszystko się, kurwa, posypało. Gdyby dało się cofnąć czas, rozegrałby wszystko zupełnie inaczej, ale teraz już nie było na to najmniejszych szans. Musiał nauczyć się z tym żyć, jeśli chciał ruszyć do przodu. Powinien to zrobić. Dla Konstantina. Niestety, nic nie wskazywało na to, że w najbliższych tygodniach Dima gdziekolwiek ruszy – co najwyżej do następnego baru, by znowu zapić problemy. Zupełnie tak, jak dzisiaj.
Ilya Kuragin
Ilya Kuragin
And the ghost of your memory is like thistle in the kiss
Archangielsk, Rosja
29 lat
błękitna
majętny
aktor
https://magicznarosja.forumpolish.com/t570-ilya-kuraginhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t591-ilya-kuragin#899https://magicznarosja.forumpolish.com/t592-ilya-kuraginhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t595-korgan#903https://magicznarosja.forumpolish.com/f86-rezydencja-ilyi-kuragina

Sob Kwi 04 2020, 01:00
To jest dziwne, gdy tak o tym myślę.
Wszyscy radzimy sobie z jego śmiercią inaczej – bo może inaczej go pamiętamy? Zastanawiam się nad tym, wyciągając papierosa i odpalając go powoli. Jednocześnie wyciągam paczkę w stronę Mitrokhina, sam nie wiedząc do końca, co mam zrobić.
Szura zawsze był idealny, dopasowany do sytuacji jak fragment puzzli, mimo że sytuacja zmieniała się, a on wciąż pozostawał na nią gotowy. Widziałem to już wcześniej, może jeszcze wtedy, gdy byliśmy młodsi, a on potrafił odnaleźć się, cokolwiek by się nie działo, wciągając potem mnie na niepewne wody zaraz za sobą; nienawidziłem go za to, ale tak łagodnie, tą nienawiścią o której wiesz, że możesz na nią sobie pozwolić, bo jesteście przyjaciółmi i nic was nie zniszczy. Wtedy to mnie nie martwiło, a jeśli zacząłem zwracać na to uwagę chwilę później, gdy mnie też porwał świat aktorstwa, to bałem się coś z tym zrobić.
Dzisiaj wiem, że on zawsze był kimś trochę innym. Być może każdy z nas żegna inną osobę.
Nie znam Dimitryego bardzo dobrze. Jest dla mnie bardziej jak wspomnienie, jakiś mroczny cień w ich domu, w którym bywałem lata temu. Gdy tak nad tym myślę, dochodzę do wniosku, że z każdym Mitrokhinem miałem więcej wspólnego niż z Szurą – ale może o to chodzi. Jaki samotny, nieśmiały dzieciak chciałby przyjaźnić się z kimś, kto dawał mu chociaż szczątki podobnej energii? Szura uśmiechem przebijał się na powierzchnię, znajdował nam wygodne miejsce w społeczeństwie, a potem grzecznie odprawiał każdego, kto próbował kopnąć nas w dupę. To wszystko oczywiście do czasu. To wszystko, dopóki mnie nie zdradził, skurwysyn.
- Chyba tak – rzucam ciężko, wznosząc toast razem z Dimą. Chyba nie było okazji. A może po prostu nie chcieliśmy jej stworzyć, bo po co? Patrzę na niego i zastanawiam się, czy on też lubi pławić się w swojej samotności, czy nosi ją jak broń, bo tak jest łatwiej. – Życie potrafi dokopać, co? Szczególnie następnemu Nestorowi.
Nie wiem właściwie, kim dokładnie jest Dimitry. Nie mam z nim zbyt wielu wspomnień, nie mam strachu albo sympatii w sobie, gdy o nim myślę. Plotki mówią, że z pobłażaniem traktuje cały ten pierdolnik, ale plotki zazwyczaj gówno mówią tak naprawdę. Jest tylko niepokojące wrażenie, że picie z Mitrokhinem może nie skończyć się dobrze; sam nie wiem, dla kogo dokładnie, dla moich uczuć, dla reputacji czy dla chuj wie czego.
Dimitry Mitrokhin
Dimitry Mitrokhin
Kozlov Jazz Club (K) 5QNwaOK
Kisłowodzk, Rosja
33 lata
błękitna
bogaty
magizoolog, badacz naukowy i zarządca rezerwatu białogonów kaukaskich
https://magicznarosja.forumpolish.com/t1026-dimitry-mitrokhinhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1028-dimitry-mitrokhin#4170https://magicznarosja.forumpolish.com/t1029-dimitry-mitrokhin#4173https://magicznarosja.forumpolish.com/t1030-roma#4176https://magicznarosja.forumpolish.com/t1031-dimitry-mitrokhin#4177

Pon Kwi 13 2020, 12:33
Każdy widział go inaczej. A może przy każdym zachowywał się inaczej? Alexandr bez wątpienia wzbudzał w Dimitrym ambiwalentne odczucia, nawet jeśli był jego starszym bratem. W dzieciństwie trzymał się go wyjątkowo blisko – byli wręcz nierozłączni, jakby bał się, że bez niego świat nie istnieje – wszystko zmieniło się jednak wraz z wiekiem, gdy Dima zaczął robić się coraz śmielszy i odważniejszy. Zauważywszy wreszcie niebezpiecznie rosnące między nimi różnice, mimowolnie zaczął się od niego odsuwać. W Akademii Koldovstoretz nie byli już przyjaciółmi, choć i tak byli ze sobą bardziej zżyci niż z Grishą. Z nim za to Dimitry nigdy nie miał dobrych relacji i szczerze wątpił, aby cokolwiek się zmieniło. Poniekąd zawsze chciał, by jego relacje z najbliższą rodziną były prostsze, a tymczasem im był starszy, tym bardziej się komplikowały, co wiązało się z nieustanną eskalacją konfliktu z Grishą. Jedynym wyjątkiem była Vasilisa, z którą jeszcze relatywnie się dogadywał; nie potrafił za to w żaden sposób rozmawiać się już z ojcem czy matką, którzy od tamtej pory widzieli w nim wyłącznie następcę Shury. Od jego śmierci wszystko się zmieniło. Ale ile to będzie trwało? Ile będzie trwała ta pierdolona żałoba? Miał już dość całej tej szopki, której nagle stał się nieodzowną częścią. Chciał się od niej uwolnić, ale nie potrafił tego zrobić – dlatego też sięgał po alkohol.
- Na to wygląda – potwierdził zwyczajnie skinięciem głowy, opierając się bardziej o drewnianą ladę. Życie potrafi dokopać, z czego Dimitry zdawał sobie sprawę. W ostatnich miesiącach los nie był dla niego łaskawy pod żadnym względem; aż dziw, że częściej nie rozpisywały się o nim plotkarskie gazety. Młodszy Mitrokhin był jednak zawsze na uboczu, dlatego jeszcze nie zdążył się narazić dziennikarzom. Nie był przecież Alexandrem, który z parszywym uśmiechem brylował na salonach, czy choćby Grishą, który jako młody i obiecujący polityk Sabatu z łatwością zaskarbił sobie sympatię obywateli. Między nimi nie było jednak Dimitrya – zwykle z powodzeniem unikał wszelkich zgromadzeń, a teraz był rzucony na pożarcie lwów salonowych. – Kto by pomyślał, że skończę jako przyszły Nestor… – Na pewno nie Dimitry, który nigdy nie miał ambicji, by zastąpić w tej roli Alexandra. Przecież lubił swoje spokojne życie u boku Konstantina i Marishy, nawet jeśli nie było ono idealne. – Wiesz co, mam wrażenie, że pierdolony Shura przysporzył nam wszystkim więcej problemów po… Po tym, co się stało. Wciąż dziwnie, choć może nie tak ciężko i niezręcznie jak wcześniej, było mu mówić o śmierci. Ale takie były fakty. Alexandr zapłacił za swoje czyny najwyższą cenę.
Ilya Kuragin
Ilya Kuragin
And the ghost of your memory is like thistle in the kiss
Archangielsk, Rosja
29 lat
błękitna
majętny
aktor
https://magicznarosja.forumpolish.com/t570-ilya-kuraginhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t591-ilya-kuragin#899https://magicznarosja.forumpolish.com/t592-ilya-kuraginhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t595-korgan#903https://magicznarosja.forumpolish.com/f86-rezydencja-ilyi-kuragina

Czw Kwi 23 2020, 23:30
Mógłbym zapytać wprost, co ty uważasz o tym wszystkim, Dima. Jestem już pijany (przed przyjściem wlałem w siebie jeszcze dwie setki, tak na rozgrzewkę) i myślę o słowach, w których mógłbym to powiedzieć. Kim on był dla ciebie? Kim był dla was?
Czasami wydaje mi się, że go rozgryzłem – że poznałem go tak dobrze, bo jesteśmy tacy sami, ale wiem, że to nieprawda. Żeby nie zostać sam, Szura sięgał w strony, w które ja nie odważyłbym sie sięgnąć; uczył się ludzi, manipulował nimi, uderzał wtedy, kiedy miało zaboleć najbardziej, a często po prostu bawił się nami. Ja wiem, że bym nie umiał – chyba przez niego, przez to, jaki zawsze był, jak grał na moich najbardziej naturalnych instynktach, wykorzystywał moje najbardziej niezmienne wady. On pokazał mi, że powinienem być nieszczęśliwy, bo jestem sobą – myślę, że sam był nieszczęśliwy, bo nigdy nie był sobą.
I nienawidzę go za to, kurwa, tak strasznie go nienawidzę. Piję teraz piąte piwo – jego zdrowie i marzę o tym, żebym mógł go zapierdolić, sam nie wiem, zrobić cokolwiek, żeby jeszcze pokazać, że to nie jest w porządku, że chciałbym, żeby zgnił, żeby – jeśli ma już umierać – umierał w tym smoczym ogniu tysiące, miliony razy, bo dopiero wtedy może odpłaci za to, jaki był.
Powiedz, Dimitry, nienawidzisz go chociaż w jakiejś części tak samo? Czy jest ktokolwiek na tym pieprzonym świecie, kto go nie uwielbia, nie zachwyca się nim, nie opłakuje jego śmierci? Mam wrażenie, że gdyby można było na nagraniu uchwycić moment, gdy ogień spopielał mu kości, wszystkie matki tego kraju stawiałby jej sobie nad kominku oprawione w ładną ramkę, a potem co wieczór spotykały się stadnie, żeby opłakiwać tę wielką stratę. Kurwa, ja sam to robię – wyciągam flaszkę i gapię się na mieszkanie, które nie jest nawet moje, bo brak w nim śladów mojego istnienia, gapię się na nasze dawne zdjęcia i myślę, że to może moja wina, że ta przyjaźń się rozpadła. Nienawidzę go, Boże, tak strasznie go nienawidzę.
I nawet teraz, gdy spotykam ciebie, Dimitry, myślę o nim. Bo wszystko zawsze w końcu prowadzi do niego, jakbym był nienormalny, niepełny bez widma jednego sukinsyna dręczącego mnie do śmierci. Może powinienem był umrzeć pierwszy, żeby się tego pozbyć, nie wiem. Teraz już za późno.
Kręcę głową i skupiam się na słowach. Nie umiem zdecydować, gdy myślę o tym, jak Nestorstwo spadło na ciebie, czy to tak dobrze, że jego już nie było. Wszystkim nam byłoby łatwiej, gdybyśmy byli Alexandrem Mitrokhinem i to jest fakt, chociaż tak bardzo mnie odrzuca.
- On zawsze był problematyczny – kwituję z frustracją. – Ale mógł chociaż po sobie posprzątać, zanim zniknął, bo teraz my wszyscy pierdolimy się z jego bałaganem – stwierdzam.
Szkoda tylko, że Ilya Kuragin to także jest śmieć, który Szura po sobie zostawił.
Dimitry Mitrokhin
Dimitry Mitrokhin
Kozlov Jazz Club (K) 5QNwaOK
Kisłowodzk, Rosja
33 lata
błękitna
bogaty
magizoolog, badacz naukowy i zarządca rezerwatu białogonów kaukaskich
https://magicznarosja.forumpolish.com/t1026-dimitry-mitrokhinhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1028-dimitry-mitrokhin#4170https://magicznarosja.forumpolish.com/t1029-dimitry-mitrokhin#4173https://magicznarosja.forumpolish.com/t1030-roma#4176https://magicznarosja.forumpolish.com/t1031-dimitry-mitrokhin#4177

Sob Kwi 25 2020, 21:38
Dimitry niekiedy sam miał problem, jak ostatecznie zaszufladkować Alexandra. Owszem, był jego starszym bratem, nie da się podważyć więzów krwi, ale z czasem wszystko zaczęło się diametralnie zmieniać. Ich relacja raczej nie była łatwa; było w niej zbyt wiele chłodnego dystansu i niewypowiedzianego żalu. Bo przecież nigdy ze sobą nie rozmawiali o tym, co ich bolało, pozostawiając to zwykle w sferze domysłów. Na domiar złego zawsze musiał mu we wszystkim ustępować, w końcu Shura jako dziedzic z góry miał pierwszeństwo, co z czasem Mitrokhin musiał mimowolnie zaakceptować. Nie zostaniesz Nestorem, Dima. Dobrze. Nie zajmiesz się rezerwatem. Tylko dlaczego? Teraz nagle sytuacja się zmieniła, a Dimitry awansował z drugiego miejsca na pierwsze. Nie mógł się jednak przyzwyczaić, że wszystko to, co należało kiedyś do Alexandra, dziś było w jego rękach. Tragiczna śmierć niczego nie rozwiązywała, lecz komplikowała niedokończone sprawy. W dalszym ciągu młodszy Mitrokhin nie mógł się pogodzić z tym, że nie zareagował wystarczająco, by zapobiec tej sytuacji. Nie przyznał się przecież jeszcze przed nikim, że rozmawiał z nim tuż przed jego lekkomyślną decyzją; że odwodził go od tego pomysłu, a on i tak zrobił swoje. Zapewne wtedy nie daliby mu spokoju, oskarżając go nie tylko o zniszczenie rodziny, ale i tragiczną śmierć Shury. Dlatego milczał. Tylko jak długo będzie jeszcze w stanie to w sobie dusić? Był jak tykająca bomba, która w każdym momencie mogła wybuchnąć, a już na pewno pod wpływem promili w żyłach.
- Nie musisz mi o tym mówić. Był. Wznieśmy za to toast, przeszło mu przez myśl. W końcu ktoś powiedział to głośno i wyraźnie. Wszyscy przecież dookoła udawali jak jeden mąż, że Alexandr był do bólu perfekcyjny i nie posiadał absolutnie żadnych wad. Gówno prawda, a Dimitry wiedział o tym najlepiej, jak wielkim potrafił być chujem. Mimo że był jego starszym bratem, którego na swój pokręcony sposób kochał, to nie mógł znieść już tej całej otoczki wokół Shury. Cierpliwość Dimy dobiegała końca. – Cieszę się, że nie tylko ja tak uważam. Wiesz, stary, nie wierzę w te całe słowa, że o zmarłych nie mówi się źle. Męczy mnie ta poprawność i próba rehabilitacji jego osoby. – Ani Leonid, ani Oksana nie chcieli znać prawdy o swoim synu, dlatego Dimitry z czasem odpuścił. Cieszył się jednak, że wreszcie – i to zupełnie przypadkiem – znalazł kogoś, kto podzielał jego zdanie. Z Grishą w końcu nie mógł o tym porozmawiać. Nie, z nim przecież nie dało się rozmawiać. Jakby nie patrzeć: szczęście w nieszczęściu. – Zawsze zastanawiałem się, dlaczego się przyjaźnicie. Nie zrozum mnie teraz źle, stary, bo absolutnie nic do ciebie nie mam…– Mitrokhin nie dokończył swojej wypowiedzi, tylko napił się alkoholu, dając tym samym Ilyi czas na odpowiedź. Kuragin wydawał mu się inny od Shury; być może dlatego nie pasował Dimitryowi do tego obrazka.
Ilya Kuragin
Ilya Kuragin
And the ghost of your memory is like thistle in the kiss
Archangielsk, Rosja
29 lat
błękitna
majętny
aktor
https://magicznarosja.forumpolish.com/t570-ilya-kuraginhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t591-ilya-kuragin#899https://magicznarosja.forumpolish.com/t592-ilya-kuraginhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t595-korgan#903https://magicznarosja.forumpolish.com/f86-rezydencja-ilyi-kuragina

Sro Kwi 29 2020, 13:37
Zastanawiam się, czy nawet tam, na górze, nie udało mu się ich wszystkich oszukać. Gdy w nocy spokój daje mi tylko myśl, że ten sukinsyn smaży się w piekle, boję się, że to nieprawda. Że śmierć nie umie zmienić niczego, niczego rozwiązać, a on potrafi owinąć sobie wokół palca każdego.
Chciałbym powiedzieć – na mnie (na nas?) to nie działa, ale siedzimy tu teraz i nadal o nim rozmawiamy. On jest jak drzazga, zostaje w człowieku już na zawsze i ja o tym wiem. Wiem, że nie będę umiał się od niego uwolnić, nigdy tak naprawdę. To tak, jakby rzucał na ciebie jakiś urok, jakby nawet teraz ciągnął mnie po sznurkach, robił nadal wszystko, żebym cierpiał bardziej, żebym patrzył i chciał akurat tego, co zaboli najbardziej, co jest przesycone nim aż do krwi.
Nieważne, czy go nienawidziliśmy, czy go kochaliśmy, czy był nam zupełnie obojętny (chociaż wątpię, żeby to zdarzało się często).  Pewnych ran nie da się wyleczyć.
I ja o tym wiem, oczywiście, ale to i tak tak mnie wkurwia, to wydaje mi się tak żałosne, że mimo wszystko nie umiem zapomnieć, po prostu zapomnieć. Boję się, że nie ma żadnego Ilyi Kuragina, że to nadal jest tylko jakaś marionetka Szury, że wszystko, co robię, jest tym, czego on chciałby ode mnie. Ile we mnie jest naprawdę wolnej woli, no ile, skoro przez lata tańczyłem tak, jak mi zagrał?
Nienawidzę go, nienawidzę go. Zapijam to uczucie resztką piwa, ale w głowie mi szumi i wiem, że alkohol może tylko powiększyć mój gniew.
Kiwam głową, słysząc twoje słowa. Czy powinniśmy się pilnować? Uważać na to, co mówimy? Nie wiem, dawno już zgubiłem się w tym, co mogę, a czego nie.
- On i tak nie jest martwy – kwituję cicho, z nienawiścią. – Tacy jak on nie umierają. Zawsze znajdzie się jakiś debil, który będzie wyciągał jego dupsko w gazetach i historiach.
Dlaczego się przyjaźniliśmy? Nie wiem. Myślałem czasem, że on może po prostu lubił moje towarzystwo, może nie musiał przy mnie udawać idealnego, zawsze takiego szczęśliwego i ułożonego, uśmiechu roku Avoski; przy mnie mógł mówić szczerze, mógł narzekać i być smutnym, bo ja taki byłem. Ale znam go wystarczająco, poznałem go przez te ostatnie lata i wiem, że musiał mieć w tym jakiś interes. Może lubił swoją ofiarę losu, swojego pieska na łańcuchu, który dawał głos na komendę i robił niezręczne sztuczki w towarzystwie, w którym można było zniszczyć go jednym spojrzeniem. Może Szura lubił po prostu poczucie władzy, jakie dawało mu moje towarzystwo – może dlatego znienawidził mnie, gdy okazało się, że aktorstwo mi wychodzi.
- Ja teź – kwituję z krzywym uśmiechem. – I nadal nie wiem.
Dimitry Mitrokhin
Dimitry Mitrokhin
Kozlov Jazz Club (K) 5QNwaOK
Kisłowodzk, Rosja
33 lata
błękitna
bogaty
magizoolog, badacz naukowy i zarządca rezerwatu białogonów kaukaskich
https://magicznarosja.forumpolish.com/t1026-dimitry-mitrokhinhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t1028-dimitry-mitrokhin#4170https://magicznarosja.forumpolish.com/t1029-dimitry-mitrokhin#4173https://magicznarosja.forumpolish.com/t1030-roma#4176https://magicznarosja.forumpolish.com/t1031-dimitry-mitrokhin#4177

Pią Maj 01 2020, 15:47
- Nie jest. – Ciche westchnięcie i porozumiewawcze spojrzenie skierowane w stronę Ilyi. Kto by pomyślał, że przypadkowe spotkanie doprowadzi do znalezienia kogoś, kto miał podobne zdanie na temat Shury. Była to dla młodszego Mitrokhina bez wątpienia jakaś wyzwalająca ulga, jakby niespodziewanie kamień spadł mu z serca, że nie tylko on krytycznie widział postać swego starszego brata. – Skurwysyn patrzy się na nas z góry teraz i pewnie śmieje się nam głośno w twarz. – Dimitry dobrze wiedział o tym, że Shura nie był przecież martwy. Był niejako wszechobecny, nawet bardziej niż za życia, co niejednokrotnie doprowadzało go do niekontrolowanego szału. Będą przecież co roku wspominać o rocznicy jego śmierci, a Drakonitsa Mitrokhinów już na zawsze zostanie naznaczona tym piętnem. Przynajmniej dopóki Leonid i Oksana jeszcze żyli. Nie chciał jednak tracić swoich rodziców tylko dlatego, że miał taki chory kaprys, jakkolwiek by nie byli zapatrzeni w idealny obrazek Alexandra i nie chcieli słyszeć ani jednego złego słowa na jego temat. Musiał więc mocno zacisnąć zęby, nawet jeśli nie miał najmniejszego pojęcia, ile ta farsa będzie trwała. Żałoba nie mogła być wieczna. Albo mogła? A może z biegiem lat wszyscy o nim zapomną? Dimitry w końcu chciał się uwolnić od tych obowiązków, które Shura nagle zrzucił na niego wraz ze swoją tragiczną śmiercią. Ale nie mógł tego zrobić. Choćby dlatego, że następny w kolejce był Grisha, którego nienawidził.
- Wiesz co, Ilya… – Upił jeszcze jeden łyk alkoholu, po czym odłożył szkło na drewniany bal. Chwilę później uważnie rozejrzał się po barze, wykładając ze skórzanego portfela pieniądze za alkohol, by uiścić rachunek. Kozlov. Jazz Club powoli się zapełniał, ale ostatecznie nie zdobył serca Dimitrya. Nigdy wcześniej tu nie był i wszedł do środka tylko przez przypadek, zwiedziony ludzką ciekawością. Jazz jednak powoli zaczynał mu przeszkadzać, choć do tej pory sam nie wiedział, że za nim nie przepadał. – Mam taką propozycję. Może pójdziemy do jakiegoś innego miejsca? Przyznam szczerze, że chyba nie jestem wielkim fanem jazzu, a znam świetny, trochę ukryty lokal w pobliżu, który mógłby ci się spodobać. – Uśmiechnął się lekko do Kuragina, który niemal od razu skinął głową na znak, że się zgadza. Idealnie, pomyślał Dimitry, ciesząc się, że wreszcie znalazł odpowiedniego towarzysza do picia, który dodatkowo miał podobne zdanie o Shurze. Z zadowoleniem wymalowanym na twarzy ubrał czarną kurtkę, a następnie razem ruszyli na podbój miasta. Noc w końcu była jeszcze młoda. A jak to się skończyło w przypadku tej dwójki – to można akurat już się domyślić.

Dimitry i Ilya z tematu
Semyon Aristov
Semyon Aristov
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
majętny
przedsiębiorca w rodzinnym biznesie, lichwa
https://magicznarosja.forumpolish.com/t696-semyon-aristovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t749-semyon-aristov#1870https://magicznarosja.forumpolish.com/t750-semyon-aristov#1871https://magicznarosja.forumpolish.com/t748-ikarhttps://magicznarosja.forumpolish.com/f131-zloty-palac-moskwa

Sob Maj 30 2020, 23:47
04.02.98

Jeśli istniał na świecie gatunek muzyki, który mógłby przypaść Semyonowi do gustu, na pewno nie był to jazz. Niestandardowe brzmienie i nieoczywisty rytm nie pasowały do ładu, który tak uwielbiał, ale nadawały się idealnie do zagłuszenia myśli. Była środa, więc o tej godzinie ludzie zaczęli tłumnie zbierać się na mający się właśnie rozpocząć koncert. Semyon nie wiedział, kto miał grać, nie poświęcił nawet sekundy kolorowym plakatom rozwieszonym na drzwiach i zapewne na ścianach. W panującym tutaj półmroku łatwo było przemierzyć salę, unikając spojrzeń innych i znaleźć sobie przytulny stolik pod ścianą, nieco oddalony od sceny. Najpierw jednak zamówił coś mocnego, choć nie wiedział, co dokładnie. Wszystko jedno, skwitował.
Od wydarzeń w domu towarowym coraz ciężej było mu pozwolić sobie na picie w pałacu Aristovów. Sam nie rozumiał do końca, dlaczego właśnie teraz zaczął czuć wokół siebie obecność sióstr, kiedy tylko sięgał po szklankę, ale tak było – czy tego chciał, czy nie. Każdy dźwięk go rozpraszał, choćby szuranie obuwia służącego albo szczęk klamki w drzwiach. Rozpraszał i jednocześnie odbierał apetyt na procenty. A potem przychodziła noc i miotanie się w pościeli, która już wcale nie wydawała się tak bezpieczna ani wygodna. Wcześniej rzadko zdarzało mu się wychodzić na balkon, a ostatnio robił to kilka razy w ciągu nocy. Nie szukał gwiazd, skoro i tak światła Moskwy przyćmiewały ich blask. Po prostu p a t r z y ł.
Był jeszcze inny problem, znacznie dawniejszy, ale nadal świeży. Minął miesiąc – i dwa dni – od nocy, którą spędził na kryształowym tarasie, i kiedy obiecał sobie, chociaż tak bardzo w to nie wierzył, zmianę na lepsze. Mimo że nie do końca wiedział, co wtedy go opętało, bo przecież na pewno nie był sobą, to zamierzał się trzymać kurczowo danego sobie słowa. Zawsze dotrzymywał obietnic. Tylko dlaczego tak ciężko było wypełnić tę złożoną samemu sobie? Nikt nie wiedział o niej, nie próbował go powstrzymać. Więc dlaczego mu się nie udawało? Dlaczego wciąż popełniał te same błędy i działał w ten sam sposób? Przecież tylko głupiec robił w kółko to samo, oczekując innego efektu. Czy był głupcem?
Upił łyk. Drink nie smakował wybitnie, miał w sobie nutę słodyczy i był mocno schłodzony, ale Semyon nie zamierzał narzekać. Jeśli barman obiecał mu, że było w nim dużo procentów, to wystarczyło. Nie wiedział nawet, czy chciał się upić, czy tylko znaleźć miejsce daleko od pałacu – ta decyzja jeszcze nie zapadła, zresztą jak wiele innych. Nie potrafił się zdecydować na tak proste rzeczy, jak miał w takim razie wprowadzać zmiany w swoim życiu? Do tego potrzeba było odwagi, twardej ręki i zimnej krwi. Tymczasem jego ciało miało właśnie zwiotczeć a krew rozgrzać się pod wpływem alkoholu.
Cholera – wyszeptał pod nosem, żeby uszła z niego choć część napięcia.
Nie pomogło. Cholera, powtórzył już w duchu. Wziął kolejny łyk i wpatrzył się w falującą taflę trunku, która sięgała już poniżej połowy szklanki. Minusem picia poza domem było to, że butelka nie zawsze była pod ręką. Westchnął i upił jeszcze jeden łyk.
Lev Abramov
Lev Abramov
Kozlov Jazz Club (K) AWbnbQb
Petersburg, Rosja
32 lata
przyłożnik
półkrwi
zamożny
pianista
https://magicznarosja.forumpolish.com/t654-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t672-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t673-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t674-zrzedahttps://magicznarosja.forumpolish.com/f90-mieszkanie-lva-abramova

Sob Cze 13 2020, 00:40
Znużenie, jak pajęczyna oplotło go gęstą siecią; muskało kaskadą siwych i lepkich pasm, tkanych przez niewzruszoną, posępną dłoń codzienności. Nawet rozchwianie przybrało formę rutyny - w której oddawał się powielaniu tak samo haniebnych działań. Atramentowy klosz nocy, jaki zakrywał większość występków, sprowadzał fałszywą ulgę. Po rozgrzeszeniu przez ciemność, ochrzczony, w mozolnym tańcu pobladłych, srebrzystych świateł, wyruszał w stronę kolejnej łuny poranka. Nowy dzień, nie był jednak najmniejszym zwiastunem zmian. Jak miałby przecież się zmienić? Na gorsze? To kuriozalne odczucie - być pewnym niestabilności.
Nudził się; dziś tak zwyczajnie się nudził.
Tłum wrzał. Ludzkie sylwetki zdawały się dwoić i troić, zalewać pole spojrzenia oraz szturmować zmysł słuchu szumiącym potokiem rozmów. Z podobnie licznych, porozwieszanych plakatów, rozciągał się widok znajomej twarzy Evansa; zarysowany, skulony, spoglądał wiernie w fortepian, jakby dostrzegał w nim ostateczny ratunek, jedyną, zdolną wyzwolić prawdę, która nie mogła zgasnąć, tak długo, jak sam podsycał ją opuszkami głaszczących klawisze palców. Spomiędzy linii niezakrzywionych choć wątłym uśmiechem warg wysuwał się nonszalancko papieros, ten papieros, cholerny, którego mu zawsze zazdrościł. Dzisiejszy koncert miał upamiętniać jego olbrzymi wpływ - ale Abramov nie zjawił się dla koncertu. Nie wiedział, z jakiej, zdolnej do uchwycenia przyczyny odnalazł się właśnie tutaj. Nie wiedział, co dzisiaj zrobi; głuchy na prozaiczne, bębniące w głowie pytania, tonął w półmroku klubu. Sala, nadzwyczaj znajoma, zaczęła dziś równocześnie napełniać go niepewnością.
- To, co zawsze - odezwał się do barmana, w chwili, kiedy ścieżka spojrzenia zdołała się nagle z nim zetknąć. Drobiny czasu przesypywały się w symbolicznej klepsydrze, jedna za drugą lądując na dnie przeszłości, odliczając, z sumienną, godną podziwu precyzją odstęp, dzielący ich od występu.
Szkło, wewnątrz którego falował schłodzony trunek, tworzyło przyjemny kontrast z rozgrzanym uściskiem dłoni. Zapłacił i ruszył dalej, w stronę układu stolików, niewielkich wysp, przywłaszczonych już w znacznej mierze przez gości. Nie zajmowały go jednak miejsca pod sceną. Zajmowało go…
Nie. Teraz nie.
Jedna sylwetka, podobnie jak inne zgaszona przez rozpostartą szarość, przykuła jego spojrzenie; z pospiesznym triumfem wykrzesała ciekawość, tlącą się z przyjemnością pod jego ostoją skóry. Wyłowienie z pamięci imienia oraz nazwiska, nie nastręczało trudności i prędko zyskało jedno stwierdzenie w myślach - nie spodziewał się. Cóż, musiał przyznać - Semyon Aristov nie wydawał się miłośnikiem takiego gatunku sztuki. Abramov ugiął się pod ciężarem kaprysu.
- Semyonie - usiłował pochwycić jego uwagę, dotychczas rozpierzchającą się, zabłąkaną gdzieś nad naczyniem z trunkiem. Usta przybrały lekki, łagodny uśmiech; przystrojony równie łagodną, spowijającą aurą. - Przepraszam za równą śmiałość - wyznał z fałszywą skruchą. - Odniosłem wrażenie, że chce pan odpocząć dziś od nazwiska - dodał, dalej już oczekując na przyzwolenie (albo odmowę) by zająć pobliskie krzesło. Co robił właśnie w tym miejscu? Ucieczka była w jego odczuciu najbardziej realną opcją, kartą, na którą w obecnym, rozpoczętym hazardzie, zdołał postawić wszystko.


Ostatnio zmieniony przez Lev Abramov dnia Nie Wrz 06 2020, 00:16, w całości zmieniany 1 raz
Semyon Aristov
Semyon Aristov
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
majętny
przedsiębiorca w rodzinnym biznesie, lichwa
https://magicznarosja.forumpolish.com/t696-semyon-aristovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t749-semyon-aristov#1870https://magicznarosja.forumpolish.com/t750-semyon-aristov#1871https://magicznarosja.forumpolish.com/t748-ikarhttps://magicznarosja.forumpolish.com/f131-zloty-palac-moskwa

Sob Cze 13 2020, 13:38
Niedługo mógł cieszyć się samotnością, choć właściwie o cieszeniu się nie mogło być w jego przypadku mowy. Kiedy wpatrywał się po raz kolejny w przestrzeń przed sobą, ponad krawędzią prawie pustej szklanki, coś przecięło linię jego wzroku i rozproszyło go na tyle, żeby wreszcie powrócił do teraźniejszości i zauważył tajemniczego mężczyznę. Półmrok panujący w klubie utrudniał rozpoznanie tej twarzy, ale kiedy Semyon zastanowił się przez chwilę, coś zaświtało, chociaż nadal nie potrafił skojarzyć, skąd właściwie mogli się znać. Chociaż chyba nie było to ważne. Mógł przecież równie dobrze udawać, że wcale go nie rozpoznał i że to musiała być pomyłka. Czy jednak na pewno chciał znów zostać sam? Nie znał odpowiedzi.
Plan udawania przestał być realną perspektywą, gdy mężczyzna wypowiedział jego imię. Semyon zmrużył oczy. Tak niewielu ludzi w jego życiu pozwalało sobie zwracać się do niego po imieniu – właściwie tylko jego rodzina i, od niedawna, także Anton. Dla innych był po prostu panem Aristov, dziedzicem rodu, wspólnikiem biznesowym albo zagrożeniem. Gdziekolwiek się ruszył, nie mógł uciec od swojego nazwiska, które zdawało się określać go bardziej niż jakakolwiek inna cecha. Był Aristovem, a więc był obrzydliwie bogaty, dumny, groźny i żałosny, choć o tej ostatniej cesze wiedzieli tylko najbliżsi. Zatem kim był ten mężczyzna, skoro zwracał się do niego po imieniu? I czy Semyonowi miało to przeszkadzać, czy wręcz przeciwnie?
Tak ciężko było na trzeźwo odpowiadać na tak trudne pytania. Żałował, że nie miał obok siebie całej butelki, a po kolejną szklankę musiał fatygować się aż do baru, który teraz wydawał się nierealnie odległy. Jeżeli jednak byłby w domu, wcale nie mógłby skupić się na piciu, zamiast tego reagując drgnięciem za każdym cholernym razem, gdy jakikolwiek dźwięk dobiegł jego uszu. Na to nie mógł się zgodzić. I tak wytrzymał dłużej niż kiedykolwiek wcześniej. Dzisiaj miał po prostu u c i e c, jeśli nie od nazwiska, to chociaż od świadomości tu i teraz. I jeżeli oznaczało to, że musiał znosić obecność innych ludzi wokół, to nie miał innego wyboru niż przystać na to. Cokolwiek przyciągnęło tego mężczyznę, Semyon nie mógł już cofnąć czasu.
Niech będzie, odpowiedział najpierw sobie, pociągając ostatni łyk trunku. Zamierzał pozwolić nieznajomemu dołączyć do siebie w rytuale dzisiejszego wieczoru. Odkrył, że tak naprawdę nie zależało mu na samotności tak bardzo, jak na alkoholu. Przynajmniej tyle mógł sobie dzisiaj zagwarantować.
Zna pan moje imię, ale ja pańskiego nie – odezwał się, odkładając szklankę na stolik. Musiał podnieść głos, ponieważ jazzowy jazgot zaczynał przybierać na sile, zupełnie jakby nie chciał dopuścić tej rozmowy do skutku.
Semyon nie wiedział, dlaczego tak bardzo chciał poznać tożsamość swojego rozmówcy, ale wewnętrzny przymus stał się silniejszy niż powściągliwość. Przedstawianie się sobie za wzajem pociągało ze sobą nieprzewidywalne konsekwencje, czego mógł nauczyć się na kryształowym tarasie. Znów popełniał błąd, był tego świadomy, ale skąd pochodziła ta nieznana s i ł a, która pchała go w kierunku mężczyzny – tego nie wiedział. Wolał nie zastanawiać się nad tym zbyt długo, żeby nie dojść ponownie do okrutnych konkluzji, do jakich doprowadziły go rozważania na tarasie. Nie jestem prawdziwym mężczyzną, przypomniał sobie swoje własne myśli z tamtego wieczoru. Czy to było to? Czy był skazany już zawsze walczyć z własnym wnętrzem? Czy to… mijało?
Często pan tu bywa? – zapytał Semyon, próbując grać na czas. Chciał, żeby dziwne uczucie zniknęło, zanim miał popełnić coś, czego wstydziłby się później. – Pójdę po kolejnego. – Wskazał na pustą szklankę.
Lev Abramov
Lev Abramov
Kozlov Jazz Club (K) AWbnbQb
Petersburg, Rosja
32 lata
przyłożnik
półkrwi
zamożny
pianista
https://magicznarosja.forumpolish.com/t654-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t672-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t673-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t674-zrzedahttps://magicznarosja.forumpolish.com/f90-mieszkanie-lva-abramova

Sro Lip 15 2020, 18:35
Aura bywała pomocna - pełna jaskrawej, zwycięskiej skuteczności - zdolna rozproszyć nawet falangę gniewu i innych, napiętnowanych nieżyczliwością uczuć, zmieniała tory rozmowy, prostując niedogodności wijących się dróg relacji, nadgryzała, powoli, cierpliwie, na podobieństwo przewlekłych, zdradliwych chorób, przylegających do najpierw nieświadomego ciała. Sprawiała, że rzeczywistość zmieniała się niczym w tafli krzywego, obłudnego zwierciadła, naginała, początkowo wbijaną jak żądło nieugiętość, stosownie do swoich żądań. Nie zawsze osiągał sukces, lecz zawsze, odnoszone zwycięstwo, smakowało podobnie - rozkosznym, przyjemnie drażniącym wrażeniem ambrozji władzy i przekonaniem, że trzyma pod swoją pieczą dojrzewający owoc niezdolnych do podważenia planów. Ludzie, którzy najchętniej rozdarliby przestrzeń prostym, ciskanym mu w twarz spierdalaj, traktując go co najwyżej jak uporczywą ćmę, uderzającą chorągwiami swych skrzydeł, pokrytych patyną nocy, stawali się nieuchronnie życzliwi. Ludzie, którzy nie znali go, byli zdolni wykrzesać równie nieznaną ufność, niejasne, mgliste odczucie - od ciepłej, kwitnącej uśmiechem na płatkach ich warg sympatii po druzgocącą obsesję, burzącą ściany kontroli.
Aura, działała jednak jak obosieczny miecz, błogosławiona i jednocześnie przeklęta, zalewająca nie tylko czary umysłów otaczających osób, co jego własny, pokryty brudem tendencji.
- Nazywam się Lev Nikiforovich Abramov - kąciki jego ust drgnęły; przedstawił się gładko, zaciekawiony, czy jego nazwisko ożywi strzępki rozrzuconych po korytarzach umysłu faktów. Hermetyczne środowisko czystej krwi czarodziejów, nie mówiąc nawet o samej arystokracji, zamkniętej szczelnie w tradycji, sprawiało, że większość nazwisk była nadzwyczaj znajoma, podobnie jak uchwycone prędzej czy później twarze.

W tej chwili, pierwszy raz nawiedziło Abramova wrażenie.
Wrażenie nadzwyczaj dobre - nieokreślone wrażenie, którego zdawał się łaknąć, którego zawzięcie szukał. Wrażenie - dotychczas obce, z początku dawkowane oszczędnie - że wreszcie dogasająca w rozrywce końcówka dnia, może potoczyć się całkowicie inaczej niż zapamiętał. Nie umiał, jak dotąd przewidzieć, czy wszystko będzie początkiem, czy może, od pierwszych zdań pokrywało się szpetnym, dobitnym znamieniem końca. Tak, to wrażenie wprawiało go w fascynację, przypatrywało się obok, z oddaniem jak własny cień, niepewne samego siebie, swego istnienia, charakteru, wszystkiego. Nie wiedział, konkretnie, czym jest, lecz wiedział, że właśnie go potrzebował. Potrzebował kontaktu. Tej sytuacji.
          To wystarczało.
                To wystarczało mu w zupełności.
Rozgościł się; zdecydował się zająć miejsce i dać się porwać rytmowi tu i teraz, zawierzyć się intuicji, odciskającej jak zawsze wyraźne piętno.
- Czasami. - Stwierdził. - Przyznaję, że lubię tu wracać. - Aristov z kolei nie zdawał się stałym gościem, lecz na tym polu Abramov nie oskarżał i nie osądzał - nie uważał jazzu za jedyne i słuszne wyjście, mające ująć każdego. Wręcz przeciwnie, cieszył się, że mogli spotkać po raz pierwszy; życie, zlepione z samych schematów, stawało się beznadziejnie nuzące.
- A pan? Przyszedł pan tutaj z przyzwyczajenia - zaciekawił się zaraz - czy wręcz przeciwnie, miał pan w zamiarze zerwać z przyzwyczajeniem? - Spojrzenie Abramova wypierało wszelkie pojęcie zawahania, odnajdując z precyzją oczy siedzącego naprzeciw rozmówcy. Nie wpatrywał się mimo tego z przesadą, niedługo później, po raz kolejny poświęcając uwagę swojemu trunkowi.
- To zrozumiałe - przyznał; puste naczynie na samym początku występu zasługiwało na rychłą podmianę kolejnym. - Może jednak poczeka pan na obsługę? - nawet zwyczajne pytanie nosiło szaty oszustwa. Kelnerzy krzątali się wokół i równie sprawnie wychwytywali zakodowane prośby o zamówienie, nawet, jeśli nie byli w stanie natychmiast podejść. Nie tkwiła w tym, rzecz jasna, troska o najzwyklejszą oszczędność, brak konieczności ponownej wędrówki po sali.  
Żadne słowo nie było dziełem przypadku, żaden ruch nie był płytki i pozbawiony celu.
Semyon Aristov
Semyon Aristov
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
majętny
przedsiębiorca w rodzinnym biznesie, lichwa
https://magicznarosja.forumpolish.com/t696-semyon-aristovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t749-semyon-aristov#1870https://magicznarosja.forumpolish.com/t750-semyon-aristov#1871https://magicznarosja.forumpolish.com/t748-ikarhttps://magicznarosja.forumpolish.com/f131-zloty-palac-moskwa

Czw Lip 16 2020, 16:42
Semyon zmrużył oczy, gdy nieznajomy przedstawił się z uśmiechem na twarzy. W jego drobnych gestach, może także w tonie, jakim wypowiadał swoje pełne imię, było coś obrzydliwie bezczelnego. Zdawał się robić bardzo wiele, aby naginać cienką granicę między żartobliwą prowokacją a nieprzyzwoitością. Czy zdawał sobie sprawę z tego, że to robił, czy było to częścią jego natury – ciężko było odgadnąć. Semyon nie znał wielu takich osób, właściwie być może nie znał ż a d n e j takiej osoby, ale na pewno nie robiło to na nim dobrego wrażenia. Przyszedł tu, żeby spróbować stworzyć sobie samotnię poza murami Złotego Pałacu, ale jak na ironię musiał wdać się w rozmowę z bardzo ekstrawertycznym nieznajomym. Wciąż właściwie na trzeźwo.
Imię Lev Nikiforovich Abramov nie obudziło w Semyonie żadnych wspomnień i sam nie wiedział, czy powinno. Oczywiście łatwo było znać twarz dziedzica Aristovów, ale w drugą stronę to nie działało. Właściwie sam nie wiedział, dlaczego chciał je poznać, skoro to spotkanie było najpewniej jednorazowe i już nigdy nie mieli się widzieć, ale coś pchało Semyona do tego, żeby dowiedzieć się jeszcze więcej. To nie było zdrowe zainteresowanie, umiał by je rozpoznać. Czuł, jakby decyzja została podjęta za niego jeszcze zanim w ogóle pojawił się w klubie i teraz tylko wypełniał swoją – może nie do końca swoją – wolę. Dzisiaj nie miał wystarczająco dużo siły, aby z tym walczyć; aby walczyć ze sobą lub z tym, co narzucało mu swoją wolę.
Miło poznać – odpowiedział bez cienia uśmiechu i skłonił głowę.
Semyon wybrał ten klub, ponieważ nigdy wcześniej w nim nie był, a muzyka, jaką tu grali, jeśli w ogóle można ten jazgot tak nazwać, wcale mu nie odpowiadała. W pewien sposób nie pozwalało mu to myśleć zbyt głęboko o czymkolwiek, co zostawił w domu – wszystkie wspomnienia z balu, wybuchu i szpitala odłożył w progu Złotego Pałacu aż do swojego powrotu, a przynajmniej chciał w to wierzyć. Lev za to wydawał się szczerze wsłuchiwać w dźwięki dobiegające ze sceny. To tylko dodawało powodów, dla których ta rozmowa była Semyonowi nie na rękę, ale znów gdy zrodziła się w nim ochota na taktowny odwrót, została zgaszona w zarodku.
Nie jestem przyzwyczajony do takich miejsc. Właściwie jestem tu po raz pierwszy.Głupi, zrugał się. Nie musiał się przecież przyznawać do niczego nieznajomemu, ale zrobił to. Nie poczuł nawet wyraźnego oporu.
Co się dzieje?, zapytał się, ale nie potrafił znaleźć odpowiedzi. To nie było to samo, co czuł w mieszkaniu Antona po balu, a przynajmniej nie potrafił znaleźć podobieństw. Opuszczał gardę coraz niżej. Chociaż było w tym coś wyzwalającego, jakby zupełnie nie odpowiadał już za konsekwencje swoich czynów, przerażało go to jednocześnie. Kiedy tracił kontrolę nad swoim ciałem po alkoholu, rozpuszczał się w bezpiecznych ramionach fotela albo w równie bezpiecznych objęciach łóżka. Nie ryzykował ani swoją reputacją, ani zrobieniem sobie krzywdy. Tymczasem teraz opuszczały go siły i mury, którymi obwarował się zawczasu kruszały pod naporem tego c z e g o ś. Co to było? Nie wiedział, cholera, nie wiedział. To wszystko było złym pomysłem, złym snem.
Słusznie. – Chociaż już się podnosił, usiadł zgodnie z sugestią Lva. – Może wypijemy za dzisiejsze spotkanie? Co pijesz najchętniej?
Resztkami sił zadał ostatnie pytanie, ale tylko sobie: Czy jeśli poddam się teraz, będę żałował?.
Lev Abramov
Lev Abramov
Kozlov Jazz Club (K) AWbnbQb
Petersburg, Rosja
32 lata
przyłożnik
półkrwi
zamożny
pianista
https://magicznarosja.forumpolish.com/t654-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t672-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t673-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t674-zrzedahttps://magicznarosja.forumpolish.com/f90-mieszkanie-lva-abramova

Czw Lip 16 2020, 21:06
Ludzie - myśl, zabłąkana przemknęła w wartkim potoku jego świadomości - są w dużej mierze tchórzliwi.
Dwoisty, niestabilny pierwiastek człowieka, od zawsze egzystował w sprzecznościach; wizja wszechmogącego bóstwa, pracującego z oddaniem w kuźni własnego losu, była spleciona w kokonie oksymoronu z plagą słabości i przemijania - w skowycie ostatecznego końca. Nie było drugiej istoty, tak silnej i słabej, tak żałosnej i godnej podziwu, tak przekonanej o odmienności oraz kurczowo, w instynkcie trzymającej się identycznych, wyschniętych trucheł schematów. Człowiek - mimo zaszczytnego objęcia władzy w hierarchii wśród stworzeń świata - lękał się wielu rzeczy, jak choćby poznania tego, co nowe, nawet najbardziej prozaiczne - lecz nowe, nieznane, wykrzesające złowieszcze impulsy strachu. Wolność była podobnie szatą pozorów, w którą stroili się, podkreślając jej zakłamany zaszczyt. Im bardziej sądzili, że są odlegli od przyziemności, tym silniej ogniwa łańcuchów, przygwożdżały ich, odwarstwiając topiące się, ikarowe skrzydła.
W takim razie, czuję się zobowiązany dopilnować, aby niczego pan nie żałował – był nadal, nienagannie serdeczny, słysząc, że rozmówca postąpił w sposób odmienny niż miał tendencję zazwyczaj. Męczyli go ludzie stali, przewidywalni - w Semyonie odnajdywał zaś niestabilność, nieprzewidywalność, pomimo szarej, ociekającej wręcz codziennością rozmowy. Mężczyźni nigdy nie byli tak łatwi do odgadnięcia - nie wobec niego - przeciwnie do łatwo oblewających się rumieńcami kobiet, które łamały nawet wymowne, narzucane spojrzenia, zdolne przyspieszyć kurczenie się pięści serca.
Niepewność kolejnej chwili - brak przekonania o władzy dzierżonej w rękach - była wspaniałą używką, która sprawiała, że chciał ze zdarzenia czerpać coraz więcej i więcej; zdawało się wyjątkowym uśmiechem losu, który odmieniał znaną mu ścieżkę życia. Był zdany na Semyona - na jego łaskę, sympatię lub nieprzychylność, próbując wydobyć wszystko, co skrywał za nieprzezierną barierą zdroworozsądkowego dystansu.
Mógł stać się nierozsądnością - jego nierozsądnością - mógł, lecz tym razem, nie on podejmował decyzję. Nie wiedział. Wędrował w mglistej niewiedzy, w przyjemnym, prężącym się przy stoliku napięciu. Obecny układ, przypadał jemu do gustu - dlatego nie rezygnował, dlatego wbijał się w rzeczywistość jak sztylet, on i przeklęta, osnuwająca całą sylwetkę magia. Grał nieczysto - będąc przy tym właściwym, niewymuszonym sobą.
Zgadzam się – przystał na propozycję, złożoną przez Semyona. Sumienne sprawozdanie percepcji nie omieszkało się wytknąć zmiany zdania rozmówcy. Pozostał na swoim miejscu. To dobrze. To bardzo dobrze.
Adresowane pytanie wprawiło Abramova w niedługi stan zamyślenia.
Jak wiesz – powiedział, jakby konspiracyjnie – wszystko zależy od sytuacji. – Doceniał różne alkohole, nawet, gdy w zestawieniu z Aristovami, był co najwyżej laikiem o płytkim gruncie poglądów. Wino - wielbione przez wiele kobiet - stawało się towarzyszem przy schadzkach i romantycznych kolacjach, po których niespiesznie dłoń wędrowała w kierunku zapięcia opływających łagodną sylwetkę ubrań. Whisky, której posmakiem delektował się w subtelnych, oszczędnych łykach, wydawała się przeznaczona do rozmów. Wódka - prędko uderzająca go znieczuleniem na otoczenie świata - była, jeszcze kilka lat temu, wierną przyjaciółką i powierniczką każdego zachwiania - łudził się, że pozwoli zapomnieć, kim rzeczywiście jest, jak bardzo, jest w głębi duszy odrażający, jak jest żałosny, jak słusznie nim wszyscy gardzą - wszyscy, którzy poznali prawdę. Alkohol nie umiał pomóc, nie umiał wcale oczyścić ani zasklepić szpetnych, zropiałych ran. Potrzebował kilku lat, aby się tego nauczyć - alkohol nie umiał pomóc. Od tamtej pory, stawał się jak męczennik świadomy swego cierpienia, swojej tułaczki, męczennik oraz paradoksalnie oprawca, który doszczętnie ranił siebie i innych, kaleczył swoim istnieniem, nosząc bękarcie, skrywane pod kłamstwem piętno.
Co, twoim zdaniem, będzie najlepiej pasować? – postanowił dopytać; nie poddawał się, drążył; ręka, w oznace zamyślenia pogładziła szorstki od jednodniowego zarostu policzek. Jak myślisz, czym jest nasze spotkanie, Semyonie? Przyjacielską rozmową? Czymś całkowicie odmiennym?
Semyon Aristov
Semyon Aristov
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
majętny
przedsiębiorca w rodzinnym biznesie, lichwa
https://magicznarosja.forumpolish.com/t696-semyon-aristovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t749-semyon-aristov#1870https://magicznarosja.forumpolish.com/t750-semyon-aristov#1871https://magicznarosja.forumpolish.com/t748-ikarhttps://magicznarosja.forumpolish.com/f131-zloty-palac-moskwa

Pon Lip 20 2020, 14:35
Za późno, pomyślał Semyon w przebłysku czystej świadomości. Już żałował. Dlaczego myślał, że w klubie jazzowym ze wszystkich miejsc na tym bezdusznym świecie miał znaleźć swój cichy kącik, w którym mógłby oddać się piciu? Nigdy nie robił tego w publicznym miejscu, więc może to było normalne, że niechciani kompani zjawiali się, aby dołączyć do osuszania szklanek, jednej po drugiej, aż wszyscy padną na podłogę, jeden po drugim. Może powinien być wdzięczny losowi za to, że nie musiał pić sam? Skoro złamał już jedną zasadę, pozostałość swojego s t a r e g o życia, dlaczego nie miałby złamać kolejnej? To nie było w końcu takie ważne. Nic właściwie nie było, przynajmniej nie dziś.
Chociaż Lev był poniekąd intruzem, Semyon nie mógł zarzucić mu nic więcej. Wypowiadał się uprzejmie, starannie dobierając słowa i chociaż ośmielił się przejść na „ty”, nie przekraczał więcej granic niż pozwalała na to przyzwoitość – nawet jeśli w miejscach jak to naginała się ona do potrzeb gości. Semyon nie mógł mu nic zarzucić, nie, mógł najwyżej zarzucić sobie, że coś popychało go w kierunku myśli, jakich nie chciał widzieć. Unikał ich jak ognia, ale ten ogień już dawno objął jego umysł i gorąco rozsadzało go od środka. To była kwestia czasu. Czuł, że niedługo miał poddać się płomieniom, bo nie umiał z nimi walczyć. Nie umiał walczyć ze sobą… i z tym czymś, co wdzierało się do jego głowy. Przestań.
Oczywiście – potwierdził sucho, czując palenie w gardle. Potarł dłonią szyję.
Oczywiście, że alkohol zależał od okazji, ale co jeśli żadne z nich nie wiedziało, jaka właściwie to była okazja? Spotkali się przypadkiem i dopiero od kilku chwil znali nawzajem swoje imiona. Semyon nie doświadczał takich sytuacji często, właściwie wcale. Obsługa zbliżała się do ich stolika, a Lev czekał na decyzję i wydawało się, że całkiem dobrze bawił się, obserwując niepewność Semyona. Może tylko chciał zrzucić odpowiedzialność na niego, a może wręcz przeciwnie – czekał na jakiś znak, potwierdzenie swoich przypuszczeń co do natury tej rozmowy. Może od początku wiedział, co naprawdę działo się dzisiaj między nimi. A co się dzieje między nami?, powtórzył Semyon w duchu, ale znów poczuł, jak coś ciężkiego kładzie się na jego rozsądku. Nie potrafił odgrzebać tej części siebie, więc znów pozostał zdany na intuicję.
Wino poproszę – powiedział kelnerowi. – Wytrawne.
Wydawało mu się, że dostrzegł jakiś błysk w oku Lva, ale światło w lokalu płatało mu figle już wcześniej. Może chciał dostrzec coś, cokolwiek, w oczach swojego towarzysza – potwierdzenie albo zaprzeczenie, pochwałę albo dezaprobatę dla swojego wyboru. Nie tylko powietrze w pomieszczeniu dusiło Semyona, ale także napięcie, z którego nie zdawał sobie sprawy, dopóki nie było za późno. Przełknął gęstą ślinę. Przeszło mu przez myśl, że powinien się napić, ale między myślą a czynem minęło całe tysiąclecie. Wszystko spowolniło, każda chwila ciszy wydawała się dłużyć w nieskończoność, a każdy grymas zastygał jakby wyciosany dłutem. Co się dzieje?, zapytał siebie znów. W odpowiedzi napotkał tylko spojrzenie świdrujących kocich oczu z naprzeciwka.
Uniósł kieliszek w geście toastu.
Za niespodziewane spotkanie. – Uśmiechnął się półgębkiem wbrew sobie.
Wydawało się to niemożliwe – szansa jedna na milion, może jeszcze mniejsza – ale kiedy dotknął ustami tafli czerwonego wina, rozpoznał ten smak. Na początku rozpoznał tylko smak, jednak nic poza tym, ale gdy przełknął łyk, wróciło w s z y s t k o. To było to samo wino, które pił z Antonem na Kryształowym Tarasie, bez wątpienia. Dlaczego?, spytał, chociaż nie istniała dobra odpowiedź. To był zwykły przypadek, musiał być. Semyon nie wierzył w przeznaczenie, nie lubił myśleć, że wszystkie jego działania były tylko wypełnieniem czasu między narodzinami a śmiercią według scenariusza zapisanego przez jakieś bóstwo. Jeśli jednak to był przypadek… to bardzo niefortunny.
Muszę wyjść – wymamrotał i szybkim krokiem wyszedł z klubu, nie słuchając słów Lva. Bał się, że jeśli kazałby mu zawrócić, zrobiłby to. Nie wiedział tylko dlaczego.
Lev Abramov
Lev Abramov
Kozlov Jazz Club (K) AWbnbQb
Petersburg, Rosja
32 lata
przyłożnik
półkrwi
zamożny
pianista
https://magicznarosja.forumpolish.com/t654-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t672-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t673-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t674-zrzedahttps://magicznarosja.forumpolish.com/f90-mieszkanie-lva-abramova

Sro Lip 29 2020, 14:31
Słodycz zwycięstwa - jakiej mógł posmakować w muśnięciach kolejnych sekund - splatała się w chimerycznym duecie z goryczą dotkliwej klęski.
Zauważył. Wyczuwał, czerpał garściami - niewidzialną, zachłanną dłonią intuicji, która przyjemnie mrowiła, szarpała struny domysłów.
Był wprawnym obserwatorem, cierpliwie, wnikliwie uczącym się swojej sztuki mimo fatalnych warunków; nie umiał wtapiać się w zgromadzenia - odkąd pamiętał, stanowił uosobienie pułapki na trajektoria wzroku. Przywyknął do tej uwagi, którą zbyt hojnie zwykli obdarzać go niedalecy przechodnie, sami - nie mając choćby rachitycznego pojęcia, dlaczego - dostrzegają w nim więcej niż zwykli dostrzegać w innych. Z podobną wprawą potrafił ponadto słuchać - chętnie, bez niepotrzebnych wtrąceń, pogrążał się w opowieściach innych.
Obecny wieczór stawał się pozytywnie zaskakujący i niebezpiecznie chwiejny.
Przyjemność, której dostąpił, rozpiętość wpływów, które na podobieństwo łańcuchów zaczęły zniewalać umysł, dołączać coraz kolejne ogniwa spojrzeń, ogniwa mówionych słów - fascynowała, sprawiała, że stawał się sam ofiarą powstającego dzieła. Ciekawość była odwiecznym wrogiem rozsądku, podobnie jak wybudzane z letargu znużenia emocje. Wizje nękały nadpobudliwą świadomość; wierzył - być może naiwnie - że umiał zedrzeć zeschniętą, znoszoną warstwę rezerwy, wydostać na zewnątrz wszystko, co było słabe, ulotne.
Toast nareszcie wybrzmiał - wino, zachęcająco, niespiesznie zakołysało się w kryształowych objęciach smukłej sylwetki naczynia. Zapach bogatego w odcienie czerwieni oraz fioletu trunku z radością powitał nozdrza; kieliszek, bez skazy pośpiechu został przechylony do ust. Twarz wyraziła uznanie, pochwałę dla wybranego trunku - nie wątpił, ani przez chwilę, że pozostawił decyzję w nieobeznanych rękach.
Zgrzyt dysonansu musiał - prędzej czy później nastąpić.
Odnalazł w Semyonie niepewność - lęk - obawę przed samym sobą, bądź przed wynaturzeniem siebie, z którym walczyły ostatnie bataliony rozsądku. Przeciwnie do wielu, otaczających go ludzi, sam Abramov praktycznie nie doświadczał moralnych wątpliwości. Stał się częściowo odporny na tę przewlekłą, trawiącą społeczność - wyjątkowo słuszną - chorobę, poniekąd przez piętno genetyki, poniekąd przez podłą systematykę deptania swego sumienia, aż stało się porzuconym, znieruchomiałym skrzepem. Nie rozumiał, lecz wielokrotnie przypatrywał się ciężkim, zajadłym pojedynkom, toczonym ze samym sobą, walkom w milczeniu, pośród domysłów, eksplodujących pod niewzruszoną barierą skóry. Walkom, które nierzadko sam inicjował, wnikając do życia innych jak nieproszony gość, burząc wypracowany latami ład grzeszną, powtarzaną sugestią.
Chciał, by Semyon nie wycofywał się, aby uczynił niezgodnie z ujawnionym zamysłem - jednak decyzja zapadła. Było zbyt późno, krawędzie warg Abramova drgnęły, nosząc na sobie wspomnienia martwych przed narodzeniem słów.
O ironio - sam zaczął walczyć. Iść. Zostać. Boże. Każdy, możliwy wybór wydawał się niewłaściwy, każdy, sprawiał wrażenie bolesnych, kreślonych ran. Powinien pozwolić mu odejść. Nie chciał pozwolić mu odejść.
Wstał.
Oziębły powiew nacierał na jego twarz niczym siarczysty policzek ze strony losu. Zapiął płaszcz, obserwując sylwetki, rozsiane w pobliżu klubu, wreszcie znajdując tę jedną, tę, której szukał; tę, do której znów się ośmielił zbliżyć.
Nie musiałeś – głos, dyskretnie stłumiony, pomknął, pozbawiony wcześniejszej natarczywości aury; przedstawiał fakt, okrojony ze zbędnych uczuć, pozbawiony zawodu, złości czy najprostszego zdziwienia. Spojrzenie, tego wieczoru wtrącone w odcień szarości, podobnie jak półmrok błądzący wśród sennych ulic - uniosło się, osiadało wymownie na męskiej twarzy, poniekąd przepraszająco, jakby świadome własnej, istniejącej - niezaistniałej winy.
Semyon Aristov
Semyon Aristov
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
majętny
przedsiębiorca w rodzinnym biznesie, lichwa
https://magicznarosja.forumpolish.com/t696-semyon-aristovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t749-semyon-aristov#1870https://magicznarosja.forumpolish.com/t750-semyon-aristov#1871https://magicznarosja.forumpolish.com/t748-ikarhttps://magicznarosja.forumpolish.com/f131-zloty-palac-moskwa

Pią Lip 31 2020, 23:16
Łatwo było zapomnieć o spotkaniu na Kryształowym Tarasie, gdy wydarzyła się tragedia w Domu Towarowym – ale jak wielkiej tragedii potrzebował teraz, żeby znów pozwolić sobie o tym zapomnieć. Jeśli istniała odpowiedź na to pytanie, nie wiedział, czy chciał ją znać. Wiedział tylko, że to, co właśnie się działo, było złe, bardzo złe i jeżeli nie postara się zaraz zatrzymać tych wspomnień i tej rozmowy z Lvem, to… musiało stać się coś o k r o p n e g o. Całe życie uciekał przed myślami, które zamknął razem ze wspomnieniami z Koldovstoretz, ale okazało się, że nie uciekł dość daleko. Dogoniły go na balu i od teraz za każdym razem, gdy widział Antona, przychodziły, żeby mieszać mu z głowie.
Ten mężczyzna, Lev, także mieszał mu w głowie, chociaż Semyon nie wiedział nawet, w jaki sposób udawało mu się to tak dobrze. Może nieświadomie podsuwał mu w rozmowie jakieś sygnały? A może zupełnie źle odbierał intencje Lva? Do dziś byli sobie zupełnie obcy, nie mieli żadnej łączącej ich przeszłości – dlaczego w takim razie to przypadkowe spotkanie zmieniało się w jakąś pułapkę. Czy Lev planował to od początku? Jaki interes miał w zgubie dziedzica Aristovów: pieniądze, sławę czy może robił to tylko z jakiegoś kaprysu?
Semyon oparł się o zewnętrzną ścianę klubu, czując, jak natłok pytań i wątpliwości wypełnia jego głowę. Ściemniało mu przed oczyma. Gdy mrugnął kilka razy, odganiając czerń, zobaczył, że znów nie uciekł dość daleko, ponieważ Lev zmierzał prosto w jego kierunku. Chyba po prostu nie umiał uciekać – ale czy w takim wypadku umiał walczyć?
Zrobiło mi się duszno – powiedział, nie starając się brzmieć przekonująco. Prawdziwy Aristov nie musiał tłumaczyć się ledwo znajomemu mężczyźnie. Przynajmniej nie powinien, chociaż czuł inaczej.
Stali niezwykle blisko siebie. W wieczornych ciemnościach widział twarz Lva jeszcze mniej wyraźnie niż w pogrążonym w półmroku klubie. Mimo to jego wyobraźnia dorabiała brakujące szczegóły – krótki zarost na szczęce, jasne oczy, które teraz zdawały się zielone, drobne zmarszczki w kącikach ust i na czole. Semyon nie zdawał sobie sprawy, jak dobrze zapamiętał tę twarz, skoro spojrzał na nią tylko przez chwilę. Nie potrafiłby opisać z taką dokładnością siebie, jeśli nie byłoby w pobliżu lustra, jednak obraz Lva wyrył się głęboko w jego pamięci i za nic nie chciał opuścić tego miejsca. Teraz nie umiał oderwać wzroku przykutego do ust mężczyzny, wokół których ulatywała w powietrze para. Chciał ponownie zobaczyć, jak się uśmiechają. Chciał poznać ich s m a k.
Przestań. Przestań, do cholery, próbował rozkazywać sobie coraz silniejszymi słowami, ale ich efekt był proporcjonalnie słabszy. Nikt nie musiał dowiedzieć się o czymkolwiek, co tu zaszło. To mogła być jego tajemnica, nie pierwsza zresztą, którą zamknąłby w tym samym miejscu, gdzie wszystkie problemy. Dlaczego nie miałby przymknąć oczu na ten jeden moment i nie pozwolić sobie jeden raz na przyjemność? Dusił w sobie tak wiele tak długo, że na pewno ten jeden raz nie zmieniłby niczego poza zaspokojeniem pragnienia, jakie wzbierało przez dwadzieścia siedem okropnych lat. Chociaż były to zdradzieckie myśli, Semyon tracił już siłę, aby się im opierać. Zaczynał dostrzegać ich sens. To był okrutny sens, który negował wszystko, co kiedykolwiek zrobił, aby powstrzymać tę część siebie, ale nie było w tym nic głupiego. Czysta samolubność, prosta przyjemność.
Uniósł dłoń i nieśmiało przyłożył ją do policzka Lva. Poczuł setki drobnych ukłuć, gdy opuszki jego palców nadziały się na zarost mężczyzny. Spojrzał mu prosto w oczy, które znów zmieniły barwę o kilka odcieni, stając się jeszcze ciemniejsze i jeszcze głębsze. Podkurczył nieznacznie palce, drażniąc delikatną skórę na spodzie dłoni szorstką fakturą szczęki Lva. Nigdy wcześniej nie dotknął tak kobiety. Nigdy wcześniej nie dotknął tak mężczyzny. Nie zdołałby jednak policzyć chwil, kiedy chciał to zrobić – a teraz wreszcie pozwolił sobie na ten krok. Przyjął zaproszenie, które odczytał z twarzy nieznajomego. Jeśli się mylił, nie było dla niego ratunku. Wolał pomyśleć o tym jutro, pojutrze lub nigdy, cokolwiek miało przyjść pierwsze.
Co ja robię?, zapytał się w duchu, ale nie było komu udzielić odpowiedzi.
Przepraszam – powiedział bez tchu, zastygając z dłonią pasującą jak ulał do twarzy Lva.
Lev Abramov
Lev Abramov
Kozlov Jazz Club (K) AWbnbQb
Petersburg, Rosja
32 lata
przyłożnik
półkrwi
zamożny
pianista
https://magicznarosja.forumpolish.com/t654-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t672-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t673-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t674-zrzedahttps://magicznarosja.forumpolish.com/f90-mieszkanie-lva-abramova

Nie Sie 02 2020, 00:25
Chłód, rozbestwiony wśród labiryntu miasta, powinien sprowadzić trzeźwość; zespolić wreszcie rozsądek, poszarpany na butne i absurdalne strzępy. Chłód stawał się wszechobecnym bodźcem - odczuwał, jak rozprowadza się po membranie zbyt odsłoniętej skóry, jak wnika, pomiędzy rozkołysane podmuchem wiatru połacie płaszcza, jak śmieje się, przytrzymując w uścisku dyskomfortu i zastygając w nim uporczywie, bez konieczności wytchnienia. Chłód - przenikliwy jak zanurzone w podatnej, cielesnej strukturze ostrze, podobny do samej stali - nie umiał być przetopiony na utraconą, żelazną wolę logiki.
Świat balansował na niewyraźnej linii pomiędzy jawą a snem, pomiędzy kłamstwem a prawdą, osiadał w cieniu pomiędzy świadomą żądzą a bliżej nieokreślonym, bezkształtnym wołaniem potrzeb. Przymknięte powieki przystępującej nocy, już dawno szczelnie zatarły błękit kopuły nieba, dając iluzję schronienia, pod którym umysł napełniał się przekonaniem, że może mieć miejsce wszystko, bezkarnie, bez względu na przyzwolenia, na sztywne ramy ogólnie przyjętych norm.
Rozsądek stał się majakiem - niewyraźnym, porzuconym wspomnieniem.
Nigdy, nie był on jednak nadrzędnym, wewnętrznym głosem, wobec którego pozostawał
posłuszny - o wiele częściej zawierzał się intuicji, przyspieszającej bieg serca spontaniczności czy najzwyklejszym, pierwotnym poleceniom instynktów. Nie snuł przesadnych planów, czerpiąc największą radość z nieznanego, nowego, potępianego przez tłum.
Nie składał się z żadnych, zawiłych myśli, żadnych rozterek:
w obecnej chwili istniała tylko prostota przechodzącego dotyku. Powtarzalna, wiernie odnotowana przez zmysły, czujne wobec najmniejszych oscylacji zbliżonej do twarzy dłoni. Dotyk. Banalny, ulotny dotyk, dawkowana w oszczędnych, wątłych impulsach przyjemność. Tylko. Aż. Dotyk. Wiedział, że doznawana w jego wyniku satysfakcja jest odczuciem prawdziwym, że istnieje - nawet, gdy inni, patrzący błędnie na świat, dokładaliby starań, aby temu zaprzeczyć, nawet, gdyby chcieli powiedzieć - to niemożliwe, nie można czerpać radości, nie w identyczny sposób. Chorujesz, Abramov. (Chorował, odkąd pamiętał, korodował, z każdym, kolejnym dniem odkrywając, jak nisko jest w stanie upaść). Wiedział, że wszystko było prawdziwe - nie można  temu zaprzeczyć, wiedział, co czuje, wiedział, co teraz trwa, zaklęte w objęciach chwili.
Nie tkwiła w tym żadna nowość - znajomy schemat upadku. Różniły się tylko twarze, nieświadomie wplątane w przeklętą, wiążącą go analogię.
Nic nie zdołało się zmienić.
Zatrzymał się - w niemym przyzwoleniu pozwalał trwać układowi, wydawał na siebie wyrok. Wreszcie drgnął. Poruszył się, nieznacznie, pod wpływem wołań pokusy, aby umniejszyć do granic dzielący ich twarze dystans. Zatrzymał się jednak - nagle, chwycony resztą rozwagi, potępiającą podobną otwartość w miejscu, gdzie mogło roić się od lepkiego, wścibskiego wzroku postronnych. Oczy otworzyły się szerzej, skupione, chłonące każdą, najmniejszą cząstkę obdartego z racjonalności momentu.
Uniósł dłoń - podjęła się tej wędrówki bez żadnej skazy pośpiechu, z  wyuczoną płynnością osiadając wpierw opuszkami palców na nadgarstku mężczyzny, później, zatrzymując się ufnie na grzbiecie drażniącej jego policzek ręki - znacznie większej, silniejszej niż wymuskana, przeznaczona zaledwie do sztuki i odkrywania wdzięków.
Chodźmy – szept ostatecznie rozerwał tkankę milczenia, napiętą i podchodzącą do gardeł, wcześniej nienaruszoną reakcją na zbędną zupełnie skruchę.
Semyon Aristov
Semyon Aristov
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
majętny
przedsiębiorca w rodzinnym biznesie, lichwa
https://magicznarosja.forumpolish.com/t696-semyon-aristovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t749-semyon-aristov#1870https://magicznarosja.forumpolish.com/t750-semyon-aristov#1871https://magicznarosja.forumpolish.com/t748-ikarhttps://magicznarosja.forumpolish.com/f131-zloty-palac-moskwa

Nie Sie 02 2020, 22:05
Nie wiedział, co robić, ponieważ ta chwila była piękna. Wystarczyło mu tak niewiele, żeby chociaż raz naprawdę dać upust tłamszonym w głębi serca emocjom; żeby chociaż raz pozwolić sobie czuć to, co czuł n a p r a w d ę. Chłodne powietrze powinno go ocucić, otrzeźwić, ale jemu był aż zbyt gorąco. Nie wiedział, czy płonął ze wstydu, czy udzielało mu się coś innego, czego chyba powinien się wstydzić, a teraz nie potrafił. Wstyd nigdy nie dawał mu przyjemności, więc dlaczego ten dotyk działał na niego tak upajająco? Czy całkiem stracił już rozsądek, skoro dawał się wciągnąć nieznajomemu – nie, Lvu – w grę jak za starych dobrych lat, kiedy nic nie miało konsekwencji? Nie umiał odpowiedzieć.
Semyon podejrzewał, że to była tylko gra; że mężczyzna chciał bawić się jak każdy klubowicz i tym razem padło na niego, na Aristova. Jednak kiedy poczuł jego dłoń na swojej, ciężko było już znaleźć miejsce na wątpliwości. Może powinien pójść o krok dalej? Zawsze uczył się, że najtrudniejszy był ten pierwszy, a potem wszystko jakoś układało się w zgrabną całość. I chociaż było to wierutne kłamstwo – teraz nie miał serca odmawiać mu prawdziwości. Spotkał kogoś, kogo dotknęła ta sama przypadłość, ta sama choroba, która zatruwała życie Semyona, odkąd uświadomił sobie, jak naprawdę wyglądał wewnątrz. Wewnątrz nie był prawdziwym mężczyzną. Choćby udawał najlepiej, jak mógł, prawda wychodziła na jaw w najmniej spodziewanych momentach. Takich, jak dziś.
Jednak nadal nie mógł pokazać tego światu, nie jako dziedzic Aristovów. Jego obowiązki nie współgrały czasem z decyzjami, które podejmował i teraz także następowała pora na dokonanie wyboru: obowiązki lub przyjemność. Jeśli wybrałby przyjemność, to dlaczego nie zrobił tego wcześniej, podczas jednego z nieliczonych razy, gdy stawał przed podobnym dylematem. Jeśli wybrałby przyjemność, zdradziłby wszystkie decyzje, które doprowadziły go tutaj, nawet jeżeli wtedy wydawały się słuszne. Żył w ten sposób przez dwadzieścia siedem lat, więc czy nie przywykł już do tego? Czy nie utopił w alkoholu wystarczającej ilości wątpliwości i wyrzutów sumienia, żeby nauczyć się, że tak naprawdę nie miał wyboru? Urodził się Aristovem i miał nim pozostać do końca.
Propozycja Lva była zbyt dobra, aby być bezinteresowna albo zbyt piękna, aby być prawdziwa. Semyon wysunął dłoń z jego delikatnego uścisku, żegnając niemo ciepło jego twarzy. Tak będzie najlepiej, pocieszył się w duchu, chociaż nie był pewien, czy ta myśl należała do niego – po prostu pojawiła się i została. Tak będzie lepiej.
Wybacz. – Gardło miał suche jak piasek, ale mimo to wycedził odpowiednie słowa. – Nie mogę.
Chciał pozostać tam jeszcze przez chwilę, może jeszcze raz dotknąć jego twarzy, ale wiedział już, że jeden raz potrafił zepsuć wszystko. Nie mógł spuścić siebie z oka nawet na sekundę. Oderwał siłą wzrok od oczu Lva i poczuł ciężkość w piersi. Tak będzie lepiej. Lepiej dla kogo – nie wiedział. Wiedział tylko, że teleportacja stanowiła jego jedyny sposób ucieczki. Jak to dobrze, że miał przy sobie różdżkę. Gdyby nie ona, to spotkanie skończyłoby się zupełnie inaczej.

Semyon z tematu
Lev Abramov
Lev Abramov
Kozlov Jazz Club (K) AWbnbQb
Petersburg, Rosja
32 lata
przyłożnik
półkrwi
zamożny
pianista
https://magicznarosja.forumpolish.com/t654-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t672-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t673-lev-abramovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t674-zrzedahttps://magicznarosja.forumpolish.com/f90-mieszkanie-lva-abramova

Pon Sie 03 2020, 22:09
Oddech próbował przyspieszyć, zajadłe, walczące płuca przypominały bezdenną, spragnioną powietrza przepaść. Źrenice, rozszerzone przez mdłą, zastającą ich szarość, utrzymywała ponadto tląca się, chwiejna feeria nieprecyzyjnych odczuć. Dotyk jednak przemijał - dotyk, będący słońcem dla zagubionych myśli, niepewnych, zataczających nierówne orbity planet skażonej osobowości - jak przemijało wszystko, pozostawiając zwodnicze echo mrowienia, tańczące sennie na skórze. Dotyk przemijał. Przeminął. Ręce znów były wolne.

Nigdy nie wiedział, do kogo należał grzech -
czy był wspólnikiem, czy biernym, nieistotnym przechodniem na drodze czyjegoś życia, osobą, przy której nareszcie łamały się konsekwentnie bariery powściągliwości. Zabłąkanym wędrowcem o ujmującej i równocześnie bezwartościowej twarzy, który mógłby być każdym - pionkiem, mrugnięciem iskry, po której nastąpił błąd. Przy którym wydarzało się wszystko, co się musiało wydarzyć, przeznaczenie, żałosna, człowiecza słabość, skłonność do błędnych, tragicznych - druzgocących decyzji. Czy, wręcz przeciwnie - stał się jedynym winnym, demonem, zuchwale bawiącym się moralnością? Nigdy nie wiedział - nie mógł odszukać, objąć tej pojedynczej prawdy - ile skłonności, ile pragnień pochodziło w istocie od nich, od ludzi, poddanych działaniu przyłożniczego czaru. Czy Semyon, rzeczywiście odczuwał wolną, nieprzymuszoną chęć? Musiał chcieć, podświadomie rozwoju zdarzeń, jednak pokusa z oznaką hańby godziła w wypracowany mur zasad. Oszpecała ideał. Grzech zawsze oszpecał, od wewnątrz, kąsając niczym podstępna, powolna, oparta w powtarzalności choroba. Piękno ludzkiego ciała, nadpsute wstrętnie od środka. Każdy miał własny brud, własną, nadpoczętą zgniliznę. Semyon zasługiwał na wielką dozę uznania - oparł się wizji grzechu. Nie umiał, mimo to, złożyć mu gratulacji - czuł pustkę, ziejącą pustkę jak wielka, rozległa rana. Pragnął tylko jednego - by dotyk był jak najbardziej prawdziwy. Z tego powodu nie zdeptał jego rozsądku pełną okazałością aury. Miał być prawdziwy. Bogowie, tak - musiał być.

Spojrzenie, przez moment z uporczywością wbijanych jak para gwoździ tęczówek, zostało utkwione w miejscu, w którym ostatni raz zdołał dojrzeć mężczyznę. Cichy, subtelny odgłos teleportacji zawibrował w powietrzu. Mężczyzna zniknął. Sam Abramov, oddalił się w swoją stronę, do wnętrza klubu, w znajomą, nadmiernie opływającą jego postać uwagę. Nastała przerwa, zamiast improwizacji, po klubie niósł się łagodny, stłumiony przejęciem i poufnością gwar. Jedna z zasiadających przy ladzie baru klientek, zagryzła zmysłowo wargę. Uśmiechnął się. Usiadł obok. Kolejny, znajomy ton, układ niezmienny od lat, pocałunek, początkowo niespieszny. Przyzwolony społecznie. Położył dłoń na jej udzie.
Rozpięty półmrok przemieniał ich w nieistotność.

Jeśli zostały w nim wątłe przebłyski dobroci, powinien życzyć Semyonowi, aby nigdy - przenigdy - nie ujrzał go choćby w tłumie. Aby żył nie? szczęśliwy w wymagającym oddania świecie magicznej arystokracji, w gęstych, liżących szorstkim językiem ołowiu łańcuchach, wpijanych do mięsa duszy. W szczelnym uścisku skostniałych, wyuczonych przekonań, uznanych ufnie za słuszne.

Nie wiedział, do kogo należał grzech.

Lev z tematu
Sponsored content


Skocz do: