|
|
|
|
|
Wto Cze 25 2019, 01:09 | | Dyżurka Na największym oddziale na drugim piętrze znajduje się miejsce, gdzie w wolnych chwilach odpoczywają uzdrowiciele, mimo że nie zachwyca swoim wystrojem. Trzeba jednak przyznać, że nie mają zbyt wiele czasu dla siebie, gdyż praca w szpitalu wymaga całodobowego zaangażowania i nieustannej dyspozycyjności. W niedużym pomieszczeniu znajduje się stara, skórzana kanapa, podniszczony ekspres do kawy wraz z hebanowym stolikiem, a także kilka drewnianych wieszaków, na których uzdrowiciele wymieniają swoje purpurowe szpitalne kombinezony. Z dyżurki można wyjść na nieduży, zadaszony spadzistym dachem balkon, skąd rozpościera się widok na ogrody, po których najczęściej spacerują powracający do zdrowia pacjenci. |
| |
Petersburg, Rosja 31 lat czysta zamożny magomedyk ogólny na Oddziale Pierwszej Pomocy |
Nie Mar 15 2020, 23:21 | | 7.12 W głowie bębniły mu upiorne bębny, od rana chciało mu się pić, a pragnienia nie koiła ani woda ani dziwna mieszanka soku jabłkowego i kapusty. Domowe sposoby na kaca nie pomagały, bo w końcu znacząco przeholował. Po tym, jak wyprosił Lva ze swojego mieszkania, pił nadal, do nieprzytomności. Nigdy jeszcze nie upił się aż do nieprzytomności. Wziął z pracy dzień wolny, ale kolejnego dnia głowa nadal go bolała. Nie mógł i nie chciał jednak przesadzać z urlopem, musiał stawić się w pracy. Był tu potrzebny, a poza tym chciał zapomnieć, rzucić się w wir obowiązków. Wir pacjentów kołował jednak jego znękane zmysły. Twarze i kartoteki rozmazywały się przed oczyma, ból głowy nie ustawał, pragnienie męczyło. Z ulgą przyjął przerwę w swojej zmianie i natychmiast udał się do dyżurki. Choć normalnie w szpitalu ropzierała go energia, to dziś chciał tylko klapnąć na tyłku i siedzieć. Leżeć. Spać. Zapomnieć. Wszedł szybko do pomieszczenia i przystanął, widząc w środku Zinę. Był blady jak śmierć, ale nagle po jego policzkach przemknął rumieniec. Od razu przypomniał sobie ich listopadową rozmowę o przyłożnikach, podczas której przekonywał współpracownicę, że miejsce tych demonów jest na Syberii i w mitach, nie w Petersburgu. A tymczasem miał jednego w rodzinie. -O. Hej. - przywitał się wybitnie nieswoim głosem, a potem nalał sobie szklankę wody. Dłonie mu drżały. -U twoich pacjentów wszystko w porządku? - zagadnął, bo wypadało, ale tak naprawdę marzył, by po kilku zdaniach dała mu spokój. By nie zauważyła jego koszmarnego, nieprofesojnalnego stanu ciała i umysłu. |
| |
Łaptewka, Rosja 32 lata tęsknica nieznana ubogi magomedyk-specjalista na Oddziale Zatruć i Wypadków Magicznych |
Wto Mar 17 2020, 00:17 | | Papiery piętrzyły się na biurku, przy którym przycupnęłam, by wypełnić odpowiedni druczek. Jeden z lekarzy z drugiego piętra poprosił o konsultację; konsultacja się przeciągnęła, przypadek jest trudny. Wypisuję instrukcje podawania leków, starając się przy tym pisać szybko i czytelnie naraz. Czuję się tu trochę obco – całe szczęście, że jestem tu sama, tylko setka kartotek dotrzymuje mi towarzystwa. Lekarz proszący o poradę toksykologiczną zrobił mi herbatę i wymówił się od rozmowy obowiązkiem poprowadzenia obchodu. Nie przeszkadza mi to ani trochę, pracuję w ciszy i spokoju, wolna od oczekującego wzroku innych medyków. Na dźwięk otwierających się drzwi (zawiasy nieco skrzypią, ale nie ma czasu ich porządnie naoliwić) prostuję się jak struna i przyspieszam pogoń pióra po kartce papieru. Jeszcze tylko kilka pozycji i mnie nie ma, chcę skończyć jak najszybciej, ale nie wypada zignorować drugiego człowieka. W naszym zawodzie nawet się to nie godzi. Nie spodziewałam się zobaczyć akurat ciebie, a już na pewno nie w takim stanie. Od razu widzę, że masz co najmniej gorszy dzień, wybacz – skrzywienie zawodowe. Pewnie większość personelu pytała cię już dziś, czy wszystko w porządku. - Mikhail, cześć. Ty tutaj? – zauważyłam wczoraj twoją nieobecność. Wciąż jest nas w Hotynce zbyt mało, by brak jednego uzdrowiciela mógł przejść niezauważony, zwłaszcza, że pacjentów nie brakuje. - Miałam wczoraj jeden ciężki przypadek, przyszedł w środku nocy, ale już jest stabilny. Reszta bez zmian, nie mogę narzekać. – nie przywykłam do tego, że zagadujesz mnie tak po koleżeńsku, jeszcze nie. A chciałabym, jeśli mam być szczera. Bardzo bym chciała móc uśmiechnąć się do ciebie swobodniej, bez obawy, że zaraz jakaś nieprzyjemna odzywka utemperuje przejawy mojej dobrej woli. - A ty… dobrze się czujesz? Nie obraź się, ale nie wyglądasz najlepiej. |
| |
Petersburg, Rosja 31 lat czysta zamożny magomedyk ogólny na Oddziale Pierwszej Pomocy |
Sro Kwi 15 2020, 23:30 | | Czy to w jej głosie, to wyrzut, pretensja? Zostawił wczoraj szpital, oddział, nie mogąc podnieść się z łóżka po piorunującym kacu. Opróżnił jednym haustem szklankę wody, lękając się zerknąć na Zinę, nie umiejąc znaleźć słów wytłumaczenia, usiłując wywietrzyć z głowy wspomnienie alkoholu i nihilistycznego nierozsądku. Praca zawsze była jego azylem, tutaj uciekał od emocji, od poczucia niższości, od chaosu życia prywatnego. A teraz ten chaos zakradł się z nim, podstępnie, także tutaj. Nie umiał strząsnąć go z ramion, ciążył mu nawet po przekroczeniu świętych murów szpitala, błyskawicznie zmieniał się w poczucie winy. Zawsze był idealnym i obowiązkowym doktorem, a teraz po raz pierwszy w życiu opuścił dzień w pracy bez dobrego powodu, zatarł granicę między słabością i profesjonalną perfekcją, stracił swoją zimną tarczę. Tarczę, która umożliwiała mu przybieranie chłodnego i autorytarnego tonu przy koleżance o jakże niemiejskim wykształceniu, nawet wtedy, gdy zdążył już zapomnieć o jej pochodzeniu i zaczął ją podziwiać. Odważył się w końcu zerknąć na Zinę, ale w jej wzroku nie dojrzał nagany, tylko szczere zmartwienie. Zawsze zmartwienie. Wziął głębszy oddech, ramiona opadły mu bezwładnie. -Masz rację, miałem... ciężki tydzień. Poza szpitalem. - przyznał nagle, bezwiednie uciekając wzrokiem. W końcu usiadł na krześle, przysuwając je bliżej biurka Ziny, tak ciepłej i profesjonalnej. Chciałby czasem być jak Zina, nieporuszony (jak to on), ale zarazem ciepły. Teraz opuścił już gardę, stracił swoją zbroję i nie może już ignorować tego ciepła. -Słyszałem, że przejęłaś wczoraj mojego pacjenta. Dziękuję. - nadrabiał dzisiaj, zażenowany, swoje karty. Opuszcza wzrok, a potem znowu podnosi go na Zinę, z wdzięcznością. Spojrzenia zbiegają się, a on nagle skraca dystans i nachyla się, bez zwyczajowego namysłu, bez analizy - po prostu, spontanicznie, muska usta Ziny swoimi, licząc, że tym gestem przeprosi jakoś za lata chłodu, że dzięki temu sam poczuje się lepiej. |
| |
Łaptewka, Rosja 32 lata tęsknica nieznana ubogi magomedyk-specjalista na Oddziale Zatruć i Wypadków Magicznych |
Czw Kwi 16 2020, 20:16 | | - Powiedz mi, co się działo. – proszę cicho i spokojnie, wiedząc, że powiesz. Wiele z bólów człowieka można uleczyć, kiedy pozwoli mu się mówić, nauczyłam się tego przy pierwszych pacjentach. Na wsi brakowało nam wszystkiego oprócz czasu, więc słuchałyśmy, kiedy nie można było zrobić już dla chorych nic innego. I nie trzeba mi za to dziękować. Za troskę, która pojawia się nawet, gdy jej nie chcę i za to, że podeszłam do pacjentów, których musiałeś na jakiś czas opuścić. Zrobiłbyś dla mnie to samo, to niepisane prawo wiąże nas bardziej niż wszystkie kodeksy. Umiem zatrzymać wszystko, nawet oddech i pamięć. Potrafię wycofać się tak głęboko pod skorupę odmowy, że czasem tylko widać, jak błyskają pod nią smutne ciemne oczy. Robię to od trzydziestu lat, żyję w ciszy i izolacji, ale kiedy znika cały obarczający mnie ciężar – to zbyt wiele, temu nie dam rady się oprzeć. Nie każdy rozumie to, jak ciąży mi wieczny smutek, ale to tak, jakby przez całe życie szło się niosąc na plecach worek kamieni zebranych nad rzeką, śliskich i ciężkich. I tylko w takich momentach jak ten można opuścić go na ziemię i wreszcie się wyprostować. Poczułeś kiedyś taką swobodę? Lekkość umysłu, która potrafi stać się wręcz nieznośna, bo nie wiem, jak się z nią zachować. Z poczuciem spokoju i radości znamy się od lat tylko ze słyszenia. Zaskakuje mnie niemal do szoku, kiedy swoim leciutkim pocałunkiem dźwigasz mój smutek w całości. Czujesz, jak wciągam ustami powietrze, zdziwiona, nieprzygotowana. Mam trzydzieści dwa lata, a otrzymane w życiu pocałunki mogłabym policzyć na palcach jednej ręki. Nawet nie zamykam oczu, a nieszczęsne mrugnięcie – jesteś za blisko, czuję jak moje białe rzęsy dotykają twojej skóry, to mnie przeraża – przebija powłokę błogości i przypomina mi, że nie bez powodu trzymam się od mężczyzn z daleka. Odsuwam się nagle, gwałtownie. Najpierw wpatruję się w ciebie ze strachem, szeroko otwartymi oczami, a potem odwracam głowę, zawstydzona i z pierwszym wyrzutem sumienia. Lekkość już opada, już zaczynam za nią tęsknić. Ale nie mogę skazywać cię na koszmarny dzień, nie dla siebie. |
| |
Petersburg, Rosja 31 lat czysta zamożny magomedyk ogólny na Oddziale Pierwszej Pomocy |
Sob Kwi 25 2020, 05:02 | | Powiedz, co się dzieje.Nosił w sercu koszmarny sekret swojego brata-nie-brata jak kamień, ciążący mu coraz bardziej, a alkohol nie potrafił zagłuszyć ani nerwowego pobudzenia ani narastającego smutku. Rozchylił usta, spoglądając na Zinę jakoś uważniej - uświadamiając sobie, że i w jej oczach często (zawsze?) widać melancholię, że i ona niesie ze sobą jakieś brzemię, o którym nigdy nie opowiadała. A zarazem potrafiła być łagodna, współczująca, anielsko cierpliwa. Wysłuchałaby go, nie wątpił w to. Przez moment igrał z pokusą wyrzucenia z siebie rodzinnej tajemnicy, rozczulenia się nad samym sobą, przyjęcia pocieszenia. Po sekundzie zacisnął usta i opuścił głowę, stłumiając straszne słowa zanim zdążyły wybrzmieć. To nie tylko jego tajemnica, to kompromitacja wszystkich Abramovów (a tak się składa, że przyszłość rodziny to on), to kompromitacja jego samego jako rozsądnego lekarza. Wstyd ścisnął mu serce, gdy pryzpomniał sobie ich niedawną rozmowę o przyłożnikach i innych mitycznych istotach - własną zarozumiałość, otwartość Ziny na świat. Nie wyśmiałaby go, chyba nie, nie była okrutna i nie wyobrażał jej sobie jako jednej z tych kobiet, których ulubionym zwrotem jest "a nie mówiłam?". Ale wystarczyło, że sam miał ochotę się z siebie śmiać, nie umiejąc sobie poradzić w świecie, który nagle stał się irracjonalny. -Nie mogę powiedzieć. - odparł cicho. Zamiast milczeć wyniośle, wyrzucił z siebie chociaż część prawdy. A potem zdecydował się na szukanie pocieszenia w dotyku, nie w słowach. Wyczuł jej zaskoczenie, ale dziwnie ośmielony, nie przerwał pocałunku - tak, jakby przyciągała go do niej niewidzialna siła, a nie tylko szczera sympatia. Czas się nagle zatrzymał, Mikhail zamknął oczy i czuł tylko rzęsy Ziny, trzepoczące niczym skrzydełka motyla, oraz szybkie bicie własnego serca. Aż odsunęła się, nagle, niespodziewanie. Podniósł na nią wzrok, ku swojemu rozczarowaniu zobaczył wstyd i przerażenie, i sam odczuł wstyd - i smutek i rozdzierającą serce gorycz. Pocieszenie nie nadeszło, a Misza nagle odczuł nienawiść do samego siebie, poczucie winy za ten egoizm i za postawienie w nieodpowiedniej sytuacji własnej koleżanki z pracy, przyjaciółki. Jak mógł tak źle zinterpretować sytuację?! -P...rzepraszam, to było nieodpowiednie, ja... - słowa więzną mu w gardle, chce być odpowiedzialnym i twardym mężczyzną, ale nagle ma ochotę się rozpłakać. Życie jest okropne i smutne i beznadziejne - wydawało mu się takie już odkąd poznał sekret Lva, ale teraz ta beznadzieja uderza zw niego z całą mocą. To nie dramat rodziny Abramovów powinien spędzać mu sen z powiek. To cały świat jest bez sensu. |
| |
Łaptewka, Rosja 32 lata tęsknica nieznana ubogi magomedyk-specjalista na Oddziale Zatruć i Wypadków Magicznych |
Nie Kwi 26 2020, 01:42 | | Muszę uciekać. Mam wrażenie, że wszystko wokół mnie się pali, historie pacjentów, niepotrzebne papierki, rysunki dzieci lekarzy z oddziału, cała Hotynka, cały Petersburg, cała Rosja. Wszystko. Muszę coś zrobić, cokolwiek, ale wciąż jestem zbyt oszołomiona, by poruszyć choćby ręką. Nic nie mówię. Nie wiem, jeszcze nie wiem nic – dlaczego to zrobiłeś, kiedy smutek dopadnie mnie z powrotem, czy ty już go czujesz. Ja też mam koszmarne tajemnice, nie przestraszyłbyś mnie żadnymi słowami. Tylko po mnie nic nie widać, trzeba naprawdę zbliżyć się tak, że już bardziej nie da rady, a i tak bez wyjaśnienia będziesz tylko bardziej zagubiony. Gdyby nie to, że jestem niemal nieprzytomna po tym, co zaszło (słowo pocałunek z trudem przechodzi nawet przez myśl), chyba chciałabym się roześmiać. Pamiętasz, co było jeszcze kilka lat temu? Nie chciałeś się do mnie odzywać, jeśli nie zajmowaliśmy się tym samym pacjentem. A przed kilkoma tygodniami? Zapierałeś się, że świat jest zupełnie wolny od nieludzi, a stara magia zamknięta w ciałach do złudzenia przypominających te, które studiowaliśmy na uniwersytecie, by teraz leczyć, to nic więcej od wymysłów ludzi głupich i ograniczonych. Wychodzi na to, że nieświadomie utknąłeś między dwojgiem zmyślonych bytów, a chociaż nie powinno nas wcale być w twoim świecie, tkwimy tu, coraz bliżej ciebie. Czujesz się osaczony? Ja czuję, że chyba powinnam ci się wytłumaczyć. Wydawałam ci się taka dobra, prawda? A dobroć nie bywa skomplikowana, tylko trudno w nią uwierzyć. Nie wiem, czy dobrze nazywasz sobie w wyobraźni mój charakter. Może z dobrocią mylisz tylko prostotę, jaką wyniosłam z Łaptewki. Tam, w głębi syberyjskiej pustki, mało co może zepsuć człowieka, ale może za kilka, kilkanaście lat, będę taka jak wszyscy tutaj. Może zapomnę stare życie, a ty bezpowrotnie stracisz szansę, że coś przed tobą usprawiedliwię. Moją ucieczkę, milczenie, a oprócz nich znajdzie się jeszcze sporo innych rzeczy. Ale nawet teraz nic nie mówię, tylko jedna myśl kołacze się po głowie, wymyka się aż do ust i chce wyrwać się na wolność, do ciebie. Pocałuj mnie jeszcze.Muszę się opanować. Ja przecież taka nie jestem, powinnam zachowywać się inaczej. Upomnieć, byś nie przepraszał, zachęcić do zrzucenia swojego ciężaru. Ja jestem przyzwyczajona do dźwigania, mam więcej siły niż się zdaje. Może nawet więcej niż ty sądzisz, że masz. Ale nie udaje mi się. Jeszcze nie mogę zapomnieć, po prostu udać że nic się nie stało. Pocałuj mnie jeszcze. |
| |
Petersburg, Rosja 31 lat czysta zamożny magomedyk ogólny na Oddziale Pierwszej Pomocy |
Nie Cze 14 2020, 07:19 | | Zina nie odpowiada. Nie ucieka, nie uspokaja go (swoim irytującym zwyczajem), nie krzyczy, nie marszczy nawet brwi. Tylko na niego patrzy, tak... dziwnie i milczy. Choć Mikhail nie był swoim starszym bratem, to miał już trochę do czynienia z kobietami. Choć nie potrafił okazywać uczuć, choćby bezlitośnie ignorując nową i atrakcyjną pracownicę szpitala, to potrafił powiedzieć, kiedy kobiecie spodobał się pocałunek. Jeszcze niedawno, podczas rozmowy o przyłożnikach, zdawało mu się nawet, że pomimo falstartu na początku relacji, Zina go lubi. A przynajmniej rozumie. Może i teraz by zrozumiała, może jej jednej mógłby przyznać się do upokarzającego błędu. Pamiętasz, jak mówiłem, że przyłożnicy nie istnieją? Nie śmiej się (nie śmiałaby się, nie ona. Była na to zbyt miła, onieśmielająco wręcz dobra) ale myliłem się, koszmarnie się myliłem.Może. Ale już nie mógł się przyznać, bo już wszystko zepsuł. Teraz i na zawsze. Przemocą pocałował swoją współpracownicę, niewinną kobietę, która wcale tego nie chciała - a tak przynajmniej myślał w tej chwili Mikhail. Nie dostrzegł upojenia, ani pragnienia, ani nawet poczucia winy na twarzy Ziny. Nie dostrzegłby ich, nawet gdyby miała je wypisane na czole. Choć doktor Petrova była prostolinijna, to on nigdy nie pojmował jej prostoty, a zwłaszcza teraz. Nigdy nie podejrzewałby jej też o bycie kolejnym w jego życiu wybrykiem natury, o nadnaturalne moce, o bycie przyczyną jego obecnych wyrzutów sumienia. Nie wiedział, że to pocałunek wykrzywił na moment jego postrzeganie świata, jego postrzeganie samego siebie, jego interpretację obecnej sytuacji. A interpretował ją tak: on, opanowany zazwyczaj doktor Mikhail Abramov, nadużył zaufania pomocnej współpracownicy, całkowicie błędnie zinterpretował łączącą ich relację, zachował się koszmarnie i egoistycznie, w imię chwilowej przyjemności skazał Zinę na koszmarną niezręczność w miejscu pracy, zgwałcił wszystkie normy poprawności. Był jeszcze gorszy od swojego brata. Wszystko było okropne. -Przepraszam... - powtórzył, zrywając się z krzesła. Uciec, chciał uciec. Nigdy tu nie wracać. Rzucić się z Newy. -Jeśli zechcesz... zrozumiem, jeśli... - jeśli już nigdy nie chcesz mnie widzieć, jeśli chcesz donieść dyrektorowi... Głos uwiązł mu jednak w gardle, a nogi same pchnęły go w stronę drzwi. Jeszcze bardziej zrozpaczonego niż pacjentów, z którymi Zina już miała do czynienia. Nigdy nie całowała w końcu kogoś, kto już przed pocałunkiem był na krawędzi. |
| |
Łaptewka, Rosja 32 lata tęsknica nieznana ubogi magomedyk-specjalista na Oddziale Zatruć i Wypadków Magicznych |
Sro Lip 01 2020, 19:18 | | To już koniec. Zrozumiałeś swoją pomyłkę, a ja nie mogłam jej zapobiec. Nie dałeś mi czasu, ale to nie twoja wina. Prawie nie stało się nic. Szpital codziennie widzi i słyszy bardziej skandaliczne rzeczy; uzdrowicielskie szaty nie robią z nas wyjątków, które patrzą na wszystko z góry. Dyżurki z wyszczerbionymi filiżankami i wysłużonymi wersalkami były cichymi świadkami naprawdę odważnych romansów. Anton wspominał mi o kilku, nie wiem, kto informowałby personel szpitala o tym, co naprawdę w Hotynce ważne gdyby nie Gorodecki. Nawet do syberyjskiej lecznicy ludzie przynosili bardziej szokujące historie niż krótki, delikatny pocałunek dwojga dorosłych ludzi. Pamiętam, że z niektórych podśmiewałam się jako dziecko. Teraz także się śmieję, chociaż nie powinnam. Czasami musimy chodzić wokół ludzi na palcach, uważając, by przypadkiem ich nie urazić, nie przestraszyć, nie zniechęcić do siebie, bo ponosimy za nich odpowiedzialność. Chyba zbyt wiele z relacji z pacjentami przenosimy na to, jak współistniejemy ze sobą. A być może tylko ja tak robię, bo nie mam już pomysłu, jak postępować inaczej. Śmieję się nieśmiało, delikatnie, nic nie poradzę, że twoja reakcja jakoś dziwnie mnie rozczula. - Nie przepraszaj mnie, Mikhail. Nie zrobiłeś nic złego.Właściwie to przecież powinnam czuć się zupełnie inaczej. Powinnam uznać to za pochlebstwo, że zwróciłeś na mnie uwagę, że spodobałam ci się nawet pośrodku bałaganu, w byle jakiej szacie uzdrowiciela, z niedbale związanymi włosami. Rano jeszcze się jakoś trzymają, ale w ciągu dnia zawsze wypadnie kilka kosmyków i nierzadko wyglądam jak naprędce złożony snop siana. - Porozmawiamy o tym. Kiedyś, jeśli zechcesz, ale myślę, że tu i teraz to niedobre okoliczności.Wiesz, nigdy nie mam wyboru – czy wpłynę na kogoś i przekażę mu swój smutek, czy nie. To niebezpiecznie i potworne. Mogę udawać, że mam pod kontrolą wszystko, w pracy mogę być oazą spokoju i opanowania, ale nigdy nie wiem, czy ktoś nie wpadnie w moją pułapkę. Kiedyś, gdy byłam młoda i mało wiedziałam o swojej naturze, było jeszcze gorzej, ale obecny stan to wciąż za mało, bym mogła poczuć się pewnie. Muszę to przemyśleć. Ostatnio zdradziłam swój sekret zbyt lekko, właściwie przypadkiem. Ty chyba nań zasłużyłeś, choć także bezwiednie. Chciałabym jednak, byś wiedział – gdybym choć raz mogła mieć wybór, chciałabym żebyś akurat i akurat dziś mógł odejść stąd wolny od mojego przekleństwa. - Przepraszam cię. Będzie lepiej, jeśli już pójdę. – wiem, jak to brzmi. Wygląda, jakbym uciekała, nie mogąc zostać z tobą dłużej. Zdaję sobie z tego sprawę i głupio mi, że tak wychodzi, ale nie ma innego sposobu. Któreś z nas musi po prostu wyjść, spróbować znaleźć na zewnątrz odrobinę normalności, pośpiechu, problemów. Wstaję, odłożywszy wypisane dla uzdrowiciela z tego oddziału dokumenty i mijając się, dotykam twojego ramienia. Pamiętaj, nie zrobiłeś nic złego. |
| |
| | |
| |
|