|
|
|
|
|
Czw Kwi 16 2020, 11:15 | | Salon Wspólny To serce Cafe Hylaea, w którym kończy się niemal każdy nakrapiany, ale i nie tylko, wieczór rodziny tworzonej przez stałych bywalców tego sławnego w całym mieście baru. Jest dokładnie tak przytulny jak przystało na z sercem urządzony salon. W kominku zawsze tli się ogień, ogrzewając bijącym od niego ciepłem całe pomieszczenie. W jego pobliżu ustawiono granatowe fotele, a na podłodze położona miękki szmaragdowy dywan. Jedną ze ścian zajmują w całości regały, które gromadzą książki, tomiki poezji i eseje najznamienitszych pisarzy, poetów i erudytów związanych z tym miejscem. Z pewnością każdy znajdzie na tych półkach coś dla siebie. Na ścianach wisi kilka obrazów namalowanych przez samego Rotislava, utrzymane przede wszystkim w nieco surrealistycznym stylu, nierzadko przedstawiające nie do końca kształtne wariacje na temat ich towarzystwa stolikowego. W jednym kącie znajduje się ogromna poduszka służąca za bardzo wygodny fotel, można się w nim zatopić niemal po szyję, otulając się jednym z leżących nieopodal koców. Okna salonu z kolei wychodzą na Plac Teatralny, a wieczorami do środka wpada mgliste światło latarni, a jego przytłumiony charakter wzmaga atmosferę rodzinnego rozluźnienia i lenistwa. |
| |
Petersburg, Rosja 31 lat wieszczy ¾ przeciętny astrolog i wróżbitka |
Pon Kwi 27 2020, 23:09 | | 09.01.1998 Wiecie co jest dziewiątego? Nic, ale Rozalii nic to nie zmienia, by chodzić po całym terenie Cafe Hylaea sprawdzając, czy wszystkie powierzchnie są aby idealnie wypolerowane. Każdy wiedział, że jeśli ktoś dba o błysk tutejszych (i wszystkich innych) stolików, to właśnie panna Arefyeva. Niczym mantrę śpiewała ,,Non, je ne regrette rien'' oddając się sprawdzeniu każdego skrawka drewnianego blatu. Dzierżyła w dłoni najzwyklejszą ścierkę, zaś opuszkami palców sprawdzała, czy aby nic nie pozostało na polerowanym z dziesięć razy stoliku. Kto zapłaci za stolarza, który ponownie zalakieruje owe drewno? Na pewno nie Roza, szykujcie się więc kochani! Nie mniej, stolik był idealnie gładki i lśniący, nawet jeśli po sprawdzeniu zostały drobne odciski palców... więc musiała ponownie wszystko wypolerować. Nie narzekała, było to przecież najprzyjemniejsze zadanie na świecie! Cieszyła się wręcz, gdy niektórzy goście opuszczali salon, aby wreszcie mogła zadbać o kolejne meble, skoro tych w mieszkanku jej powoli brakowało. - C'est payé, balayé, oublié! - Każdy, kto miał przyjemność obserwować wieszczkę w pracy, mógł być niemalże pod wrażeniem pasji, jaką było tak banalne zadanie. Na piegowatej twarzyczce rysowało się skupienie wyrażone w zmarszczonych brwiach, ramiona delikatnie poruszały się w rytm niesłyszalnej melodii, zaś powieki co kilka chwil zamykały się wraz z westchnięciami przyjemności, jaką przynosiło śpiewanie francuskich piosenek. To także nie stanowiło zagadki, iż Rozalia to największa fanka Francji! Nikt tak pięknie nie wypowiadał się o tym kraju, jak właśnie kobietka, która nigdy nie stanęła na jego terytorium. Może właśnie dlatego miała o nim tak dobre mniemanie? Podniosła dłoń ze ściereczką w górę, dalej klęcząc przy stoliku kawowym, jednak w tym subtelnym geście ukryta była gracja godna baletnicy. Przymknęła oczy, udając się wprost na scenę obok Edith Piaf, aby unieść głowię i pięknym, choć wyższym głosem niż w oryginale, zaśpiewać na cały salon. - Aujourd'hui, ça commence avec toi! |
| |
Archangielsk, Rosja 24 lata ¾ zamożny malarka i studentka kursu sztuk magicznych (III rok) |
Wto Kwi 28 2020, 00:11 | | Niczego nie żałuję.Podnieś głowę, Rita, to o tobie. Chyba. Idziesz w końcu przez życie zdeterminowana, by sprawiać wrażenie, że wszystko się udało, wszystko zaplanowałaś, a z błędów, jakie ci się zdarzyły decydujesz się tylko śmiać. Skoro cała jesteś zmyślona, czemu nie uczynić się na dziś rzewnie rozbawioną narrator tej starej piosenki? Książka, którą z sobą wzięłaś na wypadek braku innego towarzystwa, i tak już cię zawiodła, więcej niż raz w ciągu niecałej godziny. Słowo pisane nie może konkurować z mówionym, a do śpiewanego to już mu tak daleko, że gołym okiem się nie dojrzy. Przestałaś czytać. Z torebki wydobyłaś piórko i butelkę czerwonego tuszu, kobieta, szczególnie taka jak ty, która może być kobiet tysiącem, może mieć w torebce takie rzeczy i mnóstwo innych, dziwniejszych, niepotrzebnych, nieprzyzwoitych, niedozwolonych. Takie artystyczne pomoce to nic złego, a tutaj – tutaj właściwie nie powinny nawet dziwić. Usadowiona w cieple, najbliżej kominka, na wewnętrznej stronie okładki książki, zaczęłaś kręcić stalówką linie, które zobaczyłaś w ogniu. Skoro literatura zawarta między okładkami była bezwartościowa, upiększysz chociaż tę książkę swoim zapatrzeniem. Na grubym papierze powstaje niespokojna plątanina, nie wiesz, czy to jeszcze cień płomieni, jakie masz przed sobą czy już pióra albo ciernie. Ładnie śpiewała. Nie podnosisz głowy, zagubiona wciąż w swoim atramentowym gąszczu, ale słyszysz wyraźnie w pustawym salonie, że akcentuje poprawnie, śpiewa czysto. R jej wychodzi, ślicznie, bez wysiłku. Nucisz razem z nią, wpół świadoma, że melodia cię dosięgła i porwała. Wyglądasz z gęstwiny kresek dopiero, kiedy piosenka się kończy. Za wcześnie, chciałabyś jeszcze melodii i kilu ładnych gardłowych „r”. Podnosisz głowę, a potem dźwigasz rozleniwione powieki, by z odrobiną czujności kota rozbudzonego z drzemki, zlokalizować śpiewaczkę. Poleruje stoliki o kilkanaście kroków od ciebie. Mrużysz oczy, potem wzdychasz ciężko i je zamykasz, najpierw zielone, a potem niebieskie. - Wariatka.Może jednak lepiej ci będzie w ukryciu swoich krętych bazgrołów, kochanie. |
| |
Petersburg, Rosja 31 lat wieszczy ¾ przeciętny astrolog i wróżbitka |
Wto Kwi 28 2020, 00:47 | | Nijak nie była zainteresowana osobą Rity, oddając się tak późną porą ulubionemu zajęciu. Całą uwagę zmęczonego umysłu oddawała w ramiona skupienia i celności. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, dlaczego tak bardzo lubiła drobny błysk mebli, podczas gdy była z goła bałaganiarą. Przecież jedynym uporządkowanym miejscem w jej świecie było stanowisko pracy. Sosnowy bal na pięknych grubych nogach, zdobionych lekkimi zarysowaniami czasu. Do tego dwa krzesła i wszystko wokół nich jak stara lampa z zardzewiałym stelażem. Karty. Kula. Jeszcze jedne karty i łokcie Rozalii, zawsze spoczywające w lekkich zagłębieniach blatu. Tylko to było rozplanowane w codziennym rozgardiaszu myśli, jakie spływały w trakcie teraźniejszej egzystencji. Przyszłość była równie nieuporządkowana, choć składała się w logiczną całość, właśnie dzięki niej. Szkoda, że wszystko poza tym było niczym letni powiew, ulotne, ciepłe, niezrozumiałe. Sama Roza nie do końca rozumiała to, co się z nią działo, dlaczego zatracała się w myślach i kiedy się to dzieje. Jej świadomość nie nadążała nad lekką niczym piórko podświadomością, zatracającą się w pięknie otaczającego świata. Biegła pośród traw rosyjskich łąk, chwilę później odwiedzając znany ze zdjęć Luwr. Szybowała w cieple gęstego nurtu powietrza, po chwili będąc pod wodą z ławicą skrzydlic. Trafnym było określenie wolność. Była wolna, nikłym było przywiązanie do jej ciała, podczas gdy całość konstrukcji tworzył silny, acz zbyt skomplikowany do odtworzenia szkielet emocji, wspomnień, pragnień i umiejętności. Choć, Rozalia potrafiła pokusić się o myśl, że wszystko sprowadza się do tego kim była. Jaki dar otrzymała od surowego, acz sprawiedliwego losu. Zachichotała. Wariatka. Tak, Rito, miło mi Cię poznać! - Je me fous du passé! - Odpowiedziała, dopiero po sekundzie otwierając pokryte złotym cieniem powieki, które niczym najdroższa biżuteria, zdobiły błękitne, przenikliwe spojrzenie. Była uśmiechnięta, w ten swój dziecinny, odrobinę abstrakcyjny sposób. Nie chowała urazy za owe słowa, wręcz przeciwnie, przecież nic ją to nie obchodziło. Wstała bez podpierania się rękoma, które teraz spoczęły na związanych włosach. Lepiej czuła się w czarnej pelerynie kudłów, otaczającej blade lico, choć sprawiało to wrażenie upiorności. Podeszła te kilka kroków do Rity, siadając naprzeciwko niej. Kościste ręce spoczęły na podłokietnikach fotela, zaś spokojny, pełen ogników radości wzrok spoczął na znajomej twarzy. - Lubię Edith, za te słowa. Pozwalają wyzbyć się wszystkich negatywnych emocji. Rozluźnić i poczuć wewnętrzną siłę. - Panno Arefyevo! Cóż za mądre, dobre składniowo zdanie w pani wykonaniu! Nawet nie wtrąciła ani jednego słówka po francusku! Sukces, czy moralny kompas wskazujący na piękną twarz pani Rosenzweig? Balayés les amours, avec leurs trémolos. |
| |
Archangielsk, Rosja 24 lata ¾ zamożny malarka i studentka kursu sztuk magicznych (III rok) |
Czw Kwi 30 2020, 23:25 | | - Mhm. – uśmiechasz się delikatnie, ociągając z nawiązaniem kontaktu wzrokowego. Jak matka, zajęta robótką, książką albo zmartwieniami, której uwagi dopomina się hałaśliwy dzieciak. W końcu zawieszasz w powietrzu stalówkę noszącą ciemne ślady tuszu i spoglądasz na siedzisko zajęte przez wariatkę. Potem na twarz wariatki, która okazuje się ładna, znajoma, pełna emocji. Doskonała do portretowania. – Słowa to tylko pozory i półśrodki. – wygłaszasz z denerwującą pobłażliwością. Co cię tak rozsierdziło, ptaszyno? Czemu nagle stroszysz piórka, złościsz się, że ten radośnie ćwierkający słowiczek śpiewa ładniej od ciebie? Nic straconego, ty za to masz po stokroć piękniejsze piórka. Mierzi się, że nie rozumiesz tych rzekomo życiodajnych słów, może dlatego jesteś wobec nich krytyczna. Powiedzieć można wszystko, gdy poznawałyście się miesiąc temu mogłabyś tej kobiecie powiedzieć, że jesteś zaginiona carewna Anastazja. Nie chcesz odbierać im znaczenia, ale słowa nic nie dają. Potrafią tylko zabrać mówiącemu fragment muru, którym zabezpiecza się przed światem. Póki milczysz, i ty jesteś bezpieczna i wszyscy inni, nikogo nie wciągasz do swej sieci. Jeśli kłamiesz, inni wpadają w pułapki, ale tobie nadal nic nie grozi. Jeśli mówisz prawdę, to ty przepadasz. Towarzysząca ci mimo woli wariatka była nawet urocza w swej niepohamowanej radości. Czasem ty także ją przejawiasz, ale by tak się zdarzyło musi przypadać jakieś święto. Zwykle czujesz się zbyt poważnie i staro, może to Miszka tak na ciebie wpływa. Możesz zmienić wygląd, by upodobnić się do każdego, ale jeśli chodzi o poetę-myśliciela Rosenzweiga – na nim warto wzorować umysł, nie ciało, choć nawet obiektywnie nie brak mu urody. Wiesz, wielokrotnie przenosiłaś go na płótno, znasz go całego na pamięć. Ludzie są o tyle wygodni, że mogłabyś ich zapamiętać. Zostają tacy sami przez większość życia, przynajmniej na zewnątrz. Jakie to musi być potwornie nudne; może dlatego ty siedzisz w miejscu, już elegancko zmęczona, a tę drugą roznosi po całym pokoju. |
| |
Petersburg, Rosja 31 lat wieszczy ¾ przeciętny astrolog i wróżbitka |
Sob Maj 02 2020, 15:02 | | Na ustach cały czas towarzyszył jej ten sam, lekko rozbawiony, lekko zawadiacki uśmiech wiecznej nastolatki. Mogłaby grać w ''Słodkich Zmartwieniach'', byłaby idealnie pruderyjną, przesłodzoną i zepsutą nastolatką. Choć, do tego ostatniego brakowało jej solidnej, życiowej porażki. Takową mogłaby przeżyć jako bohaterka ''Fear'', może nawet chciałaby wreszcie poczuć coś prawdziwie ograniczającego, bolesnego. Byłaby bliżej ludzi, bliżej tego, z czym pragnie walczyć. Cóż to za walka Rozalio, gdy nie znasz wroga? - Niektórych fraz nie da się wypowiedzieć prawdziwie, gdy nie odczuwa się właściwych emocji. - Wydobyła krótki, stłumiony chichot z ust, które teraz rozszerzyły się w jeszcze szerszym uśmiechu. Paroles, paroles. Może rzeczywiście nie dostrzegała płytkości wypowiadanych słów, skoro była ślepo zapatrzona w dobre intencje? Wierzyła w nie, powtarzając niczym mantrę, że ludzie nie są źli. Ludzie są zagubieni, ludzie się niezrozumiani, ale nie kierują się złem. Mówią to, co jest dobre, bo przecież jak mogą chcieć kłamać? Kłamią Kochana, ale jeszcze w swoim trzydziestoletnim życiu tego nie doświadczyłaś. Przesunęła spojrzenie na ogień, który niemalże przyciągał obłąkaną część jej umysłu, który teraz tlił się znikomą ilością bodźców. Zbyt cicho, zbyt spokojnie. To sprowadza myśli i wspomnienia, które wypływają mglistą poświatą na błękitne niczym kaukaskie niebo tęczówki. Wstrzymała oddech, zaś wszelkie zarysowania mimiki złagodniały, tworząc na mlecznej skórze pokerowy brak emocji. Uderzyły w nią wspomnienia i wizje, które tak często powracały, jak często nie otaczała się silnymi bodźcami. Czuła się w tym zgubiona, choć to właśnie nader głośny gwar powinien prowadzić do obłąkania, zlęknięcia i zagubienia we własnych myślach. Z wróżbitką było inaczej, bowiem gwar i nadmiar emocji pozwalał jej uciec do bombardowania przeszłością oraz przyszłością, które jaskrawymi niczym pióra rajskiego ptactwa kusiły, wewnątrz skrywając przebrzydłe zamiary sępa. - Co rysujesz? - Zapytała, pozwalając promienności powrócić powrócić wraz z głębszym oddechem. Rozszerzone powieki okryły kilkukrotnie oczy, rozganiając mglistą poświatę zamyślenia, zaś ramiona rozluźniły się, skłaniają kobietę do lekkiego zsunięcia się w objęcia fotela. W całej tej postawie była niczym dziecko, zaciekawione, przepełnione iskierkami rozbawienia i fascynacji. Kobieta na przeciwko zaczynała ją fascynować, bo choć była piękna, to coś mówiło Rozalii, że Rita nie dostanie od starej wiedźmy jabłka. |
| |
Archangielsk, Rosja 24 lata ¾ zamożny malarka i studentka kursu sztuk magicznych (III rok) |
Czw Maj 07 2020, 22:40 | | - Niektórzy dużo mówią, kiedy nie potrafią wystarczająco czuć. – serwujesz sentencję, której chyba nawet twój Miszka by się nie powstydził. Musisz mu ją koniecznie powtórzyć, jeśli nie zapomnisz jej przed wyjściem. Słowa często cię zawodzą, dlatego wbrew pozorom nie mówisz zbyt dużo. Owszem, bywa, że paszcza kłapie ci jak najęta, ale to nie ma znaczenia. To tylko półśrodek, więc w naprawdę ważnych momentach potrafisz nieugięcie milczeć. Najpierw karmisz zmysły tym, co jest wokół, szukasz wszystkiego, co chcesz zabrać dla siebie, a potem dopiero skazujesz siebie samą i wszystkich na słuchanie twego głosu. - Gąszcz. – odpowiadasz po krótkiej chwili namysłu, choć kiedy już słowo wzbiera ci w ustach, wybrzmiewa z czysto matczyną dumą. Często zdarza się, że ręce ci uciekają, by kreślić po papierze wzory, nad którymi wcale się nie zastanawiasz. To naturalny stan, palce artysty nie cierpią bezruchu. Umysł artysty nie zna ciszy nawet jeśli trwa się przez cały dzień bez słowa. Może dlatego głośne manifestacje, huczne okrzyki, piękne gardłowe „r” nie są ci potrzebne by żyć pełnią życia, co, Rita? - A ty co właściwie robiłaś… przedtem? – oto rzadki przejaw zwyczajnej ciekawości; nie ma w niej żadnej inspiracji, artystycznego pragnienia, nie czujesz się dziś zachłanna. Zwykle to ty jesteś dyżurną wariatką (wróć, ekscentryczką) w towarzystwie, ale dziś uznajesz, że dwóch walniętych kobiet nie wytrzyma nawet Cafe Hylaea. Może ona jest z innego sortu artystów, nowego, który nie wie do końca, co idzie mu najlepiej więc robi dziwactwa i nazywa je, jakże nowocześnie, performance. Właściwie nikogo stąd nie znasz jeszcze naprawdę, a oni nie znają ciebie. Nie jesteś tu jak w domu, chociaż piórka swoje stroszysz, zajmujesz najlepsze miejsca, wypowiadasz się, jeśli uznasz za stosowne, nawet, zwłaszcza niepytana. Nobody puts Baby in a corner. |
| |
Petersburg, Rosja 31 lat wieszczy ¾ przeciętny astrolog i wróżbitka |
Pią Maj 08 2020, 13:42 | | Miała lekko zagubione spojrzenie słysząc obydwie odpowiedzi kobiety. Milczała, jakby nagle cała dziecięca radość uleciała, choć tak naprawdę przycichła. Cisza przed burzą, błysk i odliczanie do grzmotu. Gąszcz. Jak wygląda gąszcz Rozalio? Jak Ty sobie go wyobrażasz? Widziała oczyma trawę. Długą, soczyście zieloną, pokrytą rosą. Widziała krzew, pełen czerwonych owoców dzikiej róży. Widziała też burzę włosów z wizji, która rozpościerała się na bladych plecach rusałki. Gąszcz musi być piękny. Zresztą, co dla Rozy nie jest piękne? Przecież wszystko na świecie jest pociągnięte boską ręką, nie wiedziała jeszcze jakiego ''boga'', z zadnym się nie utożsamiała, żadnego nie uznawała, ale czuła pewną jedność z ponadwymiarowym rozumieniem istoty życia. Świat był zbyt składny i zbyt nieokrzesany jednocześnie, by powstać sam przez się. - Co robiłam, co robiłam. - Powtórzyła na głos, jakby ta wiedza nagle uleciała z szalonego umysłu. Robiła tyle rzeczy jednocześnie, oddawała się w czeluście wspomnień, ciepło kominka, otulenie słowami Edith. Nie wiedziała co robiła, a jednocześnie wiedziała. Robiła dużo, zbyt dużo by w pierwszej chwili o wszystkim pamiętać. Co robiła.- Wycierałam stolik, faktura tych mebli jest szczególnie podatna na odciski. - Odpowiedziała, jakby nagle wróciło do niej pytanie kobiety w innej formie. Może po prostu przypomniała sobie cóż naprawdę czyniła, może nagle zrozumiała sens tych słów. Na spokojnej twarzy pojawił się nagle szerszy uśmiech. Niczym w kalejdoskopie emocjonalnym, teraz trafiło ją znów szczęście. Szczerze szczęście. Bez powodu, bez większych czy mniejszych rozmyśleń. Niewiele brakowało do śmiechu. Czy to już śmiech szaleństwa? Czy ona naprawdę była szalona? - Chcesz babkę jabłkową? - Oczywiście takowej musiał być zapas wszędzie; w jej mieszkaniu, w Cafe Hylaea, w mieszkaniu jej rodziców i prawdopodobnie u połowy jej znajomych. Przez te wszystkie lata nadal jej się nie znudziła, choć w istocie większość ludzi po trzydziestu latach niemal codziennego jedzenia jednej rzeczy, wreszcie mieliby jej dość. Tak, zdecydowanie była szalona, ale babka jabłkowa była tego warta. |
| |
Archangielsk, Rosja 24 lata ¾ zamożny malarka i studentka kursu sztuk magicznych (III rok) |
Czw Maj 14 2020, 01:14 | | Co to jest gąszcz? Wszystko. Nic konkretnego. Jeśli już mowa o słowach, lubisz właśnie takie, których znaczenie często zależy od rozmówcy, a z momentem, w którym wybrzmią mogłyby popaść w niebyt i nikt by za nimi nie zatęsknił. Słowa-kameleony, słowa-Margarity. Tutaj każdy może zniknąć. Tobie wystarczyła odrobina szczęścia, portrecik nakreślony węglem w półcieniu i oparach mieszanki alkoholowej, kilka rozmów, jedno lub dwa wspomnienia i już – trafiłaś do Hylaea. Możesz sobie tutaj kreślić gąszcze całymi dniami, zamykać w labiryncie linii dziobate, pierzaste, ostre struktury, chłonąć miękkość fotela, cieszyć się ciepłem ognia z kominka i zasypiać w płytkie, kocie drzemki w rytm szumu odległych rozmów. Najgorsze, co może ci się przydarzyć to ktoś polerujący powierzchnie stolików tuż obok ciebie. - To dla ciebie takie ważne? – byłabyś w stanie ją zrozumieć, wszak sama bywasz perfekcjonistką. Kiedy upatrzysz sobie coś, musisz dostać to dokładnie w formie, o jakiej zamarzyłaś w chwili najwyższej egzaltacji. A jeśli spotka cię zawód, cóż – najpiękniejsze dzieła powstają z inspiracji smutkiem i rozczarowaniem. Ludzie malują sobie światy, do których tęsknili i których nadzieją potrafią karmić się nawet latami. Ty jesteś jeszcze na to za młoda, musisz dostarczać swej fizycznej formie prawdziwe jedzenie. W brzuchu burczy ci na samo wspomnienie o babce jabłkowej. Wyobrażasz sobie, jak faktura miękkiego ciasta zmienia się na języku, a wraz z nią w ustach rozpływa się smak – najpierw nieco mętny, przytłumiona mąką słodycz, ale te jabłka… w sam raz, lubisz, gdy przychodzi sezon na renety. W twoim domu pachnie wtedy cynamonem przez całą dobę. - Chcę. – monarchinie też muszą jeść, zwłaszcza jeżeli pojawią się gdzieś incognito i trzeba zachować pozory, Boże uchowaj, jeszcze zachowywać się przyjaźnie. Układasz więc usta w przyjazny, łakomy uśmiech i czekasz, aż Roza wydobędzie skądś łakoć dla ciebie. Nie będzie lepsza niż Daszeńki, co do tego już teraz nie masz wątpliwości. Twój apetyt na słodycze nie osłabł ani trochę od czasów dzieciństwa, kiedy Daszeńce nie wszystko jeszcze wychodziło. To z nerwów, stałe narzekania królowej-matki i brygady jej mężów świętego wyprowadziłyby z równowagi, a ty, słoneczko, najsłodszym dziecięciem na ziemi także bywałaś rzadko. |
| |
Petersburg, Rosja 31 lat wieszczy ¾ przeciętny astrolog i wróżbitka |
Sob Maj 16 2020, 12:25 | | Paroles, paroles, paroles. Hołdujemy im, podkreślamy znaczenie, powtarzamy i wspominamy, zabierając naturalną ulotność. Cytaty, piosenki, Dalida ma rację, choć pierwszy raz nie chce tego przyznać. Szaleństwo. Kiełkujące szaleństwo i infantylność, tak naturalna, że niemalże przerysowana. Wiedziała jak ludzie reagują na zajęcie, które zdawało się być przecież normalnym. Każdy ma swoje manie, kształtują odmienność, która pociągała za struny zainteresowania Rozalii. Pragnęła poznawać, badać i zapamiętywać każdą zmienność, wewnętrzne skrzywienie, które nadaje człowieczeństwa na perfekcyjnych twarzach. To piękno, prawdziwa uroda ludzkości, którą mało kto potrafił docenić tak bardzo, jak osoba znająca ulotność żywotu. Roza doceniała te uboczności w perfekcyjnych sylwetkach, będąc świadomą ich chwilowego jestestwa, nim wraz z żywotem pokryją się ziemią. - Lubię, gdy wszystko jest idealnie czyste. - Odparła, choć w wysokim głosiku niosącym się pośród skwierczenia kominka, można było usłyszeć zawahanie. To kwestia niewytłumaczalna, tak jak jej dar. Takie zachowania ujawniają się nagle, są niezrozumiałe gdy wyrwiemy je z kontekstu. Czy tu jest jakiś kontekst?Wstała, chwilę jeszcze zawieszając spojrzenie na siedzącej naprzeciw Ricie, nim wreszcie udała się przez jedne z drzwi w sobie znanym kierunku. Nie było jej minuta, dwie, może trzy. Dała wytchnienie wybitej z własnych myśli artystce, jaką niewątpliwie była Margarita. W jej oczach każde objawienie artystyczne to następstwo Beloffy, tudzież sama nie posiadała przecież najmniejszego daru. Bądź po prostu nie było dane jej go odkryć, gdy całe zubożałe życie oddawała się pomocy biednym i wróżbiarstwu. - Proszę. Smacznego. - Na stoliku, idealnie na środku niczym linijką zmierzone, postawiła biały talerzyk z kilkoma kawałkami babki jabłkowej. Była to równie genialna babka, co ta robiona przez jej mamę, choć ciężko to ocenić obiektywnie, gdy Rozalia pochłonie wszystko o takowej nazwie z trzęsącymi się uszami. Odziała twarz w promienny uśmiech i pochwyciła jeden kawałek, następnie dają sobie chwilę przyjemności w pierwszych gryzach ukochanego deseru. Czuła się niczym dziecko, która ukradło z choinki cukierka i teraz ten wydawał się być wybitnym dziełem z poziomu bezy Pavlovej. Może była tym dzieckiem? |
| |
Archangielsk, Rosja 24 lata ¾ zamożny malarka i studentka kursu sztuk magicznych (III rok) |
Wto Maj 19 2020, 22:57 | | - O. – mrugasz kilkukrotnie, jak gdyby ciasto było zbyt piękne, by okazać się prawdziwym. Ciężkie powieki opadają i dźwigasz je znów w górę, a doskonale symetryczna kompozycja mąki, cukru, mleka i owoców nie znika, wręcz przeciwnie – masz je w zasięgu ręki. Z uśmiechem wyciągasz więc patykowatą kończynę w kierunku babki jabłkowej i pochwytasz jeden z kawałków w drapieżnym, nieprzystającym do spokoju, jaki panuje w Hylaea, ruchu. Kawałek ciasta pochłania całą twoją uwagę, a nudna książka jak porzucone dziecko usuwa się w cień. Kiedy mościsz się wygodniej w fotelu, osuwa się z podłokietnika na podłogę, gdzie okładki smętnie się rozkraczają, tworząc brzydką krzywiznę na grzbiecie. Ale to nic. To tylko słowa, i to na dodatek dobrane najwyżej średnio. Mając w dłoni puszyste, białe ciasto odnajdujesz w sobie, Rita, naturę niewielkiego ptaszka, który podskakuje gorączkowo gdzieś na szarym podwórku, brzydkiego i zmarzniętego, podczas gdy większe i piękniejsze osobniki odlatują do ciepłych krajów. Skubiesz smukłymi palcami po maleńkim kawałeczku, wręcz okruszku i wsuwasz do ust każdy z nich z rozwagą i cierpliwością. Tak jak obserwujesz kolory rozpuszczone w promieniach światła, teraz analizujesz mieszankę smaków. Przy Daszeńce nauczyłaś się dobrze jeść, karmiła cię od małego. Z Miszką zaś twoje podniebienie nabrało nieco wyrafinowania, ale wciąż najbardziej cenisz w kuchni prostotę. Sama nie umiesz gotować i nic nie wskazuje na to, byś miała opanować tę sztukę, może dlatego nawet nieskomplikowane dania wydają ci się czymś znacznie większym niż w rzeczywistości są. - Bardzo dobra. – przyznajesz, bo komplementów dla zdolności w dziedzinie, która jest ci zupełnie obca nie przysłoniło jeszcze twoje rosnące z dnia na dzień ego. – Sama robiłaś? Dla kogo?Może jest jedną z tych kobiet, które mają zamiast życia czwórkę dzieci o wiecznie nienakarmionych gębach. Krzywisz się na samą myśl. Nie umiałabyś chyba być matką czegoś, co może wykroczyć poza płótno, co, Rita? |
| |
Petersburg, Rosja 31 lat wieszczy ¾ przeciętny astrolog i wróżbitka |
Sro Cze 03 2020, 11:58 | | Były w pewien sposób podobne. Równie szalone, zakochane w ludziach (czy też jednej osobie) i miłujące przede wszystkim to, co tworzą. Żadnego dążenia do zakładania rodziny, drogi ku bycia taką kobietą, jaką malują konwenanse. Wolne dusze. Wolne istoty, mające otwarte umysły na świat który je otacza. Takowy był dla nich plastyczny. To piękne. Świat jest piękny, a one są pięknymi istotami w pięknym świecie. - Cieszę się, że smakuje. - Głos Rozalii zdawał się być przesiąknięty dumą. Nie robiła ciasta sama, przecież jej umiejętności kucharskie sprowadzają się do kilkudniowych prób usmażenia wody za dzieciaka. Zawsze musiała ratować się babką jabłkową, która była codziennym elementem jej pożywienia, bogowie, jakim cudem jeszcze nie przytyła? - Nie umiem tak dobrze piec. - W ogóle nie umiesz, Rozalio. - Dla mnie i dla Ciebie. - Tutaj już miała rację. Przy okazji kawałek dostanie też szczeniak, który później zacznie rozwalać swój kawałek po całej kwaterze Rozalii. Szczeniak. Jowisz. Jest u rodziców, a o której miała go zabrać? Zerknąwszy na zegarek wiszący na ścianie dziwne uczucie zawładnęło jej ciałem. Nie pamiętała o której miała go odebrać, ale tym bardziej przeczuwała, że owa godzina już dawno minęła. Zerknęła więc na Ritę i jedyne co jej pozostało, to nerwowy uśmiech, tak spokojny jednocześnie jak na powagę sytuacji powinno przystać. Nie była najbardziej odpowiedzialną osobą na świecie. Ba. Nie była w ogóle odpowiedzialna. Szczególnie, gdy na jej ręce brakowało zegarka, zaś w duszy moralnego kompasu. Takowy został zastąpiony chęcią ratowania świata, która niewiele miała do powiedzenia, gdy mowa o nieuchronnym. O śmierci. A teraz mowa o szczeniaku, który miał być u jej rodziców przez dwie godziny, a był jakieś siedem. Może osiem. Owszem, było mu u nich dobrze, ale czy tak powinna zachowywać się dorosła kobieta? Nieistotne. - A teraz dla Ciebie. - Rzuciła jedynie, nim poderwała się z miejsca, pochłaniając ostatni kęs swojego kawałka babki. Pobiegła we wcześniejszym kierunku, tam ubierając płaszcz na cienką, zieloną sukienkę, by wybiec z Cafe. Spokojnie, krok za krokiem jak gdyby była to planowana rozgrzewka przed treningiem, a nie spóźnienie o pięć godzin. A może sześć? Która była godzina? Nie ważne. Po co wyszła? Dlaczego się śpieszy? /zt x2 |
| |
| | |
| |
|