Mistrz Gry
Mistrz Gry
Most Egipski (K) Xfrk63Q
https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/

Pon Cze 24 2019, 22:31
Most Egipski (K)

Nikogo, a przynajmniej żadnego z rdzennych mieszkańców, nie dziwi ilość mostów w Petersburgu, zważając na to, że miasto nazywane jest Wenecją Północy. Jeden z nich został zbudowany w 1825 roku przez dwóch rosyjskich inżynierów i wyróżnia się szczególnie spośród innych niecodzienną, nieco orientalną architekturą. Po obu stronach mostu spoczywają żeliwne posągi sfinksów i sześciokątne latarnie, a wszystkie jego części składowe są zdobione złoconymi hieroglifami w stylu egipskim – stąd też jego nazwa. Obecnie jest jednym z chętniej odwiedzanych miejsc, szczególnie że dobrze sprawdza się jako punkt widokowy nad rzeką Fontanką.

W tym temacie nieobowiązkowo możesz rzucić kością k6. 1, 3, 5 – odnosisz wrażenie, że posągi sfinksów zaczęły się nieznacznie poruszać, choć nigdy nie widziałeś, aby w tym miejscu akurat to robiły. 2, 4, 6 – gwałtownie zostajesz potrącony przez uciekającego mężczyznę, przez którego nieomal wyleciałeś przez niską barierkę do lodowatej wody.

Grisha Mitrokhin
Grisha Mitrokhin
Most Egipski (K) L8NoPcA
Kisłowodzk, Rosja
29 lat
błękitna
bogaty
rzeczoznawca majątkowy, polityk
https://magicznarosja.forumpolish.com/t553-grigory-mitrokhinhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t560-grisha-mitrokhin#792https://magicznarosja.forumpolish.com/t564-grisha-mitrokhin#810https://magicznarosja.forumpolish.com/t569-elbrushttps://magicznarosja.forumpolish.com/t557-grisha-mitrokhin

Pon Kwi 20 2020, 00:29
18.01.1998

Wbrew pozorom, Grisha często otrzymywał zaproszenia do wzięcia udziału w różnych imprezach w różnych miejscach. Zwykle odmawiał. Po takich odmowach zdarzało się, że liczba otrzymywanych zaproszeń malała, przez co Mitrokhin czuł się niespecjalnie pokrzywdzony.
Zdarzyło się jednak, że do Petersburga wrócił jeden z dawnych przyjaciół Grishy, który to po skończeniu szkoły wyrwał się z chłodnych objęć matki Rosji i zjeżdżał świat wzdłuż i wszerz, by w najdzikszych jego zakątkach robić… właściwie Grisha nie miał pojęcia, czym Innokentiy się zajmował. Był jakimś badaczem roślinności, a może zwierząt. Dziwna sprawa, że po nocy, którą wspólnie spędzili na piciu wciąż nie posiadał tej wiedzy.
Stary przyjaciel odezwał się do kilku kolegów ze szkolnej ławy, a takiemu zgromadzeniu Grisha odmówić nie śmiał. Pewnie dlatego, oprócz doznanego przypływu sentymentu miał zwyczajnie potrzebę, żeby z domu wyjść i napić się wódki. Miał w życiu chwile, rzadkie, ale miał, kiedy doskonale rozumiał, co Dima widzi na dnie kieliszka, szklanki, czy z czego tam pijał. Przeszło mu nawet przez myśl, by napisać do brata i korzystając ze swej potrzeby wychylenia kilku głębszych wyprostować stan rzeczy po grudniowej awanturze w rezerwacie, ale powstrzymał go przed tym patologiczny przerost przekonania o słuszności własnej racji.
Napił się więc z kolegami z Akademii. Był Innokentiy, był Boris, był Sasha, było także kilku znajomych znajomych, ale na nich Grisha nie zechciał zwrócić uwagi. Ostatecznie, nie miał przemożnej potrzeby, by z kimś w hotelowym barze „Europy” porozmawiać. Wyjątkowo dość miał dziś wieczór strzępienia języka, szczególnie w sprawach istotnych dla świata.
Był zmęczony. Na tyle zmęczony, że gdyby odpowiednio go nastawić, z wielu rzeczy, przy których niegdyś obstawał, byłby w stanie zrezygnować, gdyby miało mu to zapewnić choć dzień świętego spokoju. Wprost z kosztownej popijawy w hotelu Grisha zapragnął pójść w góry. Posiedzieć samemu. Nie patrzeć na twarze ludzi z miasta, które obrzydło mu zupełnie, nawet złote żyrandole „Europy”, które cenił zwykle jako popis metalurgicznego kunsztu… nie pamiętał nazwiska artysty. Pamiętał na trzeźwo.
Postanowił, że do domu pójdzie pieszo i dopomóż, Welesie, żeby szybko zmienił zdanie, bo do Kisłowodzka miał dobre kilka dni drogi. Pomogło mu jednak około pół godziny, które przemaszerował w wietrze, nim zatrzymał się na Moście Egipskim. Powietrze otrzeźwiło go nieco, ale wciąż był w swoim położeniu bardziej zagubiony niż zwykle. Zaraz wzejdzie słońce, rzuci swoje zdradzieckie promienie na wszystko, co wyszło na wierzch, gdy Grisha przestał się pilnować. Wróciły trudne wspomnienia z noworocznego balu, zakopane głęboko pod sprawami dnia powszedniego, myśli, którymi nie chciał, a powinien wreszcie się zająć.
Mitrokhin oparł się o barierkę i wpatrzył w ciemne odmęty wody pod sobą. Nie zwracał uwagi na ludzi, chociaż kilkoro pojawiało się już na ulicach. Oni chodzili po innym świecie, żyli w rzeczywistości, gdzie człowiek musi pracować, by nie umrzeć z głodu. Odmawiać sobie snu, by na kolejny miesiąc jakoś związać koniec z końcem.
Był od nich bezpieczny, nie istniał dla nich, a oni dla niego. Świat jeszcze nie całkiem stanął na głowie.
Tanya Mitrokhina
Tanya Mitrokhina
a ja szumię, a ja lubię, a ja kocham, ja się czubię
Kisłowodzk, Rosja
23 lata
czysta
bogaty
żona
https://magicznarosja.forumpolish.com/t700-tatiana-aguzarovahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t786-tatiana-aguzarova#2189https://magicznarosja.forumpolish.com/t787-tatiana-asmatovna-aguzarova#2190https://magicznarosja.forumpolish.com/t783-salomon#2163https://magicznarosja.forumpolish.com/f128-dom-aguzarovow

Nie Kwi 26 2020, 02:46
Jestem w mieście od wczoraj.
Dziwnie mi tutaj, duszno mi tutaj. Leżę na wąskiej wersalce, którą wskazała mi ciotka Mahnaz, w jej ciasnym, szarym mieszkanku na Niedźwiedzim Ryku i mam wrażenie, że nie da się tutaj oddychać. Przewracam się z boku na bok, możliwie jak najciszej, by nie zburzyć snu cioci, liczę rysy na suficie, w półmroku przyglądam się zawieszonym na ścianach akwarelom i opalizującym, świętym obrazkom. Biorę głębokie, spokojne oddechy, ale coś po prostu nie pasuje i to uczucie mnie dręczy. Nie zasnę. Nie mogę zasnąć.
W końcu, gdy widzę, jak ciemność za oknem blednie, najpierw niemal niezauważalnie, ale później coraz szybciej, przybierając wreszcie kolor spranego fioletu i wiem, że już niedaleko świt, spuszczam ostrożnie stopy na wychłodzoną podłogę. Siadam. Chwilę myślę.
Wreszcie skrobię ciotce krótką notatkę. Idę na spacer. Zakładam bezszelestnie ciepłe ubrania, zapinam buty, wsuwam ręce w rękawy owczego kożucha. I wychodzę. I tyle.
Nie mogę być w zamknięciu. Nie mogę. Po prostu nie wytrzymam. Wszystko w tym mieście wydaje mi się za ciasne, nawet moje własne ciało – jakbym chciała się w nim przeciągnąć, ale nie było w nim już miejsca. Nawet teraz, gdy wychodzę na prawie puste ulice Petersburga, uczucie wolności nie nadchodzi. Zewsząd ograniczają mnie budynki, wysokie, siwe, betonowe góry, które mają krótszą przeszłość i krótszą przyszłość niż kaukaskie masywy, przepełnione życiem w zupełnie inny sposób niż to, co znam, czysto ludzki, życiem o tej godzinie spokojnym, śpiącym. Rzadko w którym oknie pali się światło, ale gdy już się pali, przykuwa mój wzrok, patrzę w nie o parę sekund dłużej. Przyglądam się temu dziwnemu miastu tuż przed świtem, cichym jak do niego niepodobne. Rozbrzmi już niedługo, jestem pewna, mieszkańcy wyleją się potokami na ulice.
To świat stworzony dla ludzi, natura okiełznana i przejawiająca się w postaci, co najwyżej, kwiatka w doniczce albo przystrzyżonego trawnika w parku. Tu krzywda może ci się stać co najwyżej ze strony człowieka, nie z powodu bezwzględności gór. To świat człowieka i dla człowieka, a jednak czuję się w nim zupełnie obco. Przeszkadza mi powietrze, równy teren pod stopami, przeszkadza mi to, że łatwo tu kogoś spotkać, przeszkadza mi linia horyzontu zakłócona przez prostokąty zabudowań, przeszkadza mi martwa cisza.
To nie jest miejsce dla mnie.
Oszukuję się, krążąc po tym betonowym środowisku tak, jakbym chciała się z nim oswoić. Nie sądzę, że umiem, choć teraz próbuję. Ale ja tu po prostu nie pasuję. Są miejsca, do których się zwyczajnie należy. Od razu wiadomo, kiedy się takie znajdzie. Petersburg mnie nie przyjmie, bo zaburzyłoby to jakąś odwieczną harmonię świata. Czuje się, wie się takie rzeczy: Kaukaz zdaje się mnie przyciągać, zapraszać, a miasto, ilekroć w nim jestem, daje mi tylko bilet powrotny. Nie mogę zostawać w nim zbyt długo.
Kroki prowadzą mnie wreszcie na most, piękny, dość egzotyczny, zadziwiający może nawet. Biorę głęboki wdech, wciągając z ulgą zimne powietrze przesycone słodkim zapachem wody. Tu, wydaje się, jest więcej przestrzeni, więcej powietrza. Teraz, gdy nie jestem szczelnie otoczona przez budynki, mogę na chwilę odpocząć, jest mi lżej.
Stawiam ostrożnie stopy na barierce, powoli. Łapię ją obiema dłońmi i opieram się o nią mocno, żeby wychylić się nieco bardziej. Nieco niebezpieczna gra, ale ufam swojej umiejętności zachowania równowagi.
Chcę zobaczyć horyzont.
Grisha Mitrokhin
Grisha Mitrokhin
Most Egipski (K) L8NoPcA
Kisłowodzk, Rosja
29 lat
błękitna
bogaty
rzeczoznawca majątkowy, polityk
https://magicznarosja.forumpolish.com/t553-grigory-mitrokhinhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t560-grisha-mitrokhin#792https://magicznarosja.forumpolish.com/t564-grisha-mitrokhin#810https://magicznarosja.forumpolish.com/t569-elbrushttps://magicznarosja.forumpolish.com/t557-grisha-mitrokhin

Nie Kwi 26 2020, 12:31
Najpierw usłyszał oddech. Cichutki, ale wkradający się dokładnie w mikroskopijny moment ciszy przed tym, jak z jego własnych płuc umknie łyk ciepłego powietrza. Nieznacznie przechylił głowę, tak, by wciąż wydawało się, że patrzy tylko na rzekę, ale wystarczyło, by zobaczył coś więcej. Intruza w jego samotni.
Jakaś dziewczyna, wiatr szarpał ją za włosy. Z mętliku myśli Grishy wyłoniła się jedna, nieoczekiwana, o studni w małej wsi i włosach puszczonych na ostatni ciepły wiatr jesieni. W żadnym innym momencie życia nie wróciłby do tego wspomnienia, chyba nie. Widział tę samotniczkę tylko kątem oka; stała dość blisko, ale on był wciąż bezpieczny, nietykalny. Nie mogła przecież wejść do jego świata.
Jeśli i ona zwróci uwagę na niego, pewnie pomyśli, że jest pijany i zbiera mu się na wymioty w malowniczym miejscu. Nie pomyliłaby się znacznie, bo chociaż mdłości nie przeczuwał, to w głowie Grishy jeszcze szumiało. W końcu kto inny niż pijani utracjusze chodził po ulicach o tej porze? Ludzie, którzy mają w życiu coś cennego strzegą tego w domach przed nocą i wszystkim, co złego może się w niej kryć. Przed świtem wychodzą tylko ludzie przegrani, wariaci. Ci, którym desperacko potrzeba jakiejś nadziei, liczący naiwnie, że polepszy im się, kiedy zobaczą wschód słońca na własne oczy.
Zobaczył chwiejny, niespokojny ruch. Wcale nie chciał patrzeć, ale pozbawiony innych bodźców wzrok wyłapywał drobniejsze niż zwykle szczegóły.
Ona spadnie.
Nie myślał. Mięśnie spięły się same, zadziałał słabnący w szlacheckich pieleszach instynkt z gór. Miał panować nad smokami, po to się urodził, ciało boleśnie naznaczył mu ogień. Dlaczego tkwił tu w środku nocy? Na co marnował czas?
Złapał za smukłe ramiona, przyciągnął do siebie drobne ciało, sprowadzając z barierki z powrotem na most.
- Co ty robisz, zwariowałaś?! – warknął ostro prosto w ucho małolaty, ale nie uciekł się do krzyku. Prawie nigdy tego nie robił, Nawet kiedy Dima ryczał mu prosto w twarz, ojciec przekraczał kolejne granice absurdu, przerastały go emocje.
Powinien był pomyśleć inaczej. Pozwolić jej poślizgnąć się, spaść, runąć wprost do rzeki. I tak nie była z jego świata.
Jak gwałtownie ją chwycił, tak teraz wypuścił z rąk, postąpił o krok do tyłu. I stał tam nieruchomo, chociaż krew w żyłach wrzała, serce bębniło jak oszalałe. Jakby sam prawie spadł z tej pieprzonej barierki. Głośno wypuścił powietrze z ust, próbując poradzić sobie z przypływem irracjonalnego gniewu. Zaświtała mu absurdalna myśl – co gdyby to była Lisa?
- Mogłaś się zabić. – wypluł, w nerwach zniekształcając nieco zwykle z namaszczeniem wypowiadane słowa. Gwałtownie odwrócił głowę. Nie mógł zdobyć się na spojrzenie na jej twarz, jak gdyby naprawdę bał się ujrzeć wizerunek siostry. Nie mógł znieść własnego strachu, tej głupiej dziewczyny, tego mostu, tego miasta.
Skończyła mu się wytrzymałość.
Bez słowa odwrócił się i zrobił pierwszy krok przed siebie, gotów ruszyć do domu. Zrobił drugi i zatrzymał się. Kolana mu drżały.
Tanya Mitrokhina
Tanya Mitrokhina
a ja szumię, a ja lubię, a ja kocham, ja się czubię
Kisłowodzk, Rosja
23 lata
czysta
bogaty
żona
https://magicznarosja.forumpolish.com/t700-tatiana-aguzarovahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t786-tatiana-aguzarova#2189https://magicznarosja.forumpolish.com/t787-tatiana-asmatovna-aguzarova#2190https://magicznarosja.forumpolish.com/t783-salomon#2163https://magicznarosja.forumpolish.com/f128-dom-aguzarovow

Sob Maj 02 2020, 00:33
Kątem oka widzę czyjąś sylwetkę, wcale nie tak daleko ode mnie, smukłą i wysoką. Słyszę: czyjś ciężki oddech, mieszający się z miarowym szumem wody, ale nie zwracam uwagi. Nie chcę. Nawet o tej godzinie, w takim miejscu, ktoś jest obok. Nie masz nic dla siebie w mieście, żadnego widoku, żadnego kawałka przestrzeni: zawsze gdzieś w pobliżu jest obcy, z którym musisz dzielić przestrzeń. Do tego też nie nawykłam.
Jak miastowi radzą sobie z tym klaustrofobicznym uczuciem? Nawet w blokach, nawet w kamienicach – za ścianą zawsze jest ktoś nieznany. Nie widzę ucieczki od innych.
Może czasem odnaleźć w tym można jakieś pocieszenie. Gdy leżysz samotnie w łóżku, wpatrzona w sufit, myśląc, że nikt nigdy nie czuł się tak opuszczony, tak duszony strachem, i słyszysz nagle śmiech z mieszkania piętro wyżej, uświadamiasz sobie, że wszędzie wokół są ludzie, każdy tak samo skomplikowany wewnętrznie, każdy zmagający się z tym samym lękiem, każdy noszący uczucia, z którymi nie może sobie poradzić. Wszyscy czujemy i w tym tylko jesteśmy tacy sami.
Może z tej perspektywy to góry są samotne i przygnębiające. Może niektórych to natura zamyka.
Ciekawe.
Zastanawiam się, jakim typem człowieka jest zatem ten, kto, tak jak ja, przed świtem przychodzi na most. Skoro nie siedzi teraz w domu, nie jest na przyjęciu, to może on też chciałby się odciąć. Miałam go ignorować, ale wbrew sobie – zerkam.
I widzę tylko zryw, szybki ruch i nagle: uścisk na ramionach, barierka usuwa mi się spod dłoni, uderzam stopami w ziemię, wyrywa mi się krótki okrzyk przestrachu, ale milknie tak szybko, jak słyszę ostre: co ty robisz, zwariowałaś?!
Nie zliczę, ile razy w życiu to słyszałam. Czasami słusznie, przyznaję, ale tym razem?
Chyba pan zw…! — ciśnie mi się na usta odruchowo, w szoku, urywa się nagle. Jestem już gotowa się rzucać, walczyć, kazać nieznajomemu natychmiast mnie puścić, ale jak gwałtownie zostaję złapana, tak gwałtownie też uścisk obcych ramion lżeje. Czuję, jak mocno bije mi serce, pobudzone do szybszego rytmu poczuciem zagrożenia, oddech przyśpiesza. Obracam się natychmiast, by spojrzeć na mężczyznę, choć mam wrażenie, że wiem, kto to, jeszcze zanim zobaczę jego twarz, że znam głos.
Podejrzenie nie sprawia, że jestem mniej zaskoczona.
Zdarzało mi się myśleć o panu Mitrokhinie parę razy od naszego spotkania w Kazaniu, choć niezbyt długo. Pojawiał się czasami, mgliste wspomnienie, choćby wtedy, gdy pracownik rezerwatu kupił nasze wyroby – ale im więcej czasu upływa od tych swat, tym mniej emocji wzbudza już we mnie to nazwisko, staje się powoli tylko anegdotką. Mnie wróżka raz zeswatała z Grigorym Leonidovichem, ot, wszystko.
Śmieszne, myślę niespodziewanie. Dwoje mieszkańców Kaukazu, a spotykają się twarzą w twarz poza domem, znów nad wodą, nigdy w naturalnych warunkach.
Jego zniekształcone słowa i błyszczące dziwnie oczy (je pamiętam, były chłodne i skupione, gdy patrzyłam w nie ostatnio) każą mi myśleć, że jest pijany. Na pewno nie wygląda trzeźwo, jakiś rozkojarzony, roztrzęsiony wręcz, stoi jakoś mniej pewnie. Dziwny to widok.
Chcę już wyjaśniać (nie wiem, czy to ma sens, nie wiem, po co – może lepiej milczeć, grzeczniej?), że nie spadłabym, że umiem zachować równowagę, że opierałam się stabilnie, ale nim otwieram usta, Grisha odwraca się. I idzie.
Nie uchodzi trzech kroków, gdy zatrzymuje się. Choć wokół jest ciemno, to widzę, jak się trzęsie.
Chuycau, z nim naprawdę jest źle.
Nie mogę go tak zostawić – nad ranem, w samym środku Petersburga, rozchwianego i nietrzeźwego. Rośnie we mnie niepokój, ściska jeszcze nieuspokojone serce. Gdybym go nie znała, nie ma wątpliwości, że teraz przestraszona teleportowałabym się do mieszkania cioci i usiłowała zapomnieć o sprawie. Ale to przecież Mitrokhin, Grisha, jak wolał, żebym mu mówiła. Po tamtym dniu w wiosce ceglarzy trudno byłoby nazwać go nieznajomym.
Podchodzę niepewnie i staję o krok za nim. Unoszę dłoń. Wisi pełną wahania chwilę w drodze do jego ramienia. Powinnam? Patrzę niezdecydowana na jego plecy. Wreszcie delikatnie dotykam jego łokcia.
Hej, dobrze się czujesz? — pytam łagodnie, cicho. Mój ton nie ma już w sobie ani nuty zdenerwowania sprzed chwili. Jestem raczej zmartwiona. Obserwuję go uważnie, mięśnie mam napięte – w każdym momencie gotowa go złapać, jeżeli się zachwieje.
Grisha Mitrokhin
Grisha Mitrokhin
Most Egipski (K) L8NoPcA
Kisłowodzk, Rosja
29 lat
błękitna
bogaty
rzeczoznawca majątkowy, polityk
https://magicznarosja.forumpolish.com/t553-grigory-mitrokhinhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t560-grisha-mitrokhin#792https://magicznarosja.forumpolish.com/t564-grisha-mitrokhin#810https://magicznarosja.forumpolish.com/t569-elbrushttps://magicznarosja.forumpolish.com/t557-grisha-mitrokhin

Sro Maj 06 2020, 23:08
To niemożliwe.
Grisha, jak rażony piorunem, odwrócił się na pięcie i połączywszy z trudem odpowiednie synapsy zrozumiał i rozpoznał dziewczynę, którą przedtem gotów byłby uznać za wytwór własnej, zubożałej przez lata wyobraźni.
- Tanya! – huknął raz jeszcze, tym samym rozgniewanym tonem, lecz zamiast strofować ją dalej, nagle przygarnął ją do siebie, obejmując drobne ramiona, podbródek oparłszy na czubku głowy. Włosy jej pachniały tak samo jak wtedy, choć nie sądził, że to zapamiętał. Ogarnęła go dziwna, niewysłowiona, ale cudownie wyzwalająca ulga, że nic się nie stało. Nie zastanawiał się, co tak właściwie miało się wydarzyć, prawie już nie pamiętał, co aż tak nim wstrząsnęło, by teraz drżał o czyjeś życie. Trzymał ją przy sobie, bezpieczną i prawdziwą, z krwi i kości, aż nagle z szumu myśli zaprawionych dużą ilością alkoholu wybiła się jedna, jasna i ostra jak nóż, doskonale znana człowiekowi, który zwykle szczyci się samodyscypliną.
Zwolnij, Mitrokhin. Ona jest dla ciebie nikim.
Postanowił, że będzie odpowiedzialny. Akurat dziś, akurat teraz. Nie wystarczyło mu już zmęczenia wszystkimi oczekiwaniami, jakie mieli wobec niego, dołożył sobie jeszcze własne. Milczący, flegmatyczny superbohater-samozwaniec. Czasami nachodziły go wspaniałe wizje o tym, jak to bierze sprawy w swoje ręce i wszystko naprawia. Czasami wierzył, że mógłby objąć po ojcu rezerwat, zastąpić Dimę na stanowisku zarządcy, a potem Nestora. Śmiałe założenia, ale do nich miał przynajmniej prawo. Był Mitrokhinem, kolejnym ogniwem ciągnącego się po Kaukazie łańcucha historii panów smoków. Doskonale rozumiał, co to oznacza.
Być może była to jedyna rzecz, którą miał w swoim życiu zrozumieć naprawdę. Po minucie, może dwóch, które wykorzystał na spokojny oddech, uwolnił Tanyę z uścisku i w tej samej chwili poczuł palący wstyd, zażenowanie, od którego wolny powinien być człowiek twierdzący, że ma jakąkolwiek godność.
Jakim prawem?
- Co ty tu robisz? – był zły na siebie, ale warczał na nią. Dlatego tak rzadko pił na umór – nienawidził, kiedy kontrola nad umysłem i ciałem wymykała mu się. Stawał się słaby, a na to nie potrafił sobie pozwolić. Przyznałby im wszystkim rację – ojcu, Dimie, każdemu, kto za jego plecami powątpiewał w jego możliwości. Nienawidził myśli, że to on, a nie wszyscy inni, widział fałszywe oblicze Grishy Mitrokhina.
- Przepraszam. – wyrzekł w końcu, starając się nie bełkotać. Udało mu się, ale mówił wolniej, nieco inaczej niż zwykle. Może Tatiana się nie pozna, w końcu ile to razy z sobą rozmawiali? Wyprostował się, teraz nie drżał już ze strachu. Złość wrzała w nim wściekle, podążała wzdłuż wszystkich naczyń, rozlewając się po całym ciele. Chciał uciekać, być już z dala od niej, w lesie, na szczycie góry, gdziekolwiek. Gdzieś, gdzie nie znajdzie się nikt, kto zmusi go do konfrontacji z wszystkimi przykrymi prawdami.
Chciał być sam.
- Tak, w porządku. Naprawdę cię przepraszam, myślałem…
Za dużo. Chciał być sam, ale samotność oznaczała milczenie. Dopóki ktoś stał obok, ktoś, kto być może nie zawracał sobie głowy stwarzaniem własnych koncepcji na jego temat, Grisha mógłby coś powiedzieć. Powiedzieć wszystko, z czym od dawna był sam, co truło go i męczyło. Wyleczyć się, chociaż na chwilę.
Mógłby, ale rozmyślił się. Góry wszak milczą tysiące lat i do dziś stoją silniejsze od wszystkiego, co może zrobić człowiek.
Tanya Mitrokhina
Tanya Mitrokhina
a ja szumię, a ja lubię, a ja kocham, ja się czubię
Kisłowodzk, Rosja
23 lata
czysta
bogaty
żona
https://magicznarosja.forumpolish.com/t700-tatiana-aguzarovahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t786-tatiana-aguzarova#2189https://magicznarosja.forumpolish.com/t787-tatiana-asmatovna-aguzarova#2190https://magicznarosja.forumpolish.com/t783-salomon#2163https://magicznarosja.forumpolish.com/f128-dom-aguzarovow

Wto Cze 02 2020, 01:57
Jest w Grishy coś, co przypomina mi górę.
Jest wysoki, to oczywiste, banalne powiązanie – ale nie o to chodzi. To jakieś wrażenie o wiele bardziej ulotne. Może trochę głupio mi znaleźć dla niego słowa, dla tej nieśmiałej myśli, bo nie powinnam przecież myśleć o panu Mitrokhinie nic. Nie wypada – on jest szanownym panem, smoczą krwią, a ja prostą Osetyjką, która z łaski jego rodziny może mieszkać na Kaukazie. To, że tatarska wróżka połączyła na chwilę nasze ścieżki przy studni, nie oznacza, że nagle ten stosunek się zmienia.
Wiem to. Logiczna część mojego umysłu to wie. Logiczna część mojego umysłu przypomina mi, gdzie jest moje miejsce i odruchowo chce poprawić każde Grisha na pan Mitrokhin. Całe życie mnie uczono, jak spuszczać oczy przy Mitrokhinach, jak dygać, jak mówić o nich, jak cieszyć się z ich radości i jak płakać za ich stratę. Na Kaukazie nie istnieje dla nas świętsza rodzina: inne szlacheckie nazwiska mogą nie istnieć, bo my mamy naszych najsilniejszych obrońców, tych, którym kłaniają się smoki, i zawsze wierzymy w ich potęgę, i zawsze ich popieramy, nieważne, co dzieje się na świecie. To wieki przywiązania i miłości – żadne rewolucje nie zmienią tego, że w górach to oni od lat dbali o nasz byt. Tylko oni. Z tym uznaniem wiążą się pewne obowiązki, pewien znaczący dystans, protokół zachowań – przestrzeganie go to punkt honoru Osetyjczyka. Tak zawsze było. Taki jest porządek rzeczy w Kisłowodzku. Nie ma co go zmieniać: nikt nie chce, by wszystko stanęło na głowie. Ani ja, ani on, ani jego bracia, ani moi bracia, ani papa, ani mama, ani babcia, ani nestor.
Więc logicznie nie chcę o tym myśleć i nie chcę spoufalać się z panem Grigorym Leonidovichem Mitrokhinem. A jednak serce – serce jest głupie i nie szanuje tego, że to wielki pan. Zresztą, ja sama jestem głupia i trzeba przestać się oszukiwać, bo okłamywanie samego siebie jeszcze nigdy nikomu plonów nie przyniosło, honoru nie uratowało ani chleba do ust nie włożyło. Jestem głupia, bo w porywie emocji napisałam wtedy do niego jak jakaś nieokrzesana dzikuska (papa by mnie zabił, gdyby się dowiedział, jakie bezczelne brednie wtedy panu Mitrokhinowi naskrobałam). Jestem głupia, bo się wspięłam na tę barierkę, żeby zobaczyć lepiej słońce. No jestem. Trudno. Co z tego? Już dwadzieścia trzy (!) lata przeżyłam z nieuleczalną głupotą serca, więc chyba jakoś się da. Przeżyć: na dobrą sprawę, tyle na Kaukazie wystarczy.
Zatem zignoruję wszystkie swoje bariery rozsądku i pozwolę sobie zauważyć, że Grisha przypomina mi górę, bo ma te piękne, ostre kości i policzki jak granie. Ale przede wszystkim: zimny, niewzruszony spokój. Ten z gatunku wiekowych, ten, który jest pewien jak nic innego na tej ziemi. Onieśmielający wręcz, bo sprawia, że myślisz sobie: tego świata nie stworzono dla ludzi. Tego spokoju – też nie stworzono dla nich.
Niemożliwe, żeby jedna osoba go posiadła. Nie da się. Może jednak, wątpiłam, obserwując pana Grigoryego Leonidovicha Mitrokhina z oddali. Może jednak się da.
Nie da się. Dziś widzę, że się nie da. Nie na zawsze.
Jest trochę jak w domu: dziewczyna i góra, tyle tylko, że dziś góra się trzęsie. Nagle widzę – serce może głupie, ale oczy sprawne – w tej górze człowieka, który może mnie przytulić. Nie powinien, ale robi to.
Może po prostu ta góra jest dziś bardzo, bardzo samotna i nie na miejscu, nie wśród wysokich budynków, które zimne są w zupełnie inny sposób. Nie powinnam tak myśleć. On jest dla mnie panem, ja jestem dla niego nikim, a ostatecznie oboje dla siebie jesteśmy tylko anegdotką i odległym symbolem pewnego porządku świata. Nie powinnam rozważać uczuć pana Grigoryego Leonidovicha Mitrokhina.
Może uczucia Grishy – tylko dziś – mogę?
W innych warunkach byłabym zła, że tak na mnie warczy, ale coś w tym, jak przyciska mnie z bolesną desperacją do piersi (chwila dziwnego spokoju, tego, jaki powinien otaczać świt w górach; słyszę tylko jego nierówny oddech i szybkie bicie serca, czuję zapach wódki i wody kolońskiej, zapewne drogiej. Pachnie drogo. Niepewnie, po chwili tylko wahania, kładę ręce na jego plecach, wbijam palce w materiał jego płaszcza) i nagle puszcza, próbuje się tłumaczyć, jak mięknie mu głos i drżą kolana sprawia, że nie umiem wykrzesać z siebie wściekłości – tylko zaniepokojenie.
Jestem głupia. Nie powinnam myśleć tego wszystkiego. Wiem, że to nierozsądne. Ale, Chuycau, naprawdę nie umiem. Widzę go, dziwnie roztrzęsionego, i nie umiem być mądra.
Zakładam ręce na piersi (dziwnie, przed chwilą były tam jego ramiona) i patrzę na niego chwilę z nienachalną uwagą. Pozwalam ciszy po jego przeprosinach wybrzmieć, zignorowawszy pierwsze pytanie. Zadał je za szybko, zaraz zapomni, zresztą – pewnie go naprawdę nie obchodzi, dlaczego tu jestem. To nie ma znaczenia.
Niedługo będzie świtać, jest cicho i spokojnie. Woda tylko szemrze niemrawo; czyjeś obcasy stukają w oddali.
Odwracam głowę i zerkam na rzekę.
Nie przejmuj się tym — szepczę, by nie mącić harmonii dźwięków. — Rozumiem.
Patrzę znowu na niego. Wydaje się trochę pewniejszy, jakby chciał przede mną udawać: wyprostował się, nie drży już. Mówi inaczej, próbując pewnie ukryć bełkot.
Uśmiecham się pokrzepiająco, czule wręcz; sympatycznie.
Więc — dodaję cicho — co myślałeś?
Góra milczy, ale ty tylko ją przypominasz, Grisha. Nie jesteś nią. Nie musisz być.
Grisha Mitrokhin
Grisha Mitrokhin
Most Egipski (K) L8NoPcA
Kisłowodzk, Rosja
29 lat
błękitna
bogaty
rzeczoznawca majątkowy, polityk
https://magicznarosja.forumpolish.com/t553-grigory-mitrokhinhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t560-grisha-mitrokhin#792https://magicznarosja.forumpolish.com/t564-grisha-mitrokhin#810https://magicznarosja.forumpolish.com/t569-elbrushttps://magicznarosja.forumpolish.com/t557-grisha-mitrokhin

Czw Cze 04 2020, 00:23
Rozumie.
Ona rozumie.
Są w górach takie dni, kiedy oddychanie robi się męczące. Gorące powietrze lepi się do skóry, zatyka gardła i nosy, a mlecznobiałe jasne niebo śmieje się z ludzkiej bezradności wobec upału. Wtedy przychodzi zmierzch, wiatr i burza i grzmoty niosą się echem po skałach.
Kiedy Grisha się śmieje, stojąc w bezpiecznej odległości, wciąż wrzący od gniewu, nagle, wyniośle, tak jak powinien, to nie śmiech. To burza przyszła spustoszyć w nim wszystko i tylko jej echo wyrywa mu się z ust mimowolnie, zanim zdążył pomyśleć, że dziewczynę może zaboleć sama bliskość jego piorunów.
Ona rozumie? Pamiętał ją jako pyzatą buzię wyzierającą zza drzewa, upierdliwą muchę latającą za starszymi braćmi, tobołek uczepiony maminej spódnicy, ciemną czuprynę w chmurze owczej wełny. Była dzieckiem, a co rozumieją dzieci?
Przestał się śmiać, burza przeszła nieco dalej, po krótkiej chwili sam słyszał już tylko jej echo. Westchnął ciężko, przygnieciony wątpliwością. Może był bezczelny, może bez serca. Może to ona rozumie naprawdę, a on jest tylko pijanym bucem? Może powinien sam stanąć na tej barierce, spojrzeć prosto w twarz wschodzącemu słońcu. Może to wyrwałoby go z letargu, w jaki popadał.
Czujesz, Grisha?
Od jakiegoś czasu jak niczego na świecie chciałby móc odpowiedzieć na to pytanie w ciemno, bez wahania: nie.
Tanya uśmiechała się do niego. Niemal zdziwiło go, jak bezinteresownie, bezwarunkowo po prostu się do niego uśmiechnęła, śliczna młoda dziewczyna i zupełnie obcy jej pijany człowiek, któremu z oczu nic nie patrzy. Oszczędziła im obojgu formalnych tytułów, nie nazywała go panem, on nie używał jej otczestwa; obojgu przychodziło to naturalnie. Sądził, że tylko na to czeka, że zmniejszenie dystansu przyniesie mu upragnioną ulgę, uwolni go od części ciężaru.
Niedawno przekonał się, jak bardzo się mylił. Przekonał się, że można zbliżyć się do drugiego człowieka na odległość mniejszą niż pół oddechu i nie znaleźć w takiej bliskości nic, co mogłoby potem żyć gdzieś w głębi ogołoconego serca Mitrokhina. Przestrzeganie zasad może i było trudne, ale przynajmniej kiedy miał reguły, miał też pojęcie, co robić. Miał poczucie, że postępując zgodnie z narzuconymi na samego siebie zasadami uchroni się przed wstydem, złością i cierpieniem.
Długo patrzył na to, jak niezłomny był uśmiech tej dziewczyny. Oferowała mu go odważnie i cierpliwie, a Grisha prawie już go odwzajemnił, prawie wyciągnął do niej rękę, ale w ostatniej chwili podjął odmienną decyzję. Są zasady. Kiedy pochyli się góra, kiedy zaburzy się porządek, świat popadnie w ruinę.
Nie wiedział nawet, co mógłby jej powiedzieć. Nie podejrzewał się o śmiałość do wyjawienia jej rzeczy, które przed samym sobą jeszcze do niedawna skrywał, a teraz nie mogły opuścić jego myśli, raz za razem wprawiając w obrzydzenie. Powinien powiedzieć komukolwiek, choćby jej, choćby własnemu odbiciu w lustrze, ale chciał tylko zapomnieć.
- Myślałem… Przestraszyłem się, że spadniesz. Pomyliłem cię z kimś, stąd moja reakcja. – uznał, że skoro nie może powiedzieć jej tego, co powinien, nie skusił się na jej odważne zapewnienia, że przecież ona rozumie, to nie godzi się zbywać jej byle czym. Może odsłonić przed nią tę straszną myśl o Vasilisie i o tym, że mógłby przegapić, jak dzieje jej się krzywda.
To mogłaby zrozumieć na pewno. Grisha, kiedy wyobrażał sobie rodzinę Aguzarovów w komplecie (nie robił tego często, ale przypadkowe spotkania z Aslanem, pełne niespodzianek popołudnie z Tanyą przy studni czy wreszcie rozmowy o interesach z poczciwym Asmatem czasami skłaniały go do snucia refleksji o tym, jak potrafią funkcjonować inne, normalne rodziny), widział obraz pełen troski. Wiedział, że gdyby któryś z braci Tanyi spotkał Vasilisę na swojej drodze w środku nocy w wielkim mieście, chciałby, żeby sąsiad zatroszczył się o jej bezpieczeństwo.
A on, do cholery jasnej, był przecież, musiał być, panem Mitrokhinem.
- Nie powinnaś chodzić po mieście całkiem sama. Petersburg jest zupełnie inny od Kisłowodzka, tu nie jest bezpiecznie, szczególnie w nocy. – wygłosił wreszcie, wchodząc ostatecznie w rolę, którą znał i która mu wychodziła. – Chcesz, żebym zabrał cię do domu?
Tanya Mitrokhina
Tanya Mitrokhina
a ja szumię, a ja lubię, a ja kocham, ja się czubię
Kisłowodzk, Rosja
23 lata
czysta
bogaty
żona
https://magicznarosja.forumpolish.com/t700-tatiana-aguzarovahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t786-tatiana-aguzarova#2189https://magicznarosja.forumpolish.com/t787-tatiana-asmatovna-aguzarova#2190https://magicznarosja.forumpolish.com/t783-salomon#2163https://magicznarosja.forumpolish.com/f128-dom-aguzarovow

Czw Cze 04 2020, 02:51
Nie przestaję się uśmiechać nawet, gdy Grisha się śmieje.
Śmieje się – to powinno być dobre, ale jego śmiech nie jest ani trochę wesoły, nie jest życzliwy. To pusty dźwięk, wyniosły, ostry – jak piorun rozłupujący skałę. Poraziłby mnie, gdybym się zbliżyła, i zatrzymał serce.
I zatrzymuje — na chwilę. A potem ono znowu zaczyna bić. I uśmiech nie blednie, choć może kąciki ust drgnęły mi nieco, jakby niepewnie, zaskoczone burzą (ukłucie przykrości). Ale to tylko ułamek sekundy, to nic nie zmienia. Ja wciąż się uśmiecham.
Gdy jest się dzieckiem, świat to czerń i biel. Istnieją absolutnie źli: są buki skryte w cieniach, buce, które chapsną cię za nogę, jeżeli tylko wychylisz ją spod pierzyny, paskudne baby z apetytem na twoje mięso, wreszcie tajemnicze „cienie”, które „przyjdą i cię zabiorą” – i są absolutnie dobrzy: słodkie jaroszki, osetyjskie księżniczki z opowieści babci (dziwnym trafem wszystkie wyglądają jak ty), są rodzice, którzy wydają się najsilniejszymi, najlepszymi ludźmi na świecie. Jeżeli coś stanie się tej idealnej, prostej dobroci, to działanie czarnych sił, to jest spisek i niesprawiedliwość – nic złego nie może się przydarzyć. Zakończenie historii ma być dobre, podłość ukarana, cnota nagrodzona. Dopiero wtedy możesz iść spać i śnić pięknym, czarno-białym snem.
Rozczulająca jest ta prostota. To chyba docenia się w dzieciach, tę śliczną naiwność, dzięki której wszystko znajduje szczęśliwe zakończenie – wszystko wydaje się możliwe. I z tym może najtrudniej jest dorosłym się pożegnać: z poczuciem, że świat może być cudownie prosty.
Ja wiem, że nie jest – ale nie wiem, czy umiem przyjąć to do wiadomości. To trudne, gdy nie urodziłam się od razu z chłodnym, analitycznym umysłem i letnim sercem. Wiem, że nie wiem nic. Być może też nic nie rozumiem. Najprawdopodobniej tak jest.
Ludzie są o wiele bardziej skomplikowani, niż mogę pojąć i mają uczucia bardziej zawiłe, niż potrafię sobie, z moim skromnym bagażem dwudziestu trzech lat doświadczeń, wyobrazić. Przed tym zawsze przestrzega mnie ojciec: nigdy nie wiesz, kim jest człowiek przed tobą, dlatego Tanya, na bogów, uważaj, nie bądź głupia. Nie każdy zasługuje na to, co chcesz mu dać. Myśl logicznie.
Więc może powinnam przestać się uśmiechać, bo robię z siebie idiotkę. Pewnie tak jest – pewnie Grisha myśli teraz, że jestem durna. Może nawet nie powinnam tak mu dawać tego uśmiechu, może to zły wybór, może pogarszam sytuację – dla niego i dla siebie.
Nie wiem o nim nic. Nie podejrzewam nawet, co mogłoby jego, roztrzęsioną górę, siłę natury przeklętą ludzkim uczuciem, sprowadzić na most w środku nocy. Gdyby spojrzeć na niego inaczej, mniej życzliwie, byłby tylko wyniosłym szlachcicem, któremu po kielichu odbiło i umyśliło mu się ratować obce dziewczęta z nieistniejącej opresji. Może Grisha jest tylko tym. Ojciec powiedziałby mi, że tak – tak rozsądniej założyć. Należałoby mi się teraz pożegnać się grzecznie i teleportować do domu ciotki.
Część mnie jest bliska tego rozwiązania. Dorosła część. Odpowiedzialna część. Rozważam to nawet przez moment: wtedy przecież nie byłoby dla mnie żadnego kłopotu. Mitrokhin najpewniej rano nie będzie nawet pamiętał, że się spotkaliśmy, co dopiero – o czym była mowa. Może tak trzeba zrobić. Może tak jest mądrze.
Chuycau – tyle może, powinnam i rozsądnie, a ja przecież wiem, że o tym, co należy zrobić, mogę tylko filozofować. W myślach rozważę każdą z opcji, spojrzę pod kątem, wyjdę z siebie, stanę obok i okiem obserwatora ocenię: głupia dziewucha i pijany bohater-samozwaniec – nikt i pan – dwoje nikogo. A ostatecznie i tak podejmę najmniej odpowiednią ze wszystkich decyzji, bo tak c z u j ę, że jest słusznie, bo ja chciałabym, żeby ktoś tak myślał o mnie: ze zrozumieniem, jak o człowieku. Bez wydawania wyroków.  
Gdy jest się dzieckiem, świat to czerń i biel, ale ludzie zawsze są biali. Jako dorosła tęsknię do niezachwiania, z jakim w to wierzyłam. Jako dorosła – zakładam to, ale dręczona wątpliwościami, czy serce, które wyciągnę, nie zostanie porażone piorunem. Co, jeżeli kiedyś naprawdę się zatrzyma i nie zechce bić dalej?
Wtedy będę się tym martwić. Nie dzisiaj.
Zaskoczona uśmiecham się szerzej. On mnie chce odprowadzać – jaki to miły gest. Patrzę na niego i wątpię, że naprawdę dojdzie do domu mojej ciotki, a potem jeszcze wróci do siebie, nie zaplątawszy się po drodze w uliczkach.
Petersburg nie jest bezpieczny, szczególnie w nocy. Jak zatem mam zostawić Grishę w tym mieście samego?
A gdzie ty mieszkasz? — pytam nagle. Żyję z braćmi: znam męską dumę, która nie pozwoli mu przystać na to, żebym to ja go odprowadziła. Muszę być sprytniejsza.
Grisha Mitrokhin
Grisha Mitrokhin
Most Egipski (K) L8NoPcA
Kisłowodzk, Rosja
29 lat
błękitna
bogaty
rzeczoznawca majątkowy, polityk
https://magicznarosja.forumpolish.com/t553-grigory-mitrokhinhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t560-grisha-mitrokhin#792https://magicznarosja.forumpolish.com/t564-grisha-mitrokhin#810https://magicznarosja.forumpolish.com/t569-elbrushttps://magicznarosja.forumpolish.com/t557-grisha-mitrokhin

Pią Cze 05 2020, 16:31
Tanya wydała mu się nagle wyjątkowo śliczna. Jak obrazek, jak figurka, przepiękna, ale nieprawdziwa. Nieprzystająca do życia. Tak naiwna, że to aż smutne, ale przecież jednocześnie nie miał wątpliwości o tym, jaka musi być dobra. Lepsza niż on, lepsza niż Mitrokhinowie o pousychanych, powykręcanych sercach. Może rozumiała po prostu rzeczy, o których oni już zapomnieli.
Grisha był już na nie zbyt ostrożny. Wcześnie stał się nieufny, dorastał szybko i bezwzględnie pozbywając się dziecięcych podziałów na dobro i zło, piękno i brzydotę, księżniczki i smoki. Kiedy żyje się wśród bestii budzących trwogę ludzi, przyzwyczaja się do nich i opiekuje ich młodymi trzeba wziąć poprawkę na definicję potworności. Piękne stają się żelazne kły, śmiercionośne pazury. Ogień wżerający się w drzewa i trawy, futra zwierząt i ludzką skórę staje się świętością większą od życia.
Dużo w życiu Mitrokhina było nie w takim porządku, jak powinno, ale przywykł do panującego w jego świecie układu i zamierzał pilnować go z należytą uwagą.
- Ja… – wzruszył ramionami, próbując naprędce uporządkować myśli. Nie wyszło mu jakoś spektakularnie. Nawet najprostsze pytania i odpowiedzi były zasnute mgłą, plątały się ze sobą, tworząc nieporozumienia, w które Grisha z pewnością nie uwikłałby się będąc trzeźwym i spokojnym. To oczywiste, mieszkał tam, gdzie od wieków było miejsce Mitrokhinów i tam zamierzał zostać do końca życia. Nigdy nie przeszło mu nawet przez myśl, by zorganizować sobie jakieś lokum w Petersburgu.  Gdyby nie spotkał dziś Tatiany, kręciłby się zapewne do rana po mieście, otrzeźwiał i dopiero wtedy wrócił do Kisłowodzka. Tam matka najchętniej zwymyślałaby go, że śmierdzi od niego wódką, ojciec wyśmiał go za szmacenie się nocami z polityką, ryk smoków z Elbrusa katowałby ciężką od alkoholu głowę, ale przecież byłby u siebie.
A Tanya, słodka Dolo, ona chyba wyobraża sobie, że zabrałby ją tam, do Wiecznej Wieży, do siebie.
Źle znosił przybycie obcych do Kisłowodzka. Kiedy Hersilia przyjechała tam, by zamieszkać z Mitrokhinami, wszędzie w domu czuł jej obecność. Wymykał się na świeże powietrze częściej, nie wiedząc, jak ma reagować na jej niepewność. On w Wiecznej Wieży żył jak nigdzie indziej, cicho i spokojnie, z pełnią swobody, na którą nie pozwalał sobie nigdzie indziej, a Hersilia stawiała każdy krok z obawą, jakby miała się pod nią otworzyć zapadnia w podłodze.
Wyobraził sobie, jak wśród mocnych czarnych murów czułaby się dziewczyna z pastwisk, na co dzień śpiąca między ścianami ze spróchniałego drewna, pod słomianym dachem. Nawet Asmat Aguzarov, którego znał i lubił ojciec Grishy, nie przychodził do państwa Mitrokhinów do domu. Większość ludzi przychodzących z miasteczka i okolic szukała swoich panów wokół posiadłości – zaczepiali ich na targach, podchodzili pod rezerwat, przerywali w modlitwach odmawianych na cmentarzu. Ale do Wiecznej Wieży bali się wchodzić.
- Wracam do Kisłowodzka.
Nie wyobrażał sobie miejsca, w którym Tanya mogłaby zostać w tym mieście. To nie było miejsce dla niej, w jasno podzielonym umyśle Mitrokhina należała do okolic rodzinnych, dobrej i spokojnej ziemi, do której Grisha wracał, gdzie odpoczywał. Była kolejną odrobiną dobra, której obecność rozjaśniała okolice Kisłowodzka, była piękna i prosta, dokładnie taka, jaką być powinna. Miasto zepsułoby ją, pożarło, udusiło i przepoczwarzyłoby w kobietę głupią, słabą i nudną.
Nie powinno go obchodzić, co stanie się z Tatianą Aguzarovą. Nie powinno skręcać go na samą myśl, że odchodzi od niego sama, a potem szuka swojej drogi w ciemnych uliczkach. Nie powinien nadal myśleć, że lepiej byłoby jej w domu, nawet w jego domu, który kochał bezgranicznie, wynosił na piedestały, chociaż w rzeczywistości był ciemną i zimną twierdzą pogrążoną w martwej ciszy. Ludzie mijali się tam bez emocji, bez dotyku, bez ciepła.
Lisa też była młodą, naiwną dziewczyną, ale ona urodziła się w Wiecznej Wieży, umiała w niej żyć, bronić się przed jej ogromem. Gdyby Tanya tam trafiła, dom Mitrokhinów mógłby wchłonąć ją tak samo jak wielkie, zepsute miasto.
- Mogę zabrać się ze sobą, wrócisz do domu rodziców.
Tanya Mitrokhina
Tanya Mitrokhina
a ja szumię, a ja lubię, a ja kocham, ja się czubię
Kisłowodzk, Rosja
23 lata
czysta
bogaty
żona
https://magicznarosja.forumpolish.com/t700-tatiana-aguzarovahttps://magicznarosja.forumpolish.com/t786-tatiana-aguzarova#2189https://magicznarosja.forumpolish.com/t787-tatiana-asmatovna-aguzarova#2190https://magicznarosja.forumpolish.com/t783-salomon#2163https://magicznarosja.forumpolish.com/f128-dom-aguzarovow

Sob Cze 06 2020, 19:32
Nie umiałabym opuścić Kisłowodzka. Nie wyobrażam sobie tego – ale daleko mi od stwierdzenia, że miasto mogłoby kogokolwiek zepsuć. Miasto nie psuje – nie sądzę, by istniały miejsca zupełnie złe, na pewno nie. Nie ma już czerni i bieli, nie ma dobrej wsi i złej cywilizacji, mojej najlepszej kultury i zepsutej, zakłamanej kultury cudzej. Nic nie jest proste.
To napawające nadzieją i przerażające zarazem – bo skoro świadoma jestem, jak wiele jest odcieni szarości w życiu, to utrata siebie wydaje się rzeczą najprostszą ze wszystkich na świecie. Ojciec każe mi być rozsądną, babka – nigdy nie tracić czucia. Przestrzega mnie, że można je stracić łatwo, zbyt łatwo, ale ja nie wiem, jak, a ona nie ma odpowiedzi.
Odkryć, że twoje serce jest już suche, zimne, twarde, że nie b i j e – nic bardziej mnie nie przeraża. Ale jak ono się zatrzymuje? Skoro nie mam gwarancji na to, że bić będzie, gdy będę trzymać się bieli, bo bieli nie ma – to jak ochronić coś tak cennego?
I czy naprawdę nie można tego odzyskać, kiedy się to straci?
Gdybym mogła zadawać bogom pytania, nigdy bym się nie zamknęła. Ale oni nie mają w zwyczaju odpowiadać – więc jestem z tym sama, jak każdy inny człowiek na ziemi. Dziś czuję się wyjątkowo dziwnie, dręczą mnie wątpliwości. Jest noc – pora sprzyja uprawie brzydkich myśli, rozdrapywaniu ran, budzeniu demonów – i jestem daleko od domu, stęskniona za ciszą i pewnością, w której trwają góry. W mieście wszystko staje się dla mnie zbyt skomplikowane, zbyt chybotliwe.
I w takim momencie spotykam człowieka, który widział Kaukaz, wieczny, piękny, nieporuszony ani ludzkim krzykiem, ani milczeniem. Jakie dziwne potrafią być przypadki.
Boję się, a najbardziej boję się siebie. Patrząc w te ciemne, zimne oczy Grishy – czarna otchłań, w której można utonąć – zastanawiam się, czy on też może się siebie bać. I, fascynująca myśl, zastanawiam się, czy gdyby opowiedział mi o swoim strachu, odkryłabym, że jest dokładnie ten sam. Chciałabym to wiedzieć – choćby dlatego, żeby rozstrzygnąć, czy to ja jestem naiwną wariatką, czy życie czyni nim każdego.
Ale to wszystko jest przecież nieważne, bo dziś jest postanowione i sercu, które jeszcze bije, nie mogę nic rozkazać. Dziś robię jeden krok w stronę czucia i jeden krok od rozsądku. Ani to dobrze, ani to źle.
Och, wracam tam za parę godzin — mówię. Mam już bilet – ale nie mam pojęcia, jak Grisha zamierza się tam dostać. Rozważam, jakie opcje może mieć na myśli (na to pytanie, w przeciwieństwie do tych, które mogłabym zadać, istnieją odpowiedzi). Teleportować się nie ma sensu, to zbyt długi dystans, poza tym – w jego stanie prędzej by się rozszczepił i do Wiecznej Wieży dotarłaby jego jedna czwarta. Iść pieszo… Cóż, może by się dało. Długie ma nogi, rzeki by przeskoczył, ale nie wiem, czy ma na to czas, siły i mapę. Najprawdopodobniej brzmi pociąg, ale najbliższy jest dopiero o ósmej. Mam się nim wybrać. Wciąż: on musi gdzieś się podziać do tego czasu.
Może naprawdę Grisha ma jakiś konkretny plan, ale boję się go zostawiać samemu sobie. Pijani i samotni ludzie miewają głupie pomysły.
On jest napity, a przede wszystkim: jest tutaj zupełnie sam. Jak ja.
Mam prośbę — zaczynam niewinnie. Matka zawsze mi mówi, że jak bym chciała, to krowie sprzedałabym skisłe mleko. Teraz więc uśmiecham się nieśmiało, starając się być przekonująca. — Muszę wrócić do mojej cioci. Wróć ze mną, proszę, boję się. — I tak chciałeś mnie odprowadzić, prawda? Nie zostawisz mnie chyba w potrzebie, bohaterze zbłąkanych, osetyjskich owieczek? — Poczekamy u niej i rano wrócimy do Kisłowodzka pociągiem o ósmej.
Nie pozwolę, żeby Grisha się teraz snuł samotnie po mieście, robiąc bogowie-wiedzą-co, w zimnie, szukając drogi powrotu do Kisłowodzka. Wyobrażam go sobie: samego, jedną, wysoką postać wśród jeszcze wyższych budynków, otoczonego ciemnością i ponurym milczeniem, stawiającego niepewne kroki w śniegu – i wiem, że nie mogłabym, nie wybaczyłabym sobie, gdybym go teraz puściła. Nie ma takiej możliwości. U cioci Mahnaz przynajmniej jest ciepło, bezpiecznie – zdrzemnie się chociaż, wytrzeźwieje. A potem zrobi, co chce.
Nawet wróci ze mną, jeżeli takie ma życzenie.
Grisha Mitrokhin
Grisha Mitrokhin
Most Egipski (K) L8NoPcA
Kisłowodzk, Rosja
29 lat
błękitna
bogaty
rzeczoznawca majątkowy, polityk
https://magicznarosja.forumpolish.com/t553-grigory-mitrokhinhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t560-grisha-mitrokhin#792https://magicznarosja.forumpolish.com/t564-grisha-mitrokhin#810https://magicznarosja.forumpolish.com/t569-elbrushttps://magicznarosja.forumpolish.com/t557-grisha-mitrokhin

Sob Cze 06 2020, 22:08
Jak to się stało? Urodzili się o kilkanaście kilometrów od siebie, w odstępie kilku lat. Według rachunków Grishy –a Grisha uwielbiał prowadzić rachunki; rachunki są proste, są podstawą zasad – było ich między nimi pięć, może siedem. Na pewno nie więcej niż dziesięć, Tanya musiała więc być już dorosła. Dlaczego więc nadal wydawała mu się bezbrzeżnie dziecinna, swobodna w sposób, który jemu od dawna nie był dostępny?
Może po prostu Grisha zapominał, że sam jest jeszcze bardzo młody, a dorosłość nie musi się równać starości serca i umysłu. Odkąd po raz pierwszy zobaczył, może w surowych oczach ojca, a może w straceńczym letargu, w jaki popadał Dimitry, jak łatwo może żyć człowiek, który uśpi w sobie nieposłuszne emocje, zatruje je i odrzuci w tył, zapragnął nauczyć się robić to samo. I stał teraz na środku mostu w pustym mieście, w ostatniej godzinie przed świtem, zaledwie dwudziestoośmioletni i już skamieniały, nieżywy, obojętny jak góra.
- Słucham. – zachęcił ją do mówienia, przeczuwając już, że zdołał postawić na swoim, a Tanya poprosi go tylko, żeby nie budził Aguzarovów z zasłużonego odpoczynku po pracy lub wspomni nieśmiało, że potrzebuje jeszcze czegoś z miasta, by on mógł jej to załatwić. Postanowił, że będzie dziś bohaterem i wszystko interpretował w kategorii realizacji tego zamiaru.
Przypomniał sobie, jak stali razem nad studnią w Usadach. Świeciło słońce, Grisha uśmiechał się nieco łatwiej, naturalniej. Największym problemem, jaki spadł mu na głowę w ciągu tamtych kilku godzin to wiadro zimnej wody. Bogowie, jakże się wtedy zawstydził, a to przecież nie miało znaczenia. Z każdym kieliszkiem, jaki wypijał dziś wieczór w ciepłym świetle świec zdobiących barowe stoliki rzeczy miały coraz mniej znaczenia.
Więc chciała, by odprowadzić ją do ciotki. Tak, to logiczne, to może zrobić, to dobry kompromis. Jeździła pociągami między Petersburgiem i Kisłowodzkiem; kiedy Grisha zdał sobie z tego sprawę, szeroko otworzył oczy ze zdziwienia. A potem odpowiedział sam sobie – jeździ pociągiem, bo mieszka w rozpadającej się chatce, jednej izbie, gdzie nie ma kominka, który można by podłączyć do sieci Błysk. Nie pomyślał nawet, jakie to utrudnienie, zawsze przejmować się podróżą. Jemu wystarczała garść proszku i kominek, który mógł znaleźć choćby w hotelu. W odwodzie były też domy znajomych, w każdym czekał na niego pokój gościnny przeznaczony specjalnie dla kolegów męża, ojca, brata, którzy nie dadzą rady wrócić do swojej rezydencji na drugim końcu Rosji. Między Mitrokhinami a Romanovami nie było przyjaźni, ale z „Europy” nikt by go nie wyrzucił, nawet gdyby wtoczył się tam teraz i bełkocząc zażądał pokoju na kilka godzin.
- Nie bój się. – Grisha nienawidził tego miasta, ale w razie potrzeby potrafiłby nad nim zapanować. Odnaleźć się w sytuacji i w gąszczu ulic. Czuł wstręt i zmęczenie, ale nie strach. Od dawna już nie strach. – Pójdę z tobą, gdzie zechcesz, musisz mi tylko powiedzieć, gdzie ciocia mieszka.
Zżymał się. Pójdzie tam, bo obiecał, ale nie zostanie, postanowione. Zostawi Tanyę pod drzwiami, jeszcze popatrzy na nią, na zziębnięte policzki i włosy poszarpane wiatrem, i odejdzie w swoją stronę. Był już i tak za blisko granicy iluzji. Są zasady, dla Grishy świat tamtych ludzi nie istnieje. Mogą przyglądać się sobie z oddali, przez szyby, czasem usłyszeć skrawek rozmowy, ale wkraczać na ten obcy teren całym sobą, stawać się gościem, mieć wobec przypadkowej kobiety dług wdzięczności – tak nie może być. Powinno być odwrotnie, to on powinien odstępować puste pokoje w swoim granitowym pałacu, być wspaniałomyślnym gospodarzem. Nie potrafił tak, ale do tego się urodził, miał to zapisane w genach. Nie pijackie sny na wytartej wersalce.
Przemilczał swój zamiar. Wiedział, że kiedy odmówi wejścia do mieszkanka jej ciotki, grzecznie lecz stanowczo, Tanya zrozumie, że jest już za późno na przepychanki, że wkroczyłaby na nieodpowiedni poziom spoufalania się z panem Mitrokhinem, gdyby skrzyczała go na wycieraczce. Jeszcze godzinę temu brzydził się tytułem pana, teraz rozpaczliwie sięgał po niego, by skryć się za nim w chwili zakłopotania. To nie ma znaczenia. Wyciągnął ku Tanyi rękę, oferując ramię jak oferuje się damom, nie pastereczkom z wiejskich domków. Gest ten może i wyda się jej przestarzały, śmieszny nawet, ale dla Grishy był zupełnie naturalny, zwłaszcza Grishy pijanego i zagubionego w myślach o kontrastach społecznych.
Dlaczego, dlaczego, do cholery jasnej, nie mógł po prostu myśleć, jakie drobne i zaskakująco ciepłe dłonie ma dziewczyna, którą musiał zabrać do domu.
- Chodźmy, na pewno jest ci zimno.

Grisha i Tanya z tematu
Sponsored content


Skocz do: