|
|
|
|
|
|
Wto Maj 05 2020, 19:22 | | Bar „Pod Mchem” Średniej wielkości bar prowadzony przez małżeństwo – Klimenta i Zarię, mających około czterdzieści lat. Lokal istnieje od przeszło dwóch dekad, zaś stali bywalcy doskonale pamiętają jak wyglądał na początku. Bo oprócz odświeżenia kolorów wystrój nie zmienił się w znaczący sposób. Bar znajduje się w magicznej części miasta. Banalna nazwa lokum wzięła się z tego, że kamienica okryta jest mchem. Winorośla będące nad wejściem do „Pod Mchem” pełnią funkcję szyldu i o nocnej porze świecą się nienachalnie, ale zauważalnie dla przechodniów. Od wejścia przede wszystkim można spotkać się z roślinami i czystym powietrzem, przez co niektórzy mogą męczyć się z chwilowym bólem głowy. Ten jednak szybko mija. Pomieszczenie jest średnio oświetlone. Gdzieniegdzie panuje półmrok, a dobudówka za kamienicą jest we większości oszklona. W sezonie letnim przez rośliny przebijają się promienie słoneczne. Na lewo od wejścia jest podłużny bar, przy którym siedzi małżeństwo. Często rozmawiają, zwłaszcza Zaria w temacie zielarstwa i alchemii, natomiast Klim mógłby podyskutować o urbanistyce, jak i polityce. Przy ladzie znajdują się stołki. Za barem zaś jest przejście do toalet, jak i palarni, w jakiej umieszczone zostały rośliny, dzięki którym powietrze jest oczyszczane. Po prawej stronie są stoliki z wygodnymi siedziskami, zazwyczaj na jeden stół przypadają cztery krzesła; istnieje jednak możliwość dostawienia. Muzyka w tle nie przeszkadza rozmowom, zaś mech w drewnianych ramkach zdobi ściany. Różnokolorowe konfiguracje poruszają się ledwo zauważalnie i świecą w ciemnościach. W lokalu można trafić wyłącznie na rodzime alkohole. Nie znajdzie się trunków, które popularne są na Zachodzie; właściciele też zaprezentują drinki swojego autorstwa. W ofercie dostępne są bezalkoholowe napoje ciepłe i zimne, różne przekąski, choć niekiedy można trafić na sezonowe przysmaki. „Pod Mchem” odwiedzany jest przez osoby z wyższych sfer, a ktokolwiek mający zbrodnie za uszami nie jest mile widziany. W tym temacie nieobowiązkowo możesz rzucić kością k6. 1, 2 – wraz z wejściem do baru, odczuwasz ból głowy spowodowany intensywnym zapachem roślin, który mija po dwóch kolejkach; 3, 4 – nie dzieje się nic; 5, 6 – trafił ci się rabat – wszelakie napoje i przysmaki, dwa w cenie jednego!
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Wto Maj 05 2020, 19:25, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Wto Maj 05 2020, 19:24 | | 8 styczeń Rzadko gościł w barach. Pod mchem miało jednak swój urok. Bywał tu na tyle często, aby para właścicieli go kojarzyła. Prawdopodobnie był jedynym klientem, który zamawiał schłodzony kwas chlebowy. Oferta smakowa była niezwykle bogata. Śliwka, żurawina, cytryna, malina... Lubił wiśnię. Lata temu zabrał go tu przyjaciel, Teofil. Botanik z zamiłowania, salowy w Hotynce z braku lepszego zajęcia. Z roślinek nie potrafił wyżyć, a żona z sześciorgiem dzieciaków nadwyrężała domowy budżet. Romanov pomagał na tyle na ile było to akceptowalne przez drugą stronę. Dzisiaj zaprosił Teofila na piwo. Postawił mu obiad i pociągnął za język. Bliny ze słodką konfiturą i soljanka z kaparami. Nie powodziło się za dobrze Teofilowi, ale nie tracił pogody ducha. Z wręcz dziecięcym entuzjazmem opowiadał o nowym szczepie rośliny doniczkowej, już mniej chętnie o Alinie i swoich pociechach. Najmłodsza, Valeria znowu zaczęła chorować. Piotr obiecał, że jeszcze dzisiaj do niej zajrzy i przebada. Zawsze to jakaś nadzieja, choć myśli Romanova krążyły wokół nowego ogniska tajemniczej choroby. Musiał o tym porozmawiać z Heleną i zalecieć jej środki ostrożności. Kiedy zegarek na ręce wskazał szesnastą, Teofil odstawił pusty kufelek i obwieścił powrót do domu. Długo wzbraniał się przed wzięciem pieniędzy od Piotra. W końcu uległ, czując się podle. Był już winien ponad dwa tysiące rubli, a końca potrzeb nie było widać. Łapał się każdej fuchy. Sytuacja w Hotynce pozbawiała go dochodu. Po wyjściu przyjaciela, Piotr pogawędził z właścicielką. Podpytał o pielęgnacje ziół hodowanych w doniczkach na parapecie, o zdrowie nieobecnego męża i o tym jak się powodzi. O to, że nie ma szans na przepis na bliny już wiedział. Dopytywał przynajmniej raz na miesiąc i bezskutecznie. Zamówił ostatnią szklaneczkę schłodzonego zakwasu i wrócił na swoje miejsce. Przytulny kącik z widokiem na ulicę. Rabat zachęcał do dłuższej posiadówki.
Ostatnio zmieniony przez Piotr Romanov dnia Wto Maj 05 2020, 19:30, w całości zmieniany 2 razy |
| |
|
Wto Maj 05 2020, 19:24 | | The member ' Piotr Romanov' has done the following action : Kostki
'k6' : 6 |
| |
|
Wto Maj 05 2020, 21:51 | | / Lena Zaria spędzała właściwie całe dnie w barze. Nie tylko ze względu na dobre prosperowanie lokalu. Lubiła towarzystwo swoich klientów, z którymi nierzadko wdawała się w różnorakie dyskusje. Ponadto jej potrzeba opieki nad roślinami była wystarczająco silna. Ot, traktowała je właściwie jak swoje dzieci. Romanovowi pozostała wyobraźnia, że w mieszkaniu właścicieli jest podobny mini ogród botaniczny. Kobieta wcześniej obserwowała zebranych. Przywitała się z Piotrem i Teofilem, z którym postanowiła umówić się na inny dzień w związku z zielarskim problemem. Dzięki takiej branży miała możliwość nawiązania kontaktów, które mogą przydać się jej w przyszłości. I nie, Piotrowi znowu nie udało się zdobyć przepisu na bliny. Kobieta posłała ciepły uśmiech, bo ponowna pochwała dania, które przyrządziła, była czymś miłym. A to zawsze było dobrze słyszeć. Żartobliwie nawet powiedziała, że nie chce stracić stałego klienta, więc nie może sobie pozwolić na zdradę receptury. Była przy tym i szczera, i sympatyczna. Poza tym podziękowała za dopytywanie o zdrowie. Klim był nieobecny ze względów osobistych w postaci lekkiego przeziębienia, acz niezwiązanego z dziwnymi doniesieniami z Hotynki. Wróciła jednak do tematu i pokrótce Piotrowi opowiedziała o pielęgnacji roślin doniczkowych. Zagadnęła przy okazji czy myślał o czymś konkretnym. Jeśli wskazał jakiś gatunek - to dopowiedziała temat, nie chcąc pozostawić Romanova z niezaspokojoną wiedzą. Kocur, siedzący na wolnym krześle, leniwie sunął ogonem po materiale i obserwował właścicielkę i klienta. Gdy psychiatra odszedł od lady, Zaria wróciła do przyrządzania kolejnego soku. Na ulicy Piotr mógł wypatrzeć spacerowiczów. Lekki wiatr huśtał winoroślami przy końcu szyby. Szamotał też zaschnięte gałązki, które w postaci krzewów w sezonie letnim ozdabiały wejście do baru. Ludzie szli pospiesznie. W parach, w pojedynkę, może nawet i rodzinka się znalazła. Na pewno ktoś przemknął z pupilem, zostawiając za sobą smugę dymu nikotynowego. Jedna z postaci zatrzymała się przed wejściem, wpatrując się intensywnie w szybę, za którą siedział Romanov. Gdyby to go zastanowiło i zechciał zerknąć przez ramię to faktycznie ujrzałby jakiegoś klienta wczytanego w mugolski brukowiec. Nagle przed Piotrem pojawiła się jakaś kobieta. Poinformował o tym chociażby szelest kurtki ze złotawym podszyciem. Długi szal oplatał jej szyję, a dość mocny makijaż zwracał uwagę na szare tęczówki, które intensywnie wpatrywały się w Romanova. Wygląd wskazywał na to, że była w podobnym wieku co Piotr. Może parę lat starsza. Miała jasnobrązowe włosy sięgające jej ramion, lekko pucołowate policzki aktualnie były zaróżowione przez zimno. Niewielka, ciemna torebka wisiała na jej lewym ramieniu. — Och, to pan! — jej usta zaraz rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu. Głos miała cichy, choć wyraźnie podekscytowany. |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Sro Maj 06 2020, 20:40 | | Dał sobie jeszcze kwadrans nim opuści przyjemne ściany baru. Poza jedzeniem i napojami, lubił przychodzić tu dla świeżego powietrza. Dla kogoś niezaznajomionego z tematem mogło się to wydać dziwnym stwierdzeniem. Miał swoją teorię na temat tego miejsca, która dotyczyła podziemnych żył energii. We właściwych rękach, a dokładnie różdżce - z takim miejscem można było zdziałać cuda. Kliment i Zaria niechętnie wypowiadali się na ten temat, ale uparcie drążył. Zupełnie jak w chwili, gdy chciał otrzymać przepis na bliny. Ilość roślin oraz ich bujny wzrost zdawał się potwierdzać teorię Piotra. W głowie czarodzieja pojawiła się myśl żeby zaprosić Helenę przy najbliższej okazji na szklaneczkę zakwasu lub filiżankę prawdziwego rosyjskiego czaju. Przynajmniej nie miał wątpliwości, że lokal spodoba się kobiecie. Rodzice wykazali się niezwykłą intuicją dobierając do niego Helenę (o ile to nie Wrońscy dobrali jej Piotra). Nie różnili się zbyt drastycznie w swoich poglądach na życie i mieli zgodne zainteresowania. Brakowało jeszcze czasu, aby zapytać o brudzenie rąk, ale wykonywany zawód dawał jasne przesłanki w tej kwestii - Helena nie brzydziłaby się usiąść przy nieco podniszczonej ławie i nie krzywiłaby się na widok gąsienicy lub dżdżownicy, która czasami wypadała z doniczki nad głową klientów baru. Stan cywilny i żona nigdy nie zaprzątały Piotrowi zbyt długo głowy, ale gdy już się w niej pojawiała ta kwestia to nie chciał salonowej lwicy. Cenił sobie spokój i brak dramatów, jakich rodzinie dostarczał Dimitri wraz z każdym podejrzeniem o coraz zuchwalsze romanse. Wszystko to w cieniu żony i dwójki dzieci. Otwarcie potępił starszego brata, czym naraził się członkom własnej familii. Taki był właśnie ten świat. Dlatego, cieszył się z takiej narzeczonej jaką miał. Nawet jeśli w wielu kwestiach zostanie przegadany to jakoś to przeżyje lub odwdzięczy się esejem na temat październikowej rewolucji czytanej na głos. Pociągnął łyk musującego napoju, kiedy to z rozmyślań o Helenie wyrwał go obcy głos. Zamrugał i odruchowo przybrał uprzejmy wyraz twarzy. To ja. Wyglądało na to, że jest znany kobiecie. Poczuł się głupio, bo kilkukrotnie niestety zdarzało mu się, że o kimś zapominał. Szczególnie, gdy znajomość rozwlekała się na kilkuletnie przerwy w spotkaniach. — Przepraszam, znamy się? — zapytał, utrzymując w ryzach swoje nieposkromione emocje. Nie przypominał jej sobie, zdecydowanie. Chociaż te oczy i zadarty nosek.... Nie, zdecydowanie nie. |
| |
|
Czw Maj 07 2020, 00:51 | | Niewykluczone, że jego narzeczona mogłaby speszyć się tak pozytywnymi myślami, które zaprzątały umysł Piotra. Delikatny uśmiech Nieznajomej zdecydowanie się rozpromienił. Nie speszyła się skołowaniem Romanova, mimo że jego spojrzenie wyraźnie wskazywało na to, że nie wie, z kim rozmawia. Być może byłaby w stanie podzielić jego zdezorientowanie w takich sytuacjach. Patrzyło się na twarz, którą można było skojarzyć, ale nie można było przypisać do niej godności. Czasem okazywało się, że była to najzwyklejsza pomyłka, a dana sylwetka jedynie aż za bardzo kogoś przypominała. Poza tym, Romanov mógł odnieść wrażenie, że kobietę nie tyle, co znał, a po prostu widział. Mógłby to zrzucić choćby na miejsce pracy, bo nawet jeśli zazwyczaj okupuje piętro psychiatrii, to pewnie wiele razy był wezwany na pozostałe oddziały. Lub przynajmniej przemierzał przez nie w towarzystwie ordynatora, pacjenta czy kogoś wizytującego i innych postronnych osób. Niekiedy był zobowiązany do stawienia się, ażeby przeprowadzić konsultację czy wstępne badanie po bardziej dramatycznych wydarzeniach. Wciąż jednak nie miał tej pewności, która u wielu osób wywoływałaby narastające rozdrażnienie. — Ach, to naprawdę nic dziwnego! — Nieznajoma zaraz machnęła ręką, sięgając do swojej kurtki, a następnie szalika. To pierwsze rozpięła, że poły zaraz odsłoniły sweter w kolorze brudnego różu. Szal zaś odsłonił bladą szyję z ozdobą w postaci ażurowego, plastikowego chokera, jakie można było zobaczyć u wielu nastolatek czy młodych kobiet. — Pan mnie nie zna, zapewne jak wielu oglądających serial z panem. Ale ja czy ci inni od razu pana jesteśmy w stanie poznać — zaszczebiotała wesoło. Zuchwale zajęła miejsce przed Piotrem. Przesunęła na bok lampkę. Snop światła zmienił swoje położenie i padał na szklankę zakwasu. Promień odbijał się dalej, na podłogę. — Co prawda, zdaję sobie sprawę, że pewnie pan nie może przekazywać żadnych informacji, bo kontrakty, te umowy ustne, pisemne czy choćby malowane... — zachichotała. — Ale, panie Volkov, mógłby pan zdradzić czy w następnej serii pojawi się Kozlov i Titova? Nie są może zbyt bystrzy na ekranie, ale przyjemnie się ich ogląda. A pan, jako detektyw, zapewne będzie musiał ich wyśledzić! Nabrała powietrza, gotowa na to, żeby się rozgadać. Jednocześnie zaczęła grzebać w swojej lichej torebce, którą położyła na blacie stołu. Piotr mógł dojrzeć portfel z czerwonej skóry, jakieś papiery i pergaminy, a także krem do rąk. |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Czw Maj 07 2020, 23:46 | | Spotkanie zaczynało być niepokojące. Wewnętrznie przekonywał się o pomyłce, ale bijąca pewność siebie od Nieznajomej sprawiała, że poddawał to wątpliwości. Umysł nie ustawał w próbach przypasowania twarzy do godności. Kobieta nie wyróżniała się niczym, co mogło pomóc. Mogła to być któraś z pielęgniarek w Hotynce, dama z przyjęć lub znajoma rodziny. Dlatego Piotr skapitulował, nie widząc sensu w dalszym forsowaniu swojej pamięci. Uśmiechnął się z grzeczności. Fakt faktem, niekiedy wzywany był na pozostałe oddziały. Głównie jako negocjator, pocieszyciel lub ktoś kto miał przekazać złą nowinę. Nie lubił tego ostatniego. Uniósł brwi, nadając twarzy zdziwionego wyrazu. Entuzjazm kobiety zadziwiał. Nic dziwnego skoro Nieznajoma brała go za gwiazdę serialu. Problem, że nie wiedział co jest serial. — Yyy — było to nieeleganckie z jego strony. Patrzył na nią i nie wiedział co powiedzieć. Sytuacja wydawała mu się bardzo absurdalna. — Ci inni? — powtórzył za nią zagubiony. Cofnął głowę, gdy Nieznajoma zaczęła sobie odważnie poczynać. Spojrzał w stronę baru, jakby Zaria miała przyjść z odsieczą. Kobieta mówiła i mówiła, a w Romanovie rosło pragnienie zamknięcia jej ust i wcale nie chodziło tu o romantyczny pocałunek. To spróbuje zastosować na Helenie. Uniósł dłoń w geście stopującym. — Pani mnie chyba z kimś myli — wygłosił swój protest, okraszając to uśmiechem. Zaczynało mu świtać co to może być serial. Kino znał, określenie ekranu również. Kim była kobieta przed nim siedząca? Pochodziła z mugolskiej rodziny? — Lubię kryminały, ale detektywem nie jestem. Ani nie nazywam się Volkov droga pani. Kątem oka zdążył zauważyć portfel z czerwonej skóry, który zalecono kobietom i podobno przynosił im szczęście w finansach; papiery, których nie potrafił rozczytać i krem do rąk. Podobny widział u swojej siostry. Obracał palcami szklaneczkę. Uwagę kobiety mógł zwrócić sygnet. |
| |
|
Sob Maj 09 2020, 00:30 | | Kobieta parsknęła. — Ci inni to mam na myśli fanów, którzy chętnie oglądają serial z panem, panie Volkov — taka padła odpowiedź z jej strony. Nieznajoma naprawdę zdawała się być wielce przekonana co do tego, że się nie pomyliła i faktycznie rozmawia z aktorem o statusie celebryty z jednego ze znanych serialów, które niekiedy miały swoją emisję w MagiTV o porach, gdy nie było multum wiadomości, streszczeń z wydarzeń czy, co ostatnio bywało najczęściej, programów wyborczych kandydatów. Te akurat starała się ignorować, już wcześniej doskonale wiedząc, kto otrzyma jej głos. Można by było nawet zgadnąć. Może Piotr się tego podejmie? O ile nie zostanie zagadany na śmierć. — Ależ skądże znowu — odparła, nie zauważając tego gestu, jako że wciąż grzebała w swojej torebce. Jak na coś tak małego zdawała się być pakowna. Być może był to jeden z tych magicznych egzemplarzy, w których można było pomieścić od groma i ciut, ciut. Albo miała po prostu taki burdel, że nie potrafiła się w nim odnaleźć. Nie było to na tyle istotne, żeby musieć prowadzić dywagacje na ten temat. — Zdaję sobie sprawę, że pan się tak nie nazywa. To w końcu nazwisko bohatera serialu. Detektywa, który zapragnął poprowadzić sprawę dotyczącą znikających osób, nie wiedząc czy te wyjechały, czy zostały uprowadzone przez jakieś siły. Zaangażował więc pan niewielką grupę... W każdym razie, po prostu łatwiej w ten sposób zwrócić uwagę niż żeby krążyć po faktycznym nazwisku, skoro mnie pan nie zna. Tak to od razu będzie pan wiedział, z jaką sprawą... — zaśmiała się, posyłając Piotrowi ciepły uśmiech. Nie dokończyła jednak swojej wypowiedzi, ale reszty zainteresowany mógł się domyśleć. — Aha!Pełen triumfu głos nie zwrócił uwagi nikogo postronnego. Nawet Zarii, która nie patrzyła w stronę Romanova, zajęta obsługą kolejnego klienta. Ten stukał bezwiednie palcami w blat w oczekiwaniu na zrealizowanie zamówienia przez właścicielkę baru. Z czeluści torebki kobieta wyciągnęła dwa papiery. Jeden był gazetą ze stroną wywiadu, gdzie faktycznie aktor potwierdzał, że lubi czytać kryminały i między innymi właśnie dlatego zdecydował się na tę rolę w serialu. Wspominał także o tym, że uwielbia kajakarstwo, a i kiedyś próbował swoich szans w Quidditchu, jednak podwójnie złamana noga zniechęciła go wystarczająco. Wolał udawać. Drugi skrawek okazał się zdjęciem przedstawiającym wspomnianego Volkova. Piotr obiektywnie mógł potwierdzić, że faktycznie jest jakieś podobieństwo; podobny kolor włosów, równie prosty nos, całkiem sympatyczne oblicze. Przede wszystkim wyróżniał się ciemny zarost, jak i dość swobodny ubiór w postaci luźnych koszul, które nijak nie pasowały do elegancji. Zaraz kobieta podsunęła pióro wieczne. — Czy mógłby się pan podpisać? — zagadnęła, zerkając na twarz Piotra. Mimika nieznacznie się u niej zmieniła. Opuściła spojrzenie na jego sygnet i zamilkła w oczekiwaniu na jego reakcję. |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Nie Maj 10 2020, 19:02 | | Upór kobiety był godzien podziwu. Nieprzerwanie mówiła, grzebała w torebce bez dna i nie dawała mu tym samym dojść do głosu, albo raczej nie słuchała tego co mówił. Spostrzegawcza osoba szybko zrozumiałaby swój błąd. Romanov nie wyglądał na celebrytę, który wstydzi się tego, że został przyłapany w barze na piciu zakwasu chlebowego. Nie przywykł do takiego zainteresowania, a było ono podobne do tego jakie okazywali mu znajomi w pracy w związku z ogłoszonymi w gazecie zaręczynami. Ponownie zerknął w stronę lady za którą nie było Zarii. Musiała przejść na zaplecze. W pomieszczeniu nie było zbyt wielu gości, a wszyscy i tak byli zajęci sobą. Słuchał i słuchał damskiego wywodu pełnego zapału. To było... Godne podziwu, naprawdę. Przyjemnie się patrzyło na kogoś tak zaabsorbowanego. W Piotrze powoli zaczęła gościć zawodowa ciekawość. Z zainteresowaniem spojrzał na wywiad jakiego udzielił aktor i ostatecznie na fotografię, którą wziął do ręki. Mężczyzna ze zdjęcia był faktycznie podobny, mieli nawet taki sam kolor oczu. Różnił ich jedynie zarost i preferencja luźnego ubioru. Odchrząknął i spojrzał na Nieznajomą. — Jak już mówiłem, to pomyłka. Jesteśmy podobni, ale nie jestem aktorem, a lekarzem — powiedział. Bił od niego spokój, więc przynajmniej kobieta nie poczuje się aż taką idiotką. Mógł na nią nakrzyczeć i zrobić scenę, ale taki nie był. Zakłopotała go na początku, teraz nabierał pewności. — Proszę usiąść, wygląda pani blado — dodał, wyraźnie zmartwiony. Zbladła jakby Piotr obwieścił, że zmarła jej matka lub ojciec. Przesunął fotografię po blacie w stronę Nieznajomej, obserwując ją fachowym okiem. Pojawiła się Zaria. Piotr poprosił ją o szklankę wody. — Napije się pani to od razu lepiej się pani poczuje. |
| |
|
Pon Maj 11 2020, 22:06 | | Przez umysł Piotra mogło przemknąć wiele myśli: czy ta Nieznajoma miała taki zapał i zaangażowanie, gdy mówiła o czymś innym? Uwielbiała dyskutować o serialach? Czy to są jej zainteresowania? Czy jest chora? Czy świadomie ignoruje lub tak jest nakręcona, że nie zwraca na to uwagi? Aż w końcu - czy jej słowotok kiedyś się skończy?
- wszystko to mogło rozbrzmieć w jego głowie. Zwłaszcza że mężczyzna tym się zajmował. Niewykluczone, że chciałby, aby niektórzy jego pacjenci byli na tyle chętni do rozmowy. Pewnie część terapii stałaby się o niebo łatwiejsza... W każdym razie, Nieznajoma kobieta zdawała się uspakajać. Ot, jakby sygnet na palcu Piotra był wystarczającym detalem, który wybił ją z pantałyku i dał jej do myślenia. Wtedy udało mu się wykorzystać szansę i powiedzieć coś więcej, licząc przy tym na to, że nie zostanie znowu zlekceważony. Kolejne razy mogłyby już nie wzbudzać tyle podziwu, co przede wszystkim irytację i frustrację. Mało kto lubił rozmawiać do ściany. Tym bardziej, jeśli doskonale wiedział, w czym był problem. Całe szczęście, że kobieta już zdążyła usiąść. Bo faktycznie wyglądała na taką, co to zaraz miała stracić przytomność z całego zażenowania. Wcześniej różowe policzki zaczerwieniły się, podobnie jak uszy kobiety, której aż wstyd było spojrzeć na Piotra. Czym prędzej pociągnęła ku sobie gazetę, kiedy to Zaria przyniosła szklankę wody, o którą poprosił Romanov. Zerknęła na klienta, a potem na kobietę z ciekawością. Była nieco zdziwiona, ale nic nie skomentowała i wróciła za ladę, aby tam w spokoju zacząć wycierać szklanki. Kobieta jednak nie napiła się wody. Znowu zaczęła grzebać w torebce, z której wyciągnęła etui z okularami. Następnie wspomniane oprawki wcisnęła na swój nos, poprawiając ich ułożenie. Zerknęła na Piotra, potem na fotografię i zdecydowanie się zażenowała. — Ja... Tak mi wstyd — przyznała z cichym chichotem. Nie uciekła, zbyt oniemiała na to, aby ruszyć i zostawić Romanowa w spokoju. Dopiero w tym momencie zdecydowała się na to, żeby się napić. Niemalże natychmiastowo zaschło jej w gardle. |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Wto Maj 12 2020, 18:39 | | No i przemknęło, nawet sporo. Niecodziennie ktoś brał cię za gwiazdę. Może powinien poczuć się mile połechtany, że ma fankę? Co prawda fałszywą, bo przecież nie był tym całym detektywem... Spoglądał uważnie na Nieznajomą, rejestrując zmianę w jej zachowaniu. Obrócił się ku niej. Przyjemnie było zauważyć czerwone poliki u drugiej osoby, gdy samemu płonęło się jak piwonia. Szczególnie w towarzystwie pewnej kobiety z nazwiskiem zaczynającym się na literę W. Napił się zakwasu, dając jej czas na uspokojenie. Zaria przyniosła wodę, za co podziękował i nic więcej nie powiedział. Jeśli zapyta o to później, to spróbuje przehandlować to na przepis na bliny. — A tam, nie ma czym się przejmować. Muszę przyznać, że jesteśmy podobni — wskazał ręką na fotografią, z którą Nieznajoma tak go porównywała. — Każdemu może się zdarzyć taka pomyłka. Miał łagodny głos, zupełnie jakby przemawiał do pacjentki siedzącej na wysłużonej już czarnej kanapie. — Piotr — przedstawił się, wyciągając do kobiety rękę. — Czym sobie zapewnił Volkov twoją sympatię? — zagadnął, nie będzie przecież wspominał o fanatycznym uwielbieniu, bo byłoby to nadużyciem. Entuzjazm kobiety na widok idola był zrozumiały. Teraz czerwieniła się jak czereśnia. Z chęcią zamieni z nią kilka słów, porozmawia bez podtekstu lekarskiego. Miał jeszcze trochę czasu nim pora wymusi powrót do domu. Obserwował ją nienachalnie, zauważając prostotę noska i ciemną otoczkę szarych tęczówek. Była ładna. Piotr z ochotą przejrzałby fragment wywiadu lub inne zapiski, jeśli Nieznajoma byłaby skora je pokazać i o nich opowiedzieć. Bo chyba nie ucieknie jak poparzona, niezręczną sytuacją? Wtedy byłoby to przykre, ale i zarazem zrozumiałe. W końcu Romanov był obcym mężczyzną. |
| |
|
Czw Maj 14 2020, 00:22 | | Z pewnością Nieznajoma mogła cieszyć się tym, że mężczyzna, który - jak się okazało - nie był Volkovem, nie był skory do naśmiewania się. Co prawda, obrócił to w lekki żart, ale nie uniósł się ani nie wyraził swojego oburzenia, że ktoś mógł go pomylić. Pewne przyznanie racji trochę uspokoiło kobietę, choć ta nadal była zauważalnie zawstydzona swoją pomyłką. — Tak, to prawda — przytaknęła, gdy już odstawiła pustą szklankę na stół. Zaciskała jednak na niej palce; miała zadbane dłonie. Pomalowane paznokcie, skromną, acz ładną biżuterię, w tym obrączkę i pierścionek zaręczynowy. — No i taka sytuacja powinna mnie nauczyć, że lepiej nosić okulary niż sobie odpuszczać — dorzuciła na wpół żartobliwie. Widać było, że starała się choć trochę poprawić swój wizerunek w oczach Piotra, mimo że nie zapowiadało się na jakąś ogromną przyjaźń. Kobieta w końcu nie wyglądała na taką co pragnęła jakiegoś bliższego kontaktu, a jako fanka - chciała mieć jedynie pamiątkę po lubianym przez nią aktorze. Uścisnęła wyciągniętą dłoń. — Darya. Zanim jednak postanowiła odpowiedzieć na pytanie, dopytała się Piotra, czego chciałby się napić lub zasmakować. Jeśli odmówił, to kobieta nalegała, chcąc chociaż w ten sposób wynagrodzić tak niefortunną sytuację, jaka chwilę wcześniej nastała. Czego sobie Romanov zażyczył - to kobieta kiwnęła i zaraz skierowała się do lady, gdzie zainteresowana wcześniejszą sytuacją Zaria, obsłużyła ją. Z przygotowanym zamówieniem Nieznajoma wróciła do stolika, racząc się ciepłą herbatą i niewielkim ciastkiem. Nie zakładała, żeby pogawędka była długa, a z pewnością mała przekąska i gorący napój pozwolą jej przetrwać niespieszny spacer w ten ziąb. — Podoba mi się, jak bohater został przedstawiony. Zarówno w serialu, jak i w książce — odpowiedziała. — Właściwie to przez moją Verę zaczęłam oglądać produkcję i mnie wciągnęła, choć tego się nie spodziewałam...
|
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Sob Maj 16 2020, 22:20 | | Nie byłby wtedy sobą, jeśli wykpiłby osobę Nieznajomej, która zyskała piękne imię. Darya. Rozmyślał kiedyś o tym, aby takowym imieniem obdarzyć swoją córkę, o ile się jej dorobi. Czasami takie kwestie samoistnie pojawiały się w jego głowie podczas różnych czynności. W łóżku, gdy zasypiał po nudnym dniu, w trakcie pracy z pacjentami, którzy opowiadali o rodzinnych problemach, podczas przyjęć, gdzie debiutowały młode panny z dobrych domów, a stare łapały się ostatniej deski ratunku wmawiając sobie, że dzisiejszego wieczoru się uda. Nie udawało. Przypuszczał, że kiedyś będzie miał żonę i dziecko lub dzieci. Nie miał za specjalnie żadnych skonkretyzowanych marzeń. Nie wzdychał ciężko, wpatrując się w sufit. Teraz, gdy był o krok od zmiany statusu cywilnego skupiał się budowaniu relacji z przyszłą małżonką. Darya wyglądała na uroczą, czego powodem skojarzenia było jej zachowanie. Wtopa zbliżała ludzi. — Ja powinienem nosić, ale przekonałem samego siebie, że potrzebuję ich wyłącznie do czytania — zrewanżował się, co wychodziło mu całkiem naturalnie. W pierwszej chwili zaprotestował, lecz ostatecznie poprosił o kolejną szklaneczkę schłodzonego zakwasu chlebowego. Odprowadził ją wzrokiem, gdy szła do lady. Nieco się speszył przy powrocie, dlatego zerknął przez szybę udając zainteresowanego tym co dzieje się na ulicy. — Dziękuję — odebrał napój. — Vera to twoja przyjaciółka? — zagadnął. Darya nie wyglądała na kogoś kto miałby córkę w takim wieku, aby interesowała się dorosłymi mężczyznami z filmowego światka. — Ja nie oglądam. Głównie czytam, właściwie to dosyć sporo czytam.Nie wiadomo, czy się chwalił, czy żalił. Rzadko zawierał takie znajomości jak ta. Nie zdziwi się, jeśli Darya zaraz zerwie się z miejsca, uprzednio dopijając herbatę i zniknie z baru. Prawie się zachłysnął bąbelkami, przeprosił i otarł nos chusteczką, na której znajdował się haft z inicjałami. Utkwił spojrzenie niebieskozielonych oczu w szczupłej twarzy kobiety. Autentycznie go zainteresowała, nawet jeśli początek znajomości okazał się kiczowaty. Dwójka nieznajomych wpada na siebie w barze, ona bierze go za znanego aktora... Bla bla bla. Zawsze mogło być gorzej, a tak będzie mógł się pochwalić Helenie ze swojej przygody i zażartować z podobieństwa do sławy. |
| |
|
Nie Maj 17 2020, 23:10 | | — Tak to kiedyś miałam — z jej gardła wyrwało się parsknięcie. Mówiła to, jakby była co najmniej ze dwa razy starsza od Piotra, a nie raptem o parę lat. Choć kto wie, być może geny były dla niej łaskawe, dzięki czemu wyglądała młodziej? Albo używała multum specyfików, które miały pomóc w utrzymaniu skóry młodej i promienistej. Z pewnością byłaby w stanie znaleźć kogoś, kto się w tym specjalizował. — Też wystarczyły jedynie do czytania, ale czas nie jest aż tak łaskawy.Niespiesznie popijała herbatę. Wcześniej zdążyła sprawdzić czy aby temperatura jest odpowiednia. Jeszcze tego by brakowało, żeby przed nowo poznaną osobą narobiła sobie większego wstydu. Prawdopodobnie i tak nie byłoby to gorsze od wtopy, która już miała miejsce. — Vera to moja siostra — doprecyzowała bez zawahania. — Namówiła mnie parę razy do oglądania, aż w końcu sama się w to wciągnęłam — posłała delikatny uśmiech, zamykając w końcu torebkę. Nie chciała, żeby ta straszyła Piotra swoim bałaganem, jaki panował wewnątrz. Przez myśl mogło mu przemknąć, że jego narzeczona z pewnością miała to lepiej zorganizowane - a przynajmniej tak mogło mu się wydawać, więc pozostało mężczyźnie to sprawdzić! Darya pokiwała głową i uśmiechnęła się do Piotra szerzej. — Sama swego czasu uwielbiałam czytać — napomknęła. Jeśli Romanov był zainteresowany czy był jakiś powód zaprzestania czytania - kobieta chętnie odpowiedziała. Nie potwierdziła, że przestała czytać, a jedynie po prostu robiła to mniej. Miała mniej czasu, trudniej było znaleźć jakąś ciekawszą pozycję, która wciągnęłaby kobietę na parę godzin. Przy okazji narzekała, że wiedza co poniektórych księgarzy jest żenująca, bo nie byli w stanie niczego zaproponować. Czasem nawet nie mieli pojęcia o woluminach, które zdawały się być podstawą podstaw i każdy powinien je rozpoznać. Przy okazji zagadnęła Piotra, w co on się wczytuje i czy jest w stanie polecić coś, co porwie Daryę na kolejne dni. Rozmowa, z początku tak niekomfortowa, stała się całkiem przyjemna. Oboje zdążyli dokończyć swoje napoje i opuścić lokal. Przemierzyli wspólnie może ze dwie przecznice, wciąż kontynuując niezobowiązującą rozmowę. Kiedy należało już pójść w swoją stronę, Darya podziękowała Piotrowi za dyskusję, polecone tytuły. Przeprosiła raz jeszcze mężczyznę za swoją gafę, aż w końcu życzyła miłego dnia i kto wie, może do zobaczenia. Piotr z tematu |
| |
Archangielsk, Rosja 29 lat błękitna majętny aktor |
Sob Cze 06 2020, 23:52 | | 16.02.1998 Wieczór smakuje gorzko. Czuję ten smak na języku, gdy popijam drinka, przyciśnięty do ściany w kolejnym barze, który odwiedzam tej nocy. Boże, to brzmi tak dramatycznie. Tęsknię do tego stanu, gdy jestem wystarczająco pochłonięty przez dobrze znane, palące jak żywy ogień uczucia, żebym nie musiał tego zauważać. Ale teraz myślę o tym, co Gavril powiedział mi wtedy, myślę o jego Weź się w garść, Ilya. Właśnie dlatego rozumiem, że gdybym chciał naprawdę napierdolić się tak, że wszystkie imiona zleją mi się w jedno, że żadna twarz nie będzie wyrywała się przed inne, zostałbym w domu i odpuściłbym sobie tę szopkę. Może więc lubię, kiedy oni mówią o mnie, kiedy się nade mną pochylają jak nad muzealnym eksponatem i decydują, jaką rolę zagram tego wieczoru. Może to mi się podoba, może własnie dlatego nie umiem wziąć się w garść, może dlatego ciągle myślę o Szurze albo o Hersilii, jakbym musiał się ich trzymać, jakby nie było we mnie nawet resztek wolnej woli. Ale nie wiem. Nie jestem zły. Ciągle ostatnio nie jestem, a chciałbym, bo gdy jestem wściekły, chociaż jest mi ciepło, chociaż nie jestem taki. Teraz jest mi zimno. To jest ten dziwny, obcy rodzaj zimna; nie mogę przestać się trząść, jakbym miał jakąś elektryzującą, nieprzyjemną siłę w ramionach. Ona zresztą, ta energia, płynie dalej, wchodzi mi w stopy, przechodzi nogami, kłuje w gardle. Nie wiem, co to jest —może to jest żółć, może cała ta wóda, którą wlałem w siebie. Może to ostatni impuls, jaki mam poczuć, zanim ciało odmówi mi posłuszeństwa; może to śmierć. Może już umarłem. Nie pamiętam. Czułem się tak samo, gdy przyszedłem wtedy po rzeczy Alexandra do Hersilii. Czasem jestem jak jedna wielka, jątrząca się rana, jakbym nie był człowiekiem, ale jakimś konceptem, plątaniną kilku prostych emocji i wypowiedzianych już zdań. Ale teraz, teraz i wtedy, w wielkiej posiadłości, która tak jak mój dom wydaje się tylko ogromnym muzeum tego sukinsyna, czuję, że już prędzej to po prostu jest pustka. Jakbym zaciskał pięść tak długo, że gdy w końcu prostuję palce, odkrywam, że zdrętwiały dawno temu i teraz w ogóle nie mam w nich czucia. I może mógłbym prosić, prosić o cokolwiek, bo sam przecież nie wiem, czego chcę. Ale najgorsze, naprawdę najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że nie mam kogo. Wiem, że dopóki ta sytuacja była jeszcze niepewna, dopóki ja sam niewiele rozumiałem i byłem gotowy nigdy nie określać uczuć, które mógłbym mieć, miałem zawsze szansę, było przecież coś, na co mogłem mieć nadzieję, gdy było najgorzej. Teraz odpowiedzi i decyzje są ostateczne — i ja jestem tutaj, a Hersilia Mitrokhina gdzieś daleko. Wydaje mi się, że pokonałem jakiś mur, żeby do niej przejść; ale jej tutaj wcale nie ma, nie czekała na mnie, nie szła w moją stronę. Czasami myślę, że mógłbym dać jej wszystko, tylko że ona tego nie chce, a ja jestem zbyt wielkim tchórzem, żeby wierzyć we własne przyrzeczenia, szczególnie o tej wadze. Może więc to dobrze, że jestem sam, że mam dokąd pójść, ale nie mam do kogo. Tej nocy nie tęsknię i nie czekam, nawet nie marzę. Boli mnie coś, głęboko, głęboko, naprawdę mnie boli, ale nie chcę tam sięgać. Za mało wypiłem. Wzdycham więc ciężko, piję jeszcze więcej i rozglądam się po sali. Zgiełk wchodzi pod czaszkę, wgryza się we mnie, jakby mógł wypełnić pustkę. Nie mam innego wyboru, niż pozwolić, by to się stało. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Nie Cze 07 2020, 20:03 | | Wieczór nie ma smaku. Mało co ma smak, życie wytraca go systematycznie po trochu od pierwszego stycznia. 1998 będzie rokiem, w którym Grisha Mitrokhin, mając wszystkie zmysły sprawne, przestanie czuć. I nie ma na to rady, wie, próbował ją znaleźć i rozprawić się z problemem tak, jak zawsze to robił – szybko, bez poświęcania mu zbędnych myśli. Wielokrotnie w ciągu życia przygotowywał się na stratę. Przewidywał, kiedy jaka nadejdzie, obmyślał wszystko i kończył z przekonaniem, że da sobie radę. Wytrzyma, kiedy odejdzie przyjaciel, ktoś z rodziny, smok z rezerwatu. Na stratę Hersilii przygotowywał się przez osiem lat. Zniósł już część przewidzianych dla niego cierpień, przeżył oparzenie smoczym ogniem – musiał poradzić sobie z odejściem kobiety, zwłaszcza kobiety, która nigdy nie była przy nim. Stawała tylko czasem obok, przypadkowo muskając grzbietem dłoni jego rękę. Drugą jej dłoń trzymał Alexandr. Tak było jeszcze zanim Grisha zobaczył ją po raz pierwszy; weszła do jego świata już jako własność jego najstarszego brata. O wiele łatwiej byłoby, gdyby już do końca nią pozostała. Nie musiałby uciekać w ciąg alkoholowy przed myślami, które paliły. Poszedł do lokalu, w którym nie był nigdy przedtem. Powiedział sobie: czemu nie, chciał się tylko napić, okoliczności nie miały znaczenia. Być może podświadomie wyczuł, że gdyby znowu zobaczyli go w „Europie” albo klubie dżentelmena, musiałby zmierzyć się z salwą podejrzliwych spojrzeń. Dimę już wszyscy wszędzie znali, wiedzieli, gdzie i kiedy trzeba na niego uważać. Jak tak dalej pójdzie, podobnie będą reagowali, gdy wejdzie Grisha, kolejny Mitrokhin zakuty w kajdany nałogu, kolejna studnia bez dna, w którą można lać coraz droższe trunki, bo to nie ma znaczenia. Głowa rozbolała go po wejściu do baru, może to znak, że powinien się cofnąć, bo całe jego ciało, dotychczas utrzymywane w zdrowiu, nie mogło już znieść nagromadzenia alkoholowych toksyn. A może bolała go już od paru dni, stres związany z wyborami powoli, nie bez oporu opuszczał jego organizm, pokazując mu teraz dokładnie, gdzie zostawia po sobie ślady. Zasiadł przy barze, gdzie zaczął szybko pić, a mówić powoli. Mężczyzna za kontuarem zagadywał go o sprawy, których miał dosyć, wszyscy chcieli mówić o wyborach. Grisha nie chciał mieć już z nimi nic wspólnego. Odpowiadał więc opryskliwie, półsłówkami, które płynęły mu z ust coraz bardziej chaotycznie. Kupił od razu całą butelkę i rozpracowywał ją szybko. Nie tracił czasu na myśli o śnie lub jedzeniu. Tylko trzaski drzwi wyciągały go jeszcze z otępienia. W połowie butelki wszedł ktoś, o kim Grisha nie myślał od dawna, a jednak rozpoznał w mgnieniu oka. Ilya Kuragin, ostatnio widzieli się podczas dziadów, zapewne żaden nie wspominał dobrze tego dnia. Grisha dał im obojgu trochę czasu na wprowadzenie się w dalszą narkozę, a potem pozwolił sobie podążyć za przeczuciem każącym odezwać się do niego wprost przed stolik Kuragina. Opadł na stołek naprzeciwko Ilyi. Grube dno butelki huknęło o blat, a zaraz po nim dno szklanki. Jeszcze trochę, a po podłodze rozbryzga się szkło. - Ty też? – rzucił, niby porozumiewawczo, niby jakimś hasłem dla wtajemniczonych, ale prawdę mówiąc sam nie wiedział, do czego tak właściwie pije. Ostatecznie jednak było to bez znaczenia – liczyło się tylko, że pije. |
| |
Archangielsk, Rosja 29 lat błękitna majętny aktor |
Czw Cze 25 2020, 01:16 | | Chciałbym tak umieć. Wieczór musi mieć smak — tylko pod smak wieczoru można pić, chociaż ostatnio okazuje się, że gównianą różnicę robi mi to, jaki ten smak jest dokładnie, bo pić muszę zawsze. Niech po prostu będzie, niech będzie cokolwiek. Gdy wieczór nie ma smaku, spędzam go na podłodze, wpychając sobie w gardło szkło i duszne powietrze zamiast alkoholu, bo alkohol wypiłem już cały. Z korytarzy wyglądają do mnie cienie i część wygląda jak mama; zastanawiam się, czy gdyby jej dusza znalazła mnie nad ranem martwego, to przywróciłbym ją tym do życia; zastanawiam się, czy ona chciałaby żyć w świecie, w którym mnie nie ma, bo ja mówiłem, że nie dam rady bez niej, ale kłamałem. Kłamałem i teraz tu jestem, chociaż jej nie ma. Ja umiem tylko tęsknić, tylko się nad sobą pochylać, tak jak te cienie pochylałby się nade mną w jedną z takich bezbarwnych nocy, umiem rozczulać się nad sobą. Ale ona, gdy ją zostawiałem, nie miała szansy nawet na to, bo ona naprawdę została sama. To wszystko to jest bełkot. Bełkoczę. Gdy wieczór nie ma smaku, próbuję dać mu jakikolwiek; rozdrapuję wszystkie rany jak niecierpliwe dziecko, zastanawiam się, szukam, żeby bolało, niech ból mnie ocuci, Boże, błagam, niech ból mnie obudzi. Ale wtedy nic już nie jest w stanie wygonić ze mnie tej pustki, więc po prostu jestem, unoszę się na morzu rozlanego alkoholu i zmiażdżonego szkła. Dzisiejszy wieczór też nie będzie miał smaku — czuję to, gdy w tłumie miga mi znajoma, ale obca twarz Grishy Mitrokhina, ale ja nie czuję nic — teraz jednak jeszcze jestem tutaj, próbuję namalować siebie tą szklanką w dłoni i tą zmęczoną twarzą, nadać sobie jakąś rolę, żeby nie być tylko znudzonym życiem pijakiem, których w miejscach takich jak to widuje się codziennie. Mimo to wiem, że powoli przegrywam; gorycz znika, a ja zostaję pusty. Szura? Nie, dzisiaj Szura to oddzielna historia. Nie mam siły do niego sięgać, pochylać się nad tym, jak bardzo mnie skrzywdził. Niedawno widziałem Magdalinę, teraz ciężko mi być ofiarą; teraz jestem po prostu śmiesznym dzieciakiem, który potrafi jedynie się nad sobą użalać. Bo to przecież ja pozwalałem mu przez lata zabierać mnie po kawałku, aż stałem się tym, czym jestem — naczyniem na wódkę i rany od szkła. Rozumiem, dlaczego ja jestem tutaj, a Hersilia gdzieś tam — pewnie z innym mężczyzną, myśląca o kimś innym, wpatrzona w kogoś innego. Rozumiem; bo nie da się kochać kogoś, kto jest tylko połową. Patrzę na Mitrokhina, gdy ten zbliża się do mnie, co pojmuję już chwilę wcześniej, gdzieś w środku przerażony, że idzie akurat do mnie; ale pierwszy raz od dawna to nie Alexandr jest moją pierwszą myślą, gdy widzę kogoś z tej rodziny. Zastanawiam się, czy Grisha Mitrokhin też ją kocha albo kochał. Czy gdy znasz Hersilię od tylu lat, czy gdy spędzasz z nią tak wiele czasu, możesz tak po prostu jej nie zauważać, nie kochać, możesz ją nienawidzić. On pewnie mógł, Szura, on pewnie wiedział, jak nienawidzić tych, którzy na miłość najbardziej zasługują. Samolubny sukinsyn. Pierdolony, samolubny sukinsyn — powtarzam tylko w głowie, a potem butelka uderza o blat. Wyobrażam sobie, jak ześlizguje się niemal naturalnie, tak jak posadzone w pionie ciało zsuwa się zaraz na ziemię; ale oboje, ja i ona, nadal trwamy sztywno na swoim miejscu, mimo że huk dźwięczy mi w głowie jak dzwon. — Tak — mruczę i odsuwam się tak, by na Grishę spojrzeć. Potem unoszę rękę ze swoją szklanką. — Zdrowie. Grisha Mitrokhin i Ilya Kuragin, tego jeszcze nie grali. Pociągam łyka ze szklanki, jest pełna, niedawno napełniłem ją od nowa. Wciąż jestem sam, ale teraz przynajmniej sam nie piję. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Pią Cze 26 2020, 14:40 | | Obaj bardzo się zmienili od czasów, w których podawali sobie ręce, bo chcieli przypieczętować swoje dziwaczne braterstwo. Musieli, w końcu obaj dorośli w miejscach, z którymi trzeba było walczyć o przetrwanie. Otaczali się tak silnymi osobowościami, że jedno spojrzenie w ich stronę było jak ultimatum – albo dorośniesz, by upodobnić się do nich, albo zapomni o tobie świat. Obaj, na swoje nieszczęście, mieli w sobie zbyt wiele dumy, by tak po prostu zniknąć bez echa. Ich uścisk dłoni stał się pustym symbolem, ale jak widać co do jednego wciąż panuje zgoda – jeśli mają czeznąć, niech przynajmniej towarzyszy temu odgłos tłuczonego szkła i siarczyste przekleństwo. Oto na oczach przypadkowych ludzi, w przypadkowym miejscu i za niewielkie pieniądze karleją życia ludzi, którzy jeszcze dziś rano mogli mieć i zrobić wszystko. Bez słowa, Grisha podniósł szklankę jakby była z ołowiu i wypił całą jej zawartość. Każdy z nich zachowywał się, jakby mieli zaraz popaść w jakiś dziwaczny letarg, choć w całej ich sytuacji najtragiczniejsze było właśnie to, że musieli teraz żyć. Sen był od Grishy dalej niż kiedykolwiek, wciąż wymykał mu się spokój, a Mitrokhin nie umiał zrozumieć dlaczego. Zdrowie. Ha. Obaj już dawno przestali pić na zdrowie. Na początku wydawało mu się, że będzie lepiej. Od picia się zapomina, a Grisha chyba po raz pierwszy w życiu chciał czegoś nie pamiętać. Raz w życiu tylko odważył się marzyć o czymś nieprawdziwym, czymś, co na zawsze znalazło się poza zasięgiem jego możliwości. Oprócz tego jednego wariackiego pragnienia, Grisha miał obowiązki i powinności. Długi i interesy. Od samego początku przeczuwał, że z marzeniem skończy się źle i że powinien był z miejsca uznać je za niepotrzebne. Nie zrobił tego, popełnił błąd, a błędy znosił fatalnie. Nie umiał się z nimi pogodzić, jedynym wyjściem było więc zapomnieć. Wyniośle myślał dotąd, głównie gdy patrzył na Dimę, że tylko nieudacznicy muszą stosować wobec siebie przymus niepamięci. Dziwne, jak sam pijąc stale i przy byle okazji, właściwie balansując samemu na granicy alkoholizmu, Grisha bezlitośnie gardził nałogiem. Prawdę mówiąc, o ile Dimitry przez urodzenie i zawód był prędzej czy później skazany na więzienie towarzystwa w Rosji, to dlaczego Ilya wciąż siedział w Petersburgu – tego Grisha nie pojmował. Może i nosił szlacheckie nazwisko, ale czy równoważyło to wszystkie korzyści, jakie mógłby czerpać siedząc gdzieś indziej w Europie? W Stanach? Wszędzie gdzie by się nie pokazał, publika pokochałaby postkomunistycznego płaczka z piękną buźką i głębokim głosem. Sukces miałby tym bardziej murowany, że jego reputacji skandalisty starczyłoby za trzech. - Ilya, powiedz mi – kiedy już przepili, nastąpiła wymiana rosyjskiego znaku pokoju i stało się jasne, że dzisiaj jeden drugiemu nie zamierza dawać w mordę, Grisha postanowił poruszyć frapującą go od pewnego czasu rzecz. – Znamy się już szmat czasu, możemy sobie pozwolić na szczerość. Ty masz chore oczy czy naprawdę, kurwa, ciągle ryczysz jak jakaś ciota?Być może wystarczyłby jeden łyk więcej, jedno słowo mniej w przeszłości, a Grisha zapytałby teraz o coś innego. Wydobyłby z siebie trudniejsze słowa, dowiedział się jednej prawdziwej rzeczy i – trzymając ją w ręku – mógłby ją odrzucić daleko za siebie i nigdy do niej nie wracać. Być może. |
| |
Archangielsk, Rosja 29 lat błękitna majętny aktor |
Sro Lip 01 2020, 14:38 | | Wiesz, Grisha, im dłużej żyję, tym bardziej widzę, że oni lubią, kiedy cierpisz — ale tylko wtedy, gdy to jest cierpienie ostateczne, gdy smakuje stłuczonym szkłem, gdy ludzie myślą, że każde spojrzenie, które rzucasz im przez ekran w kinie, to może być ostatnie twoje spojrzenie, które zobaczą. Jeśli chcesz być aktorem, zostań Alexandrem Mitrokhinem, ludzie będą cię kochać, ale nie będą wiedzieć dlaczego; ja nie jestem już aktorem, jestem jakąś maskotką, sam nie wiem kogo, którą podajemy sobie z rąk do rąk. Im więcej wypiję, tym lepiej, im bardziej nieobecny będę miał wzrok, tym więcej plotek powstanie. Od kiedy ty też taki jesteś, Girsha? Osuszam szklankę, nalewam sobie następną. Świat mówi mi, że człowiek powstał z kości, z łzy, z gliny, ze słowa nawet; ale ja jestem kartką, nad którą pochyla się każdy, kto tylko zechce, żeby zapisać swoje oczekiwanie, zostawiając mi w środku rysę jak ślad ołówka. Ładnie wyglądam, dużo przyjmuję, jeszcze płonę. Bo przecież o ogień tu chodzi zawsze, o ogień, który w końcu musi zająć ciało składające się z alkoholu w takim stopniu. Więc tak — ja tu jestem po to, żeby spłonąc, spłonąć wystarczająco jasno, by chociaż został ten pieprzony popiół. Nie jestem alkoholikiem, ja po prostu chcę się ugasić. Po co ty tu jesteś, Grisha? Myślałem, że pieprzonych Mitrokhinów ogień się nie czepia. Że chociaż na to jesteście odporni — ale Alexandr pokazał mi, że was ogień przyciąga tylko bardziej. On to we mnie rozpalił. On, kurwa, właśnie on. Chociaż dzisiaj myśl o nim jest zimna. Dzisiaj myśl o nim smakuje już popiołem i tamtym wieczorem, gdy dowiedziałem się, że umarł. To dla Hersilii płonę; chociaż to okrutne, obrzydliwe, to żałosne, w jaki sposób uzależniam się od najmniejszej myśli o niej. I nie umiem uciec, nie będę mógł uciec już nigdy. Petersburg, Paryż, jakiekolwiek inne miejsce w Europie — tam wciąz będę Ilyą Kuraginem. Nie rozumiesz. Ja jestem chory. Mam w sobie wszystkie świństwa świata, cały ciężar, który w ogóle mógłby spaść na kogokolwiek, jestem chory i nie można mnie wyleczyć. I wiem to już od dziecka; mama zawsze mi mówiła, że jestem inny, że świat mnie znienawidzi, ale dopóki miałem jeszcze ją, nie czułem się tak. Teraz ściąga mnie na ziemię ten sam ołów, który mamy w szklankach. Chory, nieuleczalnie chory. Alkohol jedynie trochę pomaga. A może wymyślam. Pierdolę. Nie wiem, Boże, nic juz nie wiem. Pamiętam, jak to było jeszcze nie pić; pamiętam rozstanie z Magdaliną, które zniosłem trzeźwo, przybity, ciężki od wyrzutów sumienia, ale zniosłem je jak normalny człowiek, pamiętam Yelizavetę i jej zdradę, pamiętam to wszystko i mógłbym przysiąc, że tamto życie było jeszcze normalne. Ale teraz tak nie potrafię. W środku mam ogień i on pali mnie w gardle. A ty, Grisha? Odchylam się, opadam ciężko na oparcie. Czekam na jakieś uczucia, ale alkohol już szumi mi w głowie, odziera mnie z tego luksusu. Obraź mnie, no dalej, mam to w dupie. Pieprzony Mitrokhin zawsze jest pieprzonym Mitrokhinem, co? A Ilya Kuragin to Ilya Kuragin, ukochana twarz Rosjanek, największy wstyd ojca i brata, rysa na dobrym imieniu Kuraginów. Umiem się tylko nad sobą użalać. — Oba — odpowiadam spokojnie, zamykam oczy i wzdycham ciężko. To nawet nie jest prawda; ale nikt tutaj nie chce słyszeć prawdy. Przyszedłem, żeby zapomnieć. Nie zmuszaj mnie, żebym pamiętał nawet mocniej. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Pią Lip 03 2020, 21:45 | | To prawda, że nikomu nie podoba się, kiedy boli tylko trochę. Nikogo nie usatysfakcjonuje ból, którego nie widać, z którym wstaje się codziennie, pracuje, rozmawia z ludźmi i jada kolacje przy świecach. Grisha dobrze znał taki niewidoczny, podstępny ból, który drążył latami i osłabiał z dnia na dzień. Nieustępliwy ból, do którego przyzwyczajasz się i prawie nie zauważasz, że ruchy kosztują więcej wysiłku niż kiedyś. Że jesteś zmęczony, chociaż dopiero podnosisz się z łóżka. - Przejebane. – skomentował z ironicznym uśmiechem. Nieciekawe musiała mieć życie płaksa z problemem okulistycznym, ale obaj przecież mieli większe problemy. Zasadniczo, obaj mieli ten sam problem. Problem, który nosił brylantowe kolie i futra z białych lisów. Kiedy dodać do tego jeszcze Alexandra Mitrokhina w trumnie w kisłowodzkim mauzoleum, problematyczne życie rodzinne, w tym co najmniej chore poczucie obowiązku, by spełnić oczekiwania z góry nastawionego na rozczarowanie ojca – właściwie trudno się dziwić, że obaj tyle pili. Grisha tylko ostatnio, a Ilya już niemal notorycznie, ale o ile Mitrokhin zwykle czuł się lepszym od innych, dzisiaj wystarczało mu, że stoczy się z Kuraginem jak równy z równym. Może na poczet starych, dobrych czasów. Tym razem to Grisha polał im kolejkę i to on podniósł szklankę na wysokość zapłakanych oczu towarzysza. - Wiesz, czasami się zastanawiam – zaczął wreszcie, tym razem z prawdziwą nutą powagi w głosie. Nie chciało mu się wierzyć, że mówi to, co mówi – on, człowiek światły, świadom wielu przykrych prawd o świecie, człowiek, który w wieku trzydziestu lat chciał mieć poukładane w życiu wszystko, a nawet jeszcze więcej. – po co i jak właściwie obaj się w to wpieprzyliśmy.Chciał o tym milczeć, i to najlepiej już do końca życia, ale nie dawało mu to spokoju. Wizja podporządkowania natrętnym myślom i głupiej, beznadziejnej tęsknocie parzyła go bardziej niż smoczy ogień, a od niego Grisha już się nacierpiał – długo i dotkliwie. Łatwiej było mu znieść ból, długie miesiące w Hotynce i upokorzenie, gdy myślał, że to wystarczy mu na całe życie, że więcej blizn i ran już nie będzie w jego życiu. Stał się potem ostrożny, lecz, jak widać, niedostatecznie. Dlaczego dał się w to złapać? Przez Alexandra? Może obaj, on i Ilya, byli w niego bardziej zapatrzeni niż chcieliby przyznać? W końcu tak przekonująco grał, że może wziąć do ręki cały świat i zrobić z nim, co zechce… A może to ona? Rzucała uroki, trzepotała rzęsami, niechcący podarowała dwóm chłopcom o odrobinę uwagi za dużo, a oni potracili głowy jak na zawołanie i było już za późno. Grisha pękłby chyba ze śmiechu, gdyby okazało się, że Dima ze swoim niepodważalnym i nieproszonym werdyktem „włoska wywłoka” miał od samego początku rację. Jego starszy braciszek podchodził może z rezerwą do kobiety, która zachwyciła Mitrokhinów, Kisłowodzk, a potem całą Rosję, ale to nie czyniło z niego jeszcze eksperta od kobiet. W końcu sam był rozwiedziony i wciąż pełen żalu do świata o swój ciężki los. Grisha powinien chyba zacząć śledztwo, czy mężczyzn w tym pokoleniu Mitrokhinów nie przeklęła jakaś Cyganka. |
| |
Archangielsk, Rosja 29 lat błękitna majętny aktor |
Sro Lip 08 2020, 14:04 | | Z tego trzeba zrobić sobie filozofię, trzeba zrobić sobie markę. Ten cichy, kąsający ukradkiem ból — on jest najbardziej niebezpieczny, bo on nie ma żadnej wartości. Jest pusty, bez smaku, bez celu; tego boję się najbardziej. I to tak przygniata mnie od września — bo wcześniej było źle, ale wtedy to chociaż miało jeszcze sens, to była cześć tego Ilyi Kuragina, którego wszyscy znali. Ale za bycie kochanym przez tłumy smutnym alkoholikiem nie dostajesz nic. — Przejebane — odpowiadam więc mrukliwie i jeszcze raz unoszę szklankę do naszego ironicznego toastu, gdy zostaje znowu napełniona. Alkohol szumi mi już w głowie i odkrywam, że coraz ciężej mi się skupić i zebrać myśli. Znika ta bariera, którą mam zawsze, gdy muszę rozmawiać. Uśmiecham się nawet, rozciągam tę pierdoloną zachlaną mordę w uśmiechu. Raźniej będzie staczać się wspólnie, Mitrokhin. Jesteś w tym nowy, więc ja cię oprowadzę. Nie wiem, czy będziesz w stanie mnie przepić, ale zobaczymy; nie wiem zresztą, czy zależy mi na tym, żeby się napierdolić, czy po prostu przeżyć jakoś tę noc, kolejną już. I wiem, w głębi serca, że jestem po prostu chujowym człowiekiem, bo gdybym miał jeszcze chociaż odrobinę przyzwoitości, odwodziłbym cię teraz od tego. Nikomu nie życzę tego losu, który ja mam — nie życzę zalewania pustki w środku litrami wódki, błagania o spojrzenie każdej osoby, która już raz okazała ci odrobinę ciepła, odpychania ludzi, którzy cię kochają, bo wiesz, że oni nie będą chcieli cię tak naprawdę. Ale dlatego bo jestem tak złym człowiekiem, nie przejmuję się tym teraz wcale, tak jak przez ostatnie trzy miesiące zastanawiałem się, czy Hersilia rozumie mój ból, jakbym wcale nie skazywał jej w ten sposób na najgorszy z możliwych losów. Gdybym naprawdę ją kochał, chciałbym, żeby była tą płytką, głupią kobietą, którą zdawało mi się, że widzę w niej czasami. Ale ja jej nie kocham. Kocham tylko siebie i chcę, żeby otaczali mnie ludzie tak samo okropni jak ja. Jestem ciężki. Ciężki i żałosny. Piję dalej. — Nie wiem — zaczynam cicho, spokojnie. To nie jest wszystko, co mogę powiedzieć, ale ciężko mi zebrać myśli. — Mówisz tak, jakbyśmy mieli jakiś wybór, Grisha. A mnie się wydaje, że tu żadnego nie ma. Jesteśmy po prostu, kurwa — waham się na chwilę. Dopijam wódkę i jestem już wystarczająco pijany, żeby nawet nie słuchać słów, które wypowiadam — słabi. Gdybyśmy mieli wybór, to byśmy tu nie siedzieli. Kochasz ich, kochałeś, taką samą miłością, prawda? Powiedz, czy Szurę i Hersilię dało się kochać inną miłością? Czy ich można w ogóle nienawidzić? Można się bronić, odpychać z całych sił, można być wściekłym i pełnym nienawiści, ale nie wiem, czy to w ogóle oznacza nienawiść do nich. Chciałbym o to zapytać, ale nie mam wystarczająco odwagi. Odwagi i prawa. Wtedy, po balu, wyczuwałem już, że zniekształcę obraz Hersilii, że zrobię sobie z niej niezdobyte lekarstwo na cały ten ból, który niosę w sobie. Być może to samo stało się z Alexandrem w mojej głowie, go też wykorzystuję tylko po to, żeby rozdrapać rany, mimo że go już dawno nie ma. Miałem wtedy nadzieję, że zdołam uniknąć takiego zagrania — że wyjdę czysty od wszystkich tęsknot i pragnień związanych z Mitrokhiną, które potem mogłyby napęcznieć mi w głowie od tragicznego snu, w który zamieniłem swoje życie. Ale nie. Nie jestem nawet wystarczająco silny, żeby odciąć się od tych uczuć. Nie wiem, Grisha. Naprawdę nie wiem, nic już nie wiem. Chciałbym, żeby to, co myślę sobie teraz, miało jakikolwiek sens, ale obawiam się, że jestem tylko smutnym, żałosnym mężczyzną, który boi się dorosnąć i bez przerwy użala się nad sobą. — Kochałeś ją? — Przerwa. Uświadamiam sobie, że nie chcę znać odpowiedzi. — Kochasz? |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Sro Lip 08 2020, 15:16 | | Grisha nie wierzył filozofom. Gardził byciem kimś dlatego, że trzeba nim być, bo tak decyduje środowisko i urodzenie – przypadek. Gardził, bo nie potrafił się przystosować. Przez dwadzieścia osiem lat zastanawiał się, dlaczego jest inny, niż chcą tego wszyscy dookoła. Przez cały ten czas udawał, że własna oddzielność od rodziny, Kaukazu, smoków i wszystkiego, czym musiał być każdy Mitrokhin go nie porusza. Przekonywał siebie i innych, że dobrze mu, kiedy jest daleko. Wydawało mu się czasem nawet, że wreszcie sam sobie uwierzył. Kuragin miał dziwny uśmiech. Grisha poznał, że to alkohol decyduje już, jak poruszać każdym mięśniem w ciele Ilyi, ale mimo to jego uśmiech pozostał wiarygodny, wręcz zaraźliwy. Tak wyglądało obojętne zadowolenie alkoholika z obecności wódki w kieliszku. Tak wygląda człowiek, który wciąż chce wszystkiego, a sam sobie odbiera możliwość, by cokolwiek zrobić. Chciał, żeby wszyscy uwierzyli w jego podłe, żałosne i brudne szczęście i Grisha był już blisko przekonania, że Ilya wciąż żyje. Jeszcze nie tak dawno temu wątpił, czy dawny przyjaciel Alexandra, dawny gość Mitrokhinów, dawny sprzymierzeniec jego samego, jest jeszcze człowiekiem. Grisha, kiedy widział go z dala, na zdjęciach, w oszczerczych artykułach, widział tylko skorupę po Ilyi Kuraginie. Z początku się tego obawiał, a potem po prostu przyjmował obojętnie jego upadek. Nigdy nie był zobowiązany podtrzymywać go ponad powierzchnią, nie odpowiadał za niego. Ilya podchodził czasami do niego po prostu, podchodził bliżej niż inni obcy, ale to nie czyniło z nich przyjaciół. Wystarczyło tylko na kompanów do butelki wódki. Chociaż to pozwolono im łaskawie sobie wybrać, chociaż Ilya miał rację – byli obaj za słabi, żeby cokolwiek więcej zrobić świadomie. Było też za późno, żeby prześledzić drogi, jakimi obaj tu przyszli, choć pamiętali, że obie ścieżki zaczęły się w tym samym punkcie. Może byli nawet zbyt słabi, żeby stanąć na starcie o własnych siłach; po prostu dali się tam umieścić, bo pojawiło się wolne miejsce w pobliżu człowieka, którego uparcie stawiano im za wzór. Może dlatego obaj zapatrzyli się w jego kobietę i każdy z nich zazdrośnie uwierzył, że z nim byłoby jej lepiej. Czy ją kochał? Tak, na tyle, na ile potrafił, ale nikomu tego nie powiedział. Nigdy, nawet jej samej, kiedy został z nią sam, kiedy nie było już Szury. Ilya Kuragin nie miał prawa do tych słów, choćby się tu razem zachlali na śmierć i ramię w ramię zeszli z tego świata. To nie mogłoby wystarczyć za jedno „kocham” Grishy Mitrokhina. - A jakie to ma znaczenie? – nie powie tego na głos, ale to przecież widać. Kuragin był aktorem, musiał rozpoznawać emocje ludzi i obracać je przeciwko nim. Gdyby nie był obezwładniony alkoholem, zobaczyłby wszystko – że Grisha na swój sposób naprawdę kochał i Alexandra i jego żonę. Że obojgu im chorobliwie zazdrościł dokładnie tyle samo razy, ile współczuł im życia, jakie ze sobą wiedli. Czekał niecierpliwie na ich kolejną wizytę, by poczuć się lepiej. Hersilia znowu płakała, Alexandr znowu ją bił, bo nie potrafił nic innego. Przez pewien czas Grisha chciał, by byli nieszczęśliwi, skoro musieli być razem. Potem zdawał sobie sprawę z własnego okrucieństwa i czuł się winny, ale przez cały czas zostawało w nim poczucie, że to oni zabierali mu czas, w którym mógł być szczęśliwy. Dlaczego zdecydował, by właśnie ich o to obwiniać? Może był za słaby, by zajrzeć w głąb siebie i tam poszukać problemu i zamiast tego skierował swój gniew na to, co w zasięgu wzroku było najpiękniejsze, najgłośniejsze, najbardziej błyszczące. |
| |
Archangielsk, Rosja 29 lat błękitna majętny aktor |
Czw Lip 09 2020, 20:31 | | Bycie innym to dziwne brzemię. Tak dziwne, że często zmusza mnie do uwierzenia, że wybrałem je sam. Są ludzie wokół mnie, którzy radzą sobie doskonale; patrzę na nich i myślę — dlaczego więc dostosowanie się miałoby być takie trudne, skoro oni zrobili to z łatwością, z uśmiechem na twarzy. We mnie od zawsze tkwią te same bariery, jakby zaszczepione dawno temu, jeszcze przez kurczowy uścisk matki wokół ramion i jej słowa, że nie mogę ufać nikomu poza nią. I tych barier nie potrafię przekroczyć — dlatego chcę wierzyć, że to, że zawsze balansuję na granicy ostatecznej kłótni z Zorynem, takiej, która skończyłaby się wydziedziczeniem, to jest moja decyzja. Czasem tylko w głowie dzwoni mi pytanie, którego już nigdy nie zadam — czy mama wiedziała, co mi zrobi. Czy wychowała bękarta pod okiem prawdziwego męża dlatego, bo kochała mnie za bardzo, czy za mało? Dziwne. Byłeś zawsze w moim życiu tylko dziwnym cieniem, który przemykał gdzieś po ścianach, Mitrokhin. Zbyt niewyraźnym i rozmytym w blasku Alexandra, żebym mógł zwrócić na niego uwagę. Wiem, że ja dla większości, byłem tym samym. Teraz, gdy światło zgasło, jesteśmy tu w ciemności, a ja w końcu cię widzę, Grisha. Tylko nie wiem, czy chcę, żebyś tu widział mnie. Może ta ścieżka, którą przeszliśmy, zanim pojawiliśmy się tym miejscu naszego życia, nie jest ważna, skoro zawsze kończy się tutaj, nad butelką wódki. I masz rację, oczywiście, nie mogę pytać, to wyznanie zbyt drogie, a ja nie mam czym ci zapłacić. Nie mam prawa do wielu rzeczy; na prawo do wielu rzeczy zwyczajnie mnie nie stać. — Żadnego — mówię cicho i czuję, jakbym w ten sposób wgniatał w ziemię samego siebie. Bo przecież o mnie tu chodzi, to siebie drażę przez cały ten czas, z siebie próbuję wyciągnąć jakieś odpowiedzi na pytania, których nawet nie znam. Czy to ma znaczenie, że kocham (chciałbym?) Hersilię Mitrokhinę? Czy to ma znaczenie, że inni ją kochają lub kochali? Nie wiem, co sprawiłoby, że byłoby mi lżej, naprawdę, ale ta zimna, odległa odpowiedź jedynie wybija mnie z rytmu. Mógłbym być teraz smutny, nie rodzi się we mnie słaba iskra złości. Muszę się bronić, tylko nie wiem przed czym. — To nigdy nie ma żadnego znaczenia — rzucam ostro. Mógłbym powiedzieć ci wiele, Grisha, czuję czasem te słowa na koniuszku języka, ale za każdym razem, gdy zapijam je wódą, spływają znowu w dół gardła. Chciałem go zabić, twojego brata. Budziłem się czasem w nocy, odkrywając, że do pięści pasuje mi rewolwer i myślałem sobie, że to byłby piękny koniec dla nas obu. To narastało z każdym kolejnym rokiem od momentu, w którym nasza przyjaźń się rozpadła; wiedziałem wtedy — albo on albo ja. I w końcu umarł, ale ja zostałem, zostałem z rewolwerem w szufladzie i całą tą nienawiścią. Coraz częściej myślę, że to on jednak wygrał. Że chociaż umarł, to ja jestem tym, który został pokonany; dostałem rykoszetem, zabrałem po nim wszystko, co najgorsze. I nadal to w sobie mam. Nie umiem być na siebie zły za to, nie umiem mieć wyrzutów sumienia — nie rozdrapałem jeszcze wszystkich ran wystarczająco, żeby znaleźć to w sobie. Czekam, w takie wieczory jak ten, sprawdzam, jak bardzo może boleć z mojej winy, zanim Szura pojawi mi się przed oczami. Chcę, żeby bolało. Być może jestem trochę masochistą. Być może ból lubią wszyscy ci, którzy kochali złote małżeństwo Mitrokhinów tą samą zimną miłością. Powiedz, jak jest z tobą? Bo o to przecież pytam. Odpowiedź na pytanie, czy kochałeś Hersilię, jest prosta — jej nie można nie kochać, nie można jej nie pożądać z pogardą godną ludzi, którzy nie mają w życiu wiele ponad pieniądze. Pożądamy tego, co błyszczy najjaśniej; za to już potrafię siebie nienawidzić. Za to, że robię sobie z niej człowieka, który byłby rozwiązaniem dla mnie szukającego człowieczeństwa w sobie. Jakby miała zapełnić nas oboje. To obrzydliwe. Ja jestem obrzydliwy. Podnoszę szklankę i piję — niech wóda mnie oczyści, ale odkupienie nie nadchodzi. Boże, zapomniałem o tobie przez ostatnie dwa miesiące, więc teraz ty zapominasz o mnie, tak? Nie chcesz dać mi ulgi. Podnoszę głowę, wbijam wzrok w twarz po drugiej stronie. Być może to nie ma żadnego znaczenia, ale odezwij się, Grisha, błagam. Boję się, że znów zostanę sam. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Nie Lip 12 2020, 20:05 | | Jeszcze wczoraj, ba, jeszcze dziś rano Grisha naprawdę wierzył, że ją kochał. Była piękną i czarującą kobietą, stworzoną, by kochali ją mężczyźni tacy jak on. Alexandr i Ilya byli zresztą pod tym względem tacy sami – chcieli mieć na własność coś niepowtarzalnie pięknego, a nudziło im się płacenie rublami za złoto i brylanty. Grisha z czasem jednak przekonał sam siebie, że on chciał czegoś więcej. Chciał ją uratować. Chciał po prostu uratować kogoś, a Hersilia była idealna do roli jak księżniczki zamkniętej w najwyższej wieży. Znalazła sobie nawet smoka, który odgradzał ją od życia, które mogła mieć. To wszystko było nie w porządku. Może było tak, bo to Alexandr pierwszy złamał zasady, a Hersilia nawet dla niego nie była na sprzedaż. Dopuścił się kradzieży i musiał swoją włoską królową, swoją cesarzową, swoją wywłokę trzymać z dala od oczu innych, którzy mogli domyślić się prawdy. Grisha szybko zobaczył, jak było naprawdę między nimi i szybko zaczął walić głową w mur nie do sforsowania. Zmarnował na to czas i siły. Głowa koszmarnie go bolała, dwoiło mu się przed oczami. Sprawa przegrana, już za późno. Teraz został mu tylko żałosny Ilya Kuragin. Grisha patrzył, jak się stacza, jak odrzuca wszystko, czego mógłby się przytrzymać i niedługo stanąć na nogi. Grisha patrzył, a wszystkie kształty rozmywały się przed jego oczami. Wypije jeszcze trochę, a starczy mu desperacji, żeby wyciągnąć rękę w stronę Ilyi. Pamiętasz – co jako ostatnie miało dla ciebie znaczenie?Nie mógł sobie na to pozwolić. Wypili razem butelkę, każdy z nich dźwignął ciągnący się na nim ciężar, który wciąż trzymał ich w miejscu. Nie mogli uciec, nie mogli znaleźć nigdzie pomocy. Mogli mieć tylko siebie nawzajem, ale na to byli zbyt dumni, zbyt zapatrzeni w samych siebie i w to, co jeden drugiemu mógł odebrać. Na to było już za późno. Grisha zniósł jego spojrzenie, chociaż było już obce, ciężkie, pełne rzeczy, których Mitrokhin nie chciał. Kiedyś, kiedy Ilya patrzył na ludzi, miał wzrok czysty i ostry jak szkło. Jasny, bezkompromisowy. Chwilami nawet patrzył pewniej i silniej niż Alexandr, bo musiał sobie wywalczyć takie spojrzenie, wziąć je sobie na własność i bronić go przed każdym, kto chciał wątpić. Tamten Ilya Kuragin chciał mieć cały świat, a Grisha przez chwilę wierzył, że zdoła go sobie wziąć. Tamten Ilya był bliżej Alexandra niż Grisha kiedykolwiek mógłby się znaleźć. Zupełnie jakby zaszła pomyłka, jak gdyby świat usłuchał prośby Szury, poprzemieniał więzy krwi i uczynił jego prawdziwym bratem Kuragina, z którym byli nierozłączni. Grisha wpatrywał się w nich długo, nie wiedząc, czy patrzy tęsknie czy nienawistnie. Uczył się na pamięć tego, co mówili do siebie. Zazdrośnie rozpoznawał każdy szczegół, który Kuragin podpatrywał u Szury i czynił go swoim, upodabniając się do niego. Grisha, chociaż nie przyznałby się do tego, razem z resztą Rosji do dziś się jeszcze zastanawiał – co się stało między nimi, co sprawiło, że runęło wszystko. Ale nie zapytał o to Ilyi, chociaż siedzieli na wyciągnięcie ręki od siebie. Było już na to za późno. Musieli być sami. Grisha krążył opuszkiem palca po brzegu swojej pustej szklanki, ponad szyjką pustej butelki utrzymywał kontakt z błędnym wzrokiem Kuragina. Powinien go tu zostawić, by zgnił, ale nie mógł nawet się ruszyć. |
| |
Archangielsk, Rosja 29 lat błękitna majętny aktor |
Czw Lip 16 2020, 12:35 | | Ja chciałbym, żeby to ona uratowała mnie. A może — żebyśmy po prostu uratowali się nawzajem. Gdy już jesteś na dnie, wyciągasz rękę do pierwszej osoby, która stoi obok ciebie. Jesteśmy tego najlepszym przykładem. Ale ona? Hersilia jest silniejsza ode mnie. Wiem, że się pomyliłem; a może pomyliliśmy się oboje, bo przez dwa pierwsze miesiące żałoby miałem wrażenie, że coś rodziło się między nami, krucho i desperacko, ale to była prawda. Teraz jest inaczej. Teraz ona jest o krok przede mną, może zawsze była. Nie wiem. Wiem tylko, że ja nadal jestem tutaj, siedzę w tym samym bagnie, tak samo upierdolony i załamany. Przykro mi, że dołączyłeś do mnie, Grisha. Ale pięknie się razem umiera. Szczególnie wtedy, gdy obaj nie macie już nic — bo śmierć, chociaż wspólna, smakuje tą samą samotnością. Ale jest przynajmniej weselsza. I jestem pusty, w całej tej swojej dramatycznej, dziecinnej egzystencji, porażająco smutny. Tracę dzień za dniem na zapełnienie pustki; może jednak jestem trochę jak Szura. Jedyne, co dzisiaj we mnie pozostało, to wspomnienie dawnej siły. Musiała kiedyś istnieć, Tej, którą dawał mi Szura, kiedy byliśmy obok, przekonania o własnej elitarności. On sprawiał, że każdy czuł się przy nim dobrze; dopiero potem z powodu Szury się upadało, gdy on już ciebie nie potrzebował. Dla tamtego Ilyi Kuragina liczyło się tak wiele rzeczy, że trudno mi zliczyć. On kochał Madgalinę Chekhovą, kochał także Alexandra Mitrokhina. I kochał kino, Boże, tak bardzo kochał kino, że to zdawało się czasem boleć. Także tamten Ilya czasami zauważał Grishę Mitrokhina, ale przeczuwał tylko z tyłu głowy, że mogą lub będą kiedyś do siebie podobni. Wtedy chciałem być z Szurą. Ale tamten Ilya Kuragin już nie istnieje, Grisha. Mam nadzieję, że go nienawidzisz, bo ja nienawidzę go niemal tak bardzo, jak obecnego. Zanim w ogóle zrozumiałem, że chciałbym stać się kiedyś wielkim aktorem, ulubieńcem Rosji, najsmutniejszymi oczami w twarzy, która na ekranie zawsze przedzierała się przez inne życie, przyszło mi odegrać pierwszą, największą rolę — rolę człowieka, który mogł być najbliższym przyjacielem Alexandra Mitrokhina. Uśmiecham się gorzko. Znika nagle tamto pijackie rozbawienie, którym karmiłem się przez ostatnie kilka minut. Teraz już nie chcę się śmiać; unoszę wzrok i napotykam twoje oczy. Alexandr mial zawsze w oczach błękit czysty jak klejnot; ocean smutku, którego nie dało się przepłynąć. Wiem, że odziedziczyłem po nim to wspomnienie. Ale twoje oczy, Grisha, są inne. Ciemne, mądre, ale zamknięte na mnie; mają w sobie coś dziwnego, coś, co kojarzy mi się z Kaukazem, chociaż widziałem go tylko kilka razy. Chociaż ty niesiesz ze sobą to miejsce. Szura był zawsze zbyt [i]wszystkich[i/], zawłaszczany i oswajany jak dzikie zwierzę przez każdą kolejną osobę, którą spotkał — robił to, sukinsyn, specjalnie, dając im wrażenie, że poznali go innego, poznali go od nowa, bardziej prawdziwego i zawsze ich, na własność. Mnie też kiedyś oszukał. Oszukał mnie tak bardzo, że byłem gotowy stać się nim; bo wydawało mi się, że odkryłem żyłę czystego jak łza kryształu — że w garści trzymałem coś prawdziwego. Dlatego tak łatwo wierzyć mi, że Hersilia jest prawdziwa. Dlatego wierzę, że ty jesteś, Grisha. Szura był zbyt sztuczny, żeby znosić innych, tak samo fałszywych. Jeśli już kogoś kochał, to tylko tych, którym zazdrościł, że oni potrafili być prawdziwi. A może się oszukuję. Dopijam resztkę alkoholu w szklance, odchylam trochę głowę. Ale nie spuszczam wzroku. — Więc co teraz? |
| |
| | |
| |
|