|
|
|
|
|
Pią Sty 17 2020, 18:38 | | Sypialnia Antoniny Dość duże pomieszczenie znajdujące się na parterze budynku z wielkimi oknami sięgającymi niemalże sufitu, a zaczynającymi się tuż przy podłodze. Na straży prywatności stały zaś delikatne firany i ciężkie zasłony w kolorze szmaragdowym. Jedną ścianę zastąpiono na rzecz tafli lustra sięgającej od podłogi aż po sufit, podczas gdy reszta ścian była w kolorze kremowym. Sufit z zapierającą dech w piersiach sztukaterią przedstawiającą motywy kwiatowe również w odcieniu złamanej bieli niewątpliwie przykuwał uwagę. Gładkość lustra przecina jedynie złota balustrada, którą przymocowano do lustra, mając nadzieję, że młoda panienka Antonina poświęci swój czas wolny na doskonalenie swoich umiejętności w dziedzinie tańca, a w szczególności baletu. Podłogi wyłożono marmurem, jednak w okolicach łóżka wyłożono puszysty szmaragdowy dywan, żeby ułatwić mieszkance tego pomieszczenia wstawanie. Duże drewniane łóżko w kolorze białym posiadało te same motywy co sufit, tyle że wyrzeźbione, a obok łóżka z dwóch stron stały niewielkie stoliki nocne. W rogu umieszczono magiczną szafę, która miała na drzwiach te same motywy co łóżko i sufit, a w środku mieściły się wszystkie kreacje panny Bukhariny. Przy jednym z okien ustawiono niewielką toaletkę oraz znalazło się tu miejsce na niewielki okrągły stolik, przy którym stały trzy obite w szmaragdowy aksamit krzesła. Całości dopełniają zdjęcia najbliższych w złotych ramkach wiszące na filarach pomiędzy oknami. |
| |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Nie Sty 26 2020, 00:35 | | 7 XII 1997 Gdyby nie ta przeklęta gonitwa, przyrzekam, Boris w życiu nie postawiłby stopy w pobliżu miejsca jej zamieszkania. Nie byłoby takiej siły na ziemi, ani nawet magii tak potężnej, która zmusiłaby go do tego, by tu przylazł. Gdyby nie gonitwa, gdyby nie głupota Borisa, gdyby nie dane przez niego słowo i gdy nie ten cholerny, przegrany wyścig — Onegin dałby sobie spokój. Nie zawracałby sobie głowy jakąś tam Bukhariną, choćby była nie wiem jak piękna i choćby nawet była ostatnią wolną kobietą na tym świecie. Naprawdę miałby ją gdzieś. Jakoś opanowałyby nieodpartą potrzebę myślenia o niej i chęci spotkania jej gdzieś choćby przypadkiem. Na prowadzonych przez niego zajęciach najpewniej udawałby, że jej obecność nie robi na nim absolutnie żadnego wrażenia. Pewnie odreagowałby zanurzając twarz w jakimś cudownie dorodnym biuście innej panienki i w końcu by mu przeszło. A tak? Chuj. Założył się jak ostatni debil, że przegrany spełnia życzenie wygranego i jeszcze jak ostatni frajer oczywiście przegrał. Bo jakże by inaczej miałby dopełnić swojej życiowej tragedii, jak idealnie się podłożyć. Gdyby jeszcze wygrał, sprawa byłaby prostsza. Wysłałby do Antoniny list, żeby mu się więcej na oczy w życiu nie pokazywała, albo przynajmniej do momentu, w którym straci dziewictwo. I po sprawie. A tak? Pójdzie tam do niej, powie, że dotrzyma słowa, po czym znów wyjdzie z sinym przyrodzeniem w spodniach, przepełniony frustracją i pragnieniem spełnienia. Kolejny, nieznośny już raz. Poprawił rękawy płaszcza i ponownie przeszedł się wzdłuż ulicy, po drugiej stronie domu Bukharinów. Minął ostatnią latarnię, zawrócił przy hydrancie, po czym znów skierował się w stronę starego dębu, o którego pień, przez ostatnie kilka minut, opierał się zastanawiając, czy to dobry pomysł, by tak z własnej woli wchodzić w paszczę lwa. Nadstawiać karku dla jednej, głupiej obietnicy. Skostniałymi palcami przeczesał nerwowo włosy i westchnął pod nosem, tak samo, jak czynił to piętnaście poprzednich razy, w ciągu ostatniej godziny. Nikogo nie zauważył. Obserwował okna; w żadnym nie paliło się światło. Był prawie pewny, że w środku nie ma nikogo, a jednak się bał. Bukharinowie, to jego najwięksi wrogowie od czasów... no od dawna, z pewnością. Nie miał pojęcia, jak zareaguje ktokolwiek z członków rodziny Antoniny, gdy zobaczy go w środku tego pięknego domu. Cholera, pomyślał Boris, bo na nic więcej nie było go teraz stać. Cholera, powtórzył w myślach. Raz kozie smierć. Zdecydowanym krokiem (a przynajmniej miał nadzieję, że na zdecydowany jego krok wygląda), podszedł do ogromnych drzwi imponującej rezydencji (jednak nie tak imponującej, jak Kryształowa Twierdza, żeby nie było), po czym chwycił magiczną kołatkę i zastukał nią trzy razy. — Oby jej nie było. — Odważył się wyszeptać, po czym gorącym oddechem spróbował ogrzać swoje dłonie. Było mu cholernie zimno, a nerwowe spacerowanie w tak mroźny wieczór, na pewno pogorszyło jeszcze uczucie chłodu. Nie miał nic ze sobą. Nie przyszedł jej w przecież przepraszać, toteż nie pokusił się o kupienie choćby kwiatka. To nie miała być randka, absolutnie. To miało być rzeczowe przedstawienie sytuacji, określenie życzenia Antoniny, obietnica jak najszybszego jego spełnienia i tyle go widzieli. To znaczy — taki był plan. A plany w wykonaniu Borisa Onegina zawsze lubiły się spieprzyć. |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Nie Sty 26 2020, 01:26 | | Wbrew wszelkim pozorom panna Bukharina pomimo niewątpliwie wygranego zakładu z niejakim Borisem Oneginem, robiła wszystko, co w swojej mocy, żeby o tej wygranej zapomnieć. Nie tylko o wygranej. O nim. O całym przeklętym rodzie Oneginów, z tym niedorzecznie przystojnym reprezentantem szlachty na czele. Nie opuszczał jej głowy. Im dłużej i intensywniej starała się o nim nie myśleć, tym bardziej nie chciał opuścić jej kosmatych myśli. Był nawet na tyle bezczelny, że nawiedzał ją w snach i dwa razy widziała go u swoich drzwi, co kosztowało ją dwa nieznośnie długie krwotoki z nosa. Widziała jak stoi niepewnie pod drzwiami rezydencji bez cienia skruchy na obliczu. Wizje były niezwykle realne, przez co krwawiła dwa razy bardziej niż zwykle i miała wrażenie, że tym bardziej się nie ziszczą. Onegin, tutaj? W miejskiej rezydencji Bukharinów (przecież to oczywiste, że tych rezydencji mieli ciut ciut i jeszcze trochę)? To absolutny surrealizm. Gdyby tylko miał odrobinę pecha, a jak już widziała w Kazaniu miał go więcej niż odrobinę, drzwi otworzyłby jej brat, który ku uciesze rodziny powrócił na ojczyzny łono i zamieszkał razem ze swoimi siostrzyczkami, by jak na walecznego członka Białej Gwardii przystało zaopiekować się nimi należycie. I naprawdę nie zdziwiłaby się, gdyby Evgeniy spuścił mu solidny wpierdol jakimiś afrykańskimi zaklęciami. W starciu Gienek-Borys bez wahania obstawiłaby swój przychód po stronie starszego brata, bo jakkolwiek Boris jej nie imponował i powoli, aczkolwiek nieodwracalnie, mieszał jej w serduszku, to jej brat był jej rycerzem w białej zbroi, który jest niezniszczalny. Dlatego wiedziała, że nie przyjdzie. Nie mogła jednak wymazać z głowy tej wizji, ani tego, że on jednak istnieje. Kiedy jednak drzwi od jej pokoju otworzyła krasnalka Mrużka oznajmiając spokojnie: - Pan Boris Onegin do panienki - Tosia aż zamrugała ze zdziwienia, a z jej warg wydobyło się pełne niedowierzania: - Nieeee - bo to jedyna słuszna odpowiedź. Mrużka jednak była jej wierną służką i nie myliła się zbytnio. W sumie to wcale się nie myliła i była bardzo w porządku. Była na tyle w porządku, że wpuściła go nawet do środka i Antonina zdążyła jedynie wstać z łóżka, na którym siedziała, a on już był w środku. Pomieszczenie wypełniła cisza i niezręczność, a sama dziewczyna magicznym sposobem przemieniła się w niemowę. Obserwowała go swoimi ciemnymi tęczówkami przekonana w swojej mądrości, że to są jakieś niedorzeczne halucynacje. Zamrugała kilkakrotnie, ale on wciąż tu był. Nawet przy takiej odległości, która ich dzieliła, dokładnie czuła jego zapach, a jej środek niedorzecznie rozedrgał się na jego widok. Ubrana w zwykły brązowy sweter i jeszcze zwyklejsze spodnie czuła się wyjątkowo nie na miejscu, choć była w swoim własnym pokoju. - Zgubiłeś się? - odważyła się w końcu zapytać niepewnym i lekko zachrypniętym głosem, podczas gdy jedna z jej brwi uniosła się nieco wyżej. Mimowolnie splotła ręce na piersiach i nawet przez wełniany materiał czuła jak jej serce wykonuje niezdrowo dużą ilość uderzeń na minutę. Musi pamiętać, żeby w swoim notesiku zaznaczyć, że wizje dotyczące Borisa są sprawdzające się i niekoniecznie wiążą się z jego zgonem. No, chyba że jednak przyjście tutaj zaprowadzi go do rodzinnej krypty szybciej, niżby sobie tego życzył. Na rany, Welesa. On tutaj był! |
| |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Nie Sty 26 2020, 13:11 | | Już nadzieja pukała w okienko, już była naprawdę blisko, już Boris Onegin odważył się pomyśleć, że ma nieprawdopodobne szczęście, a w tym domu nie ma żywej duszy — gdy drzwi otworzyły się nagle i u jego stóp, nie sięgająca wyżej niż jego kolana, stanęła krasnoludka. W tym swoim nieodłącznie czerwonym ubranku wyglądała jak każdy inny krasnoludek. Duże oczy, czapeczka, oceniające spojrzenie. W Kryształowej Twierdzy można spotkać takich z tuzin i żaden z nich nie jest jakoś przesadnie miły, toteż mężczyzna nieco się zdziwił, gdy z ust tej tutaj padło niezwykle kulturalne i wypowiedziane uprzejmym nad wyraz tonem: — W czym mogę pomóc? Boris zaklął w myśli, bo naprawdę przez chwilę sądził, że uniknie dzisiejszego spotkania, choć przecież absolutnie nie był do niego przez nikogo zmuszony. Przecież to nie tak, że Antonina wysyłała do niego ponaglenia, mówiące o tym, że oczekuje spełnienia swojego życzenia jak najszybciej. To po prostu panicz Onegin był niezwykle honorowy i męczące go sumienie nie dawało mu spać, a przynajmniej tak sobie tłumaczył tę bezsenność i smukłość szyi Bukhariny, która stawała mu przed oczami, gdy tylko zamknął powieki. Boris nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby zaangażować się emocjonalnie. Słowa takie, jak miłość, czy zakochanie nie mieściły się w jego słowniku i on naprawdę nie wiedział, dlaczego to wszystko stało się tak skomplikowane. Zamiast korzystać z uciech, zamiast zaprosić do domu jakąś inną panienkę, jakich w Sankt Petersburgu wiele, sterczał tu na wejściu do domu Bukhariny i robił z siebie debila. Największego debila, jakiego nosiła ta planeta. Chrząknął lekko zdenerwowany (serio), schował dłonie w kieszeni, by nie zdradzały poziomu stresu (naprawdę) i niezwykle cicho, jak na niego, zapytał krasnoludkę, której imienia nie znał, czy zastał Antoninę. Krasnoludka skinęła głową, zaprosiła go do środka, co przyjął z niemałą ulgą, biorąc pod uwagę jak mroźny był ten grudniowy wieczór, po czym zapytała go o godność (nie miał jej, została na torze wyścigowym w Kazaniu) i zaprowadziła po krętych schodach na górę, gdzie pokój swój najpewniej miała właśnie Bukharina. Poczuł przyjemną woń, choć dla Borisa kompletnie obcą, bo tak jak z kolorami, czyli ładnymi i brzydkimi, potrafił tylko określić, że coś pachnie, lub śmierdzi, a jego zdenerwowanie właśnie osiągnęło zenitu. Cholera, nie powinien się tak denerwować, ale to naprawdę pierwsza taka sytuacja w życiu, gdy nie kontrolował sytuacji. Gdy nie był jej panem. Gdy zdany był na łaskę kobiety, a nie odwrotnie. Nie mógł się do niej przyzwyczaić i do uczucia porażki, które paliło go od środka. Był na siebie wściekły i tak strasznie sobą rozczarowany. Nie miał pojęcia jakim cudem doprowadził do tego, że to właśnie ta mała Bukharina miała decydować o jego losie. Musiał mieć naprawdę znaczne zaćmienie umysłu. Okropnie ogromne. Zaanonsowany przez małą stworkę, wkroczył do sypialni i zobaczył prostującą się w sekundę dziewczynę. Co prawda nie wyglądała już na tak niezwykle pewną siebie, jak to było w Kazaniu, ale fakt był taki, że najpierw się założyli, potem Boris oddelegował ją (że się tak ładnie wyrażę) ze swojego mieszkania tuż przed tym, jak sprawy namiętnie zabrnęły za daleko, a następnie sromotnie przegrał najważniejszy w jego życiu wyścig. I choć od tamtego czasu minęło już kilka długich dni, to Onegin nie potrafił wymazać z pamięci widoku upokorzenia, wymalowanego na tej pięknej buzi, gdy opuszczała jego mieszkanko. Co teraz wyrażała jej mina? Zdziwienie, konsternację, a także pewnego rodzaju niedowierzanie. Witamy w klubie, panno Antonino. Boris też do końca nie wierzył, że tu był. — Najwyraźniej — powiedział. Ubrana tak zwyczajnie, w jego oczach wciąż wyglądała niezwykle zachwycająco. Nie, nie może tak myśleć. Musi skupić się na tym, po co tu przyszedł. Przyszedł omówić sprawy, wypełnić zadanie i wyjść, i potem już nigdy nie mieć z nią nic do czynienia. Za bardzo mąciła mu w głowie, a tego Boris nie lubił. Nie znał tego uczucia i cholernie nie chciał go poznawać. Żyło mu się dobrze, nadzwyczaj przyjemnie, wszystko do tej pory było w najlepszym porządeczku. Spotkanie w tamtym barze wywróciło jego życie do góry nogami i należało to uciąć w samym zarodku, póki mu tego życia do końca nie rozpierniczyło. — Wiesz, po co tu przyszedłem. — Zerknął na nią z ukosa, czekając na jej reakcję. W razie gdyby jednak nie wiedziała, pokusił się o wyjaśnienie. — Zakład. Zaczął chodzić po jej sypialni, tak samo jak niespełna kilka minut temu po chodniku przed tym domem. W tę i z powrotem. I tak kilka razy. — Powiedz to swoje życzenie i miejmy to już za sobą. Czego chcesz? Błyskotek? Drogich ubrań? Pieniędzy? Dałem ci kilka dni na przemyślenie, więc musisz odpowiedzieć mi dziś. |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Nie Sty 26 2020, 15:07 | | Zgubił się. Jak nic się zgubił, albo jest wytworem jej nazbyt chętnej wyobraźni. Już tysiące razy złapała się na myśleniu o tym, dlaczego on. Przecież było tylu mężczyzn! I to w dodatku w jej wieku, z równie dobrym pochodzeniem, a nawet lepszym, bo nie ze znienawidzonego rodu, a w także podobnym statusie społecznym, bo nie byli jej wykładowcami. Welesie przenajświętszy. Za jakie grzechy akurat on jeden, ze wszystkich samców całego świata. Najgorszy wybór z możliwych. Chociaż czy to tak naprawdę wybór? Gdyby nie tamta noc w melinie, tfu, w barze, z pewnością nie pomyślałaby o nim jak o godnym towarzystwie, chociażby do zwykłej rozmowy. Teraz chciała z nim rozmawiać, tuż po tym jak ściągnie brzemię dziewictwa i będzie mogła leżeć nago na nim. Tylko ta projekcja odtwarzała się w jej głowie, więc ciężko było zebrać myśli bardziej przyzwoite, ażeby móc normalnie porozmawiać. Szkoda, że nie mieli o czym rozmawiać. Podeszła trochę bliżej wciąż z rękami skrzyżowanymi na piersi i oparła się o barierkę przy lustrze, które zajmowało całą ścianę pokoju. Uniosła się też nieco na palcach, aby dodać sobie kilka dodatkowych centymetrów, jakby to miało sprawdzić, że odnajdzie swoją zwykłą pewność siebie. Pewność, która aktualnie gdzieś zaginęła, bo czuła się jak łania, która zobaczyła myśliwego w swoim domku. O ile łanie mają domki. Nie mniej jednak nie spodziewała się go tutaj. Gdyby wiedziała, że obraz, które podsuwa jej, to cholernie nieprzewidywalne trzecie oko są prawdą, to stałaby tutaj teraz z najpiękniejszej sukni, jaką ma, pełnym makijażu i wysokich szpilkach rozkoszując się każdą sekundą jego niepewności. Bo on przecież też był mocno niepewny. Nie był panem tej sytuacji. Ona też nie była panią. A przynajmniej tak jej się wydawało. Wiesz, po co tu przyszedłem. Nie. Nie wiedziała. Początkowo myślała, że przyszedł ją przeprosić. Powiedzieć, że nie miał racji, że tak naprawdę ją chce i mogliby już przejść do kotłowania się w jedwabnej pościeli w kolorze szmaragdowym. Nie. Nie widać było w nim skruchy. Widać było niepewność i swego rodzaju złość. Nie wiedziała, dlaczego miałby mieć jakiekolwiek prawo do złości. To ona mogła być zła. Upokorzył ją. Odtrącił. Wygnał. Tak się nie robi. Zakład.Ach, no tak. Cichy śmiech mimowolnie wydobył się z niej i uniosła się wyżej na palcach, podnosząc także do góry podbródek. Cóż za upokorzenie dla pana Onegina. Przyjść tutaj, po tak sromotnej przegranej z niewysoką nastolatką. Oj oj oj. - A już myślałam, że się za mną stęskniłeś - zażartowała, czując, jak wraca do siebie. Jest u siebie, ma lepsze karty do gry i co najważniejsze: ma jedno życzenie. Może poprosić go o cokolwiek, a on niewątpliwie to spełni. Już fakt, że tutaj był i sam o to pytał, najlepiej świadczył o tym, że tamten zakład z kazańskiej polany był prawdziwy. Dobrze, że zawarła go z dżentelmenem, a jeszcze lepiej, że go wygrała. - Wszystko to brzmi niezwykle lukratywnie, ale dla biedoty. Stać mnie na to wszystko. Od Ciebie będę chciała coś, na co mnie nie stać. Coś dużego - odpowiedziała powoli, jakby smakując te słowa pełne triumfu. Welesie, jak dobrze smakuje zwycięstwo. Oparła się głową o lustro, patrząc na niego spod przymrużonych powiek. Rozkoszowała się sukcesem. - Ciekawe co to mogłoby być... Jakieś realne propozycje, panie profesorze? - czyż to nie bezczelna gówniara? Najwidoczniej. Uśmiechała się, jakby wygrała na loterii, bo w sumie wygrała. Najlepszy możliwy kupon. Każdy wiedział, że nie ma nic piękniejszego niż posiadanie dłużnika w osobie niezwykle bogatej i dobrze postawionej, a Boris niewątpliwie spełniał oba te kryteria. - Musi to być niezwykle irytujące wisieć coś małej Bukharinie... - stwierdziła jeszcze po krótkiej chwili ciszy i znów się uśmiechnęła, tym razem jak łobuziara przyłapana na gorącym uczynku. |
| |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Nie Sty 26 2020, 21:09 | | Gdyby tylko panicz Onegin uważał, że istniał jakikolwiek powód do przeprosin — zrobiłby to. Potrafił przepraszać, a wizyty w gabinecie jego ojca, czy w gabinecie wuja Kirilla, stanowczo ten fakt potwierdzały. Boris niejednokrotnie musiał przepraszać za rzeczy różne, począwszy od nagannego zachowania, użycia niefortunnych słów, braku ogłady, skandalicznego wywiadu w Avosce, co tam jeszcze? Ah, była nawet sytuacja, że przepraszał za to, że się w ogóle urodził. Chodziło o to, że to jedno z magicznie potężnych słów potrafiło opuścić oneginowe usta i nigdy nie przysparzało mu to żadnego problemu. Ta sytuacja była jednak inna. Okej, może i panna Antonina mogła poczuć się nieco urażona jego zachowaniem, ale Boris nie czuł, by powiedział coś przykrego, obraźliwego, złego w żadnym tego słowa znaczeniu. On po prostu stwierdził, że z tej mąki chleba nie będzie, i zrobił to grzecznie i kulturalnie, dla dobra tej małej, upierdliwej dziewczyny, która tego na pewno nie rozumiała. Gdyby znała go naprawdę, wiedziałaby, że jest on ostatnią osobą, z którą powinna tracić największą swoją broń, jaką jest dziewictwo. Wiedziałaby też, że zamiast opuszczać jego mieszkanie w pełnym wzburzeniu, powinna mu podziękować, że uchronił ją przed późniejszymi wyrzutami sumienia, a także zapewnił jej możliwość znalezienia prawdziwej miłości. Miłości, której on nie był w stanie jej zapewnić. Nigdzie i nigdy. — Tęsknota nie ma tu nic do rzeczy — powiedział dwuznacznie. Nie skłamał. Nie zaprzeczył jej słowom, ale ich także nie potwierdził. Może i tęsknił troszeczkę, może i nie mógł nie myśleć o niej podczas nawet głupich codziennych obowiązków, ale w życiu, choćby i nawet za milin rubli, nie przyznałby się do tego na głos. Mógł co prawda wspomnieć o tym Lvowi, mógł mimochodem stwierdzić, że istnieje na tym świecie ktoś, z kim nawet się nie bzykał, a do kogo czuł niezwykłe przyciąganie i niesamowitą chemię. Nie było jednak opcji, by powiedział to teraz, stojąc z nią twarzą w twarz. Absolutnie żadnej. Słuchał uważnie jej wypowiedzi i poczuł, jak po jego plecach przebiega niespodziewany dreszcz niepokoju. Naprawdę sadził, że pójdzie mu łatwo, tymczasem panna Bukharina nie była wcale zwyczajnym przeciwnikiem. Coś dużego przerażało go niezwykle, bo jeśli mógł spełnić jej materialne zachcianki w sekundę, tak coś, na co nie było jej stać, wydawało mu się czymś niebezpiecznym. A już na pewno niebezpiecznym dla niego. Zmrużył oczy i zacisnął szczękę. Mięśnie zadrgały na jego ostrej jak brzytwa żuchwie, usta zacisnęły się w wąską kreskę, a jedna z brwi po chwili uniosła się ku górze, tak jak i twarz mężczyzny. Może i stawała na palcach, by sprawiać wrażenie wyższej, lecz na nic to się zdawało przy jego wzroście. Spojrzał na nią z góry. Jakżeby chętnie zmiażdżył teraz te pełne wargi swoimi. Jakżeby prędko pozbył się tego brązowego swetra, ukazując kształtny biust Bukhariny. Był zły. Był na nią wręcz wściekły, że odważyła się tak z nim pogrywać i ukarałby ją w najlepiej znanym sobie sposobie. — Dlaczego to ja miałbym ci coś proponować? To w końcu twoje życzenie, nie moje. — On również przechylił głowę. Wciąż stał w tym swoim wełnianym, zimowym płaszczu w kolorze głębokiej czerni i czuł, jak robiło mu się coraz bardziej gorąco. Czuł, że to nawet nie musi być kwestia ciepłego ubioru, a po prostu obecności dziewczyny, która jak zwykle działała na jego zmysły od kiedy tylko przekroczył próg jej sypialni. Może i był głupi. Znaczy, nie w tej inteligentnej sferze życia, bo tu mądrości mu nie brakło, ale w tej chwili. W tej właśnie sekundzie, gdy usłyszał słowa „coś dużego” i nie połączył ich z zawartością swoich bokserek z egipskiej bawełny. On po prostu sądził, że wyraził się dość jasno i Antonina nie będzie już w ogóle myślała o zatraceniu się z nim w rozkoszach, które mógł jej zaoferować. Choć sam najchętniej nagiąłby swoje nowe zasady, wierzył, że Antonina nie ma już ochoty na nic z tym związanego. Jej kolejne słowa niezwykle go zeźliły. Idealnie podkreśliły w jak paskudnym położeniu się teraz znajdował. Prawie trzydziestoletni mężczyzna będący na łasce nastolatki. To niedorzeczne już w chwili, gdy się o tym pomyśli, a co dopiero powie na głos. Zbliżył się do niej o krok i żeby nie pokazać po sobie, jak bardzo nie odpowiada mu ten stan rzeczy, posłał jej leniwy uśmiech. I to był jeden z tych uśmiechów, od których pannom drżały nogi z ekscytacji, a także z obawy, co się zaraz stanie. Stanął przed nią, opierającą się o lustro i założył jej włosy za ucho. — Ciesz się tą chwilą póki możesz, Antonino — powiedział. — I wybierz mądrze, bo nie przewiduję, by ta sytuacja kiedyś się powtórzyła. Jesteś dużą dziewczynką, która z pewnością wie, czego chce od życia. Powiedz tylko co to jest i zakończmy tę dziecinadę. |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Nie Sty 26 2020, 22:03 | | Nieco urażona? NIECO? Oczywiście, że kipiała ze złości na wspomnienie tamtej sytuacji. Jarała się jak Rzym za Nerona trawiona szatańską pożogą pożądania, a on kazał jej wyjść. Równie dobrze mógłby kazać jej wypierdalać, a byłaby tak samo urażona. Nie nieurażona. Wściekła. I zawstydzona. Ona tu chce, stara się, porzuca dworską etykietę, wymienia się z nim bakteriami, a on każe jej wyjść, nie przedstawiając wszystkich swoich bakterii. Tak się nie robi chętnym młódkom, panie Onegin. Nawet jeśli są dziewicami, bo będąc w takiej pozycji, w jakiej była wtedy Antonina nie ulegało najmniejszym wątpliwościom, że ona tą dziewicą już nie chce być. I to tak bardzo bardzo nie chce być. Tęsknota nie ma tu nic do rzeczy.Czy wspominałam już, że Antonina była niczym innym tylko potworkiem? Małym, pozornie przyjemnym i sympatycznym, jednak w środku skrywała się najprawdziwsza bestia. Złośliwa, chwilami wulgarna i niezaprzeczanie spostrzegawcza. Dlatego też wyłapała od razu drugie dno jego wypowiedzi. Zaśmiała się raz jeszcze, celując w niego oskarżycielsko paluchem. - Nie zaprzeczyłeś! - zauważyła dobitnie, przechylając nieco głowę. Zaraz jednak wróciła do zaplecionych rąk, bo miała wrażenie, że tylko w tej pozycji zdoła utrzymać swoje serduszko, które wchodziło na coraz bardziej nieznane rewiry szybkości i bała się, że klatka piersiowa nie utrzyma go na miejscu, a wtedy wypadnie na podłogę, pokazując mu zbyt wiele. Nie chciała, żeby wiedział, że zaprząta jej myśli. Chciała być zimna i niedostępna, bo wykazywanie jakiejkolwiek chęci przyniesie skutek odwrotny od zamierzonego. Jaki więc był ten zamierzony? Miał tu zostać i kotłować się z nią w pierzynie. Skoro i tak był tutaj, choć nie powinien, i byli sami, choć nie powinni, to dlatego by tego nie wykorzystać? Nikt tutaj nie wchodził bez jej zgody, albowiem rodzeństwo niezwykle ceniło sobie swoją prywatność, a także prywatność innych więc każde zamieszkiwało w innej części imponującej rezydencji, zaszczycając się swoją obecnością jedynie przy posiłkach. Teraz, póki co z nieukrywaną satysfakcją obserwowała jego irytację. I kto tu się teraz zdenerwował, panie Onegin? Tak, zamierzała się bawić. Tak, zamierzała być okropna. Tak, była złośliwą zołzą. Cóż począć, jakoś będzie z tym dalej żyła. - Ja na Twoim miejscu bym proponowała. Dużo i intensywnie, żeby nie pozwalać mi na kreatywność. Podpowiem raz jeszcze: nic co można kupić, nie wchodzi w grę - z uniesionym podbródkiem wpatrywała się w jego twarz, zaciskając dłonie w pięści. Nie ze złości, a bardziej z zimna, bo w pomieszczeniu było dość chłodno z racji na wysoki sufit. Gdyby nie to, że była u siebie i prowadziła w tej partii zapewne już dawno by się scykała. Taki zły wyglądał dość groźnie. I ponętnie. Bardzo ponętnie. Mógłby być tak zły cały czas i miano najprzystojniejszego czarodzieja by dostał od razu. Jejuniu, on zawsze był taki? Drgnęła, czując jak jego palce, musnęły jej policzek. Pocałuj mnie, pocałuj mnie, pocałuj mnie... Widać było też tę niemą prośbę na jej twarzy. - Och, chcę bardzo dużo rzeczy, Borisie. Póki co chcę pozostawić sobie to jedno życzenie na przyszłość. Mieć w panu dłużnika to jak trzymać cały świat za jajca- nie puszczę tak szybko, niech pan da rozkoszować się chwilą - odpowiedziała cicho lustrując uważnie jego oblicze. No pocałuj mnieeeeeeee....- wył cichy głosik w jej głowie, podczas gdy serce waliło jej tak głośno, że z pewnością to słyszał. Nie wspominając o delikatnych rumieńcach, które znikąd pojawiły się na jej policzkach. - Może i jestem młoda, ale nie jestem naiwna - dodała jeszcze cicho, choć niekoniecznie zgodnie z prawdą. Była naiwna. I to strasznie, bo nie mogła o nim zapomnieć. |
| |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Nie Sty 26 2020, 23:00 | | Przecież tak naprawdę, o ile zawodna zwykle do takich rzeczy pamięć panicza Onegina się nie pomyliła, to on jej wcale ze swojego mieszkanie nie wyrzucił. Nie kazał jej wyjść, nie powiedział, by zniknęła mu z oczu, ani nic z tych rzeczy. On ją wtedy przeprosił i kazał jej wrócić w to samo miejsce, gdy już nie będzie tak niewinna, jak była wtedy. O co więc cała ta afera? Przypominam — on to zrobił dla jej dobra. Tym właśnie podyktowane były jego okrutne słowa, bo przecież na pewno nie chęcią urażenia jej, choć rozpalone wstydem do granic policzki panny Antoniny, śniły mu się po nocach jeszcze przez tydzień. Widziała tylko swoją krzywdę, a nie pomyślała o tym, jakie to wszystko było niezwykle trudne dla samego Borisa. Mężczyzna w takich chwilach bardzo daleki jest od przerwania miłosnych uniesień. Gdy już akcja się rozpocznie, gdy koleżka w spodniach poczuje zbliżające się spełnienie, to już zakrawa o niezwykle silną wolę, by zaniechać dalszej akcji. Boris się poswięcił, a Antonina tego nie doceniała. Była dla niego oschła, zimna, zachowywała się uwodzicielsko i bezczelnie jednocześnie, jakby to ona z tej dwójki była ofiarą, a przecież prawda była zupełnie inna. To Boris miał nadzieję na zanurzenie się w jej ponętnych kształtach. To Boris już wyobrażał ich sobie w swojej sypialni. Ból pomiędzy nogami był nie do zniesienia jeszcze długo po wyjściu dziewczyny i mężczyzna nie miał innego wyjścia, jak obsłużyć się samemu, czego nigdy raczej nie praktykował, bo nie musiał. To ona go oszukała. Kusiła każdym spojrzeniem i słowem, by na sam koniec okazać się... dziewicą. Gdyby nie był jej wykładowcą. Gdyby nie był jej największym wrogiem. Gdyby tylko nie ta znacząca różnica wieku, olałby tę przeszkodę, jaką jest kwiat jej niewinności. Miałby go gdzieś. To sumienie (czyli coś, czego obecności w swojej duszy, Boris się kompletnie nie spodziewał) kazało mu zachować się tak, a nie inaczej. Chciał móc być tym, kim jest zazwyczaj — zwykłym draniem, który nie odzywa się po udanym numerku, a jeśli już, to po to, by umówić się na kolejny. W przypadku tej dziewczyny jednak nie mógł. To jakby nie wchodziło w grę i Boris nie do końca rozumiał sam siebie. Na zadawane sobie pytanie „dlaczego?” po prostu nie znał odpowiedzi. Przewrócił oczami, gdy wprost zarzuciła mu ten nikczemny zabieg, który z pozoru miał go uchronić przed zdemaskowaniem. Nie chciał się przyznawać, dlatego pokręcił głową i westchnął pod nosem z rezygnacją. — Jesteś niedorzeczna — stwierdził krótko. To nawet nie brzmiało obraźliwie w jego ustach. Odważyłby się nawet stwierdzić, że to mógłby być komplement. Znów zmrużył oczy. Nie mógł oprzeć się, by nie odetchnąć jej kojącym zapachem. Tym razem to nie były jej obezwładniające zmysły perfumy, a zwyczajna woń dziewczyny. Mieszanka środków piorących do ubrań, owocowego szamponu do włosów i coś, czego nie potrafił zidentyfikować, a co sprawiło, że zbliżył się o jeszcze jeden krok. Bliżej już się nie dało. Gdyby to zrobił, niezaprzeczalnie zamknąłby ją w pułapce. Zawiesił wzrok na jej idealnie długich rzęsach, rzucających cienie na policzki. Mocno zarysowane kości policzkowe wołały jego usta, by scałował z nich każdy centymetr uroczych rumieńców, a arogancki uśmiech sprawiał, że miał ochotę zetrzeć go z jej ust głębokim westchnieniem. Była przy nim taka malutka. Bez wysiłku mógłby podnieść ją i oprzeć plecami o lustro. Bez wysiłku mógłby opleść się w pasie jej nogami i ściskając jej pośladki, badać na nowo zagłębienie smukłej szyi, które było chyba najseksowniejszą częścią tego drobnego ciała. Już nawet oczami wyobraźni widział ich w tej pozycji, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Zacisnął zęby i przełknął ślinę, ostatnim skrawkiem silnej woli trzymając ręce przy sobie. — Mógłbym zapewnić ci przyszłość łamacza klątw. Tego właśnie chcesz, prawda? Mogę zaproponować... osobiste korepetycje. Co on pieprzył? Osobiste korepetycje? Chciał się od niej i jej niezaprzeczalnego wdzięku uwolnić, a tymczasem proponował jej jeszcze więcej spotkań? I to sam na sam? Chciał dotknąć jej ponownie. Szukał pretekstu, by to zrobić. Ten jeden gest to było za mało. Palce mrowiły, by po raz kolejny złapać za kosmyk czarnych włosów i poczuć ich miękkość, i nigdy już nie puszczać. Nieme błaganie jej oczu wcale mu nie pomagało. Słyszał, że coś jeszcze do niego mówiła, ale absolutnie już jej nie słuchał. Jedynym dźwiękiem, jaki docierał do jego uszu, było bicie jego serca, które pompowało krew do każdej kończyny jego ciała. Tak, do tej konkretnej także. Części, która zaczynała powoli przejmować kontrolę nad jego umysłem. Coś tam było, że zachowa życzenie na przyszłość? A to bezczelna gówniara. Bezczelna i arogancka, dokładnie taka, jaki on sam często bywał. A więc takie to było uczucie. Oczywiście, że mu się nie podobało. — Może i jestem młoda, ale nie jestem naiwna. — Dotarło do niego. Dotarło, że już dłużej nie wytrzyma. — Nie? — zapytał, a jego zachrypnięty głos wypełnił tę niewielką przestrzeń między nimi. Ledwo wypowiedział to słowo, a już spełniał swoje fantazje. Złapał Antoninę i podniósł, trzymając w zagięciu pod kolanami. W sekundę odnalazł drogę do jej ust, nie powstrzymując się już absolutnie. Jęknął z tęsknotą, jakby wcale nie minęło kilka dni, a kilka lat, od ich ostatniego spotkania. Naprawdę nie wierzył, że to robi. Naprawdę nie przyszedł tu w tym celu. Naprawdę nie chciał wcale zaciągać jej do łóżka, ale jej zapach tak bardzo przyćmił mu umysł i zdolność racjonalnego myślenia. Była tylko ona i jej miękkie wargi. I cholera jasna, podobało mu się to, że już tak dobrze je zna. |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Pon Sty 27 2020, 00:21 | | Jesteś niedorzeczna.Pozornie obraźliwe słowa wywołały na jej obliczu szeroki uśmiech. Ton, z jakim to powiedział, niewątpliwie sprawiał, że brzmiało to jak komplement i to jeden z tych, którymi nie obdarza ludzi zbyt często. - Dziękuję - odpowiedziała jednak, bo tak ją wychowała mama, że za komplementy się dziękuje. Chociaż najprawdopodobniej pomyliły mu się słowa. Jak nic chciał powiedzieć niesamowita. A może chciał się rozwinąć, aż do niezwykle mądra tylko po prostu się przejęzyczył? Była jednak gotowa w swej łaskawości wybaczyć mu tę pomyłkę językową. Jej dobroduszny uśmiech idealnie świadczył o tym, że jej serce było pełne miłosierdzia dla tych, którzy zgrzeszyli przez pomyłkę. Ona lubiła sobie myśleć, że pójście do Onegina było pomyłką samą w sobie. Jakikolwiek kontakt, począwszy od tego w barze, a skończywszy na tej właśnie rozmowie, był pomyłką. Gdyby jej matka lub ojciec zobaczyli go tak blisko niej, to nie wahaliby się długo z wyciągnięciem różdżek. Władze uczelni usunęłyby go z uniwersytetu, Oneginowie najpewniej wydziedziczyli, a skandal, jaki wywołaliby na salonach głównie z racji różnicy wieku i poprzednio wymienionych zmiennych, unosiłby się przez lata jak smród po gaciach. Nie chciała żadnej z tych rzeczy. Nie chciała niszczyć swojej reputacji, bo nie chciała zostać starą panną, a rodzicielka zawsze wiązała staropanieństwo ze skandalem. Stąd też myślała tak, a nie inaczej. Chcąc jednak rozgrzeszyć samą siebie, wszystko to uznawała za pomyłkę. Była przekonana, że on sprawiał, że była kompletnie inną osobą w jego towarzystwie. Głupio tylko się przyznać, że przy nim była tak naprawdę sobą. I czuła się wolna. Bez tych wszystkich napompowanych oczekiwań, które dość często przedstawiała jej rodzina. Okazuje się, że nawet jak jest się najmłodszym dzieckiem, to trzeba się zachowywać. Jeśli zabraknie Maaki, zanim spłodzi potomka, to ona może zostać głową swojej rodziny. Musi więc godziwie się prowadzić, jak na plan B przystało. Była zbyt blisko "tronu" na skandale. Nie może przecież bawić się w księżniczkę Małgorzatę. A jednak się bawiła. Przez pomyłkę, oczywiście. Mógłbym zapewnić ci przyszłość łamacza klątw. Tego właśnie chcesz, prawda? Mogę zaproponować... osobiste korepetycje.Ciemne brwi nastolatki powędrowały do góry, a ona nie kryła rozbawienia. Przyszłość łamacza klątw? Cóż za szczodra oferta, Borisie! Szkoda, że znów trafiła pod niewłaściwy adres. To nie było jej marzenie. Obeszłaby się bez wyższego wykształcenia lub równie dobrze zaczęłaby studiować coś innego. Była szlachcianką, na litość Welesa. Wystarczyło, że będzie ładna, a już nigdy nie zabraknie jej pieniędzy i luksusów. A nawet jeśli rodzina ją wydziedziczy, to oznajmi światu, jaki ma talent i każdy bogacz będzie płacił gruby hajs, żeby poznać imię dla swojego potomka. Byłaby genialnym prorokiem imienia. Nie wspominając o tym, że mogłaby rzucać klątwy na zawołanie. Jeju! Ile potencjalnych ścieżek kariery! Chyba więc obejdzie się bez tych korepetycji. Już miała go poinformować, że ta oferta również nie przypadła jej do gustu, ale on znalazł się zbyt blisko. I w dodatku nie wierzył w jej niewinność. Ups. Kiedy podniósł ją do góry, ona oplotła go nogami w pasie, podczas gdy dłonie zsunęły z jego ramion ten wełniany płaszcz. Jasne, było tu chłodno, ale nie popadajmy w przesadę. Do przeżycia. Odwzajemniała jego pocałunki, bezwstydnie domagając się kolejnych. Dłonie wplotła mu we włosy, a jej wnętrzności zrobiły chyba milion fikołków, zanim zacisnęły się mocno w oczekiwaniu na jego dotyk. Chciała go, o Welesie, jak ona go chciała. - Nie wychodź - poprosiła, na chwilę odrywając od niego swoje wargi. Cały zdrowy rozsądek krasnalowi w dupę. A tak się starała. Najwidoczniej jednak była mistrzynią pomyłek. Mistrzynią, która właśnie rozwijała swoje umiejętności w dziedzinie francuskich pocałunków. Ach te pomyłki! |
| |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Pon Sty 27 2020, 22:02 | | - Spoiler:
Jej prośba brzmiała jak najpiękniejsza muzyka. Nie wychodź, powiedziała, a Boris ośmielił się uśmiechnąć na te słowa. Gdzie miałby się udać? Wbrew wszelkim ostrzeżeniom, jakie wysyłał do jego umysłu zdrowy rozsądek, jedynym miejscem, w jakim ten mężczyzna pragnął teraz być, była ta sypialnia. Ten przytulny pokój, przesiąknięty zapachem dziewczyny, której tak pożądał. Nie powinien tego robić, nie chciał tego robić, ale jego myśli były w stanie krążyć tylko w okół tego, jak miękkie były jej usta i jak chętna była ona cała. Jej drobne, gorące i delikatne dłonie najpierw zsunęły z niego płaszcz, który chwilowo zawisł mu w połowie ramion, a potem zacisnęły się na dotąd idealnie ułożonych włosach Onegina. Boris jęknął mimowolnie w jej usta, nie mogąc i nie chcąc się dłużej powstrzymywać. Przycisnął ją mocniej do lustra, naparł na nią całym ciałem, i zmarszczył brwi, czując niesamowitą tęsknotę za każdym skrawkiem jej ciała. Była taka piękna. Była taka drobna i idealna w każdym calu. W tej chwili była tylko jego, a myśl, że był pierwszym mężczyzną w jej życiu nagle przestała go uwierać, a zaczęła napędzać krew w jego żyłach. Dawno minęły czasy, gdy wiedział, jak obchodzić się z dziewicami. Już takich nie spotykał. Antonina była dla niego wyzwaniem, a on niezwykle lubił wyzwania. Kochał wyzwania. Niekoniecznie takie, z udziałem zwierząt, ale takie, w których mógł rozdawać karty. Seks był grą, na której się znał jak nikt inny. Bez wysiłku zrobił krok w tył, odwrócił się i położył Antoninę na jej ogromnym łóżku. Prawie tak ogromnym, jak jego własne. Zrzucił płaszcz, który opadł na puchaty dywan, następnie złapał za materiał kaszmirowego swetra na plecach i przez głowę ściągnął go wraz z podkoszulkiem, a potem tak samo postąpił ze swoimi jeansami. Był niezwykle poważny. Wnikliwie wpatrywał się w Antoninę, która z tej perspektywy wyglądała jeszcze bardziej kusząco, niż tamtego dnia w barze. Włosy rozsypane na pościeli, spojrzenie, rzucane z pod na w pół przymkniętych powiek, wszystko to było dla Borisa jak afrodyzjak. Nie potrzebował niczego innego, tylko dotyku tej małej Bukhariny. Pochylił się nad nią i bez zbędnych ceregieli zaczął zsuwać z niej spodnie. Następnie pozbył się brązowego swetra, a także całej reszty jej zbędnej garderoby, pozostawiając ją w samej bieliźnie. Zanim Onegin wspiął się na miękkie łóżko, zdążył nazwać Antoninę w myślach oszałamiającą. Mógłby postawić cały swój majątek o to, że jeszcze nigdy w życiu żadna kobieta tak bardzo go nie zachwyciła. Jeszcze nigdy żadna nie wywołała w jego umyśle takiego chaosu. Przy żadnej tak nie bardzo nie kręciło mu się w głowie. Odszukał jej usta. Lewą ręką wędrował w dół jej uda, a gdy dotarł do zgięcia pod kolanem, podniósł jej nogę do góry, przesuwając ją bliżej siebie. Był jej niesamowicie głodny. Zachłannie skradał każdy oddech dziewczyny, a gdy poczuł, że w tej chwili mu wystarczy, zaczął obsypywać pocałunkami linię jej szczęki, szyję, to zmysłowe miejsce za uchem, a także dekolt. — Jesteś taka... — zaczął, ale nie skończył. Antonina pewnie nie dowie się już dziś, jaka jest, bo nagle w ustach Borisa zabrakło słów, by wypowiedzieć na głos to, co kłębiło się w jego myślach i choć szukał ich usilnie, nie był w stanie ich teraz odnaleźć. Nie, tak bardzo owładnięty był pożądaniem. Uwolnienie jej piersi zostawił sobie prawie na sam koniec. Dla niego to był rytuał. Zmysłowy taniec, który należało przeprowadzić w odpowiednim porządku. Zsunął jedno jej ramiączko, potem drugie, a z zapięciem koronkowego stanika poradził sobie jak prawdziwy mistrz. Jednym ruchem. Choć dekolt w sukience, którą miała na sobie ostatnim razem, nie pozostawiał wcale pola dla wyobraźni, nie mógł nie zachwycić się idealnym kształtem tych piersi. Oddychała szybko i głęboko, zupełnie tak jak on. Miała idealnie gładką skórę; chciał móc dotykać jej nieustannie. Całować, wdychać jej osobliwy zapach. Nie potrafił się nią nasycić do tego stopnia, że każdy oddech stanowił dla niego torturę. Wędrował coraz niżej. Jego usta muskały i ssały dekolt, piersi, a także żebra dziewczyny, pozostawiając po sobie mokre ślady. Ścisnął mocniej jej uda, gdy zszedł już całkiem na wysokość jej koronkowych majtek, które po chwili niespiesznie ściągnął, celebrując każdą sekundę. Na moment jeszcze skrzyżował z nią zamglone spojrzenie, a widok jej błyszczących oczu przywołało kolejną falę pożądania. Jeszcze chwila i nie wytrzyma. Jeszcze chwila, a po prostu weźmie ją na każdy możliwy sposób, nie przejmując się, czy jest dziewicą, czy królową angielską.
|
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Sro Sty 29 2020, 02:05 | | - Spoiler:
Czuła się jakby ugrzęzła, utopiła się w piachu. Nie było wyjścia z jego objęć, a ona tego wyjścia wcale nie szukała, bo utonęła w jego ciemnym spojrzeniu i kuszącym zapachu. Dłońmi podpierał jej kształtne pośladki, a ona rozkoszowała się smakiem jego ust. Skóra, której dotknął, mrowiła, domagając się więcej. Całe jej ciało domagało się od niego więcej i nie wyobrażała sobie, że mogłaby tego nie dostać. Czuła jego twardość między swoimi nogami, co jedynie podsycało jej ekscytację. Nigdy tak nie zadziałała na żadnego mężczyznę. Przynajmniej nie świadomie. Niezwykle jej to schlebiało i windowało jej pewność siebie, która tego wieczoru była na niepewnej miotle- raz w górę, raz w dół. Teraz jednak czuła się panią świata. Przynajmniej była chwilowo panią jego świata. Widziała to za każdym razem kiedy odrywał się od jej warg, by na nią spojrzeć. Jego źrenice były rozszerzone i patrzył na nią jak na jeden z cudów świata (a przynajmniej tak przetwarzał to jej naiwny umysł). Wiedziała, że nie wyjdzie. Nie miałby po co wychodzić. Kiedy poczuła, jak jej ciało odkleja się od chłodnej tafli lustra, mimowolnie pisnęła, zaciskając mocniej nogi w jego pasie, a dłonie kładąc na ramionach, bojąc się, że mimo wszystko ją upuści. Mogła jednak te obawy włożyć do tej samej kategorii baśni i legend, co tę historię o tym "że to się więcej nie powtórzy". Chociaż na dobrą sprawę się nie powtarzało, to szło dalej i głębiej niż kiedykolwiek w jej dziewiętnastoletnim życiu. Odprężyła się dopiero, czując pod plecami swój miękki materac i woń świeżo wypranej pościeli. Spod półprzymkniętych powiek obserwowała, jak jego długie palce znajdują drogę do guzika jej dżinsów i wciągnęła brzuch, żeby łatwiej mu było odpiąć guzik stojący na straży jej niewinności. Guzik niestety poddał się naciskowi jego palców szybciej, niż ona sama i już chwilę później poczuła tworzącą się gęsią skórkę na jej ciele. Pomogła mu ściągnąć także swój sweter, unosząc się w odpowiednich momentach, z nieskrywaną ciekawością obserwując jego skupienie i powagę. Ciekawe, czy zawsze był taki poważny w łóżku? Ciekawe czy zawsze z takim namaszczeniem rozbierał swoje ofiary? Ciekawe czy zawsze tak patrzył na swoje jednorazowe towarzystwo? Pewnie nigdy nie pozna odpowiedzi na żadne z tych pytań. Pewnie nawet nigdy nie zada ich na głos, bojąc się tego, co może usłyszeć. Jego spojrzenie działało na nią równie stymulująco co dotyk. Delikatny rumieniec wstydu mimowolnie wpełzł na jej blade policzki, kiedy lustrował jej ciało odziane jedynie w czarną koronkę. Wpił się zachłannie w jej wargi swoimi, a ona odwzajemniała te pocałunki, czując coraz większe mrowienie. Jej ciało domagało się jego dotyku. Jak mogła dotychczas żyć bez tego? Przecież to takie niesamowite! Drżała kiedy jego dłoń przesuwała się na dół, a kiedy podniósł jej kolano, z jej ust wydobył się cichy jęk przyjemności. Brzmiało to jak zaproszenie- tylko na takie w obecnej chwili mogła się zdobyć. Jesteś taka... Może to i dobrze, że nie dokończył. To nie był czas na rozmowy. Jego czyny mówiły zdecydowanie więcej niż słowa. Każdy jego pocałunek był niemym komplementem. To jak ją dotykał, mówiło więcej niż tysiące pięknych zdań, na które dzięki Welesowi, mu się teraz nie zebrało. Każdy jego pocałunek był przyjemnością, ale jednocześnie torturą. Czas dłużył się niemiłosiernie, a ona niecierpliwie chciała go już, teraz, tutaj. On jednak, jak na prawdziwego konesera kobiecych wdzięków przystało, zamierzał rozkoszować się chwilą. Miała ochotę zedrzeć i swoją bieliznę i jego ubranie chcąc przejść do konkretów, ale jego plany były zdecydowanie bardziej wyrafinowane. Jej serce galopowało w nieznane, podczas gdy ciężko było jej złapać oddech. Oddychała szybko, nieregularnie i zdecydowanie zbyt często pojękiwała, ale nie umiała inaczej, bo było jej tak dobrze. Gdy poczuła ciepły oddech, na najbardziej spragnionej dotyku części ciała uniosła biodra, by bezwstydnie ściągnąć swoje majtki i zaraz usiadła na łóżku, by mieć lepszy dostęp do rozbierania jego. Swojego wykładowcy. O dziwo myśl przespania się z własnym profesorem wydawała się jedynie podkręcać tę sytuację, a nie gasić ją w zarodku. Pośpiesznie pomogła mu pozbyć się jego odzienia i jej dłonie zaczęły błądzić po tej nieznośnie idealnej klatce piersiowej. Boris był idealnie zbudowany i nieznośnie przystojny. Ciężko było od niego odwrócić wzrok w wiecznie panującym w jej sypialni półmroku. Przywarła ustami do jego klatki piersiowej, aby na dłuższą chwilę zatrzymać swoje wargi i język na sutku. Najpierw jednym, później drugim. Dłonie znalazły drogę do jego pełnej męskości i niepewnie, opuszkami palców, zaczęła dotykać nieznanego terytorium, w celach zapoznawczych. - Weź mnie, Borisie - poprosiła w pewnym momencie, bo czuła, że dłużej już nie wytrzyma.
Ostatnio zmieniony przez Antonina Bukharina dnia Pią Lip 10 2020, 23:21, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Nie Lut 09 2020, 21:42 | | - Spoiler:
Jedyne czego teraz żałował to fakt, że nie byli teraz u niego. Że to w sypialni małej Bukhariny odłożył na bok wszelkie zahamowania i dał się ponieść chwili. Wolałby rozbierać ją w swoim łóżku, napawać się wzrokiem jej idealnie smukłego ciała w swoim mieszkaniu, móc potem do samego rana patrzeć na unoszącą się i opadającą pierś dziewczyny, na symetrycznie skrojone usta, na spokojny wyraz twarzy pogrążony we śnie. Cholera, dlaczego pomyślał właśnie o tym? Robił się przy niej zbyt miękki, nie do końca w dosłownym tego słowa znaczeniu. Przyjaciel w spodniach Borisa był teraz absolutnym przeciwieństwem miękkości. Był tak okropnie nie-miękki, że to aż bolało. Sunął dłońmi w dół, wzdłuż jej żeber. Jej miękkie ciało zmysłowo drżało pod wpływem jego gotyku. Przygryzł wargę i zmarszczył brwi, dostrzegając gęsią skórkę na powierzchni skóry dziewczyny. Było jej zimno? Chciał wierzyć, że to wcale nie chodziło o temperaturę, a o intensywność doznań, których był autorem. Gdy z jej ust wyrwało się krótkie westchnienie już nie musiał się nad tym zastanawiać. Uśmiechnął się pod nosem, niezwykle z siebie zadowolony. Niespiesznie całował wnętrze jej uda, a gdy Antonina pomogła mu pozbyć się ostatniej części swojej garderoby, przełknął ślinę na widok, który miał teraz przed twarzą. Przyjaciel w spodniach znów drgnął boleśnie. Boris chwycił dłońmi biodra dziewczyny i jednym ruchem przyciągnął ją do siebie. Rzucił dziewczynie zamglone spojrzenie, po czym, nie zawracając sobie głowy pytaniami o pozwolenie, rozpoczął zmysłowy taniec w którym pierwsze skrzypce grał jego język, oraz jej łechtaczka. Znał się na tym; lata praktyki nigdy są przecież stratą czasu. W napięciu oczekiwał pomruków rozkoszy, które zawsze padały, a które były dla jego uszu jak najpiękniejsza muzyka. Jego usta i język czarowały i odprawiały najprawdziwszą magię, dlatego mocno ściskał biodra dziewczyny, smukłymi palcami wbijał się w jej ciało, by tylko móc utrzymać ją w miejscu. Nie chciał jednak doprowadzać jej w ten sposób na sam szczyt. To, co najlepsze miało przecież dopiero nadejść, dlatego gdy odchylił głowę w tył, wcale nie był zdziwiony, że Antonina od razu zabrała się za ściąganie z niego spodni. Sam chciał czym prędzej się ich pozbyć, już nawet wstał, by to zrobić, ale małe dłonie Antoniny były dużo szybsze i sprawniejsze. Bez problemu poluzowała pasek, skupiła się na sekundę na guziku, a kiedy spodnie wraz z bokserkami opadły już w okolice jego kostek, chwycił jej dłonie i odrzucając ciemne jeansy jednym ruchem, zaczął wspinać się na łóżko, ani razu nie odrywając przez ten czas wzroku od jej twarzy. Jej słowa wzbudziły w nim kolejny dreszcz podniecenia, który przebiegł wzdłuż kręgosłupa i skupił się w najbardziej strategicznym miejscu. Zaśmiał się. Już w żadnym stopniu nie był poważny. Zanim znów ją pocałował, przejechał czubkiem języka po swojej dolnej wardze. Nie mógł nasycić się widokiem jej nagiego ciała. Opierając ciężar ciała na obu dłoniach zamknął ją w swego rodzaju klatce, z której ani myślała teraz uciekać. Znów zanurzył twarz w jej szyi, całując ją tym razem już mniej delikatnie, a bardziej zachłannie. Chciał czym prędzej zanurzyć się w jej miękkim, idealnym ciele, ale ten cichy głosik z tyłu głowy, który wciąż powtarzał to upierdliwe słowo „dziewica” nie pozwalał mu pójść na całość tak od razu. Kompletnie za to nie myślał o konsekwencjach. Nie wyobrażał sobie, że seks z Antoniną może przynieść chwilową przyjemność i późniejszą zgubę. Całkowicie dał się pochłonąć pożądaniu, które w tym momencie przejęło nad nim całkowitą kontrolę. Pieścił jej piersi, całował je, po czym znów wracał do jej pełnych ust, aż poczuł, że znajduje się już na granicy. Że nie wytrzyma już chwili dłużej. Ponownie chwycił ją w zgięciu kolana i podniósł nieznacznie, po czym bardzo powoli wszedł w nią, obserwując jej twarz i szukając w niej jakichkolwiek oznak bólu. Chciał doczekać spełnienia. Pragnął tego jak niczego innego na świecie, lecz jednocześnie nie chciał jej zranić. Nie chciał przysparzać jej cierpienia, być jego powodem. Starał się być delikatny, rzucał w jej stronę przepraszające spojrzenia, ale gdy tylko myśl o tym, że jest jej pierwszym mężczyzną w jej życiu, wprowadzającym ją do tego zmysłowego świata nawiedziła jego umysł, poczuł jeszcze większe podniecenie. Westchnął cicho. Musiał przymknąć powieki, bo fala przyjemności była zbyt wielka, by dziewczyna była w stanie wyczytać ją z jego oczu. Gdy wszedł w nią w końcu na całą głębokość, pocałował dziewczynę, chcąc w ten sposób przeprosić za wszystkie niedogodności, a potem niespiesznymi ruchami spełniał swoje marzenia, za każdy ruch dziękując jej kolejnym, delikatnym pocałunkiem.
|
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Pon Lut 10 2020, 00:36 | | - Spoiler:
Z jej warg wydobył się głośny jęk świadczący o nieznanej dotąd przyjemności, a w myślach podziękowała rodzicom, za nałożenie wszelkich zaklęć dźwiękoszczelnych na jej sypialnię. Zrobili to lata temu, kiedy zafascynowana baletem Antonina nie dawała im spać, wciąż odtwarzając klasyków. Z pewnością nikt wtedy nawet przez sekundę nie pomyślał, że przyda się to w przyszłości do celów niekoniecznie moralnych. Teraz jednak panna Bukharina sama dawała pierwszorzędny koncert dla jednego widza, który musiał rozkoszować się dźwiękami, bo pozycja, w której się znajdował, nie pozwalała na pełne rozkoszowanie się widokiem. Może byłoby łatwiej gdyby zamontowano zwierciadło także na suficie? Nikt jednak nie wpadł na ten pomysł. Nadmiar luster w tym domu był i tak na granicy dziwactwa i perwersji. Wchodząc na coraz wyższe tony, czuła jak w jej ciele kumuluje się orgazm. Już zamierzała oddać się temu w pełni, kiedy usta, które doprowadziły, ją do skraju rozkoszy zniknęły. Zamrugała z niedowierzaniem, bo przeczuwała, że skoro przestał, to najpewniej zmienił zdanie i zaraz ubierze się i wyjdzie, jak gdyby nigdy nic, zostawiając ją z bolesną potrzebą zaspokojenia. Dlatego przystąpiła do szybkiej akcji rozbierania. Jego śmiech był zdecydowanie najseksowniejszą rzeczą, jaką w swoim dziewiętnastoletnim życiu usłyszała. Ten śmiech był inny niż dotychczasowe jego śmiechy. Był jakby głębszy, a z pewnością bardziej intymny niż wszystkie poprzednie śmiechy. Nie mogła się nie uśmiechnąć, ale zaraz jej wargi znów zajęte były całowaniem jego warg. Zatrzaśnięta w potrzasku jego silnych ramion postanowiła rozkoszować się chwilą, spychając w myślach karuzelę konsekwencji na najdalszy możliwy plan. Zapewne będzie katować się tym długo po tym, jak jego zbyt idealne pośladki opuszczą jej szmaragdową pościel. Odpowiadała więc chętnie na jego pocałunki, a jeszcze chętniej otwierała przed nim swoje kształtne uda. Miał ją. Mógł robić z nią, co tylko chciał i wydawał się doskonale zdawać sprawę z tego faktu. Pisnęła, czując go w sobie. Po jej policzku spłynęła samotna łza, bo naiwnie nie spodziewała się bólu. Na szczęście Oneginowi nigdzie się nie spieszyło. Jej ciało dość szybko przyzwyczajało się do tego nowego uczucia pełni, a jej biodra niespodziewanie zaczęły się poruszać w niespiesznym tempie, starając się wyjść mu naprzeciw. Wszystkiemu towarzyszyły głośne westchnięcia, a nieuchronnie zbliżający się finisz postanowiła obwieścić spazmatycznymi drganiami ciała i ciszą, albowiem powietrze zatkało jej rozwarte usta. Jej mięśnie odmówiły jakiegokolwiek posłuszeństwa, a ona opadła po wszystkim na kołdrę. Dała sobie chwilę na uspokojenie oddechu, obserwując go spod wpół przymkniętych powiek. - Czy jest jakaś szansa, że dasz się namówić na powtórkę? Słyszałam, że nie chodzisz z kimś do łóżka dwa razy - powiedziała w końcu cicho z szelmowskim uśmiechem. Niezaprzeczalnie podobało jej się zrzucenie niewinności. Cóż poradzić, Borisie. Stworzyłeś bestię na swoje podobieństwo.
Ostatnio zmieniony przez Antonina Bukharina dnia Pią Lip 10 2020, 23:22, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Pon Lut 10 2020, 21:26 | | Samozadowolenie, jakie falą spływało po nim w tej chwili, nie mogło równać się z ani jednym samozadowoleniem odczuwanym do tej pory. Naprawdę. Przez całe swoje dotychczasowe życie miał niezliczenie wiele przygód związanych z dziewczynami, ale zdobycie żadnej nie wprawiało go w taką euforię. Z Antoniną nic nie było oczywiste, choć z pozoru tak się właśnie mogło wydawać. Była między nimi chemia, jednak niepożądana. On tak strasznie chciał ją posiąść, ale wiedział, że nie powinien. Rody, z których się wywodzili to podstawowa przeszkoda, jaka stawała na drodze do pozbycia się jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Znaczna różnica wieku, a także fakt, że był jej cholernym wykładowcą tylko dolewał oliwy do ognia. Ognia, który właśnie zapłonął, spalając doszczętnie wszelką moralność ich uczynku godnego potępienia. Co Boris kochał w życiu najbardziej, to to uczucie chwilowej pustki zaraz po. Ten moment, w którym nie liczyło się nic, poza „tu i teraz”. Okrywając nagie ciało szmaragdową pościelą dziewczyny, której zapach całkowicie go obezwładnił, podniósł głowę i napotkał intensywne spojrzenie jej ciemnych oczu. I ten uśmiech. Bezwstydny, taki, którego się po niej nie spodziewał. Ta mała Bukharina nieustannie zaskakiwała go swoim postępowaniem, bo jak widać, najwyraźniej się co do niej pomylił. Spodziewał się dostrzec rumieniec wstydu na jej policzkach. Spodziewał się płochliwego spojrzenia, nerwowego chichotu, a także tych wszystkich rzeczy charakterystycznych dla eks-dziewic. Leniwy uśmiech dziewczyny absolutnie nie wpasowywał się w standardy jej poprzedniczek z przed lat, z którymi miał kiedyś do czynienia, a gdyby ktoś zapytał go teraz, czy mu się to podoba, odpowiedziałby: Jak cholera. — Jestem ciekawy skąd to słyszałaś — odrzekł, nie dając jednoznacznej odpowiedzi na zadane przez nią pytanie. To jedno z tych bezwstydnych pytań, które w jej ustach brzmiały niezwykle seksownie. Patrzył na jej wargi i przypominał sobie, jak przed chwilą namiętnie się w nie wpijał. Patrzył na jej nagą pierś i równie bezpruderyjnie rozpoznawał ciemniejsze ślady, których był sprawcą. Wyciągnął dłoń przed siebie i założył za ucho Bukhariny jeden z krótszych kosmyków. Oczywiście, że to jeszcze powtórzą. Musiałby być masochistą, by twierdzić inaczej. — Chodzę do łóżka wystarczającą ilość razy. — Spojrzał jej w oczy. Było mu niezwykle gorąco, dlatego odsunął od siebie kołdrę, pozostawiając zakrytym jedynie w jednym miejscu. — Dopóki nie pojawią się uczucia. Dlatego musisz mi obiecać, że się we mnie nie zakochasz, a to co się właśnie stało, pozostanie wyłącznie między nami. I każdy kolejny raz również. Może i był nieco brutalny, ale wolał postawić sprawę jasno. Ostrzegał ją. Ostrzegał ją wtedy, gdy siedziała na kanapie w jego mieszkaniu, a także ostrzegł ją teraz. Boris Onegin nie był stworzony do związku, a choć Antonina Bukharina z jakichś niezrozumiałych dla niego względów niezwykle go pociągała, także nie była stworzona do budowania z nim jakiejkolwiek relacji. Teraz było idealnie i lepiej, żeby tak zostało. |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Sob Lut 15 2020, 02:12 | | Zamierzała zdeklasować wszystkie swoje poprzedniczki. Chciała być najlepsza. Chciała, żeby nigdy nie wymazał jej z pamięci. Może i była młoda, może to szło w parze z głupotą, ale miała świadomość, że nikt na całym Welesowym świecie nie zaakceptowałby ich razem. Byli z kompletnie różnych światów, wpojono im inne wartości, a dekada różnicy oddalała ich mentalnie od siebie na kolosalne odległości. A jednak byli tutaj razem i patrzyli na siebie tuż po. Na jej obliczu malowało się ewidentne samozadowolenie, bo spełnienie, którego właśnie doświadczyła, było czymś zupełnie nowym i tak cholernie ekscytującym, że chciałaby to powtórzyć jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze, aż Onegin się jej znudzi, po przecież się znudzi. Musi. Prawda? A co jeśli nie? Co jeśli pomimo tysiąca ostrzeżeń jednak zadecyduje się powierzyć mu swoje niewinne serduszko? Och, jakże głupia wtedy będzie! No cóż, niewątpliwie to się wydarzy prędzej niż później. Nie mogła jednak wyobrazić sobie reakcji rodziców, rodzeństwa i całej reszty świata. Nie mogła sobie wyobrazić konsekwencji, bo nikt jeszcze nie wypłynął na te nieznane wody. Nie potrafiła sobie wyobrazić skali wkurwienia, bo niewątpliwie wszyscy będą wkurwieni. Nie źli, wkurwieni. Do granic możliwości. - Ta reputacja nie wzięła się chyba znikąd, panie profesorze - wzruszyła lekko ramionami, wciąż uśmiechając się szelmowsko. Nie przeszkadzało jej, że go nie kochała. Nie przeszkadzało jej, że on nie kochał jej. Nie przeszkadzało jej, że przez jego alkowę przewinęły się setki mniej i bardziej niewinnych istot, które uszczęśliwił na chwilę lub dwie. Jej mentorka zdradziła jej kiedyś, że seks to doskonały sport, pod warunkiem, że znajdzie się do niego odpowiedniego partnera. Do tego Boris wydawał się być stworzony. Prychnęła, słysząc jego ostrzeżenia. Zdawała sobie z tego doskonale sprawę. - Oczywiście, że to zostanie między nami. Wyobrażasz sobie, co by było gdyby to wypłynęło? Ja staram się nie. I nie chcę się dowiedzieć. Nie chcę konsekwencji. Chcę tylko kilka miłych chwil, a później każde pójdzie w swoją stronę - odpowiedziała cicho, wtulając się bardziej w swoją poduszkę, zanim znów posłała mu rozbawione spojrzenie zza wachlarza swoich długich rzęs. - Tylko ty się we mnie nie zakochaj, bo będę musiała ci złamać serduszko. Jestem za dobra dla Onegina - jego nazwisko wymówiła z takim samym obrzydzeniem, z jakim wymawiała je jej własna rodzicielka. Zaraz jednak cichy śmiech zdradził, że najzwyczajniej w świecie się z niego nabijała. Jak zwykle. Przecież to nie było ani trochę poważne. Wyciągnęła dłoń i opuszkami palców zaczęła śledzić kontury jego tatuażu. Herb rodowy Oneginów. - Czy wszyscy w Twojej rodzinie, oprócz oczywiście Ciebie, są prawi i sprawiedliwi jak to lubicie się przechwalać? - zagaiła, nie kryjąc ciekawości. W sumie to nie pamiętała dokładnie, od ilu wieków i pokoleń trwa wojna między ich rodami, ale to przecież nie miało najmniejszego znaczenia. I jedni i drudzy zrobili wiele dla potrzymania tej niechęci i to przez kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt pokoleń. Wszyscy byli zdrowo pojebani, że im się chciało pielęgnować ten konflikt. - Co mówicie sobie o nas? Że jesteśmy kanciarzami? Że bawimy się w czarną magię? Że rzucamy klątwy na prawo i lewo? Że są wśród nas wieszczy? - na ostatnim pytaniu lekko drgnął jej głos, ale liczyła na to, że tego nie zauważy. Wszyscy wiedzieli jaką opinią cieszą się wieszczy. Jakże cudownie, że sama była obdarzona tym "darem". Była jednak ciekawa jego opinii. Ciekawa tego, co dzieje się po drugiej stronie barykady. |
| |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Sob Lut 15 2020, 16:43 | | Ktoś tam na świecie na pewno za największą magię uważał miłość. Boris nie był tak bzdurnie sentymentalny. Dla niego najbardziej magiczny był czas. Czas wydłużający cienie na ulicy, zamieniający dni w noce, tygodnie w lata, całe życie w śmierć. Liczył w głowie te wszystkie chwile, w których czuł się nienasycony młodziutką Antoniną, stanowczo dodając do nich tę obecną. Nie miał jej dość. To był dopiero początek, całkiem zresztą udany, z którym wiązał nadzieję na znajomość pełną przyjemności, która nie będzie zbyt skomplikowana. Bo kto jak nie kobiety tak bardzo lubił sprawiać, że nic nie jest tak proste, jakby się chciało? To nie wina mężczyzn, to słabsza płeć komplikuje życie na każdym kroku, szastając emocjami, żonglując uczuciami, a do całego pakietu po jakimś czasie włączając także łzy i poczucie winy. Boris zna na pamięć ten scenariusz. Najpierw jest miło, są spotkania, kolacje przy świecach, podczas których młody Onegin może nacieszyć oko i nie wyjść przy tym na pozbawionego moralności ignoranta. To jak kiepska kolejka górska, powoli do góry, a gdy dojedzie na szczyt, droga w dół jest już błyskawiczna i całkiem rozczarowująca. Ile to razy słyszał, że nie ma serca? Ile to razy słyszał, że jest zwyczajnym prostakiem, nie zważającym na uczucia innych? To dlatego właśnie w przypadku Bukhariny postanowił wyłożyć karty na stół już na samym początku. A ona na całe szczęście przyjęła to nawet normalnie. — Nie wierz plotkom — powiedział, przewracając się na plecy i podkładając sobie jedno z ramion pod głowę. Za oknem zaczynało już zmierzchać, choć mógłby dać słowo, że zaledwie przed chwilą jeszcze wahał się, czy w ogóle przekroczyć próg tego domu. Wtedy było jeszcze całkiem jasno, choć szaro, jak na grudniowe, petersburskie popołudnie przystało. — Są niebezpieczne. Ktoś taki, jak Boris Onegin doskonale o tym wiedział. Antonina także musiała, skoro to właśnie jej osobę Avoska postanowiła potraktować niezbyt sympatycznie na swojej pierwszej stronie. Co prawda i o nim przy okazji znalazło się kilka słów, ale skutecznie zaprzeczał jakimkolwiek relacjom z Bukhariną. Nie chciał narobić sobie kłopotów, wystarczyły mu już te obecne, a zarówno Leon, jak i Misza nie omieszkaliby skorzystać z okazji, by dopiec mu po raz kolejny. — Gdzie byłaś całe moje życie? — zażartował, słuchając jej zaprzeczeniom. Cieszył się niezmiernie, że podzielała jego zdanie, a nawet mu przyklaskiwała. Poczuł nawet swego rodzaju ulgę, gdy słowa później każde pójdzie w swoją stronę opuściły jej usta. Nie robiła sobie żadnej nadziei, nie chciała jej robić. Gdy przekręcił głowę by na nią spojrzeć, wyobraził ją sobie nawet z jakimś ułożonym, dużo młodszym od Borisa chłopakiem, z którym mogłaby związać się na zawsze i być szczęśliwa. Onegin jej tego nie zapewni. Mógł zagwarantować jej chwilowe uciechy, niestety scenariusz „i żyli długo i szczęśliwie” nie wchodził w grę. — Jesteś — przytaknął rozbawiony. — Ale nie dlatego, że jestem Oneginem, tylko dlatego, że jestem mną. Wiesz, co mam na myśli? W sumie nawet lubił, gdy nazywała go panem profesorem. Choć na „pana” czuł się stanowczo za młody, w ustach Antoniny brzmiało to niezwykle uwodzicielsko, albo po prostu miał już na jej punkcie takiego bzika, że wszystko, co robiła, takie mu się wydawało. Nawet sposób, w jaki oddychała sprawiał, że był gotowy na drugą rundę. Nawet by się nie zastanawiał, gdyby nie fakt, że przed chwilą pozbawił ją dziewictwa, a to niestety musiało delikatnie ostudzić jego zapędy. Zamiast znów ją pocałować, po prostu przyciągnął ją do siebie i ułożył jej głowę na swojej piersi. Zupełnie odruchowo zaczął delikatnie muskać nagą skórę na jej ramieniu, z rozczuleniem notując momentalnie pojawienie się gęsiej skórki. Spojrzał na nią z góry, gdy zadała mu to osobliwe pytanie. Lewy kącik ust uniósł się delikatnie, a sam Boris pomyślał, że nikt go jeszcze nie zapytał o coś podobnego. Dziewczyny, z którymi sypiał, zazwyczaj chciały znać termin następnego spotkania, jak bardzo wypełniony rublami miał portfel, lub czy było mu dobrze. Nie musiał się jednak nad odpowiedzią zbyt długo zastanawiać. Przejechał językiem po dolnej wardze i poprawił pościel. — Chcą się na takich kreować. A już na pewno ci wszyscy, którzy są w prostej linii Kirilla. Moja gałąź i tak zawsze była i będzie tą inną. No wiesz, nie mamy białych włosów, nie trzymamy się też tych wszystkich sztywnych, narzuconych zasad. Wuj nigdy nas nie lubił i gdyby mój ojciec nie był jego bratem, pewnie już dawno wyprowadziłby nas z Kryształowej Twierdzy. Osobiście, gdybym sam mógł wybrać, nigdy nie zostałbym Oneginem. — wyznał szczerze. Od zawsze czuł, że nie pasował, do tej rodziny. Porównywany do kuzynów, stawianych notorycznie na piedestale, zaczął ich najzwyczajniej w świecie nienawidzić. Nic dziwnego, każdy prędzej czy później tak by skończył. A co Oneginowie mówili o Bukharinach? Ta mała naprawdę chciała to wiedzieć? — Wuj Kirill twierdzi, że członkowie waszego rodu są gorsi niż psy — zaśmiał się. — Cóż, mówi się pewnie to samo, co w twoim domu o Oneginach. Same dobre rzeczy.Spojrzał w stronę okna, za którym paliła się uliczna latarnia, dająca jedyne światło w sypialni Antoniny. On sam nie bał się czarnej magii. Był w końcu czarodziejem, łamaczem klątw, znał się na tym nawet lepiej niż inni. Gdyby nie one, nie miałby pracy, jeśli więc o Onegina chodziło, Bukharinowie mogli je sobie rzucać ile wlezie. Im więcej ich łamał, tym więcej zieloniutkich rubli trafiało do jego i tak przepastnej kieszeni. — A są wieszczy? — zapytał, zamiast samemu odpowiedzieć. |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Sob Lut 15 2020, 21:38 | | Nie wierzyć plotkom? Niedoczekanie. Antonia wróżyła z plotek lepiej niż ze szklanej kuli. To było jedno z tych hobby, które przychodziło jej z łatwością, jakby do tego była stworzona. Wiedziała, co ludzie mówią, jak mówią i potrafiła odsiać totalne bzdury od półbzdur. Potrafiła też powiedzieć, dlaczego ludzie mówią, to co mówią, ale żeby pokazać tę sztuczkę musiała znać prawdę. Boris był wszechobecnym tematem w plotkach wyższych sfer. Ciężko, żeby nie był. Bogaty, przystojny, wykształcony, a w dodatku babiarz. Czyż to nie idealne combo? Wszyscy chcieli tak naprawdę być nim, ale głośno wszyscy szakalowali jego rozpustę, bo to nakazywała moralność. Nie zmieniało to jednak faktu, że mężczyźni skrycie mu zazdrościli, a dziewczęta chciałyby być właśnie tymi, które go ujarzmią i wezmą na własność. Tosia nie zaliczała się do tego grona. Widziała w nim, że jest niczym wiatr. Porywczy, gwałtowny, świeży. Nie była głupia. Wiedziała, że nie da się ujarzmić wiatru. Można tylko rozkoszować się chwilami, kiedy miło łaskocze skórę i zniknąć, zanim przemieni się w niebezpieczne tornado. I to właśnie zamierzała zrobić. - Niebezpieczna jest ignorancja, Borisie. Ja lubię wiedzieć, co o mnie mówią. Nawet jeśli wycierają sobie ryj moim nazwiskiem. Lubię odbijać piłeczkę. Jeszcze się posrają, jak zobaczą mnie na waszym Balu Zimowym - uśmiechnęła się szeroko, bo tak naprawdę niezmiernie bawiła ją ta cała sytuacja. Poziom tego artykułu był tak okropnie niski i obelżywy, że aż było jej smutno, że ktoś puścił to na pierwszą stronę. Temat był niezaprzeczalnie dobry i trafiony: łaziła z półgołą dupą, więc jej się należało. Sugerowanie otyłości nie było jednak najlepsze, bo przecież gdyby Boris i jego długie palce chciały, to po zaciśnięciu się na jej talii spotkałyby się ze sobą. Ona gdyby była autorką, sugerowałaby co najwyżej szukanie sponsora, problemy skórne (łazi goło, bo ma wszawicę czy coś) ewentualnie młodocianą ciążę. Niewątpliwie jednak czekała na czek. Po spieniężeniu może starczy na tren do jej sukni. Ale pewnie nie. Sukni na bal, na którym pojawiali się absolutnie wszyscy, więc Bukharinowie przede wszystkim. Trzymaj przyjaciół blisko, ale wrogów jeszcze bliżej. Dlatego trzeba było iść się pokazać, żeby nie zostać skreślonym ze starszyzny. - W akademii - zauważyła żartobliwie, zaraz uśmiechając się szeroko. W sumie taka prawda. Ledwo skończyła szkołę i weszła do świata dorosłych. Wcześniej była schowana przed całym światem, a jej jedyną rozrywką były książki, a nie plotki. Wtuliła się w niego bardziej, zamykając oczy i wsłuchując się w bicie jego serca, zaczęła się zastanawiać, jak długo będzie mogła to kontynuować, zanim nie zaangażuje się emocjonalnie. - Nie do końca. Czyżbyś siebie nie lubił? - oparła dłonie na jego piersi, a na swoich dłoniach oparła brodę. Wpatrywała się w niego swoimi czekoladowymi tęczówkami, licząc na dość szczerą odpowiedź. W końcu mu ufała. Może to i głupie, ale ufała mu i chciała, żeby on mógł zaufać jej. Chciała, żeby byli dla siebie szczerzy. To chyba pierwsza zasada uczestników każdego nielegalnego przedsięwzięcia, a to zdecydowanie zaliczało się do tego grona. - Kim byś wtedy został? Komu byś spędzał sen z powiek? - kolejny uśmiech z gatunku leniwych wygiął jej wargi, a ona wciąż wpatrywała się w niego, spijając z jego ust każde słowo, rozkoszując się przy tym szczerością. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, że jako syn młodszego brata odstaje od reszty rodu aż tak bardzo. Słyszała, że ich matka była z Hiszpanii i dlatego mieli egzotyczny wygląd, ale to przecież nie grzech. Najwidoczniej gorąca krew objawiła się nie tylko w aparycji, a także w charakterze tych młodzieńców. Chociaż już nie młodzieńców, a mężczyzn. Zaśmiała się lekko, słysząc, że są gorsi niż psy. To samo można było powiedzieć o każdym wielkim rodzie magicznej Rosji. Każdy grał do swojej własnej bramki i pracował na swoje własne sukcesy. Sojusze? A i owszem, trzeba wymieszać godziwie krew, żeby dostać nowy odcień błękitu. Wrogowie? Zawsze aktualni, choć nowe pokolenie stara się udawać, że wszystko jest w porządku. Każdy jednak w głowie dokonuje miliona kalkulacji, w które relacje warto inwestować swój bezcenny czas, a których się wystrzegać. Co się opłaci, a co będzie stratą kapitału. Każdy miał swoje sekrety i gadał półprawdami. Tylko twarz Antoniny zawsze zdradzała co myśli tak naprawdę. - Same milusie - potwierdziła ze śmiechem. Chociaż w jej rodzinie niewiele mówiło się o nich. Szkoda było strzępić języka. Wszyscy byli na tej samej stronie jeśli o to chodzi. - Są. U Was nie ma? - odbiła piłeczkę, przechylając nieco głowę. Jej ciało jednak mimowolnie się spięło. Nigdy nie rozmawiała z ludźmi o swoim darze. Bała się wykluczenia. To jednak była bardzo ogólna rozmowa, którą zresztą sama zainicjowała, więc nie mogła go za to obwiniać, że zapytał. Ona sama pewnie też by zapytała. |
| |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Wto Lut 25 2020, 11:04 | | Jej niewybredny komentarz rozśmieszył Borisa szczerze, a Borisa naprawdę ciężko tak szczerze rozśmieszyć. Można sprawić, że uraczy rozmówcę błąkającym się w kącikach ust uśmiechem, można rozbawić go delikatnie, by pokręcił głową i skwitował coś krótko siląc się na wesołość. Ale żeby tak naprawdę od serca? Trzeba było być tylko Lvem Abramovem, albo trzeba było powiedzieć coś w stylu jeszcze się posrają, jak zobaczą mnie na waszym balu zimowym. Zimowy Bal był tradycją Oneginów. Tradycja nakazywała zapraszać wszystkie wielkie rody, a do wielkich rodów Bukharinowie należeli — temu nie można było w żaden sposób zaprzeczyć. Problem stanowiły jednak relacje między tymi dwiema rodzinami i to nie żadna tajemnica, że nie były one najlepsze. Ba, „nie najlepsze” to i tak zdecydowanie łagodne określenie. Oneginowie życzyli Bukharinom wszystkiego najgorszego i na odwrót, jednak na czas Zimowego Balu można było uznać chwilowe zawieszenie broni. Ot, tak dla zachowania pozorów. — Nie mówię o ignorancji. Mówię o zachowaniu twarzy. Nie można dać im się sprowokować. Gdybym brał do serca wszystkie plotki jakie chodzą na mój temat, już dawno wylądowałbym na ostatnim piętrze Hotynki — wyznał szczerze, wpatrując się w sufit. Na ustach innych pojawiał się nadzwyczaj często. Zbyt często, jak na jego gust. Czasem naprawdę wolałby być kimś zupełnie anonimowym, człowiekiem bez nazwiska, cieniem, na który nikt nie zwraca uwagi. Bycie Oneginem to dorastanie wśród towarzystwa, śmietanki, która plotkami żyła. Musiał się przyzwyczaić, co wcale nie oznacza, że było to łatwe. Gdy Antonina przytuliła się do niego mocniej, zmarszczył brwi. Poczuł to przyjemne ciepło, bijące od jej ciała, którego nie chciał czuć. Zesztywniał na moment, po czym zaraz uspokoił samego siebie. To nic nie znaczy, pomyślał. Antonina sama nie chciała przecież przywiązywać się do niego, więc zamienił chwilową panikę w trzy spokojne oddechy i objął ją ciaśniej, przyciskając do siebie jeszcze mocniej. Przecież wyjaśnili sobie wszystko. Przecież to nic złego przez te krótkie chwile trochę poudawać. Nikomu wprawdzie krzywdy nie robią, prawda? A już na pewno nie sobie. — Jesteś jeszcze młoda... Nie twierdzę, że to coś złego, w pewnym sensie zazdroszczę. Po prostu nadal byłabyś za dobra dla mnie nawet gdybym się nazywał Mitrokhin, albo Zakharenko. Nazwisko nie ma tu nic do rzeczy. Chodzi o to, że ja po prostu jestem... — tu zastanowił się przez chwilę, jak ubrać w słowa swoje chaotyczne myśli — nie jestem stworzony do zadawania się z tak niewinnymi dziewczętami. Studentkami, na dodatek. To niemoralne, na szczęście z moralnością jestem obecnie dość mocno pokłócony — wyjaśnił, spoglądając w dół. Jej twarz w nikłym świetle latarni zza okna wydawała się w tej chwili jeszcze młodsza, niż była w rzeczywistości. Była też jeszcze bardziej piękna. Nabrzmiałe od pocałunków wargi dziewczyny wolały go, boleśnie uświadamiając Borisowi, że w najbliższym czasie na pewno nie znajdzie żadnej innej, która mogłaby Antoninie dorównać. Dorównać i zastąpić. Wiedział, że czułby niedosyt. Z Antoniną wszystko było inne, lepsze, świeże, bardziej... zmysłowe. Tak mocno zapatrzył się w jej piegi, że prawie nie dosłyszał jej pytania. — Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Ciężko byłoby mi zrezygnować z pieniędzy, więc gdyby ktoś naprawdę postawił mnie przed takim wyborem, pewnie niczego bym nie zmienił. Gdybym nie był Oneginem, mógłbym spędzać sen z powiek tobie... całkiem legalnie. Znów zaczął błądzić po skórze na nagich plecach dziewczyny. Nie mógł nadziwić się, jaka jest delikatna i miękka, jakby idealnie stworzona do dotykania. Podobało mu się to. Ta cała chwila, w której obecnie trwali, zupełnie sami, tak zwyczajnie rozmawiając. Nigdy nie rozmawiał z kobietami. Jedyny język, jakim się przy nim posługiwały, był językiem ciała. Powłóczyste spojrzenia, nie tak całkiem przypadkowe dotknięcie ramienia, banalne słowa, rzucane, by zachować pozory. Gdyby Onegin mógł wskazać jedyną osobę, z którą naprawdę rozmawiał, wskazałby na Grishę. Tego skrytego chłopaka, znanego jeszcze z akademii, przy którym Boris nigdy nie musiał udawać. No i proszę. Teraz do tego prostego rachunku mógł dodać jeszcze Antoninę. Kto by pomyślał, że matematyka stanie się nagle taka prosta. — To śmieszne. Nigdy nie podzielałem poglądów wyją Kirilla, więc gdybym to ja był głową rodu, co się na szczęście nigdy nie zdarzy, pewnie nie zawracałbym sobie głowy jakimiś rodzinnymi wojnami między nami. Żyjemy w dwudziestym wieku, kto jeszcze przejmuje się tym, co było kiedyś? — powiedział całkiem szczerze. Boris mimo wszystko miał dobre serce, umiejscowione po właściwej stronie. Jedynymi jego wrogami byli zazdrośni mężczyźni, mężowie, narzeczeni, lub porzucone kobiety. Nikt konkretny. Otwarty konflikt? To nie w jego stylu. To pewnie wina mieszanki krwi — rodzina jego matki także, mimo swojej wrodzonej gwałtowności, nie należała do tych przykładających ogromną wagę do kłótni. To niesamowicie ciepli i gościnni ludzie, którzy swój wolny czas tracili na doskonalenie się w magii, a nie rozpamiętywanie niesnasek z przeszłości. Boris chyba to po nich odziedziczył. Gdyby było inaczej, na pewno by tu przecież nie leżał. — Nie wątpię — skwitował z uśmiechem. Czasem przecież myślał nawet, że głównym źródłem wszystkiego co mówione źle na jego rodzinę, byli właśnie Bukharinowie. Nie byłby mocno zdziwiony, gdyby to okazało się prawdą. — Macie Wieszczy? Naprawdę? Wszystko jasne, to dlatego w życiu tak marnie mi się układa — zażartował. W ogóle nie brał słów dziewczyny na poważnie, a to mógł być największy błąd jego życia. |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Wto Lut 25 2020, 23:39 | | Słysząc, a także czując jego śmiech, jej brwi powędrowały do góry. Czyżby wątpił? Nikczemny! Niewątpliwe jednak nie ominie go posranie się z wrażenia, bo jej intencja była prosta- musiała odciąć się od doniesień o swojej nadwadze. Wiele mogło znieść jej nastoletnie życie, ale nie takie jawne oszczerstwa. Dbała o siebie aż za bardzo, bo wiedziała, że jej matka tego oczekuje. Musiała w końcu godnie reprezentować swoje nazwisko. I starała się to robić. To, że teraz goła leżała sobie na równie gołym Oneginie to wypadek przy pracy. Potknięcie, które może zdarzyć się najlepszym, ale przecież wcale nie oznaczało, że się nie starała. Uczyła się pilnie, zachowywała dość elegancko i trzymała dziewictwo dla męża. No dobra, 2/3 to i tak dużo. - Nie dać się sprowokować? Phi. Nuuuuuudaaaaaa... Zabrzmiałeś w tym momencie strasznie staro. Chyba po raz pierwszy - zauważyła, wywracając przy tym teatralnie swoimi dużymi oczyskami. Niezaprzeczalnie jego słowa brzmiały dojrzale i poważnie. Zbyt dojrzale i poważnie, biorąc pod uwagę, któż je wypowiada. Dopiero teraz docierało do niej, że był przynajmniej o dekadę starszy i widział znacznie więcej rzeczy niż ona. I poczuła się niemiłosiernie głupia. Miała wrażenie, że wszystkie mądrości, którymi się z nim podzieliła, były absolutnie nieznaczące i bezsensowne, bo jego doświadczenie życiowe wszystkie jej tezy już zweryfikowało. Na piegowatych policzkach pojawiły się rumieńce pełne zażenowania. Poważny Boris był inny niż ten, którego znała. Nie gorszy, nie lepszy, po prostu inny. Ciekawie było go słuchać i obserwować, w myślach nanosząc poprawki na to, co dotychczas o nim sądziła. Poważny Boris uzupełniał wesołego Borisa i było to niezaprzeczalnie pociągające. Nazbyt pociągające. Fajnie, szkoda tylko, że nielegalnie. - To tylko zabawa, Boris. Może więc nie jestem tak niewinna, uważając, że to całkiem fajna zabawa? Chcę posmakować życia, zanim sprzedadzą mnie jak jakąś krowę, żebym rodziła jedno dziecko za drugim. Chcę mieć jakieś wspomnienia, kiedy będę siedziała i pachniała - w jej głosie słychać było niezaprzeczalnie smutek. Nie chciała wychodzić za mąż. Nie chciała mieć dzieci. Chciała podróżować po świecie. Chciała bawić się w najlepsze. Chciała pracować. Rodzice nigdy jej nie powiedzieli wprost, że będzie musiała się ustatkować, ale taka wydawała się być kolej rzeczy. To, że jej rodzeństwo się nie ustatkowało, sprawiało, że czuła na sobie jeszcze większą presję. Była w końcu ich ostatnią szansą. Nie chciała być zmarnowaną szansą. Chciała, żeby byli z niej dumni tak bardzo jak to możliwe. - Pieniądze zawsze można zarobić, chociaż ja jestem dumna ze swojej rodziny. Uwielbiam nasze tradycje, wiedzę, którą sobie przekazujemy i przekonania. Dlatego będzie mi bardzo smutno, jak mnie wydziedziczą. Bardzo - ta ostatnia część wypowiedzi była już w bardziej żartobliwym tonie. Jedyną rzeczą, za którą mogła zostać wydziedziczona, był skandal, który przecież nie wyjdzie. Już oni o to zadbają, jeśli chcą mieć zabawę i święty spokój. - Wszyscy. Najwidoczniej wszyscy jesteśmy tak samo dobrzy w rozdrapywaniu ran. Ile to już wieków minęło, odkąd chcieliście nas wyjebać ze starszyzny? Dwa? Trzy?[b] - bawiło ją to wszystko. Nie od dziś, ale od zawsze. Wojny, wojenki i inne takie. Za dużo energii to pochłaniało. - [b]Wątpię, żeby wieszczy byli za to odpowiedzialni. Oni tylko wiedzą, kiedy jesteś chujowy, nie prowokują tego. Za dużo złych rzeczy się o nich mówi - stwierdziła lekko, a przynajmniej wydawało jej się, że brzmi lekko. On znał ją za krótko, żeby wyczuć, że ta nonszalancja jest wymuszona. Żeby jednak odsunąć od niego ewentualne podejrzenia uniosła się wyżej i zaczęła go powoli całować, bo czuła, że powinna go wykorzystać do końca, zanim znów nadarzy się okazja. |
| |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Pon Mar 02 2020, 11:00 | | — Bo ja jestem stary — odrzekł z uśmiechem, będąc jednocześnie całkiem poważnym. Gdyby był kobietą, na pewno już doszukiwałby się zmarszczek na swojej twarzy, a także innych oznak nieuchronnie zbliżającej się starości. Na całe szczęście miał to gdzieś. Trzydziestkę witał jak starego przyjaciela i zamiast płakać z tego powodu, wręcz nie mógł się jej doczekać. Dopiero teraz, dzieląc tę chwilę z Antoniną, pomyślał, że nic by się nie stało, gdyby miał kilka wiosen mniej. Lub na odwrót! To Antonina mogłaby być nieco starsza, byleby ta różnica wieku nie była tak znacząca. Byleby Misza nie nazywał go pedofilem, bo przecież Boris pedofilem absolutnie się nie czuł. Pocałował ją w czubek głowy. — Zabawa — powtórzył za nią nieco ciszej. Podobało mu się podejście dziewczyny do tego wszystkiego. On może nie traktował tego jako zabawę, bardziej, jako chwilową fascynację, która najpewniej przejdzie mu za maksymalnie dwa tygodnie i nic mu do tego, jak odbierała to ta mała Bukharina. Jeśli w dalszym ciągu planowała być tak piękna i zmysłowa, Onegin mógł być jej zabawą. To naprawdę nie miało znaczenia. Na słowa o sprzedawaniu dziewczyn, zasępił się na moment. Nie życzył tego Antoninie. Sam czuł presję rodziny na temat ożenku, ale był facetem — mógł jeszcze poczekać i nikt nie powinien patrzeć na to krzywym okiem. Co innego kobiety. Dlatego też odezwał się tonem niezwykle filozoficznym: — Jak dobrze, że nie mam siostry. Współczuł każdej przedstawicielce płci żeńskiej na świecie. Współczuł wszystkim, które stanęły na jego drodze, a także wszystkim tym, które nie mogły żyć tak jak chciały. Antonina także zaliczała się do tego grona. Nieustannie głaszcząc jej nagie plecy, rozmyślał, jakie to musi być okropne, musieć godzić się na ustawiane małżeństwa. U Oneginów nikt na to nie naciskał, ale w jego dalszej rodzinie zdarzały się już takie przypadki. Ze słów Bukhariny domyślił się, że i ją może czekać podobny los. — W tych czasach nie zwraca się już uwagi na tradycje. To nie średniowiecze — zauważył. — Nazwisko, liczy się nazwisko i tylko to przetrwało. U Oneginów najważniejsze jest nazwisko i opinia towarzystwa. Pieniędzy musi być dużo, a opinia musi być pozytywna. Jeśli cię wydziedziczą, to i mnie wraz z tobą. — Zażartował. Chciał dodać jeszcze coś o tym, że gdyby była w potrzebie, mogłaby zamieszkać u niego, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Nie miał pojęcia skąd wzięła mu się ta nagła myśl, ale żeby zbyt długo się nad nią nie zastanawiać, od razu ją od siebie wygonił. Wiedział, że ich czas powoli się kończy i nie chciał psuć go bezmyślnymi deklaracjami, których nie mógł i nie chciał pokryć. Uniósł brwi na jej śmiałe stwierdzenie. Jej zdaniem wszyscy przejmują się tym, co było kiedyś? Nie mógł powiedzieć tego o sobie. Skoro Antonina leżała tu wraz z nim, nie mógł tego powiedzieć również o niej. — My chcieliśmy was wywalić ze starszyzny? — zaśmiał się. — A kto nas traktował jak niewolników? Oczywiście żartował. Było — minęło. W opinii Borisa nie należało obwiniać ludzi za grzechy i błędy ich przodków. Każdy miał prawo popełniać własne i być za nie sądzony. — Nie znam się na przepowiadaniu przyszłości. Znam się na łamaniu klątw. Bukharinowie nie rzucają klątw? — zapytał, w przerwie na jej gorące pocałunki. |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Czw Mar 05 2020, 13:38 | | Różnica wieku nie robiła na niej większego wrażenia, bo chłopcy w jej wieku i tylko odrobinę starsi zdecydowanie nie wpisywali się w jej zainteresowania. Zbyt mało wiedzieli, zbyt próżni byli, a sperma zalewała ich mózgi średnio raz dziennie i potrzeby ciała zdecydowanie przejmowały nad nimi kontrolę. Ich zaloty były oporne, chamskie i niesmaczne. Nawet ci urodzeni w najbardziej prestiżowych rodach Rosji byli jeszcze nijacy. Czas zdecydowanie grał na ich korzyść, bo im bliżej wszyscy byli trzydziestki, tym atrakcyjniejsi się stawali. Kontrolowali się bardziej, wiedzieli więcej i potrafili się określić. Wiedzieli już, co lubią, a czego nie, czego oczekują, a czego nie i mnóstwo innych zmiennych, których człowiek nie jest świadomy, kiedy ma dwadzieścia lat. Jak ma się dwudziestkę, a świat stoi otworem, to nie ma się z niczym problemu, albo wmawia się sobie, że się nie ma. Antonina nie różniła się pod tym względem od reszty rówieśników. Starała się udawać, że ewentualne zamążpójście nie robi na niej większego wrażenia, że to będzie fantastyczna przygoda i już nie może się doczekać, a pewnie kiedy dojdzie do zaręczyn, pojawią się u niej kłopoty z odżywianiem i zacznie łazić po ścianach, wyjąc wniebogłosy. Teraz jednak chciała się bawić. Gdzieś tam w środku była jednak pewna tego, że ten stan nie będzie trwał wiecznie. - Masz za to kuzynki. Będziesz miał dzieci, może córkę. Nie ominiesz tych tradycji, nosząc nazwisko Onegin. To nasza zapłata za bycie bajecznie bogatymi - powiedziała cicho, mając w głowie słowa matki, o tym, że nie można być bogatym, zdrowym, pięknym i szczęśliwym jednocześnie. W przypadku Antoniny to kwestia szczęścia miała spaść z miotełki i nigdy się nie podnieść, a przynajmniej tak uważała mała Bukharina. Ewentualne zeszpecenie w wymianie za szczęście nie wchodziło w grę. A pieniądze... nie wyobrażała sobie życia innego niż wygodne. Prychnęła niczym kotka, słysząc uwagę o tradycjach. Oczywiście, że się je pielęgnuje! Przynajmniej pielęgnowało się w jej rodzinie. Szacunek do starszych, wyższość kobiet i okultyzm na dobranoc. Wszystko to było w jej rodzinie od wieków i tak pozostanie. Ona przekaże to swoim dzieciom, one swoim i tak dalej i tak dalej. - Nie wydziedziczą Cię, skoro trzymają twojego rudego braciszka. I tego nijakiego. Ale nijaki chyba idzie zgodnie z profilem rodziny, nie? Pewnie dlatego jest nijaki - zmarszczyła czoło, zastanawiając się chwilę nad nijakością najmłodszego z braci Onegin. Mikhail zdawał się robić absolutnie wszystko, czego od niego oczekiwano, chociaż zajmowało mu to więcej czasu, niż powinno. Nie mniej jednak był nieskończenie nudny. Przystojny, ale nudny. Zero większych skandali, posągowa narzeczona i stała posadka w sądzie. Nudy. - Od razu tam niewolników... - prychnęła, przewracając teatralnie oczami. Ona znała tylko jedną słuszną wersję tej historii, tę, którą jej babka opowiadała jej przed snem, kiedy jeszcze na chleb wołała pep i tej właśnie wersji zamieszkała się trzymać do końca. - Tylko kilka na dekadę, wielkie mi rzeczy - dodała jeszcze wyraźnie rozbawiona. No może kilkanaście w dekadzie, ale nie więcej niż kilkadziesiąt. Byli w końcu cywilizowani. Po prostu to była jedyna dziedzina magii, w której wszyscy byli tak zajebiście dobrzy. Głupio by było mieć taką wiedzę i ją marnować, prawda? No właśnie. Szybko jednak zapomniała o wszystkich różnicach i całej reszcie kiedy znów poczuła jego dotyk na swoim ciele. Przed świtem podziękowała mu za towarzystwo, licząc na to, że nikt go nie zauważy. Jeszcze pod osłoną nocy miał szansę się wymknąć, a ona siedziała już do śniadania, nasłuchując czy jednak ktoś go nie potraktował zaklęciami przed płotem. Przy śniadaniu też nikt o tym nie wspomniał, więc całkiem spokojna zajęła się swoimi zajęciami, nie poświęcając mu zbyt wiele myśli tego dnia. [oboje z/t] |
| |
| | |
| |
|