|
|
|
|
|
Pią Sty 10 2020, 19:59 | | Pracownia Maaki Choć w całym domu znajduje się niezliczona ilość luster, niekoniecznie magicznych, nierzadko wyłącznie ozdobnych, to właśnie tutaj znajduje się prawdziwe królestwo Maaki. Przestronny pokój, którego wysokość osiąga blisko trzy i pół został zagospodarowany w wysmakowany sposób. Wbrew pozorom nie jest obwieszony niezliczoną liczbą zwierciadeł, znalazła się w nim jedynie kolekcja najbardziej wartościowych luster, przede wszystkim pod względem znaczenia jakie ma dla samej właścicielki i posiadanych mocy. Pomieszczenie posiada ogromne okna wychodzące na taras prowadzący z kolei do ogrodu, dzięki czemu Maaka może bez skrępowania i ograniczeń korzystać z przydatnej gry świateł, która pozwala jej ocenić wartość i specyfikę zwierciadła. Na prostych, ciemnobrązowych kandelabrach wiszą potężne zasłony, które w razie czego zapewniają jej również półmrok i oświetlenie charakterystyczne dla fotograficznych ciemni. Po prawej stronie, bliżej wejścia znajduje się oszklona szafka pełna eliksirów, a także potrzebnych do ich uwarzenia składników. Nieopodal stoi kwadratowy stół, a na nim kociołek, nad którym kobieta często odprawia rytuały i przygotuje formuły pozwalające na odpowiednie zaklinanie tak hołubionych przedmiotów. Pokój nierzadko jest zamknięty na klucz. Czasem Bukharina sama zamyka się w środku i zupełnie odcina od świata. |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Czw Mar 05 2020, 14:01 | | 23 grudnia 1997, popołudnie Antonina uwielbiała swoją siostrę. Maaka była najważniejszą osobą w jej życiu, ważniejszą niż rodzice, ważniejszą niż ktokolwiek inny. Nie obnosiła się jednak z tą miłością na prawo i lewo w obawie, że ktoś mógłby te informacje wykorzystać w niezdrowy sposób. Kiedyś lubiła siedzieć w pracowni siostry, próbując zrozumieć jej pasję. Obserwowała wtedy wszystkie lustra, podziwiała grę świateł, jaką tworzyły i podejmowała nawet próby nazwania, każdego z tych magicznych dzieł sztuki. Było to jednak karkołomne zajęcie, bo o istnieniu większości z nich nie miała absolutnie żadnego pojęcia. Odkąd jedno z nich zamknęło dziedziczkę rodu Bukharinów w sobie, Antonina straciła jakiekolwiek zaufanie do tych przedmiotów. Bała się na nie patrzeć, bała się dotykać, bała się być w pobliżu. Dzięki swojemu niezwykłemu darowi, jakim było wieszczenie, była tam razem ze swoją siostrą, w krainie mgły, która dusiła i topiła. W nicości, która odbierała siły witalne i psychiczne. W wymiarze, który nie istniał, a jednak był po drugiej stronie lustra. Świadomość, że nie może jej pomóc, była najgorszym przeżyciem małej Rosjanki. Wizje wracały, a w każdej z nich mogła zobaczyć coraz słabszą siostrę, coraz mniej przypominającą dawną siebie. Prawdziwą siebie. Obrazy te miała przed oczami każdego dnia. Miała wrażenie, że nikt jej nie rozumie. Brakowało jej wtedy Maaki, bała się o nią i modliła się do wszystkich bogów, którzy istnieją o to, by siostra powróciła. Kiedy jej modlitwy zostały wysłuchane dbała o to, żeby spędzać jak najwięcej czasu w towarzystwie Maakuszki. Popołudniami przychodziła do jej pracowni razem z ciastkami i mlekiem, by omijać wzrokiem lustra i patrzeć na jezioro tuż za oknem. Nie musiały dużo rozmawiać, miała wrażenie, że siostra rozumie ją bez słów. Teraz nie było inaczej. Siedziała na ziemi oparta bokiem o szybę i unikała patrzenia na którekolwiek lustro. Złota taca z ciasteczkami leżała na podłodze przed nią, a ona czekała na swoją siostrę, by tradycji stało się zadość. - Nie wierzę, jak wciąż możesz się tym zajmować, po tym co się stało - powiedziała cicho, kiedy w progu stanęła właścicielka tej osobliwej pracowni. Dostrzegła ją zaledwie kątem oka i odwróciła nań spojrzenie, starając się patrzeć tylko na nią i ignorować cały ten spektakl świateł będący zwieńczeniem grudniowego dnia. Kiedyś to ją zachwycało, teraz wzbudzało lęk i niepewność. |
| |
Astrachań, Rosja 32 lata żywiciel błękitna bogaty panna od luster |
Czw Mar 12 2020, 11:41 | | Dzień zdecydowanie nie należał do tych najbardziej udanych. Do niedyspozycji psychicznej, dołączyła dzisiaj także ta fizyczna. Oblodzone ulice okazały się na tyle zdradliwe, że Maka poślizgnęła się nieopatrznie na krawędzi chodnika, co skończyło się niechcianym spotkaniem pierwszego stopnia z twardą powierzchnią Eufrozyny Wielkiej. Wciąż klęła pod nosem, opuszczając Salon luster, gdzie spędziła cały dzień stękając z bólu i poruszając się jak, nie przymierzając, kobieta w kwiecie już wieku, niezgrabnie kołysząc się na boki i starając się nie przenosić ciężaru na prawą stronę ciała. Ból był na tyle uciążliwy, że na chwilę zagłuszył kłębiące się w jej głowie myśli i niechciane głosy, gdy zaciskając wargi wciągała na siebie zimowy płaszcz i wyciągała różdżkę, aby w końcu teleportować się do rodzinnego pałacu i tam spróbować w jakiś sposób ukoić nasilające się dolegliwości. Nieprzyjemna fala rozchodziła się aż do uda, gdy stawiała kolejne kroki. Zanim zdecydowała się przekroczyć drzwi pracowni, oparła czoło o gładką drewnianą powierzchnię w myśli licząc do dziesięciu i zastanawiając się, w jaki sposób uda jej się dotrzeć do kuchni, żeby przynieść do pracowni odrobinę lodu (właśnie dotarło do niej, że przecież mogłaby posłużyć się magią!, ależ z niej idiotka), czy choćby spróbować przygotować w jednym ze stojących tam kociołków stojących jakiś prosty eliksir, który pomógłby jej uśmierzyć ból. W domu panowała cisza, dlatego wydawało jej się, że poza nią nie ma w nim żywego ducha. Z ulgą przyjęła obecność młodszej siostry, choć od paru dni, ba tygodni, udawała, że nie dostrzega jej zatroskanego spojrzenia, pełnego współczucia i jakby... zrozumienia? Wiedziała o jej wizjach, w myślach wyrzucała sobie, że doprowadziła do podobnej sytuacji, jakby także zdolności Antoniny miały okazać się jej winą. Nie chciała jej w to wciągać, nie chciała, aby także i ona nosiła w sobie wspomnienie przerażającej pustki, która nieustannie zżerała ją od środka, niemal pozbawiając oddechu. Nie, Antosia miała wieść przecież dalej swoje całkiem beztroskie życie, tylko czasem przerywane wizjami, które jednak nigdy nie miały dotyczyć żadnego z nich. Ani jej, ani Zhenya, ani ojca, ani matki. Jej ukochana siostra miała pozostać równie niewinna i nietknięta jak to było dotychczas. A takie przynajmniej Maaka pielęgnowała w sobie przekonanie. Posłała jej promienny uśmiech, robiąc minę do złej gry. Nie wytrzymała jednak zbyt długo, opadając bezwładnie na stojący nieopodal fotel. Nawet nie zdążyła ściągnąć oprószonego śniegiem płaszcza. - Oj, przesadzasz, Antosia. Przecież wiesz, że jestem silna. Już naprawdę czuję się o wiele lepiej. - Kłamała jak z nut, posyłając jej kolejny uśmiech, przełamany grymasem bólu, który nagle przebiegł przez jej bladą twarz. - Nie mogłabym zrezygnować z mojej największej pasji, wiesz o tym. A ty, potrafiłabyś zapomnieć o klątwach, które tak cię fascynują? - Przerwała na chwilę, poprawiając się w fotelu, nieporadnie wyplątując się z płaszcza. Niechlujnym ruchem ściągnęła kozaki, z trudem pochylając się, aby rozpiąć zamki i pocierając czubkiem buta o pięty zrzuciła je z siebie posyłając je gdzieś pod ścianę. Z jej ust wydobył się cienki jęk bólu. - Poza tyn dzisiaj mamy zupełnie inny problem. Będziesz musiała przez moment pobawić się w pielęgniarkę. Poślizgnęłam się na lodzie i nie powiem, czuję się jak nasza babka. Zapewne na prawym pośladku wykwitł mi niebywałych rozmiarów siniak. - Zaśmiała się, lekko przewracając oczami, podciągając sukienkę i odsłaniając udo, które w tej chwili mieniło się w niemal wszystkimi kolorami tęczy. Wyszczerzyła się do niej niewinnie. - Ależ mnie boli tyłek! Podaj obolałej siostrze ciasteczko! Przynajmniej ono na moment osłodzi mi życie. |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Pią Mar 13 2020, 00:20 | | Patrzyła ze zmarszczonym czołem, jak główna dziedziczka rodu Bukharinów kuleje do swojego fotela i opada nań ciężko. Podniosła się więc z podłogi i ruszyła, jak na kochającą młodszą siostrę przystało, aby wydobyć wiotkie ciało pierworodnej z okowów wełnianego płaszcza, na którym wciąż skrzyły się drobinki śniegu. Wciąż ze zmarszczonym czołem słuchała jej odpowiedzi, patrząc, jak walczy z materią, by wydobyć ręce z rękawów. - Kłamiesz. Nos Ci rośnie, Maaka - stwierdziła całkiem poważnie, czekając, aż siostra podniesie tyłek na tyle, by wyciągnąć spod niego płaszcz. Zaraz jeszcze dodała zgodnie z prawdą i swoim sumieniem: - Tak, jeśli to cholerstwo próbowałoby mnie zabić. Nie masz instynktu samozachowawczego? - pytanie pozornie retoryczne, wcale retorycznym nie było. Sama owszem, kochała klątwy, lubiła się babrać w tej niegodziwej magii zarówno od strony rzucającej, jak i od strony łamiącej. Wróżono jej wielką karierę w tej dziedzinie, bo nie brakowało jej samozaparcia oraz chęci do nauki i pracy. Planowała jednak długie i w miarę szczęśliwe życie, więc jeśli życiowa pasja postanowiłaby pewnego dnia wciągnąć ją do lustra i prawie zabić okaleczając przy okazji psychikę młodej wieszczki, to zrezygnowałaby od razu po uwolnieniu się. Życie było cenniejsze niż życiowa pasja, zawsze można było znaleźć nową. Zacząć uprawiać ogródek czy coś. Oczywiście łagodnymi roślinkami, a nie jakimiś krwiożerczymi chwastami. Wszystko z umiarem, grzecznie i do jak najpóźniejszego spotkania ze Stwórcą. Gdy Maaka walczyła ze swoimi kozakami, najmłodsza latorośl Bukharinów odwiesiła jej płaszcz na wieszak stojący w kącie. Widząc problem, jęknęła na głos, krzywiąc się przy tym, jakby to ona sama wyrżnęła o krawężnik. Podeszła bliżej, żeby zobaczyć ten piękny siniak na pół uda, zmieniający kolory szybciej niż Hersilla kochanków. Niedobrze. Wyciągnęła palca, chcąc dotknąć tego bydlaka, ale jedno ostrzegawcze syknięcie z ust pierworodnej sprawiło, że cofnęła rękę. Posłusznie przyniosła tackę z ciasteczkami, nawet krzesło przysunęła obok, żeby siostrzyczka nie musiała się wyginać w poszukiwaniu słodkości. - Nasza babka nie była taką pierdołą - stwierdziła ze śmiechem, zanim zniknęła za drzwiami. Kiedy wróciła, miała już ze sobą woreczek lodu i domową apteczkę. Była zwarta i gotowa wetrzeć w tęczowy pośladek każdą, ale to absolutnie każdą, maść, która mogła przynieść ukojenie właścicielce tej pracowni. Ustawiła apteczkę obok fotela i podała łaskawie woreczek lodu przyszłości swojej rodziny. A skoro o przyszłości mowa... - Rozmawiałaś z rodzicami ostatnio? Nadal są źli o Onegina? - zapytała pozornie beztrosko, chociaż sama doskonale znała odpowiedź. Są źli. Wkurwieni wręcz. Doprowadzeni do granic cierpliwości, jak człowiek któremu brakło srajtaśmy w trakcie sraczki. Nic miłego i nic dobrego. Zaczęła więc grzebać w apteczce w poszukiwaniu maści na stłuczenia, bo przecież gdzieś tutaj takowa musi być... |
| |
Astrachań, Rosja 32 lata żywiciel błękitna bogaty panna od luster |
Wto Mar 17 2020, 08:32 | | - A to bardzo dobrze, zawsze uważałam, że mógłby być nieco bardziej wydatny. – Czuje na sobie karcący wzrok Antosi, udaje jednak, że wcale go nie dostrzega, delikatne ganienie siostry przeobrażając w żart. Nie, ona nie potrafiłaby zrezygnować, może rzeczywiście nie miała w sobie instynktu samozachowawczego, a może ambicje i upartość drążyły jej charakter do tego stopnia, że po prostu nie zamierzała się poddawać. - Przesadzasz – powtarza. - Nie ma życia bez ryzyka, w końcu prędzej, czy później wszyscy umrzemy. Ja po prostu sama wybieram drogę, która do tego doprowadzi. – Ostatnie zdanie wypowiada z lekkim przekąsem. Doskonale wie, że ciąży na jej ramionach odpowiedzialność za cały ród Bukharinów, to w jej rękach ma w przyszłości znaleźć się władza nad rodziną. Miała być głową, choć najchętniej pozostałaby jedynie szyją wprawiającą w ruch tę pierwszą, jedynie podsuwającą sugestie, doradzającą, a nie prawdziwie decyzyjną. Oczywiście, uwielbiała swoją niezależność i siłę, którą bukharinskim dziewczynkom wpajano od małego, ucząc je zarówno pokory, jak i dobrze zakorzenionego poczucia własnej wartości. Zawsze wiedziała, że potrafiłaby unieść ten ciężar, choć chętnie odstąpiłaby tę rolę choćby Evgenyiemu. Tym, co wzbudzało jej bunt był fakt, że ten ciężar został jej narzucony. Może właśnie dlatego, tak skrupulatnie wykorzystywała czas, który jej pozostał, czerpiąc z życia garściami, wiedząc, że w przyszłości nie mogłaby sobie pozwolić na eksperymenty podobne do tego z Czarnym Lustrem. Syczy lekko jak przerażony kociak, który jeży się, nastraszając całą sierść, gdy Antosia sięga dłonią do siniaka, który wciąż wydaje się rosnąć w oczach. Maaka wydyma usta, cmoka ze zrezygnowaniem i lekko wzrusza ramionami, znowu opierając się o oparcie fotela, pozostawiając swoje udo odsłonięte, całkowicie zdając się na swą młodsza siostrę. Sięga po ciastko i ze smakiem zatapia zęby w delikatnym nadzieniu. Czeka cierpliwie, aż rozpoczną się antosiowe zabiegi, krzywiąc się lekko czując na skórze jej dotyk, jednak i licząc na to, że maść zadziała od razu, natychmiast uśmierzając promieniujący ból. - Wiesz, jacy oni są… Pozłoszczą się i ponarzekają, ale w końcu zawsze im przechodzi. – Choć jak dotąd nikt nie wyprowadził ich z równowagi informacją podobną do tej, którą znaleźli pewnego pięknego poranka w jednym z numerów grudniowej gazety. Artykuł z Antosią w roli głównej. To jednak Maaka woli przemilczeć. Profil siostry wydaje jej się w tym momencie mocno zatroskany, nachyla się lekko w jej stronie, gładząc ją po twarzy i lekko unosząc jej podbródek tak, aby móc jej spojrzeć w oczy. – Wiesz… Może, gdybyście zdecydowali się to jakoś sformalizować, ustalilibyście jakąś datę, cokolwiek, to matka przestałaby w końcu rwać włosy z głowy i może przyjęłaby Onegina z otwartymi ramionami – sugeruje w końcu. – Bo chcesz z nim być, prawda? – Nigdy nie owijała w bawełnę istotnych pytań, na które jej zdaniem odpowiedź była prosta: albo tak, albo nie. Jeśli chodziło i miłość, to nigdy nie można było decydować się na półśrodki. – Kochasz go? – Poniekąd zazdrościła młodszej siostrze. Tego, że udało się jej napotkać na swojej drodze człowieka, dla którego gotowa była popaść w szaleństwo namiętności, gwałtownego uczucia, odrzucić na bok rozsądek i po prostu dać się porwać uczuciu, które rozpalało jej serce. Nie wie, czy pragnie dla siebie czegoś podobnego. Jest jej dobrze samej, już dawno pogodziła się ze swoją samotnością, jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że zegar tykał, a rodzinna niedługo zacznie wywierać na niej presje, upominając się o kolejną potomkinie rodu. Aż dziw bierze, że do tej pory jeszcze to nie nastąpiło, jakby rodzina chciała jeszcze przez moment dać jej wolną rękę. Nie zdziwiłaby się jednak, gdyby pewnego dnia matka sprowadziła przed jej drzwi jakiegoś podstarzałego delikwenta i naprawdę wierząc w to, co mówi, oznajmiłaby, że znalazła dla niej miłość życia. Coś, na co Maaka wciąż nie była gotowa. |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Sro Mar 18 2020, 11:37 | | Maaka broniła się i ciężko było odmówić jej racji. Każdy powinien sam móc zdecydować o swoim własnym zgonie, to prawda. Nie zmieniało to jednak faktu, że te słowa ją bolały. Były niewygodne niczym niewielki kamyk w bucie. Uwierały i irytowały. Antonina nie wyobrażała sobie życia bez Maaki. Kochała ją najbardziej na świecie, więc jakżeby mogła przeżyć przedwczesny zgon siostry bez rozbitego na milion kawałeczków serca? Całe siostrzane oddanie oddała Maace w chwili, w której ich jedyny brat wyjechał do Afryki. Strasznie ją to bolało, boli nadal, ale stara się o Evgenim nie myśleć. Dotychczas wychodziło jej to nader skutecznie. Wystarczyło ignorować jego listy i nawet ich nie czytać, ewentualnie czytać, ale odpisywać półsłówkami. Od dawna jednak nie odpisała na żaden z listów swojego brata. Bolało ją to, że więcej sympatii wymieniła w korespondencji z Jubilerem niż z kimś, z kim łączą ją więzy krwi. - Byleby ta droga nie doprowadziła Cię tam zbyt szybko. Nie zostawiaj mnie samej z panem Afryką - wygięła usta w podkówkę niczym małe dziecko, by zaraz delikatnie się uśmiechnąć. Nawet nie wspominała imienia starszego Bukharina, który kiedyś był jej rycerzem na białym koniu. Nie mogła mu wybaczyć wyjazdu, chociaż tuż przed snem, każdego dnia, obiecywała sobie, że znajdzie czas na przebaczenie. No jeszcze nie znalazła. Najwidoczniej tak samo jak reszta społeczeństwa, była mistrzynią w odkładaniu zobowiązań na potem. Wydobyła stosowną maść z niewielkiego kuferka pełniącego rolę apteczki i ostrożnie wzięła się za smarowanie nowego nabytku pierworodnej. Robiła to nader delikatnie, jedynie opuszkami palców wcierając śmierdzącą mieszkankę roślin i gluta, w kolorową skórę na udzie Maaki. Przygryzione wargi Tosi idealnie świadczyły o jej skupieniu, jakie wkładała w to zajęcie. Słuchała jednak słów siostry i kiedy zdała sobie sprawę z tego, co chce powiedzieć lustrzana dama, na chwilę zamarła. Przecież to genialny plan. Chytry, złowieszczy i bezczelny. Gotowy i podany jej na tacy. Boris Onegin wisiał jej jedno "cokolwiek tylko chcesz", które niespodziewanie wygrała od niego w Kazaniu. Bardzo też chciał wiedzieć, czym to cokolwiek jest. Chciał ściągnąć z siebie tę obietnicę równie szybko, co ją złożył. Ona zapowiedziała mu przecież, że będzie to duże i nie do kupienia, ale teraz wszystko ułożyło się w całość. Chciała ślubu. Był kawalerem i to w dodatku o odpowiednim statusie społecznym. Mogliby połączyć ze sobą dwa zwaśnione rody, dać szansę nowemu pokoleniu na pozbycie się uprzedzeń. To dałoby jej też szansę na ślub z kimś, kto ją naprawdę ekscytuje. Z kimś, kogo pożąda. Z kimś, kogo... kocha. Tak cichutko, żeby nikt nie wiedział. Nie mogła przecież go kochać. A jednak gdzieś tam w środku to uczucie bezczelnie zakiełkowało i wbrew wszelkim oporom rosło. - Myślisz, że to ich uspokoi? Ich córka zaręczona z Oneginem, jej wykładowcą, starszym o dekadę z wątpliwą reputacją? Myślisz, że to nie będzie początkiem szatańskiej pożogi? - uniosła jedną brew nieco wyżej, ciekawa opinii przyszłej dziedziczki. W głowie już rodził się plan, chytry i przebiegły niczym myszojeleń. Musiała jednak odłożyć wszelkie plany na później, bo poważne pytania Makki sprawiły, że opadła na podłogę patrząc do góry, prosto w jej oczy. - Na początku to była dobra zabawa, ale z czasem... Ciężko się nie zaangażować. Wiem, że jestem głupia, ale on... Nie da mu się oprzeć - wzruszyła bezradnie ramionami, licząc na to, że to, co powiedziała, wystarczy i nie będą konieczne dalsze zeznania. Chociaż wiedziała, że Maace może w pełni zaufać, to i tak czuła się dziwnie mówiąc te słowa. - Widziałaś się z Królem Egzotyki? - oczywiście miała tu na myśli pana Afrykę. Czasem dostawał też miano Bananowca, albo Pustyni, ale już dawno nie dostawał miana brata. Wiedziała, że spotkanie z nim jest nieuniknione, ale robiła co mogła, żeby odwlec je w czasie do maksimum. |
| |
Astrachań, Rosja 32 lata żywiciel błękitna bogaty panna od luster |
Sob Mar 28 2020, 15:04 | | - Evgenyi martwi się o ciebie - odpowiada szybko pewnym tonem. Przełyka głośno ślinę, zdając sobie sprawę, że o ile ona potrafi da sobie rację z obecną sytuacją, o tyle jej młodszy brat nie za bardzo przyjmował ją do wiadomości. Maaka przypomina sobie jego gwałtowną reakcję, gdy powiedziała mu o wszystkim, o tym, co pisali w Avosce. Doskonale rozumiała reguły rządzące magicznymi dynastami. Przedstawicieli jednych rodów uważało się za przyjaciół, a drugich, no cóż, za wrogów. I właśnie taki status mieli dla Bukharinów wszyscy Oneginowie. Bez wyjątku, Kto wie, może matka oczekiwała od niej, ze zareaguje dokładnie w ten sam sposób, co jej młodszy brat? Otwarcie skrytykuje siostrę, próbując jej wybić podobny pomysł z głowy. Wścieknie się i zaraz popędzi do tego Onegina i powie mu, co dokładnie o nim myśli. A Maaka... Trochę miała go w nosie - oczywiście zależało jej ogromnie na szczęściu młodszej siostry, ale od tak dawna skupiała się na własnym zawodzie, tajemnicach magicznych luster, że zupełnie przestała myśleć o konwenansach, odwiecznych tradycjach i fakcie, że pewni ludzie byli nam przeznaczeni, a inni nie. Oczywiście jedynie według rodowych reguł, rozsądek podpowiadał jej co innego. Czy naprawdę powinni całe swoje szczęście opierać na głupich zasadach? Może Evgenyi naprawdę sprawdziłby się o wiele lepiej jako nestor rodu? Spychała gdzieś w głąb podświadomości wszystkie te wymagania, które matka od dzieciństwa tłukła jej do głowy. W głębi duszy pragnęła, żeby moment, w którym to ona będzie zmuszona do podejmowania podobnych decyzji nigdy nie nastąpi. Matka mogłaby żyć dla niej wiecznie, Maace wcale nie spieszyło się do przejęcia po niej palmy pierwszeństwa. Krzywi się lekko czując na skórze dotyk siostry. W myślach podziękowała bogom, że dzisiejszego dnia, to tylko ona nosiła na ciele jakieś rany, nie zniosłaby, gdyby za sprawą dotyku poczuła jak jej nerwy przekazują jej do głowy także ból młodszej siostry. Na dolegliwości związane z Dotykiem Żywii nigdy nie był odpowiedni moment, ale odczuwanie podwójnej fali cierpienia było czymś zdecydowanie najgorszym. Zaciska mocno wargi, czekając aż magiczna maść zacznie działać. Szczęśliwie kolorowe siniaki wątpliwie zdobiące jej udo powoli zaczynają zanikać, wciąż zmieniają kolor, jednak zmniejszają się w oczach, przynosząc Maace ogromną ulgę. Bukharina ponownie opiera się o oparcie fotela, obserwując twarz młodszej siostry, na której dostrzega jakąś przemianę. Zdaje sobie sprawę, że swoją niewinną sugestią podsunęła Antoninie plan, który młodsza latorośl najwyraźniej planowała jak najszybciej wcielić w życie. Co ja najlepszego zrobiłam. Evgenyi mnie przecież zabije. I nie tylko on.- Myślę, że musisz spróbować... Sama mówisz, że go kochasz... Czy to nie jest warte ryzyka? - mówi trochę wbrew sobie, ma świadomość, że powinna uciąć te rozważania, że matka z pewnością palnie jej niedługo jakieś długie kazanie o nieodpowiedzialności, ba, nawet zdradzie! Wzrusza jednak ramionami, ostatnio nie ma na takie rzeczy siły. Ma własne problemy na głowie. Jeśli Onegin zdecyduje się na taki ruch, a Tosia się zgodzi, to czy naprawdę będą mieli jeszcze wiele do gadania? - Tak. Wspominał mi, że nie odpisywałaś na jego listy. To nieładnie z twojej strony... Musiał się czuć naprawdę podle, gdy obydwie siostry olały go na dwa miesiące. Ja co prawda zrobiłam to nie z własnej winy, ale powinnaś się z nim skontaktować. Nie możesz wciąż go unikać, mieszkamy teraz przecież pod jednym dachem. - Przygryza lekko wargi, sięgając po następne ciasteczko. - Ale przygotuj się, że ta rozmowa nie będzie łatwa... Trochę się wkurzył tą całą sytuacją...
Ostatnio zmieniony przez Maaka Bukharina dnia Sob Kwi 04 2020, 11:38, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Nie Mar 29 2020, 00:51 | | Evgenyi martwi się o ciebie.Głośno przełknęła ślinę podczas gdy ciemne brwi powędrowały nieco wyżej. Na jej twarzy wymalowała się mieszanka niedowierzania i rozbawienia, a wszystko wskazywało na to, że młoda Antonina wcale w to nie wierzyła. Kiedyś kochała brata ponad życie. Był najważniejszym mężczyzną jej życia, który pokazywał jej świat i pozwalał tkwić w przekonaniu, że jest wyjątkowa, w taki sposób, jak tylko starsi bracia potrafią. Jednak jego wyjazd kosztował całą rodzinę wiele, a Antoniuszkę najwięcej. Wyjechał w najgorszym możliwym momencie, kiedy zaczynała swoje własne dorosłe życie. Wizje przejęły kontrolę nad jej umysłem i ciężko było jej odnaleźć się w czasie i przestrzeni. Tęskniła za nim, potrzebowała go. On miał jednak swoje własne życie, które było dla niego ważniejsze. Pozostało jej jedynie to uszanować i skupić się na samej sobie i swoich problemach. Egoistycznie wyprzeć go ze swoich myśli skazując na wieczne wygnanie. Sam wybrał Afrykę, kiedy wszyscy prosili go, by się wstrzymał. Skoro był takim egoistą wtedy, to niech nie udaje, że się martwi. Jego czas już minął bezpowrotnie. - Za późno na takie atrakcje - stwierdziła ponuro, odkładając maść dokładnie na to samo miejsce. Obserwowała, jak jej siniak zmienia się niczym kameleon, przeskakując przez przeróżne kolory i maści, aby zniknąć bezpowrotnie. Koniec bólu, dzięki Vaankevowie za tą wspaniałą maść! Wygięła wargi w smutnym uśmiechu i podniosła znów wzrok na jej twarz. Martwiła się o Maakę. Ciężko było się nie martwić, kiedy widziało się choćby ułamek jej katuszy. Tosia widziała więcej niż ułamek, czuła więcej, niż powinna. Miała wrażenie, że jakikolwiek powrót do tych czasów zniszczyłby ją doszczętnie, że zabiłby tę radość, którą starała się zawsze w sobie nosić i pielęgnować. Dość miała złych czasów, chciała teraz wszystkiego, co dobre. Należało im się. Dość już się wycierpieli. - Nie jest, Maaka. Znam swoje miejsce w świecie. W tym świecie Bukhariny nie wychodzą za mąż za Oneginów. Jestem planem B, pamiętasz? - głos jej nieco drżał i był wypełniony nieopisanym smutkiem. Wygięła jednak wargi w niemrawym uśmiechu, czując, jak łzy zbierają się jej pod powiekami. Przeniosła więc wzrok na podłogę, starając się nie rozpłakać. Tysiące już razy słyszała, że jest planem B. Ciężko było określić kogo to określenie bolało bardziej: ją czy Evgenya. Ona nie chciała być planem B, on zdaje się, o tym marzył. Czyż to nie ironiczne? Każdy chciał grać pierwsze skrzypce w tej rodzinie oprócz tej, której faktycznie to przypadnie w zaszczycie. Dlatego właśnie Maaka będzie najlepszą głową rodu. Najlepsi władcy to ci, którzy nie mieli nigdy takich aspiracji. - Ile mu powiedziałaś, Maakuszka? - zapytała, przechylając delikatnie głowę. Ciekawe, czy gdyby bardzo się skupiła, to zobaczyłaby, rozmowę jej starszego rodzeństwa o niej samej? Dlaczego nigdy wcześniej sama nie spróbowała wywołać wizji? Ach tak, bała się. Bała się konsekwencji takich czynów. Czasem wydawało jej się, że im więcej będzie się nad tym skupiać, to wszystko, to całe wieszczenie, zniknie i pojawi się na jego miejsce jakaś inną supermoc. Lub nie. W każdym razie zniknie jej największe przekleństwo i przywilej w jednym. - Złamał mi serce tym wyjazdem. Myślał wtedy tylko i wyłącznie o sobie - dodała jeszcze w temacie brata, żeby Maaka nie miała najmniejszych wątpliwości, co o tym sądzi mała Antonina. Uparta smarkula. Będzie unikać na wszystkie możliwe sposoby lokalnego Króla Egzotyki. Fakt, że mieszkają teraz pod jednym dachem, dodawał temu wyzwaniu swoistego smaczku i podnosił poprzeczkę. Cudownie. Lubiła wysoko postawione poprzeczki. Jak dotychczas unikanie brata szło jej całkiem nieźle. |
| |
Astrachań, Rosja 32 lata żywiciel błękitna bogaty panna od luster |
Sob Kwi 04 2020, 12:01 | | Maaka może i była w stanie zrozumieć nastawienie Antoniny do wyjazdu brata. Jej samej brakowało już jednak tej nastoletniej naiwności, przekonania, że nic nigdy się nie zmieni, że Evgeniy pozostanie tam, gdzie był zawsze, a Antosia nigdy nie wyrośnie z bycia uroczą, nieco zwariowaną młodszą siostrą, której pełno było wszędzie, niezależnie od okoliczności. Już dawno dotarło do niej, że świat się zmienia, a zwykli śmiertelnicy nie mają na to żadnego wpływu. Dobrze jej zresztą było z tą dorosłością. Od lat prowadziła samodzielne, niezależne życie, korzystając z wolności, która jeszcze jej pozostała. Wyjazd Evgeniy'ego przyjęła ze spokojem, zmartwiona jedynie faktem, że rozpadł się jego związek z Marfą, która jawiła jej się nie tylko jako niezła kandydatka na żonę, ale i swoją niezależnością i siłą stale bijącą od jej postawy doskonale wpisywała się w ród Bukharinów, gdzie nie pozbawione kurażu i potencjału kobiety znajdowały dla siebie idealne miejsce. Ból zanika, Maaka na moment prostuje się w fotelu, tylko po to, żeby podciągnąć do góry nogi, objąć je ramionami i położyć brodę na kolanach, przyglądając się młodszej latorośli bardzo uważnie. Już sama nie wiedziała, co powinna jej doradzić. Nie chciała nikomu się do tego przyznawać, byłoby to dla niej groteskowe, wręcz niewybaczalne okazanie słabości, ale nie bardzo sobie ostatnimi czasy radziła z tym natłokiem wydarzeń. Powrót Evgeniy'ego do kraju był pozytywnym zaskoczeniem, ale także lekko wybił ją z rytmu, tak jakby nagłe wydarzenia miały odtąd zaburzać jej porządek, wprowadzać zamęt w jej mały, od lat perfekcyjnie funkcjonujący świat, w którym zawsze było miejsce na wiele spontaniczności. Przecież nie raz i nie dwa musiała radzić sobie w krytycznych sytuacjach, planowała nagłe podróże i na parę tygodni opuszczała magiczną Rosję, tylko po to aby zakręcić się na jakimś albańskim bazarze i znaleźć jeden z nielicznych egzemplarzy bardzo rzadkiego lustra, na które od lat polowała. Zamieszanie związane z Antoniną i Oneginem także niczego nie ułatwiało, wprowadzało chaos w ich od lat poprawne stosunki z matką i ojcem. Matula nie przestawała narzekać, klnąc na wszystkich bogów i nie tylko, przysięgając, że ona o tego nie dopuści. Maaka kwitowała to wszystko jedynie wzruszeniem ramion, naprawdę nie miała siły na nic więcej - To świat, który wciąż się zmienia. Nie zapominaj o tym... Może w końcu przyszedł czas na zmiany? Może to własnie ty wyciągniesz nas z tej spirali nieco bezsensownej nienawiści. Za co tak właściwie tak się nie lubimy? Myślisz, ze ktoś potrafiłby odpowiedzieć nam na to pytanie? - Uśmiecha się, lekko przechylając głowę i na moment przymykając oczy. Kto wie, może gdyby rzeczywiście była w formie to wszystko potoczyłoby się inaczej? Może ona także kategorycznie opowiedziałaby się przeciwko związkowi Antosi z Borisem. Czy nie tak powinna postąpić przykładna przyszła nestorka rodu? Czy jej zachowanie nie było z góry określone? Czy właśnie wyłamywała się z od lat pielęgnowanych schematów, odrzucała narzuconą jej rolę? I to tylko dlatego, że powoli zaczynało jej brakować szóstej klepki. Co by się stało, gdyby ta wiadomość dotarła do matki... - Tylko tyle, że najwyraźniej się spotykacie... Nie był za bardzo zachwycony. Wiesz, im dłużej to przedłużasz, tym będzie wam trudniej. Powinniście w końcu szczerze porozmawiać. Musisz mu wytłumaczyć, co czujesz... Przecież sam doskonale wiem czym jest miłość i złamane serce. Myślisz, że chce, abyś czuła to samo? - Wciąga głęboko powietrze, znowu wyciąga dłoń w stronę siostry i obejmuje twarz Antoniny, unosząc jej lekko podbródek tak, aby ta mogła jej spojrzeć głęboko w oczy. - Miał prawo to zrobić. Naprawdę bardzo tego potrzebował. Potrafiłabyś mu tego zabronić? Chciałabyś zachować się jak nasza matka, która zabrania ci związku z Borisem? Musisz się postarać się choć trochę go zrozumieć. Evgeniy jest niezależny. Zupełnie tak jak my. Jest prawdziwym Bukharinem. |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Wto Kwi 14 2020, 03:14 | | Patrzyła, jak starsza siostra podciąga nogi do góry niczym tarczę ochronną. Sama zrobiła dokładnie tak samo, obserwując ją uważnie swoimi czekoladowymi tęczówkami. Kiedy to się stało, że natchnęła Maakę Welesowska łaska mądrości, o którą nikt by ją nie posądzał? A przynajmniej Antonina by jej nie posądzała o tak dużą ilość racji i zdrowego rozsądku. Nie posądzałaby ją o to zwłaszcza po tym, co dane było jej zobaczyć i poczuć po drugiej stronie tego nieszczęsnego lustra. Odkąd wróciła, nie przypominała już tej starej Maaki, ale mała Bukharina była ostatnią osobą, która mogłaby rzucić kamień zarzutu, że się zmieniła. Nic dziwnego. Każdy by się zmienił, gdyby był tam. Słuchała uważnie śmiałych stwierdzeń przyszłej dziedziczki i ciężko odmówić było jej racji. Z przygryzioną dolną wargą siedziała, bojąc się przyznać, że tak naprawdę boi się konfrontacji. Boi się krzyków, boi się złości, boi się wykluczenia. Boi się, że ktoś uzna ją za zdrajczynię, bo odważyła się zainwestować swoje uczucia w lokatę, która jest niezwykle niepewna i obdarzona nader wysokim ryzykiem inwestycyjnym. Cóż jednak począć? Była młoda, a przecież to idealna wymówka na wszystko. Na młodość można było zrzucić naiwność, ignorancję i głupotę. Dopóki więc mogła, grała tą właśnie kartą, wplatając w to wszystko dozę kłamstwa i wyparcia. W rozmowach z rodzicami bazowała na półsłówkach, półprawdach i niedopowiedzeniach. Przepraszała jednak szczerze, nierzadko płacząc, bo tak naprawdę wszystko wymykało się z jej wątłych dłoni i miała wrażenie, że jej losem steruje bardziej naczelna plotkara Avoski niż ona sama. Była słaba, ale znów, była młoda. Dzięki temu to wszystko miało jej zostać wybaczone. Jeśli nie teraz, to w niedalekiej przyszłości. Czy jednak ona sama będzie w stanie sobie wybaczyć? To już nie było takie pewne. - Niektóre przewinienia nie mają daty ważności - odpowiedziała zdaniem, które w dzieciństwie słyszała równie często, co "nie garb się" i "zjedz mięsko, zostaw ziemniaczki". Przewinienia naszych przodków, tak dalekich, że nawet ciężko byłoby określić Antoninie, ile razy musiałaby użyć przedrostka "pra" by określić stopień pokrewieństwa, rzucały cienie na jej życie, odkąd tylko pojawiła się na tym świecie. Z tymi można rozmawiać, z tymi nie, a na tych trzeba uważać. W świecie arystokracji w pakiecie startowym dostajesz wrogów i przyjaciół, a w przypadku Maaki także zobowiązania na przyszłość. Wszyscy wraz z ukończeniem podstawowej edukacji magicznej trafiali pod czujny radar salonowych plotkar, gotowych opisać wszystkie życiowe potknięcia w czarnym jak smoła świetle. Wszystko to zdawało się być iluzją, a jednocześnie było ich światem. Światem, który z początkowego zachwytu zamienił się w swoiste piekło, którego nie jest w stanie okiełznać. Niech by to wszystko szlag... - Nie był zachwycony? Żadna nowość. Nikt nie jest zachwycony, Maaka. Miałam przynosić Wam jedynie powód do dumy, a jestem źródłem problemów - po bladych policzkach zaczęły powolnie płynąć w dół łzy smutku i wstydu, a ona sama czuła jedynie rozgoryczenie samą sobą. Nie tak miało przecież być. - On też się mnie wstydzi, prawda? Ja nie przemyślałam konsekwencji, Maaka. Byłam pewna, że skoro jestem młoda i świat stoi przede mną otworem, to mogę wszystko. Nie planowałam tego wszystkiego. Chciałam tylko posmakować młodości. Chciałam mieć jakieś swoje grzechy, które będą tylko moje. Moje, rozumiesz? Nie wywleczone przed oblicze całej magicznej Rosji na łamach podrzędnego periodyku, który regularnie mnie szkaluje - na uwieńczenie swoich gorzkich żali, postanowiła jeszcze uraczyć pierworodną mimowolnym żałosnym jękiem, będącym preludium do kolejnych łez. |
| |
Astrachań, Rosja 32 lata żywiciel błękitna bogaty panna od luster |
Pią Maj 01 2020, 12:42 | | Od tygodni dostrzega w jej wzroku niepokój. Wie, że Antonina doskonale zdaje sobie sprawę, co przeszła. Może nie do końca, trochę teraz przesadzała, ale wie, że wizje, które nawiedziły jej młodszą siostrę mogły dać jej pewny obraz tego, co przeżyła w lustrzanej próżni. Tosia mogła pielęgnować w głowie, jeśli naprawdę chciała, choć dla Maaki nie było to tego warte, jedynie wspomnienia nienamacalnych wizji, natomiast starsza Bukarhina wciąż czuła w sobie tę przerażającą pustkę, która nieustannie przyprawiała ją o mdłości. Jeśli tak dalej pójdzie, to niedługo zacznie rwać włosy z głowy, nie będzie mogła wytrzymać i po prostu zdecyduje się na coś głupiego. Potrafiła zrozumieć jej strach. Przed rodziną, wykluczeniem, poczuciem, że przyniosła całemu rodowi wstyd. Jednak doskonale wiedziała, że to wszystko nie było takie proste. Miały dostosowywać się do od lat rządzących życiem Bukharinów niuansów, choć nikt nie potrafił im wytłumaczyć, dlaczego tak naprawdę tak było. Uśmiecha się krzywo, gdy z ust Antoniny pada znane jej od dzieciństwa rodzinne porzekadło. Och, jakże to było idiotyczne, jakże nieprawdziwe. - Nie jesteś, przestań. Nikt z nas nie jest idealny. Żadne z nas nie jest. – W jej głosie odbija się gorycz. Nachyliła się w stronę siostry. – Nie płacz, nie ma potrzeby. Łzy w niczym ci nie pomogą. – Opadła na ziemię i wzięła Antoninę w ramiona, dochodząc do wniosku, że ten nagły kryzys najwyraźniej wcale tak szybko nie minie. – Cii.. – szeptała jej do ucha, przyciągając ją do siebie jeszcze bliżej i kołysząc w swoich ramionach. – A Avoską się nie przejmuj. Chyba od dawna wiesz, że to tylko głupi szmatławiec. Myślisz, że mądrzy ludzie naprawdę coś sobie robią z rozsiewanych w nim plotek? Jeśli tak, to naprawdę nie wiem, co mają w głowach. Nie są warci twoich łez. Ani oni, ani Avoska. Ani tym bardziej Boris. - Choć wiedziała, że nie on tu zawinił, ale wszystko zaczęło się właśnie od niego. Tuliła ją jeszcze jakiś czas w swoich ramionach, czekając, aż Antosia się uspokoi. Musiała nabrać sił, w końcu czekała ją konfrontacja nie tylko z rodzicami, ale i wnerwionym bratem. Na to ostatnie przede wszystkim musiało wystarczyć jej nerwów. [ztx2] |
| |
| | |
| |
|