|
|
|
Zakazany owoc (B. Onegin & A. Bukharina, listopad 1997) |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Czw Gru 12 2019, 00:17 | | O Borisie Igorevichu Oneginie można było powiedzieć naprawdę wiele rzeczy. Był pedantem. Był nieposłusznym synem swego ojca. Był człowiekiem, który najpierw powie, a dopiero potem pomyśli. Był duszą towarzystwa, żartownisiem, którego po prostu lubiło się z zasady... No cóż. Jednego jednak na pewno o nim powiedzieć nie można było, a mianowicie tego, że był domatorem. Oczywiście cenił sobie ciszę i spokój. Mieszkanie samemu przynosiło zadziwiająco wiele korzyści. To wszystko jednak odchodziło w zapomnienie, gdy okazywało się, że tydzień zleciał jak pięć minut i zamiast wtorku, był już piątek wieczór. Wtedy Boris wiedziony wewnętrznym głosem, nakazującym opuścić mu jego bezpieczną i przytulną przystań, ubierał śnieżnobiałą koszulę, układał włosy, skórę pryskał drogimi Moskiewskimi perfumami i szedł w sobie tylko znanym kierunku, który zazwyczaj prowadził do baru. Przepraszam, barów. Barmani Borysa lubili. Lubili się z nim witać skinieniem głowy, stawiać przed nim drinka, za którego hojnie płacił wraz ze słonym napiwkiem. Lubili zagadywać o pracę, o to, jak minął mu tydzień, a Boris, jako człowiek, który wprost uwielbia takie pseudo uprzejmości, chętnie się tych tematów trzymał. Taki scenariusz wpisany był w te wszystkie barowe wieczory. Czasami ktoś Borisowi towarzyszył, częściej jednak przychodził zupełnie sam po to, by bez zbędnych przeszkód móc znaleźć sobie towarzystwo na resztę wieczoru. Obserwował wnikliwie wszystkich wchodzących i wychodzących z lokalu, a zatrzymywał się dłużej przy co ciekawszej pannie. Tego pamiętnego wieczoru poczuł nieprzyjemny dreszcz, gdy przez drzwi, w towarzystwie innych zbyt młodych jeszcze na upijanie się dzieciaków, weszła ona. Wróg numer jeden, osoba, pochodząca z rodziny, która według Oneginów nie miała prawa istnieć na tym łez padole. Antonina Bukharina, nie mająca pojęcia, że obserwowana jest z miejsca, z którego widok idealnie roztaczał się na całą tę spelunę. A może doskonale o tym wiedziała? Jeśli tak, to nie dała tego po sobie poznać. Boris z jakiegoś powodu nie potrafił oderwać od niej uważnego wzroku, zapominając na chwilę o swoim wiernym towarzyszu — wódce. Nie miał pojęcia jakie uczucie ogarnia go bardziej. Czy jest to wściekłość, że nie dość, że musi znosić ją na zajęciach, to jeszcze napatoczyła mu się w piątek wieczorem, czy raczej ciekawość, jak smakują jej pełne usta, a także jak głośno westchnęłaby, gdyby mocniej zacisnął dłoń na jej biodrze. Bukharina to zakazany owoc. Nie znał jej. Szczerze mówiąc, teoretycznie byli rodziną, jednak tak daleką, że krew już dawno rozmyła się, zacierając jakiekolwiek więzy między nimi. Cholera jasna, nie może myśleć w tych kategoriach. Nie o Bukharinie. Osobie, której powinien brzydzić się nawet dotknąć. Głośne chrząknięcie barmana sprowadziło go do rzeczywistości i sprawiło, że w końcu oderwał wzrok od pięknych, długich włosów dziewczyny i przeniósł go na drinka przed sobą. Bukharina. Bukharina będzie jego. Postawił sobie wyzwanie i zrealizuje ten cel. Niech tylko zostanie na moment sama. Krótka chwila wystarczy, a Boris skorzysta z okazji i odpali swoją wersję przystojnego dżentelmena, za którym szaleją wszystkie panny w Petersburgu. Niech tylko zostanie sama. |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Pią Gru 13 2019, 21:33 | | Co ja tutaj robię?Długonoga nastolatka stała pośrodku parkietu, z kolorowym drinkiem w dłoni, próbując kołysać biodrami w rytm muzyki, która była tak głośna, że aż brzęczało jej w uszach. Nie pasowała do tego otoczenia, tak bardzo jak można było nie pasować do jakiegoś miejsca. To tak jakby spotkać pana Lva Abramova w Domu Tysiąca i Jednej Nocy- jeśli by tam był to tylko po to, żeby dziergać tym biednym kobietom sweterki na zimę. Co więc tutaj robiła? Otóż została wyciągnięta. W sposób, który jest haniebny i praktykowany od wieków: - Dawaj Bukharina, nie chcesz być chyba sztywniarą? Z nami się nie napijesz? - nie dalej jak wczoraj to zdanie padło pośród jej znajomych z uniwersytetu. Okrutne, prawda? Dlatego teraz biedna stała, patrząc na upadek moralności petersburskiej młodzieży magicznej. Chociaż wysoce prawdopodobne było to, że mugolska część młodzieży z Petersburga spędzała sobotnie wieczory w ten sam, a może nawet i bardziej zbereźny sposób. Odpowiedź na wczorajsze pytanie była oczywista, dlatego też stała w śnieżnobiałej koszuli, krótkiej spódniczce z pełnym makijażem podkreślającym jej kształtne usta jak jej rówieśnicy wywijają na parkiecie podczas gdy ona niemrawo się bujała. To nie jest świat Antoniny Bukhariny. Jaki jest więc jej świat? Spokojny, na tyle na ile to możliwe. Poukładany, na tyle na ile to możliwe. Grzeczny, na tyle na ile to możliwe. Ona była w świecie znana z bycia damą, więc bycie tutaj absolutnie zaliczało się do wyjścia poza jej strefę komfortu. I właśnie idąc na studia, miała nadzieję, że wyjdzie z tej błękitnej bańki, która ją otaczała. Z pewnością jednak nie spodziewała się tego, że tak szybko i tak daleko wyjdzie z tej bańki. Upiła łyk różowej cieczy, a jej twarz wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia. Wódka zmieszana z czymś, co miało być słodkie, a było po prostu niestrawne. Absolutnie niegodne jej podniebienia. Jednak po kilku łykach jej przełyk przywykł do tej słodko-gorzkiej mieszanki, co radykalnie poprawiło jej nastrój, bo zaczęła poruszać się już w rytm łupania (nadal nie była tak nieprzytomna, by nazwać to muzyką), a myśli zamieniły się w niegroźny szum za rogiem. Kiedy skończyła pić podeszła do baru i machnęła na barmana, prosząc o to samo. W międzyczasie gdy barman robił, co mógł, żeby stworzyć kolejną porcję "Wesołego Merlina" ona rozejrzała się wokół siebie. Na widok znajomej twarzy aż się uśmiechnęła, podchodząc bliżej. - Dobry wieczór, panie profesorze - zagaiła całkiem niewinnie, choć z pewnością bardziej zagadywał poprzedni "Wesoły Merlin" niż sama panna Bukharina. W końcu nie wolno było jej się z nim zadawać, chociaż sama nie rozumiała dlaczego. Przez to, że dziś i tak była daleko poza swoim światem postanowiła wykorzystać sytuację i być kimś, kto może, a nawet chce z nim rozmawiać. Przecież nic złego się nie stanie, prawda? Przecież ktoś tak przystojny nie może być aż tak groźny. Przecież to tylko Boris Onegin.
Ostatnio zmieniony przez Antonina Bukharina dnia Sob Gru 14 2019, 18:14, w całości zmieniany 2 razy |
| |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Sob Gru 14 2019, 15:01 | | Noc była stanowczo zbyt młoda, a krew młodego Onegina nieprzesadnie rozcieńczona alkoholem, by mógł jednoznacznie stwierdzić, co ma w tej sytuacji zrobić. Obserwowanie Bukhariny szło mu zadziwiająco dobrze. Z miejsca, w którym siedział, idealnie przechylało się drinki, idealnie mrużyło się oczy, skupiając wzrok na wspaniałych kształtach dziewczyny, kiwającej się od niechcenia na parkiecie. Stłumione światło sprawiało, że wyglądała jak nimfa, a sam Boris przyrównał ją do ulotnej mgły, która była w tym miejscu obecna tylko ciałem, lecz na pewno nie duchem. Patrzył na jej długą szyję, na wołające go usta, na ten pieprzyk, który w tej chwili chciałby scałować z krótkim westchnieniem. Nie mógł oderwać od niej wzroku i choć doskonale wiedział, że nie powinien, nie umiał nie wyobrazić jej sobie w swojej koszuli, w której tonęłaby seksownie i bezwstydnie, ku uciesze jego oczu. Dlaczego los był tak okrutny i skazał go na bycie Oneginem? Dlaczego los sprawił, że ta mała Bukharina stanęła na jego drodze i z każdym kolejnym drinkiem była coraz bardziej idealna? Dlaczego Boris zapałał nagle chęcią posiadania jej, bez względu na to, jaką cenę przyjdzie mu za to zapłacić? Nie pamiętał jej imienia, ono tak naprawdę nie było teraz ważne. Wiedział, że jest zakazana i to chyba potęgowało w nim poczucie misji. Miał już naprawdę wiele kobiet. Pół Petersburga przewinęło się przez jego alkowę, jednak nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego. Czegoś, co sprawiało, że nie chodziło tu już tylko o poderwanie i zaliczenie tej dziewczyny. Chodziło o coś więcej. O to, że nikt nie będzie mówił mu z kim może, a z kim nie może spełnić swoich chwilowych zachcianek. On nie miał uprzedzeń. No, może przez chwilę, gdy był jeszcze bardziej trzeźwy, obudziło się w nim na sekundę to poczucie powinności wobec rodziny; na szczęście szybko usnęło z powrotem. Po pierwsze był nowym pokoleniem. Po drugie był Borisem Oneginem, zakałą rodziny, ziarenkiem piasku w oku swojego ojca, a zasady są po to, żeby je łamać. Przechylił szklankę po raz ostatni i odstawił ją z postanowieniem, że dołączy do tańczącej dziewczyny, której biodra tak wdzięcznie kołysały się na boki. Nie zdążył jednak zebrać się w sobie, gdy spostrzegł, że zamiast na parkiecie, młoda Bukharina stała nagle przy barze i cholera, była taka piękna. Nieświadoma obecności Borisa, od niechcenia rozglądała się na boki, posyłając po drodze kilka wymuszonych uśmiechów w stronę barmana, który zajęty był patrzeniem jej w dekolt i przygotowaniem drinka. Co za bezwstydny skurwiel. Boris miał ochotę sięgnąć przez bar, złapać go za poły koszuli i jednym ruchem przywitać jego wstrętną twarz z blatem. Na całe szczęście dziewczyna w pewnym momencie zauważyła znajdującego się kilka kroków dalej Onegina i zbliżyła się, a jej twarz w jednej chwili ze znudzonej, zmieniła się w całkiem zadowoloną. Jeden, kurwa, zero dla Borisa, leszczu. — Dobry wieczór, panie profesorze. — Usłyszał i zdał sobie sprawę, że nawet jeśli ten wieczór, tak naprawdę był zaledwie znośny, to w tej sekundzie stał się całkiem przyjemny. Tak, jak przyjemne były perfumy dziewczyny, które sprawiły, że na twarzy mężczyzny pojawił się nagle szeroki uśmiech. Musiał wystarczyć za powitanie. — Nie boisz się przebywać sama w takim miejscu i o tej godzinie? — zapytał, choć oczywiście doskonale wiedział, że Bukharina sama tam nie była. Z jego punktu widzenia jednak grupa gówniarzy, studencików, z których żaden nie był interesujący na tyle, by dziewczyna zamieniła z nim choćby słowo w ciągu ostatnich kilkunastu minut, nie stanowiła dla niego żadnego problemu. To nie była przeszkoda, z którą by sobie nie poradził. Radził sobie z zazdrosnymi mężami, których żony często budziły się w jego łóżku, więc co to jest kilku niewyrośniętych podlotków? Nic. Nada. Zero. Boris machnął w stronę barmana, prosząc go o kolejnego drinka, skutecznie go przy tym uświadamiając, że maślane spojrzenie, jakie wlepił w profil dziewczyny, nie jest w tym momencie absolutnie mile widziane. — Pozwól, że ja zapłacę — powiedział, podsuwając jej „Wesołego Merlina” pod nos. — I nie musisz tytułować mnie profesorem — wyjaśnił. — Po pierwsze, jesteśmy poza uniwersytetem, a po drugie ten tytuł mnie postarza. — Uśmiechnął się. Najchętniej w ogóle darowałby sobie te wszystkie uprzejmości i od razu, bez ostrzeżenia, wpiłby się w jej usta, pozbawiając ją tchu. Wiedział jednak, że to nie tego typu dama, szukająca przygód w Petersburskich przybytkach. Przyszła tu ze znajomymi, spotkała go przypadkiem, musiał najpierw zbadać grunt. Dowiedzieć się, na co może sobie pozwolić, zanim przejdzie do jawnej ofensywy. |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Sob Gru 14 2019, 17:22 | | Nigdy nie była tak blisko Onegina, więc nigdy nie zdawała sobie sprawy z faktu, że jest tak przystojnym mężczyzną. Zawsze na jego zajęciach siadała z tyłu i robiła wszystko, żeby się nadmiernie nie wychylać. Jej matka gdyby dowiedziała się, że źródło problemów Kirgilla Onegina jest jej wykładowcą, najpewniej osobiście wypisałaby ją z tego całego kursu i zamknęła w Antosiowym pokoju na wieki wieków amen. Więc robiła absolutnie wszystko, żeby nie dopuścić do tej sytuacji. Świeżo nabyta namiastka wolności smakowała wybornie, więc nie chciała jej utracić z powodu tak błahego jak przekonania jej własnej rodziny. Oczywiście niesamowicie ich szanowała, ale zawsze miała swoje zdanie na każdy temat, i wolała samej przekonać się o czymś, niż przyjąć utarte stereotypy. Kto wie? Może Oneginowie są jednak coś warci? Oprócz tego, że byli nieprzyzwoicie bogaci i urządzali najlepsze imprezy dla elit. Nie boisz się przebywać sama w takim miejscu i o tej godzinie? Zaśmiała się cicho, kręcąc przecząco głową, a jej krótkie włosy zahaczyły o nos. Kiedy palcem wskazującym poprawiła swoją fryzurę, przechyliła się bliżej niego: - A powinnam się bać? - zapytała wyraźnie rozbawiona. Nie była już dzieckiem, a wciąż cały świat traktował ją tak, jakby miała naście lat. Zaraz, zaraz... przecież miała! Uznajmy, że to się nie liczy skoro to ostatnie naście. W swojej głowie miała lat zdecydowanie więcej i wiedziała, że świat nie jest tak okropnym miejscem, jak to dorośli lubią twierdzić. Liczyła też na to, że jej trzecie oko patrzące w przyszłość da jej znać, że koniec jest blisko. Póki co jej trzecie oko było trochę uśpione, co jednocześnie ją radowało, bo miała poczucie normalności, a także martwiło, bo w jej przypadku to nienormalne. Póki co planowała się skupić na tej radosnej części i to chyba było widać. Emanowała wręcz radością. Chociaż może to nie radość, może to po prostu alkohol. - W sumie nigdy oficjalnie się nie poznaliśmy. Jestem Antonina - wyciągnęła dłoń w jego kierunku, radośnie się przy tym uśmiechając. Jej mózg kompletnie odrzucił fakt, że nie przyszła tutaj sama, ale nawet gdyby o tym pamiętała, to jej znajomi już nie pamiętali o niej. Oto uroki przychodzenia przypadkową grupą na picie alkoholu. Najpierw jesteście najlepszymi przyjaciółmi, a później wracacie każdy na swoją rękę w opłakanym stanie. Towarzyskie życie studentów to jednak socjologiczny dramat. - Więc wolisz Boris, Borysek czy TEN Onegin? - zagaiła, przechylając lekko głowę. Jako jedna z największych fanek Avioski doskonale wiedziała, jaką ma reputację. I dopiero teraz, będąc tak blisko, doskonale wiedziała dlaczego. Pomijając to, że był obłędnie przystojny, to jak się nosił, sprawiało, że miękły jej kolana. Z pewnością był mężczyzną pełnym elegancji, której tak brakowało rówieśnikom Antoniny. I pachniał jak mężczyzna, a nie jak podlotek który wpadł do kociołka z kolońską. |
| |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Sob Gru 14 2019, 18:50 | | Jej zaczepne pytanie wywołało szeroki uśmiech na twarzy mężczyzny, który z każdą upływającą sekundą był pod coraz większym wrażeniem jej nieskrywanego uroku. To, jaką aurę roztaczała dookoła siebie ta dziewczyna, plus pokaźna ilość drinków, które zdążył w siebie wlać Onegin, stanowiło swego rodzaju pułapkę. Pułapkę, w którą z radością dał się złapać i mógłby tak tkwić w niej do końca świata, gdyby tylko miał za towarzysza właśnie tą młodocianą Bukharinkę, o zbyt młodej twarzy, za to zbyt dorosłym spojrzeniu. — Myślę, że jest tu wielu mężczyzn, którzy z radością wykorzystaliby twoją niewinność — stwierdził, nie dodając wcale nic, że sam się do tych mężczyzn zaliczał. Takich rzeczy się nie mówi w pierwszej minucie poznania, a już stanowczo nie mówi się tego dziewiętnastolatce, którą ma się zamiar zaciągnąć do łóżka. Barman w końcu z wyraźnym niezadowoleniem postawił przed Oneginem kolejnego drinka, z całą pewnością wyklinają go w myślach od nowobogackich frajerów, którzy mają się za niewiadoma kogo, po czym odszedł na przeciwległy koniec baru, gdzie czekał kolejny, spragniony alkoholu klient. Boris odprowadził go nieodgadnionym wzrokiem, po czym przysunął się bliżej dziewczyny, wskazując jej wolne krzesło obok, które jakby czekało tylko na to, by na nim usiadła. — Antonina Bukharina — powtórzył po niej. — Wiesz, że jestem ostatnim mężczyzną na świecie, z którym powinnaś rozmawiać? A już na pewno ostatnim, od którego powinnaś przyjmować drinka. — Puścił jej oczko, z wyraźnym rozbawieniem. To o czymś na pewno świadczyło. To, że zamiast rzucać na niego uroki z przeciwległego końca tego lokalu, stała tu tak po prostu i posyłała mu zamglone, lekko rozbawione spojrzenie. Ewidentnie kierowała się w życiu tym samym przeświadczeniem co Boris, mówiącym o tym, że sami są panami swojego losu i właśnie postanowili oboje skrzyżować swoje ścieżki. Uścisnął jej drobną dłoń. Patrzył przy tym prosto w jej prawie czarne w tym świetle oczy i lekko przedłużał ten moment dotyku, oczywiście nie ścierając przy tym z twarzy swojego bezczelnego uśmiechu, tańczącego w kącikach jego ust. — Po prostu Boris — odparł, nonszalancko popijając drinka. Ten Onegin zabrzmiało trochę jak obelga, aczkolwiek w ustach Antoniny najpewniej była to delikatna kpina, która nawet mu się spodobała. Pochylił się delikatnie w jej stronę i zaciągnął przy tym jej zniewalającym zapachem. Chwycił też swojego drinka i delikatnie stuknął szklankę dziewczyny. — Proponuję pierwszy toast za poznanie, co sądzisz? — Uniósł brew. — Chyba, że masz jakiś lepszy pomysł. |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Sob Gru 14 2019, 19:32 | | Wykorzystać jej niewinność? To naprawdę zabawne, bo Antonina nie miała się wcale za osobę niewinną. W kwestiach natury seksualnej, owszem, mogła wciąż pochwalić się, że nikt nie zerwał jej kwiatuszka, ale przecież osoby niewinne nie babrają się w klątwach. A ona babraniu w klątwach oddawała się namiętnie każdego wieczoru, szukając odpowiedzi na miliony niezadanych pytań w opasłych tomiszczach swojego ojca. Uwielbiała to. Nie miałaby większych oporów przed spuszczeniem na wroga wszystkich plag egipskich. Niezbyt to niewinne. Najgorsze jednak, że była cholernie pamiętliwą bestią - nie licząc tego teraz, tutaj, gdzie zapomniała już o swoich towarzyszach. W kwestiach kwiatuszkowych była bardzo niewinna. Nie licząc tańców na balu, nie zbliżyła się nigdy do żadnego mężczyzny. Teraz zaś stała blisko, na granicy przyzwoitości wpatrując się w niego spod wachlarza wytuszowanych rzęs i uśmiechając się nieco prowokacyjnie. - W takim razie dobrze się składa, że trafiłam na pana, panie profesorze - odpowiedziała wesoło. Nie była z tych dziewcząt, które wiedzą jak flirtować. Wiedziała za to jak nie zanudzić swojego rozmówcy. Możliwe, że dzięki "Wesołemu Merlinowi" odkryje w sobie flirciarę, lub jak to mamusia lubi mówić puszczalską kurwę. Póki co czuła się bezpiecznie, jej kwiatuszki i pszczółki też. Jednak jak to mówią - alkohol spowalnia reakcję, więc możliwe, że jej organizm jeszcze nie wyczuł zbliżającego się niebezpieczeństwa, albo co gorsze, jej instynkt samozachowawczy zapadł już w pijacki sen. Kiedy wskazał jej miejsce obok siebie, chętnie skorzystała z oferty, uważając, żeby jej kraciasta spódniczka nie odsłoniła więcej, niż nakazuje przyzwoitość, oraz żeby się nie pomięła na tyłku, bo to nieeleganckie. Na szczęście miała wprawę w takich manewrach i z obu wyszła obronną ręką. Założyła jeszcze nonszalancko nogę na nogę i wkleiła w niego spojrzenie swoich czekoladowych tęczówek. - Mnie tutaj nawet nie powinno być, Borisie Oneginie - zauważyła dość przytomnie i wtedy przypomniało jej się o towarzyszach. Spojrzała z lekką obawą na parkiet, ale wszystkie znajome twarze zniknęły gdzieś bezpowrotnie. Możliwe, że już zmienili lokal. Oby tak właśnie było, bo nie chciałaby, żeby wszyscy widzieli jak blisko swojego wykładowcy stoi. Nie potrzebowała niezdrowych plotek na swój temat, wolała raczej te, które opiewają jej klasę, elegancję i urok osobisty. Sama dokładnie dbała o to, żeby tylko te krążyły po całej magicznej społeczności Rosji. - Za naszych rodziców, żeby nigdy się o tym poznaniu nie dowiedzieli - parsknęła lekkim śmiechem i uniosła wyżej swój kieliszek. Nie odrywając o niego wzroku, upiła kilka łyków i odstawiła dokładnie na sam środek podkładki położonej na marmurowym blacie. - Wybierasz się do Kazania w tym miesiącu? - oto zbliżający się event, którym żyła cała szlachta, nic więc dziwnego, że zapytała. Ona sama się wybierała, bo nie wyobrażała sobie, żeby zabrakło jej na salonach, kiedy pojawia się tak wspaniała okazja.
Ostatnio zmieniony przez Antonina Bukharina dnia Sob Gru 14 2019, 23:52, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Sob Gru 14 2019, 22:20 | | Czy Boris choć przez chwilę pomyślał o tym, jakie to w ogóle jest niewłaściwe? Czy rozważył fakt, że Antonina nie ma nawet dwudziestu lat, podczas gdy on sam niebezpiecznie szybko zbliżał się do trzydziestki? Czy poczuł chwilowe zawahanie spowodowane jej ufnym spojrzeniem, którym absolutnie nie powinna go obdarzać? Nie jego, nie Borisa Onegina, człowieka wykorzystującego każdą nadarzającą się okazję. Człowieka, który nie wierzy w miłość i związki. Człowieka, który ogląda się za każdą spódniczką, a gdy nastanie ranek z czułym uśmiechem żegna aktualną wybrankę, obiecując, że na pewno jeszcze się odezwie, choć dobrze wie, że tego nie zrobi. To mógł być problem. Wykorzystanie Bukhariny mogło przysporzyć wielu kłopotów, bo co będzie, jeśli ta mała się zakocha? Co będzie, jeśli zapragnie się zemścić i ześle na niego wszystkie klątwy świata? Panienki, które zazwyczaj podrywa to zwykłe dziewczyny bez nazwiska. To była jednak Bukharina, w której żyłach płynie krew błękitniejsza, niż samo niebo. Zadzieranie z nią mogło być wymierzeniem sobie różdżki między oczy, ale Boris lubił wyzwania. A to, że Antonina była wyzwaniem, było bardziej niż pewne. — W takim razie dobrze się składa, że trafiłam na pana, panie profesorze — Usłyszał i aż nie mógł nie zaśmiać się pod nosem z tej ironii losu. O tak, miał zamiar odpowiednio się nią zaopiekować. Tak odpowiednio, że za kilka godzin z wdzięczności będzie wykrzykiwać jego imię w spazmach rozkoszy. Nie miał bladego pojęcia o tym, że Antonina jest dziewicą. MOŻE, gdyby był tego świadomy, jego myśli nie byłyby tak jednoznaczne. MOŻE, gdyby wiedział, poczułby inny rodzaj ekscytacji. Dziewczyn, z którymi się zwykle prowadził, nie trzeba było pytać o takie rzeczy. Były tak chętne, że Oneginowi w życiu nie przeszłoby przez myśl, że mogą być jeszcze na tym świecie jakiekolwiek dziewice. — Dobrze się składa. — Skinął jej z uśmiechem i upił łyk drinka, który w towarzystwie tej młodej dziewczyny, smakował podwójnie dobrze. Ten jej młody wiek działał na niego jak zapalnik. Chciał dotknąć jej włosów, założyć za ucho niesforny kosmyk i, cholera jasna, gdyby teraz obok niego siedział ktoś inny, kto nie nazywa się Antonina Bukharina, przysięgam, że wcale by się nie wahał. — A jednak jesteś — powiedział, a w myślach dodał jeszcze: co bardzo mnie cieszy. Kompletnie nie interesował go gwar i to, co działo się za jego plecami. W tej chwili całą uwagę skupiał tylko na niej. Rzucał jej to spojrzenie, po którym zazwyczaj nie musi się już przesadnie starać, ale o dziwo, Antonina wcale nie wyglądała na tak bardzo zauroczoną, jakby tego chciał. Musiała widzieć. Musiała zauważyć to, jak skanuje uważnie każdy skrawek jej twarzy. Jak zatrzymuje spojrzenie na jej ustach, gdy je otwiera. To przecież takie bezpośrednie. Boris cały był bezpośredni i zawsze mu się to opłacało. — Dowiedzą się — odpowiedział z przekonaniem, unosząc szklankę z drinkiem na wysokość brody. — Powie im o tym ten barman, który nie może oderwać od ciebie wzroku od chwili, w której przekroczyłaś próg tego baru. — Wskazał na mężczyznę ubranego w białą koszulę, szelki i muszkę, którego przylizane włosy świeciły w świetle czerwonej lampy wiszącej nad nim. — Może więc, żeby nas po tym wszystkim nie zabili. Odchylił się do tyłu, bo już naprawdę mało brakowało, by zbliżył się na odległość nie przekraczającą cząsteczki powietrza. Chciał ją pocałować. Cholernie chciał to zrobić nie zważając na fakt, że pewnie byliby sensacją najnowszego wydania Avoski, która z jakiejś przyczyny, upatrzyła sobie jego rodzinę. Teraz, gdy nie był już pod wpływem obezwładniającego zapachu Antoniny, mógł myśleć nieco trzeźwiej. — Oczywiście, że się wybieram. Mam zamiar wziąć udział w gonitwie. A ty? |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Nie Gru 15 2019, 21:59 | | Słysząc jego śmiech, jej podbrzusze zwariowało. Jakby ktoś zamknął tam całe stado motyli. Uśmiechnęła się więc jeszcze szerzej, jednocześnie rozsiadając się bardziej na krzesełku barowym. Łokciem oparła się o marmurowy blat, obserwując uważnie mimikę czarodzieja. Tak, byłaby w stanie stracić dla niego głowę. Czy planowała to zrobić tego wieczoru? Niekoniecznie. Jednak ten pozornie niewinny dźwięk, jakim był jego śmiech, sprawił, że miał jej pełną uwagę, a to już swego rodzaju wyczyn. Obserwowała go więc dokładnie, jednocześnie starając się być dość blisko niego i chłonąć tę pewność siebie, którą emanował. Teraz doskonale rozumiała, skąd brała się cała jego reputacja. Był stworzonym łowcą, bo zwierzyna sama się do niego kleiła. Ona teraz nie była lepsza. Wiedziała jednak, że nie zainteresuje się nią, ciemnooką studentką, bo zbyt wiele czynników stanowiło o tym, że nie powinien tego robić. Po pierwsze- była młodociana, bo dzieliło ich jakieś dziesięć lat różnicy, co może nie stanowiłoby problemu moralnego gdyby nie fakt, że po drugie- był jej wykładowcą, a po trzecie- jego potomkowie robili wszystko, żeby umniejszyć rangę jej potomków w świecie czarodziejów. Po drodze było jeszcze milion mniej ważnych powodów, takich jak to, że była pijana, była nieskalana męskim prąciem oraz fakt, że powinna pójść dzisiaj spać w swoim łóżku, bo inaczej jej współlokatorzy (rodzice- przyp. red.) dostaną szału i rozpoczną długie i niewątpliwie żenujące poszukiwania swojej najmłodszej latorośli. Tak, z pewnością nic z tego nie będzie. Miło jednak będzie bawić się w tę iluzję gry tak długo i tak daleko jak dalece on na to pozwoli. W końcu to on był panem tej sytuacji, chociażby ze względu na kwestię wieku i pozycji w świecie. - Kompletnie nieporozumienie. Nikt nawet nie uwierzy, że tu byłam - zauważyła rozsądnie, aby zaraz umoczyć znów pełne wargi w alkoholu. Jej matka na pewno nie uwierzy, więc nawet gdyby Avioska napisała, że ją tu spotkano, to osobiście napisałaby do nich z żądaniem sprostowania. Szkoda tylko, że jej zbyt prawdomówna gęba sprowadziłaby na nią mimowolnie problemy, ale tak było od zawsze, więc powoli zdążyła się już przyzwyczajać. - Nie sądzę, żeby był zbyt wiarygodnym źródłem informacji. Nawet plotki muszą być zasiane dobrym ziarnem - proszę bardzo, oto Paulo Coello tego pokolenia. Proszę, proszę, cóż za mądrość i rozsądek. No cóż, na plotkach akurat zjadła zęby, więc z pewnością wiedziała, o czym mówi. - Ośmielę się zauważyć, że zaskakująco dużo czasu spędza pan, obserwując barmanów, panie Onegin - zaczynała bawić się coraz lepiej. Dopiła swojego drinka i jednym machnięciem dłoni poprosiła o uzupełnienie swojego kieliszka, tym razem stawiając na klasyczne martini, które uwielbiała popijać jej rodzicielka każdego wieczoru tuż po kolacji. Ach, mama... Zabiłaby ją żywcem gdyby teraz się tutaj znalazła. - Nie zabiją. Przynajmniej mnie. Jestem nadzieją swojego rodu. Ty musisz jednak być bardzo kochany, skoro jeszcze żyjesz po tym wywiadzie... Jak to szło? Tylko mu pieniądze i dupy w głowie? Oryginalna lista priorytetów! - miała mniej więcej sześć lat, kiedy gen wrednej suki dał o sobie znać, ale nikt przecież nie spodziewał się, że go nie będzie. Możliwe, że to właśnie z tego powodu nigdy nie miała chłopca. Chłopcy nie lubią kobiet złośliwych i pyskatych. Oni wolą, jak się ich głośno chwali i mówi tylko o tym, jak to mają rację. A najbardziej wolą jak się nie mówi, tylko jęczy. Przejęła kolejną kolejkę drinka, tym razem płacąc za siebie. - Oczywiście! Planuję pokazać się tam w jakimś niedorzecznym nakryciu głowy, wypić niedorzeczne ilości herbaty i kibicować panu, panie profesorze - o dziwo dość bardzo pasowało jej nazywanie go panem profesorem. Równie mocno, co zacieranie granicy przyzwoitości. Teraz jej ręka niby niedbale wylądowała na jego dłoni. A to nakrycie głowy... wszakże wyścigi konne rządzą się swoimi prawami i nikt nie wątpi w oczekiwania społeczeństwa co do dam na tym wydarzeniu. Niewątpliwie jednak wszyscy się zdziwią widząc co przygotowała w tym roku! |
| |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Pon Gru 16 2019, 00:02 | | — Za to nikt nie będzie wątpił w to, że ja tu byłem — zauważył z przekąsem, choć w zasadzie wcale się tego nie wstydził. Nie zależało mu na doskonałej reputacji i nieposzlakowanej opinii. Był inteligentny, kulturalny, stanowczo za bardzo nawet towarzyski, ale ponad to wszystko był po prostu przede wszystkim sobą. Osobą, której nie spieszno do ustatkowania się. Dobrze mu było tak, jak teraz. Chciał się rozerwać — szedł się rozerwać. Chciał się napić — szedł się napić. Wiązanie się z kobietą, najbardziej nawet na świecie wyrozumiałą, łączyło się z brakiem wolności, z potrzebą spowiadania się ze wszystkiego, no i oczywiście zachowaniem wierności, czego obecnie Boris sobie nawet nie wyobrażał. Lubił zdobywać. Raz zdobyta kobieta szybko mu się nudziła, więc pewnie tak samo będzie z Antoniną, aczkolwiek to uczucie, które opanowało go teraz, było jego uczuciem ulubionym. Nienachalny dotyk, krótkie spojrzenie, wymowne westchnienie — Onegin czuł się jak ryba w wodzie móc tak sobie z nią tu siedzieć i ją po trochu zdobywać. — Często się zastanawiam gdzie znajduje się źródło większości tych plotek. To, że to w większości barmani, którzy za pieniądze sprzedają informacje podsłuchane od pijanych klientów, jest według mnie bardziej niż pewne — powiedział, całkowicie przekonany o prawdziwości swoich słów. Boris bardzo lubił barmanów, nic do nich generalnie nie miał. Zostawiał im często sowite napiwki, dlatego na całe szczęście wiele jego tajemnic nie ujrzało światła dziennego. Dziś też planował zostawić taki napiwek. Właśnie po to, by przypadkiem ten leszcz zza lady nie zawiadomił gazet, że profesor Onegin wyszedł dziś z baru z Bukhariną. — Obserwuję go, bo jestem delikatnie zaborczy. — Mrugnął do niej, przechylając przy tym swoją szklankę. Nawet mu się to podobało, że mówiła do niego „pan”. „Profesor” też mógł być. To nadawało tej sytuacji swego rodzaju poczucia, że sama ta rozmowa, jest absolutnie niewłaściwa. Sam Boris nigdy nie kierował się w życiu jasnymi zasadami. Zawsze były lekko nagięte, stosownie do sytuacji. Właśnie teraz, raz za razem studził nadmierne pożądanie, które rosło z każdą chwilą gdy patrzył na jej pełne wargi. Cóż, był tylko facetem. Facetem, którego kręciły te damsko-męskie gry. Był w nich dobry. Był w nich wręcz niepokonany. Zaśmiał się po raz kolejny, gdy z jej ust wystrzeliły tak śmiałe słowa. Cytowany przez nią fragment wywiadu przyniósł mu wiele kłopotów, między innymi nieprzychylność rodziny, która długo nie mogła wybaczyć mu i Leonowi tego, co zrobili. No cóż, jak się dowiedzą, że przespał się z Bukhariną, to faktycznie pewnie go nawet wydziedziczą. Ale szczerze? Kto by się tam przejmował. — Paskudne pomówienia — skłamał. — Znaczy, w dzisiejszych czasach każdy goni za pieniędzmi, ja również. Co do tych dup jednak, to się nie przyznaję. Antonina zamówiła kolejnego drinka, ku uciesze Borisa, który w alkoholu upatrywał dziś swojego sprzymierzeńca. Nawet najbardziej zatwardziała kobieta, która na trzeźwo twierdziła, że kocha swojego wybranka/męża/narzeczonego/chłopaka (niepotrzebne skreślić), po alkoholu robiła się nagle bardziej otwarta. Gdy krew zaprawiona była już odpowiednią ilością promili, opadały wszelkie zahamowania, moralne dylematy, a także koronkowe sukienki, czy bielizna. Boris sam alkoholu nigdy nie odmawiał. Znał swój umiar i raczej się go trzymał. Teraz na przykład zwolnił z opróżnianiem swojej szklanki, w razie gdyby przyszło mu zaraz opuścić ten lokal z Antoniną u boku. Oczywiście nie martwił się o to, że nie stanie na wysokości zadania. Po prostu chciał napawać się bliskością dziewczyny i nazajutrz doskonale o tym pamiętać. Uniósł brew, gdy zapowiedziała, że będzie mu kibicować. Oczywiście bardzo podobał mu się sposób, w jaki to oznajmiła. To brzmiało jak wyzwanie, a jej cięty język sprawiał, że robiła się jeszcze piękniejsza. Powoli tracił kontrolę. Kiedy położyła ciepłą dłoń na jego leżącej na marmurze ręce już wiedział, że jest jego. Nie posunął się do niczego więcej, dając sobie chwilę na zachowanie tego pozornego dystansu tylko po to, by jeszcze przedłużyć tę chwilę. Uśmiechnął się szeroko, odsłaniając rząd idealnie równych zębów. Wiedział, że Antonina mimowolnie poddała się jego urokowi. Miał ją przed sobą i ona wcale nie ukrywała tego, że podoba się jej to co widzi. Sam już nie krępował się wcale ze swoim intensywnie pożerającymi jej twarz i dekolt spojrzeniem. Boris chciał ją naprawdę mocno. Najchętniej teraz i tu, ale to absolutnie nie wchodziło w grę. Był nawet lekko zdziwiony gęstą atmosferą, jaka się wytworzyła. Nie spodziewał się między nimi AŻ takiej chemii, ale to nie znaczy, że mu ona nie pasowała. Pasowała bardzo, tak samo jak wcięcie w talii Antoniny, które wyglądało jakby idealnie stworzone, by położyć tam dłoń. — Tylko kibicować? — zapytał z tajemniczym uśmiechem. Gdy tak postawiła sprawę, Boris stwierdził nawet, że ten jeden raz mógłby się postarać i wygrać. To jednak było sprzeczne z jego definicją dobrej zabawy, więc tak szybko, jak o tym pomyślał, tak szybko odgonił tę niedorzeczność od siebie. — No i o co chodzi z tą herbatą. Jeśli się tam spotkamy, osobiście postaram się zorganizować ci grzane wino. Czy Boris właśnie zaproponował jej kolejne spotkanie na gruncie nie nauczyciel-studentka? Czy TO nie było sprzeczne z jego definicją one-night-stand? To chyba te perfumy namieszały mu w głowie, aczkolwiek Boris chyba nawet tego nie zauważył. |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Pon Gru 16 2019, 00:58 | | - Nie wydaje się pan być tym faktem zbytnio zmartwiony - zauważyła, znów nie kryjąc rozbawienia. Dawno rozmowa z drugim człowiekiem nie przyniosła jej tyle radości. Dawno też nie wyszła ze swojej strefy komfortu, więc może to znak, że powinna robić to częściej? Może przejście na tę nic nieznaczącą stronę świata będzie całkiem zabawne? Nie. Chyba jednak nie. Uwielbiała te wszystkie dworskie zajęcia, relacje i korelacje. Uwielbiała bale, kolacje i polowania. Doskonale interpretowała plotki, wiedziała też jak je skutecznie rozsiewać i równie skutecznie zabijać. Uwielbiała udawać przepiękną nimfę, która zeszła na ten padół łez i nie ma żadnych problemów, a wręcz przeciwnie, jest tu z misją nadaną przez wszystkich bogów, by problemy tego świata rozwiązać. Często jednak przebijał się na powierzchnię jej buńczuczny charakter, który chciał doprowadzić jej matkę do grobu. Objawiało się to nadmierną złośliwością i uszczypliwością w stosunku do rozmówców, nierzadko brakiem należytego szacunku, a już zdecydowanie zbyt często nieuznawaniem patriarchatu. Nie można jej jednak za to winić, albowiem w jej świecie władzę sprawowały kobiety i były w tym o niebo lepsze i trwalsze od mężczyzn. - Źródło zawsze jest z nami na salonach, Boris. To może być kobieta, którą zraniłeś, brat którego obraziłeś w prasie, a nawet Twój własny ojciec, który chce dać Ci lekcję pokory. Barmani nie widzą naszych twarzy... Widzą nasze sakiewki i to, czy zachowujemy się jak bogate gnojki, czy też nie. Wystarczy, że zostawisz mu napiwek i nie będziesz się wymądrzał, a on nawet nie będzie wiedział, czy tu byłeś - wzruszyła nonszalancko ramionami. Może i nie była ekspertem od barowej etykiety, ale z pewnością była ekspertem od plotkarstwa. I była święcie przekonana, że ta wiedza, którą się z nim teraz dzieli, jest prawdziwa i nieomylna. - Dziennikarze też zawsze widzą tyle, ile chcesz im pokazać, albo to, co mają zobaczyć, bo ktoś Cię podpierdolił. Nie warto się tak tym wszystkim przejmować, warto się tym bawić, korzystać z tego, obracać zawsze na swoją korzyść - czyż to nie prawdziwy mentoring? Za wykład jednak należy zapłacić. W tym przypadku zdecydowanie należał się jej jakiś całus w ciemnej uliczce. - Zaborczy? Lubi pan mieć całą uwagę obsługi skupioną tylko na sobie? - jedna z brwi dziewczęcia powędrowała nieco w górę, a kieliszek martini znów znalazł się przy jej wargach. Sączyła drinka, rozkoszując się jego smakiem, jednocześnie obserwując go znad wpół przymkniętych powiek. Absolutnie nie żałowała tego, że się tu znalazła. - Gdybyś był szpetny, to może bym uwierzyła, ale w obecnej sytuacji wiem, że kłamiesz - w jej głosie nie było słychać urazy, chociaż doskonale wiedziała, że przyłapała go na kłamstwie. W każdej plotce jest ziarenko prawdy. Jeśli jednak zbierze się tyle tych ziarenek, że można by nimi obsadzić wielkohektarowe pole, to już przestają być jedynie ziarenkami plotki, a powoli stają się faktem. Ona słyszała setki, jeśli nie tysiące pikantnych historii o jego podbojach i braku małżonki, żeby wiedzieć, że ma do czynienia z męską wersją słowa lafirynda. Jednak absolutnie jej to nie przeszkadzało, wszakże nie planowała z nim ożenku. Może i była młoda, ale nie aż tak głupia. - Może obstawię parę rubli. Co innego mogę tam robić, wszakże jestem tylko damą, która niedawno weszła na salony... - przechyliła nieco głowę i wyciągnęła dłoń po wykałaczkę, by nabić nań oliwkę przesączoną zapachem i smakiem martini. Włożyła ją ostrożnie do ust i zaczęła niedbale przeżuwać. - Och, nie mogę się najebać w towarzystwie elity - cóż za wokabularz, panno Antonino! To ewidentny znak, że była już wystarczająco podchmielona. Kolejnym znakiem było to, że teraz jej palce zaczęły kreślić delikatnym ruchem niewidzialne znaki na zewnętrznej skórze jego dłoni. - Odprowadzisz mnie do domu? - zapytała cicho, tak by tylko on usłyszał. I nie, nie widziała w tym żadnego niezdrowego podtekstu. |
| |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Pon Gru 16 2019, 22:29 | | — Bo tak naprawdę rzadko kiedy bywam czymś zmartwiony — przyznał. Był obrzydliwie bogaty, przystojny i nie nudził się w życiu zanadto. Miał swój kąt, dobrą i stabilną pracę, a także pochodził z rodu, który jakąś tam pozycję w tym kraju posiadał. Czym on mógł się martwic? Chyba tylko pustym kieliszkiem, albo brakiem pomysłu na prezent dla matki. Boris prowadził wyjątkowo bezstresowe życie, które nad wyraz sobie chwalił i gdyby tylko mógł, polecałby je każdemu. W końcu zmusił się do tego, by choć na chwilę oderwać wzrok od roziskrzonych oczu Antoniny i rozejrzał się po lokalu, który zdążył nieco zapełnić się przez ten czas, gdy z nią rozmawiał. Poczuł na sobie intensywne spojrzenie jakiejś wysokiej brunetki, która sama sączyła drinka w cieniu, tuż pod obrazem Dumy Rosji. Kobieta wcale nie ukrywała swojego zainteresowania Oneginem, jednak w tej chwili Boris był w stanie myśleć tylko o jednym. Nie umiał nie porównywać jej wąskich ust do pełnych warg Bukhariny. Nie umiał nie zauważyć różnicy w sposobie ubioru: podczas gdy brunetka miała na sobie pozbawiającą wyobraźnię czerwoną sukienkę z rozcięciem sięgającym nieprzyzwoicie wysoko, młodziutka panna obok niego nie musiała uciekać się do takiej desperacji. To, że nie epatowała dekoltem Onegin akurat brał za zaletę. Był facetem, który lubił swój prezent powoli odpakować, a nie dostać wszystko na tacy. Ostentacyjnie więc zignorował brunetkę pod ścianą, znów nachylając się w stronę Antoniny. — Ile ty masz lat? Dziewiętnaście, czy dziewięćdziesiąt? — zapytał bez ogródek. Takich życiowych prawd się po niej nie spodziewał i przyznał jej w duchu kolejny punkt. Nie dość, że nadzwyczaj piękna, to jeszcze niewiarygodnie mądra. Oczywiście znał jej oceny ze swojego przedmiotu i wiedział, że nie musi się ich Bukharina wcale wstydzić, aczkolwiek wiedza wyuczona absolutnie w oczach mężczyzny niczego nie przesądzała. Dopiero teraz mógł przekonać się, że prócz tych pięknych oczu, Antonina posiadała także pokaźne ilości oleju w głowie, a nic go bardziej nie jarało, jak inteligentna kobieta. Wróć, w tym przypadku dziewczyna. Cholera, nastolatka. Zresztą, kto by się przejmował. No i miała też idealne, jego zdaniem, poczucie humoru. Nie potakiwała wyłącznie każdemu jego słowu. Potrafiła żartobliwie sobie z niego zakpić, tak jak to miało miejsce właśnie przed chwilą. Gdy to usłyszał, oczywiście zaśmiał się krótko, po czym pokręcił głową. — Nie obsługi, twoją — odpowiedział beztrosko, jakby właśnie to wcale z nią teraz nie flirtował, tylko rozmawiał o pogodzie. Właściwie to ona zaczęła. Ona położyła swoją drobną dłoń na jego dłoni, zupełnie się przy tym nie krępując. Nie nazywałby się Boris Onegin, gdyby nie podjął się tej gry. Nie byłby mężczyzną, gdyby oparł się tak pięknej buzi i tak hipnotyzującemu spojrzeniu. Nie byłby sobą, gdyby nie uśmiechnął się do niej leniwie i słysząc jej kolejne słowa, nie zaprzeczyłby im. — Nie wiem, czy się obrazić, czy podziękować za komplement. Dalej jednak twierdzę, że to zwykłe oszczerstwa. Lafirynda? Serio? To nie była jego wina, że po prostu lubił towarzystwo kobiet. On w ten sposób zdobywał doświadczenie. Przy każdej uczył się czegoś nowego i z całą pewnością mógł stwierdzić, że umie czytać z kobiecej twarzy jak z otwartej księgi. Wie, co kobieta chce usłyszeć i to mówi. Wie, jak kobieta chce być dotykana i to robi. Jeśli obie strony są zadowolone, to dlaczego miałby to być problem? — Mogłabyś wziąć udział w gonitwie. Chętnie zobaczyłbym cię na koniu. — Zaśmiał się. Ona za to wciąż uwodziła go, chyba już całkiem świadomie, odnosząc niemały sukces. Może i Boris myślał, że w tym duecie to on jest panem sytuacji, ale ściśle rzecz biorąc oddałby cały swój majątek, by być na miejscu tej oliwki. Był niezaprzeczalnie i niesłychanie zauroczony. To się wcześniej nie zdarzało, dlatego Boris nie rozpoznawał tego uczucia. Mylił go z nadmiernym pożądaniem, które popchnęło go do tego, by unieść dłoń i założyć niesforny kosmyk za ucho, zahaczając przy tym o kolczyk. Kącik jego ust drgnął, gdy użyła tak brzydkiego słowa, które o dziwo wcale nie brzmiało, jakby było nie na miejscu. Przekleństwa w wykonaniu Antoniny nagle stały się jego ulubioną dziś rzeczą. Jeszcze bardziej, niż drinki, które dziś popijał. — Elita nie zauważy, sama będzie najebana — powiedział. Atmosfera naprawdę była już tak napięta, że dałoby się ją kroić nożem. Boris nie marzył już o niczym innym, jak o opuszczeniu tego miejsca, w którym byli na widoku i udaniu się do jego mieszkania, w którym mógłby ściągnąć z niej te wszystkie ubrania i pokazać jej różnice między jakimś tam studentem (którego, był o tym święcie przekonany, na pewno miała), a prawdziwym mężczyzną. Brakowało już niewiele, żeby pochylił się i tak po prostu wpił w jej miękkie wargi. Dlatego też uśmiechnął się szeroko, gdy zadała mu ostatnie pytanie. Odprowadzić? Do domu? Oczywiście. W zasadzie nie ma znaczenia, czy zrobią to u niego, czy u niej. Łóżko to łóżko, a nagle odkrył, że bardzo go ciekawiło, jak Antonina mieszka. Biedny Boris, wciąż zapominał, że Bukharina ma zaledwie dziewiętnaście lat i wcale jeszcze nie jest dorosła. — Naturalnie. Jeszcze coś by się tobie po drodze stało i nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Jednym ruchem ręki przywołał ich wierzchnie odzienia. Zostawił też sowity napiwek barmanowi, choć jedyne na co tak naprawdę miał w związku z nim ochotę, to zaczarować jego głupi ryj w prosiaka. Odsunął Antoninie krzesło, pomógł nałożyć płaszcz, po czym z rosnącym oczekiwaniem na to, co nieuniknione, otworzył jej drzwi, przepuszczając przed sobą. |
| |
Astrachań, Rosja 19 lat wieszczy błękitna bogaty studentka kursu klątwołamaczy (I rok) |
Sro Gru 18 2019, 23:14 | | Bo tak naprawdę rzadko kiedy bywam czymś zmartwiony.Ciężko nie pozazdrościć. Ona wbrew pozorom dość często się martwiła, bardzo skrupulatnie zapisując swoje troski w starym dzienniku. Zapisywała tam absolutnie wszystko i na pewno nie chciałaby, żeby trafił w niepowołane ręce, dlatego ojciec rzucił nań stosowne zaklęcia, ażeby chronić prywatność swojej najmłodszej latorośli. Ojciec był w porzo. Lubiła ojca. Znacznie gorzej dogadywała się z matką, która miała wobec niej niekończącą się litanię oczekiwań i jeszcze dłuższą listę nigdy niewyartykułowanych żali. Matka lubiła ustalać sobie w głowie scenariusze, nigdy się nimi nie dzielić ze światem i otoczeniem, a później mieć pretensje, że nikt nie zrobił tego dokładnie tak jak to sobie wymyśliła. Dla własnego świętego spokoju Antonina często przyznawała jej rację, bo zdążyła już zauważyć, że to tą taktykę obrał ojciec i skoro spędził z nią niemalże 40 lat razem to oznacza, że jest to technika skuteczna. Wracając do zmartwień, to... w sumie Tośka była w tym naprawdę bardzo dobra. Odkąd zaginęła Maaka weszła na jakiś nowy poziom umartwiania się, a kiedy się odnalazła odczuła niewyobrażaną ulgę, ale też strach, że zaginie znowu. To, że dała się wyciągnąć rówieśnikom na imprezę było wręcz nieprawdopodobne, a to, że dobrze się na niej bawiła - naprawdę nierealne. A jednak. - Kobiety o wiek się nie pyta. Jeśli jednak musisz wiedzieć, to 49, ale mam dobrego dostawcę eliksiru młodości! Przedstawię Cię! - nie dość, że się dobrze bawiła, to jeszcze żart gonił żart. Zabawny ten alkohol. Powinna pić częściej, to może wyciągnęłoby to ten kij który znajdował się... wiadomo gdzie. Skoro mowa o piciu, to opróżniła swój kieliszek i widząc, jak barman już sunie, by napełnić go znów, postanowiła podjąć naprawdę męską decyzję. Odwróciła więc naczynie do góry nogami dając jasny sygnał, że koniec zabawy. I wtedy usłyszała, że był zaborczy. O nią. O Antoninę Bukharinę, lat dziewiętnaście, studentkę. Jej źrenice rozszerzyły się do granic możliwości, a motyle w brzuchu wpadły w dziki szał. Kurde, on wiedział co powiedzieć. Wiedział co zrobić i jak zrobić. Był graczem i znał tą grę cholernie dobrze. Ona nie znała gry. Dotychczas się bawiła, ale teraz chciała więcej. Chciała kolejnego poziomu tej gry. Tak bardzo chciała, że gdyby wypiła jeszcze jeden kieliszek to już siedziałaby na jego kolanach wpijając się w jego usta. Na szczęście nie wypiła tego kieliszka, więc resztki zdrowego rozsądku sprawiły, że uśmiechnęła się tajemniczo, niczym dziewczę z obrazu niejakiego Leonardo Da Vinci, by zaraz już stać ostrożnie pilnując, czy alkohol uderza w nogi czy zostaje tylko w głowie. Został w głowie. Uff. - Chyba na swoim koniu. Obawiam się, że wyobraża pan sobie zdecydowanie za dużo, panie Onegin - uśmiechając się szelmowsko poprawiła spódniczkę upewniając się, że nie odsłania zbyt wiele i znów utkwiła bardzo chętne, ale jednocześnie bardzo mętne spojrzenie w twarzy człowieka, którego powinna unikać jak ognia. Oczywiście zamierzała wystartować w gonitwie, bo to idealna okazja, żeby doprowadzić do stanu przedzawałowego matkę, rozbawić brata, sprawić, że ojciec będzie dumny i zaimponować Maace. Takich okazji nie przepuszcza, ot tak! - Zaliczyłeś już dużo takich imprez, prawda? - skomentowała tą uwagę odnośnie najebania, bo to akurat jedyna rzecz którą teraz czuła. No może nie jedyna. Czuła też pożądanie które rozpalało ją od środka, nie pozwalając zebrać myśli do kupy. Niech Cię szlag, Onegin. Wsunęła ręce w rękawy swojego puchatego czarnego płaszcza, owinęła szyję szalikiem, upewniła się, że torebka zwisająca z jej ramienia jest na swoim miejscu i ruszyła pewnym siebie krokiem w stronę wyjścia. Jej dłoń nie wiedzieć czemu wciąż trzymała jego dłoń, kiedy wyszli na ulicę, a zimne petersburskie powietrze dało im prosto w twarz. Bez słowa pociągnęła go w kierunku uliczki do której teleportowała się za każdym razem kiedy miała pojawić się w Petersburgu. Wcześniej była jednak uliczka równie ciemna, a ona nie chciała już dłużej czekać. Nie mogła już dłużej czekać. Pociągnęła go więc w tamtą stronę i ledwie zniknęli w półmroku, a już jej wargi znalazły drogę do jego warg. Delikatnie smakując zakazanego owocu jej dłonie ulokowały się na jego piersi gotowe odepchnąć go w każdej chwili. Jednak tego nie zrobiła. Chciała od niego więcej i więcej, każdy pocałunek rozbudzał tylko tą szatańską pożogę którą miała w sobie. - Nikt nie może się dowiedzieć - wyszeptała kiedy na chwilę odkleiła od niego swoje wargi, by zaraz znów wpić się w nie zachłannie. Nieładnie, Bukharina, oj nieładnie... |
| |
Petersburg, Rosja 29 lat błękitna majętny klątwołamacz; wykładowca na Petersburskim Uniwersytecie Magicznym |
Pią Gru 20 2019, 00:00 | | — Chętnie poznam kiedyś tego dostawcę. Jak już oczywiście będę takiego eliksiru potrzebował — odparł, choć doskonale wiedział, że coś takiego jak eliksir młodości zwyczajnie nie istnieje. Gdyby tak było, te wszystkie stare czarownice wcale nie byłyby stare. Sama jego matka pewnie wykupiłaby zapas z całego kraju, byleby tylko ona mogła wyglądać olśniewająco i świeżo, a taka na przykład żona nestora rodu Kuraginów — nie. Pod tym względem był do matki podobny, a będąc na jej miejscu, zrobiłby dokładnie to samo; stara Kuraginowa niech walczy ze zmarszczkami magicznym liftingiem. Boris zaczynał czuć, że bar, w którym się znajdowali, przestaje być miejscem, w którym chciałby spędzić kolejne pięć minut. Choć generalnie był wierny zasadzie „nie ważne gdzie, ważne z kim”, tak teraz drażnił go smród ludzi z parkietu, odgłosy rozmów, oraz fakt, że nie jest z Antoniną sam na sam. Och, cóż on by mógł zrobić, gdyby tylko byli sami. Musiał się jednak uzbroić w cierpliwość. Nie mógł przecież tak po prostu powiedzieć tej młodej damie „zbieraj manatki, idziemy do mnie”, bo po pierwsze była za młoda, po drugie była za młoda, i po trzecie też była za młoda. Gdyby tylko miała te pięć lat więcej, wcale by się nie wahał. Nie chciał jednak Antoniny spłoszyć i choć wyglądała, jakby od spłoszenia dzieliło ją milion mil morskich, to... wolał nie ryzykować. Taka słodka. Taka niewinna. Wypuścić ją z rąk, to jak stracić największy skarb. A za nowo odkryty skarb ją właśnie uważał. — Oczywiście, że miałem na myśli twojego konia — odpowiedział. — Nawet nie chcę sobie wyobrażać, o czym pomyślałaś — parsknął jeszcze. Oczywiście, że przed oczami miał zupełnie inny widok, niż Antonina na jakimś zwykłym wałachu, choć to w zasadzie też mogłoby być ciekawe. Kiedy w końcu nadeszło wybawienie, prawie odetchnął z ulgą na oczach dziewczyny. Tak bardzo chciał się stąd wyrwać, że aż go to bolało. Nie chciał już dłużej przebywać w tym miejscu, z tym irytującym barmanem, który właśnie w tej chwili bezceremonialnie obcinał Antoninie tyłek. Czym prędzej narzucił jej płaszcz na plecy, byleby tylko przykryć wszystko, co wystawione na widok. Czuł złość i zazdrość, ponieważ Bukharina w tej chwili była tylko jego. Alkohol w krwi Onegina potęgował to uczucie i jeśli zaraz oboje stąd nie wyjdą, to ktoś na tym ucierpi. Poszedł za przykładem dziewczyny i wciągnął do płuc zimne, listopadowe powietrze Sankt Petersburga. Wcale go nie otrzeźwiło. Wciąż czuł to samo lekkie szumienie, choć to stan Bukhariny pozostawiał wiele do życzenia. Jej zamglone spojrzenie, a także płytki oddech mówiły mu bardzo wiele. Co tam wiele. Mówiły mu praktycznie wszystko! Na przykład to, że zaraz stanie się to, co nieuniknione, dlatego kiedy znaleźli się nagle w jednej z ciemnych uliczek, wcale nie był zdziwiony jej pocałunkiem. Od razu na niego odpowiedział. Wsunął dłoń we włosy dziewczyny i przyciągnął do siebie na tyle blisko, że nie było szansy wcisnąć między nich choćby tlen. Trzymając ją w objęciach obrócił się i przycisnął do ściany, badając dłońmi jej szyję i kark, by po chwili zjechać nieprzyzwoicie nisko. Z radością uznał, że wcale się nie pomylił. Usta Antoniny były najbardziej miękkimi ustami, jakie dane mu było całować. Smakowały martini i oliwką, dlatego kiedy przez moment zasypywał pocałunkami także linię jej szczęki, oraz zagłębienie za uchem, szybko powrócił do badania jej warg, za którymi zdążył w mgnieniu oka zatęsknić. Jej skóra była taka miękka. Antonina była taka chętna. Rumieńce na jej twarzy takie jednoznaczne... W głowie miał już tylko jedną myśl: jak najszybciej teleportować się do jego, lub jej mieszkania, by dokończyć to, co tu zaczęli. Już nawet odsunął się od niej, by jej to powiedzieć, gdy nagle z boku oślepił go błysk flesza. — Nie wierzę! To Boris Onegin! Borisie! Kim jest ta dziewczyna! Czy to... Czy to Bukharina? — Przeklęty reporter! Zanim się obejrzał, w ramionach miał tylko pustkę. Antonina w mgnieniu oka deportowała się z ciemnej uliczki, pozostawiając go z tym błaznem i pozbawiając nadziei, na kontynuację tych wszystkich przyjemności. Wciąż czuł mrowienie ust, gdy odgrażał się tej łajzie, zwanej reporterem. Gdy ten w końcu zostawił go w spokoju, zawinął się na pięcie i udał w stronę kanału, by w zaciszu swojego mieszkania wyklinać dzień, w którym pocałował Antoninę Bukharinę, a ona korzystając z okazji tak po prostu uciekła. KONIEC RETROSPEKCJI |
| |
| | |
| |
|