4.01.1998
Czujesz, że wcale nie jest lepiej, gdy twoje okute w średnio zimowe buty stopy zatapiają się w kilkudziesięciocentrymetrowych zaspach śnieżnych. Klniesz pod nosem raz, a chwilę potem po raz drugi, o wiele głośniej, gdy zdajesz sobie sprawę, że jesteś tutaj zupełnie sama i nikt cię nie usłyszy. Cholerna teleportacja, właśnie dlatego od zawsze wolałaś rower. Ukochany Antoś wspaniałomyślnie spełnił jedno z twoich największych marzeń i podarował ci na trzydzieste urodziny prawdziwe cacko, które nie tylko z łatwością unosiło się w powietrze, ale i zmieniało kolory! Trzeba było jednak z niego nie rezygnować. Może nie znalazłabyś się przed siedzibą Magicznych Mediów w mgnieniu oka, ale przynajmniej uniknęłabyś tych dodatkowych atrakcji. Najpierw cerkwia, a teraz to. Nawet dokładnie nie wiesz, gdzie jesteś. Kręcisz się wokół własnej osi, wyciągając przed siebie różdżkę. Musisz złapać oddech, zrobić sobie chwilę przerwy. Czujesz na całym ciele dziwne mrowienie, wiesz, że to skutki teleportacji. Na szkoleniach powtarzano ci, że trzeba z nią uważać. Jeden nieuważny ruch, złe machnięcie różdżką, czy po prostu przemęczenie sprawi, że dojdzie do rozczepienia. Wciągasz w płuca głęboki oddech, liczysz w myślach do trzech. Musisz jak najszybciej znaleźć się w pracy, ale wolałabyś jednak dotrzeć do niej w całości, w jednej części, a nie być zmuszona udać się do Antona z przeraźliwie idiotycznym uśmiechem na ustach i zakomunikować mu, że właśnie zgubiłaś gdzieś swoją stopę, nos znajduje się podobno gdzieś w okolicach Niedźwiedziego Ryku, a dłoń zawędrowała aż na Syberię! Słyszałaś o takich drastycznych przypadkach. Nie chciałabyś stać się ich namacalnym dowodem. Ale by się wszyscy uśmiali, przyjaciele z Cafe Hylaea nie pozostawiliby na tobie suchej nitki, nabijając się z twojego wyczynu przez kilka kolejnych miesięcy. Masz dość, musisz jeszcze raz spróbować.
W powietrzu rozbrzmiewa trzask teleportacji.
Grusha z tematu