6 grudnia '97
Magdalina jest załamana. Magdalina prawie płacze, bo już nawet nie wie, która jest godzina, bo od długiego już czasu usiłuje dostać się do domu, a ciągle ląduje w jakichś dziwacznych miejscach i kompletnie nie wie dlaczego. A chce tylko wrócić do siebie - czy prosi o zbyt wiele? Czy to są jakieś szaleńcze wymagania? Mogłaby sobie wymarzyć teleportację do mieszkania Ilyi Kuragina i to byłoby całkiem głupie życzenie; wtedy absolutnie by się nie dziwiła, że sama magia usiłuje ją odwieść od robienia tak durnych rzeczy, a poza tym na pewno jego mieszkanie obłożone było zaklęciami uniemożliwiającymi teleportowanie się do niego po prostu, ot tak. Zresztą i tak nie chciała! Nie o to chodzi.
-
Ratunku - jęczy tylko, gdy po raz kolejny, zamiast pod swoim kochanym mieszkankiem, pojawia się w jakimś innym miejscu. Dopiero po chwili rozpoznaje częściowo znajomą okolicę, bo jakoś niespecjalnie zwiedzała magiczny barbakan, ale przynajmniej wie co to. No i to chociaż Moskwa, a nie jakiś tańczący las, więc to jakieś szczęście w nieszczęściu.
-
Dzięki, Boże - mówi więc z wdzięcznością, ale umiarkowaną, bo wciąż jest przejęta swoimi problemami z teleportacją. Może powinna iść do Hotynki i skonsultować to z lekarzem czy coś? Ale co, jeśli okaże się, że to problem ogólny i że magia po prostu w niej szwankuje? Albo że to coś nie teges z głową? Albo że znowu nie umie panować nad wizjami i dzieją się rzeczy poza czasem, na które nie ma wpływu? Wciąż była przecież palimpsestem i, choć była w stanie nad tym w dużej mierze panować, uprzedzano ją o różnych komplikacjach. O tym, że jeśli będzie teleportować się w czasie wizji, może utknąć gdzieś pomiędzy przestrzenią.
Zdecydowanie tego nie chciała, więc postanowiła po prostu pójść do domu na pieszo. I poczekać trochę przed kolejną teleportacją, a martwić się później.
[z tematu]