9.04.1998 r.
Poniekąd żałowała, że nie był to pierwszy kwietnia. Wcześniejsze zebranie w auli dyskusyjnej w Prikazie współpracy z zagranicą zdawało się być żartem. Przynajmniej dla Heleny, dla której niepojętym była konieczność jej obecności na zebraniu. Mógł ktoś inny wybrać się na spotkanie zamiast niej. Z pewnością miała ciekawsze rzeczy do roboty, choćby przedyskutowanie ostatnich tygodni ze żmijem, skontrolowanie wypustek na łbie jaroszka i uzupełnienie informacji w sprawie smoka Mitrokhinów. Już nawet nie było co wspominać o rezerwacie Ministerstwa, bo tam roboty było na parę dni bez przerwy.
Ale nie. Tak dobrze nie mogło być.
W związku z wyborami w lutym, było wiele zmian i szeptów. Zadowoleń i niezadowoleń, które rozbrzmiewały po korytarzach Ministerstwa, a które starała się ignorować. Pocieszało ją to, że mogła uciec do pracy ze stworzeniami, bo te niespecjalnie troszczyły się o politykę. Zupełnie jak Helena. Niemniej, teraz za tymi zmianami trzeba było nadążać. Pojawiły się propozycje nawiązania współpracy czy zmienienia kierunku tychże. Jedyne, co Helenę tak naprawdę interesowało, to możliwość przeprowadzenia badań i obserwacji na terenach, które nie należą do Rosji. Już wcześniej miała taką sposobność i pozostało liczyć na to, że w tym aspekcie nic się nie zmieni.
Podczas gdy współpracownik dwoił się i troił ze swoimi pomysłami, Wrońska milczała i odliczała czas do końca spotkania. Była znudzona, poddenerwowana, a i ciśnienie nie sprzyjało.
Pocieszało ją to, że nie będzie trwało aż tak długo, a na pewno skończy się przed końcem jej zmiany. Miała plany i tym razem nie był to powrót do domu i zakopanie się pośród książek, ale spotkanie z Piotrem, który w podobnych godzinach opuszczał Hotynkę. Mieli w końcu porozmawiać jeszcze w sprawie Balu Wiosennego, jak i wznowić dyskusję dotyczącą organizacji wesela. A dzięki zdecydowaniu Piotra, Lenie aż chciało się o tym rozmawiać, bo padały konkrety. Poza tym, po prostu miło było spędzać z nim czas. To dobrze rokowało.
Oficjalne zakończenie zebrania było zastrzykiem energii dla Heleny, która wstała czym prędzej i zebrała swoje klamoty w postaci skórzanej teczki i kajetu, jaki ze sobą wszędzie nosiła. Szybkim krokiem opuściła aulę. Rozkloszowana, ciemnogranatowa spódnica zakręciła z ruchem Wrońskiej, która kierując się do wyjścia poprawiła jeszcze koszulę. Doskonale znała drogę do wind.
Stanęła przed jednym z licznych i wiekowych dźwigów. Niektóre były zamknięte i zablokowane ze względu na czas konserwacji. Parę było już w ruchu, zdążyli wejść ludzie. Miała wystarczająco czasu, by zaczekać na pustą windę, która zazwyczaj była na szarym końcu i przeważnie pusta. Ot, taka jej ulubiona. Każdy miał swoje dziwactwa.
Zerknęła na wskaźnik, który pokazywał, że zaraz będzie mogła wsiąść do windy. Zastukała obcasem, którego flek jest do wymiany i przestąpiła z nogi na nogę.