Zapomniany cyrk
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Zapomniany cyrk Xfrk63Q
https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/

Pon Cze 24 2019, 23:31
Zapomniany cyrk

Nikt już nie pamięta o świetności tego miejsca. Opuszczony olbrzymi namiot opustoszał z dnia na dzień, kiedy pożeracz ognia, rozproszony wdziękami gimnastyczek, zainicjował gwałtowny i tragiczny w skutkach pożar. Kilku pracowników zginęło w płomieniach, inni zbierając cały swój dorobek, wypuszczając zwierzęta, uciekli w czas. Mimo tragicznej historii cyrk nie cieszy się złą renomą, można by rzec – nie cieszy się żadną. Miejsce znajduje się na obrzeżach Petersburga i może ze względu na to zwykło świecić pustkami, gdyż nikt nie myślał nad jego renowacją. Prócz dziurawego namiotu można natrafić tu na klatki, stare wagony kolejowe i kilka stoisk z popcornem i watą cukrową, które przypominają o świetności cyrku.

Vasily Kozhukhov
Vasily Kozhukhov
Zapomniany cyrk XIUwd20
Kruzhylivka, Ukraina
26 lat
wilkołak
brudna
biedny
pies stróżujący
https://magicznarosja.forumpolish.com/t596-vasily-kozhukhovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t623-vasily-kozhukhov#980https://magicznarosja.forumpolish.com/t622-vasily-kozhukhov#978https://magicznarosja.forumpolish.com/t621-ural#977https://magicznarosja.forumpolish.com/f106-mieszkanie-vasilyego-kozhukova

Wto Lip 07 2020, 22:23

11.02.1998

Czas na niedługo przed przemianą był zawsze jednym z najgorszych. Konstelacje gwiazd błyszczały jasno na ciemnym firmamencie, gdzie księżyc - kluczowy punkt wieczoru - zagrzebany w bladą pierzynę obłoków, rozświetlał otoczenie aurą enigmatu i towarzyszącej mu, narastającej z wolna grozy, która wybrzmiewała w głowie tym dobitniej, im dłużej szedł przed siebie, im bardziej uporczywie próbował powtarzać sobie w myślach, że nic złego się nie wydarzy. Nie pozostało w nim choćby okrucha starych marzeń, refleksji, które pozwoliłyby zachować spokój i pewność siebie w obliczu rzeczywistości o równie okropnych i przerażających ramach.
Okolice zapomnianego cyrku zdawały się być miejscem całkiem opustoszałym, zaniedbanym i wystarczająco oddalonym od arterii petersburskich ulic oraz równie żywotnych, przyległych do nich przedmieść, by nie spotkać tu żywego ducha. Urwane drzwiczki zardzewiałych klatek chwiały się na wietrze, dziurawy, zmatowiały namiot zbierał w swoich zagłębieniach niewielkie kałuże wody, a ze wszystkich szpar w podłodze dawnej sceny, spod skorodowanych wagonów, stoisk i ruin byłej świetności rosyjskiej menażerii wystrzeliwały cienkie pędy chwastów, podwiędłych i pokrytych cienką warstwą białego szronu. Ustronna, wymarła okolica zdawała się być cmentarzem zaprzeszłego serca petersburskiej rozrywki i chociaż widok starych, pokrytych rdzą i patyną maszyn sprawiał, że po wygiętej linii kręgosłupa zsuwały się chłodne ciarki, miejsce rozbudzało w nim dzisiaj poczucie dystansu i niegdyś utraconej równowagi.
Chwiejnym, nieco paralitycznym krokiem szedł po twardej, zmrożonej ziemi, by wreszcie usiąść w cieniu podupadłego namiotu, zapewniającego pozorne, choć w gruncie rzeczy liche schronienie przed nadchodzącą nocą. Co i raz wzdrygały nim dreszcze, światło księżyca, docierające w każde, nawet te pozornie skryte zakątki prowizorycznego azylu, nie przynosiło oczekiwanego ciepła, rozjaśniając co prawda fragment jego bladej twarzy, na której zdążyły pojawić się pierwsze krople zimnego potu, lecz nie będąc w stanie powstrzymać szczękania zębami. Wiedział, że mogło być gorzej, pamiętał, że bywało gorzej, a jednak pełnia co miesiąc wzbudzała w nim ten sam, szarpiący organizmem wstręt - do świata, do siebie, do przekleństwa, które leżało zagrzebane głęboko w jego wahliwej psychice.
Z głową opartą o jedną z brunatnych, metalowych rur podtrzymujących pozostałości dziurawego materiału, spodziewał się wszystkiego, tylko nie tego, co w krótkim przypływie trzeźwej świadomości dane mu było zobaczyć. Smukła, ludzka sylwetka, która zamigotała na tle rozjaśnionego księżycowym światłem nieba zdawała się przystanąć w miejscu w chwili, w której oboje przecięli chwiejną linię spojrzenia. Rażony niefortunnością podobnego spotkania, niezdolny rozpoznać wilczego zapachu, który winien był naprowadzić go na właściwą drogę rozumowania, Vasily przywarł plecami do metalowych prętów połamanego stelaża, z którego skapywały niemrawo pojedyncze krople wody.
- Nie powinno cię tu być. - wycharczał w końcu, mrużąc nieznacznie oczy jakoby oczekiwał, że kobieca postać zaraz rozpłynie się manierą wyjątkowo nieśmiesznej fatamorgany. Umysł, zatrzymany na granicy jaźni i zwierzęcego upodlenia, odmawiał mu posłuszeństwa i tak, jak nie był w stanie zdjąć z nieznajomej otępiałego spojrzenia, tak równie mocno nie potrafił odczytać ani w jakie kształty układało się jej ciało, ani tym bardziej, jakie słowa wychodziły z zaczerwienionych ust w jego kierunku.
Żywia
Żywia
https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/

Sro Sie 19 2020, 23:14
Można powiedzieć, że całe życie Lukrecji Lubienieckiej zależało od tego co zapisane na niebie. Żyła od pełni do pełni, ostatnie chwile przed przemianą w bestię zawsze tak samo przeżywając. Bała się. Nie bała się tego, że zostanie złapana, że jej sekret zostanie rozwleczony, a jej osoba zostanie zepchnięta na margines społeczeństwa, bo tak naprawdę to wszystko powinno wydarzyć się już lata temu. Sama powinna mieć na tyle odwagi w sobie, żeby zgłosić się do Białej Gwardii i tam zostać należycie unicestwioną po wsze czasy, albowiem nie była już człowiekiem. Była potworem. Potworem, który mógł bez problemu zabić i to najbardziej ją przerażało. Bała się, że ta bestia w środku zerwie się ze smyczy i popchnie ją do czynów, których ona, Lu, nigdy by sobie nie wybaczyła. Może właśnie dlatego sama siebie nie wydała? Dopóki ten "futrzasty problem" dotykał jedynie jej i wtajemniczonych najbliższych, a nie krzywdził postronnych osób, dopóty mogła tak żyć. Mogła układać swoje życie pod to, żeby w każdą pełnię być z dala od ludzi i biegać po lesie w niekoniecznie pięknej formie.
Na obrzeżach Petersburga pojawiła się jeszcze przed zmrokiem. Lubiła być wcześniej, na wypadek gdyby coś miało się, kolokwialnie mówiąc, spieprzyć. Wszystko musiało iść zgodnie z planem, tak doskonale znanym od niemalże dekady. Najpierw musiała znaleźć odpowiednie miejsce, potem sprawdzić, czy nie ma w pobliżu żadnych ludzi, a na koniec przemienić się i ruszyć przed siebie, by przebiec okoliczny las tyle razy, żeby przez kolejne dwa dni wyglądać jak wrak człowieka. Czyż to nie cudowny plan? Teraz wystarczyło go jedynie bezproblemowo zrealizować.
Bez większego problemu wybrała miejsce - ruiny starego cyrku były wystarczająco niepokojącą lokalizacją same w sobie, by ściągać tutaj jakichkolwiek ludzi. Nikt normalny nie szukał w tej rozpadającej się ruderze szczęścia, co sprawiało, że nadawała się idealnie. Zanim jednak zaszyła się w niej na dobre, zaczęła jeszcze krążyć wokół by mieć pewność, że jest absolutnie sama. Ściemniało się już, a na niebie widać już było pierwsze gwiazdy, kiedy poczuła, że ma towarzystwo. Na nieco sztywnych już nogach ruszyła za swoim węchem, trzymając w kieszeni płaszcza palce zaciśnięte na różdżce. Widziała go wklejonego w bramę. Nieuchronność przemiany, która powinna lada moment nastąpić, sprawiała, że nie potrafiła już racjonalnie myśleć. Jedyne, nad czym mogła się teraz skupić, to pozbycie się stąd niechcianego towarzystwa.
- Spierdalaj stąd, zanim przyjdą i Cię zabiją - wycharczała, już nie do końca rozpoznając swój własny głos. Sama nawet nie wiedziała, o kim pieprzy, o jakich "ich". Nie było przecież tutaj innego zagrożenia, niż ona sama.
- UCIEKAJ! - krzyknęła rozpaczliwie, a nogi odmówiły jej już posłuszeństwa. Bez siły opadła na kolana czując, że nie będzie w stanie przeciągać swojej przemiany w nieskończoność. Była zbyt słaba, by bawić się w takie gierki z nieznajomym.
Vasily Kozhukhov
Vasily Kozhukhov
Zapomniany cyrk XIUwd20
Kruzhylivka, Ukraina
26 lat
wilkołak
brudna
biedny
pies stróżujący
https://magicznarosja.forumpolish.com/t596-vasily-kozhukhovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t623-vasily-kozhukhov#980https://magicznarosja.forumpolish.com/t622-vasily-kozhukhov#978https://magicznarosja.forumpolish.com/t621-ural#977https://magicznarosja.forumpolish.com/f106-mieszkanie-vasilyego-kozhukova

Sro Sie 19 2020, 23:15
Tępo wpatrywał się w twarz młodej kobiety, śniadą i częściowo przysłoniętą cieniem, jaki rzucał na nią materiałowy wrak starego namiotu. Atawizm instynktów nakazywał uciekać, mimo to Vasily wciąż trwał w miejscu, podnosząc się ostrożnie z ziemi i zaciskając palce na jednym z metalowych prętów zardzewiałego stelaża. Strach, który naraz objął go w swoim ciasnym uścisku, wynikał już nie tylko z przeświadczenia, że jasno świecąca nad ich głowami tarcza srebrnego księżyca nada pozostałościom opuszczonego cyrku więcej grozy, niż którekolwiek z porzuconych machin i starych klatek, których uchylone drzwi skrzypiały cicho przy każdym podmuchu wiatru, lecz również ze zinternalizowanej obawy przed powrotem do dawnej sztampowości krzywdzących przyzwyczajeń.
Odkąd w październiku zeszłego roku znalazł się w Petersburgu, gdzie, pośród wielu przeszkód i dylematów, trafił na kogoś, kto nie tylko rozumiał, ale też podzielał jego problemy, obiecał sobie wiele rzeczy - chociaż wierzył, że na zawsze pozostanie człowiekiem na skraju społecznego marginesu, pozbawionym nie tylko pieniędzy, lecz także perspektyw na przyszłość, w głębi przetrąconej świadomości pragnął powrócić do życia, które niegdyś tak niesprawiedliwie mu odebrano, na które co prawda już od dawna nie zasługiwał, lecz którego wizja stała się ostatnio pewnym jasno rozpalonym światłem w głębi ciemnego tunelu rzeczywistości. Został na stałe pozbawiony ludzkiego pierwiastka, mimo to, zdawałoby się, chciał być lepszym człowiekiem - skazanym wprawdzie na ostracyzm i marginalizację, z wolna rozumiejącym jednak zasady rządzące otaczającym go światem.
- Kto przyjdzie? - wydusił w końcu i chociaż chciał zabrzmieć groźnie, jego głos wypadł słabo i bez przekonania, jakoby Vasily musiał przeznaczyć całą swoją siłę na wydobycie go z głębi zaschniętej krtani. Odruchowo rozejrzał się wokół siebie, lecz poza wątłymi zarysami stojących na zewnątrz, skorodowanych wagonów i pozostałości po cyrkowej menażerii, nie dostrzegł niczego, co mogłoby podsycić jego niepokój. Na krzyk kobiety, cofnął się gwałtownie do tyłu, gotowy wybiec przez jeden z prześwitów w śliskim materiale podniszczonego namiotu, lecz ledwie postawił stopę na zewnątrz, jego umysłem wstrząsnęło wahanie. Zastygł w miejscu, niepewien, w którą stronę iść, ostatecznie przenosząc wzrok z powrotem na nieznajomą, klęczącą na brudnej, ciemnej ziemi.
Wciąż dygocąc, wziął głęboki oddech, świeżym powietrzem próbując doprowadzić się do porządku i odroczyć to, co nieuchronne. Choć jego odruchami wpierw rządziła wątpliwość, skierował się teraz całkiem pewnie z powrotem ku kobiecie, podchodząc wystarczająco blisko, by dostrzec rysy jej twarzy, a jednocześnie na tyle daleko, by w razie potrzeby zdołać jeszcze odskoczyć do tyłu i wybiec na zewnątrz przez wąski otwór prowadzący ku górującym nad okolicami lasom.
- Co się...? - ledwie przykucnął naprzeciwko, gdy poczuł charakterystyczny, znany mu już dobrze zapach, który teraz dopiero zdołał przebić się przez fasady przejętego sytuacją umysłu. Nie miał siły na wnikliwą analizę, widząc jednak, że brunetka nie była przypadkową nieznajomą, włóczącą się wieczorami bez celu po opustoszałych obrzeżach Petersburga, zdawał się nabrać animuszu i ujarzmić rozedrgane nerwy. - Jesteś taka jak ja. - odparł mimowolnie, bardziej jak gdyby przypadkowo wypowiedział na głos własne myśli niż zamierzenie zwracał się bezpośrednio do niej. Dopiero po chwili ostrożnie uniósł wzrok na twarz Rosjanki i chociaż w świetle księżyca jego lico pobladło, a blizna przecinająca na wskroś lewy policzek jątrzyła się mgławą czerwienią, szarobłękitne spojrzenie z łatwością napotkało szeroko otwarte oczy towarzyszki, w których to kasztanowej otchłani zaczęły pojawiać się pierwsze oznaki nadchodzącej przemiany.
Żywia
Żywia
https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/

Nie Sie 23 2020, 02:32
Kto przyjdzie?
Głos nieznajomego wydobył się z niego brzmiąc bardziej jak ostatnie tchnienie niż nagląca potrzeba wyjaśnień. Nie potrafiła jednak udzielić mu jednoznacznej odpowiedzi na to dość precyzyjne pytanie. Kłamstwo pojawiło się w jej głowie, a ona niezdolna do blagierstwa w codziennym życiu, nie potrafiła wymyślić na poczekaniu czegokolwiek, co zadowoliłoby jej rozmówcę i skłoniło go do zagęszczenia ruchów w celu spierdolki. Dobra spierdolka nie była zła, a często bywała nawet wskazana. Jak teraz. Teraz zdecydowanie powinien stąd spierdalać.
Klęczała, próbując wytrzymać jak najdłużej w swojej człowieczej formie. Nigdy nie była poddana próbie utrzymania na wodzy swojej bestii, zawsze skrupulatnie dbała o brak gapiów. Jak mogła go przeoczyć? To było dla niej aż nie do pomyślenia. Od dekady żyła ze swoją drugą naturą i nigdy nie zgrzeszyła takim niechlujstwem jak teraz. Zacisnęła mocno powieki, paznokcie wbijały się w jej skórę uformowane w niewielkie pięści. Nie była w stanie wytrzymać dłużej. Srebrna tarcza księżyca nie mogła czekać dłużej, na jedną ze swoich służebnic.
Czuła jak przemiana jest tuż za rogiem. Trzymana pieczołowicie bestia potrzebowała uwolnienia, natura domagała się tego co jej należne. Jej życie nie należało przecież do niej. Należało do księżyca, do tej okrutnej klątwy, pod którą musiała podporządkować całe swoje jestestwo. Czuła też, że on podszedł bliżej. Za blisko. Nozdrza wypełniły się jego zapachem, a ona warknęła mimowolnie, ostrzegawczo.
Spierdalaj już - powtarzała w myślach niczym mantrę, ale ta wydawała się dzisiaj nie ziścić. On nie zamierzał spierdalać. On był już decydowanie za blisko. Czy już rozpoznał w niej tancerkę teatru Bolshoi? Czy zobaczył w niej znaną Lukrecję Lubieniecką, czy może wciąż była nieznajomą bredzącą jak potłuczona?
Jesteś taka jak ja.
Otworzyła oczy i zobaczyła jak w jego własnych oczach ginie człowieczeństwo. Znała to spojrzenie. Ten sam wzrok serwował jej Andrei, jak tylko spuszczał z łańcucha głęboko trzymanego wilka.
- Tylko się nie pozabijajmy - jęknęła, zanim usłyszała pierwszy trzask swoich własnych kości. Ból wypełnił całe jej ciało, a z ust wydobył się pełen agonii dźwięk będący na granicy wycia i świśnięcia. Nienawidziła przemian. Miała wrażenie, że każda kość w jej ciele łamie się, aby uformować się na nowo, w kształt budzący obrzydzenie. Z drobnej dziewczyny o aparycji niemalże nastoletniej zmieniała się w potwora, którym każdy szanujący się czarodziej będzie straszył swoje dziecko. I słusznie. Wisienką na torcie transformacji był zawsze przeciągły ryk, dający znać światu, że oto jest gotowa odbębnić swoją comiesięczną pokutę, by móc wciąż żyć z pozorami normalności przez pozostałe dni.
Zgniłozielone tęczówki wpatrywały się w stojącego naprzeciwko wilkołaka, a resztka świadomości pozwoliła znieruchomieć. Nie chciała z nim walczyć. Chciała po prostu zrobić to co kazał jej zwierzęcy instynkt: biec w nieznane, tak długo, jak długo wystarczy jej czasu i sił. Obecność nieproszonego towarzysza ją jednak sparaliżowała i wyraźnie czekała na jego pierwszy ruch. Jaki on będzie, Vaska? Czy ją zabijesz, czy się powstrzymasz?
Sponsored content


Skocz do: