|
|
|
|
|
Pon Maj 25 2020, 20:43 | | Samotnia W najdalszej części dworku znajduje się niewielkie pomieszczenie, wyciszone specjalnymi zaklęciami. Nie dociera tutaj żaden dźwięk z zewnątrz tak długo, aż drzwi pozostają zamknięte. Pomieszczenie to, z racji przylegania do biblioteki, wypełnione jest zazwyczaj kilkoma akurat czytanymi przez mieszkańców księgami oraz miękkimi fotelami, pufami i szezlongami, na których można odpocząć i dać się porwać lekturze. W rogu znajduje się także gładkie, dębowe biurko wraz z inkaustem oraz papierem. Z uwagi na specyficzny dobór zaklęć to w tym miejscu najłatwiej jest się skupić na treści listu, z czego chętnie korzystają mieszkańcy dworku. |
| |
Ufa, Rosja 41 lat błękitna bogaty alchemik |
Nie Sie 09 2020, 22:24 | | 26.02.1998 Noc wydawała się wieczna. Bezkres granatu przelany do odwróconej, przykrywającej ich misy nieba; gwiazdy wrzucone w zupę nieprzeniknionej ciemności; samotność, która jak kokon, z przyjemną, znajomą gracją owija się wokół ciała. Noc wydawała się bierna. Trzeszczący w kominku płomień śmiał się jej prosto w twarz. Figury świec łaskotały ją jaskrawymi, drobnymi piórami ognia, zmuszając do ustąpienia. Kształty, wyłaniały się w pomieszczeniu leniwie - bez przekonania, bez iskry życia wydobywanej przez wiązki promieni słońca. Siedział - w mdłej kompozycji półmroku, ociosany jak pierwsze, niemrawe zarysy rzeźby, oporny na władzę nocy, nieporuszony jej porą, jej nastającym królestwem. Siedział, w okowach bezsenności wertując kolejną z ksiąg. Chęć zdobywania wiedzy, odnalezienia tych określonych odpowiedzi na te określone z pytań - silna, jątrząca, nosząca znamię choroby - była silniejsza niż chęć odpoczynku. Sen, gdy nadchodził, trwał krótko i był kapryśny, łatwy do urażenia, wypatroszony z błogości, przerywany niekiedy banalnym, rozlegającym się szmerem. Nie spał spokojnie - w snach odwiedzała go Raisa, wytrychem uśpionego umysłu wdzierając się do zakątków szczelnie chronionej duszy. Patrzyła się zawsze z wyrzutem, oczekiwała w pracowni, w kuchni, w sypialni, przechadzała się, blada, bez życia i jednocześnie nie martwa, uderzając spojrzeniem jak pięścią - wskazując, że on był jedynym winnym. Suka. Nienawidził jej. Powinna być dawno w grobie. Szelest stron był zdradliwym sposobem na odmierzanie czasu. Westchnął, odkładając nareszcie księgę, decydując się - jeszcze, tylko coś sprawdzić w jednym tomiszczu. Jeszcze jedna odpowiedź. Pójdzie nareszcie spać - nie będzie się dłużej włóczyć. Kroki wdzierały się, zakłócając harmonię dotychczasowej ciszy. Samotny, niedługi spacer po rezydencji - ściany, za dnia dostatecznie surowe, w nocy sprawiały wrażenie bezdusznych plam, chłodnych, więziennych ramion. Chciał udać się do samotni - w której, jak sądził, widział ostatnio poszukiwaną księgę. Uchylił drzwi. Przekonał się, że zakłócił tym czyjąś pracę - Yekaterina go uprzedziła. Zatrzymał się w samym progu, kładąc nienatarczywy, lekko zaciekawiony wzrok na pochłoniętej naukowej pracy kobiecie. – Przemęczasz się – skomentował, co było zarówno szczytem hipokryzji - jak elokwencji w wydaniu jego osoby. Słowa dawkował oszczędnie - zupełnie, jakby nosiły właściwość warzonych przez niego trucizn. Ciało drgnęło, poddając się nonszalancji gestu - oparł się o pobliską ścianę. Cholera. Przecież sam nie mógł zasnąć.
Ostatnio zmieniony przez Ignat Dolohov dnia Pon Wrz 07 2020, 11:53, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Ufa, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk-specjalista na Oddziale Zakażeń Niebezpiecznych; badacz magicznych chorób genetycznych |
Sro Sie 26 2020, 06:19 | | Przez zamknięte okno do pomieszczenia wkradał się nieproszony mrok, rozpraszany jedynie przez zachłanne języki ognia tlącego się w kominku i małej lampki, która stała samotnie na zgrabnej nodze i kąpała w swym żółtym świetle gładką powierzchnię biurka, które to teraz przysłonięte było stertą luźnych kartek i grubych tomiszczy. Filiżanka z czarną kawą już dawno przestała parować, napój w środku schłodził się i był zapewne tak samo zimny jak śnieg zalegający na zewnątrz. Pochłonięta lekturą lekarka nie zauważyła nawet kiedy minął czas i z wczesnego wieczora zrobił się środek nocy. Była pracoholiczką i nie mogła temu zaprzeczyć. Cel miała jednak bardzo szlachetny, więc czy można było ją tak naprawdę za to winić? Ona sama nie widziała w tym nic złego i gdy tylko ktoś wytykał jej poświęcenie względem pracy, puszczała to mimo uszu. Zawsze mogła skończyć z gorszym uzależnieniem i przykładu nie musiała wcale szukać daleko. Wystarczyło spojrzeć na jej męża, ex-męża. Czasami, gdy znajdowała moment wytchnienia zastanawiała się co ten porabiał. Jej tok myślenia, w który pchnęła ją obecna lektura poprowadził ją raz jeszcze do tego pytania. Co robił Dima? Odchylając się na trzeszczącym krześle, utkwiła swój wzrok w filiżance ciemnego napoju. Czy siedział w barze i upijał się do nieprzytomności? A może dziś wolał zostać w domu i uzupełnić kolekcję butelek zbierającą się przy kanapie? Odchylając głowę do tyłu, przetarła dłońmi zmęczoną twarz. Rytmiczne tykanie zegara stojącego w kącie zaczynało ją powoli usypiać co było znakiem, że powinna udać się do swojej sypialni i odpocząć nieco przed kolejną zmianą w Hotynce gdzie nie brakowało ostatnio pracy. Nachylając się ponownie nad książką obiecała sobie dokończyć jeszcze jeden rozdział i skończyć na tym dzisiejsze badania. Była zaledwie w połowie strony, gdy drzwi do samotni uległy pod czyimś naporem i stanęły otworem. Ciemne oczy Yekateriny podążyły w tamtym kierunku i spoczęły na twarzy gościa. Postać była skąpana w mroku dochodzącym z korytarza dlatego minęło kilka sekund nim w rysach twarzy dojrzała swojego wuja. Jego głos tylko utwierdził ją w tym co widziała zmęczonymi oczami. - Zapominasz, że jestem dużą dziewczynką - odpowiedziała żartobliwie i oparła się ramieniem o podłokietnik drewnianego krzesła, które zaskrzypiało pod naporem jej ciała. - Wiem kiedy pora odpocząć choć coraz bardziej przekonuję się, że pracoholizm krąży we krwi Dolohovów. - Rzuciła w jego stronę i gestem dłoni zaprosiła go do wejścia do samotni. Nie wypadało żeby rozmawiali z nim stojącym w progu. |
| |
Ufa, Rosja 41 lat błękitna bogaty alchemik |
Nie Sie 30 2020, 22:24 | | Truchło senności, zagrzebane głęboko - zmiękczone śmiercią uwagi. Zmęczenie, ukryte przed świadomością, znajomy widok samotni, która samotnią nie była - kobieca postać, nie zasłużyła jednak na miano wdzierającego się dysonansu. Dawno z nią nie rozmawiał - nić jego myśli przemknęła, wyszywając cierpliwie kolejne zarysy wniosków. Byli dorośli, pogrążeni w odmętach spraw własnych, w sympatiach i zgrzytających konfliktach. Odkąd przeniosła się razem z synem do Ufy, kontakt stał się łatwiejszy do osiągnięcia. Nigdy, niemniej, nie ukrywał, że nie jest przesadnie rodzinny - miało to pewne zalety - nie był nachalnym krewnym, z którego przyjściem zapadał grad pustych zdań. Pytań, zdolnych natychmiast wykrzesać trzask irytacji. Miał jedną, niemal anielską cechę - poszanowanie czyiś prywatnych spraw. Umiejętność milczenia i niedrążenia tego, co nieistotne. Zamknięcie gęby, w chwilach, gdy rzeczywiście ciekawość staje się pierwszym stopniem do potępienia piekła. Koniuszki jego warg drgnęły w niemrawym, jednak niewymuszonym przejawie sympatii. Całe szczęście - dwie córki, z zupełnością mu wystarczały i podobnego ojca życzyłyby tylko swoim największym wrogom. Nie dysponował głębokim przejawem troski, lecz atmosfera niespodziewanej wizyty, wtargnięcia, przerwania pracy Yekateriny, pełna wymogów, wyciskała mu z gardła niezbędne drobiny słów. Panele wydały pomruk, mięśnie zerwały uprzednie więzy bezruchu. Przyjął jej zaproszenie, udając się w głąb pomieszczenia. Los, wielki zdrajca starannie zaplanowanej przyszłości, postanowił, aby spotkali się całkowitym przypadkiem. Nie ociągał się przed wymianą zdań, choć należało przyznać, że był fatalnym partnerem do rozłożystych dysput. - Oddanie pasjom nie jest pracoholizmem - postanowił sprostować. Pracoholizm był płytkim słowem, czystą, mierną obsesją, pozbawioną większego, jaśniejącego celu. Nie sądził, że szuka w ten sposób dla siebie (dla nich) ułaskawienia, że chce obrać błąd w lepsze słowa, aż wreszcie przestanie być błędem. Dolohovowie słynęli z zamiłowania do pogłębiania wiedzy. Zwykli zawierzać się całkowicie temu, co mogli uznać za zajmujące; wierzyli, że mogą odkryć niezbadane arkana. Nie mieli powodów do wstydu - odrobina obsesji jest kluczem do osiągnięcia sukcesu. Wyrzuty sumienia były obcym zjawiskiem - nie żałował, że nie miał upragnionego przez wielu, towarzyskiego życia. Nie żałował, że nie zajmował się dostatecznie rodziną. Był egoistą, ale przynajmniej był sobą. |
| |
Ufa, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk-specjalista na Oddziale Zakażeń Niebezpiecznych; badacz magicznych chorób genetycznych |
Czw Wrz 03 2020, 01:30 | | Siedząc od długich godzin na skrzypiącym krześle, Katya przeciągnęła się niczym rozleniwiony kot prowokując swoje zasiedziałe kości do krótkiego koncertu, który złudnie przypominał strzelające w kominku iskry. Gdyby nie jej widoczne poruszenie, które pozbawiło ją niekomfortowego napięcia w plecach, równie dobrze można było pomylić dźwięk ocierających się kości z palącym się w kominku drzewem. Rozerwana pomiędzy Petersburgiem oraz Ufą, w której spędziła ostatni rok, Mitrokhina nie potrafiła ostatnio znaleźć sobie dogodnego miejsca, w którym mogłaby się zaszyć i odpocząć, albo zwyczajnie w ciszy i spokoju poślęczeć nad grubymi tomiszczami do bladych godzin świtu, bez niczyjej ingerencji w jej działania i zbędnych komentarzy do wysnuwania jakich czuli się zobowiązani jej bliscy czy znajomi. Była pracoholiczką i nie próbowała nikomu mydlić oczu innymi wymówkami. Jak jasno to podkreśliła własnemu wujowi, płynęło to w ich krwi. Pragnienie zgłębiania tajemnic, zdobywania informacji, wynajdywania rozwiązań - to wszystko było silniejsze niż ona. Czasami miło było jej usłyszeć, że ktoś się o nią szczerze martwił i o nią dbał, ale w znacznej mierze wszelkie komentarze jakie słyszała nie były zbyt miłe i przyjemne. Miały na celu ugodzić w jej dumę i wzbudzić w niej wstyd, czego zupełnie nie pojmowała. Ostatnio ciężko było dogodzić ludziom. Gdy nie pracowała była snobką o błękitnej krwi, która rzekomo nie widziała niczego poza czubkiem własnego nosa, zaś gdy pracowała podobno robiła to zbyt długo i zbyt dokładnie. Nie istniał żaden złoty środek. Kompromis był niemożliwy do osiągnięcia. Wstając ze swojego miejsca przy biurku, spojrzała na wuja i wskazała fotele stojące niedaleko kominka. Sama zajęła jeden z nich i skrzyżowała nogi, które pozbawione były butów czy kapci. W domu lubiła chodzić na boso i jej kapcie często porozrzucane były w różnych kątach pomieszczenia. - Gdyby wszyscy widzieli to w ten sam sposób co ty. - Odpowiedziała z cichym i krótkim śmiechem. Wtedy naprawdę wszystko stałoby się łatwiejsze. Bo czy jej pracoholizm nie był przypadkiem jednym z powodów, przez które rozpadło się jej małżeństwo? Zupełnym przypadkiem większość jej małżeńskich problemów kończyła się na -holizmie. - Jeśli chcesz skorzystać z samotni, jest cała twoja - gestem ręki wskazała na przestrzeń jaka ich otaczała. - Zamierzałam tylko doczytać ten jeden rozdział i skończyć na dzisiaj. Poczęstowałabym cię kawą ale obawiam się, że jest już zimna. - Przenosząc swój wzrok na pozostawioną na biurku filiżankę oraz szklany dzbanek z czarną cieczą stojący na stoliku nieopodal, wzruszyła lekko ramionami i odgarnęła włosy za ucho. |
| |
| | |
| |
|