|
|
|
|
|
Pon Maj 25 2020, 20:42 | | Pracownia eliksirów Przestronne pomieszczenie wypełnione różnymi rodzajami kociołków i kilkoma stanowiskami warzelniczymi, z którego nieomal nieustannie unosi się specyficzny aromat przygotowywanych weń eliksirów. Bardzo rzadko zdarza się, aby pracownia pozostawała całkowicie pusta. Jeżeli akurat nie znajduje się w nim żaden Dolohov, to na ogniu i tak z pewnością bulgoce leniwie dojrzewający tygodniami eliksir wraz z zaklętą, samomieszającą łyżką. Pokój ten już przed wieloma laty został zaczarowany w ten sposób, aby wewnątrz panowała optymalna dla człowieka temperatura, dzięki czemu dobrze się w nim pracuje zarówno zimą, jak i latem. Pod ścianami stoją wielkie, pojemne regały, wręcz uginające się od zatrzęsienia marynowanych oraz świeżych i odpowiednio zaczarowanych składników eliksirów. Mniejsza półka wypełniona jest za to przydatnymi księgami z bardziej skomplikowanymi recepturami bądź odręcznie spisanymi dziennikami, będącymi jednym z największych skarbów a zarazem tajemnic Dolohovów. Kto wie, być może to w którymś z nich znajduje się sekretny przepis na homunculusa? |
| |
Sewastopol, Ukraina 23 lata błękitna zamożny stażystka, przyszły magomedyk sądowy |
Sob Cze 13 2020, 13:04 | | 08.02.1998 Czuje się dziś nieswojo; wiązki samotnej, tkanej intrygi splatają się w coraz to dosadniejszym uścisku. Czuje się dziś nieswojo - ponieważ, przez większość czasu jest beznadziejnie nieszczera, wyrzuty sumienia nadchodzą jak stado wściekłych obnażających garnitur swych zębów psów. Miażdżą i wyją w jej głowie. Swoją chorobę odkrytą stosunkowo niedawno, ukrywa przed niemal każdym nawet najbliższym krewnym. Zapas eliksiru jaki zdobywa w możliwie największej dyskrecji uszczuplił się po ostatnim, na szczęście skromnym ataku. Złamanie było niewielkie, bardziej bolesne, parzące od krzyku bólu niż ewidentnie widoczne. Łamija jednak wliczała się w niezaszczytne grono niezdolnych do przewidzenia chorób, chorób w obliczu których nawet doświadczeni magomedycy załamywali ręce. Nie można było założyć ani momentu, kiedy nastąpi kolejny, podszyty cierpieniem atak ani też rozległości, podobnie jak tego czy będzie przebiegał skrycie czy nagle roztrzaska kość; zdepcze ją niczym suchą, bezużyteczną gałąź. W końcu, Ariadne podejmuje decyzję - wysyła do swojego drogiego kuzyna list, w którym przedstawia, że pragnie polepszyć swe alchemiczne zdolności. Wie że nie wzbudzi tym choćby cienia podejrzeń - magomedyczna profesja sprawia, że sztuka warzenia mikstur jest jej niezwykle bliska. Ścisła specjalizacja z kolei, coraz to częściej skupia ją wokół trucizn oraz możliwych znamion zdolnych do uchwycenia na ciele osoby jaka padła ich łupem; nie dziwi więc skoro na własną rękę chce pielęgnować podstawy leczniczych mikstur. – Przyniosłam niezbędne składniki – oznajmia na powitanie z lekkim, rozciągającym wargi uśmiechem. Wywar Zrastania Kości jest popularnym eliksirem, jaki najczęściej stosują magomedycy, zwłaszcza na urazowych oddziałach. Bywają chwile kiedy się zastanawia, czy nie powinna wyjaśnić Volyi tej drugiej, tej mniej wygodnej strony swoich intencji; czy nie powinna powiedzieć przynajmniej jemu - oddala jednak tę myśl na sam brzeg świadomości pragnąc się skupić na założeniach spotkania. |
| |
Ufa, Rosja 26 lat błękitna bogaty alchemik |
Pon Cze 15 2020, 18:38 | | Nie było mniej trafnego momentu na otrzymanie listu od kogokolwiek. Wręcz można było śmiało twierdzić, że każdy inny tydzień byłby lepszy od tego obecnego. W dodatku Dolohov chętnie zobaczyłby i powiązał z treścią spisaną na pergaminie jakiekolwiek inne nazwisko… no, może z jednym wyjątkiem. Nie dlatego, że nie cieszyła go perspektywa zobaczenia się z kuzynką. Wprost przeciwnie! W każdym miesiącu zawsze chętnie odpisywał na jej wiadomości i nigdy specjalnie nie wykręcał się od okazji do spędzenia z nią odrobiny swojego czasu wolnego. Obecność Ariadne w jego życiu niekiedy bywała niezbędna, bo ileż przecież można spędzać czasu z własną rodziną czy też rodziną tej narzeczonej od siedmiu boleści, którą miał? Każdy czasami potrzebuje pewnej odmiany, a, jako że mężczyzna nigdy nie pchał się na siłę wprost pod oślepiające klikanie migawek, niezwykle cenił prostotę tych chwil. Utożsamiał ją w swojej pamięci z własną matką. W zasadzie nic w tym dziwnego. Nosiły przecież to samo nazwisko. Dziś był jednak taki dzień, że wyłącznie ten szacunek do więzów krwi nie pozwolił mu nakreślić na odwrocie otrzymanego listu kilku słów, zamykających w pigułce wszystkiego, co też męczyło go od jakiegoś czasu. Volya bywał bardzo zależny od swojego aktualnego nastroju, nie było to żadną tajemnicą, a odkąd Vysena oddała mu pierścionek… no cóż, w pierwszej chwili kompletnie nad tym nie rozpaczał. Jednakże od śmierci mamy przyzwyczajany do uginania się pod oczekiwaniami ojca, nie mógł przestać myśleć o tym, co takiego oznacza to dla niego. Tak się składało, że nie było to nic, czego można byłoby mu zazdrościć. I łamał sobie nad tym głowę, warząc jeden eliksir za drugim, aby w jakikolwiek sposób zająć ręce, podczas gdy głowa bujała w obłokach. Pewnie byłby to skuteczny sposób, gdyby przynosił jakiekolwiek odpowiedzi zamiast nowych tysięcy pytań. Bezpowrotnie znikały te czasy, w których „nie” padające z jego ust w jakikolwiek sposób było wiążące i chociaż było to przykre, takie było życie. Zwłaszcza szlachetnie urodzonych. Wpuścił ją do dworu osobiście. Spodziewając się jej, przygotował stanowisko w pracowni, przy którym mogli stanąć i po krótkim przywitaniu, poprowadził ją przez wiele par drzwi. Pokiwał głową, kiedy oznajmiła, że zabrała ze sobą składniki. Mieli ich u siebie pod dostatkiem, ale doceniał ten gest. - Jak się masz? - Zapytał, kiedy rozpalał ogień pod jedynym wolnym kociołkiem. Wewnątrz pomieszczenia nie było nikogo poza nimi, a jednak opary warzących się wywarów były tak gęste, że nie było wątpliwości co do tego, iż Volya działa tutaj od co najmniej kilku godzin. Najwidoczniej krótkie przejście się po korytarzu nieco rozjaśniło mu myśli, bowiem wycelowawszy różdżką w sufit, rozpędził pojedynczym podmuchem kłęby szarego dymu piętrzące się im nad głowami. Za kwadrans będzie tutaj równie siwo jak przed chwilą, ale tym póki co się nie martwił. Wyciągnął dłoń, aby przejąć od niej składniki. - Chcesz gotować wszystko sama? Jestem pewien, że akurat Zrastania Kości dałabyś radę zrobić. - Zapytał, unosząc pytająco jedną z brwi. Podejrzewał, że za jej prośbą kryje się coś więcej, ale nie wyrażał swoich wątpliwości na głos. Jeszcze nie. |
| |
Sewastopol, Ukraina 23 lata błękitna zamożny stażystka, przyszły magomedyk sądowy |
Sro Lip 15 2020, 19:16 | | Każdy podjęty wybór wydaje się powiązany z bólem; samodzielność Ariadne przyrównuje nierzadko do poruszania się po odłamkach potłuczonego szkła, w każdym momencie zdolnych naderwać powłokę skóry. Ostrożność jest niebywale istotna lecz niezależność oraz właściwe decyzje od zawsze łaknęły ofiar. Mogła być idealną córką - damą o miodowych blond włosach, które były niezdrowym, natarczywym pragnieniem dążących do odzyskania świetności Zakharenków. Mogła, lecz oczywiście nie jest; stąpając własną, kreśloną ścieżką, niewzruszona na grad smagających uwag, świadoma że część jej pasji nie pokrywa się z wąskim i hermetycznym polem żywionych wobec niej oczekiwań. Byłaby idealna, gdyby została wyłącznie przy jednej z pasji - rysunku który był jak najbardziej właściwy, ceniony u powiązanych ze sztuką krewnych. Ariadne, szczęście w nieszczęściu, skłonna jest do poświęceń - do sprawiania zawodu - skłonna uczynić wszystko byle pozostać w tej zawierusze sobą. – W porządku. Staż przypadł mi bardzo do gustu – utrzymuje, szczerze zadowolona z przydziału przełożonego – i wbrew opinii niektórych nie żałuję decyzji, jaką wcześniej podjęłam. Orpheus i ojciec są jak zawsze kapryśni... mamy to pewnie we krwi – przyznaje półżartobliwie. Nie zwierza się precyzyjnie z problemów; Orpheus był chorobliwie nadopiekuńczy, a ojciec, pomimo nawrotów dolegliwości za wszelką cenę unikał wizyt w szpitalu. Nie ulega wątpliwości że Zakharenkowie są specyficznym rodem, owianym od kontrowersji, zatrważających plotek; podobnie jak Dolohovowie których z kolei część postrzegała za opętanych badaczy, za tych, których eksperymenty niszczą bramy etyki korozją licznych obsesji, w tym - na punkcie ciał zmarłych, za trucicieli w ukryciu niszczących wrogów strącając ich z szachownicy życia. – A jak u ciebie? – decyduje się podobnie dowiedzieć. – Podejrzewam, jakie pytanie pada teraz najczęściej – dodaje – jeśli nie chcesz, mów o czymś innym, nawet mało istotnym – wie że z pewnością Volya wystarczająco jest zadręczany przez krewnych pytaniem o nachodzące małżeństwo; aranżowane związki pomiędzy Dolohovami i Karamazovami były niezmiernie częste ze względu na wyjątkową więź spajającą rody. – Mam nadzieję. Obawiam się, że mogłam wyjść z wprawy – mówi, powoli przygotowując już miejsce pracy; nie spieszy się tak jak zawsze, lecz równocześnie nie wydłuża przesadnie zaplanowanej pracy. – Będzie mi wstyd, gdy rozsadzę kociołek – dodaje skromnie, świadoma że alchemiczne podstawy jakie nabyła na studiach nie mogą stać się gwarancją udanych eliksirów nawet tych stosunkowo nietrudnych; z drugiej strony, z całą pewnością jest teraz przesadnie krytyczna. |
| |
Ufa, Rosja 26 lat błękitna bogaty alchemik |
Pon Lip 27 2020, 19:19 | | Miło było mu słyszeć, że chociaż jej jednej coś się w życiu udawało. Nawet pozory szczęścia były ważne w tym pokręconym świecie, w którym przyszło im egzystować. Drobne kawalątki szczęścia, odnalezione nawet w czymś tak przyziemnym jak nauka… akurat to Volya rozumiał doskonale. Gdyby nie widmo nieszczęśliwego życia osobistego, pewnie nie traciłby zupełnie czasu na umartwianie się własnymi myślami, a czerpałby pełnymi garściami z posiadanej alchemicznej wiedzy. Nie miał problemu z połykaniem kolejnych ksiąg traktujących o eliksirach oraz domowych rękopisów rozjaśniających mu w umyśle rodową obsesję Dolohovów. Kiedyś spróbuje tego samodzielnie, był o tym absurdalnie pewien, aż do dnia zaręczyn. Po nim już nic nie smakowało dokładnie tak samo. Słodycz zmieniała się w jego ustach w popiół. Zdołał jednak uśmiechnąć się po jej oświadczeniu. - Cieszę się, naprawdę. Rób zawsze to, co sprawia ci radość i daje satysfakcję, nie zważając na cudze słowa. - Odpowiedział, notabene niezwykle poważnie jak na siebie i dojrzale, aż odwrócił wzrok od jej oczu, tak zawstydził go podobny rozwój emocjonalny, jaki w sobie odczuł. Nie było to może wielkie zaskoczenie, wszak Volya całe swoje dzieciństwo spędził w ten sposób. Igrając staruszkowi na nerwach, pewnie niejeden raz doprowadził go do stanu przedzawałowego, kiedy działając wszystkim na przekór, zachowywał się jak syn kominiarza, a nie przyszły nestor rodu. I starczy popatrzeć co zrobiło z nim życie. Jak stłamsiło w nim tę radość, jak tępiło przekorę, z której był znany wśród swojej rodziny. Słysząc jej pytanie, uniósł wzrok ponownie na jej twarz, lecz nie odpowiedział od razu. Doceniał, że nie chciała słuchać o tym, czym musiał dzielić się z innymi Dolohovami co najmniej kilka razy w tygodniu (co już przyprawiało go o ból głowy). Tak się jednak składało, że tym razem to właśnie o tym pragnął pomówić. Tylko i wyłącznie dlatego, iż zżerało go to od wewnątrz, lecz i tak się liczyło, prawda? - W zasadzie, możemy też o tym, jeśli chcesz. - Zaczął, a cała fala nerwowości w geście, którym chwycił przelotnie kark, zdradziła, jak niewygodny jest to dla niego temat. Korzyści przeważały jednak straty. Zwykle kiedy się wygadał, o wiele łatwiej było mu zaakceptować obecny stan rzeczy. Dyskomfort, który to w nim wywoływało, rzadko kiedy był warty świeczki. Ariadne nie była jednak przypadkową osobą. - Oddała mi pierścionek. - Wydusił z siebie, grzebiąc uparcie w zapasowych kociołkach, kiedy już odłożył składniki na stół roboczy. Wreszcie znalazł swój ulubiony i z rozmachem umieścił go na palenisku, jak gdyby chciał pozować na zupełnie nieprzejętego rewelacją, jaką właśnie się podzielił. W udawaniu normalności był całkiem wprawiony, więc zabieg ten miał pewną szansę na okazanie się skutecznym. - Skorzystaj z mojego, jest odporny na wybuchy. Przetestowałem go w akcji. - Trudno było z całą mocą stwierdzić czy mówił poważnie, czy jedynie chciał ją przekonać do tego, aby nie poddawała swoich umiejętności w tak wielką wątpliwość. W końcu, na jej kursie nie brano przecież pod uwagę kandydatów, którzy nie potrafili uwarzyć tak prostych wywarów. Trzeba było coś na nim sobą reprezentować. Volya sądził, iż Ariadne jak najbardziej te umiejętności posiada i nie wierzył zupełnie w tę skromność. Zaangażowanie, z jakim zaczął obrabiać składniki, kompletnie go zdemaskowało, prezentując nerwowość, w jaką wpędzała go sytuacja z narzeczeństwem w całej okazałości. |
| |
| | |
| |
|