|
|
|
|
|
Sob Maj 23 2020, 17:12 | | Sukiennice, Kraków Zabytkowy budynek znajdujący się w centralnej części Rynku Głównego w Krakowie jest najbardziej charakterystycznym miejscem tego miasta. Na dole znajdują się kolorowe stragany i kramy z rękodziełem, biżuterią, ubraniami i wszelkimi możliwymi pamiątkami. Wyższe piętro zajmują wystawy Galerii Polskiego Malarstwa i Rzeźby XIX wieku. W jednym z przejść prowadzących z jednej strony rynku na drugą zawieszono legendarny nóż, którym podobno jeden z budowniczych wież zabił drugiego budowniczego – swojego brata – z zazdrości, że jemu szybciej szła budowa. Uważni zobaczą pod nogami tablicę upamiętniającą lokację miasta. |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Czw Cze 11 2020, 15:26 | | 5 luty 1998 Uderzył w nich podmuch ciepłego wiatru. Mimo ładnej pogody na krakowskich ulicach nie było tłumnie. Mijali pojedyncze osoby, niewielkie grupki turystów z Japonii i Niemiec oraz inne pary, które uznały lutowe popołudnie za idealne na spacer. Z ulicznych kafejek i knajpek rozchodził się przyjemny zapach jedzenia. Kolorowe szyldy kusiły, a potykacze przed lokalami zachęcały do skorzystania z promocji. Wietrzna pogoda niwelowała największy minus polskiego miasta - smog. Wybór Krakowa był pomysłem Heleny, która dobrze je znała. Nie miała również problemu z dogadaniem się w sklepach, czy oddziale ministerstwa odpowiadającego za dalekie podróże. Język polski pozostawał dla Piotra rzeczą nieodgadnioną, a próby porozumiewania się po angielsku szybko okazywały się nieskuteczne. Miał wrażenie, że tutejsi wrogo nastawiali się zarówno do Rosjan, jak i jakiegokolwiek przejawu obcości. Jedynie w recepcji hotelu obsługa była na tyle 'światowa', że można było swobodnie nawiązać kontakt. Na niespodziewane hasło małżeńskiego apartamentu, Romanov oblał się rumieńcem jak panienka na pierwszej randce. Mieli duże obłożenie z powodu zlotu fanów smoka wawelskiego i koncertu Boysów. Zerknął na Helenę i uzgodnił z nią wybór. Zamierzał zaproponować inny hotel, albo hostel ale uczynna recepcjonistka poinformowała, że w całym mieście trudno o wolne pokoje. Pewnie współpracowała z Heleną. Apartament znajdował się na ostatnim piętrze wysokiego budynku i był utrzymany w jasnych kolorach z barwnymi dodatkami. Wystrój odbiegał od tego co standardowo widziano w mugolskich domach i publicznych budynkach. Szerokie łoże od razu zwracało uwagę po wejściu. Piotr rozejrzał się za kanapą, a ta owszem, była. Wąska i krótka. Zostawili rzeczy i wyszli na miasto. — Twój list mnie ucieszył. Odpisałem na niego, ale nie wysłałem, bo nie doszedłby na czas. Pchełka wyruszyła na łowy, a żadnego innego ptaka nie miałem pod ręką. Co do zaproszenia na wyprawę, to chętnie. Skłamałbym mówiąc, że jestem wprawiony w piesze wycieczki po lasach... Chciałbym jednak spędzić trochę czasu z tobą i twoją pasją. Nawiązał do listu, gdy szli jedną z głównych uliczek Krakowa. Na jej końcu majaczył rynek i zarys Sukiennic. — Odpoczęłaś? — zagadnął, spoglądając na Wrońską. I czy poukładałaś myśli? Rozpiął płaszcz, a szalik trzymał w ręce. Było tutaj znacznie cieplej niż w Sankt Petersburgu. |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Czw Cze 11 2020, 21:07 | | 05.02.1998 r. Helena starała się wytłumaczyć Piotrowi - choć prawdopodobnie tego nie musiała, bo sam doskonale o tym wiedział - że w świecie mugoli poprzedni ustrój przyczynił się do całej niechęci wobec Rosjan. I wcale to nie dziwiło kobiety, która pocieszyła Romanova, że nie wszyscy zachowują się w ten sposób. Że będzie lepiej. Nie miała, co prawda, pewności, więc te słowa były dość puste. Pozostało jednak mieć nadzieję, że choć trochę polepszy humor jej towarzysza na najbliższe dni. Gdy zaszła taka potrzeba, Wrońska chętnie pochwaliła się swoją polszczyzną. Mówiła płynnie, bezproblemowo. Była jednak ciekawa, co Piotr wybierze. Zauważyła jego reakcję, gdy recepcjonistka poinformowała o jedynym dostępnym apartamencie. Dla samej Heleny nie stanowiło to problemu. Zwłaszcza że przecież lada moment i tak będą spać w jednym łóżku. Przynajmniej w ten sposób pomyślała. Zdziwiłaby się, gdyby okazało się, że Romanowowie śpią osobno. Odpowiedziała, że to już nie ma sensu, żeby szukać dalej i niech wezmą ten apartament. Dała mu znać, że jej to nie przeszkadza. Wybrane lokum podobało się Helenie. Było proste, zawierało najpotrzebniejsze i zarazem podstawowe wyposażenie. Nie myślała o tym, żeby cały pobyt spędzić w czterech ścianach. Nie zwróciła uwagi na to, jak Piotr poszukuje innego miejsca do spania. Skupiła się na zmianie obuwia z obcasów na coś lżejszego, dzięki czemu nie będzie musiała stękać podczas spaceru, że pięty ma obtarte. Uśmiechnęła się do Romanowa, gdy nawiązał do listu. — Może to i dobrze, że nie wysłałeś. Jeszcze Pchełka by się zgubiła i miałbyś mi za złe, że przeze mnie straciłeś orła — podsumowała. Tak naprawdę niekiedy ciężko było kontaktować się listownie. Zwłaszcza że Helena zmieniała miejsce, gdy wymagała tego sytuacja. Liczyła się z tym, że wysłanie listu może się udać, jednak dużo gorzej z uzyskaniem odpowiedzi. — Zadbam o to, żebyśmy nie musieli się wspinać. Wtedy dasz radę. W końcu to są tylko spacery — zapewniła Wrońska, która już była przyzwyczajona do takiego chodzenia, spacerowania. Czasem zdarzyło się nawet, że i pobiec musiała, trochę użyć energii i siły! Widać było zadowolenie na jej twarzy, że Romanov przystaje na jej propozycję. Zrobiło jej się miło, że mężczyzna chce poznać jej zawód i zainteresowania. Zastanowiła się. — I tak, i nie, ale dziękuję. Nie było tego hałasu i krzyków wokoło, więc można było aż z tej ciszy zasnąć. Z drugiej strony czułam taki... zastrzyk energii. Daj, schowam ten szalik do torebki — zauważyła jak Romanow trzymał w ręce materiał. Torebka, którą Helena miała przy sobie, była z tych magicznych. Nie obawiała się o to, że nie znajdzie swoich rzeczy albo waga bagażu okaże się za duża. — Może zanim pójdziemy dalej to poszukamy jakiejś restauracji? Jesteś głodny? Jest... czternasta, u ciebie może piętnasta — spojrzała na zegarek, który zdążyła przestawić na czas polski. |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Pią Cze 12 2020, 03:56 | | Zaczynał lubić, gdy się starała. Zapał z jakim tłumaczyła mu znajome kwestie uważał za niezwykle urocze. Byłby straszliwym ignorantem, nie znając historii Polski, a przynajmniej stosunków z Rosją. Pozostało mieć tylko nadzieję, że polskość Heleny uchroni go przed ciosami nożem w ciemnym zaułku. Nie wyglądało jednak na to, aby Piotr się martwił. Umiejętnie mógł udawać Anglika lub Francuza, oboma językami operował równie sprawnie co ojczystym. Chętnie oddawał stery narzeczonej nie z lenistwa, czy braków lingwistycznych, a z ciekawości. Obserwowanie zachowań ludzi weszło mu w krew, co nie powinno nikogo dziwić. Podpatrywał Helenę, gdy tłumaczyła polskiemu urzędnikowi cel wizyty oraz przedstawiała ich dokumenty, jak wskazywała drogę przypadkowej kobiecie i jak czytała ogromny napis na banerze wywieszonym niedaleko dworca kolejowego. Sytuacja z apartamentem była pesząca, lecz zachował twarz i nie dał odczuć, że najchętniej prześpi się na kanapie (czego nie zrobi, bo była karykaturalnie mała). Wrońska nie stanowiła tu problemu, prędzej jego rodzaj. Było to dla niego coś nowego i próbował się w tym odnaleźć. Czy powinien uznać, że czarownica zostanie żoną, a tym samym dzielenie łóżka stanie się normą, czy okazać szacunek i zachować się jak dżentelmen, oddając kobiecie łóżko i samemu spać na podłodze. Można było się pogubić w tych licznych zasadach dobrego obyczaju. — Nie jestem aż tak małostkowy i głupi, aby obwiniać cię za coś na co nie masz wpływu. Poza tym twój orzeł nadal do siebie dochodzi po locie, więc prędzej wróciłabyś z Pchełką niż ona z listem zwrotnym. Także nie ma o czym mówić — tak rozumował, co miało sens. Wymienianie się listami nie było tak ekspresowe, jak pisanie mugolskich wiadomości tekstowych na ich małych urządzeniach. Doceniał, że Helena nie uśmiechała się na dźwięk imienia orlicy. Jak już jej wyjaśnił, ptak miał pchły, gdy go przygarnął. — E tam, może nie wyglądam ale dam radę się powspinać i biegać. W lasach po prostu nie ma nic do roboty dla psychiatry — to też oznaczało brak czasu na mijanie się z drzewami. Poza tym czuł, że musi ratować swój męski honor. Nawet przy swoim niewielkim doświadczeniu z kobietami, doskonale wiedział czego nie należy im mówić, a co wręcz przeciwnie. Tutaj chciał zaznaczyć Helenie swoją gotowość. Choćby nienawidził lasu, pocenia się i biwakowania to zrobi to dla niej. Podał szalik, który zaraz zniknął w bezdennej torebce. Było to miłe z jej strony. — Kto tak hałasuje i krzyczy wokół ciebie, że uciekasz w dzicz? — zadawanie pytań, w takiej ilości też miał we krwi. Interesował się jednak i nic dziwnego, mieli ze sobą spędzić - potencjalnie - całe życie. Pomyślał o jej rodzinie, bo byli głośni i na pewno komentowali zaręczyny kolejnej Wrońskiej z Romanovem. Potem o pracy. Prikaz Heleny kojarzył mu się jednak z sennością i stałym harmonogramem niż rozgardiaszem. — Faktycznie — spojrzał na swój zegarek. Miał skórzany pasek i wyglądał na stary. — Możemy gdzieś usiąść. Po teleportacji jestem zawsze spragniony. Znasz jakieś miejsce, czy zdajemy się na przypadek? Co polecasz z polskich dań? Słyszałem o gęsi. |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Pią Cze 12 2020, 21:03 | | — Pchełka miałaby ze mną dobrze — powiedziała nieskromnie. Oczywiście miała na myśli powrót, nie resztę życia na żerdzi w mieszkaniu Wrońskiej, choć i to było niewykluczone. Ptaszysko z pewnością mogłoby wypocząć po takiej podróży. A i Hela nie chciałaby dopuścić do tego, żeby coś się stało. Wówczas obawiałaby się, że Piotr mógłby to za bardzo wziąć do siebie. — Ale jeśli masz list przy sobie to chętnie przeczytam — nie zapomniała o tej informacji, która rozbudziła ciekawość Wrońskiej. Była ciekawa czy Piotr dokończył list i zostawił na później, czy ten zasilił piecyk w jego mieszkaniu. Uśmiechnęła się. — A może jednak ktoś by się znalazł? Nie wiem, jakiś zagubiony człowiek albo rozumująca istota? W końcu z centaurami można by było się dogadać... Nie sądzisz, że to byłoby ciekawe? Dla ciebie jako psychiatry i z punktu widzenia twojego zawodu — to była taka luźna myśl, która pojawiła się w głowie Heleny. Zdążyła poznać na tyle Romanowa, żeby wiedzieć, że Piotr chętnie sprawdziłby coś nowego, żeby upewnić się czy to ma prawo bytu, czy nie. Tak czy siak, panna Wrońska zapamiętała deklarację swojego narzeczonego. Z pewnością zgłosi jego osobę jako towarzysza do wyprawy. Weźmie też pod uwagę, żeby nie było to spotkanie z jakimś niebezpiecznym zwierzęciem. Chciała w końcu mu pokazać swój zawód i pasję, a nie przyczynić się do niechęci czy - co gorsza - do śmierci. Wtedy to mogłaby samej zostać uznaną za martwą lub uciec z Rosji, bo rozpacz jego rodziców pewnie byłaby ogromna. Albo i siostry, o której zdążył wspomnieć. — Och, na ogół reszta mojej rodziny. Współpracownice z biur obok, a w ostatnim czasie nasze matki — odpowiedziała bez zawahania. Nie było to złośliwe czy pełne pogardy, choć z pewnością dałoby się w tym wyłapać przekorność. — Już zaczynają suszyć głowę, że tu trzeba pamiętać o organizacji, tam o gościach, teraz kwiaty wybrać, suknię iść przymierzyć. A jak tu zapisać, a tu fotograf? A może stąd dania czy jednak... I w ten deseń. Nie mów mi, że przynajmniej choć raz twoja matka nie zagadnęła o całą uroczystość — spojrzała wyczekująco na Piotra. Oboje musieli być w to zaangażowani, z oczywistych powodów. I choć na ogół w tej chwili Helena powinna latać i wszystko przygotowywać, to nie czuła się na siłach. Głównie ze względu na to, że zaraz słyszała słowa krytyki od Jolany i Jekateriny, do czego nie miała głowy. Ani cierpliwości. — Dawno mnie tutaj nie było, więc może przypadek? I tam, gdzie jest mniej ludzi. Nie ma co się wpychać do pełnej restauracji... Gęś, kaczka z jabłkami, żurek albo bitki wołowe są dobre. To zależy też od regionu. Polskie kopytka i kluski też są dobre. Na ogół nasze kuchnie są bardzo zbliżone, jedne czerpią od drugich i odwrotnie — wymieniła, zerkając na Piotra i mijając ludzi, którzy szli przed nimi zdecydowanie wolniej. — Och, może w którejś cukierni trafimy na faworki to później będzie można się zatrzymać na herbatę czy kawę. Wrońska chwyciła Piotra za dłoń, mamrocząc przy tym, że przejdą na drugą stronę ulicy, by tam konytnuować wędrówkę i poszukiwania lokalu, który będzie im odpowiadać. |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Sob Cze 13 2020, 15:06 | | Nie wątpił. Każde zwierzę z pewnością miałoby dobrze u Heleny. Już po Carze widział, jak łatwo okręciła go sobie wokół palca (albo po prostu miał psa zdrajcę, który sprzedał go za mizianie za uchem). Zdążył też zauważyć, że potrafiła wyłapać z rozmowy najdrobniejszy szczegół. — Wieczorem — odpowiedział jedynie. List liczył pięć stron, więc zapowiadała się długa lektura na wieczór. Poruszył obszernie kwestię polityki, gdzie głównie przebrzmiewał fakt, że Piotr postanowił się od aktualnych wydarzeń odciąć. Był już zmęczony polityczną nagonką, a praca naukowa i przygotowania do ślubu skradały jego uwagę. Odda swój głos po przestudiowaniu kilku najważniejszych faktów. Podrapał się po piegowatym nosie. Mróz uwydatniał tę skazę skórną na nieco ciemniejszej karnacji u czarodzieja. Tak samo było z oczami, niebieskie tęczówki ciemniały. — A często spotykasz zagubionych? Wątpię, aby centaury cieszyły się na widok człowieka. Nie są w końcu przyjaźnie nastawione. W Wielkiej Brytanii był taki jeden uczony, co poszedł badać centaury. Znaleziono go z setką strzał w plecach. Chcesz się mnie tak szybko pozbyć? — zagadnął, zerkając na Helenę. Miał przy tym nieodgadniony wyraz twarzy. Może Wrońska miała fetysz ubijania wybrańców przed ślubem, niczym czarna wdowa. — Współczuję. Mnie męczą w kwestiach budowania relacji. 'Nie przestrasz jej Pietia. Nie wymagaj od niej Pietia. Bądź wyrozumiały, Pietia. Podoba ci się, Pietia? Widziałam, że rozmawialiście" - tutaj dodaj sobie charakterystyczny uśmieszek dla matki, która chce być twoją kumpelą i czeka na spowiedź. Raz napomknęła o menu chcąc coś wyszukanego, ale sprowadziłem ją na ziemię stwierdzeniem, że wtedy niech dobuduje dodatkową toaletę. Uśmiech Romanova był łagodny i zarazem psotny. Rozumiał, że spora część organizacji spadała na kobiety i od Heleny wymagano większego zaangażowania. On mógł skorzystać z prawa mężczyzny i pojawić się dopiero na ślubnym kobiercu. — Zjadłbym bliny... Tutaj to naleśniki? — był blinożercą, o czym Wrońska zdołała się już przekonać. Gdziekolwiek byli to sięgał po sprawdzone danie. — Ale innych chętnie spróbuję. Sławnego bigosu również. Ostrożnie przeszli na drugą stronę deptaku, dbając o to, aby nie wywinąć orła na oblodzonych kocich łbach. Nie puszczał damskiej dłoni, zostawiając to w kwestii Heleny. Dziwnie było iść z kimś za rękę, kto nie był dwuletnią chrześnicą. |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Sob Cze 13 2020, 22:14 | | — Nie. Tylko raz mi się zdarzyło. Jeśli ktoś z pracowników Ministerstw by zaginął to wtedy też wysyłają innych. Wyszkolonych czy też z większym stażem — powiedziała Helena, odwracając się do Piotra na tyle, żeby móc złapać kontakt wzrokowy, ale jednocześnie nie stracić równowagi. — Ostatnio dużo młodych się pojawiło, nie wiem, nagle przestali patrzeć na wiek... Wrońska zmrużyła delikatnie oczy. — Ach. Kojarzę tę sytuację — pokiwała głową. — Nie wiem czy czytałeś dalej. Z raportu wynikało, że ten uczony najprawdopodobniej zignorował ostrzeżenia wysłane przez centaury i postanowił je badać mimo wszystko. Brak podejścia, zlekceważenie... To drugie to coś, czego te istoty nie cierpią. Durne nie są, więc poniekąd sam sobie winien — to nie był pierwszy raz, kiedy Romanov mógł się przekonać, że jego przyszła żona potrafiła być krytyczna i podejść bez emocji do pewnych spraw. Miało to swoje plusy, żeby w niektórych sytuacjach zachować zimną krew i być racjonalnym. Z drugiej strony - czy był to powód do zmartwień? To już raczej była kwestia, którą sam zainteresowany będzie musiał, prędzej czy później, rozpracować. — W każdym razie, jeśli wiedziałabym, że zrobiliby z ciebie jeża, to nie brałabym cię w takie okolice — to było zapewnienie. W końcu nie chciała pozbyć się Piotra, tylko go poznać i żeby on poznał ją. Jeśli zależałoby jej na tym, aby Romanow się nie odezwał na pewno znalazłaby wygodniejszy sposób. Pokiwała głową. Nie była zdziwiona, że matka Piotra naciskała na to, aby się starał. W końcu ona z Jolaną zorganizowały to, by ich pociechy lada moment stanęły na ślubnym kobiercu. Teraz jedynie pragnęły, żeby to się ziściło. Złośliwie pomyślała o tym, że te dwie nie mają o czym plotkować, więc czekały na informacje! — Nie podoba mi się, że aż tak chcą wszystko organizować. Może zasugerujmy im odnowienie przysiąg?Zwolniła, gdy znaleźli się na drugiej stronie ulicy. Rozluźniła uścisk, ale nie zabrała ręki. Sprawdzała przy tym jak Romanov na to zareaguje. Być może sam zabierze dłoń i wciśnie w kieszenie płaszcza? — Och, pocieszę cię. Tutaj też znajdą się bliny. Poza tym, jak wspomniałam, nasze kuchnie są dość podobne, więc znajdą się odpowiedni. Po prostu będzie to nazwane inaczej albo nawet tak samo. Nie zawsze trzeba na siłę wymyślać, prawda? — zadarła głowę, aby zerknąć na narzeczonego, a następnie na drogę przed nimi. Przeszli ze sto albo i dwieście metrów. W pewnej chwili Helena zwolniła, aż w końcu się zatrzymała i przykucnęła na chodniku. Średniej wielkości przedmiot zwrócił uwagę czarownicy, która sięgnęła po telefon komórkowy. Dość ciężki, z niewielką antenką i szarą, plastikową klapką. Dźwignęła się i spojrzała na Piotra z niewypowiedzianym pytaniem. Przesunęli się na bok, aby nie przeszkadzać przechodniom, którzy gdzieś się spieszyli. — Wiesz co to? — zagadnęła, obracając przedmiot w dłoniach, aż tu nagle klapkę odchyliła, dzięki czemu zobaczyli klawiaturę z cyframi i literami. Na niewielkim wyświetlaczu był jakiś ciąg cyfr, który nic kobiecie nie mówił. |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Nie Cze 14 2020, 15:58 | | — Zaskakująco pokrywa się to z rodzinnymi koneksjami. Tak samo jest w Hotynce — wtrącił, nim Helena rozkręciła się na w dalszej wypowiedzi. Uśmiechał się delikatnie na przebrzmiewający w głosie Heleny ton. — Czytałem. Uczeni bywają zaślepieni pogonią za wiedzą. To jednak nie zmienia tego co powiedziałem. Pewne rzeczy, szczególnie jeśli dotyczą żywych istot, muszą pozostać tajemnicą. To bezpieczniejsze dla obu stron. Sam zapewne w ten sposób, by nie ryzykował. Centaury stanowiły interesujący przypadek, z tym się nie kłócił. Uśmiechnął się kolejny raz, na urocze zapewnienie kobiety. — Dziękuję. Temat rodziców rozbudzał wyobraźnię ich dzieci. Dodatkowo mieli o czym rozmawiać, gdy inne tematy były na wyczerpaniu. Można zażartować, że było to stałe paliwo napędzające ich znajomość. — Masz na myśli przysięgę małżeńską? — parsknął — To nawet dobry pomysł, o ile podłapią temat. Ojcowie nas zabiją. Mrugnął do Heleny porozumiewawczo. Iwan i Siemowit z pewnością nie docenią pomysłu swoich pociech. Temat ponownie uległ zmianie. Jedzenie zawsze poprawiało humor i tak też było w tej sytuacji. Świat mógł się kończyć, ale gdy na horyzoncie widniała okazja do zjedzenia blin... Pokiwał głową na znak, że się zgadza. Zagapił się na witrynę sklepu, więc w pierwszej chwili nie dostrzegł po co sięga Helena. Przesunął się wraz z nią i przyjrzał uważniej na przedmiot w jej ręce. — Och, to chyba mugolskie urządzenie do komunikacji. Dokładna nazwa wypadła mi z głowy... Mugole w ten sposób ze sobą rozmawiają na odległość. Wtem komórka zaczęła wydawać z siebie melodyjkę. O, to było dopiero interesujące! Kto by się spodziewał, że napotkają taką niespodziankę podczas spaceru. Piotr był za bardzo ciekawski żeby przejawiać niechęć wobec niemagicznej części mieszkańców kuli ziemskiej. Z niejaką pasją obserwował jak mugole radzą sobie bez magii, pracując nad rozwiązaniami bazując na nauce. |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Nie Cze 14 2020, 17:22 | | — Tak — potwierdziła, że chodziło jej o przysięgi. Ona również pozwoliła sobie na parsknięcie. Pokręciła delikatnie głową. Średniej długości włosy podążyły za ruchem. Zaraz je poprawiła, żeby żaden kosmyk nie odstawał za bardzo. — Nie zdążą, jeśli matki rozochocą się taką propozycją. Wtedy będą wiedzieć, jak my cierpimy — napomknęła żartobliwie. Zdawała sobie sprawę, że ich rodzice, kiedy mieli swój pierwszy ślub, pewnie także byli zobowiązani do organizacji, do udziału w przyjęciach i tak dalej. Jeśli jednak bardziej oddawali stery dziadkom Leny czy Piotra, to mimo wszystko - wiele tego latania im odpadało. Z jednej strony było to kuszące, ale z drugiej jeśli to miał być ich ślub to lepiej było kierować się ich gustami, a nie czyimiś. Witryna sklepu, któremu przyglądał się Piotr, oferowała różnej gamy kapelusze dla kobiet i mężczyzn. Tabliczka informowała o godzinach otwarcia, o firmach, których produkty znajdują się w sklepie. Ponadto na wystawie dało się znaleźć inne przedmioty - skórzane paski i portfele, a także rękawiczki. — O — wyrwało się Helenie z gardła. — Poczekaj, chyba wiem, o czym mówisz... Bu... Be, nie, Tu, ty... Telefun? — sama dokładnie nie pamiętała tej nazwy. Mimo to wyraz twarzy Heleny rozpromienił się, jakby odgadła i była niesamowicie z tego dumna. Nic jednak nie mówiła, gdy dźwięk wydobył się z niewidocznego głośniczka. Wrońska przybliżyła do swojego ucha urządzenie, jakby chciała zlokalizować, gdzie dokładnie umieszczony został głośnik. Spojrzała na telefon i na Piotra, a potem znowu na telefon. — Chyba ten, nie? — pokazała palcem drugiej ręki na przycisk. Były to te, co znajdują się u góry, a odpowiadały za poruszanie się po oprogramowaniu telefonu. Hela wpierw wcisnęła przycisk, który pokazał poziom głośności na wyświetlaczu w postaci rosnącego od lewej do prawej wykresu. — O, nie to... — mruknęła, przysuwając się do Piotra, jakby robili co najmniej coś zakazanego i nikt inny nie powinien tego zauważyć. Sam Romanov mógł przy okazji wyczuć zapach ziołowego szamponu, który zmieszał się z paczuli, więc było też trochę słodyczy. Wrońska w ostateczności wcisnęła odpowiedni guzik i zaraz rozbrzmiał głos w urządzeniu. Od razu dało się rozpoznać, że należał on do kobiety. — Halo, halo, Hela! Jesteś tam?!Lena spojrzała na Piotra. Był to naprawdę dziwny zbieg okoliczności, który mógłby zaniepokoić. Z drugiej strony - kto wiedziałby o ich obecności w Krakowie prócz najbliższych? Matki na samą wieść, że ich dzieci wybierają się gdzieś razem na kilka dni, już cieszyły się, że to idzie tak, jak one chcą. — No tak, to ja. Kto dzwoni? — uśmiechnęła się do Piotra. Kłamać nie kłamała. Faktycznie była Heleną i była tam. |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Pon Cze 15 2020, 02:49 | | Pstryczek w nos rodzicielom elektryzował jakby powrócili do nastoletnich lat buntów. Chociaż i wtedy Piotr był spokojnym, zakopanym w książkach dzieciakiem. Z rodzicami dogadywał się na tyle dobrze, aby nie musieć tupać nogą i farbować włosów na wszystkie kolory tęczy. O przekłuciu języka nie wspominając. Warto było jednak rozważyć propozycję odnowienia ślubu, skoro z takim zapałem, mimo delikatnych upomnień ignorowano ich wolę. Piotr nie miał jako tako wyobrażenia całego wydarzenia, lecz dopiero je budował wraz z Heleną, dopytując od czasu do czasu o jakieś drobnostki. Przed nimi jeszcze było wiele do uzgadniania i wiele tematów do poruszenia. Jednym z takich tematów była kwestia wiary oraz obrządku uroczystości. Nie lubił kapeluszy to i zbyt długo się nie wpatrywał w wystawę sklepu. Prędzej kupiłby rękawiczki na mróz, bo czuł że o czymś z domu zapomniał. Na razie pogoda była łaskawa. Uwagę czarodzieja całkowicie skradło magiczne pudełeczko, którego mugole używali do komunikowania się ze sobą na odległość. Przybliżył się do Heleny, osłaniając ich przed ciekawskimi spojrzeniami. Z boku wyglądali na takich, którzy oglądają mapę i się naradzają. — Telefon komórkowy! — dzięki Wrońskiej przypomniała mu się właściwa nazwa. Na ulicach bogatszej części Petersburga było widać mugoli z takimi urządzeniami. Drgnął, gdy rozległa się melodyjka. Rozejrzał się najpierw dookoła, ale dźwięk dobiegał z przedmiotu trzymanego przez Lenę. Mruknął potwierdzająco, mrużąc nieznacznie oczy. Od wiatry i temperatury zaczęły łzawić. Do nozdrzy dotarł przyjemny zapach włosów. Już wcześniej zauważył, że lubiła ziołowe mieszanki wymieszane ze słodyczą. Jakież było zdziwienie obojga, kiedy z telefonu dobiegł obcy głos wywołujący znajome imię. Brwi podskoczyły, żeby zaraz się zmarszczyć razem z czołem. Chciałoby się zapytać: HELENA! CO TO ZA CZARY!?. Dał znać gestem dłoni, aby nawijała dalej. W końcu nie kłamała, a był po prostu ciekaw do czego doprowadzi ich ta sytuacja. — Hela! Halo? Coś przerywa! Kupiłaś ziemnioki czy znowu się włóczysz z tym hultajem? |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Pon Cze 15 2020, 21:54 | | — O! Telefon, tak! — powtórzyła za nim, absolutnie niezrażona faktem, że to Piotrowi udało się odgadnąć całkowicie nazwę. Uśmiechnęła się, pokazując swoje zadowolenie. Rzecz niby błaha, ale zaraz jeszcze bardziej polepszył ich humor. Helena starała się być mniej oziębła. Zwłaszcza że w końcu mogła trochę odsapnąć od pracy, pozwalając sobie na branie tych wszystkich dni wolnych, które jej przysługiwały. Zdążyło się nazbierać, skoro swego czasu siedziała niczym dzikuska w lasach lub traciła cenne godziny na różnych zapiskach traktujących o co poniektórych gatunkach zwierzyny czy obserwacji, jakie miały miejsce podczas siedzenia przy roślinach. Skoro sam Romanow zachęcał Helenę do rozmowy z obcą kobietą, to kobieta nie przerwała połączenia. Pomijając, że to trochę czasu by zabrało! Rozzuchwaliła się i kiwnęła krótko głową, słuchając kolejnych pytań, które zdawały się być jeszcze bardziej nerwowe. — Dziwne, u mnie działa — odpowiedziała Helena, nie precyzując czy chodzi o to, że rozmowa jest w porządku. Słyszeć słyszała swoją rozmówczynię, a przecież o to w tym chodziło, prawda? Nie byłaby w stanie powiedzieć, o co chodzi z tym przerywaniem. Nie spotkała się z zakłóceniami w komunikacji, jaką stosowali czarodzieje - lusterka działały, listy docierały. No, chyba że uznałoby się, że przemęczenie orłów to zakłócenie... — Z jakim hultajem? — zaperzyła się, zerkając na Piotra. — Żaden hultaj. Wiesz, że jest w porządku, sama to przyznałaś! Nie, jeszcze nie kupiłam — dopowiedziała, marszcząc nos i zerknęła ponownie na Romanova. Przechodnie spoglądali na nich, ale nie było większej uwagi. Przechodzili dalej, wracając do swojego świata, obowiązków i problemów, z jakimi musieli się borykać. Wrońska była ciekawa, co jej rozmówczyni odpowie. Mimo że bawiła się całkiem dobrze to nie miała jednak zamiaru wolnego czasu poświęcać na rozmowie z obcą jej osobą. |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Sob Cze 20 2020, 15:06 | | Oziębłość Wrońskiej byłaby w tym przypadku nie na miejscu. Łatwo było się zrazić na samym początku, kiedy obawy podpowiadały, że lepiej zdusić coś już w samym zarodku niż dać temu się rozwinąć. Romanov starał się zachowywać otwarty umysł i nie poddawać narzeczonej nieustannej analizie. Wieczorem na pewno zapisze kilka spostrzeżeń do swojego dziennika, ale tak to wierzył w carpe diem. Wybrali się na kolejną wycieczkę, a skoro po pierwszej mają miłe wspomnienia to dlaczego po tej miałoby być inaczej? Odwzajemnił uśmiech, co było bardzo naturalne przy Lenie. Przysłuchiwał się rozmowie z niemałym zainteresowaniem. Rozejrzał się, czy ktoś ich obserwuje. Może był to jakiś psikus? Gorzej jak metoda oszustwa. Piotrowe brwi powędrowały do góry, gdy głos z urządzenia nazwał go hultajem. Cóż za język! Rozbawiło go to, więc zaraz parsknął. — To na co czekasz?! Ja tu obiad chcę robić! Po ziemnioki posłałam gówniarę, a ta się szwenda zamiast zrobić to o co ją matka prosiła! — kobiecy głos zachrypł; khe khe khe. — Migiem do domu, albo nic nie dostaniesz do żarcia!Nie wiedział jak Helena, ale chyba należało powątpiewać, aby Jolana posługiwała się tak obelżywym językiem. Wesołość po hultaju nadal pozostawała w Piotrze. Zaczął się zastanawiać co zrobić z komórką, skoro najwyraźniej zgubił ją jakiś mugol. — Myślę, że musimy odnieść to urządzenie do mugolskich gwardzistów — zwrócił się do Wrońskiej. Mugole mieli milicję, a może to już policja? Wystarczyło zapytać dowolnego przechodnia o komisariat. Schował dłonie do kieszeni płaszcza. Wymacał dropsy i kilka monet, które wymienił na polską walutę. Odczekał aż Helena zakończy rozmowę w swoim stylu, nie zamierzając jej jakkolwiek pouczać lub strofować. Znad na przeciwka zaczęła nadchodzić spora grupka turystów z Niemiec. Bystre oko Romanova zauważyło również parę cyganów, która najwyraźniej oceniała zamożność innych przechodniów. Zdecydowanie powinni ruszyć się z miejsca. |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Czw Cze 25 2020, 02:39 | | Helena westchnęła. Prawie jakby faktycznie taka rozmowa mogłaby odbyć się u niej w domu. Tylko że ze zdecydowaniem lepszym doborem słów. Dla pokazania lekkiego znużenia przewróciła oczami, żeby Piotr mógł dostrzec jej cierpienie. Pozostawało współczuć jej imienniczce, która najprawdopodobniej była poddenerwowana tym, że zgubiła swój telefon. — Na pewno.Taka była jej odpowiedź i rozłączyła się. Nie pomyślała o tym, że wypadałoby poinformować rozmówczyni, że może i rozmawia z Heleną, ale bynajmniej nie tą, z którą chciała. Przyglądała się urządzeniu i spojrzała na Piotra, gdy wspomniał o poszukiwaniu służb porządkowych. — Tak, tak chyba będzie najlepiej — odpowiedziała. — Niby zawsze ktoś mógłby się cofnąć i szukać... Przynajmniej ja bym tak zrobiła — jeśli Romanov wyraził lub okazał chęć, Wrońska podałaby mu telefon, żeby zobaczył jak on wygląda i funkcjonuje. Niewiele informacji na nim było; godzina, stan baterii i zasięg. Dopiero po chwili zauważyła nadchodzących turystów czy kolejną zgraję ludzi. Odniosła wrażenie, jakby zrobiło się nieco tłoczniej. Spojrzała nawet na godzinę, aby sprawdzić czy ta rozmowa tak długo trwała, czy jej się tylko wydawało. — Następnym razem, jak zawitamy do Polski, to może do innego miasta się wybierzemy? — zaproponowała, dając Piotrowi znać, że mogą ruszyć dalej. Nie złapała już Piotra za rękę. Najpewniej czekała na inicjatywę z jego strony. Poprawiła torebkę na swoim ramieniu. Wymienili się krótkimi uwagami na temat budynków, koło których przechodzili. Nie znaleźli jeszcze lokalu, który mógłby ich zainteresować na tyle, żeby się zatrzymali. Zresztą, w tej chwili myśleli przecież o tym, żeby znaleźć odpowiedni budynek czy osobę. Lepiej było mieć za sobą kwestię telefonu. Helena w pewnej chwili uśmiechnęła się, przypominając sobie, że gdy opuścili w październiku restaurację, uciekając od rodziców, to też trafili na gwardzistę. — Chciałbyś, żebym choć trochę nauczyła cię polskiego, Piotrze? |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Wto Cze 30 2020, 11:53 | | Czyżby więc Helena wolała się szwendać zamiast pomóc przy obiedzie? Ciekawe, ciekawe. Piotr nie przestawał się uśmiechać. Sytuacja nadal pozostawała zabawna, a Helena zyskiwała na uroku, gdy tak marszczyła nosek i czoło próbując nadążać za głosem udzielającym reprymendy. — Twoja imienniczka może być już daleko i niekoniecznie pamiętać gdzie mogła zgubić swoją własność. Niebezpiecznie jest zostawiać to urządzenie. Z tego co kojarzę to jest to dobro luksusowe dla wielu mugoli — podzielił się z nią swoim spostrzeżeniem. Czarodzieje nie kradli sobie orłów, ale już dwukierunkowe lusterka na pewno stanowiłyby łakomy kąsek! Chętnie wziął telefon do ręki i obejrzał go z każdej możliwej strony. Naciskał kilka klawiszy i wysłał do kogoś pustego SMS'a. Mruknął ups i schował urządzenie do kieszeni płaszcza. — Tak? Masz jakąś propozycję? Chętnie zobaczyłbym polskie góry... Możemy zrobić rajd po największych miastach we wszystkich województwach — wysunął szaloną propozycję. Nie złapał Heleny za rękę, uznając że ta nie jest na to chętna. Szli więc obok siebie; zadziwiająco równym krokiem. Co chwilę zadzierał głowę, aby dojrzeć wskazywane szczegóły w krakowskiej architekturze. Nie był to jego konik, Wrońskiej też więc przynajmniej się nie spierali, a jeno zachwycali pięknem sztuki. — Chętnie. Z pewnością przyda się przy odwiedzinach w twoim rodowym domu. Dziadek opowiadał, że lubicie dokuczać mówiąc po polsku — uśmiechnął się zawadiacko, trochę nieświadom wrażenia jakie mógł wywrzeć na narzeczonej. Przechodnia zapytali o najbliższy posterunek policji. Odesłano ich na trzynasty komisariat niedaleko rynku. Mówić musiała Helena przez wzgląd na to, że policjanci nie znali rosyjskiego ani angielskiego. Przystanął obok, przysłuchując się rozmowie. Po pół godzinie i wypisaniu jakiegoś papierka mogli wrócić na urokliwe krakowskie ulice. W ich nozdrza uderzył zapach smażonego mięsiwa. Od razu poczuł napływającą do ust ślinkę. Czas na obiad. |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Wto Cze 30 2020, 23:05 | | — Tak — pokiwała głową. — Choć wolałabym oddać osobiście. Wiesz, dla pewności — dopowiedziała. Zdawała sobie jednak sprawę, że nie ma co czasu marnować na poszukiwania imienniczki. Ponadto czy wolałaby zaryzykować? Bardzo prawdopodobnym było, żeby wspomniana kobieta ją oskarżyła o kradzież. Mimowolnie taka myśl nasunęła się Helenie, która skupiła swoje spojrzenie i uwagę na narzeczonym. Przyjemnie obserwowało się Piotra zainteresowanego mugolskim urządzeniem. Nawet ciche mruknięcie rozbawiło Helenę. Romanov prawdopodobnie musiał zwolnić. Jego towarzyszka była niższa i choć kroki stawiała dość prędko, to nie były one takie długie. Całe szczęście, że nie zdecydowała się na obcisłą spódnicę, która jeszcze bardziej utrudniłaby swobodny spacer! — Możemy! Okolice morza i gór są ciekawe. Parki narodowe można zobaczyć. Albo zamki, chciałbyś? — dopowiedziała, zerkając na mężczyznę z delikatnym uśmiechem. Z pewnością ten wypad był dobrym pomysłem. W takich chwilach nie martwili się o to, że rodzice ich śledzą i czekają na jakąś nowinę. Była przekonana, że ci snuli nie wiadomo jakie fantazje. Wrońska zaśmiała się cicho. — Plotkarze — stwierdziła szybko. Nie wydawała się rozeźlona. — Jak już teraz znasz tajemnicę, to nie będę mogła tak ci dokuczać. A szkoda! — była żartobliwa, ale jakoś musiała to odreagować! — Postaram się cię informować, gdy będą dokuczać. Ale nie zdziwię się jak mój ojciec i brat wyciągną cię na wyścigi na miotle. Czy u was też jest jakaś, nie wiem, inicjacja? — pozostawało mieć nadzieję, że nie będzie to rozmowa o polityce i historii, bo wtedy Helena nie zrobi jakiegokolwiek wrażenia. Wróć. Jedynie załamie i zniechęci do siebie pozostałych członków dynastii Romanov. A tego, mimo wszystko, by nie chciała. Na komisariacie nie spędzili tak dużo czasu, jak na początku Wrońska pomyślała. Może dobrze trafili, może akurat wbili się w brak ruchu lub ktoś z pracujących miał wyśmienity humor. Przedstawienie sprawy po polsku nie było dla Heli problematyczne. Piotr co poniektóre słowa był w stanie zrozumieć, a jeśli dopytywałby o coś - Lena od razu by mu wyjaśniła. Gdy już wszystko zostało załatwione, odetchnęła i opuściła z Piotrem komisariat. Sama Helena czuła się głodna, więc nic dziwnego, że kolejnym przystankiem był jakiś lokal. Udało im się znaleźć taki, w którym mogli usiąść swobodnie i nie trzeba było obawiać się o prywatność. Niezobowiązująca rozmowa, podczas której Wrońska dopytywała towarzysza jak mu się na ten moment podoba Polska. Po obiadokolacji mieli krótki spacer. Wymieniali się spostrzeżeniami na temat okolicznej architektury, potem skomentowali plakaty filmowe, które mogli zobaczyć w drodze powrotnej do hotelu. Wypadało wypocząć przed kolejnym dniem wspólnej wycieczki. / ztx2 |
| |
| | |
| |
|