|
|
|
|
|
Nie Maj 17 2020, 16:11 | | Czarodziejski rynek Duży, brukowany plac na planie prostokąta, który codziennie wypełnia się gwarem i kolorowymi stoiskami. Otoczony jest zabytkowymi budynkami, w których znajdzie się restauracje, kawiarnie i małe sklepiki. To serce magicznej społeczności Kisłowodzka: tu zjeżdża się ludność wiejska na handel, tu schodzą się czarodzieje na zakupy, posiłki i plotki. Na rynku zakupisz wszystko: od lokalnych wyrobów rzemieślniczych, amuletów, płaszczy, obrazów, przez kaukaskie specjały kulinarne, po wyjątkowe różdżki. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Pią Cze 26 2020, 15:01 | | 02.03.1998 Grisha nie spał chyba już od kilku dni i ilekroć zastanawiał się nad przyczyną tej bezsenności, dochodził do innego wniosku. Najpierw głowę zaprzątały mu sprawy partyjne, potem alkohol (znowu), potem pierwsza od dawna nieprzespana tęsknym snem człowieka zmęczonego noc w Wiecznej Wieży. Obchodzili urodziny Lisy; nie odbyła się żadna wystawna impreza, ale po raz pierwszy od dawna naprawdę rozmawiało się przy stole Mitrokhinów. Matka zarządziła wspaniałą kolację, by uczcić dojrzewanie swej jedynej córki, ojciec pękał z dumy, że tak dobrze idzie jej praca ze smokami. Grishy to wystarczało, gdy siedział jak cień po lewej stronie od siostry i patrzył, jak doceniają jej wartość. Każdy z rodziców miał swojego ulubieńca wśród najmłodszego pokolenia Mitrokhinów, ale kiedy wszyscy razem siedzieli przy stole stawało się jasne, że to Vasilisa skupia na sobie niezbornie padające promienie ich miłości. Krzesło po prawej ręce Lisy stało puste. Tam siadał zawsze Alexandr, naprzeciwko Dimy, po prawej od ojca. Minęło pół roku, a oni nie mogli zdobyć się jeszcze na zmianę układu miejsc przy stole. Grisha zresztą sam zajął swoje krzesło bezmyślnie, z automatu odsuwając przedtem siedzisko dla Lisy. Długo wtedy rozmawiali. Domownicy rozchodzili się powoli, aż został tylko Grisha z siostrą, a potem Grisha z myślami. Nie spał już, bo do siebie trafił, kiedy niebo szarzało, zwiastując wschód słońca. Wyszedł do ogrodu ograbionego z życia przez zimno i tam dalej dumał. Ciągle wracało do niego krótkie, uparte zdanie z listu Tanyi Aguzarovej. To miłe, ale nie możemy przyjąć Twojej pomocy. Może gdyby wspomniał wprost o pieniądzach, jej odmowa byłaby zrozumiała, ale nawet wzburzony i pod wpływem alkoholu Grisha zachował dość rozwagi, by nie napisać, że zapłaci im za wszystko, czego potrzebują. Dlaczego więc duma ich rodziny musiała sięgać tak daleko? Co odróżniało go od Vity Mirikova? W czym był gorszy od zamożnego wieśniaka? Grisha drżał na samą tę myśl, bo aż nazbyt dobrze pamiętał, jak obrzydliwy wydał mu się wtedy w karczmie Vitaly. Grisha Mitrokhin miał w swoim zatrważającym rozsądku i przenikliwości jedną wielką wadę: musiał wszystko wiedzieć na pewno i wszystko wiedzieć od razu. Dlatego nie próbował nawet wmawiać sam sobie, że nie pójdzie do Aguzarovów i nie dowie się, co się u nich dzieje i dlaczego nie chcieli mu o tym powiedzieć. Postanowił tylko, że chociaż trochę poczeka. Nie chciał się im naprzykrzać, naprawdę dobrze mu było, kiedy stał z boku i nie mieszał się, ale tym razem nie mógł się na to zdobyć. Nie mógł wytrzymać domysłów i coraz gorszych wyobrażeń o tym, co mogło dziać się w domu, w którym był gościem, gdzie przyjęto go ciepło i naturalnie. Był im za to coś winien. Kręcił się po Kisłowodzku przez kilka godzin, aż nie nadszedł czas na rozpoczęcie targów. Zaplanował, że pójdzie tam, by zabić czas. Dobrze mu było z powrotem w Kisłowodzku za dnia, gdy nie musiał nigdzie się spieszyć. Miasto, choć powoli wybudzało się ze snu zimowego, zaczynało naprawdę żyć. Na placu targowym zbierał się tłum ludzi spragnionych świeżego powietrza, które nie zmrozi im twarzy i płuc. Wylegali z domów, a straganiarze rozstawiali się na obwodzie placu z nadzwyczajną werwą. Grisha odżył, zagubiony gdzieś w tłumie tutejszych, pełnokrwistych i żywiołowych, swoich ludzi. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 23 lata czysta bogaty żona |
Pią Cze 26 2020, 19:37 | | Nie śpię za dobrze od kilku dni – ale tak naprawdę, noce koszmarne są już od tygodni. Świt przychodzi zawsze za późno, a zmrok za wcześnie. Za dnia chociaż możemy udawać, że jest w porządku, bo wszyscy są zajęci: babka tka uparcie, ja chodzę do studni po wodę, z ojcem oporządzam gospodarstwo. Mamy nie widać. Siedzi w izbie z Khasanem, nie odstępuje go na krok, a on natychmiast smutnieje, gdy nie ma jej przy nim. Matka czasami tylko wychodzi, żeby próbować przyrządzić jakieś jedzenie, ale ręce zbytnio się jej trzęsą, by był z niej pożytek w kuchni. Wtedy ja też się tym zajmuję, choć muszę przyznać, że w gotowaniu jestem od niej o wiele gorsza. Ale nikt nie narzeka, a już na pewno nie ja. Gdy jest dużo roboty, nie ma czasu na myślenie, rytm dnia daje pozór normalności. A potem ściemnia się i świat znów wydaje się martwy, ciemny, zimny. Choć nikt nie umarł, żałoba zaczyna narastać ciszą w kątach naszego domu jak pajęczyna. Bez zwyczajnego, domowego gwaru, wesołego zamieszania, jaki zawsze wprowadzał mały, zima wydaje się być tym, czym jest zawsze: czasem Welesa. Babka już to widziała, już zna to milczenie, wiem to. Ma te same, nostalgiczne oczy, jak za każdym razem, gdy historia toczy koło. Gdyby babcia nie straciła jeszcze nadziei, łatwiej byłoby mi wierzyć, że będzie dobrze – ale ona jest cicha i przygaszona, zbyt zmęczona życiem, by wierzyć w łaskę bogów. Zamarła w oczekiwaniu. Wszyscy zamarli. Moja rodzina jest albo za stara, albo za młoda, żeby silić się na optymizm. To zadanie więc przypada mi. Jestem wszędzie, próbując tchnąć życie w nasz dom. Wypełniam sumiennie wszystkie obowiązki, zagaduję ojca o techniczne szczegóły (o tym opowiadać lubi), dla odmiany to ja proponuję babci, że ją poczeszę, opowiadam Khasanowi i mamie bajki, legendy, historie, które kiedyś usłyszałam. Może tak jest łatwiej, niż gdybym miała zmierzyć się z beznadzieją naszej sytuacji, spojrzeć jej w oczy i poddać się, a może jest trudniej. Nie wiem. Wiem, że patrzę na nią, białą i lodowatą jak zima, i uśmiecham się, jakby miało ją to odstraszyć. Siedzę na stołku za rozstawioną ławą, grzejąc dłonie o kubek czaju, który przyniosła mi z karczmy pani Abga. Załatwiała drobne sprawunki na targu, rozmawiałyśmy chwilę, jak zawsze. Wypytywała o Khasana, o to, jak czuje się mama, kazała przekazać pozdrowienia. Pewnie ci zimno tak siedzieć, dziecko, poczekaj no – i zaraz wróciła z kubkiem herbaty, a potem poszła dalej. Kochana kobieta. Dziś jestem tutaj sama. Zazwyczaj tylko pomagam ojcu albo Aslanowi przy handlu, ale ostatnimi czasy wszystko jest inaczej. Oni zostali na gospodarstwach, a ja przyszłam na targ. Duża odpowiedzialność, a więc jednak trochę mi ufają. Przywlekłam się odpowiednio wcześnie, jeszcze wtedy, gdy na placu było tylko parę stanowisk. Rozstawiłam stoisko, ułożyłam towary tak, jak zwykle robi to papa. Tatiana Mirikova. Tatiana Asmatovna Mirikova. Tanya Mirikova. Tanyushka Mirikova. Brzmienie tego nazwiska przeraża mnie, ale jednocześnie jest jak kropka światła w ciemnym tunelu. Niedługo zostanę Mirikovą – i może będzie lepiej. Czepiam się tego może jak wariatka, bo przecież wiem, czego Vita ode mnie chce. Zawsze trochę się go bałam. Gdy byłam młodsza, jakieś pięć albo sześć lat temu, zasiedziałam się nocą w miasteczku. Vita stał wtedy pod karczmą z kolegami i nawoływali mnie, nie pamiętam nawet, co mówili, coś głupiego, on nawet szedł w moją stronę. Tak się ich wtedy przestraszyłam, że teleportowałam się natychmiast. Zawsze przez tę sytuację omijam jego gospodarstwo podczas jakichkolwiek wędrówek, nawet stada nie pędzę w tamte okolice. Nie uśmiecha mi się być jego żoną, ale jeżeli ma to uratować Khasana, to przecież przeżyję. I tak muszę wyjść kiedyś za mąż. Nie wyobrażałam sobie, co prawda, że moim mężem zostanie on, ale jakoś to się musi ułożyć. Może wcale nie będzie tak źle. Byle w domu się poprawiło. Ja jakoś dam sobie radę. Podnoszę wzrok akurat w chwili, gdy przed stoiskiem zatrzymuje się Grisha Mitrokhin. Och. — Dzień dobry — mówię odruchowo. W takich momentach przywołanie na twarzy uśmiechu jest trudne – rodzice jednak nauczyli mnie, żeby, nieważne, w jak trudnej sytuacji się znajdujesz, nieważne, jak jest ci ciężko, zawsze być życzliwym nawet, a może zwłaszcza, dla nieznajomych. Więc uśmiecham się ciepło – tyle mogę dać ludziom w mróz. Tyle mogę dać Grishy Mitrokhinowi. Wszystko inne pewnie już ma. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Sob Cze 27 2020, 00:10 | | Przyglądał się straganom niby z bliska, niby poświęcając każdemu dłuższą chwilę, ale nie mógł skupić się na towarach, które głośno zachwalali miejscowi. Przed Mitrokhinem trzeba, Mitrokhin ma dużo pieniędzy, może kupić więcej niż cała reszta ludności Kisłowodzka razem wzięta. No, może nie cała, ale mimo wszystko Grisha odchodził od stoisk ku wielkiemu rozczarowaniu handlarzy. Najwyżej przyśle potem kogoś z rezerwatu po te kilka rzeczy, które uda mu się zapamiętać. Natknął się wreszcie, mimowolnie wyglądając gdzieś w tłumie barczystej sylwetki Aslana albo chociaż któregoś z roztrzepanych bliźniaków, na stragan, przy którym stała, jakby czekała na niego, Tatiana Asmatovna. - Dzień dobry – powtórzył po niej bezmyślnie, choć irytacja zniekształciła te słowa w jego ustach. Zabrzmiało, jakby ją przedrzeźniał. Dzień dobry, a zimą przez nieszczelne okna wiatr dostawał się do domu. Dzień dobry, a dziecko się rozchorowało. Dzień dobry, a za chwilę upór jednego człowieka doprowadzi do tragedii. Grisha patrzył na nią, wodząc spojrzeniem od opanowanej twarzy do rąk złożonych na stole tuż za stosem serów, butelek mleka i innych drobiazgów, które Aguzarovowie przywozili tu na sprzedaż. Przez chwilę stał jak wryty, a potem obszedł niewielki straganik, by stanąć tuż przy Tatianie. Zwrócił ją naprzeciwko siebie, chwycił za ramiona i potrząsnął. - Tanya – nie mógł jej niczego nakazać. Prosić nie potrafił. Było już jednak za późno na negocjacje, których mógł być pewien. Zaangażował się, od razu, niepostrzeżenie, niemal podświadomie. Tylko jedna myśl przebijała przez gorączkę, jaka go ogarnęła na widok Tanyi i na myśl o jej rodzinie i domu. Po co to robisz, Grisha? Ona jest dla ciebie nikim.Kiedyś, w środku nocy na moście po raz pierwszy spotkali się przypadkiem i na jej widok Grisha pomyślał o swej młodszej siostrze. Obca w Petersburgu młoda dziewczyna z jego rodzinnych stron – więcej podobieństw nie było trzeba zmysłom i myśli stłumionej przez alkohol. Teraz, kiedy w pełnym świetle dnia, w samym środku Kisłowodzka, po tym, jak zaledwie kilka godzin temu rozmawiał z siostrą, Grisha widział wyraźnie – przecież to nie Vasilisa. Może Tanya i jej rodzina byli po prostu ostatnimi ludźmi, którzy znają Grishę Mitrokhina takiego, jakim on sam chciał być. Może trzymał się serdecznego uśmiechu ich matki, statecznej powagi ojca. Może wzbudzili w nim poczucie obowiązku, które zasnęło między stosami dokumentów i gnuśniało na spotkaniach o pieniądzach. Był Mitrokhinem. Był stąd. Nie powinien był skończyć tak jak skończył. Jego ojciec i matka, smoki, którymi opiekują się od wieków, to miejsce i czarodziejska społeczność, która wyrastała przez ponad czterysta lat wokół Mitrokhinów zasługiwały na coś więcej niż martwy absztyfikant kolorowych gazet, rozwiedziony hulaka i wystrojony jak z żurnala smutas, który nadaje się na księgowego bardziej niż na pana domu. Grisha nie umiał, ale chciał wziąć odpowiedzialność. Jak na pańskiego syna przystało, nie spodziewał się, by ktokolwiek miał mu tego tak długo zabraniać, skoro się już raz zdecydował. - Powiedz mi prawdę. Khasan jest chory, tak? To, co zrobił dla niego Wroński nie wystarczyło? – nawet on, w najlepszym wypadku bezwzględny realista, do tej pory liczył, że ludzie wyolbrzymili sytuację, a dzieciak nie leży na łożu śmierci. Gdyby tak było, spodziewałby się wiadomości od uzdrowiciela, ale skąd miał wiedzieć, czy go w ogóle przyjęli? - Nie kłam, Tanya. – Grisha był na zmianę pełen zapału i gotów zrezygnować tu i teraz. Nie musiał przecież prosić, by wzięli od niego pieniądze, pozwolili mu załatwić opiekę dla Khasana w szpitalu. A bo to jedna biedna rodzina w Kaukazie traci dziecko po ciężkiej zimie? Nieszczęścia chodzą po ludziach, bieda i mróz zawsze znajdą sobie godnego kompana, a choroba – choroba zawsze i wszędzie prześladuje ludzi. Powinien się wycofać, jak zawsze, i pozwolić sprawom obrać z góry ustalony kurs. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 23 lata czysta bogaty żona |
Pon Cze 29 2020, 03:30 | | Mama zawsze mówiła, że gdy papa był młody, miał w oczach taki błysk, w ruchach taką werwę, że wierzyła, że gdyby chciał, mógłby stanąć na czele jakiejś rewolucji. Ale tata nigdy nie miał takich ambicji. Zawsze pracował ciężko, wytrwale, uczciwie, starał się być dobrym człowiekiem i na takich ludzi wychować swoje dzieci. To osoba, do której musisz mieć szacunek. Nie da się inaczej. Siła jego charakteru jest godna podziwu – to charakter godny człowieka-góry, charakter zahartowany zimami straszniejszymi niż ta, latami biedy i stratami, o których milczy całe stare pokolenie Aguzarovów, charakter kaukaski. Charakter Osetyjczyka-wojownika, nie Osetyjczyka-pasterza. Mój papa to jeden z najmądrzejszych, najlepszych i najsilniejszych ludzi, jakich znam – ale, bogowie, też jeden z najbardziej upartych. Nie można z nim dyskutować, jako jego córka wiem to najlepiej. Wszyscy mamy to we krwi, jak zgaduję. Nie znajdziesz na Kaukazie człowieka, który nie byłby dumny i uparty, choć jest tu mozaika kultur i usposobień. Góry rozpalają w ludziach taki ogień – nie da się go ugasić. Mój papa nigdy nikogo o nic prosił i nigdy żadnej pomocy nie oczekiwał. Jałmużny nie chce, to go obraża. A od Mitrokhina pomoc – to by była jałmużna. Bo my panu Mitrokhinowi nic nie możemy dać w zamian. Nic, co mamy, mu się nie przyda, nie ma dla niego prawdziwej wartości – nawet gdyby zechciał kupić od nas, co sprzedajemy na rynku, żeby dać nam pieniądze, to wiemy przecież, że nie byłaby to transakcja uczciwa. To byłby dług, którego nie potrafilibyśmy spłacić. Z Mirikovem jest inaczej. Mirikov jest na naszym poziomie, z nim można negocjować. Jego pomoc to wynik rozmów, układ, handel niemal. My potrzebujemy jego rubli, on potrzebuje żony, żeby zajęła się domem i dziećmi. To możemy mu dać. Choć nie chcę, świat znowu sprowadza się do pieniędzy. Życie mojego brata ma cenę – i moje życie teraz także. Wcale mnie to nie bawi, ale gdybym szukała w tej sytuacji humoru, żeby nie zwariować, śmiałabym się z własnego imienia. Tanya – ale idę drogo, za zdrowie własnego brata. Z całego mojego rodzeństwa tylko ja mam słowiańskie imię zamiast osetyjskiego – nie wiem zbytnio, dlaczego. Mojej mamie się podobało, miała bliską przyjaciółkę Tatianę, pamiętam ją słabo z dzieciństwa. Miała śliczny, gruby warkocz, ciemny, zawsze nosiła go na ramieniu. Potem przestała przychodzić, zmarła: lód się pod nią załamał. Na Kaukazie ludzie umierają szybko, często, niespodziewanie, każdego dotknęła jakaś tragedia. Niedługo na nas może spaść kolejna. Przez chwilę mam złudną nadzieję, że Grisha nie będzie drążył – bo ja nie mogę mu nic odpowiedzieć. Jestem zmęczona i sfrustrowana. Nie wiem, czego on od nas chce; nie mam pojęcia. Według mojego papy, pomoc Mitrokhinów powinna mieć swoje ograniczenia, a nagle, za sprawą Grishy, Mitrokhini kupują nasze sery, naszą wełnę, wysyłają nam do domu lekarzy ze stolicy. Jesteśmy wdzięczni. Ja jestem wdzięczna i, Chuycau, ja chcę tylko, żeby Khasan wyzdrowiał. Ale po prostu nie możemy przyjąć jego pomocy. To kwestia naszej kultury. Z nią nie można dyskutować – tak samo jak ja nie mogę dyskutować z moim ojcem. Słyszę jednak opryskliwy ton Grishy, widzę jego oczy, jakoś dziwnie rozpalone – i wiem już, że on tę płonną dyskusję zamierza podjąć, jak rozkazuje mu kaukaski upór. Wymija stragan i łapie mnie niespodziewanie, z gwałtownością, która przypomina mi tę okazaną na moście (w stolicy też się bał, że ktoś umrze), i potrząsa mnie za ramiona – ale ja nie jestem żadną lalką, żeby mnie obracać i mną trząść jak się panu podoba. Tamto mogłam usprawiedliwić alkoholem, jednak tym razem Grisha wydaje się trzeźwy. Zdziwiona i zirytowana, odruchowo strzepuję z siebie jego ręce, odstawiam kubek czaju z hukiem na ławę i wstaję napędzana siłą złości (na to, by pochylał się nade mną jak nad dzieckiem, też sobie nie pozwolę), zadzieram głowę, by patrzeć mu prosto w oczy. — Nie dotykaj mnie tak — mówię rozeźlona, ale półgłosem, żeby nie wzbudzić uwagi ludzi na targu. Zaraz zaczęliby plotkować, a ja nie chcę zwracać niczyjej uwagi. Niepotrzebne nam są teraz takie problemy. Potrafię prosić, ale potrafię też nakazać. Teraz nakazuję. — Nie zamierzam kłamać, Grisha — kontynuuję cicho, już spokojniej, ale wciąż stanowczo. — Khasan jest chory. Pogorszyło mu się parę dni po wizycie doktora Wrońskiego.To podobno było tylko przeziębienie, mały dostał od lekarza jakieś eliksiry. Przez chwilę było w porządku, a potem – nie wiem, nie jestem pewna, może pochorował się po raz drugi, tym razem poważniej. W końcu na zimno nie ma lekarstwa. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Pon Cze 29 2020, 16:16 | | Grisha poczuł jak pod jego dłońmi niebezpiecznie spinają się mięśnie rąk Tanyi i natychmiast zdjął z niej ręce jak oparzony. Były podobne do siebie z Vasilisą, być może dlatego, że obie wychował silny, odpowiedzialny ojciec. Kobiety z Kaukazu są inne niż w Petersburgu. Tamte są delikatniejsze, wydają się Grishy słabsze, niemal oderwane po części od fizycznej rzeczywistości. Delikatne i lekkie. Jak duchy. Patrzył na Tanyę i widział, że ona jest inna. Nawet kiedy spotkał ją w środku miasta wyglądała obco, inaczej. Jak Hersilia, kiedy przyjechała do Kisłowodzka. Stąpała niepewnie, tylko po wydeptanych ścieżkach, ale obce otoczenie tylko sprawiało, że była piękniejsza. Nieznane rysy jej twarzy, ruchy układające się inaczej niż nakazywało rosyjskie wychowanie – Kaukaz jeszcze bardziej to wszystko wyostrzał, eksponował z niemal cyrkowym cynizmem. Tanya była tutejsza i wszystko w niej należało tak nierozerwalnie do Kisłowodzka, że Grisha nie mógł się na to napatrzeć. Sam w sobie już tego nie widział – musiał pogodzić się z tym, że zapomniał, co znaczą ciężkie szare chmury zahaczające o szczyty gór. Zapomniał, z których będą ciskać się pioruny, a z których tylko spadnie deszcz. Zapomniał, którędy wchodzić po najbardziej stromych zboczach i zapomniał, że ludzie tutaj mogą nie mieć nic, ale nawet wtedy będą mieli paskudnie uparty kodeks honorowy. Trzeba mieć wobec tego szacunek, inaczej się nie da. A więc Grisha naprawdę powinien odpuścić. Przyglądał się dziewczynie i zastanawiał, raz za razem nie mogąc zrozumieć. Jej, bo nie umiał wyczytać z jej twarzy tego, co myślała naprawdę. Nie mógł dostrzec, czy jeszcze dziś rano płakała razem z matką. Siebie też nie rozumiał do końca. Przecież nawet nie jest do niej podobna.Może Grisha Mitrokhin oślepł i teraz rzucał się jak okaleczone zwierzę w przypadkowo wybranym kierunku? Dimitry powiedział mu już jakiś czas temu, by nie pchał się tam, gdzie go nie chcą. By świadomie zastosował się do braterskiej rady, świat musiałby się chyba wpierw skończyć, ale Grisha przypomniał sobie nagle te słowa. - Musi trafić do szpitala. – orzekł, wściekły na Wrońskiego, że zataił przed nim stan chłopca. A może go zlekceważył w momencie, kiedy przekroczył próg rozpadającej się chaty? Uzdrowiciel, choć naprawdę dobrze się z Grishą znali, należał do innego rodzaju arystokracji. Wrońscy nie mieli pod opieką tak trudnych terenów, nie hodowali groźnych stworzeń. Choć serdeczni i gościnni, nie musieli aż tak przejmować się ludźmi, jak uczył tego swoich potomków pierwszy Mitrokhin spod Kisłowodzka. – Wystarczy świstoklik i jeszcze dziś zajmą się nim dobrzy lekarze. Dlaczego wasz ojciec nie chce się na to zgodzić? – zapytał, już nieco łagodniej, trzymając przy sobie ręce. Tanya nie była niczemu winna, to Asmat podejmował decyzję. Grisha ufał jego rozsądkowi, ale wiedział, że duma zawsze będzie brała nad nim górę. Mogli być biedni, ale żebrakami nie zostaną. - Ojciec czeka, aż Mirikov mu zapłaci, tak? – wypluł z siebie w końcu to, co chciał Aguzarovom powiedzieć od kilku dni. – Nie weźmie pieniędzy ode mnie, ale jest gotów sprzedać jedyną córkę byle awanturnikowi? Tanya, nie rozumiem tego. Grisha nie chciał nawet ich wdzięczności. Uznał, że są jego obowiązkiem, tak jak sąsiadujące z nimi rodziny. W niektórych domach dziurawił się dach, trudno było to przeoczyć. Mitrokhinowie zaoferowali pomoc, bo syn gospodarza pracuje w rezerwacie. Obyło się bez chwili słownych przepychanek i bez dumnych odmów. Grisha nie chciał widzieć, jak kajają się przed nim, już nigdy nie chciał słyszeć, jak którekolwiek z Aguzarovów nazywa go „panem Mitrokhinem”, ale to nie miało znaczenia wobec uporu Asmata. Rozumiał więc, że swoimi słowami stawia Tanyę w okropnym położeniu i rozumiał też, wbrew pozorom, dlaczego zgodziła się wyjść za Mirikova. Tak się tu załatwia sprawy, tak się wszędzie załatwia sprawy, to układ starszy od słońca. A Kisłowodzk nie był nowoczesny i nie chciał takim się stawać. W końcu Alexandr też kupił sobie kobietę. Grisha nie był pewien co do szczegółów tej transakcji, ale potem, na przestrzeni lat widział, jak Shura płaci niemal codziennie, by zgodziła się z nim zostać. Kolejną brylantową kolią, kolejnym śnieżnobiałym futrem, kolejnym flakonikiem perfum. To proste i logiczne rozwiązanie. Rozwiązanie do przyjęcia. Grisha rozumował w bardzo prostych kategoriach, niezdolny, by wyjść do miejsca, w którym znajdują się myśli o konsekwencjach słów. - No, dobrze. Wobec tego, Tanya, skoro nie możecie przyjąć moich pieniędzy, to może ty daj im je jako swoje. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 23 lata czysta bogaty żona |
Sro Lip 01 2020, 02:28 | | Wierzę, że Grisha jest dobrym człowiekiem. Przypominam sobie, jak ludzko wyglądała jego twarz wtedy, na moście, pamiętam jego dziwną emocjonalność, uścisk ramion i teraz nawet widzę, jak pali mu się spojrzenie, i wiem: Grisha, nie pan Mitrokhin, jest dobrym człowiekiem. Nie znam go, a już na pewno go nie rozumiem. Ale kto naprawdę może powiedzieć, że kogoś rozumie? Nawet siebie nie można zrozumieć. Chciałabym, żeby Grisha nie był przy tym panem Mitrokhinem. To ułatwiłoby wszystko. Wtedy można by było z nim mówić, może można byłoby przyjąć jego pomoc, zamiast przychodzić do Mirikova – ale to niemożliwe. Nieważne, jak wyraźnie widzę, że jest człowiekiem, Grisha jest przy tym panem. Zawsze był i zawsze będzie. Niebezpiecznie o tym zapominać. — Nie możemy dać ci nic, czego byś potrzebował, w zamian za twoją pomoc, Grisha. Dlatego papa nie przyjmie twoich pieniędzy — tłumaczę cicho. — To jest dług, którego nie da rady spłacić, a my nie weźmiemy jałmużny. Nie można nam.Można. Nie można. Tak będzie dobrze. Tak będzie źle. Dużo się tego słyszy, gdy jest się Osetyjczykiem. Wszystko dzieli się na æmbaeli i ne mbaeli, każdą sytuację trzeba natychmiast w duchu ocenić, co jest godne i prawe, a co przyniesie wstyd tobie i rodzinie. A wstyd – to jest gorsze niż śmierć. Cokolwiek zrobisz, gdziekolwiek nie pójdziesz, masz pamiętać o Adacie. Wydaje mi się, gdy przyglądam się turystom (ich poznać łatwo, wystarczy jedno spojrzenie, by rozpoznać, kto nietutejszy: po urodzie, po ubiorze, po tym, jak się noszą i jak mówią), że przyjeżdżając na Kaukaz myślą, że jest jakaś jednolita kultura kaukaska, jakby Kaukaz można było rozpisać i zrozumieć ot tak – i niektórzy łatwo oceniają ją jako prostą, może nawet zacofaną. Prawda jest taka, że prawo obyczajowe w górach jest surowe i skomplikowane, a czasami kosztuje nas dużo, bardzo dużo. Majątek. Łzy. Wolność. Ale gdy naród nie ma państwa, a jedynie górskie masywy dzielone z setką innych nacji, masywy, których ma być strażnikiem i opiekunem, tradycje to jedyne ocalenie pamięci o przeszłości, jedyny nośnik tożsamości. To glina, która nas tworzy, młodsza od gór, ale starsza niż jeden maluczki człowiek może sobie wyobrazić. Ja, mój papa, moja mama, babcia, Aslan, Nika, Soso, nawet Khasan – wszyscy jesteśmy ulepieni z æmbaeli i ne mbaeli. Są rzeczy większe i ważniejsze niż osobiste tragedie. Są wartości, których zdradzić – nie można. Łatwo mówić Grishy, że niewiele trzeba, żeby ocalić mojego brata. Wiem, że niewiele, że to byłoby takie proste, gdybyśmy się tylko zgodzili na jego pomoc. To na wyciągnięcie ręki – i to mnie przeraża. Wystarczyłoby poprosić, ale to wystarczyłoby jest poza naszym zasięgiem – a Khasan leży w chacie, cichszy niż zwykle, płaczliwy. Nie mogę podjąć decyzji, bo ona nie ode mnie zależy. Nie mogę dyskutować z ojcem, by zmienił zdanie. Mogę się tylko zgadzać, mogę zostać żoną Mirikova, mogę liczyć na to, że najlepsze przyjdzie jak najszybciej. Jestem gotowa na wszystko, na cokolwiek, co mi powiedzą, żeby mój brat wrócił do zdrowia, ale w tej sytuacji tylko tyle mogę: słuchać, mieć nadzieję i modlić się. Nic więcej. Wiosna się zbliża, choć jeszcze tego nie czuć. Na wiosnę Kisłowodzk ożywa, natura wypełnia przestrzeń swoim zwyczajnym hałasem, zaczynają śpiewać ptaki. Ludzie chętniej wychodzą z domów, mówią więcej i głośniej. W miasteczku podnosi się radosny gwar, świszczą zaklęcia, gra muzyka w karczmach i na ulicach. Khasan lubi na to patrzeć. Ma wielkie, ciemne oczy, zawsze wyglądają trochę tak, jakby się czemuś dziwił. Może pięknu świata. Wiosna brzmi dla mnie jego śmiechem, wiosna to niekończący się ciąg Tanya, zobacz; Tanya, chodź; Tanya, bawimy się; Tanya, a co to? (czasem męczący, ale ja mam w sobie dużo cierpliwości – gdy się kocha dziecko, trzeba być dla jego nadmiaru energii wyrozumiałym). Ta wiosna może być cicha. Może nie być śmiechu, skakania po kamieniach, pytań, rozważań, skąd się wziął potok i czy w nim może być bóg Donbettyr, ganiania się po podwórku, nieświadomie śmiesznie przekręcanych słów. Nie będzie komu opowiadać bajek i kogo układać do snu. Jedno krzesło przy stole pozostanie wolne. Będzie przykuwać wzrok i razić w oczy pustką. Zapadnie cisza, a mnie, bezgłośnie, pęknie serce. I nie zrośnie się już. Nie na kolejną wiosnę, nie na wiosnę po niej, nie na tę za trzy lata ani na tę za trzydzieści. Honor bywa okrutną wartością. — Co? — wyrywa mi się w szoku. Nie rozumiem (nie jestem pewna, czy rozumiem). Patrzę na niego uważnie, badawczo i ostrożnie pytam: — Jak miałabym to zrobić?Serce bije mi szybciej w piersi. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Sro Lip 01 2020, 21:13 | | To proste. Gdyby Grisha potrafił być ze sobą szczery zawsze, gdy jest to potrzebne, musiałby przyznać, że cień tej myśli zaczął prześladować go od chwili, gdy wyszedł z karczmy „Pod smoczym skrzydłem”. Gdyby zastanowił się nad nią, złapał ten chybotliwy cień jak Piotruś Pan i przyjrzał mu się z bliska, może przeraziłby się i odrzucił go od siebie. Zamiast tego wziął igłę i nitkę i, chociaż szwaczka z Grishy była nad wyraz marna, jął przyszywać go do siebie raz a dobrze. Spojrzał na Tanyę z cieniem uśmiechu na twarzy. Wiedział, co i jak powiedzieć, ale… zawstydził się? Trzeba przyznać, co by nie myśleli o swojej przyszłości i o czym by nie marzyli, to na pewno żadne z nich nie wyobrażało sobie oświadczyn – pierwszych i jedynych w życiu, bo tak trzeba, tylko tak się godzi – w ten sposób. - Nie rozumiesz, Tanya? – postąpił pół kroku bliżej i ściszył głos. Dopiero teraz w pełni zdał sobie sprawę, że stoją pośrodku zatłoczonego rynku, oddzieleni od tłumu tylko przez chyboczący się stragan. – Pójdę do twojego ojca. Poproszę, żebyś wyszła za mnie, nie za Mirikova. Nie jesteście przecież jeszcze zaręczeni? – Vitaly za bardzo się przechwalał. Powtarzał, że dziewczyna jest już jego, ale gdyby miał w ręku coś konkretnego, nawet nie musiałby z Grishą rozmawiać, będąc na pewnej, wygranej pozycji. Ale Mirikov miotał się przed Grishą, kiedy ten zapytał o Tanyę, a więc może jeszcze miał czas. Układ, który raz zawarto ryzykownie jest zmieniać. Zasady mają swoje miejsce i swój majestat, a umowa to umowa, nawet z Mirikovem. Nawet umowę można jednak oszukać, obejść i zmienić, jeśli tylko ma się olej w głowie i odrobinę szczęścia. Grisha musiał tylko liczyć, że nie zużył całego swojego farta kiedy czternaście lat temu uniknął śmierci, poparzony smoczym ogniem. - Powiem, że od pewnego czasu myślę o ożenku i że, w przeciwieństwie do moich braci, chciałbym żonę z tych stron. Jedna trzecia skarbca Mitrokhinów będzie twoja. Nie będziesz musiała niańczyć cudzych dzieci. Będziesz przy Khasanie, przy matce, jeśli zechcesz. – tłumaczył cierpliwie, większą część planu układając właściwie na bieżąco. Nie to planował osiągnąć rano, kiedy chciał rozmawiać z ojcem Tatiany. Nie musiałby mówić Asmatowi nic więcej. Ostatecznie, czego by nie powiedział, Grisha był dobrą partią, każdy ojciec powinien chcieć kogoś takiego dla jedynej córki, zwłaszcza ojciec praktyczny, obeznany z trudami życia. Młody, wykształcony syn dziedzica z pewną przyszłością – to są wartości obiektywne i niepodważalne, od kiedy w życiu zaczęło chodzić o pieniądze. Grisha wolał nie wchodzić w dywagacje na temat zalet swojego charakteru, szczerości intencji, podniosłej motywacji do oświadczyn dziewczynie z Kaukazu. Prawie nigdy nie myślał o małżeństwie. Patrzył przed laty, jak żenił się Dimitry i patrzył, jak Alexandr składał przysięgi Hersilii. Nie chwyciło go wtedy za serce, ale czasami, kiedy wychodził w góry, sam, bez butów, bez myśli, bez ciężaru nazwiska Mitrokhin, zdarzało mu się dopuścić do siebie nadzieję, że on też kiedyś będzie tak miał. Nie wiedział wtedy, czego chce. Potem patrzył, jak obaj jego bracia są w swoich małżeństwach nieszczęśliwi i wiedział jeszcze mniej. A kiedy się dowiedział, kiedy serce w końcu wyrwało mu się do kobiety, która śmiesznie wymawiała jego imię i wiecznie narzekała na zimno, wiedział od razu, że z nią nie będzie mógł ożenić się nigdy i nawet te blade, wystraszone zaczątki myśli wycofały się w cień i zasnęły. Patrzył na Tanyę i myślał tylko: przecież to nie ona. Patrzył i rozumiał, że pod wieloma względami nie może mówić jej tego, co mówił. Rozumiał, że kłamie. Poprzez kłamstwo sądził jednak, że może potraktować tę dziewczynę uczciwie. Jeśli już musiała poświęcać się dla dobra rodziny to lepiej, żeby nie skończyła w domu z Mirikovem. Małżeństwo z trudnym człowiekiem, dość starym, by mógł być jej ojcem, małżeństwo, w którym sama będzie musiała pracować na cały dom i troje, czworo dzieci – Grisha widział wiele kobiet, które spotkał taki los. Były silne jak skały, ale zmęczone. Praca bez wytchnienia, ciągły strach o dobro i zdrowie dzieci pozbawiały je radości życia, a Tanya… Grisha nie widział jeszcze nikogo, kto miałby tyle niepowstrzymanej i dobrej energii w sobie, co ona. - Jesteś jeszcze za młoda na życie, jakiego oczekiwałby od ciebie Mirikov. – Grisha nie chciał jej pouczać. Był świadom, jak mało wie o tym, jak ludzie naprawdę tu żyją. Zaglądał do nich tylko co jakiś czas, kiedy sam uznał za stosowne, że czas coś zrobić, i wycofywał się z powrotem w strefę komfortu wokół Wiecznej Wieży. Wracał do domu i szybko zapominał, ale dziś nie będzie mógł wymazać z pamięci tego, co się stało. Wiedział, że jeżeli jego plan się powiedzie, a Tanya zgodzi się posłać go do swego ojca, wszystko, co tutaj było proste i łatwe, jedyne wyjście z sytuacji, którym Grisha chciał wyprowadzić ich rodzinę, będzie musiało wrócić z nim do domu, a tam będzie wyglądało zupełnie inaczej. - Jeżeli twój ojciec zechce wzgardzić moją propozycją, nic na to nie poradzę. Nie będę więcej nalegał. Wątpię jednak, by nawet on wolał kupować kwiaty na pogrzeb syna niż ślub córki z Mitrokhinem. Jestem gotów iść już teraz, Tanya. Powiedz mi tylko, czy się na to zgadzasz. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 23 lata czysta bogaty żona |
Czw Lip 02 2020, 12:58 | | Nie myślę o miłości, gdy trzeba mi iść za człowieka wiele lat starszego ode mnie i w takich okolicznościach. Nie zastanawiałam się zresztą nad tym, jak będzie wyglądać małżeństwo z Mirikovem, zbyt intensywnie. Nie mam do tego głowy, a to i tak nie jest ważne, gdy Khasan jest chory. Ostatecznie wiem przecież, czego oczekiwać od takich małżeństw dla przetrwania. Wiem, czego Vita będzie ode mnie chciał. Zajęcia się domem, gospodarstwem, opieki nad jego dziećmi – to wszystko są praktyczne wymagania, którym, wydaje mi się, mogę podołać, bo jestem młoda, silna, pracowita i nie boję się fizycznej pracy. W takich układach nie ma miłości. Jest najwyżej pożądanie, ale nie wyobrażam sobie, żebym mogła kiedykolwiek je do niego poczuć; czy on mógłby do mnie, nie wiem. Nie chcę o tym myśleć i nie ma sensu zawracać tym sobie głowy. Będę się tym martwić… kiedy indziej. Nie teraz. Takie małżeństwa zawierało się od zawsze i będzie się je zawierać, dopóki życie będzie trudne, a przeżycie kolejnego dnia będzie się liczyć. Nawet moi rodzice zostali małżeństwem z powodu wspólnych interesów dwóch rodzin. Miłość narodziła się później, po drodze, spokojnie, choć mama mówi inaczej: gdy tylko zobaczyła papę – wiedziała, że to musi być jej mąż. Moja matka wniosła do majątku parę owiec i tradycyjnie rzeźbioną skrzynię z paroma kożuchami, paroma sukniami, w tym białą, ślubną. Każda osetyjska rodzina, nieważne, jak biedna, ma jedną, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, bo jest zbyt cenna, zbyt droga, ale niezbędna. Moja mama pokazała mi ją tylko raz. Poleciła mi, żebym została, gdy Aslan z ojcem i braćmi wyjadą na bazar do miasteczka. Oni pojechali, a my zostałyśmy same w cichym domu; było letnie popołudnie, przez otwarte okno wlewało się pomarańczowe światło gasnącego powoli dnia. Poszłyśmy razem na strych. Pokazała mi skrzynię, schowaną pod grubym kocem, by się nie zakurzyła (nigdy wcześniej nie zwróciłam na nią uwagi, zawsze chowała się gdzieś w kąciku oka), i otworzyła ją. W środku leżała ona. Zabezpieczona zaklęciami, skomplikowana – w budowie, jeszcze bardziej w symbolice. A mimo to mama znała znaczenie każdej jej części i objaśniała mi je cierpliwie. Tkanina, z której ją uszyto – święcona, żeby odgonić złe duchy. Żeby zabezpieczyć magię – ornamenty szyte złotą nicią, misterne wykończenia w kształcie liści i gałęzi drzewa życia. Gdzie kończy się materiał, a zaczyna ciało, muszą być te złote kwiaty: na kaftanie, na rękawach, to bardzo ważne. Srebrny pas ( ma trzysta lat, szepnęła mi, ujmując go z takim szacunkiem, taką delikatnością, jakiej nie widziałam jeszcze nigdy u nikogo. Ja przekażę go tobie, a ty potem przekażesz swojej córce, jak wszystkie kobiety w naszej rodzinie przed nami), żeby obronić pannę młodą przed złymi spojrzeniami. Złote spinki na piersi – jako symbol statusu społecznego. Suknia ślubna ma opowiadać historię ludu panny młodej, ma ją chronić. Mama pokazała mi uszyty nadzwyczajnie gorset: wiele warstw materiału i krótkie sznurki. Można je zawiązać tak, że mężczyzna nie da rady rozwiązać supłów nawet magią, tylko panna młoda. Jeżeli pan młody je przetnie, przyniesie sobie wstyd i ześle na siebie klątwę. Opowiedziała mi o kobietach, które pokazywały rodzinie rozcięty gorset, o Osetyjczykach biorących krwawy odwet za krzywdę córki. Opowiedziała mi: o sukniach ślubnych zdobionych drogimi kamieniami i złotem, które potem kobiety, zmuszone głodem, biedą, śmiercią pukającą do drzwi, odszywały i sprzedawały. Pokazała mi ślady na tej sukni po wyrwanych drogocennych materiałach, po spinkach, które poszły na chleb. Nawet gdyby stać nas było na uzupełnienie braków – na dorobienie zapinek, na wszycie pereł i szmaragdów straconych dawno temu – nie zdobyłybyśmy się na to, tak jak wojownik nie zdobyłby się na usunięcie swoich powojennych blizn, gdyby mu zaproponowano. Te drobne, wystające nitki, prawie niezauważalne; te ziejące pustką na gładkim materiale skręty złotych gałęzi; te szarawe fragmenty tkaniny jak cienie po drogim pięknie, które było tam zawsze – to rany. To świadectwo wszystkich cierpień, jakie dotknęły kobiety w mojej rodzinie. To nie jest coś, co można po prostu naprawić, przykryć, zszyć jak rozerwany rękaw. To dziedzictwo: wszystkie małżeństwa, z miłości lub nie, udane i nieudane, wszystko, co stało się moim przodkiniom na tej trudnej ziemi, mam nieść do ołtarza ze sobą. Nie wiem, jak wyobrażałam sobie okoliczności, w których ją założę. Teraz, kiedy waży się życie mojego brata, wszystkie moje marzenia, które mogłam wcześniej snuć, nie mają dla mnie znaczenia. Są wręcz śmieszne: jak mogę myśleć o sobie, gdy dziecko cierpi? Khasan musi żyć. Z czymkolwiek przyjdzie mi się zmierzyć, wiem, że dam sobie radę. Dla mojej rodziny. Dla mojego brata. Mam osoby, mam tradycje i wartości, dla których warto żyć nawet życiem żony Mirikova – i mam przekonanie, że nic mnie nie złamie. Suknię ślubną można odrzeć z błyskotek, można odszyć zapinki na piersi, a jednak przetrwać może przez lata, pozbawiona dawnego blichtru, a jakimś dziwnym przypadkiem: piękniejsza niż przedtem. Zastanawiam się, co oznacza małżeństwo dla Grishy. On jest świetną partią. Jest z dynastii, smoczy syn, bogaty, zapewne ma przywilej wybrania sobie samemu małżonki. Jest też przystojny, zgaduję, że arystokratki pewnie tylko czekają, aż się im oświadczy. Że jeszcze tego nie zrobił mimo trzydziestki na karku (to też się tutaj komentuje) – może po prostu ceni sobie swoją wolność. Ma prawo. Nie wiem, co może nim kierować, gdy mówi mi to wszystko. Nie jestem dobrą partią, nie jestem nawet na jego poziomie społecznym. Nigdy, nawet w najśmielszych snach, nie odważyłabym się pomyśleć, że Mitrokhin mógłby mi się oświadczyć – i to właśnie tutaj, na targu, nad mlekiem i serem, gdy stoimy naprzeciw siebie, blisko, gdy zadzieram głowę, by patrzeć mu prosto w oczy. Czy naprawdę aż tak mu zależy na zdrowiu Khasana, żeby to zrobić? Ale dlaczego? Rodzin, które potrzebują pomocy w Kisłowodzku są setki, wiele z nich ma córki, którym teraz mógłby to wszystko mówić. Dlaczego my? Dlaczego ja? Gdy go słucham, dochodzę do dwóch wniosków. Jeden: Grisha z pewnością jest nieuleczalnie szalony, ale przekonująco rezonuje, co jest bardzo niebezpieczną cechą u wariata. Niektórych szaleńców wyniosła ona na książęce trony. Dwa… Tatarska wróżka przewidziała nam przyszłość, przypominam sobie. W Kazaniu było wtedy pełno osób, z którymi mogłaby mnie związać, pełno osób, z którymi mogłaby związać jego – a jednak trafiło na nas. I oto stoimy, prawie pół roku później, w tym miejscu. Gdy żyje się na Kaukazie, trzeba być trochę przesądnym, trochę zabobonnym. Próbuję być zawsze rozważna, nie poddawać się za łatwo wszystkim wierzeniom, ale – czy to czegoś nie znaczy? Czyją żoną wolisz być, Tanya? Czyjąś musisz. — Tak — mówię. Mój głos może powinien brzmieć inaczej, może powinien zabrzmieć obcą nutą tylko ten jeden, jedyny raz w życiu, ale brzmi zwyczajnie. Tak – jakbyśmy prowadzili rozmowę jak każdą inną. Tak – jakby zapytał, czy mogę mu zapakować towar. Tak – jakbyśmy nie decydowali właśnie o reszcie swojego życia. — Zgadzam się.Mam pytania. Mam dużo pytań, ale nie wszystkie naraz. Teraz nie ma czasu. Powoli. Dlaczego – pierwsze, jakie się nasuwa, i czego mógłbyś ode mnie chcieć – drugie. Czego – bo nie wiem, nie wyobrażam sobie, jak mogłoby wyglądać nasze życie. On nie ma gospodarstwa, w którym mogłabym mu pomóc, a jeżeli miałabym być szczera – nie wiem nawet do końca, czym on się właściwie zajmuje. Nie pracuje w rezerwacie, robi w stolicy. Jest politykiem, chyba. Na czym ta praca w ogóle polega? Chce dzieci? Miłości? Świętego spokoju? Nie rozumiem. Ale będę pytać później. Teraz tylko jedno pytanie, jedno, zanim pójdzie do mojego ojca. — Dlaczego to robisz? — pytam cicho. Patrzę uważnie w jego oczy, studiuję jego twarz, próbując z niej cokolwiek wyczytać. Dlaczego Grisha Mitrokhin poświęca się dla jednego dziecka? |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Czw Lip 02 2020, 20:22 | | Ojciec Grishy ożenił się młodo, a kiedy się oświadczał, jego wybranka z Kuraginów miała zaledwie dwadzieścia lat. Grisha, jak każde dziecko, nigdy nie wyobrażał ich sobie w tym wieku. W jego życiu mogli istnieć tylko jako ludzie już dojrzali, poważni, wiecznie czymś zajęci. Nim się spostrzegł, Grisha stał się taki sam jak oni, a małżeństwo stało się tylko obowiązkiem, który prędzej czy później będzie musiał wypełnić. Dorastał już w innych, nowych czasach; wraz z postępem myślenia społeczeństwa, w tym także arystokracji rosyjskiej, zyskał nieco na czasie i swobodzie w wyborze narzeczonej, ale był już świadom, że nie będzie mu dane doczekać starości w stanie kawalerskim, jakkolwiek stereotypowy wizerunek starego samotnego zrzędy by do niego nie pasował. Grisha miał więc swoje powinności, ale był tylko najmłodszym synem. Alexandr nie zostawił po sobie dziedzica, a chociaż syn Dimitriya od kilku lat był w Ufie ze swoją matką, to on, jako przedstawiciel najmłodszego pokolenia Mitrokhinów, wyprzedzał Grishę w kolejce do nestoratu. Najmłodszy syn Leonida nie miał co liczyć na objęcie funkcji głowy rodziny. Podejrzewał zresztą, że nawet gdyby było inaczej i mógł mieć na to choćby cień nadziei, ojcu nie podobałoby się, że ma go zastąpić wymoczek zaangażowany w politykę, na dodatek otaczający się stale świecidełkami dla kobiet i starymi obrazami. Grisha, w pełni świadom, co o jego dotychczasowych wyborach myśli Leonid Mitrokhin, wciąż robił tylko to, co umiał najlepiej i, prawdę powiedziawszy, do dziś żałował czasem, że ścieżka jego kariery nigdy nie była tak prosta jak ta, którą podążał Dima. - Nie wiem. – odpowiedział jej i słysząc własne słowa uśmiechnął się, nieco rozbawiony własną szczerością. Powiedział to właściwie bez zastanowienia, choć także nie bez rezerwy – w końcu niewiele razy przyznawał się przedtem do niewiedzy w tak bezpośredni sposób. A przecież właśnie to powinien wiedzieć. Powinien być tego tak pewien, by móc podążyć w ogień za swoją pewnością i nie żałować, gdyby płomienie strawiły go po drodze. - Przepraszam. – powiedział zaraz potem, szczerze czując, że nie tak powinno być. Wydawało mu się, że wszystko naprawia, a stawał się tylko nieco lepszym z dwóch wyborów, które pozostawały niewłaściwe. Patrzył na Tatianę uważnie. Zasługiwała na kogoś, kto byłby pewny, prosząc ją o rękę, że robi to z miłości. Grisha rozumiał, poprzez tę kaukaską, tę smoczą część siebie, jaka gdzieś w nim żyła, że Tanya z łatwością pokochałaby kogoś mocniej i prawdziwiej niż on kiedykolwiek byłby zdolny. Ona żyła pośrodku dzikiej, otwartej przestrzeni zboczy górskich, była cała wolnością, jaką daje Kaukaz i jego surowa natura, a Grisha spędził większość życia na odgradzaniu się. Budował wokół siebie starannie i cierpliwie, nie myśląc, komu i czemu chce odmówić dostępu do siebie. Zabrnął w swojej cichej i upartej pracy nawet w głąb samego siebie, obudowując się tak, by teraz żył zaledwie ułamkiem emocji, które kiedyś nim targały. Tak było łatwiej i bezpieczniej. Mógłby powiedzieć Asmatowi, że się zakochał. Mógłby, potrafił kłamać i był wciąż dość młody, by ludzie uwierzyli mu w uczucie przewyższające rozsądek. Ale wiedział, że nie zdobędzie się na to, bo takim kłamstwem robiłby krzywdę. Mógł tylko zaproponować układ, transakcję. Być może robił to dlatego, że znał się na handlu i widząc dobrą ku temu okazję, zapragnął ubić nowy rodzaj interesu, nie wiedząc jeszcze, co mu z tego przyjdzie. Wiedział, co powie mu na to ojciec i Dima. Zachowujesz się wobec dzieciaka, jakbyś go sam Aguzarovej zmajstrował. Wiedział, że kiedy Stana o tym usłyszy, po raz pierwszy nie będzie mogła uwierzyć mu na słowo. Grisha po prostu wnosił sprzeciw wobec wyroku przypadku, jaki zapadł w jego obecności. Może gdyby nie znalazł się wtedy u Aguzarovów nie stałby się świadkiem w ich sprawie, to teraz byłby wolnym człowiekiem. Nie słyszałby o niej wszędzie i nie myślał o niej w dziwnych momentach, kiedy z gonitwy myśli wyrywało się jakieś przypadkowe wspomnienie. Chciał chwycić się za barki z losem i go przezwyciężyć, głupi i uparty jak większość Mitrokhinów. Chciał ukarać Mirikova za brak pokory i szacunku, bo tego na Kaukazie uczą się nawet panowie mający wszystkich pod sobą. A może musiała spełnić się wróżba Tatarki Ayzere, o której Grisha dawno już nie pamiętał. Ulga zajaśniała mu na twarzy, kiedy Tanya pozwoliła mu iść. Położył dłoń na jej ramieniu, przypadkiem muskając palcami kosmyki ciemnych włosów. - Nie bój się.Nie wiedział, za co mają jej wystarczyć te słowa, ale nie potrafił powiedzieć nic więcej. Odszedł po prostu w dobrze znanym już sobie kierunku domu jej rodziny. Nie wiedział, dlaczego. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 23 lata czysta bogaty żona |
Pon Lip 06 2020, 15:10 | | Dziwi mnie, jakie życie jest zmienne. Natura powinna uczyć człowieka takich rzeczy, przyzwyczaić go. W górach pogoda zmienia się szybko: słońce w parę minut może zostać przykryte chmurami; jednej minuty może być ciepło, drugiej może lunąć zimny deszcz; chmury w kilka chwil przegoni silny wiatr. Tak się tutaj żyje pod kapryśnym niebem, to nikogo nie zaskakuje. Ale gdy sytuacja obraca się w moment, ludzie nie mogą powstrzymać zdziwienia. Głupie, prawda? W jeden dzień przecież wszystko może się zmienić – i to kilkadziesiąt razy. Dlaczego nigdy się tego nie spodziewamy? Obudziłam się jako obiecana Mirikovi. Nie wybiło południe, a ja jestem przyszłą narzeczoną Grishy Mitrokhina. Dziwne. Pogoda jest nieprzewidywalna – i ludzie też. Ale pogodę, gdyby się uparł, gdyby przeprowadził badania, można wyjaśnić, można znaleźć odpowiedzi na to, jak i dlaczego. Dlaczego Grisha Mitrokhin podejmuje decyzję na całe życie – on nie wie. Jak szybko teraz zmienił mój los, tak szybko może odmienić go ponownie, dociera do mnie. O moim życiu decyduje mój ojciec, a teraz też, jeżeli tylko papa się zgodzi – a wiem, że to zrobi – on. Ma władzę, żeby uratować życie mojego brata i ma władzę, żeby zostawić go na śmierć. Ma władzę, żeby wziąć mnie za żonę, choć rozmowy z Mirikovem, jednym z najbogatszych naszych sąsiadów, są w toku. Będzie miał też władzę, żeby ze mnie zrezygnować, jeżeli dojdzie do wniosku, że ta propozycja, jaką teraz mi zaoferował, była zbyt pochopna i tak naprawdę mnie nie chce. Wiem, że mój papa uważa, że jestem głupia i naiwna. Kocha mnie całym sercem, ale nie mam w sobie z niego dość dużo, by mnie doceniał. Jesteś jak babka, powtarza mi zawsze, i matka – nie mogę temu zaprzeczyć, nigdy nie uważałam też, żeby to była zła rzecz. Kobiety w mojej rodzinie są silne, dobre, godne podziwu. Też chciałabym taka być, choć nie wiem, czy mnie na to stać. Mogę być więc w oczach ojca, w oczach Grishy Mitrokhina, w oczach całego świata, głupia. Ale nie chcę być naiwna. Rozumiem, kim jestem w tych transakcjach: towarem. Jedną z owiec ze stada, cenniejszą trochę niż reszta, ale tylko owcą, którą sprzedaje się teraz za czyjeś życie. Nie mogę zaprotestować, nie mogę też decydować o tym, co stanie się ze mną w nowej owczarni. Mogę się zaprzeć kopytami, ale to tylko utrudniłoby sytuację i ja oraz Khasan ucierpielibyśmy na tym najbardziej. Wiem, po co idę i dla każdej osoby z mojej rodziny, dla ojca, matki, babki, dla Aslana, Soso, Nikali – poszłabym chętnie na sprzedaż znowu. Nie chcę narzekać. Jeżeli to ma uratować mojego małego Khasana, to jestem szczęśliwa, że mogę to zrobić. Ale jak mam się tego nie bać? Wciąż czuję na ramieniu dotyk jego dłoni, gdy wpatruję się w jego plecy. Odprowadzam go spojrzeniem tak długo, aż Grisha znika mi z widoku w tłumie. Machinalnie poprawiam kosmyk włosów, który trącił przypadkiem. Zakładam niepewnie ręce na piersi i odwracam głowę. Mój wzrok pada na kubek czaju. Siadam. Biorę go w ręce. Prawie wystygł. Będę Mitrokhiną. Boże. Grisha i Tanya z tematu. |
| |
| | |
| |
|