|
|
|
|
|
|
Sro Kwi 22 2020, 16:23 | | Salon Salon łączy się z kuchnią i niewielką spiżarką, którą Piotr stara się zaopatrywać regularnie. Przez czary łatwo jest zapomnieć, że jest to mieszkanie na poddaszu – wysoki sufit, podłużne okna i karnisze z ciężkimi zasłonami w kolorze ciemnego, połyskliwego granatu. Przy aneksie kuchennym znajduje się okrągły stolik z dwoma krzesłami na których leżą poduszki. Ich nogi są zniszczone przez psie zęby. Na parapecie Romanov hoduje bazylię i mięte. W salonie najczęściej wyleguje się Car, który ma swój fotel tuż przy piecyku. Kanapa nosi ślady użytkowania więc gdy mają przyjść goście, gospodarz wyczarowuje narzutę i stos poduszek. Prostokątny stolik jest zawalony prasą, książkami i kubkami z niedopitą kawą lub herbatą. Niektóre czasopisma przyczyniają się do drobnych wypadków, tak jak potknięcia bądź poślizgnięcia. Dlatego warto patrzeć pod nogi. |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Sro Kwi 22 2020, 22:42 | | 4.01.1998 r. Zbliżała się północ. Już dawno ucichło na ulicach, jedynie smętny i mroźny wiatr szastał gałęziami drzew. Ruch na ulicach był znikomy. Od czasu do czasu jedna czy dwie osoby przemieszczały się do swojego celu. Samochodów było jeszcze mniej, bo w ciągu ostatnich dwudziestu minut pisk opon rozbrzmiał tylko raz. Z pewnością można było skupić się na pracy czy już próbie przysypiania w swoim łóżku, jeśli nadmiar pracy nie zmusił do siedzenia po nocach. Takie działanie przynajmniej gościło u Heleny, która kolejne sprawozdania pozostawiła sobie do przeczytania. Solidny kubek herbaty i coś do podjedzenia już stały na niewielkim stoliku w salonie, kiedy chciała zająć się pracą, żeby móc szybciej położyć się do łóżka. Nie brała pod uwagę możliwości, żeby po prostu wstać wcześniej. Teraz była idealna pora, kiedy to mogła się skupić i wyciszyć. Tak jej się wydawało. Ignorowała nieproszonego gościa przez kilka dni, licząc naiwnie na to, że nie nowy lokator znudzi się i da sobie spokój. Mimo wiedzy i doświadczenia z różnymi istotami, wolała postawić na ignorancję, nie mając absolutnie czasu na to, żeby użerać się z poltergeistem. I to był błąd, przez który Wrońska poczuła się wygoniona z własnego mieszkania. Udało jej się zapakować do torby co ważniejsze rzeczy i dokumenty. Podobnie zdążyła uchylić się przed lecącym w jej stronę kubkiem, który rozbił zegar w korytarzu. Wyciszyła i zamknęła mieszkanie. Następnie z torbą w ręce teleportowała się w okolice innej kamienicy. To było pierwsze o czym pomyślała. Jakby miała przenieść się Kaliningradu, to już wolałaby odsypiać w jednym z ogrodów, mimo zimnej pory roku. Przeszła kilka metrów, a i tak już miała rumiane z zimna policzki. Może też i z poirytowania. Już było po północy, kiedy Piotr mógł usłyszeć jak ktoś donośnie i uparcie dobija się do jego drzwi. Pukanie nie ustępowało, ba, zyskiwało na sile. W czym z pewnością pomagał pierścionek, który raz po raz uderzał w drewno. — Spałeś? — zapytała na przywitanie, mierząc Romanova od góry do dołu i z powrotem. — Mogę przenocować u ciebie kilka dni?Całkiem absurdalne, skoro lada moment i tak będą mieszkać razem. |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Czw Kwi 23 2020, 14:17 | | O północy ludzie śpią. Od kilkunastu dni Piotr próbował powrócić na ścieżkę duchowej równowagi i zasypiać o ludzkiej porze. Prawie że z kurakami, o które niestety w Petersburgu nie tak łatwo. Mowa oczywiście o żywych stworzeniach, bo mięsa to nigdy w tym mieście nie brakowało. Wcześnie kłaść się spać i wcześnie wstawać, o blasku pierwszych promieni słonecznych. Taki był plan, ale wykonanie gówniane. Poprosił o pomoc nawet Cara, ale ten choć przekrzywiał łeb w zrozumieniu okazał się kompletnie nieprzydatny - spał równie smacznie co właściciel w milusich jedwabiach. Dla zmęczenia ciała chodził na dłuższe spacery, a w domu wykonywał proste ćwiczenia. Od przysiadów po próby przemeblowania salonu. Odkąd jednak nabił sobie solidnego guza na czole to obraził się na własne biurko i omijał je szerokim łukiem. Takież to urozmaicone życie miał ten Romanov. Przekręcał się na drugi bok śpiąc, gdy Car zerwał się z ujadaniem jakby co najmniej miała nastąpić apokalipsa. Tajemnicze walenie znalazło całkiem proste wytłumaczenie - ktoś dobijał się do drzwi. Tych samych, które obszczekiwał pies. — Co za cholera mnie nawiedza o tej porze... — wymamrotał Piotr. Zwlókł się z łóżka, zarzucając na kraciastą piżamę szlafrok w jednolitym kolorze bliskim szmaragdom. Wsunął gołe stopy w bambosze i zabrawszy ze sobą różdżkę poszedł sprawdzić kto to. Najpierw zerknął przez judasza, po czym natychmiast otworzył drzwi. Zrobiło mu się gorąco jak pierwszoklasiście na widok trudnego testu. — Helena? Co ty tu robisz? — powiedział iście filmowo, wpuszczając ją do środka. Car przestał szczekać, obwąchał i stanął na łapach próbując liznąć rękę Wrońskiej. — Jasne... — zgodził się, zanim tak naprawdę przemyślał to co do niego powiedziała. Zaspane oblicze Piotra powinno w zupełności wystarczyć Helenie za odpowiedź na to czy nachodzony przez nią, spał. — Car, na swoje miejsce. Szybko — burknął do psa. Wyciągnął ręce po rzeczy kobiety, aby odłożyć je na bok. — Co się stało? |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Czw Kwi 23 2020, 15:21 | | Gdyby tylko Helena wiedziała, że Piotr ją nazwał cholerą... Prawdopodobnie aktualnie by się tym nie przejęła. Nie uciekłaby obrażona czy zawstydzona takim określeniem. Prędzej zapamiętałaby sobie doskonale, a potem dopytywała Romanova, czekając na jego tłumaczenie się i ewentualne zgubienie w tłumaczeniu. Teraz jednak o tym nie myślała, irytując się na to, że zaraz ręka jej odpadnie od tego pukania. Mógł się pospieszyć. Nie paliło się, ale była przekonana, że lada moment ktoś wyjdzie na klatkę schodową i zacznie dopytywać się, a następnie awanturować o hałas. Tym bardziej, że była to spokojna okolica. — Stoję — odpowiedziała akurat w chwili, gdy Car nie tylko postanowił stanąć na łapach, ale kolejną oparł się o udo Wrońskiej. Kobieta z uśmiechem przywitała psisko, zaraz głaszcząc je po łbie i za uchem. Nie dopytywała o to, jak mu się spało. Delikatny odcisk poduszki na jego policzku był wymowny, podobnie jak zaszklone oczy, którymi Romanov łypał na przyszłą małżonkę. Wrońska zamknęła za sobą drzwi od mieszkania. Jeśli był zamek, to od razu przekręciła w nim klucz. Bez zastanowienia oddała Piotrowi swoją torbę i podziękowała. — Psotny duch zirytował się ignorowaniem i postanowił zdemolować mi mieszkanie — odparła, ściągając z siebie płaszcz i szalik. Pod spodem miała długi sweter, którym szczelniej się owinęła, gdy już odłożyła buty na bok. Spojrzała na Romanova niepewnie. — Przepraszam, że cię obudziłam — zaczęła, zaczesując włosy za swoje ucho. — Idź spać. Ja sobie przygotuję herbatę i wtedy usiądę. Postaram się nie przeszkadzać. Pójdę na kanapę — znała rozkład jego mieszkania i wiedziała, które z mebli nadają się do spania. Spędzony tydzień w ramach poznawania się i sprawdzenia, ile razem ze sobą wytrzymają, na coś musiał się przydać. Poza tym, może i było widać, że Helena równie chętnie rozwinęłaby temat swojego problemu i niechcianego lokatora, ale nie chciała Piotra na siłę trzymać, gdy ten próbował zasnąć. Już i tak było jej niekomfortowo z faktem, że go zbudziła i nachodziła. |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Czw Kwi 23 2020, 16:16 | | Nazwie ją cholerą pewnie nie raz. Wrońska miała tę samą zdolność co każda kobieta na kuli ziemskiej - mąciła mężczyznom w życiu. Piotr wiódłby spokojnie nudny żywot w czterech ścianach zmieniających się zależnie od wybranej scenerii: dom, Hotynka, dom. Obecność Heleny wymuszała pracę na większych obrotach. Trzeba było się starać z wyglądem, z zachowaniem i zastanawiać się nad słowami. Poniekąd i tak było lepiej niż na początku, czuł się swobodniej w jej towarzystwie. Nie oznaczało to jednak, że można było opuścić gardę i puścić przysłowiowego bąka. To dopiero po ślubie. Gapiąc się na nocnego gościa zamrugał i przetarł twarz, gotów dla pewności się uszczypnąć. Była prawdziwa, czy to tylko sen? Powód wizyty brzmiał niedorzecznie. Głównie dlatego, że psotne duchy przeważnie obierały sobie pałace i zamki, a nie mieszkanka w kamienicach w centrum miasta. Musiał wyglądać nieciekawie, skoro Helena była gotów zająć się sama sobą. Odchrząknął i przyszła mu do głowy niedorzeczna jak na tę chwilę myśl. Powinien umyć zęby. — Daj spokój — żachnął się, mijając i przechodząc do salonu z kuchnią. Machnął w kierunku piecyka różdżką, aby zrobiło się cieplej. — Usiądź i opowiedz o tym poltergeiście. Jesteś pewna, że to to? Car nie odstępował Heleny, ocierając się o jej nogi. Wystarczyło trochę czasu, aby zapałał do niej niezrozumiałym przywiązaniem oraz sympatią. Piotr podwinął rękawy szlafroka i zaczął przygotowywać herbatę. Miał jeszcze tę ulubioną Leny. Ziewnął raz, a potem drugi. Z kulturą oczywiście, ale i tak zaraził swojego gościa i psa. Cara nie obowiązywały zasady dobrego wychowania dlatego jak ziewnął to głośno i jękliwie. Wkrótce cała trójka siedziała na kanapie, a kubki stały na stoliku do kawy. Łypała na nich podobizna angielskiego Ministra Magii z okładki jednej z gazet, które Piotr prenumerował. — Długo to trwa? — dopytał, gdy Helena opowiedziała nieco więcej o swoim problemie. Cisnęło się kolejne pytanie - dlaczego nie przyszła wcześniej? |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Czw Kwi 23 2020, 16:50 | | Za Piotrem skierowała się do salonu. Zdążyła wziąć torbę, aby przenieść ją do wejścia do gabinetu. Odłożyła ją tak, żeby nikt się nie wywalił, kiedy będzie tędy przechodził. Jeszcze tego by brakowało, żeby zrobić sobie krzywdę w domu, choć często spotykała się ze stwierdzeniem, jakoby najwięcej wypadków miało właśnie miejsce w mieszkaniu. — Pewności nie mam, ale to najlepszy traf — przyznała, wzruszając jednocześnie ramionami. Niespecjalnie myślała o tym, żeby sięgnąć po jakąś encyklopedię i inne zapiski dotyczące różnych stworzeń oraz istot, które ot tak mogłyby pojawić się w domu. Ale czy na pewno? Mimo wszystko, Helena zaczęła się zastanawiać, co mogło przygnać nieprzyjaznego ducha do jej lokum. Nic dziwnego, że Car polubił Wrońską. Miała łagodne usposobienie, a i potrafiła porozumieć się ze zwierzęciem. Łatwiej było zareagować na jego potrzeby, choć z pewnością nie miała zamiaru go rozpieszczać. Od tego miał swojego właściciela, którego Helena nadal starała się poznać. Skoro Piotr postanowił przygotować napoje, Lena z ziewnięciem, którym się zaraziła, zajęła kanapę. Zawahała się, gdy pies wskoczył na kanapę, ale w ostateczności nie zrzuciła go z mebla. U siebie najpewniej by to zrobiła. Tak to poprzestała na niespiesznym, całkiem bezmyślnym głaskaniu zwierzęcia po grzbiecie. Zdążyła przeczytać główne nagłówki z angielskiej gazety. Zapewne gdy nie będzie mogła zasnąć to sobie ją przeczyta. — Nie wiem, parę dni. Najpierw właściwie nie było nic strasznego. Ot, czasem długopis się przesunął, czasem łyżka stuknęła lub zasłony zaszeleściły — zaczęła odpowiadać, zerkając to na Cara, to na Piotra. — No to ignorowałam, bo przecież nie było się o co martwić — uśmiechnęła się krzywo, zdając sobie sprawę, że było to głupie podejście i już mogła na samym początku rozwiązać swój problem. Napiła się herbaty ostrożnie, nie chcąc się poparzyć. — Dzisiaj za to chciałam zająć się pracą, bo trochę sprawozdań mi się nazbierało. Ale chyba ignorowanie mojego nowego lokatora go zirytowało, bo zaczął rzucać przedmiotami — oparła głowę o rękę i zwróciła się w stronę Piotra. — Wcześniej tego nie było, ale dzisiaj ledwo co uchyliłam się przed kubkiem, więc wolałam już się spakować. I tak teraz tu siedzę. |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Czw Kwi 23 2020, 19:47 | | Romanov miał za dobre serce dla swojego psa. Car mógł dosłownie wszystko, a jakiekolwiek zakazy ze strony czarodzieja nie były brane pod uwagę. Stąd poniszczone meble, spacery tam gdzie sobie tego życzył czworonóg i dzielenie jedzeniem. Nawet spali razem! Co mogło gorszyć Wrońską, która miała bardziej konserwatywne podejście w traktowaniu zwierzaków. Z pewnością jej posada oraz genetyka miały na to wpływ. Przynajmniej Car miał zadbaną sierść i nie gubił jej na tyle, aby z obrzydzeniem siadać na fotele i kłaść się do łóżka. Spoglądał na Helenę z rozmytą uwagą, usiłując dojść do siebie. Powinien zrobić sobie kawy to może wtedy łatwiej byłoby pokonać ziewanie. — Niemądre, ale nie oceniam — uśmiechnął się delikatnie w odpowiedzi. Nie zamierzał jednak wyłącznie stwierdzać faktów, a pociągnąć Helenę za język jak to zazwyczaj miał w zwyczaju rozmawiając z drugim człowiekiem. — Umarł ktoś ostatnio w kamienicy? — zapytał i zaraz dodał — Chociaż nie, podobno to się nie wiąże... Jak byłem mały to w pałacu zalągł się poltergeist. Na własne oczy widziałem jak w powietrzu lewitowało całe umeblowanie salonu. Dziadek z ojcem nie mogli sobie z nim dać rady więc zabrała się za to babka. Podobno czarę goryczy przelało roztrzaskanie cennej wazy z początków panowania pierwszego Romanova — na ustach mężczyzny zamajaczył uśmiech, jakby dokładnie widział swoją babkę w akcji. — Jak się je ignoruje, poltergeista w sensie to niestety tylko się rozuchwala. Dobrze, że nic ci się nie stało. Potrafią być naprawdę groźne — w końcu, Helena mogła nie zdążyć się uchylić przed kubkiem lub innym przedmiotem, a wtedy limo na pół twarzy lub gorszy uszczerbek na zdrowiu. — Myślałaś już o tym do kogo zwrócisz się o pomoc? — nie było w tym sugestii. Na czarodziejskim rynku nie brakowało profesji od zajmowania się bytowymi szkodnikami. Sięgnął po kubek z herbatą. Rozmowa z Leną rozbudziła go na tyle, aby zaczął myśleć o śniadaniu. Tak. Śniadanie o północy. |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Czw Kwi 23 2020, 21:50 | | Dlatego zarówno Piotr, jak i Car potrzebowali twardszej ręki. Z pewnością zdecydowanej, żeby nie byli aż tak rozpuszczeni w swoim zachowaniu. Prędzej Car, bo Piotra to raczej należało podnieść na duchu, jak i ośmielić. Zdążyła się o tym przekonać wystarczająco szybko. Posłała mu krótkie spojrzenie na brak oceny. I dobrze, nie tego oczekiwała, przychodząc do mężczyzny. Już wystarczyła świadomość, że sama postąpiła głupio. Zbędnym było dodatkowe zapewnienie w tym temacie. Nie miała jednak nic przeciwko uszom i cierpliwości Romanova, a tę z pewnością musiał posiadać przy zawodzie jaki wykonywał. Podobnie jak zdolność słuchania. Skoro był do tego chętny, Helena mogła z tego skorzystać. Bo czemu nie? — Nie, nie było żadnych informacji, tym bardziej plotek. A wiadomo, że te są pierwsze — podsumowała z przekornym uśmiechem. W samym Ministerstwie można by było utworzyć kółko plotkarskie, w każdym Prikazie. Jedni nadawali na drugich, ba, z tej samej części instytucji ludzie potrafili na siebie nadawać. Poczta pantoflowa miała się doskonale i informacje przechodziły szybciej niż za pośrednictwem orłów. Ochoczo wysłuchała krótkiej, rodzinnej historyjki. Sama nawet uśmiechnęła się na wizję starszej kobiety, która - w przeciwieństwie do dziadka i ojca Piotra - była w stanie sobie poradzić. Najwidoczniej potrzebna była wystarczająca motywacja. Tej Lena najwidoczniej nie odkryła. Poza tym, wolała nie ryzykować utratą gruntu czy zawaleniem się stropu, bo kostki by nie poszły nie udałoby jej się z zaklęciem i jeszcze bardziej rozjuszyłaby ducha. Przytaknęła. — Myślisz, że dlaczego uciekłam z własnego mieszkania? — oczywiście wiedziała też, że zdecydowanie lepiej byłoby od razu znaleźć kogoś, kto rozwiąże jej problem. Mimo to, wolała jednak na spokojnie szukać, nie wierząc, żeby ktoś był skłonny do tego, by o późnej porze od razu lecieć i pomagać. Widać jednak, że Wrońska miała się dobrze. Oprócz irytacji, najzwyklejszego zezłoszczenia całą sytuacją, zdawała się być nieco przestraszona. Ale takie wrażenie mijało wraz z tym, jak się uspakajała. Wzruszyła ramionami na jego pytanie i ponownie napiła się herbaty. Nieświadoma tego, że Romanov już myśli o śniadaniu. — Myślałam, żeby odezwać się do Aleksandra, ale pewnie znowu zaczął podróżować i już całkowicie ignorować starych znajomych — przyznała, przypominając sobie złotowłosego bawidamka. — Może twoja babka chciałaby pomóc?To też miało pewien plus. Wówczas Helena mogłaby poznać kolejnego członka rodziny. A już wolała poznawać po kolei niż za jednym razem, na co się zapowiadało. |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Sob Kwi 25 2020, 14:41 | | Ucząc się do zawodu który wykonywał jak i w samej pracy zdążył się nauczyć, że rolą terapeuty nie jest oceniać. Stosował to na co dzień z różnym skutkiem. Czasami nie dało się powstrzymać przed naturalnym ludzkim skrótem myślowym, ale przeważały te dobre momenty, gdy rozmówca był wdzięczny, że nie stanął przed sądem faryzeuszy. Romanov nie widział powodu, aby mówić Helenie coś z czego doskonale zdawała sobie sprawę. Byli tacy co czerpali przyjemność z ludzkich błędów i pomyłek. Plotki stanowiły osobny temat na inną rozmowę, choć tak naprawdę nie padło między nimi żadne zdanie na ten temat. Plotki towarzyszyły człowiekowi na każdym kroku. Niewinne komentowanie w pracy nie różniło się niczym od otwartego obmawiania. Często wypowiadano się za plecami zamiast powiedzieć wprost, ale wtedy, jak zaobserwował Piotr dochodził do takiej osoby lęk przed konfrontacją. Plotki nie znały statusu społecznego i lęgły się na językach każdej nacji i płci. Plotkowano o szefie, o złym guście koleżanki do mężczyzn, o romansie damy z obdartusem z niższych sfer i o tym, że sąsiad bije żonę. Piotr doświadczył gadaniny na własnej skórze w chwili, gdy Avoska postanowiła obwieścić całej rosyjskiej nacji, że poślubi Helenę Wrońską. Przez jakiś czas był to temat numer jeden w pracy, a jak wziął urlop żeby zamieszkać u Leny i spędzić z nią więcej czasu to plotki przybrały na sile. Uszczypliwe uwagi, które starał się ignorować póki nie stały się przykre. Teraz było lepiej. Na językach był kto inny, bo ileż można piać o nudnym ślubie skoro można ekscytować się romansami salonowej rozkładaczki nóg? Skandale sprzedawały się szybciej i lepiej. Można było więc odetchnąć. Romanov uniósł lekko brwi, gdy padło pytanie. Najwyraźniej trzeba było to zrzucić na karb zmęczenia Wrońskiej. — Babcia nie żyje — powiedział spokojnie i bez wyrzutu kontynuował — Ale z pewnością nie musielibyśmy jej dwa razy prosić. Była żywiołową kobietą i potrafiła idealnie wpasować się w między sztywne ramy dynastii, a zarazem pozostać sobą. Już dawno mogła zauważyć, że Piotra często łapało na wspominki. — Nie przychodzi mi nikt do głowy... Musiałbym się zastanowić. Jeśli chcesz mogę ci towarzyszyć w tym... No, pomóc. O tej porze zdecydowanie gorzej szła mu składnia zdania. I trzeźwe myślenie. |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Sob Kwi 25 2020, 17:52 | | — Och — Helena wyrzuciła z siebie. Nieco bezmyślnie, ale nic dziwnego. Stresu ubywało, podobnie adrenaliny, a w miejsce tego wchodziło ogólne zmęczenie całym dniem. Tym bardziej wzmożone atakiem ze strony ducha i koniecznością ewakuacji z własnego mieszkania. Co nadal brzmiało absurdalnie. Niemniej, Lena poczuła lekkie zażenowanie. Chciała żartobliwie zaproponować spotkanie, umożliwić sobie poznanie kolejnej osoby z dynastii Romanovów, a tymczasem zrobiła błąd. Dobrze, że Piotr zdawał się nie mieć jej tego za złe. Jeszcze tego by brakowało, żeby miał do niej urazę z takiego powodu. Nie był on może błahy, ale Wrońska mogłaby wytłumaczyć się tym, że jednak nie miała wiedzy albo najzwyczajniej w świecie jej się o tym zapomniało. Całe szczęście, że Romanov jeszcze nie chwytał za słówka. Uśmiechnęła się i zaraz parsknęła. Piotr potrafił na tyle dobrze przedstawić obraz babki, że Lena była w stanie wyobrazić sobie energiczną, drobną kobietę. — Brzmi zachęcająco. Zapewne jak udałoby mi się ją wcześniej poznać to może bym się z nią dogadała? Jak myślisz?Wrońska akurat nie była aż tak żywiołowa i energiczna, żeby wszędzie było jej pełno. Potrafiła jednak wpasować się w te sztywne ramy dynastii, jak i trochę odstawać od nich. W końcu, według co poniektórych, jej staropanieństwo było doskonałym powodem do tego, żeby nie zapraszać na bale. Jeszcze parę dekad wcześniej można by było uważać, że taka kobieta przynosi pecha w towarzystwie młodszych dziewcząt. Niemniej, z pewnością teraz miała dużo więcej energii od Piotra. Czuła zmęczenie, ale sen jeszcze jej nie zastał. Ziewnęła tylko raz, kiedy Romanov, a tak to oczy jej się nie zamykały. Napiła się herbaty i przesunęła nogi, gdy Car się przemieścił, chcąc ułożyć się tuż przy kanapie, na której siedzieli. — Chcesz pomóc? A znasz się na tym? — zapytała niezłośliwie. Nie była do tego przekonana, ale głównie dlatego, że nie miała pojęcia czy Piotr faktycznie ma jakieś doświadczenie i supermoce, o których nie wspominał. Chętnie się o tym dowie. Dlatego wpatrywała się w niego uważnie. |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Sob Kwi 25 2020, 20:13 | | Zaletą Piotra było sprawianie, że rozmówcy rzadko czuli się głupio, gdy palnęli coś bez zastanowienia. Nie miał jej za złe, że nie zapamiętała tego drobnego faktu. Poza tym nie należał do osób, które się obrażają lub dąsają i wymierzają sprawiedliwość za wyrządzone krzywdy. O tym Helena mogła się już przekonać lub dopiero nabierać takiego przekonania. Elizawieta Romanova była kobietą niezwykłą, taką której potrzebowała każda rodzina. Wiele wniosła do rodu i jej brak mimo upływu wielu lat nadal doskwierał. Piotr lubił poświęcać czas na wspomnienia, czując się poniekąd żywą biblioteką historii. Od chwytania za słówka z pewnością będzie Helena, czym być może doprowadzi swojego męża do szaleństwa. — Myślę, że istniałaby na to spora szansa. Elizawieta miała życzliwe usposobienie względem wżenianych w ród kobiet. Miała na uwadze to co umykało innym w takich sytuacjach. Pomogła mojej matce w zaaklimatyzowaniu się i pozbyciu piętna kobiety, która powinna się wstydzić za swoją rodzinę i ich żeniaczkę z Mongołami — zdradził jej kolejną opowiastkę. Dłuższy czas pił herbatę nim odpowiedział na niezłośliwe pytanie Wrońskiej. Cóż, prawdą było, że nie miał zielonego pojęcia o wypraszaniu z domów niechcianych lokatorów. Mógł jedynie zasugerować grzecznie poltergeistowi, aby ten poszukał innego lokum. Może nawet tak zrobi, albo zagada go na śmierć. Ha! Dobre. — Leczę głowy więc kto wie jakiego przełomu dokonam — teraz to on się zażenował samym sobą, że w ogóle wpadł na taki pomysł. Nie był bad boyem od złotych przebojów. Opuścił wzrok na swoje ręce dzierżące kubek z kończącym się już napojem. Walka z nadnaturalnymi bytami leżała poza sferą jego zainteresowań. Od tego byli specjaliści. — No, ale to raczej zły pomysł więc może faktycznie lepiej jakiegoś speca wziąć — powiedział ciszej niż miał zamiar. Carowi było tak wygodnie, że nie zamierzał opuszczać siedziska. Wręcz się dociskał do kobiety i zwijał w kudłaty kłębek, który mógłby nawet robić za poduszkę. |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Sob Kwi 25 2020, 20:45 | | — Dobre podejście — podsumowała Helena, gdy Piotr zakończył krótką opowieść o swojej babce. Nie miała nic przeciwko temu. Skoro Romanov lubił opowiadać i faktycznie przy tym stanowić żywą bibliotekę historii, to Wrońska z pewnością mogła na tym skorzystać. Zdążyłaby poprosić o streszczenie czy wytłumaczenie, a i sam zainteresowany zadba o porządny zastrzyk informacji, którego prawdopodobnie będzie potrzebować. — Mówisz o Vankeevach? — dopytała. Nie miała pewności, więc wolała, żeby Piotr sprecyzował. Wygłupi się, co prawda, w jego towarzystwie, ale lepiej teraz niż gdyby w towarzystwie jego rodziny. — Twoja mama jest od Aristovów, nie mylę się?Dobrze, że nie ukrywała tego, że czasem potrafiła być ignorantką. Już dawno zapomniała nauk jednej z guwernantek, która uparcie próbowała wbić do głowy Heleny informacje o poszczególnych dynastiach, jej członkach i co ogólniejszą historię. Nie ciekawiło to młodej Wrońskiej. Wówczas niecierpliwie wyczekiwała spotkań z dziadkiem Ciechomirem, dzięki któremu mogła lepiej poznać się ze swoją genetyką i nauczyć się ją wykorzystywać w odpowiedni sposób. Parsknęła. Odchyliła lekko głowę, kubek oparła o swoje udo. — To byłby nie lada fenomen, gdyby udało ci się zahamować działania poltergeista. Chyba nie daliby ci spokoju z pytaniami — stwierdziła z czającym się w kącikach ust uśmieszkiem. Nie kpiła, nie naśmiewała się. Zdawała sobie jednak sprawę, jak co poniektóre odkrycia potrafiły śmignąć dzięki poczcie pantoflowej, przez co zainteresowani mieli problem z chwilą prywatności dla siebie. W milczeniu rozejrzała się po jego salonie. Zauważyła, że Piotr zrobił przemeblowanie, co było - według Heleny - na korzyść, bo optycznie pomieszczenie wydawało się większe. Zegar gdzieś w oddali tykał, a spokojny oddech Cara łaskotał ją po stopie. — Może i tak, ale pewnie trafi się ktoś obcy, bo sobie nie przypominam, żeby poza Aleksem ktoś inny był. Albo nie mam kontaktu, co też jest bardzo prawdopodobne — Helena nie działała tak jak Jolana czy Jekaterina, które z pewnością dbały o swoje kontakty. O większości potrafiła zapomnieć czy nie zwracać uwagi. Mimo że w pracy była dość pilna, to poza nią nie zdawała się być aż tak zorganizowana, jeśli chodzi o znajomości. Albo najzwyczajniej w świecie tym się nie chwaliła. — Nie przeszkadza mi twoje towarzystwo — dopowiedziała po chwili, kiedy pusty kubek odstawiła na stole. Wymusiła na Carze, by choć trochę się przesunął. Helena nie miałaby nic przeciwko temu, żeby Piotr jej towarzyszył przy powrocie do mieszkania. Kto wie, może zdąży ją uchronić przed kolejnym kubkiem? |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Pon Kwi 27 2020, 15:49 | | — Tak — potwierdził i przetarł twarz. Rodowe niesnaski dzieliły się na dwie kategorie: nudne i rozpalające wyobraźnię. Piotr był na tyle tolerancyjny, że nie zaperzał się w rodowych konfliktach, których początek był bardzo często datowany na pięćdziesiąt, sto lat temu. Od młodych lat wpajano dzieciom w rodach historię wraz z powiązaniami. Tych szanujemy, bo wielokrotnie nam pomagali. Tych nie cierpimy, bo sprzątnęli nam sprzed nosa dobry sojusz. Było tego mnóstwo, nie sposób zliczyć u palców jednej dłoni. — Przez wieki rody zapracowywały sobie na różne opinie. Niektórzy członkowie pamiętają o wszystkich krzywdach do tej pory i przekazują to następnemu pokoleniu. Moja matka jest z Aristovów, tak. Ich powiązania z Vankeevami, a związek moich rodziców... Sama możesz sobie wyobrazić do czego to mogło doprowadzić w kuluarach. Rodzice byli zakochani i nie chcieli słyszeć o rozstaniu z powodu nietrafionych ożenków innych. Mama na początku nie miała łatwo, mimo wkładu jaki wniosła do rodu. Mariaż był bardzo dla nas korzystny. Teraz jest już lepiej, ale może to kwestia tego, że moja matka dobitnie ukazuje wierność Romanovom — wytłumaczył, pozwalając sobie na lekki uśmiech. Zażartował, że wtedy zawdzięczałby to wyłącznie Helenie i jej długiemu językowi ponieważ sam raczej by się nie chwalił tym osiągnięciem. Podążył za jej wzrokiem, ale nie skomentował przemeblowania. — Zakochany jest, po raz pierwszy w poważnym związku i spodziewa się pierwszego potomka więc nic dziwnego, że się gdzieś zaszył — stanął w obronie Aleksandra. Znając perypetie przyjaciela czuł się do tego nieco zobowiązany. Uwaga Heleny wywołała u Piotra lekkie zawstydzenie, które przerodziło się w niepełny uśmiech. — Możemy zajrzeć razem i spróbować wspólnymi siłami przepędzić poltergeista. W domu powinienem mieć jakieś książki, które mogą pomóc. Jak oboje dostaniemy kubkiem to wtedy rozejrzymy się za profesjonalną pomocą. Pasuje tak? Pochylił się nieco do przodu, a kosmyk źle zaczesanych włosów opadł mu na czoło. — Chcesz się już położyć? Pościelę ci w sypialni. |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Pon Kwi 27 2020, 19:21 | | Helena doskonale wiedziała, jaką opinię mają Wrońscy wśród dynastii: kłótliwi, awanturujący się, często problematyczni. Przeważnie takie coś była w stanie usłyszeć, choć też były bardziej pozytywne myśli. W końcu jej rodzina nie miała sobie równych, jeśli chodzi o różdżkarstwo, a i całą energię, którą marnowali na kłótnie i awantury, zaczęli przekierowywać na sporty, w jakich się odnaleźli. Odstawała od nich o tyle, że nie była aż tak gościnną osobą i nie myślała o tym, żeby każda sprzyjająca okoliczność zasługiwała na wyprawianie imprez, na które zostanie zaproszonych multum gości. — Mhm, rozumiem — pokiwała na to pierwsze, nie mogąc się z tym nie zgodzić. Dalej nie przerywała Piotrowi, dając mu możliwość rozgadania się, do czego miał sporą tendencję. A ta absolutnie jej nie przeszkadzała; wręcz przeciwnie. W każdym razie, Lena raz pokiwała głową i gardłowo wymruczała potwierdzenie, że dalej słucha. Nie chciała mu się wcinać. Tym bardziej, że dawała sobie sprawę, jak to czasem potrafiło wybić z pantałyku. To było ciekawe. Chciała dowiedzieć się więcej na temat Romanovów i była pewna, że jeśli o to poprosi Piotra, to nie będzie trwało to długo. Sam będzie chciał podzielić się historyjkami, które najprawdopodobniej we większości znanie są rodzinie i nie zostały spisane na papierze czy przekazane komuś z pozostałych dynastii. Nie dopytywała o to, co ze sobą przyniosła Jekaterina. Mogła się domyślić, a nie chciała urazić Piotra dość bezpośrednimi stwierdzeniami. Mimo wszystko, poruszyłaby temat jego najbliższej rodziny. — O. Nie wiedziałam, że twoi rodzice byli wcześniej razem. Myślałam, że też zostało to ustalone — podsumowała, nie skrywając zdziwienia. Jeszcze za czasów młodości ich rodziców aranżowanie małżeństw było bardziej obecne niż aktualnie. To była miła odmiana. Westchnęła, złorzecząc na Aleksandra. Oczywiście, życzyła mu jak najlepiej i taka informacja była dobra. Wolałaby jednak dowiedzieć się od samego zainteresowanego, choć znowu Romanov ją zdziwił. Przystała na propozycję Piotra. Wątpiła w to, żeby im się udało, ale nikt nie bronił spróbować. Gorzej, jeśli będą szukać kogoś wprawionego w pozbywanie się poltergeistów, kiedy oboje będą mieli ślad na czole po kubkach; a tych w mieszkaniu Wrońskiej było całkiem sporo. — Poproszę. To ja pójdę się odświeżyć — zapowiedziała Helena. Niemalże równocześnie wstali, co wybudziło Cara. Niezadowolony ziewnął jękliwie i równie leniwie szedł za nimi. Urzędniczka sięgnęła po swój tobołek, aby niezbędne rzeczy wypakować i skierować się do łazienki. Czym prędzej do uszu obecnych doszedł szum prysznica. Piotr w tym czasie ze trzy razy musiał odgonić swojego psa od torby narzeczonej; najwidoczniej znowu pojawiło się w niej coś ciekawego i zapach przyciągał wścibskie zwierzę. Dopiero potem mógł zająć się przygotowywaniem łóżka. Helena nie wiedziała, ile czasu zabrał jej prysznic i ogarnięcie się po nim. Jak nie wieczorna rutyna dotycząca pielęgnacji twarzy, tak jeszcze rozczesała swoje włosy. Gdy wyszła z łazienki, pozostawiając drzwi otwarte do wywietrzenia pomieszczenia, zdziwiła się, że Piotr był obecny. Tym bardziej, że Romanov najwidoczniej był tak zmęczony i przycupnął na łóżku. Najprawdopodobniej nie zdążył się spostrzec, że mógłby się przenieść, bo zasnął i spał w najlepsze. Panna Wrońska nie miała jednak zamiaru go wybudzać. Chodząc cicho po mieszkaniu ogarnęła wszystko; czy to swoją torbę, czy pozostawione szklanki. Sama odczuwała coraz większe zmęczenie, więc nie zastanawiała się nad tym, gdzie idzie spać. Ułożyła się obok Piotra, wcześniej odwieszając szlafrok. Poprawiła kołdrę na Romanovie, a następnie swoją poduszkę. I zasnęła. / zt x2 |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Wto Maj 19 2020, 23:32 | | 27.01.1998 Wszystko zaczęło się pewnego styczniowego popołudnia, kiedy Jolana Wrońska uchyliła masywne dębowe podwoje i weszła do środka jego gabinetu, który wymagał zdecydowanego odmalowania ścian. Prawie zakrztusiłby się spożywanym na szybko posiłku, gdy dojrzał drobną posturę swojej przyszłej teściowej. Zrobiło mu się gorąco, a ręce zadrżały w poszukiwaniu materiałowej chusteczki. Najwidoczniej Wrońscy doprowadzali go do palpitacji serca. Po tym jak zapobiegliwa Jolana przekonała się, że pod biurkiem nie ma żadnej sekutnicy zasiadła w fotelu i przeszła do konkretów. Helena miała urodziny. Urodziny dla wielu były powodem do radości i okazją do hucznej zabawy. Rosjanie potrafili się bawić jak mało kto. Litry najlepszej (w innych kręgach najtańszej) wódki, tłuste jedzenie i kwaskowate zagryzki. Do tego skoczna muzyka, która podbijała nie tylko czarodziejskie serca. Piotr lubił ten dzień. Spędzał je z rodziną w petersburskim pałacu lub rzadziej, na daczy nad Morzem Kaspijskim. Obchodził urodziny tego samego dnia co matka, więc chcąc czy nie, był skazany na spędzenie czasu z rodziną. Prezenty były starannie dobierane pod gust jubilata i niekoniecznie musiał być drogi. Rodzice Piotra wpoili mu radość z małych rzeczy. Kto potrafił cieszyć się z drobiazgów był szczęściarzem. Wysłuchał Jolany ani razu jej nie przerywając (nie, żeby to w ogóle było możliwe) i notował w pamięci wskazówki. Wydawało mu się trochę dziwne, że ten dzień Helena ma spędzić tylko z nim, skoro nie należała do osób, które nie lubią swojego święta. Przyszła teściowa była jednak przekonująca w swojej mowie, roztaczając przed nim idealne wizje w których H e l e n a będzie w n i e b o w z i ę t a. Nie rozumiał skąd przekonanie, że młoda czarownica oczekuje skakania wokół niej i zabiegania o atencję. Sensualność tego zagadnienia przyprawia autora myśli o dreszcze. Piotr dopytał o szczegóły i o to jak zazwyczaj córa Wrońskich spędzała urodziny. Na odchodne zapewnił Jolanę, a tym samym Siemowita, Iwana i Jekaterinę oraz cały fanklub tego mariażu, że się tym zajmie. Zaczął od prezentu. Długi czas zastanawiał się co takiego podarować narzeczonej, aby nie odebrała prezentu jako czegoś wymagającego zobowiązującej reakcji. Rzeczy o sporej wartości materialnej nie zawsze się sprawdzały. W końcu, po kilku tygodniach zdecydował się na połączenie "gotowca" z rzeczą wykonaną ręcznie. Odwiedził jednego z czarodziejskich jubilerów, którego udało mu się namówić na udzielenie krótkiej, acz solidnej lekcji, której owocem po wielu próbach były dwie zawieszki - głowa lwa, symbolizująca ród Romanovów oraz wrona, będąca analogicznie symbolem Wrońskich. Ptak siedział na głowie drapieżnika. Wykonanie pozostawiało wiele do życzenia. Stwierdźmy, że lew wyglądał na upośledzonego, a wrona była jego czapką. Starał się ten nasz Piotr, a to w tym wszystkim najważniejsze. Kilka dni przed urodzinami Heleny wyjechał do Krasnodaru, aby wziąć udział w spotkaniach naukowych ekspertów w dziedzinie psychiatrii. Uprzedził o swojej nieobecności i obiecał przywiezienie drobnych upominków. Lubił południowe rejony Rosji ze względu na cieplejszy klimat. W dniu urodzin Wrońskiej, z samego rana napisał do niej list. Mieszkanie wysprzątał wraz z Uszką; na porządki załapał się nawet Car. Jego sierść została ostrzyżona, a spod kęp wyjrzały w końcu poczciwe brązowe oczy psiska, który reagował na imię przyszłej Pani Romanovej. Przed wyjściem do Ministerstwa upewnił się, że słodki poczęstunek ma się dobrze, a tort stoi nienaruszony w chłodzącej spiżarce. Nad kominkiem wisiał błyszczący napis "Wszystkiego Najlepszego", stolik uginał się pod prezentami, które dostarczyli bliscy Heleny. Piotr był nieco sceptyczny, szczególnie, że urodziny zawsze obchodzono hucznie i w ogromnym towarzystwie. Poprawił ostatnią girlandę, zapiął Carowi smycz i udał się po narzeczoną do Ministerstwa Magii. Ucałował jej lico na oczach kilku kolegów oraz koleżanek z pracy, ale nie powinna mu mieć tego za złe, prawda? Psisko było grzeczne, a jako, że przyszedł ciut za wcześnie zszedł do atrium gdzie zagadał go jeden z szkolnych znajomych. Ostatecznie mogli już opuścić Ministerstwo. Piotr od samego początku kierował ich do swojego mieszkania, gdzie jak obiecywał Helenie czeka na nią magnes z Krosnodaru i ciepły posiłek. — Wszystko jest, nie trzeba iść do sklepu — zaprotestował, gdy Wrońska chciała zboczyć. Kiedy znaleźli się już w mieszkaniu, a Helena przeszła do salonu nęcona obietnicą upominku, z girland wystrzeliło kolorowe confetti. Jakby jeszcze tego było mało to z podłużnej koperty wyskoczyła kartka z której dobiegał głos Siemowita i Jolany składających długie i wyczerpujące, a nawet nieco zawstydzające narzeczonych życzenia. — Sto lat — powiedział z delikatnym uśmiechem. Podszedł z niewielkim pakunkiem, który skrywał bransoletkę. |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Czw Maj 21 2020, 01:08 | | 27.01.1998 Jeśli chodziło o urodziny to Helena miała dość mieszane uczucia. Z jednej strony lubiła zabawę. Pamiętała, jak w przypadku Wrońskich takie uroczystości były głośne, huczne oraz pełne jadła i zabawy. Przy takiej liczbie gości liczyło się z tym, że będzie jakaś kłótnia czy inna afera. Jeśli zyskało to na sile, to inni starali się to jakoś uspokoić; często też kończyło się na tym, że obie strony konfliktu mogły wykłócać się poza centrum zabawy i przekonać się, kto miał rację. W każdym razie - rodzina miała podejście, że to jest doskonała okazja, żeby winszować, bawić się i świętować. Z drugiej strony - nie miała nic przeciwko ciszy. Miło było spotkać się w kameralnym gronie, złożyć życzenia, podzielić się poczęstunkiem i deserem. Otwarcie prezentów czy przyjęcie życzeń, które potrafiły być długie - także wliczało się w to wszystko. Po kancie patrząc - perspektywa zapraszania dalszej rodziny, z którą kontakt ograniczał się do "ach, wiem, kto to", na urodziny było dla Heleny zbyt absurdalne. W ostatnim czasie, jak rozmawiała z Jolaną i Siemowitem, to oczywiście pojawił się temat ślubu i wesela. Matka wyraziła pewną obawę, że całą przyjemność przygotowań przygarnie Jekaterina; najwidoczniej musiała podsłyszeć niechęć kobiety co do zdobień, jakie mogły pojawić się u Wrońskich. Siemowit zaś ją uspakajał, że przecież nie ma o co się martwić. Został zrugany za żart, że dla niego równie dobrze to mogą wziąć ślub w towarzystwie świadków. Jak będzie papier to jemu wystarczy. W każdym razie, pani Wrońska wspomniała o konieczności zorganizowania listy gości, wymieniając między innymi dalszych członków rodziny. Helena szybko zaprotestowała, że nie zamierza zapraszać każdego po kolei, bo to nie ma sensu. Zagadnęła jeszcze czy matka pomyślała o czymś tak absurdalnym jak zaproszenie ciotki Ścibory, która przy spotkaniu z nestorem Romanowów, rozpęta wojnę między dynastiami, bo oboje będą próbowali zaleźć sobie za skórę. Dobrze, że temat sprowadził się na tory, które zdecydowanie bardziej interesowały Jolanę. Mianowicie - jak tam kontakt z Piotrem? Helena, niczego nie podejrzewając, przyznała się, że dobrze jej się rozmawia, że znajdują coraz więcej tematów. Jeszcze usłyszała komplement o zdjęciach z jej i Romanowa wycieczki... Przed pracą zdziwiła się - ale jedynie na korzyść narzeczonego - listem od zainteresowanego. Zanim opuściła mieszkanie odpisała czym prędzej i posłała rozleniwionego Ilika, który jak co roku pewnie spodziewał się od groma orlich gości, którzy coś będą przynosić. W samym Prikazie zaś miała luz. Mały poczęstunek w postaci jakiejś blachy zakupionego nieopodal miejsca pracy ciasta, odebranie i podziękowanie za życzenia od osób pracujących biurka obok. Poza tym dzień minął całkiem standardowo - papiery, zwierzyna, krótkie rozmówki przy przerwie na herbatę. Przywitanie ze strony Piotra i wymowna wymiana spojrzeń między koleżankami nieznacznie zawstydziły Helenę, która otrzymała przed wyjściem niewielki pakunek. Nie pozwoliła Romanowowi na to, żeby długo czekał, a i najwidoczniej współpracownicy postanowili być łaskawi w dzień urodzin. Spacer był przyjemny. Niezobowiązująca rozmowa nie sprowadzała się na tory dotyczące urodzin czy pobytu Piotra w Krasnodarze. Helena upierała się, żeby wstąpić do sklepu, nawet ze dwa razy o tym wspomniała. Odpuściła, gdy Romanov zapewnił ją, że wszystko ma. Ściągnęła obuwie i odzież wierzchnią. Torebkę odłożyła gdzieś wyżej, żeby Car nie zaczął w niej grzebać; podobnie uczyniła z pakunkiem, który dostała w pracy. Nie podejrzewała niespodzianki, jaka została dla niej zorganizowana. Zatem wszedłszy do salonu z pewnością się zdziwiła. Jak i zażenowała nieziemsko. Piotr mógł zobaczyć, jak zawstydzenie zaraz pojawia się na policzkach Heleny, podbijając jej rumieńce od zimna. Teraz jednak było zdecydowanie goręcej niż można było sobie wyobrazić. Młoda Wrońska wysłuchała życzeń od rodziców, zerkając co i rusz na swojego narzeczonego. — Dziękuję — wymamrotała, marszcząc nos. Aż nie wiedziała jak zareagować, więc Piotr mógł usłyszeć cichy chichot, który wyrwał się z gardła Leny. Kobieta nie rozpakowała jeszcze pakunku. — Niech zgadnę. Moja mama? — jej pytanie wyraźnie nawiązywało do niespodzianki. |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Sob Maj 23 2020, 18:43 | | Ich matki zdawały ze sobą współpracować, ale obie nie darzyły się zaufaniem na tyle, aby nie posądzać drugiej strony o przejęcie sterów. Kobiety były w podobnym wieku i obu przyświecał podobny cel - szczęście ich dzieci. Jekaterina miała szczerą nadzieję, że wybrała dobrą kandydatkę na synową. Co prawda nigdy nie rozmawiała z Heleną dłużej niż niezobowiązująca pogawędka. Bardziej polegała na opiniach i relacjach Jolany, która niekiedy szczerze komentowała swoją latorośl. Zapracowana indywidualistka, odkładająca ważne sprawy na później. Wypisz wymaluj Piotr. Tak wtedy Jekaterina skomentowała podsumowanie Wrońskiej, czując jak kamień spada jej z serca. Podobne charaktery miały szanse na długi i zgodny związek. Nie była zwolenniczką przeciwieństw. Tylko pozornie się to sprawdzało w relacjach dwójki osób. A ona nie chciała, aby jej dzieciaczki otrzymały łatkę rozwodników. Wstyd w rodzinie. Iwan miał podobne podejście, choć skrywał to za bardziej szowinistycznym podejściem. Byleby dała zdrowe dziecko; byleby miała szerokie biodra i nie była za brzydka; byleby wstydu nie przynosiła; Wrońska? Duh. W każdym razie wierzyli, że przy Piotrze nie będą mieli takich problemów jak przy pierworodnym. Piotr lubił pisać listy, dlatego słanie czegokolwiek do Heleny było przyjemne. Pismo miał schludne i czytelne, także adresat nie mógł narzekać. Od chwili, gdy lepiej poznawał narzeczoną tym łatwiej było się rozpisywać i dzielić swoimi spostrzeżeniami z dnia codziennego. Przykładem było streszczanie podróży lub kwestii nad którymi pracował. Helena słuchała, a on to doceniał. Spoglądał na Helenę i odczuwał zażenowanie. Sytuacja wydawała się nienaturalna i po prostu dziwna. Ot, ktoś kto nie znał jej jeszcze zbyt dobrze wyprawiał jej urodziny bez gości i zabawy. Intencje Jolany być może były szczere, a zarazem przekroczyła jakąś granicę. Na dodatek życzenia... Co się działo z ich rodzicami? Czuł się zakłopotany, łatwo było to spostrzec. Chichot w tej sytuacji był zrozumiały, a zarazem dziwny. — Twoja matka potrafi być przekonująca — odpowiedział, ruszając się z progu salonu. Skierował się do spiżarki z której zamierzał wyjąć tort z trzydziestoma czterema świeczkami. — Przy torcie złamałem wytyczne, taki ze mnie buntownik. Mam nadzieję, że będzie ci smakował. Chcesz? — zauważył, że nie otworzyła jeszcze prezentu jaki jej podarował. Pomyślał, że mógł jednak kupić gotowca. Książkę o zwierzętach. To zdecydowanie powinna być książka. Car zakręcił się wokół nich węsząc za jedzeniem. Spróbował confetti i zaraz memlał ozorem chcąc pozbyć się płatków z pyska. |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Nie Maj 24 2020, 15:15 | | Helena od samego spotkania w restauracji miała wrażenie, że Iwan niespecjalnie do niej pała sympatią, a cała decyzja o tym, kto ma zostać narzeczoną Piotra, należała do Jekateriny. Zachowanie Romanovej przypominało jej czasami jej matkę, która - zmotywowana, rozochocona czy zainspirowana - zaraz, jak najszybciej, jak najprędzej, chciała coś osiągnąć czy załatwić daną sprawę. Jej ekspresyjność i energia z pewnością wpasowały się do Wrońskich, z którymi szybko udało jej się złapać kontakt. I to nie tylko dzięki sojuszowi, jaki był między dynastiami. Między innymi przez umysł Leny przechodziły myśli czy i jej uda się dogadać z teściami i pozostałą częścią rodziny Piotra. Byli odmienni od Wrońskich. Nie wykłócali się, byli poważniejsi i skupieni na polityce, która właściwie mało co interesowała Helenę. Sam psychiatra już zdążył jej opowiedzieć, że organizowane są wieczorki rodzinne, podczas których dyskusje kręcą się wokół polityki, ostatnich wydarzeń i dalszych tematach, jeśli ktoś je poruszy. Mimo wszystko, Helena odczuwała pewną presję, a zarazem zachciało jej się kręcić nosem. Zwłaszcza gdyby doszło do gadek dotyczących wnuków, o czym już ich matki zdążyły parokrotnie wspomnieć. Czytając listy od Piotra, Wrońska najczęściej skupiała się wpierw na charakterze pisma, który był przede wszystkim schludny i czytelny. Całkiem inny niż można było spodziewać się po uzdrowicielach, którzy niespecjalnie dbali o to jak piszą. U siebie zdążyła zauważyć, że ciągłe notowanie, przy tym dość pospiesznie, byle tylko zapisać i odbębnić spowodowało, że pismo Heleny się zepsuło; niby miało w sobie to coś, ale było nieczytelne i niedbałe. Może i w tej sprawie zacznie zyskiwać jakiś kompleks? Helena uśmiechnęła się. — Moja matka to uparta oślica i jeśli wie, że jest szansa, to będzie długo męczyć — powiedziała bezpardonowo, odciągając dłoń od pakunku, żeby położyć na ramieniu Piotra. — Przynajmniej oboje choć trochę jesteśmy zażenowani. I pomyśleć, że to za każdym razem przez naszych rodziców — napomknęła żartobliwie, zauważając wcześniej dyskomfort u Piotra. Sama czułaby się dziwnie, gdyby Jekaterina wyprosiłaby u niej wyprawienie jej synowi urodzin w tak dziwny sposób. — Ale żeby nie było, doceniam starania, naprawdę. Odczuła, że Romanov potrzebował takiego zapewnienia. — Chcesz mi powiedzieć, że w tym roku nie będzie biszkoptu przekładanego orzechowym kremem? — zagadnęła i zaraz pokiwała głową. Nie odmówi czemuś słodkiemu, zwłaszcza w dzień urodzin. Spojrzała na Cara, gdy ten zaczął kręcić pyskiem z niezadowoleniem. Radził sobie, więc Helena nie zbliżyła się do zwierzęcia. Sama zaś zajęła miejsce na kanapie, aby rozpakować ostrożnie pakunek. Romanov pewnie bacznie obserwował narzeczoną, więc nie umknął mu uśmiech, który pojawił się na jej twarzy. Kobieta parsknęła, zerkając na dość cudaczną zawieszkę. Opakowanie odłożyła na bok i zbliżyła się do mężczyzny. — Zapniesz mi? — poprosiła, wyciągając w jego stronę obie ręce. Jedna, na której miała zawisnąć bransoletka, a drugą ze wspomnianą biżuterią. — Sam robiłeś? |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Wto Maj 26 2020, 00:46 | | Śluby zawsze były idealną okazją do wykazania się przez kobiety w rodzie. Poza Jekateriną i Jolaną, do pracy ruszą zastępy kuzynek ciotek i babek. Wytworzenie ozdób, doradzanie w kwestii menu, wyboru sukni i garnituru, ubrań gości i świadków... Wszystko na takich uroczystościach należało dopiąć na ostatni guzik. Wydarzenie miało być spektakularne i godne zapamiętania, aby kiedyś mówiono o nim samych superlatywach. Każdy najdrobniejszy szczegół wymagał dopracowania. Czyli wszystko to co na razie zostawało poza zasięgiem narzeczonych. Piotr nie zaprzątywał sobie tym głowy. Wszelkie siły kierował na osobę Heleny. Ludzie poznawali się przez różne sytuacje. Jedną taką przerabiali właśnie teraz. Przyjęcie urodzinowe w wersji dla dwojga. Czy w ogóle wiedziała kiedy on ma urodziny? Ma się spodziewać rewanżu? Wątpliwe, aby Jekaterina posunęła się do tego co Jolana. Prędzej wystosuje zaproszenie na przyjęcie w posiadłości Romanovów. Podrapał się po policzku. Pod palcami wyczuł początki zarostu. Nie wyglądał na kogoś zdziwionego lub zniesmaczonego słowami Wrońskiej o matce. — Dziękuję, potrzebowałem potwierdzenia — odpowiedział żartobliwie. — Dzięki naszym rodzicom czuję się jak nieporadny nastolatek. Tort był okrągły i dwu poziomowy, przekładany bitą śmietaną. Śmietankowy z owocami i oprószony kawałkami gorzkiej czekolady. — Niestety. Urodziny to świetna okazja do spróbowania czegoś nowego. Być może egoistycznie wybrał swój smak, kto wie. Odstawił tort na środek stolika, pilnując aby Car nie wykorzystał okazji. Przyglądał się uważnie reakcji Heleny, kiedy otwierała prezent. Czekało na nią wiele innych, ale nie oszukujmy się - ten był najważniejszy. — Po czym poznałaś? — zapytał zaczepnie, sondując dalsze reakcje. — Do złotych godów nabiorę wprawy. Obiecywał, groził. Zwał jak zwał, a najwidoczniej przyzwyczajał się do myśli, że zwiążą się węzłem małżeńskim na dobre i na złe. Powtarzał sobie pozostawienie Helenie wyboru i nie stwarzanie problemów, gdy w jej życiu pojawi się inny mężczyzna. Dopiero małżeństwo utrudniało pewne aspekty, lecz nadal pozostawało rozwiązanie. Ciepłe palce musnęły kobiecy nadgarstek na którym zawisła bransoletka. |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Wto Maj 26 2020, 19:06 | | Wrońska nie chciała myśleć o całym zastępie pomocnic. Przynajmniej w momencie organizowania i kolejnych porad, które we większości niespecjalnie ją interesowały. Nie chodziło o to, że te na nic się nie przydawały, ale po prostu łatwo było wyłapać, że rady głównie dotyczą ich gustu: jak one by to zrobiły, jak one to widzą, jak to najlepiej będzie wyglądać. Każdy miał swój zmysł estetyki i Helena na własny nie narzekała. Zatem nic dziwnego, że niespecjalnie widziało jej się, żeby ktoś jej wmawiał jak coś ma wyglądać. Albo po prostu jej uparcie i niechęć do szczebiotania tak bardzo ją przed tym blokowała. — Bo tak nas traktują — odparła bezpośrednio i pewnie. — Poczuli się zobowiązani do wybrania drugiej połowy, a teraz najchętniej ciągle za rękę będą prowadzić. No i przy tym wypominać — napomknęła, mimo wszystko uśmiechając się do Piotra. Mogli ponarzekać, powzdychać, ale niewiele to wnosiło w zmianach. Przez myśl Helenie przeszło, żeby sami powoli zaczęli wpływać na swoje decyzje, choćby wspomniana wcześniej organizacja ślubu i wesela. Obawiała się, że jeśli dalej tak pójdzie to równie dobrze może zapomnieć o życiu prywatnym, a to z pewnością zaczęłoby jej przeszkadzać. — Ktoś jeszcze przyjdzie? — zagadnęła, zerkając na tort. Był na tyle duży, że mogła spodziewać się gości. Jeśli jednak odpowiedź byłaby przecząca Helena nie czułaby zawodu, a smutek nie pojawiłby się na jej twarzy. Wspomniałaby, że o tym pomyślała, bo tyle tego ciasta. Może i lubiła słodkie, ale nie lubiła się przejadać. Szkoda było marnować jedzenie. — Bo pierwszy raz widzę tak mocne nawiązanie do naszych rodzin, a jubilerzy, mimo wszystko, przykładają większą wagę do zamówień — odparła delikatnie, nie chcąc urazić Piotra. Oboje jednak zdawali sobie sprawę, że na samym początku nie idzie tak perfekcyjnie, jakby się chciało. — Och, mówisz, że za pięćdziesiąt lat powtórka? — parsknęła i podziękowała za pomoc. Bawiła się zawieszką, obracając ją w palcach. — Czy to jest jakaś sugestia? — spojrzała na Piotra. — Że ja, wrona, wejdę ci na głowę, lwie? |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Wto Maj 26 2020, 23:15 | | Szczęśliwie, mężczyźni w takim układzie mieli zdecydowanie łatwiej. W końcu to mężczyznom wszystko wybaczano i zawsze znajdowano wyjaśnienie, którego winę ponosiły kobiety. Piotr mógłby przepaść i wypłynąć chwilę przed ślubem, a nikt nie powiedziałby na niego złego słowa. No, poza Heleną. Dobrze, że miała gust. Romanov również, choć należało brać pod to poprawkę z podziałem na płeć. Orientowała się już w wystroju jego mieszkania. Nie wyglądało najgorzej, rośliny cieszyły oko zielenią, a nie poschniętymi badylami. Obrazy, ozdoby miały szczególne względy u Piotra, który umiejętnie dopasował je do metrażu mieszkania dbając o to, aby nie były przytłaczające. Prychnął. Żywo, młodzieńczo i z rozbawieniem. Jakże to wszystko poważnie brzmiało w ustach młodej czarownicy! — To rozczulające jak bardzo im zależy na naszym szczęściu — powiedział z niejednoznaczną nutką w głosie. Przez chwilę nawet coś dziwnego pojawiło się w jego spojrzeniu niebieskawych oczu. — Nie, tylko ja — odparł lekko, najwyraźniej niezrażony intencją pytania, które mogło oznaczać nadzieję na spędzenie tego czasu w większym gronie. — Twoja matka uznała, że ten dzień musisz spędzić koniecznie ze mną. Zupełnie jakby to były moje urodziny... Ewentualnie masz jeszcze Cara i kanarki w sypialni, ale to tylko wtedy jeśli będziesz już miała dość mojego towarzystwa. A ciastem się nie przejmuj, jest jeszcze masa przekąsek, którymi Car z pewnością nie pogardzi — uśmiechnął się, mimowolnie mierzwiąc ręką włosy. — W każdym razie tort może zostać jeszcze na jutro, zjesz sobie na śniadanie. Prezenty i kartki masz tutaj — wskazał na solidną górkę, gdzie Wrońscy stanęli na wysokości zadania — Podziwiam Jolanę w organizacji tego wszystkiego...Westchnął. — W sensie widać od razu robotę partacza? Cóż, mogłem zlecić Fabergé wykonanie cuda ale wtedy nie byłby to prezent ode mnie. Mówię, że nabiorę wprawy. Na każdą większą okazję otrzymasz kolejną zawieszkę — Piotr, niszczyciel dobrej zabawy. Może poczuł się urażony? — Pod wyglądałoby niestosownie, nie uważasz? — zapytał uprzejmie. — Materiał rozmiękł więc musiałem improwizować, ale twoje wytłumaczenie do mnie trafia. W końcu w rodzinach to mężczyzna jest głową, a kobieta szyją. Wyjął świeczkę w ulubionym kolorze Heleny i wetknął w środek tortu, a następnie zapalił. — To teraz życzenie i dmuchaj. Car, ani mi się waż. Na swoje miejsce! |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Sro Maj 27 2020, 00:07 | | — To już zakrawa o przerażające, nie rozczulające — dopowiedziała. Niewiele brakowało, żeby Helena wycelowała palcem w sufit, pokazując tym samym swoją złotą myśl. Mogła się zgodzić, że te starania miały urok. Miała jednak wrażenie - zresztą, całkiem słuszne - że rodzicom, póki co, bardziej zależy niż im samym. Nie mogłaby powiedzieć, że ani ona, ani Piotr nic nie robili. Jeśli już - to wszystko było zdecydowanie subtelniejsze, płynne niż w przypadku ich opiekunów. — Car nie powinien tyle słodkiego zjadać. Właściwie to w ogóle — stwierdziła, nie zauważając tym razem żartobliwości w tonie Piotra. Psisko zaś mruknęło coś i dmuchnęło w rozsypane confetti. — Ale nie powinieneś tak sądzić. Jeśli twoje towarzystwo będzie mi przeszkadzać lub będę miała cię dość, jak twierdzisz, to dowiesz się o tym. Jako pierwszy i najszybciej — zapewniła; trudno powiedzieć czy była to obietnica, która miała obowiązywać aż do śmierci, czy chodziło jej tylko o dzisiejszy dzień. Pokiwała głową, zerkając na stos prezentów i kartek. Mogła zgadywać, co od kogo było, ale miała wystarczająco czasu. Mruknęła pod nosem, że później tym się zajmie; miała ciekawsze zajęcie w tej chwili. — To prawda. Zresztą, takie prezenty, własnoręczne, mają dużo więcej uroku i znaczenia. To jest miłe — przytaknęła, niezrażona jego urażeniem. Nie odebrała tego tak, nie miała też takich intencji. — I tak wyszło ci lepiej niż można by się spodziewać. U mnie to pewnie skończyłoby się na tym, że dostałbyś jedynie bransoletkę, bo zawieszka albo by odpadła, albo by wyglądała tak badziewnie, że lepiej byłoby ją zerwać — posłała szerszy uśmiech mężczyźnie. Mimo wszystko już zaczęła zastanawiać się, jaki prezent powinna mu zorganizować, żeby choć trochę dorównał tym staraniom, jakim wykazał się Piotr. Była jednak ciekawa, o jakich okazjach mówił, na które planuje już polepszać warsztat i robić kolejne zawieszki do biżuterii. — Teraz to zabrzmiało dwuznacznie — wypaliła po dłuższej obserwacji, podczas której milczała. Miała głowę przechyloną na bok. Włosy wylądowały na jej ramieniu i odsłoniły ucho ozdobione prostym, złotym kolczykiem w kształcie kółka. Nic szczególnego. — Pod to w sumie by wyglądało, jakbyś chciał Wronę zabić — sprostowała, choć to i tak nie polepszyło wcześniejszej myśli Heleny. — Kobieta może być też i głową, i szyją, pamiętaj, że u mnie nestorką jest Gertruda — Wrońska obserwowała dalsze przygotowania Piotra. Jak wyciągnął świeczkę w ciemnozielonym kolorze. Pocieszyło ją to, że była to jedna świetlna ozdoba, a nie paręnaście, co odpowiadałoby liczbie jej urodzin. Parsknęła cicho na niezadowolonego Cara, który ściągnął łapy ze stołu i usiadł. Patrzył niemalże błagalnie. Helena wpatrywała się w ogień. Zaczęła zastanawiać się nad życzeniem. Zdmuchnęła świeczkę. Z utrudnieniem. Musiała drugi raz dmuchnąć. |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Sro Maj 27 2020, 23:49 | | — Nie? O ja głupi. Słyszysz Car? Nie możesz jeść słodyczy — zwrócił się do zwierzaka, który odwzajemnił spojrzenie. Nie był zadowolony ze słów Heleny, co ta mogła odczuć poprzez swoje poświstowe czary mary. O których Piotr nadal, bądź jeszcze nie wiedział. — To dobrze. Szczerość w związkach jest ważna — przytaknął z uśmiechem, ale spojrzenie pozostawało badawcze. Niech się Helena zastanawia, aby mogła sprostać urodzinowemu wyzwaniu! Prezenty wykonane własnoręcznie miały specjalne znaczenie i nastręczały wiele trudności. Bo jak tu wymyślić coś co przypadnie do gustu drugiej osobie? Nie każdy lubił handmade. — W mojej rodzinie dajemy sobie wyłącznie własnoręcznie robione rzeczy. Po tylu latach są to już głównie kartki. Niczego jednak od ciebie nie wymagam, nie każdy musi to lubić — odparł. Taki z niego łaskawca. W końcu nie chodziło w tym o to, aby ktoś się męczył lub wydurniał, ponieważ druga osoba liczy na ręcznie wykonany prezent. Helena mogła zauważyć, jak nieznacznie lico Piotra się zarumieniło, a spojrzenie uciekło w bok. Najlepiej było zostawić już temat położenia lwa na wronie lub też wrony na lwie. — Pamiętam, pamiętam. W końcu Gertrudzie zawdzięczamy pierwszą sprzeczkę i moje przeprosiny — spojrzał na Helenę, na prosty i łatwy do zapamiętania złoty kolczyk. Zaczął się krzątać wokół jubilatki, ale nie powinna się przyzwyczajać. Jeszcze się na następne lata rozleniwi i będzie chciała mieć wszystko podane pod nos. Uśmiechnął się na widok zdmuchującej świeczkę Wrońskiej, mając też na oku Cara, który robił rundkę dookoła nich. Znał swojego psa na tyle, aby wiedzieć że ten się tak łatwo nie podda. Podał czarownicy nóż i talerzyki. — Czyń honory, a ja tej paskudzie dam konserwę to może się zlituje i odpuści choć na chwilę — powiedział z westchnięciem, przechodząc do aneksu kuchennego, gdzie chwilę pogrzebał w spiżarce. Niedługo potem Car mógł zająć się pałaszowaniem mięsnego przysmaku. Gdy Helena zapytała o wino, wskazał gdzie znajdzie. Umył ręce i powrócił na kanapę. — Ze słów twojej matki zrozumiałem, że obchodzicie w rodzinie urodziny dosyć hucznie. To tak jak i u nas, dlatego zdziwiłem się jej prośbą. Kamień spadł mi z serca, gdy powiedziała, że lubisz świętować. Nie byłoby nic gorszego od wyprawiania urodzin komuś kto tego nie znosi. Co lubisz w tym dniu? — zagadnął, rozsiadając się wygodniej. W dłoni trzymał talerzyk, a w drugiej widelczyk, którym skubał tort. Bita śmietana była niesłodka, dzięki czemu nie miało się uczucia przesłodzenia. |
| |
Kaliningrad, Rosja 34 lata poświst błękitna bogaty urzędniczka-badaczka, Prikaz ds. Magicznej Fauny i Flory |
Czw Maj 28 2020, 22:09 | | — U nas... to mieszane — przyznała Helena. Nie czuła się tym zawstydzona. Dla jednych wygodniej było zdziałać ze swoją kreatywnością, a inni woleli kupić coś i mieć pewność, że to się nie rozpadnie. Nie wszyscy byli utalentowani manualnie lub też nie mieli wystarczającej cierpliwości co do przygotowań i całej robocizny. — Ja właściwie uzależniam od osób. Są tacy, co lubią własnoręczne prezenty. Ale znajdą się też ci, co jednak chcą coś praktycznego i najlepiej z salonu. Zdążyłam się o tym przekonać — nie była rozżalona z tego powodu. Była to gafa, ale zdarza się najlepszym! Właściwie była w stanie zrozumieć obie strony. Helena jednak już coś zaczęła planować. Wrońska uśmiechnęła się do narzeczonego. Dobrze, że pamiętał. Zarówno sprzeczkę, jak i to, kim jest Gertruda, choć dla osoby lubującej się w historii i polityce była to raczej podstawa podstaw, żeby orientować się w tym, co dzieje się aktualnie. W każdym razie, przeszło jej przez myśl czy ta ich pierwsza sprzeczka nadaje się do zawieszki, którą Piotr mógłby zrobić. Niby nie jest to czymś, co warto byłoby pamiętać, ale i tak będą, bo zaczęli od dość poważnej tematyki. Ktoś, kto nie potrafił przyjąć krytyki lub obrażał się równie szybko, co łatwo, to już mógłby to uznać za zniewagę dynastii... Lenę jednak pocieszało to, że mimo iż Piotr mógł się z tym nie zgadzać, to najzwyczajniej w świecie przeprosił. Uczyniła honory. Dokładnie, choć niespiesznie, zaczęła kroić ciasto. Zagalopowała się na tyle, że już po prostu zaczęła przekrajać całość, ażeby zaoszczędzić ogrom czasu, który musiałaby poświęcić na krojenie przy każdej ochocie na tort. Wydzieliła po kawałku, zagadnęła o wino i kieliszki, które następnie zostały napełnione cieczą. — Przeraża cię myśl, że mogłabym lubić urodziny jedynie w odosobnieniu? — zagadnęła przyjaźnie. Rozsiadła się wygodnie na kanapie, odruchowo wciągając nogi na siedzisko. — Jakoś w tym roku byłam na tyle przejęta myślą, że zaraz ślub i trzeba zacząć się do tego przygotować, że nie zorganizowałam urodzin. Planowałam wyspać się po zrobieniu porządnych zakupów — przyznała bezpardonowo. Nic z tego nie wyszło, co nie znaczyło, że Wrońska była niezadowolona. Gołym okiem Piotr widział, że podobało jej się tak, jak było. Helena oblizała łyżeczką w zamyśleniu. — Prezenty i życzenia — posłała Romanowowi uśmiech. — Ale poza tym... Nie wiem. Z jednej strony wstaję po prostu z dobrym humorem, lubię się przygotowywać, choć nie stroić jak choinki bożonarodzeniowe... Trudno mi powiedzieć, co w tym lubię. Czego nie lubię to łatwiej. Pogoda niezbyt dopisuje i zawsze jest zimno — westchnęła, nabierając ciasta na łyżeczkę. — A ty? Co lubisz?Tort jej smakował, o czym nie omieszkała nie wspomnieć Piotrowi; pochwaliła jego zbuntowanie się. |
| |
Petersburg, Rosja 33 lata błękitna bogaty magomedyk, psychiatra i terapeuta |
Czw Maj 28 2020, 23:39 | | Piotr potrafił przyznać się do błędu, a także wiedział kiedy należy odpuścić. Poza tym nie lubił ranić czyichś uczuć, szczególnie bliskich. Helena powoli stawała się taką osobą. Zależało mu na dobrej relacji opartej przede wszystkim na szacunku. Nie nastawiał się na miłość, ani wybuch namiętności. Mogło to przyjść z czasem, temu nie zaprzeczał. Czekał na dobry moment żeby poruszyć ten temat z Heleną; takowego na razie nie było, a nie chciał wyjść na dziwaka. Pokiwał głową, choć rozmówczyni nie domagała się potwierdzenia, że jest słuchana. Car po sutej, mięsnej uczucie łaskawie zgodził się nie czaić na słodkości. Zerknął czy zmieści się na kanapie, ale ostatecznie uznał, że wskoczy na fotel w którym ledwo się mieścił. Ze swojego miejsca mógł mieć na oku zarówno Helenę, jak i swojego pana. Czarownica mogła odczuć jego zadowolenie. Szybko wkupiła się w psie łaski. Romanov przekrzywił nieco głowę, jakby nie do końca wierzył słowom. Uśmiech zagościł w kąciku ust. Ślub tak zaprzątnął jej myślami, że gotowa była zapomnieć o własnych urodzinach? Przeżywała to bardziej od niego, albo on po prostu nie poświęcał temu aż tyle czasu. — Lubię rodzinną atmosferę — wyznał bez dłuższego namysłu. Odstawił talerzyk na stolik. — Mam urodziny tego samego dnia co mama, więc od zawsze wyprawiamy wspólnie urodziny. Zjeżdża się cała rodzina, są rozmowy, życzenia, prezenty... W niczym to nie odbiega z pewnością od urodzin w twojej rodzinie. Tego dnia po prostu panuje inna atmosfera. Czuje się przynależność... Wiele osób, które znam nie lubi urodzin bo licznik bije. Lata lecą i czują się przez to ograniczeni. Ja tak na szczęście nie mam. Nie czuję się nawet na swoje lata... Może dlatego tak zwlekałem z aktywnością w życiu towarzyskim. Uśmiechnął się na pochwałę. Upił solidny łyk wina. — Może wybierzemy się gdzieś na kilka dni? — zapytał niespodziewanie. Wycieczkę do Wyborga mile wspominał. |
| |
| | |
| |
|