|
|
|
|
|
Wto Kwi 21 2020, 19:22 | | Sypialnia Znajduje się na antresoli, prowadzą do nie drewniane schody. To przestronne pomieszczenie mieszczące w sobie duże łóżku o wysokiej, drewnianej ramie, a także średnich rozmiarów szafę. Na niskim nocnym stoliku stoi niepozorna, błękitna lampa dająca delikatne, lekko przytłumione światło, a zaraz obok leży zawsze jakaś książka, z której wystaje skrawek zakładki. Po lewej stronie znajdują się drzwi prowadzące do łazienki, a po prawej okrągłe okno wpuszczające do środka wystarczającą ilość światła, aby obudzić go o poranku, zapewniając mu jednak poczucie intymności i swobody.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Sob Maj 09 2020, 17:01, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Alicante, Hiszpania 27 lat półkrwi zamożny właściciel zakładu pogrzebowego Eden |
Pią Kwi 24 2020, 15:12 | | 1.01.1998 Nawet nie podejrzewałem, że do tego dojdzie. Gdyby gęste, gorące jak rozżarzone węgle pożądanie nie przyćmiewało Rafaelowi zdrowego rozsądku, słowa te, wypowiedziane jeszcze w ogrodzie wbiłyby się w myśli jak ostry klin, wywołując całą lawinę sprzecznych rozważań. Nie podejrzewał, czyli nie chciał? Czy to wszystko nie działo się za szybko? Czy on sam nie był zbyt bezpośredni? Czy, jeśli, a gdyby tak... Och na litość, czasem należało po prostu żyć, a o resztę martwić się później. Jak teraz, kiedy drzwi do mieszkania wreszcie ustąpiły, a potem zamknęły się z hukiem przecinającym klatkę schodową jak grom wraz z popchniętym na nie ciałem koronera. W momentach, w których należało, Rafael zachowywał się do bólu przyzwoicie – to on przecież zasugerował zejście ze ścieżki w ogrodzie u Oneginów, by nie prowokować potencjalnych plotek, trzymał też ręce w kieszeniach odsunięty o stosowny krok, gdy Artemi walczył z upartym zamkiem. Był wzorem cnót i dobrych manier, tym typem kawalera, którego nie wstyd przedstawiać rodzicom. A kiedy nikt niepożądany nie patrzył, maska opadała. Napierając na tors Artemiego i po raz kolejny tego wieczoru sięgając jego ust własnymi, czuł te same dreszcze sadowiące się na ramionach, spływające wzdłuż kręgosłupa, rozbiegające się tuż pod powierzchnią skóry w trudnych do nazwania wzorach. Dłońmi bezwiednie zaczął gonić po podobnych ścieżkach wytyczonych na ciele Kuragina, czując każde jego drgnięcie, zaczynając się uczyć, gdzie musiał dotknąć, by wywołać reakcję. Na boku, w zagłębieniu tuż przy obojczyku, na pasie skóry na biodrze, który odsłonił, częściowo wyszarpując jego koszulę ze spodni. Nie umiał i nie chciał próbować zwolnić, za cel stawiając sobie doprowadzenie do tego, by zobaczyć, jak mięśnie drgają pod jego skórą, kiedy gwałtownie bierze wdech, jak rozchyla usta obdarowywany przyjemnością i jakie dźwięki sypią się przy tym z jego gardła. Chciał tego wszystkiego. I tylko tego, nie pozwalając sobie na choćby ulotną myśl o tym, co mogło leżeć poza tą jedną nocą. Delikatnie, niemal pieszczotliwie objął dłonią nagrzany kark Artemiego, sunąc kciukiem tuż pod zagłębieniem przy szorstkiej szczęce, po czym bez ostrzeżenia przygryzł jego wargę, uśmiechając się samym kątem ust. |
| |
Archangielsk, Rosja 31 lat cień błękitna majętny magomedyk sądowy w szeregach Białej Gwardii, koroner |
Nie Kwi 26 2020, 13:41 | | Nawet nie podejrzewałem… To wcale nie miało zabrzmieć w ten sposób. Ta myśl wciąż tłucze mi się w głowie, gdy wciąż trzymam cię za rękę, a siła teleportacji lekko ściskająca za żołądek przenosi nas pod moje mieszkanie. Nie przypuszczałem, że w ogóle zechcesz ode mnie czegoś więcej, wciąż tli się we mnie to cholerne poczucie niepewności. Cząstka mnie wciąż wierzy, że nie jestem wystarczająco dobry, że przecież nie mógłbym być dla kogoś kimś więcej niż tylko Kuraginem, że można widzieć we mnie coś więcej niż tylko szlachetną krew, z którą wcale sobie aż tak dobrze nie radzę. Chyba wątpiłem w to nawet będąc z Jurijem. Tak cholernie zapatrzony, ślepy na wszelkie niedoskonałości, wady zarzucający jedynie sobie, choć przecież byliśmy w tym razem. Ale teraz nie chcę o tym myśleć, nie gdy twoje rozgrzane ciało napiera na mnie, gorączkowo zdzieram z siebie frak, odrzucając go gdzieś wgłąb korytarza. Łopatki wbijają mi się w twardą powierzchnię drzwi, czuję twoje ręce błądzące po całym moim ciele, pocałunki, gdy odchylam do tyłu głowę pozwalając ci wodzić po skórze rozgrzanym oddechem. Cały drżę pod dotykiem twoich dłoni, odginam się lekko biodrami od drzwi, żeby pomóc ci niemal wydrzeć ze spodni koszulę. Z moich ust wydobywa się głośne westchnienie, gdy przygryzasz moją wargę, Nie muszę otwierać oczu, żeby wiedzieć, że odwzajemniam delikatny uśmiech. Znowu nie mogę oddychać. Przejmuję inicjatywę, obejmując cię w pasie i popychając na ścianę, wodzę dłońmi po twoich ramionach, pomagam ściągnąć z siebie marynarkę. Jeszcze mocniej przyciągam cię do siebie, czuję narastające w moim ciele podniecenie. Nie przestając cię całować, na oślep szukam twojej dłoni, wplatam w nią palce w i unoszę do góry, przyciskając do ściany, odrywając usta od twoich ust, wodząc nosem po policzku, schodząc coraz niżej sięgając szyi. - Chodźmy na górę – mruczę pomiędzy kolejnymi pocałunkami. Pokazuję ci drogę w ciemnościach ciągnącego się aż do salonu korytarzu. Pokonuję kilka stopni tylko po to, aby ponownie popychając cię ku ścianie, gdy moja dłoń wędruje coraz niżej i niżej, wodząc dotykiem po linii paska. Przerywam jednak, spoglądam ci głęboko oczy szukając w niej potwierdzenia, tego pożądania emanującego od naszych ciał. Wspinam się na sam szczyt schodów. Chcę zapewnić tej chwili całkowitą intymność, dlatego oddalam się od ogromnych okien, przez które do salonu wpada światło księżyca odbijające się od wód zatoki Fińskiej. Popycham drzwi sypialni i wciągam cię do środka. |
| |
Alicante, Hiszpania 27 lat półkrwi zamożny właściciel zakładu pogrzebowego Eden |
Pon Kwi 27 2020, 15:02 | | Choć jeszcze tego o sobie nie wiedzieli, obaj nieustannie zmagali się z wrażeniem, że to kim byli, nie wystarczyło. Chorobliwie, z namiętnością podobną tej, z jaką ustami i dłońmi szukali jak najwięcej kontaktu (ciągle za mało, za wolno) szarpali się z błędnymi, głęboko zakorzenionymi przekonaniami, czasem tylko wygrywając i uciszając je na chwilę. Czy ktoś mógł ich winić? W oczach społeczeństwa nie byli normalni – ze zbyt makabrycznymi zainteresowaniami, nie tak otwarci, nie tak łatwi w rozmowie, zbyt emocjonalni, z sekretami ciążącymi jak młyńskie kamienie. Pasowali do siebie jak ulał. W półmroku widział ledwie zarysy jego ciała, bardziej czując niż widząc, kiedy Artemi się poruszał – jak odchylał głowę, odsłaniając szyję do pocałunków, odrywał biodra od drzwi, na które go popchnął, by jeszcze trochę uwolnić koszulę. Odpowiadał na każdy dotyk, jak tancerz wyuczony skomplikowanej choreografii. W jednej chwili był w rafaelowych rękach słodyczą, bajkowym księciem do zrujnowania, przyjmującym każdą dawaną mu pieszczotę, a w kolejnej to jego dłonie przyciskały do ściany, w końcu zdzierając choć jedną warstwę niepotrzebnych ubrań. Wciąż zbyt mało. Za wolno. Jakby to było, gdyby Artemi przyciskał go do łóżka, zamiast do tej twardej ściany i bez zawahania brał wszystko, na co miał ochotę? Rafael westchnął urywanie, jakby ciężar mamrotanych mu przy ustach słów wydusił z niego oddech, zawracając w głowie jak w kalejdoskopie, w którym zamiast kolorowych szkiełek w różne kształty układało się pożądanie. - Tak – przytaknął cicho, choć żadna odpowiedź nie była potrzebna, skoro ciało samo stawiało chętne kroki w kierunku, który mu wskazano. I chociaż słowa wydawały się małe, niepotrzebne wręcz, kiedy całe rozmowy odbywały się poza ich domeną (Chcę cię, czy ty też mnie chcesz? Muszę cię dotykać, bo inaczej zwariuję.), kiedy pokonali już kilka stopni, wyraźnie poczuł wahanie Kuragina. Chwilowe, ulotne, jakby musiał się upewnić, że to, co się działo, było w porządku. Że obaj na pewno tego chcieli. Co za nonsens. Przyciągając go do siebie za krawat, który rozluźniony wciąż wisiał mu na szyi, Rafael złożył krótki pocałunek w kącie jego ust, mówiąc ściszonym głosem: - Nie pytaj, czy możesz. Bierz.Nie zostawiał mu pola na opaczne zrozumienie tego, co chciał przekazać – nie było już na to miejsca, zabrnęli za daleko. Opierając dłonie na torsie Artemiego, popchnął go w kierunku brzegu łóżka, upartym napieraniem zmusił, by na nim usiadł. Pozwolił ciszy i bezruchowi rozciągnąć się na jeden, dwa, trzy ciężkie uderzenia serca, dopiero po nich powoli opierając kolano w przestrzeni między udami mężczyzny. Sięgnął niepotrzebnego już krawatu, który pierwszy raz szarpnął jeszcze w ogrodzie, zdejmując go i porzucając gdzieś na podłodze, by sięgnąć do zapiętych jeszcze guzików koszuli Kuragina. Ostrożnie, jakby toczył z nim pojedynek o to, kto pierwszy się złamie, zsunął materiał z jego ramienia, zostawiając na odsłanianej skórze linię niespiesznych pocałunków. |
| |
Archangielsk, Rosja 31 lat cień błękitna majętny magomedyk sądowy w szeregach Białej Gwardii, koroner |
Sob Maj 09 2020, 15:40 | | - Spoiler:
Iskry podniecenia przebiegające po całym ciele przeradzają się w gorączkowe pragnienie targającej mym wnętrzem namiętności. Pocałunki stają się coraz bardziej gwałtowne, dotyk coraz bardziej śmiały, nie wyzbyty jednak charakterystycznej dla pierwszego razu – gdy spotykają się ze sobą dotąd zupełnie nieznane sobie ciała – niepewności, z niewinnego muskania skóry coraz mniej powierzchownym dotykiem, momentów gwałtowniejszego przyciągania, gdy splecione w namiętnym pocałunku wargi nie są w stanie się od siebie oderwać. Powoli, delikatnie, niekiedy zupełnie niepewnie rozpoznaję palcami twoje ciało, wodzę opuszkami palców po delikatnej skórze za uchem, bezwiednie poddając się krążącej w żyłach, narastającej zapowiedzi rozkoszy, pragnąc więcej. Tak - ciche przyzwolenie paradoksalnie niknie gdzieś w nocnej ciszy panującej w mieszkaniu. Całujemy się dalej, coraz pospiesznie w tle igrających po ścianach teatrze cieni wpadających przez ogromne okno. Nie czuję się jednak jak pierwszorzędny aktor, dobrze odgrywający rolę wyznaczoną przez niewidocznego demiurga wciąż obcego mi świata – wręcz przeciwnie, jestem coraz bardziej sobą, gdy pragnę cię coraz bardziej, nawet wtedy, gdy w niemym wahaniu, gdy nieco przymglonym spojrzeniem błękitnych oczu pytam cię o przyzwolenie, równocześnie wcale nie licząc się z odpowiedzią odmowną. Słowo nie wcale dzisiaj dla mnie nie istnieje. Wzdycham lekko, nie mam jednak czasu zareagować na wydźwięk twoich słów, gdy popychasz mnie na łóżko. Spoglądam na ciebie z dołu, po raz pierwszy górujesz nade mnę wzrostem, choć nasze twarze wciąż znajdują się blisko siebie, a dzieląca nas odległość wcale nie zdaje się powiększać. Krawat ląduje gdzieś na ziemi, pewnie następnego dnia dostrzegę go przy krawędzi łóżku, wodząc wzrokiem po sypialni szukając w nim znaków, namacalnych wspomnień tego momentu. Czuję jak podniecenie coraz odważniej przejmuje władzę nad moim ciałem, materiał spodni napina się pod dotykiem twojego kolana, tłumione od miesięcy pożądanie, spychane gdzieś w najgłębsze zakamarki umysłu w końcu znajduje dla siebie ujście, gdy mój członek nabrzmiewa z podniecenia. Sięgam dłonią do twojej szyi, przyciągam cię do siebie jeszcze mocniej, całuję jeszcze namiętniej, poddając się potem powolnym ruchom palców rozpinających kolejne guziki białej koszuli, gdy powolnym ruchem zsuwasz z moich ramion materiał, błądząc ustami po moim torsie, kreśląc na nim ścieżkę delikatnych pocałunków. Tym razem to ja sięgam dłońmi do twojej koszuli, zazwyczaj zwinne palce drżą mi lekko. Opadam na plecy, gdy i mnie udaje się wyswobodzić cię ze zbędnych warstw materiału, gdy odrzucam koszulę gdzieś na bok, dłońmi zatapiając się w czuprynie ciemnych włosów, nieco przesuwając się w głąb łóżka, ciągnąc cię ku sobie. Zatrzymuję się na moment, z czułością smagając palcem twój policzek, spoglądając ci głęboko w oczy, uśmiechając się kącikiem ust i szeptem wypowiadając twoje imię. Cienie kładą się na naszych rozpalonych twarzach, jakby przecinając na pół uśmiechy, wydobywając z mroku błysk rozpalonych uniesieniem oczu.
|
| |
Alicante, Hiszpania 27 lat półkrwi zamożny właściciel zakładu pogrzebowego Eden |
Nie Maj 10 2020, 13:52 | | - Spoiler:
Powinien był się domyślić, że nic z tego, co wyobrażał sobie w chwilach słabości, nie odnajdzie odzwierciedlenia w rzeczywistości – że to nie będzie wcale tak proste. Nie będzie kilkoma pocałunkami mającymi smak pośpiechu i odhaczanej uprzejmości, nie będzie prostym zdzieraniem najpotrzebniejszych ubrań, ani szybkim rżnięciem na najbliższej nadającej się do tego powierzchni przy nasłuchiwaniu, czy klucz obraca się w zamku, zwiastując powrót nieświadomej żony. Powinien był się domyślić? Powinien. Wciąż pamiętał wyraz twarzy Artemiego, gdy się przed nim złamał – masochistycznie wspominał go tak często, że obraz musiał wyryć mu się pod powiekami. Różnice w ich doświadczeniach były boleśnie widoczne, jakkolwiek intensywnie próbowaliby wymazać je dotykiem dłoni sunących po skórze, przyciągając, kąsając, próbując nie dbać o nic, co znajdowało się poza bańką chwili. Brak nerwowego pośpiechu i drobne, niepotrzebne do spełnienia dotknięcia osadzające mu na skórze wspomnienia czułości sprawiały, że Rafaela bolało serce. Dlaczego Artemi mu to robił? Już sprawił, że nie zapomni jego imienia ani wrażenia spokoju otulającego ramiona, kiedy był w pobliżu. Czego jeszcze chciał? Smagnięcie nieuświadamianej jeszcze złości kazało popchnąć Kuragina na łóżko, poszczuć go, osaczyć, zburzyć iluzję delikatności, jaką dookoła siebie stworzył, ale zdawał się w ogóle nie uświadamiać sobie skali ataku. Jego dłonie, choć drżące lekko, niespiesznie zsuwały materiał z ramion Rafaela, odsłaniając skórę gęsto poznaczoną tuszem, przyciągały, mamiły obietnicą czułości, z którą nie wiedział, co zrobić. Umiał odpowiadać na pośpiech, na pożądanie w najczystszej jego postaci, ale na czułość? Żaden z jego chwilowych kochanków nigdy nie był czuły, miał tylko jasno postawione potrzeby. Na czułość nie było czasu. Nie była potrzebna. Pocałował go, zduszając dźwięk własnego imienia wymawianego w sposób, którego nie potrafił zinterpretować, ręką sięgając do paska wciąż zazdrośnie utrzymującego spodnie na biodrach Artemiego. Nie był cierpliwy, spojrzenie które wychwytywał w półmroku, zdawało się palić do żywego, palce gubiły się na klamrze. Poradził sobie z nią dopiero po chwili trwającej wieczność, z westchnieniem ulgi rozsuwając rozporek i bez zawahania wsunął dłoń pod bieliznę, obejmując sztywniejący członek. Przełknął ślinę, czując jak zaschło mu w ustach. Świadomie szukając między cieniami spojrzenia błękitnych oczu, zacisnął palce, drażniąc go w bardzo konkretnym celu.
|
| |
Archangielsk, Rosja 31 lat cień błękitna majętny magomedyk sądowy w szeregach Białej Gwardii, koroner |
Czw Maj 14 2020, 09:32 | | - Spoiler:
Nie zdaję sobie sprawy z diametralnej różnicy posiadanych przez nas doświadczeń. Twoja żarliwość jest da mnie przejawem chwili, emocji tłumionych od miesięcy, przyciągania, które towarzyszyło nam niemal od początku. Choć przecież prawie się nie znamy. Jednak kłamstwem byłoby powiedzieć, że nie ma między nami nic poza pożądaniem. A ja przecież nigdy nie byłem najlepszy w przygodach na jedną noc. Nawet, gdy gotowało się we mnie pożądanie, gdy nie potrafiłem oderwać od kogoś rąk, a powietrze gęstniało od coraz bardziej przyspieszonych oddechów nie potrafiłem ograniczać się do zwykłego rżnięcia. W moich ruchach, choćby najbardziej gwałtownych, pozbawionych zahamowani zawsze kryła się jakaś cząstka niepohamowanej czułości. Nawet nie próbowałem z tym walczyć. Czasem, zwłaszcza na początku, jeszcze przed wieloma laty, wszystko kończyło się na wielkim rozczarowaniu, bo Artemi Kuragin znowu narobił sobie wielkie nadzieje. Z biegiem czasu nauczyłem się nabierać do tego odpowiedniego dystansu. Teraz jednak nawet nie chcę myśleć o tym, że ta noc mogłaby zakończyć się w podobny sposób. Wcale nie myślę, opadając posłusznie na łóżko, wodząc dłońmi po odsłoniętych tatuażach, kreśląc na twoim ciele wzory odzwierciedlające obrazy, które na nich nosisz. Jakbym znowu próbował cię wybadać, poznać każdy centymetr skóry, ucząc się, gdzie powinienem dotknąć, aby osiągnąć zamierzony efekt. Po raz pierwszy mogę oglądać je w pełnej krasie, choć półmrok panujący w sypialni tworzy na nim kolejne cienie, podciągam się na moment, pozostawiając na twoim torsie powolną ścieżkę pocałunków. Wcale mi na to nie pozwalasz, na tę powolność, systematyczne studiowanie twojego nagiego ciała. Rozkładam ręce ponad głową, gdy popychasz mnie jeszcze gwałtowniej, tłumiąc słowa kolejnym żarliwym pocałunkiem, przez moment siłując się z klamrą, zręcznie rozpinając rozporek, na dając ani chwili na oddech. Z moich ust wydobywa się cichy jęk, usta rozchylają się, gdy przymykam oczy i odchylam do tyłu głowę, a odrzucone do tyłu dłonie zaciskają się na prześcieradle, gdy czuję na sobie twój dotyk, gdy zupełnie tracę władzę na swoimi zmysłami, a z moich ust wydobywa się kolejny pomruk rozkoszy. Rozchylam oczy napotykając twój wzrok. Gwałtownie przyciągam cię do siebie, śledząc rytm zapalczywych pocałunków, dostosowując się do gwałtownego ruchu ciał. Dłonie suną pod twoich plecach, palce zaciskają się na moment na rozgrzanej skórze, gdy wbijam w nie paznokcie. Potem schodzą jeszcze niżej, wędrują na tors, na podbrzusze, gdy poddając się rozchodzącej się po ciele przyjemności, sam zaciskam palce na twoim kroczu. Unoszę biodra usiłując wyswobodzić się ze spodni, które wciąż trzymają mnie w swoich sidłach i raptownie odrzucam je gdzieś na bok.
Ostatnio zmieniony przez Artemi Kuragin dnia Sro Maj 20 2020, 20:51, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Alicante, Hiszpania 27 lat półkrwi zamożny właściciel zakładu pogrzebowego Eden |
Sob Maj 16 2020, 13:40 | | - Spoiler:
Gdyby wcześniej zdążył poznać Artemiego na tyle, by wiedzieć, z jaką intensywnością traktował wiele aspektów swojego życia, jak nie pozwalał rzeczom i ludziom pozostawać blisko bez nadania im znaczenia, być może wycofałby się już na początku. Odsunął, dostrzegając zagrożenie w tej intensywności, utworzył wyrwę, znad której mogliby się przecież widywać i rozmawiać, ale która nie pozwoliłaby Kuraginowi nadto się zbliżyć. Obserwowałby go, zapamiętując sposób, w jaki włosy opadały mu na czoło, kiedy pochylał się bezwiednie, próbując wyrównać różnicę we wzroście, gdy rozmawiali, jak trzymał w ręku odpalonego papierosa, marszcząc się zabawnie, jak próbował powstrzymać swoje ciało przed zajmowaniem zbyt dużej ilości miejsca, a ono po chwili i tak wyciągało nogi dalej, niż można by to uznać za kulturalne, jak... Dość. Rafael zawsze zauważał o wiele więcej niż inni, ale podobna fiksacja była zwyczajnie niezdrowa – nawet jeśli koniec końców doprowadziła do tego, że zaproponował opuszczenie balu i spotkał się ze zgodą. Po tej nocy powinien przestać, póki jednak mieli ten ukradziony czas... Czując dłonie obejmujące fragmenty jego ciała pokryte tuszem, palce intencjonalnie sunące po granicach rysunków widocznych w półmroku, mruknął z aprobatą, przez chwilę pozwalając na spowolnienie tempa – lubił, cholernie lubił, gdy doceniano tę jego część, zamiast krzywić się na ruinę i gwałt, jakie pozwolił zadać sobie igłami. Lubił przyglądać się zaciekawieniu, błyskowi w oczach, kiedy pod tatuażem wyczuwało się zgrubienia i wyraźniejsze kontury, pozostawione przez linię głębiej wbitego koloru. Żar pulsujący pod skórą przypominał o upływającym czasie. Z satysfakcją słuchał głębokiego, przyduszonego jęku, kiedy wreszcie zacisnął palce na członku Artemiego, drażniąc go wolnymi ruchami kciuka, wyraźnie kontrastującymi z wcześniejszym pośpiechem. Zaśmiał się cicho, urywanie, gdy został gwałtownie przyciągnięty bliżej, bez zawahania odpowiadając na pocałunki i przygryzając puchnące lekko wargi. Odetchnął głęboko, czując przyjemny ciężar dłoni sunących po plecach i przymknął oczy, wyginając się w lekki łuk, gdy wędrujące po skórze palce zaczęły zadrapywać przypadkowe miejsca, posyłając mu wzdłuż kręgosłupa kaskadę drobnych dreszczy. Już miał wyrazić swoje niezadowolenie, gdy dotyk przesunął się na tors, podbrzusze – Jak śmiał? Było tak dobrze – zsuwając się wreszcie pomiędzy nogi. Och. Wciągnął powietrze z cichym syknięciem, nagle zdając sobie sprawę, jak bardzo był już nabrzmiały – cofając dłoń drażniącą Kuragina, pomógł mu zedrzeć spodnie z bioder i nóg, szarpiąc się zaraz z własnymi, nie mając już cierpliwości do tych pieprzonych ubrań. Jedyne co robiły, to przeszkadzały i ograniczały dostęp – jakkolwiek przyjemne było ściąganie ich z partnera, ktoś powinien w końcu wymyślić zaklęcie na pozbycie się ich jednym ruchem ręki. Na wypadek sytuacji takich jak ta. Zajęty walczącymi uparcie spodniami, Rafael miał moment, by obrzucić spojrzeniem nagie już, leżące w oczekiwaniu ciało – rozchylone usta, tors unoszący się w cięższych oddechach, cień leżącego ciężko przyrodzenia. Cholera. Gdyby to wszystko było prostsze i wymagało mniej cierpliwości, dosiadłby go bez wahania i chwycił za włosy, patrząc jak się rozpada z każdym gwałtownym ruchem bioder. Gdyby tylko. Chyba nigdy wcześniej nie zazdrościł kobietom ich fizjologii tak bardzo jak teraz. Sapnął z cieniem poirytowania, kiedy uparte spodnie przegrały wreszcie walkę, dołączając do reszty zapomnianych ubrań. Przełknął ślinę, pozbywając się z gardła wrażenia suchości i pochylił się znów nad Artemim, nie mając jednak zamiaru inicjować kolejnego pocałunku – a przynajmniej nie takiego, jakiego ten mógł się spodziewać. Oparł dłoń na jego biodrze, czując pod palcami wyraźnie rysującą się kość, drugą wsuwając pod zgięte kolano jednej z nóg, zmuszając, by uniósł ją nieco i ukąsił delikatniejszą skórę na udzie z zamiarem pozostawienia tam śladu.
|
| |
Archangielsk, Rosja 31 lat cień błękitna majętny magomedyk sądowy w szeregach Białej Gwardii, koroner |
Sro Maj 20 2020, 21:42 | | - Spoiler:
Zawsze poszukiwałem u innych czegoś więcej, jakiejś namiastki wrażenia, że to j a mogę nim być - czymś więcej. Rozpaczliwie szukałem dla siebie oparcia – przecież musiało gdzieś istnieć, prawda? – angażowałem się na tyle mocno, że z trudem potrafiłem się wycofać. Ale nie chcę cię odstraszać, nie chcę wyjść na kompletnego desperata. Przecież wciąż opłakuję Jurija, prawda? Nie chcę, nie chcę. Wcale teraz o nim nie pamiętam. Jurij to przeszłość. Zbyt wyraźna, ale dzisiaj, teraz, wcale nie chcę jej oglądać. Dość. Zawsze widziałem więcej niż można było dostrzec – więcej ponad to, co naprawdę istniało, oprawiając w ramy własne, wyimaginowane obrazy, które z czasem okazywały się jedynie wysublimowaną iluzją. A ja po prostu znowu pozwalałem się oszukać. Własnej nadinterpretacji. Dlatego dzisiaj nie mogę szukać wyjaśnienia, nie chcę znaleźć w tobie odpowiedzi, które udowodnią mi, że znowu się pomyliłem, że znowu coś sobie jedynie wymyśliłem. Dla ciebie ta noc okaże się zapewne jedynie wspomnieniem chwili, zupełnie ulotnej znikającej szybciej niż zdążę pstryknąć palcami, a dla mnie… Dla mnie jak zawsze będzie to coś o wiele więcej. Dość. Niemal nie zwracam uwagi na twój cichy śmiech, jedynie znowu na moment uśmiecham się delikatnie. Zaczerwienione od pocałunków usta całują coraz gwałtowniej, kąsam twoje wargi, gdy z moich ust wydobywa się kolejny jęk rozkoszy. Drżenia przebiegające przez twoje ciało działają jak niewidzialny drogowskaz, który naprowadza mnie na odpowiedni trop. Nagle dokładnie wiem, jak poprowadzić dłoń, który fragment musnąć przelotnym dotykiem, a gdzie mocniej wbić paznokcie zostawiając na skórze odbicia w kształcie półksiężyców, czy lekkie zadrapanie, gdy pragnę cię coraz bardziej i bardziej. Zaciskam mocniej palce, jedynie przez moment drażnię przez materiał nabrzmiały członek. Wciągam w płuca oddech z niezamierzonym sykiem; och, wyrywa mi się z ust, gdy twoja ręka zsuwa się ze mnie, brakuje mi tego dotyku sprawiającego, że bezwiednie rozchylam usta i przymykam oczy. Czuję ciężar twojego spojrzenia, wiem, że gdybyś tylko mógł… Dłoń, która chwile wcześniej spoczywała przy moich ustach zaciska się gwałtownie na twojej ciemnej czuprynie, posłusznie podciągając do góry kolano, aby po chwili przyciągnąć cię jeszcze bliżej do mojego uda, gdy reszta ciała wygina się w łuk. Nie muszę usilnie przebijać wzrokiem panującej w sypialni ciemności, moje spojrzenie od razu napotyka świdrujące mnie brązowe oczy, gdy patrzysz na mnie wyzywająco. Nie musisz wiedzieć, że od tej chwili jestem cały twój i możesz zrobić ze mną absolutnie wszystko.
Ostatnio zmieniony przez Artemi Kuragin dnia Pon Maj 25 2020, 09:04, w całości zmieniany 3 razy |
| |
Alicante, Hiszpania 27 lat półkrwi zamożny właściciel zakładu pogrzebowego Eden |
Czw Maj 21 2020, 18:52 | | - Spoiler:
Posiadanie choć ułamku kontroli nad własnym życiem, możliwość podejmowania choć najdrobniejszych decyzji – wszystko to zostało Rafaelowi odebrane, zanim jeszcze zdążył się dowiedzieć, że powinien mieć podobne przywileje. Odkąd pamiętał, najważniejsze były pieniądze, których nie mieli. Dług, którym zostali podstępnie obarczeni, strach i głód, wciskające się w każdą dostępną szczelinę, przekształcające każdą odważniejszą myśl w ciężki kamień, zawracający na właściwe tory. Na przetrwanie, na wyrwanie się, nic nie było ważniejsze. Potem był wypadek, a wraz z nim przyszła ciemność. Ciemna, cicha, nakazująca patrzeć w przestrzeń niewidzącymi oczyma i oczekiwać wyroku rzeczywistości – czy inni pozwolą ci żyć, czy może niemy, ledwo zdolny do ruchu jesteś zbyt dużym ciężarem? Największym koszmarem byłoby dla niego powrócić do tych czasów – do czasu sprzed, kiedy był tylko pionkiem ciskanym bezwolnie w próżni, niezdolnym do podjęcia żadnej decyzji. Może dlatego teraz tak upajał się kontrolą i sprawstwem. Każdym nowym tatuażem, który pozwalał sobie robić, każdym rublem wydanym na przedmiot inny niż niezbędny, każdym kochankiem, któremu oddawał wycinek swojego czasu. Czy dlatego właśnie nie próbował nigdy być z kimś n a p r a w d ę? W obawie, że zostanie mu to wszystko zabrane? Chociaż nie znały go wcześniej, dłonie Artemiego pewnie sunęły od jednego wrażliwego punktu do kolejnego, sprawdzając, jaki rodzaj dotyku wywoływał najgwałtowniejszą reakcję. Skóra Rafaela pokrywała się gęsią skórką przy każdym zadrapaniu, każdym muśnięciu, wywołując mrowienie na ramionach i u podstawy karku. Choć w jego własnych ruchach ciężko dopatrzeć się było delikatności, starał się odpowiadać z równą żarliwością, kąsając usta, pewnie układając dłonie na nagim ciele. Brać, oddawać, brać, oddawać w bezwiednie osiąganej równowadze, w której nie trzeba było walczyć o dominację. Nie trzeba było się niczym martwić. Palce zaciskające się mocno na ciemnych włosach i muśnięcie bólu wyrwało z gardła Hiszpana głodny dźwięk miękko przechodzący w pomruk wibrujący jeszcze przez moment w nagrzanym powietrzu. Zachęcony pewnym pociągnięciem, zazdrośnie przytulił usta do uda Artemiego, przygryzając, pieszcząc, w swojej wędrówce po jego wnętrzu zostawiając nieregularny ciąg czerwieniejących śladów, mających bardzo jasny przekaz. Mój. Nieważne na jak długo. Zapach jego skóry był oszałamiający, pobudzał pierwotny rodzaj głodu kotłującego się w klatce piersiowej i podbrzuszu, jak zmierzwione, dzikie zwierzę, namawiał, żeby nie przejmować się niczym. Brać. I w tym braniu dawać. Sunąc wargami coraz bliżej nabrzmiałej męskości, znów objął ją palcami, drażniąc, wyraźnie zadowolony, gdy oddech Artemiego przyspieszył, a mięśnie brzucha spięły się gwałtownie. Nie dał mu żadnego ostrzeżenia, zanim powoli przesunął językiem wzdłuż jego członka i wziął go do ust. Niech go zapamięta. Choćby w ten sposób. Niech się czerwieni na samą wzmiankę jego imienia.
|
| |
Archangielsk, Rosja 31 lat cień błękitna majętny magomedyk sądowy w szeregach Białej Gwardii, koroner |
Pon Maj 25 2020, 10:20 | | - Spoiler:
Kiedyś nie brakowało mi pozornego uczucia kontroli - wmawianie mi, że jestem wolny, lepszy, o wiele wartościowszy. Dopiero przed laty zacząłem dostrzegać, że odniosło to nieco „klaustrofobiczny” skutek, efekt co najmniej niezamierzony, coraz częściej czułem się jak w klatce, bo przecież swoją osobowością wcale nie spełniałem tych ich wynurzeń, tak wiele różnic istniało między tym, kim być powinienem, a tym, kim byłem naprawdę. Nie miałem długów, traumatycznych wspomnień z przeszłości, jednak nakładane na mnie kajdany rodowych ograniczeń zapędzały mnie w ciemny kąt, w którym tkwię do dzisiaj. Może właśnie dlatego tak bardzo chcę zapomnieć, chwytam się każdego momentu pozwalające mi odgonić od siebie niepotrzebne wspomnienia i z ulgą patrzeć w przyszłość. Zupełnie straciłem poczucie czasu. Zapomniałem o balu, o alkoholu wciąż krążącym w żyłach, choć, gdy spoglądam przed siebie napotykając cienie odbijające się na suficie, mam wrażenie, że świat nieprzerwanie wiruje mi przed oczami. Jakbym wsiadł na karuzelę, ale niewidzialna siła, która zazwyczaj wprowadza chaos, teraz zamiast więzić moje ciało gwałtownym szarpnięciem odczuwanym w żołądku, wręcz przeciwnie staje się uosobieniem rozkosznej wolności, którą nasiąka każda komórka mojej skóry, gdy drżę pod wędrującym po ciele dotykiem, wyginając się w łuk, a z ust wydobywają się coraz mniej kontrolowane jęki. Z każdą chwilą pragnę więcej, poddając się twojej dominacji, zamykając oczy i czekając na twój kolejny ruch. Jakby to była kolejna gra, choć to przecież coś o wiele więcej. Jestem twój. Jak najdłużej. I nie potrzebuję na to żadnych dowodów pozostawionych na skórze. Palce mimowolnie to zaciskają, to rozluźniają się wbijając się w skórę twojej głowy - to dotyk, który potrafi wprawić w drżenie najodleglejsze partie ciała, choć ja wcale o tym nie myślę, zanadto skupiony na sobie. To ty sprawiasz, że nie liczy się nic więcej. - Nie przestawaj - mruczę, gdy znowu czuję na sobie drażniący dotyk, a zaraz po nim muśnięcie języka, aby chwile potem bezwładnie odrzucić dłonie na bok. Mój oddech przyspiesza gwałtownie. Zmysły wyostrzają się, a ja zupełnie poddaję się, oddaję się twoim pieszczotom, chłonąc każdą iskrę rozkoszy rozpalająca ciało. Nie potrafię już tłumić kolejnych jęków, zagłuszać świstu powietrza następujących po sobie przerywanych oddechów, poddaję się kolejnym doznaniom, pragnąc więcej, choć ciało szarpie się do tego, aby odwzajemnić twoje ruchy, bezwiednie powtórzyć ścieżkę twoich działań, pozostawiając na skórze lustrzane znaki, wzbudzając w tobie podobne uczucie rozkoszy. Egoistycznie jednak pochłaniam całym sobą każdy kolejny dotyk twoich ust, mój członek twardnieje coraz bardziej. Zmysły rozsypią się za moment, czuję to każdą komórką rozgrzanego rozkoszą ciała.
|
| |
Alicante, Hiszpania 27 lat półkrwi zamożny właściciel zakładu pogrzebowego Eden |
Pon Maj 25 2020, 20:33 | | - Spoiler:
W ciemności, w nagrzanej ciszy otulającej dwa ciała, z momentu na moment gwałtownie kurczyło się miejsce mogące pomieścić coś ponad pierwotną potrzebę i instynkt. Tam, gdzie wcześniej kłębiły się jeszcze myśli mające sensowny ciąg i brzmienie, wdzierało się gorąco, wymazując podziały, samoistnie narzucone ograniczenia i tożsamości. Na chwilę pozwalało wyzwolić się ze skorup i masek przywdziewanych, by jakoś radzić sobie z nieidealnym światem - z jego komentarzami, społecznymi normami i tym co wypadało. Wszystko to zostało za drzwiami sypialni. Chociaż na chwilę. Rafael czuł ciężar własnego serca obijającego się boleśnie w klatce piersiowej, próbującego nadążyć za żarem, za potrzebą coraz wyraźniej moszczącą się w podbrzuszu, wlewającą się do krwiobiegu jak zazdrosny pasożyt, paraliżującą każdą komórkę, nadając jej jedną funkcję i cel. Liczyć przestawało się wszystko, co nie było rozciągniętym pod nim ciałem, jego zapachem, smakiem potu na języku, dźwiękami, które wydawało, głosem próbującym jeszcze formułować zdania. Kąsał, zaciskał zęby na czerwieniejącej skórze, zachłannie znacząc, pożerając. Obejmował dłońmi drżące lekko biodra i uda, zaciskał palce, wbijał w nie paznokcie, zostawiając na nich sińce i półksiężyce, marną namiastkę nieba. Czując, jak ręce wplecione dotąd w jego włosy zsuwają się z potylicy i opadają na boki, mruknął z niezadowoleniem w tyle gardła, już tęskniąc za dotykiem, lekkimi szarpnięciami świadczącymi o tym, że nie był sam w tej narastającej, pęczniejącej ciężko furii, że na Artemiego ta bliskość miała podobny wpływ. Nie przestawaj. Już nie zamierzał. Wolną ręką pokierował jedną z jego nóg na swoje ramię, podtrzymując ją póki co bez większego trudu – gdyby lekko przekrzywił głowę, policzkiem mógłby dotknąć wrażliwego uda. Czuł pod palcami wilgoć roszącą skórę, rozcierał ją leniwie, niemal pieszczotliwie, czując jak Kuragin drżał, skazany na jego łaskę lub niełaskę. Nasłuchiwał, podrażnienie którego miejsca wyrywało z jego gardła najgłośniejsze i najgłębsze dźwięki, uczył się, chcąc dać mu wszystko, co tylko mógł. Własne spełnienie zeszło na dalszy plan, bo choć wciąż było tam, pulsowało karcąco, to nie mógł zrezygnować z satysfakcji rozpychającej się coraz pewniej od momentu, gdy wziął go do ust, ani na moment nie zaciskając powiek. Niektórych to deprymowało, ale lubił patrzeć jak wili się, szukając oparcia. Szkoda, że nie zapalili światła. Cienie pełgające po torsie Artemiego mu nie wystarczyły. Nie myśląc nad powodem i wyższym celem, odszukał w półmroku jego rękę, splatając razem ich palce.
|
| |
Archangielsk, Rosja 31 lat cień błękitna majętny magomedyk sądowy w szeregach Białej Gwardii, koroner |
Nie Maj 31 2020, 21:00 | | - Spoiler:
To zmysły, nie umysł przekazują mi prawdę o mnie samym. To ciało wijące się pod każdym twoim dotykiem, gdy muskasz delikatnym oddechem linię bioder, wodząc nosem po skórze, choć rozgrzanej, gdzieniegdzie noszącej na sobie ślady zadrapań, niebiańskich półksiężyców. W chwilach taka jak te, nie potrafię już udawać, nie potrafię zaprzeczać i skrywać przed sobą kim naprawdę jestem. Moje miejsce jest tutaj, w tej sypialni, z tobą. A nie tam, w rodowej posiadłości Kuraginów, z Aristovą, która już niedługo na stałe wyrośnie u mojego boku. To nie ja. Niemal słyszę własne bicie serca, krew rytmicznie pompowaną do komór naśladując rytmiczne tykanie zegara. Ten ostatni bije jednak równomiernie, a moje serce coraz bardziej przyspiesza, zachowując takt, zmienia się jedynie jego tempo. W nozdrza uderza zapach mieszaniny potu, wyczuwa krople skraplające się powierzchni wytatuowanego ciała, wszystkie dźwięki, przytłumione jęki, mlaśnięcia wydają się idealnie wpisywać w panująca w pokoju ciszę przerywaną urywanymi oddechami, tworząc niepowtarzalny nastrój chwili, układając z nich własną muzykę, której melodia będzie wracać do mnie jeszcze wielokrotnie. Niczym utwór, którego trudno wyzbyć się z pamięci – wraca nieustannie, bez zapowiedzi, nie pozwalając wyrzucić się z myśli, gdy nuty układają się na pięciolinii w dokładnie tę samą linię melodyczną, choć wystarczyło by tylko nieco ją zmienić, obniżyć niektóre dźwięki o pół tonu, tercje, zaburzyć rytm nagle wkomponowując niczym niezapowiedzianą synkopę. Poddaję się, nie próbuję walczyć, wcześniejsze pragnienie odwzajemnienia każdego gestu, każdego ruchu rozpalonej dłoni gdzieś znika, gdy pozwalam mojemu ciału poddawać się rozkoszy, swobodnie rozluźniając napięte mięśnie, pozwalając się prowadzić i tylko lekko przymykając oczy. Przygryzam wargę, aby nagle gwałtownie rozchylić powieki i odwzajemnić spojrzenie. W ciemności błyska błękit rozpalonych tęczówek. Palce splatają się w uścisku, zaciskają się na twojej dłoni coraz mocniej, wbijając paznokcie we wrażliwą skórę, na której zapewne wyraźnie rysują się linie, z których można wywróżyć przyszłość. Twoją. Naszą? Odchylam do tyłu głowę, jestem cały twój, czujesz to, gdy rozkosz oplatająca moje ciało wpływa wprost do twoich ust.
|
| |
Alicante, Hiszpania 27 lat półkrwi zamożny właściciel zakładu pogrzebowego Eden |
Wto Cze 02 2020, 19:23 | | - Spoiler:
Finał był łatwy do przewidzenia – w końcu od momentu, w którym w ciemności ogrodu wreszcie zetknęły się ich usta, a wymamrotana propozycja spotkała się z aprobatą, Rafael doskonale wiedział, czego chciał. Niewiadomą była tylko droga, jaką obiorą, ale teraz wszystko było już jasne i zrozumiałe mimo drżącego filmu pokrywającego świat, osiadającego na skórze jak krople porannej rosy. Cenił sobie chwile tej niezachwianej klarowności, linie przecięcia interesów – zostawiały w nim choć chwilowe wrażenie, że świat mógł wcale nie być skomplikowany, że jeśli będzie miał szczęście, to kiedyś odnajdzie ten stan umysłu w codziennym życiu. Spokój. Równowagę. Pewność siebie poza półmrokiem wnętrz i ciszą domu pogrzebowego. Szczęście? Dobre sobie. Szczęście nie lubiło go od momentu, w którym wziął pierwszy oddech. Czując uścisk palców Artemiego na swojej dłoni wciągnął głośniej powietrze, nie próbując nawet ignorować łaskotania motylich skrzydeł w brzuchu, które choć obce, w dziwny sposób przypominało ciepło rozpalonego kominka otulające zmarzniętą sylwetkę, niosąc podobne dreszcze i podobną ulgę. To było tylko na chwilę. Poddawał się mu teraz, a później zapomni. Będzie musiał. Był dobry w udawaniu, że już nie pamięta. Nagłe spięcie w ciele Artemiego, gwałtowniejszy ruch jego bioder, gardłowy, nieludzki niemal dźwięk mieszający się z westchnieniami, wszystko to w jednej jasnej chwili wyryło się w głowie Rafaela, obiecując nawiedzenia w najmniej odpowiednim momentach. Jak błyskawica pojawiająca się niespodziewanie, przecinająca mrok nocy jak okaz niezadowolenia wyjątkowo kapryśnego bóstwa. Artemi nie był taki – w tych krótkich chwilach, które udało im się wyrywać codzienności, stanowił cichą, wolną od oceniania ostoję, rękę nie bojącą się dotknąć czegoś dalekiego od ideału. Był bezpieczny i ciepły. Łatwiej się przy nim składało myśli. Z kimś innym może dokładniej by kalkulował, pamiętałby, by odsunąć się w odpowiednim momencie, ale z nim słoność na języku wcale nie wywoływała mdłości, nie podsuwała poczucia, że tracił na wartości, że stawał się czymś mniej. Powoli, leniwie niemal przesunął wolną dłonią po rozedrganym udzie Kuragina, czując pod palcami drżące mięśnie, ciarki wywołane dopiero co przeżytym orgazmem. Ostrożnie podniósł głowę, przełykając ślinę, czując już, że jeśli spróbuje się odezwać, jego głos zabrzmi inaczej, bardziej chropowato, ale... Chyba mu to nie przeszkadzało. Składając kilka nieskoordynowanych pocałunków na biodrze Artemiego, zsunął z ramienia jego podtrzymywane wciąż udo, niemal słysząc jak napięte mięśnie odetchnęły z ulgą. Choć mógłby oswobodzić już jego dłoń – powinien – nie zrobił tego, z rozmysłem zostawiając na wilgotnej skórze widmowe odciski ust, wspinające się po podbrzuszu, po torsie, muskając wyraźnie rysujące się obojczyki. Żaden ruch nie był dziełem przypadku, podobnie jak i bezczelnie zajęte miejsce na biodrach koronera, na splecionych dłoniach, które zatonęły w pościeli przy jego głowie. Rafael odetchnął głęboko, odgarniając z czoła wilgotne kosmyki włosów i bez słowa, oczami przyzwyczajonymi już do panującego w sypialni półmroku, przyglądał się Artemiemu. Dopiero po chwili otarł kciukiem przestrzenie tuż obok kącików jego oczu, gdzie zebrała się wilgoć raczej nie będąca potem, niczego nie komentując. Nie miał do tego prawa.
|
| |
Archangielsk, Rosja 31 lat cień błękitna majętny magomedyk sądowy w szeregach Białej Gwardii, koroner |
Wto Cze 09 2020, 20:08 | | - Spoiler:
Nie myślę już o niczym innym. Ani o moim zakłopotaniu, gdy zapraszałem cię na bal, niepewny, czy nie zostanę wyśmiany, czy co gorsza, czy moje słowa nie zostaną potraktowane jak złośliwe bzyczenie muchy odganianej leniwym machnięciem ręki. Ani o ciągle towarzyszących mi wątpliwościach i zwątpieniu, czy na pewno się tam stawisz. Zapominam o niepewności, obawie, że moje wyobrażenia okażą się jedynie senną marą, koszmarem nęcącym mnie po nocach, mimo że nie ma dla nich żadnej przeszłości. Oddycham głęboko, jeszcze mocniej wplatając dłoń w twoje palce, jakbym chciał dać ci znać, że chcę, żebyś ze mną został, nie wracał do domu po nocy. Został. Na zawsze. Ciało rozluźnia się, wcześniejsze napięcie rozpływa się, zatapiam się w pościeli i chociaż sufit wciąż nieco wiruje i dociera do mnie, że w żyłach wciąż krąży mi alkohol, uśmiecham się kącikiem ust. Przez ten ułamek sekundy, chwilę ciągnącą się przez pozorną wieczność, która chyba po raz pierwszy w życiu wydaje mi się przyjemna, naprawdę wierzę, że to się wcale tak wcale nie skończy. Przecież nie może. Nie wrócisz do siebie na noc, już nigdy nie będziemy musieli jedynie udawać, że wszystko ułoży się dokładnie po naszej myśli. Życie nie mogłoby być prostsze. Wiecznie będę czuł na skórze twój delikatny dotyk, liczył w myślach wspinające się po moim ciele pocałunki i po prosto spoglądał ci w oczy, licząc, że spojrzenie, które odwzajemnisz nie stanie się jedynie wspomnieniem razem spędzonej nocy. Przymykam lekko oczy, gdy muskasz dotykiem moje czoło, zatrzymuję twoją rękę w połowie drogi powrotnej, na chwilę zaciskając na niej palce wolnej dłoni. Przewracam się na bok, przybliżając się do ciebie jeszcze bliżej, tak aby nasze oczy znalazły się dokładnie na tej samej wysokości, wplatając udo między twoje udo i delikatnie muskając palcem twoje czoło, łuk brwiowy, policzek, zatrzymując się na ustach. Składam na nich delikatny, trwający jednak kilka długich sekund pocałunek. - Zostań ze mną, proszę - mruczę w ciemnościach, niemal szeptem, jakbym znowu się bał, jakbym jakąś cząstką mnie nie chciał, żeby do twoich uszu dotarło tych kilka słów. Znowu się obawiam, że przecież i teraz możesz po prostu mi odmówić. Dłoń wędruje po twojej szyi, kreśląc po plecach fantazyjne zawijasy, jedynie muskając powierzchnię wciąż mokrej od potu skóry, aby w końcu zatrzymać się na biodrze. Wzdycham głęboko, spoglądają na ciebie szeroko rozszerzonymi oczami, choć przecież gdybym je zamknął byłoby o wiele łatwiej uwierzyć, że wciąż tu jesteś, że wcale nie zniknąłeś, gdybyś jednak wcale nie chciał tutaj ze mną zostać.
|
| |
Alicante, Hiszpania 27 lat półkrwi zamożny właściciel zakładu pogrzebowego Eden |
Pon Cze 22 2020, 13:59 | | - Spoiler:
Nie liczył na cuda i nie wiązał z tym wieczorem dalekosiężnych nadziei – w społeczeństwie, w którym żyli, skrajną głupotą byłoby liczyć na coś więcej niż wstydliwe spotkania pod osłoną nocy i szybkie zaspokajanie pożądania. Należało liczyć się z tym, że do końca życia trzeba będzie nosić w sobie nieprzystojny sekret i ukrywać się, by przetrwać. W pewnym momencie gorycz przelewała szalę, zduszając marzenia o szczęśliwym zakończeniu i uczyła brać to, co akurat było dostępne. Myśli Artemiego były bardzo głośne, mimo półmroku ograniczającego kontakt wzrokowy, wybrzmiewały echem pod czaszką jak odległe dźwięki uderzających o siebie kamertonów. Żadna z nich nie miała zwartej, łatwej do interpretacji struktury, stanowiły zlepek uczuć, wrażeń, przekazywały jego stan podobny do narkotycznej euforii – przygryzając wargę, Rafael zdusił w sobie potrzebę, by powiedzieć mu, jak wyglądał w jego oczach. Z potem roszącym rozgrzaną skórę, głębokim, ciężkim oddechem i brakiem choćby cienia protestu, kiedy zajmował miejsce na jego biodrach. Zdążył się nauczyć, że mężczyźni nie lubili słuchać, że są piękni i jak wyuzdanie wyglądali w skotłowanej pościeli, jakby to w jakiś sposób im ujmowało. Nagła zmiana pozycji była czymś niespodziewanym we wcześniejszej stagnacji, jednak cichy śmiech bezwiednie uciekający spomiędzy ust w połowie brzmienia zmienił się w urywany, sykliwy jęk, kiedy udo Artemiego bezczelnie wsunęło się między jego, drażniąc wciąż domagającą się uwagi męskość. Kłócił się z delikatnością dotyku sunącego zaraz po twarzy i pocałunku trwającego o moment zbyt długo, by nie przypisywać mu żadnego znaczenia. Zostań ze mną, proszę. Zakręciło mu się w głowie. Zadrżał, kiedy palce Kuragina musnęły na jego plecach TO miejsce, czując dreszcze biegnące aż do koniuszków palców i odetchnął głęboko wraz z ręką odnajdującą sobie miejsce na biodrze. Słowo, które wymamrotał, było najprawdopodobniej przekleństwem, nie miał jednak pewności – nie było to takie istotne. Istotna była jego dłoń, którą bezwstydnie poprowadził na nabrzmiałego członka. - Pomóż mi z tym i potem pytaj. To nie tak, że nie chciał odpowiadać mu od razu – nie wiedział po prostu jak. Łatwiej było skupić się na znajomym problemie, okazjonalnie rzucić instrukcję czy dwie, a kiedy odnalazł odpowiedni rytm, trzymać się jego ramienia i pocałunkami zduszać jęki. Nie byłby w stanie powiedzieć, czy pytanie padło po raz drugi. Rano obudziła go ręka sunąca po biodrze, tors przylegający do pleców i ciepły oddech łaskoczący ucho. Udawał, że wciąż śpi.
[z/t x2] |
| |
| | |
| |
|