|
|
|
Gabinet Stanislavy Aristovej |
|
Pią Lis 15 2019, 23:45 | | Gabinet Stanislavy Aristovej Jak na nazwisko mającej tenże pokój w posiadaniu sędzi, gabinet jest dość skromny. Mieści się na pierwszym piętrze i wydaje się być minimalistyczny i chłodny. To średniej wielkości pomieszczenie z dużym, mahoniowym biurkiem, zazwyczaj przygniecionym aktami rozpatrywanych spraw, ale zostało na nim miejsce na parę zdjęć rodziny i przyjaciół. Przy nim stoją wygodne, skórzane fotele. Pod jedną ze ścian znajdują się przestronne, w pewnej części wypełnione folderami, teczkami i książkami, półki. Naprzeciwko nich: niewielki barek. Posadzkę wyłożono miękkim, wełnianym dywanem. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Wto Gru 03 2019, 18:21 | | 17.11.1997 Jeden z pracowników sądu spojrzał na niego dziwnie, gdy usłyszał, że Grisha jest umówiony ze Stanislavą. Wszyscy inni mówili tu o niej Aristova (to w najlepszym wypadku) albo niewyżyta zimna suka (to zaś w najgorszym). Ci bardziej kreatywni nazywali ją – zdaje się – lejtnantem, czy coś w tym guście, wydźwięk wszystkich przezwisk, jakie nadano drogiej przyjaciółce Mitrokhina, pozostawał jednak obelżywy. Bawiło to Grishę raczej miast oburzać, a podejrzewał, że sędzina zupełnie sobie tym głowy nie zawraca. Usłyszawszy nazwisko Grishy, pracownik sądowy, który przedtem czytał je tylko w gazecie, bez szemrania przepuścił go dalej, niepotrzebnie podpowiadając właściwą drogę do gabinetu Stanislavy. Mitrokhin stanął więc wkrótce potem przed jej drzwiami i zapukał, jedynie symbolicznie, lecz punktualnie, kiedy wybiła czternasta. Prawie dziesięć lat, a on nadal nie śmiał się spóźnić na umówione z nią spotkanie. Nie czekając na pozwolenie, uchylił drzwi i zajrzał do środka. Jak się spodziewał, zastał Stanę przy biurku, pozornie zajętą pracą. Wiedział jednak, że jakaś część jej uwagi skupiona jest na zegarze odmierzającym czas do nadejścia oczekiwanego gościa. Mało co umykało ludziom takim jak ona i rzadko kiedy można ich zastać nieprzygotowanych. Grisha skłamałby mówiąc, że nie jest to cecha, którą bardzo w osobie Stanislavy cenił. - Witaj. – obserwował, jak powoli – cudownie przewidywalnie, znajomo – podnosi głowę i patrzy na niego, zawsze w ten sam sposób. Kiedy patrzy tak na wszystkich innych, ci zaczynają klepać zdrowaśki i żegnać się z życiem. Żeby wystraszyć Mitrokhina dotkniętego smoczym ogniem potrzeba więcej niż Królowa Śniegu w workowatej todze. Wszedł do gabinetu swobodnie, jak wszędzie. Jego bracia każde miejsce potrafili sobie przywłaszczyć, wszędzie czuć się jak u siebie. Może to cecha krążącego po rodzinie czaru, może ze względu na wysoki wzrost znajdowali się szybko w centrum uwagi. Grisha w kilku krokach pokonał dystans od drzwi do biurka, by stanąć za oparciem krzesła Stanislavy. Nachylił się ostrożnie, niemal fizycznie czując drgania jej osobistej przestrzeni naruszonej przez rzadko zbliżające się na tak małą odległość życie. Wargi Mitrokhina bez szwanku prześlizgnęły się po ostrej linii kości jarzmowej, ledwie muskając chłodną skórę nieumalowanego policzka. Tak się złożyło, że Grisha swymi nielicznymi czułościami zdecydował obdarowywać osobę, która najmniej ich potrzebowała. Pozwalał sobie, mimo wszystko, na tę odrobinę zbytku między nimi. Przez chwilę stał jeszcze przy wyprostowanej w krześle postaci Stanislavy, zaglądając jej przez ramię, potem zaś wyszedł zza biurka wolnym krokiem, by – na wypadek, gdyby Aristova osądzała właśnie w swych precyzyjnych jak strzały snajpera myślach jakiegoś zwyrodnialca – znaleźć się gdzie indziej i tam zaczekać, aż postrach Magicznego Sądu zwróci się do niego. Zawsze szanowali wzajemnie swój czas. |
| |
Moskwa, Rosja 31 lat błękitna majętny sędzia Magicznego Sądu ws. karnych, teoretyk i filozof prawa, przedsiębiorca |
Sob Gru 14 2019, 12:45 | | Aristova nie miała wielu przyjaciół. Osoba z takim charakterem nie mogła mieć ich wielu – nie tylko dlatego, że większość ludzi nie umiało uodpornić się na mróz jej syberyjskiego charakteru i zaakceptować żelaznych zasad rządzących jej relacjami, ale też dlatego, że niewielu spełniało jej wysokie wymagania. Żeby być przyjacielem lejtnanta, musiała cię szanować. W tym leżała cała trudność zbliżenia się do sędzi. Nie mogłeś być słaby, nie mogłeś budzić jej litości, nie mogłeś być niżej od niej albo za jej plecami. Kochać – kochać Aristovej było łatwo. Choć żaden z jej podwładnych by tak nie powiedział, miłość leżała w naturze niewyżytej zimnej suki i nigdy temu nie zaprzeczała. Kochać można za nic, kochać można za wspólną przeszłość, za więzy krwi, za uśmiech, za dotyk dłoni. Na szacunek trzeba sobie zapracować. Gdyby sporządzić krótką listę najbliższych Stanislavy i wykluczyć z niej rodzinę (którą kochała, a której nie szanowała), Grisha Mitrokhin (nawet z tym dziecinnym zdrobnieniem równie z nim nierozłącznym co rodowa duma) znalazłby się na jej czele. Dla takich ludzi Stana robiła miejsce w grafiku, poświęcała swoje przerwy między rozprawami, takich ludzi Stana pytała o zdanie, gdy zazwyczaj nie kłopotała się drugą opinią, dla takich ludzi Stanislava stawała się Staną lub Stasią. Wiedziała, że on się nie spóźni, więc pracę zaplanowała tak, by nie zastał jej przy dokumentach, których nie mogła odłożyć na później. Zerkała odruchowo na zegarek pomiędzy jedną stroną akt a drugą, odliczała, nasłuchiwała kroków. Pukanie rozległo się równo o czternastej. Kącik jej ust drgnął w słabym rozbawieniu. On też, cudownie przewidywalnie, do jej gabinetu wszedł swobodnie, cudownie przewidywalnie się przywitał, cudownie przewidywalnie musnął wargami jej policzek, który ona (cudownie przewidywalnie) ledwie nachyliła w jego stronę. Po tylu latach przyjaźni Stanislava na pamięć znała każdy gest jego silnej dłoni i każdy błysk w jego oku i tę znajomość szczególnie lubiła. Była przyjemna, wygodna, świadczyła o zażyłości. Sędzia złożyła ostatni podpis i odłożyła plik dokumentów na nienaturalnie schludny stosik, nim podniosła głowę i zawiesiła spojrzenie na mężczyźnie. Taksowała go z góry na dół, szybko dokonała oceny, szukając zmian w jego sylwetce (świadectwa żałoby?). — Dobrze wyglądasz. Jak zawsze — zawyrokowała w końcu. — To spotkanie towarzyskie czy biznesowe?Od razu do rzeczy. Chcesz coś czy po prostu się stęskniłeś, Grisha?
Ostatnio zmieniony przez Stanislava Aristova dnia Czw Mar 19 2020, 18:02, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Nie Gru 15 2019, 13:48 | | Stanislava Aristova ma ten rodzaj spojrzenia, który już krztyną dezaprobaty jest w stanie wyprostować najbardziej karygodne zagniecenia na stroju swego rozmówcy. Ileż to razy Grisha w przeszłości, kiedy dopiero uczył się tego spojrzenia, odczuwał palącą potrzebę przygładzenia włosów, by nieporządnie sterczący kosmyk nie rozdrażnił jej surowych oczu. Teraz już przychodził w nienagannym stanie (dziś zanurzony w kaszmirowym odcieniu szarości z nieodłączną żałobną broszką u wąskiej klapy marynarki), teraz już mówiła, że dobrze wygląda. Jeszcze kilka lat temu na niczym nie zależało mu tak jak na tym, by jej się spodobać. Stanislava wyglądała dziś identycznie jak wtedy, czas chyba – jak wszyscy – bał się zbliżyć do niej na tyle, by zostawić na jej ciele oznaki swego przemijania. Dużo się zmieniło, prócz ich starannej prezencji. Rzadziej odwiedzali się w domach; Stana coraz więcej pracowała, Grisha częściej przesiadywał w Petersburgu, ostatnio także nocami, zaaferowany nadchodzącymi wyborami. Matki ich nie dopatrywały się już w łączącej ich relacji znaków, jakoby zbliżało się połączenie węzłem małżeńskim głównych linii dwóch znamienitych rodów. Widzieli, jak na świat przychodzą kolejne pokolenia dziedziców swych domów, wspólnie żegnali zmarłych, stojąc ramię w ramię nad grobami. Na pogrzebie Alexandra Stana wpięła w płaszcz broszę z czarnym smokiem. - Wielu z na ogół pożądanych cech i zdolności można nam odmówić. – zaczął filozoficznie, z właściwą sobie dozą goryczy, jaka zwykle idzie w parze z samoświadomością. – Większości nawet i słusznie, z czym zgodzisz się, jak podejrzewam. Nie ulega jednak kwestii, że w całym tym naszym wybrakowaniu trzech rzeczy oboje mamy pod dostatkiem: pieniędzy, wzrostu i talentu do przemycania aspektów towarzyskich w sam środek rozmów o interesach. – to powiedziawszy, rozsiadł się wygodnie w jednym z foteli i wyczekująco spojrzał na Stanislavę. Przyjaciele nie załatwiają wszak spraw siedząc po dwóch stronach biurka. - A więc – zaczął powoli, z uśmiechem, który rzadko kiedy z podobną swobodą wstępował na jego oblicze. – gdzie chowa się ten twój Vinogradov?Patrzył na Aristovę z wystarczającą powagą, by ich spotkanie mimo wszystko nosiło znamiona biznesowego. Usiadł wystarczająco blisko barku, by w razie potrzeby szala przechyliła się w stronę okazji towarzyskiej. Wielu rzeczy można było mu odmówić, ale zdolności zachowania równowagi – nigdy. |
| |
Moskwa, Rosja 31 lat błękitna majętny sędzia Magicznego Sądu ws. karnych, teoretyk i filozof prawa, przedsiębiorca |
Pią Sty 03 2020, 20:17 | | Grisha Mitrokhin umiał wytrzymać pod naporem jej spojrzenia. Nic nie irytywało Stany tak, jak ludzie, którzy – gdy patrzy im w oczy – speszeni spuszczali wzrok, nerwowo splatali palce, przestępowali z nogi na nogę, jąkali się, poprawiali koszulę. Widziała to codziennie w pracownikach sądu, ale też w arystokratach, ludziach, którzy powinni być jej równi, a jednak w większości nie wykazywali odpowiedniej siły charakteru. Tajemnicą Poliszynela jest, że nawet jej własny ojciec, nestor złotego rodu, nie czuł się pewnie, gdy mierzył go wzrok Stanislavy Aristovej. Ale Grisha udowadniał jej już od kilkunastu lat, że nie jest słabszy. Nie drgał, gdy spojrzeć na niego, stał obok niej niewzruszony, rozsądny, inteligentny. Gdy była młodsza, szacunek, na który sobie zapracował, pomyliła z miłością – tak rzadko była pod czyimkolwiek wrażeniem. Obudziło to czujność wszystkich ciotek, a zwłaszcza babci Wrońskiej, które gotowe były już planować im ślub i wybierać imiona ich dzieci. Do niczego, na szczęście, nie doszło: ona była bardziej potrzebna w Petersburgu niż w Kisłowodzku. Bogowie, zostawić imperium Semyonowi? Przecież on nie miał kaca tylko wtedy, gdy pił. Można więc powiedzieć, że Grisha i Stana przeżyli razem wszystko. Nie leżało w jej naturze rozczulanie się i jawne okazywanie uczuć (tej pożądanej zdolności na pewno im obojgu można odmówić), jednak wierzyła, że Mitrokhin wiedział, jak droga była jej ich przyjaźń, mocna od lat wspólnych doświadczeń, cudownie przewidywalna. Słysząc jego filozoficzny wywód, uniosła delikatnie brwi i kącik ust w rzadkim wyrazie rozbawienia. Czarująca przemowa, Grisha. Aristova oszczędziła sobie komentarza, wygodnie czując się w ciszy, która zapadała nierzadko między nimi. Wstała zza biurka w milczącej pewności i w kilku długich, szybkich krokach pokonała dystans pomiędzy nią a sejfem. Wykręciła kod i ruchem różdżki wydobyła z szafy raczej nieduży obraz, który sprowadziła dziś do sądu specjalnie po to, by Mitrokhin mógł się mu przyjrzeć. Lśnił delikatnie od zaklęć zabezpieczających, jeszcze niezdjętych, by nie narazić płótna na uszkodzenia związane z transportem. Stanislava zamknęła sejf i pozostawiła Vinogradova lewitującego łagodnie przed oczami jej przyjaciela. Minęła rozpartego na fotelu mężczyznę i podeszła do barku. — Whiskey? — zapytała.
Ostatnio zmieniony przez Stanislava Aristova dnia Czw Mar 19 2020, 18:05, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Nie Sty 05 2020, 21:11 | | Lubił przyglądać się przyjaciółce, kiedy poruszała się po swoim terytorium. Jej ruchy były wtedy idealnie obliczone, jak niezawodny mechanizm, tak płynne, jakby zostały wyćwiczone przez primabalerinę. To znaczy, gdyby tylko Aristova zechciała kiedyś spróbować tak niedorzecznej czynności jak taniec. - Gin. – kontruje propozycję Stany, odczuwając nagły apetyt na jałowcową goryczkę. Jeśli wspaniałości nadchodzące od zachodu miałby mierzyć tamtejszym gustem do alkoholi, istotnie – w smaku miały to i owo do zaoferowania. Nie ma co ukrywać jednak, że wszyscy Rosjanie, choćby najbogatsi i najbardziej dystyngowani, zostali stworzeni do picia wódki. Ale to później. Nie w sądzie, w sądzie pewnych rzeczy nie wypada nawet im. - Ach. – westchnął z ulgą człowieka, który po długiej tułaczce na obcym lądzie wraca do znajomych kątów, może usiąść wygodnie i zająć się tym, co wychodzi mu najlepiej. Przyjrzał się uważnie pejzażykowi (wydaje się jeszcze mniejszy niż sugerowały parametry wpisane w katalogu domu aukcyjnego), poszukując między śladami po pociągnięciach pędzla źródła jego niezaprzeczalnego uroku. Mógłby wszak być to obrazek przygnębiająco pospolity, a jednak… - I ile miałaś przyjemność zapłacić za to maleństwo? – zapytał, nie z chamstwa, a dociekliwości zawodowej. Grisha Mitrokhin potrafił, kiedy trzeba, pięknie mówić o pieniądzach; przepisywać weksle jakby były partyturami koncertów fortepianowych, sumować szeregi liczb w kolumny zdobne liśćmi akantu. Ze Staną nie ma jednak potrzeby na ozdobniki, Stana się nie obrazi za podobnie bezpośrednie pytanie, bo Stana zna go lepiej niż wszyscy. Inaczej nie pomyślałaby, że go kocha. Z czasem, kiedy długo się kogoś zna, pojawia się poczucie obowiązku, by poszukać miłości tam, gdzie jest tylko łatwość wspólnego spędzania czasu; wszystko utrzymane w ryzach osobowości ceniących ponad wszystko umiar i samokontrolę. Oboje są tak czujnymi strażnikami wewnętrznego porządku, że nie było szans na zaprószenie iskry prawdziwego uczucia. Grishy nie było za bardzo szkoda z tego względu, ale trochę go poruszyło – kiedy był jeszcze młody i serce miał bardziej skłonne do ułomnych, źle rozlokowanych wzruszeń – że rozczarowali babcię Wrońską. Wysłał jej potem anonimowo czekoladki i róg do tabaki, podobno to jakaś rodowa tradycja, że się takie zbiera. (Anonim z niego był jak z koziej dupy trąba, bo róg zrobiono z pazura białogona kaukaskiego. Babcia Wrońska szybko wróciła do szlacheckiego zwyczaju zażywania tabaki.) |
| |
Moskwa, Rosja 31 lat błękitna majętny sędzia Magicznego Sądu ws. karnych, teoretyk i filozof prawa, przedsiębiorca |
Pon Sty 06 2020, 01:11 | | Aristovowie płynnie mówili językiem alkoholu. Nie było z tym nazwiskiem osoby, która nie znałaby wartości trunków choćby z historii własnej rodziny. Alkohol budował imperia i je niszczy, intronizował i detronizował władców, rozpoczynał i wieńczył transakcje, rozkręcał i kończył przyjęcie. Zabijało się za, przez, z powodu i dla alkoholu. Był walutą, towarem wymiennym, kartą przetargową, wreszcie: najcenniejszym dobrem. Jej ojciec, gdy matka jeszcze żyła, a on był potężnym, wartym szacunku carem przemysłu, powtarzał jej: trzymaj flaszkę, a trzymać będziesz władzę. Nie pomylił się. Stana trzymała flaszkę, a on i Syoma – kieliszki. Alkohol był skuteczniejszy w dyplomacji niż broń i lepszy niż kwiaty jako podarek, jednak – tak jak kolor kwiatów – typ alkoholu ma znaczenie, zależał od okazji. Wódka – do wszystkiego, do wesela, żałoby, balu i bólu, ale ją wypada pić tylko w określonych godzinach i odpowiednich miejscach. Wino – dystyngowane, obiad, kolacja, spotkanie towarzyskie. Szampan – luksusowy, acz niepoważny, tylko na wesołe okazje, triumf, eleganckie przyjęcia, okazje publiczne, wystawy w galeriach sztuki, otwarcia, aukcje charytatywne, nigdy na pogrzeby i negocjacje. Whiskey – ona była do interesów, ją leli sobie w gardła przedsiębiorcy na spotkaniach biznesowych, przechodziła też na zabawie, ale miała swój ciężar. Gin – neutralny. Choć o wyraźnym smaku, z odpowiednimi dodatkami wpasowywał się w każdą scenerię. Stanislava prawie uśmiechnęła się, gdy zalewała lód ginem. Wielu rzeczy można Grishy odmówić, ale zdolności zachowania równowagi – nigdy. — Co za wybór, Mitrokhin. — Podała mu kryształ i sama usiadła na fotelu obok, zuchwale rozparta (jak mężczyzna, nie jak kobieta – wypominało jej się to na salonach, tak jak wypominało jej się garnitury, spodnie noszone na co dzień, szeptem krążyło kolejne, śmieszne przezwisko: hermafrodyta lub, już po głębszym, pospolite babochłop; trudno jednak, by ktoś znaczenia Stanislavy przejmował się opiniami maluczkich). Zawiesiła, wzorem swojego przyjaciela, spojrzenie na Vinogradovie. Artysta pospolity i mdły, ale wystarczająco drogi, by zabijano się o niego na aukcjach – a chodziło tylko o wartość materialną, nie artystyczną. Zhenya pewnie by się z tym nie zgodziła, ale Stanislava umysł miała biznesmena, nie konesera sztuki. — Sześćset tysięcy dziewięćset — powiedziała bez namysłu, jakby otworzyła karty umysłu jak dokładnie uporządkowaną księgę rachunkową i w dziesiątą cząstkę sekundy odnalazła odpowiedni wpis. Kolejna cecha Aristovów: jeżeli trzeźwi, byli w stanie podać ci cenę wszystkiego. A Stanislava, choć umaczała teraz wargi w whiskey, raczej nie bywałą pijana. Cała rzesza jej kuzynów z Semyonem i Evgenią na czele z codziennego obowiązku wychylenia butelki do lustra wywiązywała się za nią, wywiązywała się fenomenalnie. Ona nie mogła sobie na to pozwolić. Sześćset tysięcy dziewięćset – pieniądze niewyobrażalne dla przeciętnego Rosjanina (dla takiego powyżej przeciętnej również), ale dla Aristovej to była suma niewielka. Za Vinogradova – też stosunkowo nieduża.
Ostatnio zmieniony przez Stanislava Aristova dnia Czw Mar 19 2020, 22:04, w całości zmieniany 1 raz |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Pią Sty 17 2020, 20:13 | | - Coś z nim nie tak? – zapytał przekornie, przyjmując od niej szklankę. Przejmujący chłód zmroził całą jego dłoń, zostawiając na skórze wilgotną mgiełkę. W dawno wykształconym odruchu od razu podniósł szklankę do ust, upił łyk cierpkiego alkoholu. Wcześnie musieli nauczyć się pić i to w sposób kontrolowany. Alkohol był nieodłączną częścią życia ludzi ważnych, wyznacznikiem statusu, nagrodą za ciężki dzień, znaczące osiągnięcie, ogromny wydatek. Nie miał wątpliwości, że Stanislava wypiła lampkę szampana zdobywszy najbardziej pożądany obraz ostatnich lat, by uczcić ten sukces. Spodziewał się, że Vinogradov nie pójdzie za mniej niż pół miliona, ale kwota podana przez Stanislavę nawet jego nieco zadziwiła. Wiedząc, że na sali aukcyjnej będzie jego przyjaciółka, bądź ktoś przez nią tam oddelegowany, sam nie fatygował się nawet z posyłaniem któregoś ze swoich asystentów. Dobrze znał skłonność Stany do rywalizacji i jej zaciętość, kiedy zwycięstwo pojawiało się w polu widzenia. Jeśli zaś chodzi o pieniądze, nie ma dla żadnego Aristova takiego miejsca, z którego tryumf nie byłby widoczny na horyzoncie. - Hm. – mruknął, kiwając głową powoli. Ani na chwilę nie spuszczał wzroku z pejzażu, wręcz przeciwnie – wstał i spojrzeniem pytając Aristovą o pozwolenie, zbliżył twarz do płótna na minimalną odległość. Przyglądał się śladom po pociągnięciach pędzla w charakterystycznych miejscach. Wielu artystów zawiera w swych dziełach elementy zdradzające jakiś unikatowy dla siebie zabieg wcielony do ogólnie przyjętych technik. Potrzeba było dobrego oka i nieograniczonego czasu, by stwierdzić autentyczność takich szczególików. Sama ich obecność nie wystarczała szanującym się kolekcjonerom. Grisha studiował przez jakiś czas specyfikę Vinogradova ze względu na jego rosnącą popularność, nie miał jednak wystarczającego doświadczenia, by kwestionować ocenę znawcy zatrudnionego przez Stanislavę. Ostatecznie, Grisha zajmował się rzeczoznawstwem przedmiotów z różnych kategorii, a żeby wyspecjalizować się w malarstwie musiałby poświęcić mu się w całości. I chociaż wiedział o fałszerstwie obrazów więcej niż przeciętny pasjonat sztuk pięknych, to nigdy nie miał zostać kimś więcej niż uważnym entuzjastą. - Nieco wygórowana cena, nawet jak na Vinogradova. Jak zwykle u Chugunkina, trzeba się z tym liczyć. – właściciel moskiewskiego domu aukcyjnego, w którym wystawiano kupiony przez Stanę obraz także zyskiwał na popularności, stawał się autorytetem. Chodziły o nim najróżniejsze plotki, ale prawdziwym koneserom wybacza się wiele ekscentrycznych skłonności. – Ale ostatecznie nie przepłaciłaś. Twój marszand nie jest najwyraźniej tak skretyniały, jak sądziłem. – miał przedtem zastrzeżenia do kompetencji handlarza działającego z ramienia Aristovów, ale z czasem udowadniał on, że znał się na swojej robocie. Grisha nie oczekiwał zresztą, by Stanislava mogła zatrudnić kogokolwiek, kto nie okazałby się w swojej dziedzinie w jakiś sposób wyjątkowy. |
| |
Moskwa, Rosja 31 lat błękitna majętny sędzia Magicznego Sądu ws. karnych, teoretyk i filozof prawa, przedsiębiorca |
Sro Mar 18 2020, 02:59 | | — Tylko tyle nie tak, ile z polityką — odparła zaczepnie, posyłając niemal rozbawione spojrzenie swojemu przyjacielowi. W istocie z ginem nie było nic źle, za to z partyjnymi rozgrywkami: wszystko. Stanislava, mimo początkowych ambicji, zdecydowała się nie pchać w ten rozmemłany świat budowany na obietnicach bez pokrycia i miałkich charakterach. Zgadywanie niejasnych intencji, odkrywanie zawoalowanych kłamstw i podlizywanie się ludziom, których w zwyczajnych warunkach nie byłaby w stanie znieść – to nie było na nerwy Aristovej. Wolała rozmawiać o konkretach, a pieniądze i prawo były bardzo konkretne. Pieniędzy można było dotknąć, można było je przeliczyć, zainwestować, można było je pomnożyć. Prawo za to dało się wyegzekwować. W sądzie panowały jasne zasady, w polityce nie było żadnych: Stana nie miała cierpliwości (i odpowiednio giętkiego kręgosłupa moralnego), by poświęcać czas pracy na arenie politycznej. Ostatecznie więc los pchnął ją w stronę rodzinnego biznesu i wymiaru sprawiedliwości, nie mównic. Nie czuła się z tego powodu nieszczęśliwa, choć czasem oba światy przypominały jej nużącą politykę – to gotowa była jednak znieść w niedużych dawkach dla dobra większości. O politykach za to zwykła myśleć bez namiętności, lecz z pewną szyderczą pobłażliwością, zarezerwowaną dla osób, które zawiodły Stanislavę wystarczająco wiele razy, a których jednak nie mogła ani się pozbyć, ani ich zupełnie lekceważyć. To byłby błąd, o czym doskonale wiedzieli oboje. W końcu to skretyniali działacze decydowali o prawie, którego przejrzystość, wydajność i sprawiedliwość tak leżały jej na zlodowaciałym sercu – musiała patrzeć im na ręce. Bezustannie. Nie zdecydowała jeszcze, na kogo zagłosuje w najbliższych wyborach, choć opcje, jak wiedziała dobrze, były dla niej tylko dwie: Karamazov i Kovalchuk. Skłaniała się, co oczywiste, ku bardziej konserwatywnej opcji, ale ostatnie posunięcia Yelizavety intrygowały ją. Na razie tylko obserwowała z oddali. Słuchała uważnie. Dlatego też, mimo swojego podejścia, dodatkowo ceniła Mitrokhina. Polegać mogła na jego ekspertyzie nie tylko w sprawach majątkowych, ale i politycznych – on, siedząc w środku tego roju, słyszał i wiedział więcej niż potencjalny wyborca, skazany na domysły. Stanislava nie lubiła niejasności. Stanislava lubiła wiedzieć. A Grisha – jak wierzyła – wiedział wiele. — Cieszę się. — Stanislava kiwnęła głową i, wyuczonym gestem, pociągnęła łyk ze szklanki. Vinogradov chwilowo przestał ją zajmować: skoro utwierdzono ją już w dobrej cenie tej skromnej inwestycji, niepewność ucichła, a los obrazu nie wydawał się jej w tej chwili najistotniejszy. — Powiedz mi coś innego — zaczęła i, odłożywszy z cichym brzękiem kryształ na podłokietnik fotela, spojrzała na niego wnikliwie. — Co myślisz o tej Kovalchuk? Mówią, że to czarny koń tych wyborów. Miała z nią styczność jako sędzia i, prawdę powiedziawszy, zdążyła obdarzyć ją pewną dozą sympatii. Kovalchuk sprawiała wrażenie osoby konkretnej, odważnej i obeznanej w prawie, a Stana potrafiła nawet zgodzić się z częścią jej wyroków – nie sądziła jednak, że kobieta ma ambicję na Dumę. Na taki urząd wydawała się jej zbyt... idealistyczna. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Sob Mar 21 2020, 22:44 | | W stronę polityki przez lata pchały Grishę na zmianę najróżniejsze rzeczy, w tym także wspomnienia wizyt w gabinecie Stany. Fakt, że jego przyjaciółka zdecydowała się pracować dla kraju, działać z ramienia sprawiedliwości, skłonił także i jego do refleksji o swej przydatności dla państwa. Nie dlatego, by czuł specjalne powołanie do przewodnictwa zagubionej masie Rosjan. Chciał tylko, by ktoś kiedyś wspominając o przełomowej reformie lub nowatorskiej ustawie nadmienił, że taką a taką rzecz załatwił przy tym Grisha Mitrokhin. - Kovalchuk? – powtórzył, jakby usłyszał to nazwisko pierwszy raz w życiu, a nie nawiedzało go w myślach niemal codziennie, kiedy przeglądał sondaże wyborcze i prasę. Nie zdziwił się, że niezrzeszona od niedawna kandydatka przykuła uwagę Stanislavy. Liczył jednak, że nie na tyle, by Aristova oddała na nią swój głos zamiast wzmocnić pozycję Sabatu. Tak zostali wychowani, przylgnięci jak pasożyty do starych praw, hegemonii bogaczy. Grisha od dawna był zdania, że demokracja nie leży w naturze Rosjan, dlatego też szczerze zaangażował się w działania partii szlacheckiej. Równie mocno, co zapałał entuzjazmem, rozczarował się wkrótce, pozostał jednak lojalny tej opcji politycznej, wierząc zarówno, że jest najmniejszym złem z dostępnych opcji, jak również we własną szansę na rozwój kariery w przychylnym mu, dobrze znanym środowisku. - Prawdopodobnie wiesz o niej więcej niż ja. Od jakiegoś czasu jest tu sędzią. – wyjaśnił więc posłusznie, przekręcając w myślach zębatkę, której mechanizm odpowiadał za radzenie sobie z konkurencją – biada temu, kto nie odpowie Stanie Aristovej na pytanie – jednak uniósł przy tym brwi w wyrazie przypominającym zdumienie. – To, co sobą reprezentuje można by oględnie ująć w nazwie Nowa Rodina, która całkiem nieźle nadałaby się dla jej partii. Tyle tylko, że partii nie ma, nikt za nią nie stoi. Anonimowy sztab, importowani specjaliści od wizerunku.Oczywiście, cały świat idzie do przodu, więc i Rosja w końcu włączyła się w pochód. „Zagraniczne” stawało się coraz częściej synonimem „lepszego”, w ludziach budziła się tłumiona przedtem ciekawość. - Wydaje się, że wszystko się u niej zgadza. Klarowny, przyszłościowy program, ale mała szansa na jego realizację choć w połowie. Myślę, że to ciekawy ruch z jej strony, ta kandydatura. Odważny, potrzebny żeby zmienić czasy. Ale jeszcze dla niej za wcześnie. – mróz utrzymujący poglądy polityczne Rosjan tajał powoli; społeczeństwo zaczynało oswajać się z rozrywkowymi nowinkami, tym, co najbardziej miłe dla oka i przyjazne dla kieszeni, ale gdy szło o rzeczy naprawdę ważne – w opinii Grishy, pozostaną przy dobrze znanych, pewnych wręcz stronnictwach i nazwiskach. – Nieważne, jak byłaby przekonująca i zdolna, to wciąż tylko kobieta. Nie zbierze wielu głosów, bo mężczyźni uznają ją za bezczelną rewolucjonistkę, a kobiety – przynajmniej w większości – nawet jeśli zechciałyby na nią zgłosować, zbyt są posłuszne mężczyznom, by jawnie sprzeciwić się ich zdaniu.Grisha zdawał sobie sprawę z faktu, iż wygłasza nieprzychylne płci pięknej opinie w rozmowie z kobietą, która wybiła się w wymagającym środowisku prawniczym i w żaden sposób nie wpisywała się w krzywdzące stereotypy, ale Stanislava była doprawdy wyjątkiem pod wieloma względami. |
| |
Moskwa, Rosja 31 lat błękitna majętny sędzia Magicznego Sądu ws. karnych, teoretyk i filozof prawa, przedsiębiorca |
Pon Mar 23 2020, 01:26 | | Choć nie podobało jej się, co Grisha mówił, Stana nie mogła powiedzieć, że nie miał odrobiny racji. Mimo że czarodzieje stali już na progu nowego milenium, to kobieta, która nie zachowywała swoich opinii dla siebie, wciąż wydawała się kontrowersyjna – zwłaszcza w konserwatywnych kręgach, w których obracała się sędzia. Odczuwała skutki takich uprzedzeń codziennie, na każdym polu swojej działalności: od współpracowników, kontrahentów, gwardzistów, wreszcie od własnej rodziny. Choć żaden (i żadna) nie pomyślałby o sobie jako o mizoginie, to wciąż uważali, że Aristova za bardzo się rządzi, komentowali jej staropanieństwo, brak matczynych cech, oziębłość, zainteresowanie rozgrywkami uważanymi za męskie, drogę kariery. Co sławiono by u jej brata, u niej uznawano za oznakę zepsucia i nieprzydatności, jakby wartość arystokratki obliczano w dzieciach, które może wypchnąć na świat. Dlatego nosiła garnitury, dlatego się nie malowała, dlatego upinała włosy: chciała, żeby brano ją na poważnie. Zazdrościła mężczyznom. Nie lubiła o tym mówić, nie lubiła nawet o tym myśleć, nie poważając u siebie takiej dziwnej emocjonalności, ale prawdą było, że Stanislava wolałaby urodzić się mężczyzną. Doszła do takiego wniosku już dawno, w tym samym czasie, w którym dotarło do niej, że chociaż to ona utrzymuje na własnych barkach całą główną linię Aristovów, bo jej męscy przedstawiciele są zbyt słabi, by trzymać się z dala od kielicha, chociaż to ona spędziła całą młodość na opiekowaniu się swoim rodzeństwem (które do dziś skrycie jej za to nienawidzi, myśląc, że z tą nienawiścią mogą się ukryć przed jej uważnym okiem. Trudno: Stana tylko zrobiła to, co trzeba było zrobić, a czego nikt się nie podejmował, zrobiła, co mogła), to Semyon, nie ona, przejmie cały interes i odpowiedzialność za jeden z najpotężniejszych rodów Rosji. I zapewne zrobi wszystko, żeby odsunąć ją w cień, jakby nic, co zdziałała przez kilkadziesiąt lat od śmierci ich matki, się nie liczyło. Trudno było być wyjątkiem. Świat jednak, bardzo powoli, ale w końcu, ruszał do przodu. Daria zamierzała przecież być gwardzistką – siostra Grishy opiekowała się smokami – Kovalchuk startowała na Dumę. Postaci niepasujących do stereotypów było coraz więcej. Kto wie, jakie wyjątki kryły się wśród tych stłamszonych przez swoich mężów, ojców, braci. — Też myślę, że ma małe szanse — przytaknęła. Było, istotnie, za wcześnie, jeszcze za wcześnie. Społeczeństwo nie zmienia się tak szybko. Nie wystarczą nawet dekady: potrzeba stuleci, żeby stare przekonania odeszły w niepamięć. — Jednak nie lekceważyłabym opinii kobiet. Kury domowe mogą publicznie przytakiwać mężczyznom — zauważyła — ale do urn głosy wrzuca się anonimowo.Najgorsze było to, że dziewcząt nie nauczono dbać o politykę. Widziała to na przykładzie własnej edukacji. Gdy Syoma poznawał system polityczny, Stanislava miała zajęcia z wyszywania. Każda arystokratka umiała haftować, ale tylko co szósta miała wyrobioną opinię, jakby to, co mówili politycy, ich nie dotyczyło, bo miały nazwisko i posag. Po całym życiu umysłowego wygodnictwa trudno było je przekonać, że powinny zacząć czytać gazety. Niektóre kobiety po prostu nie chciały mieć zdania – to wymagało zbyt wiele wysiłku i wiązało się ze zbyt wielkim ryzykiem. Możliwe jednak, że warstwy niższe wyprzedzały damy w politycznym obyciu, jakkolwiek trudno było to Aristovej przyznać. Nieszlachetne kobiety rzadko przecież chowało się w bańkach: musiały wiedzieć, co się dzieje, bo od tego zależało ich przetrwanie. Wszystkie zmiany zachodziły powoli. I były skomplikowane. Choć parę lat to za mało, by naprawdę coś przestawić w ludzkim myśleniu, to jednak dość, by opinia publiczna się zmieniła: Stana zastanawiała się, czy te wybory ją jakkolwiek zaskoczą. — Myślisz, że Karamazov znów wygra? Jakie są nastroje w partii? — zapytała, ciekawa, czy Sabat jest bardzo zdenerwowany. Dostoyevsky mógł im zagrażać. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Nie Mar 29 2020, 22:04 | | Sabat był zdenerwowany, owszem. Grisha – jeszcze nie. Grisha robił dobre miny do wszystkiego już tak długo, że przestało mu na dobrą sprawę zależeć, czy gra, w której znalazł się obecnie, jest faktycznie zła. - Może nie wygrać, a partia załamuje nad tym ręce. – przyznał, bo choć oczy Stanislavy mierzyły go i oceniały z jedyną w swoim rodzaju surowością, to nie były jak soczewki kamer; nie musiał się do nich wdzięczyć, owijać prawdy w bawełnę. Podobno prawda ma taki kształt, jakiego zażyczą sobie osoby pokroju Dimitriya Karamazova, jego sekretarza Sorokina, czasami nawet wystarczy być pierwszym z brzegu Mitrokhinem, żeby przypisywali ci władzę nad światem. Byłoby miło, ale nie. Prawda jest taka, że wszyscy oni są po kolei beneficjentami lub ofiarami okoliczności. Urodzenia, historii, polityki – to, co zależało od nich sprowadzało się do umiejętnego lawirowania między niesprzyjającymi elementami rzeczywistości tak, by się przy tym na coś nie nadziać. Ostatni odcinek na ścieżce Dumy Rosji pokonywanej przez Karamazova był najeżony pułapkami – skandale w rządzie, pogorszenie sytuacji ekonomicznej, niewystarczająca łączność z mugolami i na to wszystko jeszcze ucieczka więźniów z Chatangi. Trudno jest rządzić w ciężkich czasach, a utrzymać władzę – jeszcze trudniej. - Dostoyevski nie umiałby utrzymać takiego kraju jak Rosja. Śmierć jego ojca przykuła uwagę ludu, a on zatrzymał ją populistycznymi hasłami. – przewidywał ponuro, popijając z ciężkiej szklanki. – Ale nie ma do zaoferowania nic poza tym, jeśli dostanie władzę.W domu Mitrokhinów nie mówiło się o polityce. Ojciec uznawał ją za zbyt grząski grunt i przez całe życie trzymał się skalnych siedlisk smoków. Matka z kolei wzbraniała się chyba od samej idei rzeczowej rozmowy, zupełnie jakby zapomniała o starannie pobranym wykształceniu i odziedziczonym po pokoleniach książąt rozumie. Dima żył od dawna poza światem rzeczy istotnych i w rezultacie tylko Vasilisa zwracała jeszcze uwagę na to, co Grisha miał do powiedzenia w kwestii zarządzania krajem. - Prawda jest taka, że na realizację śmiałych planów Rodiny nie ma ani dość środków ani kompetencji w rządzie, jaki mógłby stworzyć. – pod tym względem Sabat prezentował się bez porównania lepiej, może dlatego, że w interesie partii leżało kształcenie obywatela, a nie bezmyślne napełnianie mu koryta, byle tylko zbyt wiele nie myślał. – Kovalchuk, zdaje się, ma tego świadomość, co przemawia na jej korzyść, choć trudno powiedzieć, by zarówno ona jak i Dostoyevski byli realistami.Grisha taktownie przemilczał, że odróżniające partię szlachecką od socjalistów fundusze pochodzą w znacznej mierze ze skarbca Aristovów. Mitrokhinowie zaś sterczeli w samym środku sieci układów tej potężnej rodziny i tylko Grisha starał się kalkulować między nimi tak, by nic ciężkiego im na łeb nie spadło. Nie da się oddzielić dzieci nestorów od wiekowych tradycji i szlacheckich nazwisk, nawet podczas niezobowiązującej pogawędki, oboje ze Staną musieli pamiętać o rodowym interesie. - A gdyby Dostoyevski jednak objął władzę – podjął leniwie, przełknąwszy ostatni zimny łyk ginu. Sądy były niezależne, stanowisko lejtnanta więc zostałoby niezagrożone. Wiedział jednak, że Stanislava sprawuje także pieczę nad częścią rodowych spraw, a tam rzeczy mogłyby się pokomplikować. – Co to dla ciebie oznacza? |
| |
Moskwa, Rosja 31 lat błękitna majętny sędzia Magicznego Sądu ws. karnych, teoretyk i filozof prawa, przedsiębiorca |
Czw Kwi 02 2020, 01:16 | | — Nic dobrego — skomentowała krótko. Stana czytała relację z wiecu Rodiny na Placu Aleksandrowskim, zapoznała się z jej programem i rozmydlonymi obietnicami okraszonymi populistycznymi hasłami, i wiedziała – Dostoyevski nie ma środków na nawet połowę swoich przyrzeczeń. Skądś musi je wziąć. Biorąc pod uwagę jego antyszlacheckie nastawienie, nietrudno było zgadnąć, czyje biznesy mogą ucierpieć, gdy on będzie starał się poprowadzić Rosję ku tej świetlanej przyszłości, w której panuje porządek i równość pomiędzy uciemiężonymi i bogaczami wpatrzonymi w czubki swoich nosów. Na złoto Aristovów każdy rząd, socjalistyczny czy wręcz przeciwnie, ostrzył sobie zęby. Kiedy mówili, że chcą zabrać najbogatszym i dać najbiedniejszym, mieli na myśli wyciągnięcie dla państwa tyle z ogromnych dochodów alkoholowej magnaterii, ile się da – to ta sama, przewidywalna zagrywka. Utrzymując Sabat – ród Stanislavy płacił przynajmniej we własnym interesie, na własnych warunkach. Wzięła łyk whiskey. — Przemysł alkoholowy jest w Rosji oczywistym celem, gdy chce się pozyskać środki na spełnienie swoich fantasmagorycznych obietnic — kontynuowała po chwili. — Przygotowujemy się na to, ale Dostoyevski… może być nam drzazgą w oku. — Wrzodem na dupie, mówiąc dosadniej. Ale cierpliwości. Gdy przystawią mu różdżkę do gardła, to do Aristovów przyjdzie po pożyczkę – jak wielu idealistów przed nim. — Jest słaby — podsumowała polityka. Stanislava umiała poznać człowieka słabego charakteru. Bywali magnetyczni jak lider partii, ale to nie czyniło ich silnymi. Dostoyevski wielkimi słowami i nerwowymi gestami maskował brak realizmu, rozwagi, perspektywy i zwykłej wyobraźni (choć tej może miał aż nadto). Aristova nie wierzyła, że umiałby podołać ciężkiemu zadaniu prowadzenia tak wymagającego, skomplikowanego i ogromnego narodu, pogrążonego, na dodatek, w chaosie po ucieczce z Chatangi. Niewiele brakowało, jednej iskry zaledwie, by wybuchła panika. — Poza charyzmą do zaoferowania ma tylko to, że jest mniejszym złem niż Turganev. A to — dopiła whiskey — żadne osiągnięcie.Bogowie, ten kraj potrzebował dobrej polityki: merytorycznych dyskusji, nie jałowych pojedynków, w których jedyną bronią były chwyty erystyczne; rzetelnych programów, nie utopijnych fantazji; działań, nie obietnic bez pokrycia. Pytanie brzmiało: czy Rosjanie chcieliby prawdy? Patrząc na to, jakie postulaty cieszyły się poparciem, Aristova zaczęła podejrzewać, że ludzie, bardziej niż realizmu, pożądają bożków, ładnych perspektyw, złotego cielca, a że złota nie ma – tombak też dobry. Może marzenie Stanislavy o etycznej polityce – może ono samo było czysto utopijne. Liczyła się z tym, że takie być mogło. Pewnych rzeczy się wszakże nie zmieni, w tym natury ludzkiej, z reguły skłonnej do słabości i braku moralnej dyscypliny. Stanislava była patriotką, jedną z tych, które dobro swojego państwa przedkładać są gotowe nad szczęście prywatne, i wiedziała, że patriotyzm nigdy nie robił się łatwiejszy. Był męczący, zwłaszcza, gdy codziennie zmagała się z niewydolnym systemem prawnym, gdy codziennie na sali sądowej widziała rezultaty słabej edukacji, ignorancji, poczucia elitaryzmu, korupcji, chorych przekonań, wreszcie pospolitej głupoty. Ale nawet mimo to, Stana jeszcze wierzyła, że można. Może niedużo, ale można. Próbowała od środka. Nadzieję jej dawało, że w Sabacie bywali politycy tacy jak Grisha – ktoś, komu mogła ufać, ambitny, rozsądny i młody. Może więc ten kraj nie był taki stracony. Perperuno, ocal nas od socjalistów, spojrzała na pejzażyk Vinogradova, i złych inwestycji. |
| |
Kisłowodzk, Rosja 29 lat błękitna bogaty rzeczoznawca majątkowy, polityk |
Nie Kwi 05 2020, 23:33 | | Kiedyś, wcale nie tak dawno temu, rodziny szlacheckie były nietykalne. Grisha mało z tych czasów pamiętał, ale wychowano go jeszcze w blasku dawnej starszyźnianej chwały. Dorósł oczekując szacunku dla swego nazwiska, tradycji rodziny, dla manier, które obecnie wychodziły z kanonu przyzwoitości, by miejsca ustąpić rozleniwieniu obyczajów. Dorósł przygotowując się na ciężką pracę i pełnienie wielu obowiązków, które w oczach socjalistów nie miały znaczenia. Dla Grishy i jego pokolenia były zaś całym życiem, najważniejszym dobytkiem ostatecznym wyrazem wartości jako człowieka. Że mieli pieniądze – to była pewność, podstawa życia, element tak niezbywalny, że przestawał mieć znaczenie. To, co liczyło się naprawdę, to fakt, że mieli wartości, a te reprezentowała postawa Sabatu. Z tym socjaliści nie mogliby konkurować. - Jasne. – przytaknął, czerpiąc z własnego milczenia swoistą satysfakcję. Trzeba przyznać, że nie zawsze doceniał należycie trzeźwe myślenie i sensowne wnioski Stanislavy, biorąc je zwyczajnie za pewnik. Tymczasem, jak ostatnio się przekonywał, nie od każdego mógł oczekiwać podobnie wysokiego standardu dyskusji. (Na myśli miał oczywiście betonowy sprzeciw Dimy stawiany przed każdym jego słowem, by zbyt daleko nie szukać przykładu.) - Turganev minął się z powołaniem, ale jest już za stary, by wzięli go na cyrkowego klauna. Trzyma się polityki, bo od kiedy mieszają się do niej media – niewiele ją różni od cyrku. Coraz bardziej mnie to męczy, szczerze mówiąc. – westchnął, bo przy Stanie, wbrew pozorom, mógł. Stana mogła mu doradzić, pomóc dostrzec wyjście z sytuacji, w której ugrzązł. - Ale zrobię, co w mojej mocy, by Dostoyevski nie dobrał się do was. – nawet, kiedy Grisha mógł widzieć się w roli jej rycerza w złotej zbroi, Stanislava nie potrzebowała, by ją ratować z opresji. Sama włożyłaby zbroję i poszła wojować w swoim interesie. Nie obiecywał jej więc, że będzie tarczą swych wpływów chronił ją przed przeciwnościami losu. Zapewniał tylko, jak czasem wypada zapewnić przyjaciół, że sprawa Aristovów nie jest mu obojętna w zaistniałej sytuacji. Przypominał, że nie tylko ona trzymała rękę na pulsie. - Niedługo się przekonamy, co z tego wyjdzie. Odwiedzę cię jeszcze po nowym roku, tuż przed wyborami. Nie w biurze. – uśmiechnął się do niej swobodnie, w sposób, w jaki nikt nie odważył się tutaj z nią spoufalać. Odstawił pustą szklankę na stolik i podniósł się z fotela. Zapiął marynarkę, przeczesał włosy palcami, by z jego sylwetki zniknęły wszelkie oznaki zrelaksowania. Skoro już się bali Aristovej, niech boją się dalej. - Nie będę ci dłużej przeszkadzał. Do zobaczenia, Stana. |
| |
| | |
| |
|