Szczur w piwnicy (S. Aristov & G. Bragin, 01.02.98)
Semyon Aristov
Semyon Aristov
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
majętny
przedsiębiorca w rodzinnym biznesie, lichwa
https://magicznarosja.forumpolish.com/t696-semyon-aristovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t749-semyon-aristov#1870https://magicznarosja.forumpolish.com/t750-semyon-aristov#1871https://magicznarosja.forumpolish.com/t748-ikarhttps://magicznarosja.forumpolish.com/f131-zloty-palac-moskwa

Pon Sie 31 2020, 15:02
Semyon skrzywił się na widok zrujnowanej fasady dwupiętrowej kamienicy, naprzeciwko której się teleportował. O wiele za rzadko bywał w Moskwie w celach innych niż interesy, dlatego to miasto w jego wspomnieniach stanowiło miejsce ostrych kontrastów. Jeśli zajmował się akurat sprawami alkoholowego królestwa Aristovów, spotykał się z ludźmi klasy wyższej, najczęściej w drogich, ekskluzywnych restauracjach. Jeśli zaś sprowadzały go do Moskwy sprawy pożyczek, musiał obracać się między starymi kamieniczkami i zawsze mieć się na baczności, przechodząc w pobliżu bram obnażających swoje zapuszczone podwórka w świetle latarni. Nie miał zatem jasnego stosunku do tego miasta – albo je uwielbiał, albo nienawidził, nigdy nic pomiędzy. Dziś zdecydowanie nienawidził.
Wszedł przez półotwarte drzwi, które wpuszczały do środka mroźne powietrze. Dłużnik mieszkał na piętrze. Semyon zapukał kilka razy, po czym odruchowo wytarł knykcie o materiał spodni. Poprawił swoją bransoletkę, niewidoczną pod rękawem marynarki. Lepiej dla ciebie, żebyś był w domu, pomyślał, zaczynając się niecierpliwić ciszą po drugiej stronie drzwi. Wczoraj minął termin spłaty i chociaż możliwe było, że dłużnik wyszedł ze swojego mieszkania tylko na moment i miał niebawem wrócić, instynkt podpowiadał Semyonowi, że to wcale nie była prawda. Nie miał nic ponad podejrzenia, ale nauczył się na nich polegać. Zwykle się nie mylił, a nawet jeśli, nikt poza nim tego nie widział.
Zapukał ponownie, tym razem na tyle mocno, żeby echo rozniosło się po całym budynku. To była zapowiedź konsekwencji, jakie miały nastąpić. Nadal żaden dźwięk nie doszedł z wnętrza mieszkania. Nie zamierzał długo czekać, zwłaszcza jeśli ktoś i tak spóźnił się ze spłatą. Otwórz lepiej, pomyślał, chociaż oczywiście nie mógł przekazać tej złotej rady swojemu dłużnikowi. Westchnął głęboko. Zanosiło się zatem na dłuższy pobyt w Moskwie.
Adkriccio – rzucił, mierząc różdżką w zamek. – Prisutsva.
Jak przewidywał, w mieszkaniu nie było nikogo. Nie zauważył też, żeby cokolwiek oprócz unoszącej się w powietrzu duszącej woni tytoniu świadczyło o niedawnej obecności jakiegokolwiek lokatora. Musiał zniknąć już wcześniej, wydedukował Semyon. Pożyczki udzielane ludziom, których główne źródło utrzymania stanowił nielegalny biznes zawsze było obarczone ryzykiem, ale już dawno tego nie robił. Może opuścił gardę? Może powinien był zjawić się tu jeszcze wczoraj, nie licząc na jakiekolwiek resztki honoru albo lojalności u tego szubrawca? Płacił teraz za swoje zaniedbanie. Nie chodziło o wielką sumę, ale o dumę rodu Aristovów, a tej taka gnida nie mogła znieważać.
Semyon usłyszał jakiś dźwięk z klatki schodowej. Czy możliwe było, że któryś z sąsiadów wiedział, gdzie poszedł dłużnik? A może sam go ukrywał? Jeśli wszyscy mieszkali w takim obskurnym miejscu jak to, prawie na pewno musieli się znać. Semyon nie schował różdżki, przewidując, że mogła się przydać w przypadku c z y n n e g o oporu, jak by to określiła Stanislava. Podobało mu się to słowo, miało w sobie pewną groźbę.
Zapukał do drzwi naprzeciwko. Tym razem mu otworzono. Zdziwił się, widząc tak młodą i zadbaną twarz w tym starym budynku. Zupełnie nie pasowała ona do wizerunku, jaki Semyon namalował w swojej wyobraźni, zanim zdecydował się zapukać. Właściwie nie pasowała w ogóle do estetyki tego parszywego miasta. Czy ten ktoś naprawdę mieszkał tutaj, zaledwie kilka metrów od nędzarza, którego czekał ciężki los za zwlekanie ze spłatą? To może być pułapka, oprzytomniał i zmusił się, żeby jego głos wybrzmiał ostro i stanowczo.
Czy widział pan sąsiada z naprzeciwka? Mam do niego sprawę niecierpiącą zwłoki.
Żywia
Żywia
https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/

Pon Sie 31 2020, 15:03
Największą zaletą Moskwy był fakt, że nie została ona ustanowiona stolicą magicznego świata i siłą rzeczy zeszła na dalszy plan – wszystkie ważne siedziby i najpopularniejsze centra czarodziejskiej rozrywki skupiały się w Petersburgu.
Wszystkie oczy skupiały się na Petersburgu.
Oczywiście Moskwa miała również wiele do zaoferowania, ale w ostatecznym rozrachunku mniej się liczyła. Była za to duża i zatłoczona, miała swoje tajemnice i mrok znacznie gęstszy niż gdziekolwiek indziej. Genie to odpowiadało, właściwie tego nawet szukał i parę lat temu nie omieszkał się tego wykorzystać, by po prostu zniknął wśród krętych uliczek i rozległych blokowisk. Tutaj łatwo było zniknąć, jeśli wiedziało się, którymi ścieżkami podążyć.
Kamienica, w której mieszkał, odstraszała wyglądem tak bardzo, jak tylko mogła. Nikt tu nie przychodził, nie kręcił się po klatce, rzadko kiedy nawet ktokolwiek patrzył w tym kierunku – i to, zdaniem Bragina, było cudowne. Miał tu zapewniony całkowity spokój, a także z początku całkowitą anonimowość. Nikt go nie pytał, skąd przyszedł i czy długo zamierza tu zostać, nikt też nie planował mu przeszkadzać, jeśli i on będzie pilnował swojego nosa. Jego obecność została zaakceptowana, nawet jeśli niektórzy dziwili się, że ktoś tak młody postanowił zamieszkać w takim miejscu. Odpowiedź była prosta: kiedy się tu wprowadził, chciał po prostu zapaść się pod ziemię i uznał, że w takim otoczeniu nie czeka go żadna przyszłość, ale, paradoksalnie, to właśnie tutaj podjął decyzję o nieoficjalnym otworzeniu lecznicy, co pomogło mu stanąć na nogi. Kiedy sąsiad z drugiego piętra wykrwawiał się na schodach, to po prostu musiał zareagować, bo zostawianie kogoś w potrzebie zwyczajnie nie leżało w jego naturze. Po sąsiedzie zjawili się jego znajomi, znajomi znajomych, łańcuszek się przedłużał i obecnie niemal cały moskiewski półświatek wiedział, gdzie iść w razie nagłej potrzeby pomocy magomedycznej. Oczywiście odpłatnej, czasy jego naiwności dawno się skończyły, a przynajmniej tak lubił sobie powtarzać, bo...
… właśnie przygotowywał gulasz dla swojego dzisiejszego pacjenta. Gorya Sedov był jego sąsiadem z naprzeciwka, więc z czystej sąsiedzkiej uprzejmości mógł ugotować dla niego coś ciepłego, prawda? W końcu miał on za sobą ciężką noc nastawiania i zrastania kości piszczelowej, leczenia urazu czaszki oraz dwóch ciosów nożem, które szczęśliwie ominęły najważniejsze narządy. Szczęśliwie też szybko trafił pod jego opiekę. Podejrzewał jednak, że jego oprawcom wcale nie zależało na śmierci Sedova, a tylko na tym, by go do czegoś zmotywować: oddania pieniędzy, przysługi? Tego mu nie powiedział, a Gena nie dopytywał. Czasem bezpieczniej było nie wiedzieć.
Gotowanie zbiegło się jednak w czasie z jego potrzebą przygotowania sobie maści na swoją chorobę, dzięki czemu na stole kuchennym składnikom gulaszu towarzyszył szereg rozmaitych olejków oraz borsucze sadło. Gena zawsze wkłada całe serce w to, co robi, ale jest w stanie zająć się tylko jedną rzeczą na raz, dlatego też nawet w procesie końcowym (a może właśnie przez niego i aromatów z szeregu różnych olejków) wcierania sobie specyfiku w klatkę piersiową, nie wyłapał woni spalenizny. Za to zobaczył siwy dym w momencie, w których do jego uszu doszedł odgłos pukania. Bragin zaklął pod nosem, otworzył w pośpiechu okno i w naprędce zapinając guziki koszuli pobiegł do drzwi wejściowych, pewien, że to jeden z jego sąsiadów.
I bardzo się zdziwił, kiedy zamiast tego na progu zobaczył elegancko ubranego mężczyznę. W tej kamieniczce był to widok absolutnie niecodzienny i na chwilę Gena zamarł w bezruchu, zastanawiając się czy naprawdę widzi to, co widzi, czy nawdychał się zbyt wielu olejków.
Nic nie odpowiedział, bo za chwilę zaklął szpetnie pod nosem i na powrót zniknął w mieszkaniu, gnając do kuchni. Żeby otworzyć okno to pamiętał, ale wyłączenie gazu już jakoś mu uciekło. Drzwi wejściowe zostawił otwarte, najwyraźniej oczekując, że niespodziewany gość wejdzie do środka.
Przez chwilę kręcił się przy kuchence, próbując ustalić, czy jakaś część gulaszu nadaje się do jedzenia i czy będzie musiał sprawić sobie nową patelnię. Jednocześnie jego myśli próbowały znaleźć jakikolwiek sensowny powód, dla którego ktoś taki miałby szukać Goryi i zadawać pytania o niego w tak kategoryczny sposób. Uznał, że najbezpieczniej będzie nie zdradzać mu faktu, że Sedov leży właśnie na łóżku w piwnicznej lecznicy i najprawdopodobniej śpi.
Część niespalonego gulaszu przełożył do miski, patelnie zalał wodą w nadziei, że pomoże mu to jakoś ją uratować i dopiero wtedy powrócił do salonu.
Przepraszam, problem z obiadem – powiedział, przeczesując palcami pewnie śmierdzące spalenizną włosy. Zmarszczył brwi, kiedy to sobie uświadomił. – Pytał pan o Goryę, ale niestety nie jestem w stanie udzielić informacji o miejscu jego pobytu. – Rozłożył bezradnie ręce. Sama prawda! Jeśli to nieznajomy był osobą, która go tak wczoraj urządziła, to miał moralny obowiązek zatajenia tego, gdzie jego pacjent teraz przebywał. Jednak jeśli to właśnie ten mężczyzna go tak urządził, to czy mądrym było wpuszczanie go do środka i próbowanie wyprowadzić go w pole? Gena poczuł jak coś mu się wywraca w żołądku. Gdzie zostawił swoją różdżkę? – Mógłbym zapytać, dlaczego pan go szuka? Mówił mi, że ma różne kontakty, ale pan zdecydowanie nie wygląda na kogoś z jego kręgu znajomych. – Uważnie zlustrował go spojrzeniem z góry na dół, po czym uśmiechnął się lekko i swobodnie, jakby właśnie zrobił uwagę o pogodzie. Chwilę później strzelił oczami na boki, próbując sobie przypomnieć, gdzie zostawił różdżkę i jednocześnie w duchu modląc się do Welesa, żeby nieznajomy mu uwierzył i szybko sobie stąd poszedł.
Semyon Aristov
Semyon Aristov
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
majętny
przedsiębiorca w rodzinnym biznesie, lichwa
https://magicznarosja.forumpolish.com/t696-semyon-aristovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t749-semyon-aristov#1870https://magicznarosja.forumpolish.com/t750-semyon-aristov#1871https://magicznarosja.forumpolish.com/t748-ikarhttps://magicznarosja.forumpolish.com/f131-zloty-palac-moskwa

Pon Sie 31 2020, 15:04
Semyon nie wiedział, czy w kręgach moskiewskiej biedoty było to jakimś zwyczajem, którego jako arystokrata nie znał, ale niezależnie od prawdy, uważał za dziwne zostawianie drzwi otwartych na oścież przed nieznajomym i zniknięcie w głębi domu. To wciąż mogła być pułapka, ale wydawało się, że nawet jeśli, to przygotowana przez kogoś nieumiejętnego. Bardziej realistyczna była możliwość, że Semyon trafił na wyjątkowo roztargnionego mężczyznę, który nie obawiał się wtargnięcia do swojego mieszkania, bo nie miał nic do stracenia. Czy w takim razie nie miał także nic do ukrycia? Tego Semyon musiał się dowiedzieć i dlatego nie czekając na specjalne zaproszenie, przestąpił próg i zamknął za sobą drzwi. Zupełnie zapomniał, że zostawił mieszkanie swojego dłużnika całkiem otwarte.
Mimo że stał aktualnie sam w salonie, jeśli można by tak nazwać to niewielkie pomieszczenie, wydawało się tu niezwykle tłoczno – albo to przestrzeń była ograniczona przez masywne meble i tysiące ozdobnych naczynek, figurek i innych miniaturek. Gdyby nie porządek utrzymany w tym pokoju, zapewnie nie dałoby się postawić w nim stopy. Kiedy przyjrzał się bliżej temu nienagannemu ładowi, uprzytomnił sobie, że to nie była zasługa wysiłków kilku służących, ale jednego człowieka, tego samego, który otworzył mu drzwi. Kto ma czas na takie zajęcia?, zapytał sam siebie, nie potrafiąc ukryć zdziwienia. Chyba nigdy wcześniej nie spotkał się z kimś, kto żył w takich warunkach i jednocześnie z taką pieczołowitością dbał o przestrzeń wokół siebie. Gdyby przymknąć oko, może dałoby się zapomnieć, w jakiej ruderze znajdowało się to mieszkanie.
Nieznajomy wrócił tak samo roztargniony, jak wyszedł. Przeczucie, że trafił w zasadzkę, opuściło Semyona całkowicie. Mógłbym przewrócić go jednym palcem, pomyślał, upewniając się w swoich obserwacjach. Ale skoro nie była to pułapka zastawiona przez dłużnika, to dlaczego zachowanie tego mężczyzny wciąż pozostawiało w Semyonie jakiś niepokój? Nie potrafił go umieścić, kiedy patrzyli na siebie przez moment, brzmienie jego głosu też nie zdradzało nic szczególnego. Może mylił się tym razem? Nie, odpowiedział sobie zaraz. Nie mógł tak pochopnie wydawać tak ważnych osądów. Żadne poszlakowe spostrzeżenia nie mogły zmienić faktu, że rozmawiał właśnie z sąsiadem zbiegłego dłużnika.
Gorya, powtórzył Semyon, zapamiętując to imię. Nigdy wcześniej go nie słyszał, bo zawsze wystarczały mu nazwiska, ale w przypadku poszukiwań każda nowa informacja mogła okazać się kluczowa. A potem bransoletka ścisnęła się na jego nadgarstku i już wiedział, że trafił w odpowiednie miejsce. Nieznajomy nie mówił całej prawdy, chociaż starał się wyglądać, jakby naprawdę nie miał pojęcia o niczym. Niezależnie od tego, czy mężczyzna ukrywał dłużnika osobiście, czy tylko zatajał jakieś ważne informacje, Semyon musiał je z niego wydobyć. Jednym sposobem lub innym.
Zwykle starał się nie krzywdzić niepotrzebnie nikogo postronnego – zawsze istniało ryzyko, choć często raczej małe, że jego ofiara mogła zgłosić zdarzenie służbom. To zwykle nie był problem, gdy chodziło o dłużników, którzy unikali gwardzistów jak ognia, ponieważ mieli trochę na sumieniu. Wszyscy inni związani w ten lub inny sposób ze sprawą stanowili bardziej ś l i s k i temat. Dlatego Semyon musiał uważać, żeby nie przekraczać granic, przynajmniej na razie. Jeśli jednak nieznajomy miał zamiar nadal taić przed nim istotne fakty, to mogło się to skończyć boleśnie.
Wielka szkoda – odpowiedział bez przekonania, przeciągając delikatnie pierwsze słowo. Nie zamierzał tak łatwo dać się wyprosić. W końcu nie był w takiej sytuacji po raz pierwszy.
Dopiero teraz doleciał go zapach spalenizny. Problemy z obiadem?, skomentował prześmiewczo w duchu, starając się nie tracić powagi w takiej sytuacji. Mimo to czuł, że z chwili na chwilę groźba jego osoby malała i zamieniała się w coś zwyczajnego, jakby przychodził tu co tydzień na obiad i grę w karty. Może to dlatego, że w dzielnicach jak ta nie stanowił większego zagrożenia niż każdy kolejny dzień? Może to też opanowanie nieznajomego wytrącało go z równowagi – w końcu najczęściej wywoływał w innych co najmniej niepokój. Semyonowi wcale nie podobała się ta mimowolna zmiana roli.
Zmarszczył brwi i zbliżył się do swojego rozmówcy, aby patrzeć na niego z góry.
To prywatna sprawa, ale dość pilna – odpowiedział z naciskiem na ostatnie słowo. Nie radzę mnie oszukiwać, dopowiedział w myślach. – Byłbym wdzięczny za jakąś wskazówkę. Może wie pan, gdzie mieszkają owe kontakty?
O ile nie jest pan jednym z nich, zwrócił sobie uwagę w myślach. Rzucił okiem na dalszą część mieszkania, szukając śladów obecności kogoś innego, ale nic nie przykuło jego uwagi. Naszła go nagle refleksja, że życie byłoby łatwiejsze, gdyby wszyscy mówili tylko prawdę. Jeśli jednak nie potrafił wymagać tego od siebie, nie mógł raczej wymagać tego od innych.
Zapomniałbym zapytać. Z kim mam przyjemność? – zapytał z fałszywą uprzejmością. Jego nazwisko też mogło się Semyonowi przydać.
Żywia
Żywia
https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/

Pon Sie 31 2020, 15:05
Podczas tego krótkiego momentu, w którym obaj lustrowali się spojrzeniami, Gena podskórnie poczuł, że nieznajomy tak łatwo nie odpuści. Naprawdę chciał znaleźć Goryę. Widział w jego oczach chłodną determinację i odległe echo gniewu, wywołanego najpewniej niemożnością znalezienia go. Tylko dlaczego go szukał? Czego ktoś taki jak on mógłby chcieć od kogoś takiego jak Sedov? Nie chciał nikomu ubliżać, ale gołym okiem było widać, że należeli do dwóch zupełnie różnych światów.
Westchnął mimowolnie.
Czy w ogóle dobrze robi, że próbuje chronić swojego sąsiada? Gorya z pewnością nie zrobiłby tego samego dla niego, chyba, że miałby w tym swój interes albo on dobrze by mu zapłacił. Taka była moralność ludzi z półświatka, jednak Bragin przecież do niego nie należał. Może i nie pozwolono mu zostać pełnoprawnym magomedykiem, ale to wcale nie znaczyło, że wraz z utratą zawodu porzucił jego ideały – pacjentom należało pomagać na wiele sposobów. Czuł się więc w obowiązku chronić Sedova przez typem, który wcale nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego. Oby nie za cenę swojego zdrowia czy życia. Niemniej jednak zamierzał zrobić wszystko, co w jego mocy, żeby nie sprowadzić na swojego sąsiada jeszcze więcej nieszczęścia: miał ciężką noc i powinien wypoczywać, a nie zamartwiać o swoje bezpieczeństwo. Ludzie, którzy zwracali się do niego o pomoc, liczyli na to, że weszli na teren neutralny i nie spotka ich żadna krzywda, ufali mu w tej kwestii. Chorzy i ranni powinni być wolni od podobnych trosk, dlatego on, Gennadiy Bragin, zamierzał dopilnować.
To postanowienie dodało mu nieco pewności siebie.
Różdżki nie zostawił przypadkiem w sypialni? Zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć wszystkie czynności, jakie wykonał, zanim zaszył się w kuchni, ale jakoś rozmyły mu się w pamięci – chyba wtedy zbyt intensywnie myślał o Goryi, żeby zwracać większą uwagę na to, co robił. To bardzo możliwe. Przypuszczalnie leżała na łóżku obok zakrwawionych ubrań, które zdjął z siebie po powrocie z piwnicy.
Rzucił szybkie spojrzenie na mężczyznę i znajdujące się za nim wejście do sypialni: czy zdołałby zobaczyć poplamioną krwią koszulę? Oby nie, z pewnością zacząłby o to pytać.
Pewność siebie trochę z niego uleciała, kiedy jego gość się do niego zbliżył. Był jeszcze wyższy od niego i przy tym zdecydowanie lepiej zbudowany, co teraz odczuł bardziej niż kiedy dzieliło ich parę metrów. Poczuł pełznący wzdłuż kręgosłupa niepokój i prawdopodobnie taki był cel mężczyzny.
Dlatego też Gennadiy również się do niego zbliżył, nie przerywając kontaktu wzrokowego i nawet poszerzając uśmiech. Nieznajomy z całą pewnością mógł teraz wyczuć intensywny zapach maści Bragina, a także pewnie swąd dymu osiadłego w jego włosach. Gena był ciekaw, czy to go odrzuci: zrobi krok do tyłu czy go odepchnie?
Prywatna? Przegrał pan z nim w karty i chce się odegrać? Wciągnął pana w swoje biznesy i nie wywiązał się z danego słowa? Bo z pewnością nie chodzi o kobietę! Gorya ma swój urok, ale która wybrałaby jego, mając pana. Zdecydowanie lepiej pan pachnie. – Uśmiechnął się w swój najbardziej rozbrajający sposób. Zgrywanie idioty z reguły popłacało, bo osobom niespełna rozumu więcej się wybaczało. Postanowił jednak już więcej nie prowokować go do złamania mu nosa, więc zgrabnie go wyminął i skierował się w stronę sypialni. – Wracając do pytania, nie mam pojęcia, nie obracam się w tym środowisku. Coś kiedyś wspominał o grze z Wielkim Vladem i interesach z Repkinem, ale naprawdę nie wiem, gdzie mógłby pan ich znaleźć. Może powinien popytać pan w miejscu, w którym się poznaliście? – zasugerował, wołając do niego zza drzwi w sypialni. Chwycił różdżkę z łóżka i wsadził ją do tylnej kieszeni spodni, a zakrawawione ubrania zwinął w kulkę i rzucił w ciasny kąt, co średnio je ukrywało, ale przynajmniej nie rzucały się w oczy jak wcześniej.
Po wyjściu z sypialni od razu skierował się w stronę kuchni.
Gennadiy Bragin, do usług –  przedstawił się z lekkim ukłonem i uśmiechem dosłownie przyklejonym do ust. Jego nazwisko nie było żadną tajemnicą i nie widział powodu, dla którego i w tej kwestii miałby wprowadzać go w błąd. – A pan to…? – Rzucił mu zaciekawione spojrzenie, bo dobrze byłoby wiedzieć, kogo właśnie u siebie gościł. Przynajmniej taka informacja mu się należała, skoro powód wizyty został najwyraźniej objęty tajemnicą.
Zamknę tylko okno w kuchni, bo chyba już się wywietrzyło, a strasznie tu zimno – wymamrotał, pocierając dłońmi ramiona. Wzdrygnął się, czując gęsią skórkę. – Jeśli pan chce, może pan tu na niego poczekać, ale ostrzegam, że nie wiem, kiedy wróci. – Przez dłuższą chwilę mocował się ze starym oknem, zanim zachciało łaskawie się zamknąć. Od przejmującego zimna zdrętwiały mu palce, a ciało przeszyły dreszcze. Mruknął coś gniewnie pod nosem. – Kawy, herbaty, wina? Chyba nawet coś mocniejszego znajdę w szafkach. – Powinien mieć jakąś wódkę, czasami pacjenci odwdzięczali mu się przynosząc butelkę alkoholu, więc gdzieś na pewno coś skitrał. Liczył na to, że gościnnością rozwieje chęci mężczyzny na wypytywanie go o Goryę albo że przynajmniej uda mu się dolać do trunku jakiegoś eliksiru nasennego, bo nawet pomimo tego, że jego gość nie wykazał na razie żadnych przejawów agresji, to nie wykluczał, że w końcu straci do niego cierpliwość, a wtedy… no właśnie, a wtedy co?
Semyon Aristov
Semyon Aristov
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
majętny
przedsiębiorca w rodzinnym biznesie, lichwa
https://magicznarosja.forumpolish.com/t696-semyon-aristovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t749-semyon-aristov#1870https://magicznarosja.forumpolish.com/t750-semyon-aristov#1871https://magicznarosja.forumpolish.com/t748-ikarhttps://magicznarosja.forumpolish.com/f131-zloty-palac-moskwa

Pon Sie 31 2020, 15:05
Nie spodziewał się takiej reakcji ze strony nieznajomego. Zwykle kiedy próbował kogoś zastraszyć, ten kulił się w sobie i cofał albo sięgał wreszcie po różdżkę, aby rozprawić się z intruzem. Semyon nie wiedział więc, czy ten mężczyzna miał w sobie aż tyle pewności siebie, czy może nie posiadał wcale instynktu samozachowawczego. Niezależnie od prawdy, stali teraz blisko siebie, ich ciała dzieliły centymetry. Może to była przemyślana taktyka, aby nie mógł wyciągnąć w porę swojej różdżki? Chociaż i ta opcja wydawała się mało możliwa, Semyon cofnął się o krok. Było coś niewłaściwego w tym, jak zachowywał się nieznajomy. Nie wyglądał na całkiem opanowanego, a mimo to brnął dalej w swoją grę. Czy wygrywał? I czy to miało jakieś znaczenie? Semyon nie umiał stwierdzić.
Karty, biznes, kobieta, powtórzył w myślach, próbując dopasować najlepszy scenariusz, bo przecież nie mógł zdradzić prawdziwego powodu, dla którego szukał Goryi. Co gorsza, ta decyzja mogła mieć absolutnie nijaki wpływ na ostateczny wydźwięk tego spotkania. Może w takim razie trzeba było przejść od razu do sedna? Wyciągnąć różdżkę i zmusić go do wyjawienia swoich sekretów? Nie musiał w końcu być cierpliwy – czas mijał nieubłaganie, a Semyon nadal stał w punkcie wyjścia naprzeciw dziwnie nieświadomego swojego położenia mężczyzny. Dawniej nie zastanawiałby się dwa razy, więc dlaczego teraz tak powątpiewał w słuszność swoich decyzji? Czy zmiękł od wydarzeń w domu towarowym?
Nie zdążył zareagować na uwagę o swoim zapachu ani odwzajemnić uśmiechu, którym został obdarzony, choć chyba i tak nie zamierzał tego robić. Nie potrafił już zupełnie zinterpretować intencji swojego rozmówcy. Było coś skrajnie nieodpowiedniego w tym rozweselonym komplemencie, ale Semyon nie potrafił umieścić tego w żadnych ryzach. Dochodził powoli do wniosku, że cała sytuacja była nieodpowiednia; że czuł się tu jeszcze bardziej nieswojo niż wskazywała na to jego mina; że powinien opuścić tę spelunę i poszukać dłużnika na własną rękę. Racjonalna część nie pozwalała mu jednak tego zrobić – przynajmniej dopóki nie złapał jakiegoś tropu. Wielki Vlad i Repkin nic mu nie mówiły. Czy mężczyzna zmyślił te nazwiska?
Pozwolił nieznajomemu krzątać się po mieszkaniu, bo przynajmniej w ten sposób znów dzielił ich odpowiedni dystans. Chwycił jednak różdżkę przez materiał marynarki, upewniając się, że była na swoim miejscu i w każdym momencie mógł po nią sięgnąć. Odchrząknął, żeby zabrzmieć jak najpewniej.
Chodzi mi o prostą przysługę, której potrzebuję od pana Goryi. Obawiam się jednak, że Wielki Vlad i Repkin nie znają mnie od najlepszej strony i mogliby opacznie zrozumieć moją prośbę. Dlatego potrzebuję porozmawiać z nim osobiście.
Skinął uprzejmie głową, gdy rozmówca wyjawił mu swoje imię. Powtórzył je sobie w duchu, żeby lepiej je zapamiętać. Jeśli nie potrafiłby znaleźć informacji o Goryi, mógł zawsze dowiedzieć się czegoś o Gennadiyu. Coś musiało łączyć ich obojga, chociaż na razie tylko intuicja podsuwała Semyonowi możliwe powiązania. Dlaczego po prostu nie zmusić go do odpowiedzi?, zadał sobie pytanie. Coraz ciężej było znaleźć argumenty przeciw.
Dimitry Ovechkin – skłamał na wszelki wypadek. Gdyby doszło do czegoś więcej niż rozmowy, zawsze istniała możliwość, że gwardziści zignorowaliby oskarżenia wysunięte w stosunku do nieistniejącego człowieka.
Czy powinien zostawać tutaj dłużej? Nieznajomy oferował mu gościnę. Semyon zaśmiał się w duchu z tego jawnego przejawu naiwności. Na miejscu Gennadiya próbowałby raczej jak najszybciej przenieść się daleko poza Moskwę albo wymierzyć cios w plecy. Ten jednak proponował nawet trunki. Czy mogły być zatrute? Powinienem uważać, przypomniał sobie, marszcząc brwi. Jeżeli jednak chciał dowiedzieć się więcej, musiał zostać tutaj na dłużej. Poprawił bransoletkę przez rękaw marynarki. Skup się, przywoływał się do porządku. Nie mógł tak łatwo stracić swoją dawną bezwzględność, przecież taki się urodził. Urodził się do tej pracy. Urodził się Aristovem.
Kawę – odpowiedział sucho. Nie mógł wybrać alkoholu, jego zmysły musiały pozostać w najwyższej gotowości. – A skąd pan zna Goryę, panie Gennadiy?
Rozsiadł się na kanapie i czekał na odpowiedź. Nie musiał patrzeć rozmówcy w twarz, ponieważ każde kłamstwo mógł poczuć na swoim nadgarstku.
Żywia
Żywia
https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/

Pon Sie 31 2020, 15:05
Grunt to zachować zimną krew. Opanowanie było kluczem do sukcesu. Te i podobne myśli nieustannie kołatały mu w głowie, kiedy próbował w naprędce obmyślić plan, jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Nigdy nie uważał się za odważną osobę, nie sądził również, że można by uznać go za szczególnie dobrego aktora – radził sobie jedynie wtedy, kiedy trzeba wszystkich wokoło przekonać, że wcale świat nie wali mu się na głowę i wszystko jest w absolutnym porządku. Jednak teraz musiał zebrać się w sobie i przekonać znajdującego się w jego mieszkaniu mężczyznę, że nie ma pojęcia, gdzie znajduje się Gorya i żeby poszedł szukać go gdzieś indziej, najlepiej poza Moskwą.
Czuł ogarniającą go panikę i rosnące poczucie zagrożenia, nawet jeśli nieznajomy jeszcze w żaden sposób mu nie groził. Oprócz wejścia niczym oficer KGB zbój z różdżką w ręce i wyjątkowo mało przyjaznym zapytaniem o Sedova.
A jeśli mężczyzna był uciekinierem z Chatangi?
Czy Gorya miałby takie znajomości?
Na razie jednak jego plan udawania beztroskiego idioty działał, bo mężczyzna, sądząc po jego minie, najwyraźniej zbaraniał, nie bardzo wiedząc, jak powinien się zachować. Pozwolił Genie miotać się po mieszkaniu, co jednocześnie dało mu więcej czasu na zastanowienie się. Musiał przyznać, że jeszcze nie był w takiej sytuacji, kiedy musiał kryć swojego pacjenta, będąc w swoim mieszkaniu, więc do końca nie wiedział, co teraz robić. Uciekać na złamanie karku, ryzykując atakiem chwilę po pokonaniu schodów? Rzucić jakieś zaklęcie? Ale co jeśli mężczyzna lepiej się pojedynkuje? Zdradzić mu, gdzie jest Gorya, nie będąc pewnym jego intencji?
Odnosił wrażenie, że bawią się w kotka i myszkę.
Robi sobie pan wrogów wszędzie, gdzie pan się pojawi? – zapytał z uprzejmym zainteresowaniem. Wcale nie chciał być złośliwy, ale skoro nie znają go od najlepszej strony, to co takiego im zrobił? Choć właściwie jeśli nieznajomy zawsze jest taki uroczy, jak dla niego od wejścia, to nic dziwnego, że ludzie mają do niego niechętny stosunek.
Czy powinien mu wierzyć? Czy naprawdę szuka Goryi, bo potrzebuje od niego przysługi, czy teraz stara się grać miłego? I czy to w ogóle cokolwiek zmienia? W takim stanie Sedov i tak nikomu do niczego się nie przyda, a mężczyzna do tej pory nie wzbudził w nim zaufania, czego winą było nie najlepsze pierwsze wrażenie i niepokój, który go nie opuszczał. Brakowało mu podstaw, dzięki którym mógłby mu uwierzyć. A może był to instynkt samozachowawczy, którego, według siostry, nie posiadał?
Miło poznać – posłał mężczyźnie kolejny uśmiech, kiedy zdradził mu on swoje imię. Nie słyszał o żadnym Ovechkinie, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Grunt, że w ogóle chciał się przedstawić.
Uporawszy się z zamknięciem okna, rozcierał zmarznięte dłonie, jednocześnie podejmując ważną decyzję. Obmyślając na szybko plan, tylko jedno wpadło mu do głowy. Zawartość jego szafki z fiolkami pełnymi eliksirów była wystarczająca, by mógł przeprowadzić swoją zmyślną intrygę. Trzy krople eliksiru nasennego powinny wystarczyć, by Dimitry pogrążył się we śnie na tyle długo, by mógł bezboleśnie dla wszystkich wyprowadzić go z mieszkania i przenieść gdzieś daleko poza nie. Przynajmniej tak podpowiadał mu ogarnięty strachem umysł.
Tylko zmielę ją w młynku. – Postawił na stole zabraną chwilę wcześniej butelkę z mlekiem oraz cukiernicę. – Mam jeszcze ciastka korzenne, gdyby pan chciał – krzyknął z kuchni, jedną ręką sięgając po torebkę z ziarnami, a drugą po fiolkę z odpowiednim specyfikiem. Nastawił jeszcze wodę i dłuższy moment później trzy krople eliksiru przykryła zmielona kawa. Puste kubki zaniósł do salonu, zniknął na parę sekund po gotującą się wodę, po czym zalał naczynia już na oczach swojego gościa. Czajnik położył na podkładce na stole, na wypadek gdyby Ovechkin wolał pić bez mleka. Sam sypnął sobie trzy łyżeczki cukru i obficie zalał mlekiem.
Jest moim sąsiadem, wcześniej się nie znaliśmy – odpowiedział zgodnie z prawdą, upijając łyk napoju. – Dość specyficzny człowiek, ale sąsiadem nie jest najgorszym, nie urządza pijackich imprez, całe szczęście – zaśmiał się krótko znad kubka. – A pan długo się z nim zna? – ciekawość na chwilę rozbłysnęła w oczach Geny. Czuł jednak narastające w nim napięcie i coraz trudniej było mu udawać, że niemal cieszy się z wizyty niespodziewanego gościa. Serce tłukło się głośno w klatce piersiowej, a po głowie błąkała tylko jedna myśl: czy Dimitry napije się swojej kawy?
Semyon Aristov
Semyon Aristov
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
majętny
przedsiębiorca w rodzinnym biznesie, lichwa
https://magicznarosja.forumpolish.com/t696-semyon-aristovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t749-semyon-aristov#1870https://magicznarosja.forumpolish.com/t750-semyon-aristov#1871https://magicznarosja.forumpolish.com/t748-ikarhttps://magicznarosja.forumpolish.com/f131-zloty-palac-moskwa

Pon Sie 31 2020, 15:06
Kiedy posiedział już chwilę w tym salonie, zdawało mu się, że bardzo łatwo można było wrosnąć w to pomieszczenie. Salon wypełniały niepotrzebne sprzęty, które zapewne miały sprawiać wrażenie ładnych mimo swojej niskiej wartości – ale chociaż ociekały tandetą, nie dało się ukryć, że idealnie maskowały prawdziwy stan tego pokoju. Kiedy nie stał już twarzą do okna, Semyon mógłby prawie zapomnieć, jak obskurny był cały budynek i jaka gnida ściągnęła go dziś w to miejsce. Prawie, bo wciąż pamiętał, jaką miał misję. Nie przyszedł w gościnę do Gennadiya, a jedynie wyciągnąć z niego przydatne informacje. I siedział tu tylko dlatego, że przesłuchanie zabierało więcej czasu, niż pierwotnie zakładał. Nie było innego powodu.
A może jednak jest inny powód?, zaczął wątpić. Jeszcze nigdy wcześniej nie został zaproszony do napicia się z gospodarzem, kiedy przychodził wypełnić swoje obowiązki – ale i pierwszy raz zaakceptował takie zaproszenie. Czy postępował dobrze? Dawny Semyon, ten z roku 1997, zapewne stałby już z różdżką na gardle tego mężczyzny – tego c h ł o p c a – i groził najróżniejszymi możliwościami. Pamiętał jak przez mgłę, że był w tym całkiem dobry, bo chociaż nie każdą groźbę zmierzał spełnić, każda brzmiała na tyle realnie, aby przekonać i ofiarę, i jego samego. Teraz nic, co chciałby powiedzieć nie wydawało się tak realne. Ten dzień krył się jakby za mgłą, jakby nie do końca był obecny w swoim ciele. Dziwne, skwitował, aby się uspokoić. Wystarczyło, na razie.
Czy rozbrajała go po prostu naiwność Gennadiya? Czy może to Semyon zrobił się bardziej naiwny? Pierwsza opcja była nieprofesjonalna, druga – żałosna. Nie wiedział już, co było gorsze. Obiecał sobie zmienić się w kogoś lepszego, kogoś, kto miał w życiu cel, ambicje i podążał za nimi nawet jeśli, a może zwłaszcza wtedy, gdy kłóciły się z utartym schematem. Ale prawda była taka, że bał się wypaść ze schematu. Wcześniej wyłączał tę część swojego sumienia, a teraz, gdy tylko pozwolił jej dojść do głosu, zapragnął powrotu dawnego Semyona. Dla niego ta sytuacja byłaby prosta, bo wszystko było proste. Przyjaciel lub wróg, prawda lub fałsz.
Jak teraz miał ocenić Gennadiya w tej ciasnej skali? Ukrywał przed nim informacje, tak przynajmniej podpowiadała nieomylna bransoletka, ale czy w takim razie był wrogiem, czy tylko naiwnym biedakiem, który nie wiedział, w czyje interesy ośmielił się ingerować. Wrogiem, podpowiadała dawna intuicja. Zgodziłby się z nią jeszcze miesiąc temu, teraz zaś po prostu nie sięgnął po różdżkę, a zamiast tego rozgościł się na sofie. Trzymanie wiecznie podniesionej gardy nagle wydawało się męczące. Od kiedy przestał zapijać się whisky w zaciszu Złotego Pałacu, w s z y s t k o wydawało się męczące – chciał tylko położyć się i przespać dzień, dwa, piętnaście, a potem wstać taki, jak dawniej. Niewykonalne.
To inni robią sobie we mnie wroga – odpowiedział szorstko, nie do końca rozumiejąc, co chciał w ten sposób przekazać. Czy to miała być groźba?
Potaknął na propozycję świeżo zmielonej kawy, chociaż Gennadiy i tak nie mógł widzieć tego gestu. Nie zauważył nawet, kiedy minął czas między nastawieniem wody a zalewaniem kawy, ale silny aromat zdecydowanie postawił go na nogi. Może to była odpowiedź na chwilowy niedosyt alkoholu? Może powinien rozsmakować się w kawie? Tak wielu czarodziejów ją lubiło, że na pewno miała w sobie uzależniający potencjał, a pobudzający strzał kofeiny był raczej miłym bonusem. Słyszał co prawda, że kawa szybko traciła siłę w miarę częstego spożywania, ale zawsze mógł wypić więcej. Z alkoholem takie podejście działało.
Znamy się raczej krótko – odpowiedział zgodnie z prawdą. Od udzielenia Goryi pożyczki minęły dokładnie trzy tygodnie i jeden dzień. – Na pewno jest znośnym sąsiadem – sarknął. Postanowił zarzucić jeszcze jedną przynętę. – Jednak z jakiegoś powodu często zmienia miejsce zamieszkania. Nie domyśla się pan, dlaczego?
Obserwował twarz Gennadiya, gdy unosił kubek do ust i oczekiwał jego odpowiedzi. Zapach kawy był oszałamiający, niezwykle bogaty i przesiąkający wręcz do kości. Semyon nie raczył się kawą często, dlatego sam nie wiedział, jak tam mocny napar miał na niego zadziałać. Z drugiej strony i tak ciężko było mu spać w nocy, więc dodatkowa energia mogła przynajmniej dać mu okazję zrobić coś bardziej pożytecznego od przewracania się z boku na bok.
Pachnie bardzo dobrze. Jaki gatunek? – zapytał, próbując zaspokoić swoją ciekawość. Gennadiy sprawiał wrażenie kogoś, kto znał się doskonale na tajnikach parzenia kawy, więc równie dobrze chociaż tej informacji mógł nie zatajać.
Nagle usłyszał dźwięk na klatce schodowej – zupełnie jakby ktoś obił się o balustradę. Szybko odstawił kubek gorącej kawy na spodek, rozlewając odrobinę i w kilku krokach doskoczył do drzwi. Jeśli to ty, Gorya, doigrasz się, pomyślał, niespodziewanie orzeźwiony i gotowy na konfrontację. Wypadł na klatkę schodową i podbiegł do balustrady, żeby wybadać, kto hałasował na parterze. To był jednak fałszywy alarm – ten pijany mężczyzna, który przewrócił się, zahaczając o barierkę, nie był Goryą. Cholera, zaklął i odwrócił się, żeby napotkać w bardzo bliskiej odległości twarz Gennadiya. Czy widział na niej troskę? Nie potrafił zinterpretować tego wyrazu twarzy, ale po raz pierwszy dziś był on całkowicie poważny.
Fałszywy alarm, to nie Gorya – stwierdził zirytowany i gotowy wrócić do czekania przy kawie i ciastkach. Ta myśl wywoływała dysonans, jakiego Semyon nigdy wcześniej nie czuł.
Czy coś panu jest?
Żywia
Żywia
https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/

Pon Sie 31 2020, 15:06
To inni robią sobie we mnie wroga.
Szorstki wyraz tego zdania zabrzmiał niczym groźba, ale Gena miał talent do ignorowania oczywistych przesłanek do tego, że powinien się zamknąć i przynajmniej udawać, że przyswoił sobie ostrzeżenie. Zamiast tego przekrzywił lekko głowę i patrzył na mężczyznę w głębokim zastanowieniu, próbując go sobie wyobrazić wesołego i robiącego sobie przyjaciół. Trudne. Nie miał nawet żadnych zmarszczek mimicznych, świadczących o tym, że używa mięśni twarzy! Nawet on miał jakieś.
To chyba nie jest specjalnie trudne? – zapytał z autentycznym zainteresowaniem. – To znaczy, wie pan, mistrzem dobrego pierwszego wrażenia to pan nie jest, trzeba to uczciwie powiedzieć – pokiwał głową na potwierdzenie swoich słów, znów wbijając w niego pełne namysłu spojrzenie. – Myślę, że wyglądałby pan o wiele przystojniej… eee, korzystniej, gdyby się uśmiechał… taaak, z uśmiechem zdecydowanie wyglądałby pan lepiej.– Potarł brodę, wytężając całą swoją wyobraźnię, by zobaczyć Ovechkina uśmiechniętego od ucha do ucha. Mimowolnie sam uśmiechnął się na ten obraz. – Lepiej budować przyjaźnie niż wrogość, zwłaszcza że niektórych typów lepiej nie złościć. Znam paru, których lepiej zostawić w spokoju. – Pokiwał głową z miną mędrca. Kumple Goryi co prawda do nich nie należeli, ale od nich to już krótka droga do tych gorszych! Lepiej dbać o swoje bezpieczeństwo zawczasu niż potem żałować. – Miły uśmiech jeszcze nikogo nie zabił – dodał, szczerząc się od ucha do ucha na potwierdzenie swoich słów.
Uśmiech ten nieco zbladł, kiedy myśli Geny nagle skupiły się na fakcie, że jego gość mógłby być jednym z tych, którym faktycznie lepiej nie podpadać. Czy był? Nieszczególnie na takiego wyglądał, może odrobinę, może sztywność postawy i chłodne spojrzenie mogły być wskazówką. A może nadinterpretował fakty i dopowiadał sobie, co chciał? Ugh. Gena bardzo by chciał, żeby jego uśmiech wypadł przekonująco, ale czując narastający z każdą chwilą niepokój, nie był pewien, czy będzie wyglądał wiarygodnie.
Gonitwa myśli, która towarzyszyła mu podczas przygotowywania kawy, wprawiała jego dłonie w drżenie. Czy dobrze postępował? Usiłował sobie wmówić, że tak. W końcu niebezpodstawnie czuje zagrożenie. Chyba. A kilka godzin snu to w końcu nic złego? Nikogo tym nie skrzywdzi? Może nawet dobrze wpłynie na Ovechina, bo stan jego cery ewidentnie świadczył o zmęczeniu.
Ciastka, nie zapomnij o ciastkach.
Talerzyk wypełniony łakociami postawił bliżej swojego gościa, po czym usiadł niemal na skraju kanapy, sztywno, jakby usiadł na szpilce.
Pokiwał powoli głową, słuchając odpowiedzi Dimitrya.
Cóż, chyba ma całkiem barwne życie, zupełnie bym się nie zdziwił, gdyby się przed kimś ukrywał – powiedział zgodnie z prawdą, mając szczególnie na uwadze fakt, że przecież ktoś próbował go zabić. Nikt nie robi tego dla zabawy. Przynajmniej zazwyczaj nie, ale na pewno nie w tym przypadku. Gorya zdecydowanie komuś podpadł i to pewnie nie pierwszy raz.
W napięciu obserwował, jak Ovechkin zbliżył swój kubek do ust. Serce momentalnie przyspieszyło mu bicia i to do takiego stopnia, że zaczął się zastanawiać, czy pierwszy padnie Dimitry od eliksiru nasennego czy on na zawał.
Brazylijska Santos, arabica. Nic nadzwyczajnego, pana pewnie stać na lepsze – stwierdził, starając się wykrzesać z siebie resztki luzu. – Nie mniej dobrze jest zacząć z nią dzień albo z kimś się nią podzielić, polecam – uśmiechnął się lekko, nie patrząc jednak na mężczyznę. Już nie mógł, nie potrafił, napięcie sięgnęło zenitu i Gena tylko nasłuchiwał głębokiego i miarowego oddechu, świadczącego o tym, że jego gość już zasnął.
On jednak najwyraźniej wcale nie miał zamiaru łagodnie zasypiać, bo zerwał się z kanapy i pobiegł w kierunku wyjścia za odgłosem, który rozległ się na klatce schodowej, sprawiając, że Genie serce podskoczyło do gardła.
Na Welesa, przecież jeśli napił się kawy, to za chwilę powinien paść! I miał to zrobić na kanapie, bezpiecznie!
Z czystą paniką w oczach ruszył za nim, przez chwilę zastanawiając się, czy nie wziąć ze sobą poduszki. Przecież jeśli go teraz zmiecie, to może upaść na ziemię, spaść ze schodów, rozbić sobie głowę, zabić się. Chciał go tylko odwieść od pomysłu szukania Sedova, nie chciał przyczyniać się jego śmierci. Gdyby teraz znienacka zwalił się na ziemię, Gena szczerze wątpił, by zdołał go skutecznie złapać: wyglądał na zdecydowanie cięższego niż on. Serce niemal wyskoczyło Braginowi z piersi, a w uszach słyszał szum krwi, kiedy wyszedł za nim na korytarz, modląc się do wszystkich bogów, żeby mężczyzna nie runął teraz w dół.
Dimitry jednak wcale nie wyglądał, jakby miał zaraz się przewrócić, wręcz przeciwnie, wyglądał całkiem rześko. Prawdopodobnie w przeciwieństwie do Geny, którego oddech nagle się spłycił i zaczął świszczeć.
O bogowie, co on najlepszego wyprawiał. Prawie zabił człowieka. Wbrew temu, co ślubował na studiach, ktoś mógł całkiem intencjonalnie przez niego zginąć. Przysięgał pomagać, a nie szkodzić, co mu przyszło do głowy z tym eliksirem? Dlaczego w ogóle pomyślał, że to dobry pomysł? Przecież było tysiąc innych wyjść z tej sytuacji, a on wybrał coś, co mogło zaszkodzić drugiej osobie.
Nie jestem taki – wymamrotał niemrawo, opierając się ciężko ramieniem o framugę drzwi. Pytanie Ovechkina zupełnie zignorował, będąc kompletnie przerażonym tym, co mogło się stać przez jego głupią decyzję. Skoro coś takiego przychodziło mu do głowy, to zdecydowanie nie zasługiwał na to, by stać się magomedykiem.
Powoli i z wyraźnym ociąganiem wrócił do mieszkania, podpierając się po drodze ścianą. Opadł w końcu ciężko na kanapę, od razu opierając się łokciami na kolanach i pochylając się do przodu, żeby ukryć swój wyraz twarzy i jednocześnie ułatwić sobie oddychanie. Jeszcze nabawi się przez to wszystko ataku. Zamknął oczy, starając się uspokoić i unormować oddech.
Powoli. Już dobrze. Uspokój się.
Powtórzył te słowa parę razy, zanim znienacka się podniósł, tak zamaszyście, że przez zupełny przypadek strącił kubek swojego gościa. Chyba nie zdążył się z niego napić? Inaczej już by leżał. Tym lepiej, już się nie napije.
Najmocniej przepraszam, straszna ze mnie niezdara! – Starał się wyglądać zupełnie normalnie, kiedy niemal w podskokach ruszył do kuchni, żeby zaparzyć wodę na następną kawę, a także upić ukradkiem lekarstwa ze swojej fiolki. – Zrobię ci jeszcze jedną. Czy wolałbyś może jakieś zioła na wzmocnienie? Mam też odpowiedni eliksir. Wyglądasz na przemęczonego. A może zrobić ci kanapkę? Jesteś głodny? – Zaczął pleść trzy po trzy, nawet nie zauważając, że przeszedł na “ty”, choć może Dimitry wcale sobie tego nie życzył.
W oczekiwaniu na odpowiedź oparł się o ścianę, uroczo uśmiechnięty, choć pojemność jego płuc znacznie się skurczyła, a ból w klatce piersiowej sugerował, że będzie kurczyć się dalej.
Szybko.
Semyon Aristov
Semyon Aristov
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
majętny
przedsiębiorca w rodzinnym biznesie, lichwa
https://magicznarosja.forumpolish.com/t696-semyon-aristovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t749-semyon-aristov#1870https://magicznarosja.forumpolish.com/t750-semyon-aristov#1871https://magicznarosja.forumpolish.com/t748-ikarhttps://magicznarosja.forumpolish.com/f131-zloty-palac-moskwa

Pon Sie 31 2020, 15:06
Semyon bardzo późno zorientował się, że przegrywał tę walkę na słowa – ale wiedział, że przegrywał ją na pewno. Nigdy wcześniej nie spotkał kogoś, kto tak jawnie wodziłby go za nos, jednocześnie zupełnie nie kontratakując. Owszem, niektórzy próbowali bezpośredniości, ale zawsze wynikała ona ze strachu, była ostatnią próbą obnażenia kłów, zanim Semyon miał je dostatecznie utemperować. Gennadiy zachowywał się inaczej. Nie panikował w żaden widoczny sposób, nie reagował agresją albo strachem, tylko wydawał się… całkiem dobrze bawić całą sytuacją, jakby nie było w niej cienia zagrożenia. Ale było, musiało być. Bo jeżeli Semyon rzeczywiście stracił już swoją najcenniejszą umiejętność, to stawał się bezużyteczny. Jeżeli nie potrafił już wywołać strachu, to jak, do cholery, miał wykonywać swoją pracę?
Może zabrał się do tego wszystkiego od złej strony. Może ten jeden raz nie docenił przeciwnika. Może powinien był przestudiować sytuację, zanim zaczął rzucać groźbami, skoro one akurat nie robiły najmniejszego wrażenia. Tylko jakie inne wyjście pozostawało? Jak miałby skłonić Gennadiya do wyjawienia prawdy, której on nie chciał za żadną cenę wyjawić, jeśli nie używając gróźb albo przemocy? Semyon dawno zaprzepaścił szanse na spokojną cywilizowaną rozmowę, która – jak na ironię – dałaby zapewne lepsze efekty niż całe przedstawienie, które zagrał ku jego uciesze. Nie jestem mistrzem pierwszego wrażenia. Nigdy nie zakładał, że p o w i n i e n nim być.
Pierwszym, co zauważył Semyon, gdy słuchał następnych słów Geny, było to, że bransoletka nie zacisnęła się na jego nadgarstku ani razu. Dopiero potem dotarł do niego sens tych słów. Mógł odczytać je tylko na jeden z dwóch sposobów: albo ten chłopak pouczał go, wytykając przy tym wady, albo próbował… brzmieć przyjaźnie. Semyon nie wiedział, co mogło być gorsze – o ile krytykę mógł puścić mimo uszu, z ciepłym, przyjacielskim nastawienie nie spotykał się wcale. Dłużnicy nie mieli go lubić, to było zawsze jasne dla obu stron, a ewentualni postronni raczej przymykali oczy na sytuację, nie chcąc wpakować się w kłopoty, które ich nie dotyczyły. Gena… łamał wszystkie poprzednie schematy. Czy wynikało to z głupoty, czy przeciwnie – ze sprytu, nie miało żadnego znaczenia, bo Semyon czuł się pokonany.
Milczał przez cały czas, gdy Gennadiy przygotowywał kawę, a potem, gdy wypadł z mieszkania, stracił całą nadzieję na znalezienie Goryi. Nie miał żadnych wskazówek, żadnego solidnego tropu – jedynie gdyby właśnie wtedy dłużnik cudownie wpadł mu w ręce na klatce schodowej, wróciłby do domu z tarczą. Życie byłoby jednak zbyt proste, gdyby Semyon dostał cokolwiek bez żadnego wysiłku. Nie uważał tego za okrutność losu, ponieważ los nie mógł być okrutny, ale czasem łatwiej byłoby mu zrzucić niepowodzenia na karb kaprysu Welesa. Szkoda, że dawno temu przestał wierzyć w celowość wszechświata. To ludzie krzyżowali mu plany i to oni powinni za to odpowiadać.
Nie zrozumiał, dlaczego Gena stał za nim jeszcze bledszy niż wcześniej i wpatrywał się wielkimi oczami w przestrzeń przed sobą. Semyon nie usłyszał odpowiedzi na swoje pytanie, więc po prostu wszedł do mieszkania za jego właścicielem, który wydawał się ciągnąć nogi za sobą. Przed chwilą zachowywał się normalnie, pomyślał, ale już dawno zrezygnował z doszukiwania się we wszystkim potencjalnej pułapki. Tym razem wydawało się to na tyle prawdziwe, na ile tylko mogło. Może pomyślał, że to naprawdę Gorya?, zastanowił się. Takie wytłumaczenie pasowało w pewien sposób – jeśli ukrywał dłużnika, z pewnością nie chciał, aby wpadł prosto w łapy swojego oprawcy. Ale skąd ta nagła słabość? Nie wiedział.
Nie szkodzi – odpowiedział szybko. Rozlana kawa nie obchodziła go właściwie wcale, nawet jeśli pachniała tak dobrze.
Nie zdążył zatrzymać Geny w salonie i wydawało się, że ciężko byłoby go zatrzymać w ogóle – pospieszył do kuchni jakby w amoku, podskakując albo kulejąc, ciężko było to ocenić. Semyon nie czuł się wcale zmęczony, przynajmniej fizycznie, nawet jeśli według Gennadiya na takiego wyglądał. Miał wrażenie, że ten słowotok nie miał konkretnego celu poza ukryciem czegoś. Może coraz ciężej było mu udawać naiwnego i nerwy zaczynały przejmować górę nad sprytnie opracowaną taktyką? Może cały ten czas nie czuł się tak pewnie, na jakiego wyglądał i teraz ta maska pękała? Odpowiedzi nie były jasne, ponieważ rzadko kiedy bywały, dlatego Semyon podążył wolniejszym krokiem w stronę kuchni.
Zmarszczył brwi, gdy zobaczył błogi i jakby nieobecny uśmiech na twarzy Geny opierającego się plecami o ścianę. Dopiero wtedy pomyślał, że to mógł być atak jakiejś choroby. Nie znał się na tym prawie wcale, co odkrył, kiedy Daria leżała w szpitalu po wybuchu. Nie potrafił więc ocenić niczego obiektywnym okiem, mógł tylko działać zgodnie z podszeptami instynktu. A ten kazał mu pomóc Gennadiyowi. Nawet jeśli ten w chwili słabości wciąż starał się sprowokować go przejściem na „ty”.
Nie wyglądasz dobrze – powiedział, próbując jakoś przeniknąć ten enigmatyczny uśmiech. – Coś się stało? – Nie minęły dwa tygodnie, a znów musiało okazać się, że nie potrafił pomagać – umiał tylko niszczyć. Nie wiedział, o co powinien pytać, ponieważ nie znał potencjalnych odpowiedzi.
Rozejrzał się po kuchni w poszukiwaniu jakiejś wskazówki. Nawet jeżeli znajdowała się tu jakaś poszlaka, to małe pomieszczenie potrafiło zatrzymać dla siebie sekrety jeszcze lepiej niż jego właściciel. Wszystko wyglądało na dość standardowe wyposażenie kuchni – przynajmniej Semyon wnioskował tak, porównując ją z tą w mieszkaniu Antona. Różnica rozmiaru i zapewne jakości mebli mówiła jedynie o różnicy stanu majątkowego między nimi, która była raczej oczywista od początku.
O co chodzi?, zapytał i odpowiedziała mu pustka. Nie miał pomysłów. Popatrzył jeszcze raz na Genę, licząc, że zamierzał udzielić mu choćby jednej odpowiedzi tego felernego dnia. O co chodzi?
Żywia
Żywia
https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/

Pon Sie 31 2020, 15:07
Nie potrafił uwolnić się od myśli, że prawie zabił człowieka.
Choć Dimitryowi nie stała się żadna krzywda, bo najwyraźniej nie zdążył napić się zaprawionej eliksirem kawy, Gena wiedział, że było o krok od tragedii i właściwie jedynie przez przypadek stało się inaczej. Bogowie musieli czuwać nad Ovechkinem, gdyż wystarczyłoby, że hałas na korytarzu rozległby się parę sekund później, a mógł być sprawcą okropnej tragedii. I to przez kogo? Przez Goryę, który prawdopodobnie nigdy nie zdobyłby się na tak uparte ukrywanie miejsca pobytu Bragina, gdyby akurat zaszła taka potrzeba. Choć nawet nie o sam fakt ukrywania go chodziło, a o sposób, w jaki to robił. Nigdy, przenigdy nie spodziewałby się po sobie, że posunie się do takich środków. Zaprzeczających nie tylko jego naturze, ale także sprzeniewierzających się wszystkiemu, do czego się zobowiązał jako magomedyk. Co prawda wcale nie zamierzał robić Dimitryowi niczego złego, ale mógł się spodziewać, że nie będzie w stanie przewidzieć jego zachowania i nie wszystko pójdzie po jego myśli – dopóki nie przywiązałby go do kanapy, nie mógł zakładać, że to właśnie na niej zaśnie, skoro wokoło mogło zadziać się tyle rzeczy. Chociażby taki prosty fakt, że Sedov użyłby dzwonka, który dałby Genie znać, że pacjent potrzebuje w jakiejś kwestii pomocy – to mogłoby się stać w każdej chwili. Gorya miał spać kamiennym snem, nie niepokojony przez nikogo i przez nic, ale mógł chociaż nagle zachcieć mu obwieścić, że jest głodny – wobec czegoś takiego nie mógłby już go wybronić przed Ovechkinem. Sam taki dzwonek mógł spowodować, że jego gość poderwałby się z kanapy tuż po wypiciu paru łyków kawy i widowiskowo padł na ziemię, a akurat w jego mieszkaniu nie brakowało kantów, o które można rozbić głowę.
Był strasznie głupi. Co on sobie wyobrażał wymyślając tak poronioną intrygę, byleby tylko trzymać Ovechkina z dala od swojej piwnicy. Stosując takie chwyty upodabniał się do środowiska, w którym co prawda się obracał, ale z którym nigdy się nie utożsamiał. Stawał się podstępny, a nie po prostu sprytny, a jego intencje, choć nieświadomie, prowadziły do zła. Chyba nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby dzisiaj na jego oczach ziściłby się najgorszy scenariusz ze wszystkich, jakie sobie wyobrażał: zamiast uratować człowieka, doprowadziłby do jego krzywdy, a może nawet i śmierci.
Nie był taki.
To, w jakim miejscu mieszkał, nie świadczyło o tym, jaki był.
Czuł, jak z emocji trzęsą mu się dłonie. Stres spowodowany tą sytuacją prawdopodobnie sprowokował też atak choroby, którą, co zauważył z zaniepokojeniem, ostatnio wywoływało więcej czynników i choć się starał zapanować nad napadami duszności, nawet jego aromatyczne maści nie dawały takiej gwarancji jak wcześniej. Czy moment, w którym utonie w ciemności nastąpi u niego jeszcze szybciej niż u jego ojca? Zastanawianie się nad tym przyprawiało go o dreszcze, więc tylko pokręcił głową do własnych myśli.
W panice myślał jeszcze o tym, co by tu zrobić, żeby Dimitry nie przyłapał go na duszeniu się, ale z każdą chwilą stawało się jasne, że nie da rady długo utrzymywać, że wszystko jest z nim w jak najlepszym porządku. Najszerszy uśmiech nie mógł przykryć tego, że z każdym oddech coraz bardziej świszczał i coraz bardziej kulił ramiona. Ovechkin nie miał iść za nim do kuchni, w której i tak ledwo było miejsce dla jednej osoby, a przy dwóch robił się już tłok, miał zostać w salonie i zająć się sobą, a nie oglądać wszystko, co składało się na kwintesencję jego żałosnej osoby.
Pokręcił tylko głową w odpowiedzi na jego pytanie, gorączkowo przeszukując kieszenie spodni, gdzie spodziewał się znaleźć fiolkę ze swoim lekarstwem, ale której tam zwyczajnie nie było. Serce gwałtownie przyspieszyło bicie, kiedy obszukiwał jeszcze kieszonki koszuli i głośno dudniło, gdy gorączkowo rozglądał się po kuchni.
Coraz bardziej zanurzał się w ciemności, klatka piersiowa zaczęła pulsować tępym bólem, a jego oddech stał się szybki i urywany. Zachwiał się i ze strachu, że zaraz wyląduje na podłodze, próbując złapać powietrze niczym ryba wyciągnięta z wody, chwycił się pierwszego stabilnego punktu, na jaki natrafiła jego ręka, a który okazał się być ramieniem Dimitrya. Chyba jednak nie obejdzie się bez jego pomocy.
Gdzie położyłem tę przeklętą fiolkę?
Mógłbyś. Otworzyć. Okno. Proszę? – Jego głos był cichy i mówił bardzo powoli, z wyraźnym wysiłkiem. Lekarstwo, jak sobie przypomniał, powinno stać na szafce nocnej w sypialni, ale chyba miałby problemy dojść tam inaczej niż na czworakach. Czy będzie musiał tak się upokorzyć przed swoim gościem? – W sypialni. Stoi. Fiolka. Potrzebuję. Jej – wymamrotał cicho, trzymając się kurczowo jego ramienia, które chwilę później puścił na rzecz przylgnięcia do ściany. Krzesło z kuchni stało chyba w przedpokoju, ugh.
Modlił się do wszystkich bogów, żeby Ovechkin zrobił to, o co go poprosił, bo inaczej znowu stanie się to, czego od dzieciństwa obawiał się najbardziej.
Utonie.
Semyon Aristov
Semyon Aristov
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
majętny
przedsiębiorca w rodzinnym biznesie, lichwa
https://magicznarosja.forumpolish.com/t696-semyon-aristovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t749-semyon-aristov#1870https://magicznarosja.forumpolish.com/t750-semyon-aristov#1871https://magicznarosja.forumpolish.com/t748-ikarhttps://magicznarosja.forumpolish.com/f131-zloty-palac-moskwa

Pon Sie 31 2020, 15:07
Chociaż nie do końca przemyślał swoją decyzję, podjął ją, a więc musiał teraz znaleźć jakiś sposób, żeby Gena nie umarł – albo cokolwiek miało mu się właśnie stać. Gdzieś w głębi umysłu tłumaczył swoje działania tym, że opuszczenie mieszkania z denatem w środku rzucałoby na niego podejrzenia i mogło ewentualnie zakończyć się więzieniem. Mimo to czuł, że ponad tą ładną, racjonalną historyjką było coś więcej. Semyon nie chciał, żeby człowiek, który potraktował go jak gościa pomimo nieproszonego wtargnięcia, doznał jakiejś krzywdy i to nie z jego rąk. A może to wszystko nadal wynikało z tego, jak czuł się wtedy, po wybuchu, ściskając dłoń Darii i zastanawiając się, jak mógł być tak silny i tak bezużyteczny jednocześnie. Nie wiedział.
Niewiedza nigdy jednak nie powstrzymała go od działania. W myślach poganiał Genę, żeby szybciej dukał swoje zduszone komendy, zanim miał zemdleć czy cokolwiek gorszego. Kiedy tylko usłyszał słowo „okno”, zaczął szarpać się z uchwytem i po kilku sekundach otworzył je na oścież, wpuszczając do środka falę moskiewskiego powietrza – ciężko byłoby nazwać je świeżym, zwłaszcza w tej części miasta. Gdzieś w dźwięku opornej klamki zapodziało się ciche „proszę”. Semyon zdziwił się, że podczas wyścigu z czasem Gennadiy miał ochotę być uprzejmy, jakby mógł mu odmówić. Właściwie to było głupie, bardzo głupie. Jedno słowo mogło czasami przeważyć o życiu. Ale Semyon odkrył, że ciężko było mu złościć się teraz, kiedy miał działać.
Mów krótko i oddychaj – rozkazał, nie potrafiąc udzielić żadnej lepszej rady. Liczył, że to nie był pierwszy raz i Gena miał jakiś lek na swoją przypadłość.
Okazało się, że tak było. Dopiero próbując odejść w stronę sypialni w poszukiwaniu fiolki, Semyon zorientował się, że Gennadiy uczepił się jego ramienia, ściskając kurczowo materiał marynarki. Spojrzał wymownie w oczy prawie sztywnego chłopaka, próbując dać mu do zrozumienia, że musiał go puścić. Wszystko wydawało się dziać bardzo wolno – poczuł, że uścisk zelżał, potem Gena powoli przechylił się w kierunku ściany, opierając się o nią całym ciężarem. Szybciej, krzyknął na niego w duchu, ale nie chciał marnować czasu ich obojga na bezsensowne komendy. Po prostu wolałby, gdyby trochę się pospieszył. Czasem jedna sekunda mogła zaważyć o życiu, na przykład o życiu Darii w Domu Towarowym… Przestań.
Oczywiście nie miał pojęcia, gdzie szukać fiolki, więc kiedy omiótł spojrzeniem pomieszczenie i nie zobaczył nic w kształcie małej buteleczki, wyciągnął różdżkę.
Vrakanye – powiedział, zakreślając czubkiem różdżki szeroki okrąg, starając się skupić na fiolce. Zza lampy stojącej na stoliku nocnym wyleciała drobna buteleczka, którą na szczęście złapał.
Co ja robię?, zapytał się, zastygając w drzwiach sypialni. Popełnił ten sam błąd w Domu Towarowym, gdy spojrzał w oczy tamtemu starszemu mężczyźnie przywalonemu gruzami. Pomógł mu, tak, ale zaryzykował, że zwali się na niego dach budynku. Czym teraz ryzykował? Sam nie wiedział, czy było jakiekolwiek ryzyko – przynajmniej realne, a nie wynikające z tlących się wątpliwości co do powiązań Geny z Goryą. Ale Semyon nie miał żadnego tropu, który doprowadziłby go do dłużnika, więc dodatkowy czas na jego ucieczkę nic nie znaczył. Gdzie był haczyk? Gdzie były konsekwencje tego, że zamierzał pomóc człowiekowi w potrzebie? I co miał zrobić, jeśli nie było żadnych?
Ruszył wreszcie z miejsca i wszedł do kuchni, trzymając w dłoni fiolkę. Zmrużył oczy, zbierając w sobie determinację. Nie był dobry jak Anton, nie pomagał za bezcen i tym razem nie mógł złamać swoich zasad. Dość ich już złamał – i zaprowadziło go to do punktu wyjścia.
Dam ci lekarstwo, jeśli powiesz mi, gdzie ukrywasz Goryę – oznajmił sucho, wyraźnie artykułując swoje warunki. Wybieraj.
Gena musiał go zrozumieć i pozostawało pytanie, jak groźna n a p r a w d ę była jego przypadłość. Przecież nie musiał chronić Goryi za wszelką cenę, nie byli przyjaciółmi – tyle Semyon zdołał wydedukować ze strzępków informacji. Zresztą i przyjaźń czasem nie potrafiła przetrwać takiej próby, miłość również.
Żywia
Żywia
https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/https://magicznarosja.forumpolish.com/

Pon Sie 31 2020, 15:08
Sytuacja zupełnie znienacka stawała się bardzo, bardzo zła.
Gena jeszcze do niedawna myślał, że ma nad wszystkim względne panowanie, że powoli, ale skutecznie odgania od siebie i Goryi potencjalne zagrożenie, że wymyślił sposób, który jest efektywny i jednocześnie nikomu nie robi krzywdy.
Tak bardzo się mylił.
Jeden kiepski pomysł później stał przyklejony do ściany, próbując tak uregulować oddech, żeby nie paść nieprzytomnie na ziemię, żeby zachować twarz i nie stracić przewagi nad Ovechkinem, który zdawał się robić mniej agresywny z każdą minutą, w której musiał wysłuchiwać jego potłuczonej paplaniny.
Na wszystko było już jednak za późno: ból w klatce piersiowej nieznośnie się powiększał, jego oddech był coraz krótszy, a cała przewaga, jaką wydawało mu się, że ma, rozpłynęła się w powietrzu w momencie, w którym Dimitry zażądał informacji o Goryi w zamian za lekarstwo. Spojrzał na niego ogromnie rozczarowany, ale nie zaskoczony – przecież właśnie takiego zagrania się po nim spodziewał. Co lepszego mogło go spotkać od osoby, która już zanim weszła do jego mieszkania, usiłowała rozwalić mu drzwi wejściowe?
Nie powinien mieć żadnych nadziei i oczekiwań w stosunku do człowieka, którego zamiary budziły jego wątpliwości od samego początku, ale jednak, naiwnie jak tylko on potrafił, wierzył, że mężczyzna udzieli mu pomocy bezinteresownie. Zapomniał, że jedyną osobą, która bezinteresownie udziela pomocy w tej okolicy jest on sam i nie powinien oczekiwać tego samego od kogoś, kogo widział po raz pierwszy w życiu. Nic o nim nie wiedział, nigdy nie miał z nim do czynienia, Ovechkin nigdy nie zwrócił się do niego o pomoc, więc nie miał żadnego długu wdzięczności – mógł tylko liczyć na odruch serca, co chyba było bardzo głupie, zważywszy na to, że od początku mu nie ufał.
W zaistniałej sytuacji chyba nie było sensu ciągnąć dalej swojego przedstawienia. Kurtyna opadła w momencie, w którym podążył za mężczyzną na korytarz, w wielkim strachu, że ten zaraz zginie. Zszedł ze sceny, zszedł pokonany i w tej chwili nie mógł nic na to poradzić, nie zostało mu zbyt wiele miejsca do manewrów. Ciemność zbliżała się coraz szybciej, podobnie jak coraz bardziej zwiększał się jego strach: zawsze najbardziej bał się tego, że zostanie sam, a dany atak będzie jego ostatnim. Choć już niejeden raz mierzył się ze swoją chorobą samotnie, nigdy nie zdołał się do tego przyzwyczaić i za każdym razem panika narastała dokładnie tak samo, jak podczas pierwszego objawienia kurzego płucka: przez tyle lat nic się nie zmieniło. Jedynym wsparciem i pocieszeniem była jego siostra – zawsze lepiej znosił ataki, jeśli Zhanna była w pobliżu i trzymała go za rękę, zapewniając, że nie zostawi go samego. Wtedy zawsze było lepiej. Zhanna za każdym razem się o niego troszczyła i dbała o jego komfort, nawet jeśli chwilę wcześniej kłócili się tak, że sąsiedzi słyszeli każdy zarzut, jaki mieli w stosunku do siebie nawzajem.
Teraz też był sam. Dimitriy chętnie pogrążyłby go w ciemności, utopiłby bez mrugnięcia okiem, ton jego głosu i obojętne spojrzenie wyraźnie o tym mówiły. Co mógł zrobić? Poddać się atakowi i liczyć na to, że nie będzie wymagał pomocy magomedyka, czy pertraktować dalej z Ovechkinem, będąc na straconej pozycji?
Beze mnie. Nigdy. Do niego. Nie trafisz – wydyszał, osuwając się coraz niżej po ścianie. Tylko on mógł znieść magiczne zabezpieczenia piwnicy, więc mówił prawdę.
I stało się. Wszystko albo nic, zupełnie jak mawiała jego matka. Wyciągnął swoją ostatnią kartę i mógł liczyć już tylko na to, że szczęśliwą.
Semyon Aristov
Semyon Aristov
Moskwa, Rosja
27 lat
błękitna
majętny
przedsiębiorca w rodzinnym biznesie, lichwa
https://magicznarosja.forumpolish.com/t696-semyon-aristovhttps://magicznarosja.forumpolish.com/t749-semyon-aristov#1870https://magicznarosja.forumpolish.com/t750-semyon-aristov#1871https://magicznarosja.forumpolish.com/t748-ikarhttps://magicznarosja.forumpolish.com/f131-zloty-palac-moskwa

Pon Sie 31 2020, 15:08
Semyon patrzył na sytuację przed sobą i nie widział rozwiązania – tylko dwie opcje, obie odpychające w swojej prostocie. Jedna z nich odrzucała go ze względu na dwadzieścia siedem lat, które poświęcił na budowanie swojego profesjonalnego ego i niezachwianej pewności w biało-czarny świat. Druga zaś obrzydzała nowego Semyona, który zawsze był gdzieś w środku, uśpiony; który wynurzył się na świat pod wpływem przypadku na balu i został, chociaż ciężko było mu w rzeczywistości przyzwyczajonej do dawnych wyborów. Mógł dać Genie lekarstwo lub nie. Był to niezwykle prosty wybór. Właściwie nie powinien się zastanawiać, jeszcze kilka miesięcy temu nie wahałby się dłużej niż kilka sekund. Teraz czekał, nie potrafiąc nawet ruszyć się, zanim nie podejmie decyzji.
Anton by się nie zastanawiał, pomyślał. Widział w Genie jakieś odbicie filozofii magomedyków albo gwardzistów, chociaż nie potrafił stwierdzić dlaczego – może tylko dlatego, że narażał swoje życie, chroniąc Goryę, który nie był dla niego nawet przyjacielem. Semyon nie mógł nazwać tego lojalnością ani układem, ponieważ nie widział śladów jednego ani drugiego. Znów trafił na kogoś, kto reprezentował wartości, z jakimi nie mógł się zgodzić. Znów trafił na dobrodzieja, który pomagał wszystkim wokół, nie zostawiając wiele dla siebie. To było prawie zbyt dobre, żeby było prawdziwe. I Semyon chyba nie uwierzyłby w to, gdyby nie Anton. Teraz wierzył, ale nie rozumiał. Czy to było lepsze? Nie znał odpowiedzi.
Groźba Geny brzmiała pusto mimo jego przekonania o jej prawdziwości. Jeśli Semyon postarałby się, mógł znaleźć inną linię kontaktu z Goryą, omijając pośredników, którzy niepotrzebnie utrudniali mu odebranie długu. Przyszedł po swoją własność, po własność rodu Aristovów, a więc pomijając procent, był tu z czystych pobudek. Dlaczego w takim razie to on musiał pokonywać trudności? Dlaczego to Gorya zajmujący się jakimiś interesami na czarnym rynku chodził wolno po ulicach Moskwy, mając za sobą wspólników nadstawiających karku, żeby nie zdradzić miejsca jego pobytu? Przecież to nie Semyon był kanalią. Przecież robił tylko to, co t r z e b a było zrobić dla rodu. Czysty biznes.
Doszedł do wniosku, że znacznie bardziej podobała mu się naiwna twarz Geny, nawet jeśli nie była do końca prawdziwa. Teraz znów stali po dwu stronach barykady, chociaż wcale nie musiało tak być. Ale tak było łatwiej nie wyjść z wprawy. Tak było łatwiej wrócić do korzeni, do dawnych praktyk.
Niestety. Jesteś w błędzie – wycedził, przejmując poniekąd ton Geny.
Przez chwilę poczuł się, jakby znów był w Domu Towarowym. Pamiętał, jak pomógł starcowi przywalonemu gruzem, nie mogąc znieść jego spojrzenia, a potem jak zostawił na śmierć kobietę próbującą bezskutecznie wyciągnąć kogoś spod zwalonego sufitu. W oczach starca urósł do miana bohatera, chociaż wcale nie chciał nim zostać, a w oczach kobiety – jeśli go zauważyła – nadal był nikim, sylwetką w oddali, ostatnim widokiem za życia. Tym razem nie miał opcji zostania bohaterem, ponieważ nie mógł ochronić Geny przed sobą samym. Pozostała zatem jedna opcja. Semyon mógł mieć jedynie nadzieję, że Gena nie będzie nawiedzać go w snach tak jak tamta bezimienna kobieta.
Obrócił fiolkę w palcach, przyglądając się jej jeszcze przez moment, udając, że nadal ważył decyzję. Starał się nie patrzeć Genie prosto w oczy – nie chciał popełnić tego samego błędu, co w przypadku starca. Zamiast tego przeszedł do salonu i postawił lekarstwo na stoliku, gdzie rozlał dziś kawę. Wiedział, że Gennadiy obserwował każdy jego ruch. Jeśli nie chciał mu pomóc, dlaczego Semyon miał odgrywać doktora? Do tej roli brakowało mu umiejętności i bezinteresowności.
Do widzenia – rzucił sucho, odwracając się.
Kiedy wyszedł z mieszkania, odkrył, że jego kroki stały się niesamowicie ciężkie, jakby coś ciągnęło go z powrotem. Jak zawsze zignorował te odruchy, cokolwiek to było. Postąpił właściwie, dokładnie tak, jak postąpiłby przed styczniem. Czy nie powinien być zadowolony, że starał się sumiennie wypełnić obowiązki wobec rodu? Nie wiedział. Zadowolenie w końcu rzadko chodziło w parze z obowiązkami dziedzica. Nauczył się z tym żyć, mógł więc równie dobrze z tym umrzeć.

Semyon z tematu
Sponsored content


Skocz do: